#22 - Gerard Pique i opony zimowe, cz.1

|
Mamy już astronomiczne lato, ale to wcale nie oznacza, że nie możemy pomyśleć o zabezpieczeniu samochodu na trudne, zimowe czasy. Środkowy obrońca reprezentacji Hiszpanii doskonale o tym wie, dlatego pomoże nam w doborze najlepszych łańcuchów na nadchodzącą śnieżną zimę. Ponadto w tym opku czekają nas niespotykane momenty, kucyki i kucharze lubiący przekąsić czasem ludzinę.
Indżojcie, póki Euro trwa!

PLUS GRATIS: Na trójmiejskich przystankach pojawiły się ogłoszenia dotyczące korepetycji z seksu.
Fabregas...




 – … I zapewniam was, że jeżeli nie pokażecie pełnego profesjonalizmu i dowiem się, że któreś z was poszło do łóżka z piłkarzem, od razu dostanie wymówienie – powiedziałam z groźbą w głosie. 
Oho. Ktoś tu dobrze zna opka.
[Myślę, że nie będzie to wielkim spoilerem, jeśli napiszę, że powinna wręczyć wymówienie sama sobie?]


            Rozejrzałam się po załodze mojego hotelu (ahoj!) i zauważyłam, że nasz kierowca Igor uniósł rękę.
Wyjątkowo szybko przechodzimy dziś do zagadki dla czytelników.
„Nasz kierowca Igor” w rzeczywistości jest kierowcą:
a) hotelu?
b) załogi (ahoj!)?
c) szalikowców-radarowców?
d) boChaterki mówiącej o sobie w pluralis maiestatis?
Nagroda główna za prawidłową odpowiedź to tygodniowy pobyt w hotelu Godlewskiej z Pique!


– Tak, Igor? – spytałam, zdając sobie sprawę z tego, iż nie ma on zamiaru powiedzieć niczego poważnego.
            – Tak tylko hipotetycznie – uśmiechnął się – jeżeli nie pójdzie się do łóżka, a po prostu…
            – Możecie wracać do pracy, dziękuję – ucięłam chłopakowi, unosząc przy tym dłoń w odpychającym geście.
Możemy tylko snuć przypuszczenia, cóż to mógł być za gest.

Odwróciłam się na obcasie z zamiarem udania się do swojego biura i ostatecznego sprawdzenia wszystkich spraw związanych z przyjazdem kadry hiszpańskiej, która miała zawitać w Rialto późnym popołudniem. Zawodnicy oraz ich przełożeni zaplanowali długi, bo aż dwutygodniowy pobyt we Wrocławiu.
Pozazdrościli Niemcom kolonii, a że z Wrocławia najbliżej w góry...

 A wszystko to, by odpowiednio się przygotować i godnie rozpocząć Mistrzostwa Europy.
Jest taka niepisana zasada – nie możesz grać na Euro, jeśli wcześniej nie przejechałeś tramwajem koło Hali Ludowej. True story.

Nie byłam z tego powodu zadowolona. Od innych właścicieli wiedziałam do czego zdolni byli Hiszpanie, szczególnie po ich wygranej w RPA.
Johannesburg do tej pory nie otrząsnął się po „tańczymy labada” w wykonaniu Puyola i del Bosque.

Jednak menadżer, Alicja, przekonała mnie, iż możliwość bycia hotelem dla drużyn UEFA, było idealną promocją. 
BoChaterko, jeśli hiszpańscy piłkarze składają u ciebie, ekhm, wizytę, to nie oznacza jeszcze, że jesteś dla nich hotelem. Choć przyznam szczerze, że eufemizm dość zgrabny.

Szczególnie, że Rialto nie miał jeszcze tak dobrej reklamy, a we konkurencja we Wrocławiu nie spała. W związku z Euro wybudowano między innymi dwa Hiltony oraz Platinum Palace – miasto przeżywało swój czas rozwoju.
Dwa Hiltony, siedem salonów Ferrari, a sklepów Chanel jest tam już więcej niż Biedronek. Tylko tego Dworca Głównego coś skończyć nie mogli...

– Masz jeszcze jakieś inne ważne pytanie? –  zwróciłam się do Igora, gdy ten zrównał się ze mną, a następnie zawadiacko uśmiechnął i przeczesał dłonią włosy.
            – Tylko dbałem o dobro Kubusia – wytłumaczył.
            – A ja już się bałam, że tobie też udzieliła się ta atmosfera i zaczęły ci się podobać nagie torsy…
            – Karolina, przecież wiesz, że wolę twoje…
”Twoje torsy są takie umięśnione...”

 Spojrzałam na zegarek. Była w pół do pierwszej (godzina taka była), a piłkarze mieli planowany przylot o szesnastej. Igor na pewno nie musiał nikim się zajmować, a ja mogłam się wyrwać na godzinę.
To wygląda jak zadanie matematyczne z pierwszej klasy podstawówki. ”Ile godzin zostanie Karolinie od lunchu z zakochanym w niej podwładnym do pierwszego spotkania z Tró Loff na lotnisku?”

Pomimo, że blondyn miał za sobą nieciekawą przeszłość, w tym nieskończone studia i narkotyki, mogłam mu zaufać. Bo ludzie się zmieniają. Poza tym był cholernie przystojny i dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie.
Myślę, że tajemnica zaufania kończy się na „był przystojny”.

Westchnęłam, poczym założyłam na oczy okulary przeciwsłoneczne i zaczekałam, aż Igor otworzy mi drzwi pasażera.
”Dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie”, ale swoje miejsce musi znać! Nie ma spoufalania!

Chwilę później staliśmy już w oczywistych, wrocławskich korkach.
Były bardziej oczywiste czy bardziej wrocławskie?

Jestem strasznie zmęczona – jęknęłam, rozkładając nogi na materacu w Osyako.
O nie, a Migelito zabrał swój Porn Alert!

– Nie widać tego po tobie – powiedział ze szczerością w głosie. – W hotelu każdego obdarzasz uśmiechem.
            – To moja praca – mruknęłam.
”Po czym zdjęłam różową perukę i czerwony nos i zaczęłam zmywać makijaż klauna”.

– Szkoda, bo teraz nie odpoczniesz – rzekł, siadając na materacu.
            Oparł się o ścianę i przełożył sobie moje nogi przez jego, poczym (drugi raz – to nie literówka) zdjął niebotycznie wysokie obcasy, które nosiłam tego dnia i zaczął masować me stopy.
*naprędce wycina czerwony kwadracik*

Całe szczęście, że jest Alicja i trzyma wszystko w ryzach. To najlepszy menadżer, jakiego poznałam.



Tak. Miałam dwadzieścia osiem lat, hotel w spadku po ojcu (który przedwcześnie podzielił majątek [tzn. zanim umarł? To chyba normalne]), żadnego mieszkania, ani nawet samochodu i rodziny.
O matko! Nawet samochodu! Wstydź się!

 Znów zamknęłam oczy, ale poczułam, iż Igor zaprzestał masażu, więc otworzyłam je. Spojrzałam na niego pytająco.
Zły niewolnik, nie dostać kiełbasa!

Wyciągnął w moją stronę swoją rękę, a kiedy ją chwyciłam, przyciągnął mnie do siebie. Przełożyłam przez niego jedną nogę i spojrzałam mu prosto w oczy.
Zaczyna się - blogaskowa kamasutra. *przykleja starannie kwadracik na ekran*

Uśmiechnął się, a ja chwyciłam jego twarz w swoje dłonie i delikatnie go pocałowałam.
            – Wróć na studia, pomogę ci – szepnęłam.
”Zrobię ci ściągi”.

            Nawet nie zauważyliśmy, kiedy kelnerka przyniosła nasze dania.
Kelnerka z pewnością dokładnie zapamiętała pozycję Karoliny i Igora – na coś takiego nawet Fabregas by nie wpadł.

 Spóźnieni o niecałą godzinę wyszliśmy na uliczny skwar. Cała Świdnicka była zakorkowana i zwątpiliśmy, czy zdążymy na przywitanie piłkarzy. Stanęliśmy przy samochodzie, patrząc z niesmakiem na sznurek samochodów stojących w miejscu. 
Dobra, ja wiem, że Wrocław ze względu na budowę głównych arterii jest wiecznie zakorkowany – ale u licha, działają tam przecież światła, jest jakiś ruch! To jest centrum miasta, na bora!

– Coś nie tak? – zapytał Igor, widząc moją nietęgą minę.
            – Mój znajomy, który pracuje na lotnisku, napisał mi właśnie, że przylecieli wcześniej i wsiedli już do autobusu.
Godlewska ma wtyki w całym Wrocku. Uważaj, Pique, na twoim miejscu rozejrzałabym się dokładnie po łazience, zanim weszłabym pod prysznic.

Oparłam łokcie o samochód i jeszcze raz omiotłam wzrokiem korek. Wtedy moje spojrzenie napotkało nadjeżdżający tramwaj.
*włącza romantyczną muzyczkę*

W ostatnim momencie wskoczyłam do drugiego wagonu i łupem szczęścia znalazłam w portfelu bilet.
Ciekawe, komu to szczęście ukradła.

Po kilku minutach byłam już przy hali targowej, z której szybkim krokiem przeszłam na bulwar Włostowica.
Topografia stolicy Dolnego Śląska dla zielonych.

Kiedy znalazłam się przy katedrze, mogłam już zauważyć dwa wielkie autokary i stojących przy nich mężczyzn, ubranych w eleganckie, jednakowe garnitury. 
Aaa, wycieczka z Niemiec (kto był przy wrocławskiej Katedrze, ten wie, o czym mówię)! Tylko dlaczego mają garnitury, a nie kurtki turystyczne i wielkie plecaki?

Wchodzili już do środka wielkiego holu, kiedy się z nimi zrównałam.
Skoro byli przy Katedrze, to raczej do nawy głównej wchodzili. Chyba, że ich arcybiskup na mszalne zaprosił.

 I wtedy go zobaczyłam. Jedno spojrzenie w głąb niesamowitych, niebieskich oczu. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś takiego. W moich uszach zapanowała błoga cisza, a budynki wokół mnie rozmyły się, tworząc swobodne wzory.
I tu powstaje pytanie: czego dosypała jej kelnerka do obiadu?

Zorientowałam się, iż on również musi to przeżywać.
”To polskie żarcie nigdy mi nie służyło”, pomyślał Pique.

Omiotłam wzrokiem jego twarz, szlachetną z kilkudniowym zarostem. 
Gerard Pique herbu Boenisch.

Mężczyzna nagle wyciągnął lewą rękę w szarmanckim geście, by mnie przepuścić. Zwróciłam swoje oczy na buty i zrobiłam jeden krok, poczym znów na niego spojrzałam. Rzuciłam wdzięczne gracias.
I przepraszające perdón.

Kiedy weszłam do ogromnego holu, w środku było już kilku piłkarzy. Większość z nich siedziała na kanapach, zadowoleni z brylujących wokół nich kelnerek z przekąskami.
Kelnerki podawały przekąski w tak zachwycający sposób, że lada moment czeka je transfer do Gesslerów.

– Karolina Godlewska, jestem właścicielką tego hotelu – przedstawiłam się po hiszpańsku.
            Całe szczęście, że spędziłam roczną wymianę w Hiszpanii, a dokładniej w Madrycie, kiedy jeszcze studiowałam.
            – Vicente del Bosque – odpowiedział i potrząsnął moją dłonią.  – Jak to dobrze, że mówi pani po hiszpańsku.
            – I zapewne wychwala teraz nowy dialekt angielski, który wymyślił – mruknęła pod nosem Alicja w ojczystym języku.
Co?! Czy ktoś może mi wyjaśnić sens tego wtrącenia? Mam wrażenie, że aŁtorce przypadkowo wcisnął się Ctrl + V.

Kiedy czekaliśmy na windę, trener obrócił się i pogroził komuś palcem. Podążając za jego wzrokiem zobaczyłam, że del Bousque wymieniał spojrzenie z tym piłkarzem, z którym chwilę wcześniej przeżyłam niespotykany moment .
Pique powinien zakładać klapki na oczy, skoro pierwsza lepsza kobieta, na którą spojrzał, przeżywa z nim „niespotykane momenty”.

 Mężczyzna szeroko się uśmiechał, pokazując przy tym idealny rząd górnych zębów (dolny stanowił koszmar ortodonty), trzymając niższego piłkarza za szyję. Ten po sekundzie uwolnił się z jego uścisku, poczym (czym?) go odepchnął i odbiegł.
            Dzieciaki.
            – Kiedy razem się dobiorą… – westchnął del Bosque, na co jedynie sztucznie się uśmiechnęłam.
- ...do boChaterki jakiegoś opka – kontynuował trener – to święte zBoże nie pomoże. Ciągle te niespotykane momenty.

 – Mam nadzieję, że podróż minęła bez problemów – zaczęłam rozmowę.
            – Tak, zebraliśmy się szybciej niż się spodziewaliśmy – pokiwał głową. – Do tego policja eskortowała nasze autobusy przez miasto i w dwadzieścia minut byliśmy na miejscu.
            Otworzyłam oczy ze zdziwienia. Eskortująca piłkarzy policja? Tylko w Polsce.
Policja eskortowała nie piłkarzy, a Pique – gdy dziewczyny się dowiedziały, jakie momenty można przeżyć, gdy on na nie spojrzy, rzuciły się jak analizator na blogaska.
[Tylko w Polsce? 0:42, nie dziękujcie].


Na pewno już pan zauważył, że hotel jest do waszej dyspozycji przez cały, dwutygodniowy okres pobytu. Przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Czyli mają lepsze warunki niż Niemcy, którzy musieli wracać przed dwudziestą drugą, bo zaczynała się cisza nocna w obozie.

Czy oprócz wytycznych, co do jadłospisu i rozkładu dnia piłkarzy ma pan jakieś zalecenia, prośby?
            – Tak. Żadnych kobiet do towarzystwa – rzekł twardo.
A co z mężczyznami?

  – Może pokaże pani drużynie hotel? Zanim wyjdziemy zwiedzać? – poprosił.
”Chłopcy bardzo chcieliby zobaczyć Panoramę Racławicką. Jutro pojedziemy do aquaparku, ucieszą się”.

Zeszliśmy znów do holu, mijając po drodze rozgaszczających się piłkarzy. Każdemu z nich trener nakazywał zejść na dół, a oni wbrew (słownikowi) mojemu zdziwieniu robili to bez najmniejszego mrugnięcia okiem lub zawahania.
- Xavi, myślisz, że zobaczymy zoo?
- Chciałbym, Andres, mają tu podobną całą rodzinkę niedźwiedzi!
- Łaaał!


Stanęłam obok Kuby, który wdzięcznie uśmiechał się do piłkarzy. Chwycił mnie za ramię i mruknął pod nosem „dzięki”. Chwilę później stanął przede mną ten sam mężczyzna, którego wcześniej trzymał niebieskooki.
...ciemnowłosy, bladolicy...

– Witamy w hotelu Rialto – uśmiechnęłam się promiennie.
            – Buenos dias – odpowiedział, również zaszczycając mnie uśmiechem.
Zaraz! Godlewska mu powiedziała po polsku, a on zrozumiał lub nie i zaczął nadawać po hiszpańsku? AŁtorko, motasz się.

Nagle zapanowała dziwna cisza, ponieważ wciąż czekałam, aż brunet poda swoje nazwisko.
Naczytała się opek o Szmalu...

Piłka nożna naprawdę mnie nie interesowała. Wciąż się uśmiechając obróciłam nieco głowę, na znak, że go słucham. On zrobił to samo i jeszcze zmarszczył czoło.
– Wszyscy oczekują, że znasz ich nazwiska – szepnął do mnie niezauważalnie Kuba.
            Oczywiście.
            – Pańska godność – rzekłam jak najmilszym tonem.
            – Fabregas. Francesc.
- Ach, czytałam pańską książkę! Mogę prosić o autograf na pierwszej stronie? Najlepiej z dedykacją!

  – Co powiedział recepcjonista?
            – Że jest pana wielkim fanem, panie Fabregas – wyjaśniłam, powstrzymując się od śmiechu.
            – Dżienkujej – zwrócił się do Kuby Hiszpan, wywołując u niego głębokie westchnięcie.
            Kuba był już cały do jego dyspozycji.
A to wszystko przez to, że del Bosque nie wspomniał o mężczyznach do towarzystwa...

 Zapamiętałam jeszcze kilka nazwisk w tym Pedro, Hernandez, Alonso i Torres. Wszyscy byli wyjątkowo mili i pozytywnie nastawieni. Na jakiś czas zupełnie zapomniałam o wszystkim, co o nich słyszałam.
Zaraz, jak to było... „Piłka nożna naprawdę mnie nie interesowała”.

– Cisza! W tym hotelu spędzimy najbliższe dwa tygodnie. Macie tu wypocząć, by w jak najlepszej formie rozpocząć Mistrzostwa i obronić tytuł. Właścicielka hotelu …
            – Karolina Godlewska – przedstawiłam się na, co kilku piłkarzy kiwnęło głową.
            – … oprowadzi nas po budynku, by żaden z was się nie zgubił, panowie.
A jeśli już się będzie gubił, to niech to będzie gubienie kontrolowane – w gabinecie właścicielki.

– Hotel jest naprawdę prostego rozmieszczenia, więc zgubienie się w nim jest awykonalne – wtrąciłam miękkim głosem.
            – Nie zna nas pani – powiedział szatyn z idealnym kucykiem.


Przed wejściem zatrzymałam grupę, by dopowiedzieć kilka słów.
            – Za tymi drzwiami…
            – Przepraszam – przerwał mi któryś z piłkarzy. – Trenerze, Piquénbauer (bitch, please) i Fabs się zgubili.
Szybcy i wściekli!

            – A nie mówiłem? – powiedział głośno szatyn z kucykiem i wszyscy parsknęli śmiechem.
Kucyk zarżał cicho z radości.

Kiwnęłam głową i spojrzałam ukradkiem na zegarek. Było już grubo po siedemnastej. Wyjrzałam przez szklaną ścianę na zewnątrz. Nieba wciąż nie pokrywała ani jedna chmura, a słońce powoli słabło na swej sile. 
- Już mam niewiele wodoru na składzie, dłużej nie wytrzymam! – zawyło żałośnie.

Przez myśl przeszedł mi Igor i jego niezadowolenie, kiedy usłyszałam, że wysłany Iker powrócił.
You've got one new Iker Casillas.

 – Wspaniale, że zaszczyciliście nas swoją obecnością – wtrącił del Bousqe
- Muszę koniecznie coś zrobić z tymi wędrującymi literami w moim nazwisku – dodał.

 – Jak zaczęłam, za tymi drzwiami znajdują się basen, siłownia, sala bilardowa, klubowa i biblioteka. Z każdego z tych pomieszczeń możecie korzystać o każdej porze dnia i nocy. Obsługa hotelu jest do waszej dyspozycji dwadzieścia cztery godziny na dobę. Myślę, że w środku poradzicie już sobie sami.
*dziękuje borowi, że nic nie piła w trakcie lektury* W środku tej obsługi?

Jakieś pytania?
            – Czy wszystkie piękne Polski mówią po hiszpańsku? – zapytał ów żartowniś w kucyku.
- Nie, tylko Małopolska – odpowiedziała Godlewska.
[Damn, aŁtorko, w kucyku?!]


Obawiam się, że nie – uśmiechnęłam się. – Ale jestem pewna, że będą wprost oczarowane angielskim z waszym hiszpańskim akcentem.
Ok, idiotas, say something nice or I will kill you!

komcio pod notką:
Kochana, jeszcze chwila a zostaniesz "miszczem" komizmu sytuacyjnego ;)
To był już Element CHÓmorystyczny? Nie mówcie, że to scena z Fabregasem...

Za oknem panowała wspaniała pogoda, a że było jeszcze wcześnie, spokojnie można było wyjść na zewnątrz.
Im później, tym niebezpieczniej wychodzić na świeże powietrze – wzrasta ryzyko zawału serca i potknięcia się o nierówności na chodniku.

Włożyłam więc dokumenty pod pachę i wzięłam w dłonie spodek z kawą.
Picie z filiżanki lub kubka to pełen mainstream, wszyscy ludzie tak robią. Co innego kawka prosto ze spodeczka.

 Zeskoczyłam z krzesła, by przejść do ogrodu, gdy nagle się z kimś zderzyłam.
Blogaskowe wojny – Imperatyw kontratakuje.

– Najmocniej cię przepraszam – usłyszałam, kiedy przyklęknęłam, by zebrać mokry papier.
            Spojrzałam przed siebie i poczułam nagły przypływ gorąca. Już znałam jego nazwisko – Gerard Piqué.
Upersonifikowane zimno nazywa się Kimi Räikkönen.

– To ja nie uważałam – odrzekłam, poczym (foczym?) zwróciłam się do Antka. – Daj mi jakąś ścierkę, szybko to wytrę.
            Gerard zmarszczył czoło, kiedy chwyciłam w dłoń kawałek materiału.
            – Właścicielka hotelu myje podłogę?
A dwóch facetów stoi obok i sobie rozmyśla na ten temat. Szkoda, że nie zawołali jeszcze kolegów.

 – Wyciera – poprawiłam go. – Rozlałam, to sprzątnę – wytłumaczyłam z uśmiechem, jak małemu dziecku.
            – W takim razie – przykucnął – muszę ci pomóc, bo stało się to przeze mnie.
Już jutro w nowym wydaniu Faktu: „Gerard Pique ze szmatą – oboje trzymają ścierki!”

– Co za wstyd… – wyszeptałam zgorszona w ojczystym języku.
            – Proszę?
            – Mój gość wyciera podłogę – odpowiedziałam mu.
            – Nie gość, tylko Gerard – uśmiechnął się szeroko. – Gerard Piqué.
            – Karolina Godlewska – odwzajemniłam uśmiech i miałam mu podać rękę, lecz kiedy na nią spojrzałam, zobaczyłam, że była pokryta kawą. – Mam brudne dłonie – zawstydziłam się lekko.
            – Więc zrobimy to po hiszpańsku.
Matko borska, Gerard, opanuj dzikie żądze do sceny zagubienia w gabinecie! Muszę przecież pożyczyć Porn Alert!

  Gerard przysunął się do mnie, położył ciepłą dłoń na mojej talii i delikatnie pocałował mnie w policzek. Moje serce lekko podskoczyło.
I wykonało przewrót przez łuk aorty.

 – Miło mi cię poznać – wydusiłam z siebie i nagle przypomniałam sobie o swojej roli. – A czy jest coś potrzebujesz? W końcu tu przyszedłeś…
            – Ach tak! – Przyłożył palec do ust, jakby dopiero się zastanawiał, co powiedzieć, aż w końcu ponownie zabrał głos. – Dostaliśmy dzisiaj wolny wieczór i chciałem się zapytać, gdzie można wyjść nocą.
Mam nadzieję, że Niemcy tego nie czytają, bo z zazdrości odnaleźliby w drzewie genealogicznym hiszpańskich przodków...

Do klubu, tak? Mogę ci zapisać adresy najlepszych w mieście. Coś do pisania… Podasz mi swój telefon? – zapytałam, a potem wyczyściłam dłonie w jego ręcznik.
- Przepraszam, gdzie jest najbliższa apteka?
- Skręci tu pani w lewo, przejdzie dwieście metrów... Da mi pani numer telefonu?


 – Jasne – uśmiechnął się przepraszająco i podał mi urządzenie.
            Cicho parsknęłam, po czym pokazałam mu swój identyczny telefon.
            – Kocham go, ale strasznie mnie wkurza – wyznałam.
            – Najgorsze jest to, że jest najlepszy na rynku – Gerard wprost wyczytał mi w myślach.
            – Nie ma to jak niewolnicy Apple
Nie ma to jak fanbojskie akcenty na blogasku.
[Zaraz, skoro Pique ma ajfona, to co za problem wyszukać „najlepsze kluby w mieście”?]


W przejściu do restauracji stał Iker Casillas, ubrany tak samo jak Gerard w sportowy dres drużyny.
            – Nie chcę przeszkadzać, ale trener tak. Zbieramy się.
            – Już idę, mamciu – wymamrotał. –  Do zobaczenia – rzucił do mnie na pożegnanie.
            Zgięłam rękę w łokciu i wykonałam gest, przypominający machanie. Iker również uśmiechnął się do mnie
Nie chcę sobie wyobrażać tego uśmiechu, skoro przypominał on machanie.

[Okazuje się, że zalane kawą dokumenty był formularzami, które boChaterka musiała wypełnić, by otrzymać odszkodowanie za straty spowodowane powodzią. Aby to wyprostować, musi lecieć do Warszawy – strach się zapytać, gdzie hotel Godlewskiej został ubezpieczony]

Pobyt w Warszawie, okazał się dla mnie jeszcze większą katorgą niż zwykle. 
Taaak? A próbowałaś analizować to opko?

Wiedziałam, że przejazd taksówką po tym mieście nie był dobrym pomysłem, ale nie znałam miasta i wolałam nie ryzykować zgubienia się w metrze.
Przy rozbudowanej sieci warszawskiego metra, komunikacja miejska w Tokio wygląda jak diagram Feynmana dla dwóch elektronów.

Załatwienie spraw w firmie ubezpieczeniowej przebiegło bez problemów, choć oczywiście nie obyło się bez zmyślenia jakiejkolwiek historyjki o stracie dokumentów. Tak, czy inaczej wolałam nie rozpowiadać na prawo i lewo, że w moim hotelu mieszka cała kadra hiszpańska.
- Proszę pana, dokumenty zjadł mi pies.
- Niech się pani nie wygłupia, proszę powiedzieć szczerze, co się wydarzyło.
- No, dobrze... Gerard Pique zalał mi je kawą.
- Co ja mówiłem o wygłupach?!


Po spotkaniu zjadłam lunch z dobrą znajomą ze studiów, a kiedy miałam już zbierać się na lotnisko, zadzwonił do mnie menadżer Hiltona, który dowiedział się o mojej wizycie w mieście. Chciał przy kieliszku wina dowiedzieć się czegoś więcej o goszczeniu reprezentacji piłkarskich.
Sam, jako menadżer podrzędnego hoteliku, nie miał żadnego doświadczenia w goszczeniu ludzi sławniejszych niż pan Edzio spod sklepu.

 Położyłam się obok Igora, a głowę oparłam na jego ramieniu, którym chwilę później mnie objął. Przełączył  na Szkołę Przetrwania na Discovery i jak zawsze wpatrzył się jak zahipnotyzowany w Beara Gryllsa. Sama wciągnęłam się w program do czasu, kiedy nie zjadł wielkiej larwy, która rozprysła się po jego brodzie.
            – O Boże! – Wzdrygnęłam się.
            – Białko! Jemu smakowało. – Zaśmiał się z uwielbieniem.
Hohoho, dowcipne... Poza faktem, że proteiny same w sobie nie są żadnymi delicjami i dlatego zawsze towarzyszy im tłuszcz i/lub cukry, by w ogóle zwierzęta chciały je konsumować.

Kiedy byłam już gotowana na pokazanie się w hotelu, wyszłam z łazienki. Widok śpiącego Igora całkowicie mnie rozczulił.
Igor przez sen wyczuł aromat lekko podgrzanego mięsiwa.

  Tam dało się usłyszeć, że panująca cisza i spokój została przerwana powrotem piłkarzy z treningu. Kiedy zasiedli do obiadu, zapach potraw sprawił, że sama poczułam głód, więc udałam się do mojego pokoju, by obudzić Igora.
Czy słynna polska gościnność zakłada spożywanie gospodarza?

Ale kiedy znalazłam się w lobby, chłopak właśnie wychodził z windy.
            Ramię w ramię z Geradem Piqué.
            – Czemu mnie nie zbudziłaś? – Zapytał Igor z bolącą miną. – Jestem strasznie głodny.
            – Nie śmiem zaprzeczać – odpowiedziałam, patrząc na Gerarda.
Pique też podgrzali? Czy szef kuchni nie miał przypadkiem tytułu doktora psychiatrii?

 Kiwnął do mnie głową na przywitanie i szeroko uśmiechnął. Po chwili zniknął w restauracji, a ja zorientowałam się, że Igor zarzucił mi na ramię rękę i powoli wyprowadzał z hotelu.
...na zaplecze, gdzie dr Lecter ostrzył nóż.

 Po lunchu w rynku (na straganie w dzień targowy), poszliśmy do Renomy, gdzie uzupełniliśmy swoje garderoby (uzupełnili manę) – głównie z myślą o wyjeździe na festiwal. Gdy już wychodziliśmy z galerii, Igor nagle zapragnął kupić nową grę do PSP na podróż. Gdyby nie fakt, że kiedyś dał mi się pobawić tym urządzeniem, uznałabym to za totalną dziecinadę. W rezultacie sama ją kupiłam. 
Rozbierzmy ten akapit na czynniki pierwsze: Igor postanowił kupić Godlewskiej grę na konsolę, którą traktowałaby jako dziecinadę, gdyby nie spróbowała na niej zagrać, a ostatecznie Karolina kupiła ją sobie sama. Zasponsorowała sobie prezent. Łał.

Gdy wróciłam już sama do hotelu, brak fotoreporterów i cisza, wskazywały, że piłkarzy znowu nie było. Zjadłam w restauracji kolację i udałam się do swojego pokoju. Tam przebrałam się w brązowy, jedwabny t– shirt i obcisłe, białe spodnie, a na szyję założyłam masywne łańcuchy.


Chwila potrwała kilka godzin i zbudził mnie dopiero telefon  Igora. Obiecałam mu, że już wychodzę i poprosiłam, żeby za dwadzieścia minut wyszedł po mnie przed klub. I dobrze zrobiłam, bo z tego co zobaczyłam na miejscu, każdy chciał tam być.
            Igor, stempel na nadgarstku, kilka policzków, cosmopolitan i muzyka.
To chyba wiem, skąd ten Igor pochodził.
[Wiecie, że ta aŁtorka zaznacza akapit spacjami?]


Kiedy zobaczyłam mojego znajomego z liceum, przegadałam z nim dobre pół godziny, choć w szkole nie zamieniliśmy nigdy więcej niż pięć słów.
To taka gra – kto powie więcej niż pięć słów, przegrywa. Kobiety zwykle nie chcą w to grać.

Przerwał nam dopiero Igor, najwyraźniej znudzony kolejną nowopoznaną dziewczyną. 
Dziewczyna, która pochodziła z Nowego Poznania – jednej z miejscowości w Stanach Zjednoczonych.

Ruszyłam więc w kierunku kręconych, metalowych schodów na pierwsze piętro lokalu, prowadzona wzrokiem piłkarza. Ubrany w biały t– Shirt, szare spodnie oraz kapelusz i ze szklanką brandy lub whisky, nonszalancko opierał się o balustradę.
            – Witam ponownie – przywitał mnie, całując w policzek.
            Zaśmiałam się wciąż otumaniona alkoholem.
            – Który to już raz na siebie wpadamy?
            – Minimum trzeci
Dobra statystyka, jeszcze tylko blogaskowa joga i osiągniecie szczyt wypaśności.

Spojrzałam na niego i zobaczyłam Cesca Fabregasa z Carlosem Puyolem rozmawiających z jakimiś dziewczynami przy stoliku.
Jak myślicie – Pique jest przezroczysty czy raczej działa jak lustro?

– Mimo wszystko, to kolejny, duży zbieg okoliczności.
            – Pierwszy – poprawił mnie, a widząc moje pytające spojrzenie, wyjaśnił. – Wczoraj przy barze nie sądziłem, że masz takie energiczne ruchy.
            – Nawet nie chcę wiedzieć, co cię tam powiodło– rzekłam, śmiejąc się.
            – Przyznaję, że sam dokładnie nie wiedziałem, co robiłem. Ale chyba zadziałało.
To takie dziwne, gdy boChaterowie opka rozmawiają o Imperatywie Blogaskowym...

 – Możecie tak szaleć? Pić i Bóg wie co jeszcze, teraz kiedy macie obronić tytuł? – Zdziwiłam się.
            – Nie szalejemy. Uwierz mi – a kiedy spojrzał na szklankę, westchnął. – Tę brandy męczę już godzinę.
Upija po kropelce na minutę, zanim alkohol zadziała, Gerard już zdąży wytrzeźwieć.

 Dwoma łykami opróżniłam swoją szklankę, poczym chwyciłam go za rękę i zeszliśmy na parter. Przez chwilę znowu byłam pełna sił, lecz po pewnym czasie po prostu oparłam czoło o jego ramię. Zaciągnęłam się jego zapachem i przejechałam nosem po szyi Gerarda. Kiedy nieznacznie się odsunęłam, delikatnie chwycił mój podbródek.
I mamy jogę.

Wtedy poczułam wibracje mojej komórki.
Jajowej?

Spuściłam głowę i wyciągnęłam telefon z kieszeni, przypominając sobie o alarmie.
Migelito ustawił jej Porn Alert w telefonie!

  – Muszę już iść – przeprosiłam go, krzycząc do ucha.
            Spojrzał na mnie zawiedzionymi oczami.
            – Nigdy więcej nie udawaj Kopciuszka.
            Zdjęłam z szyi jeden z łańcuchów, chwyciłam jego rękę i złożyłam go na niej.
            – Taka formalność– rzuciłam na pożegnanie.
”To na wypadek, gdyby nagle spadł śnieg. Wiesz, Polska leży na dalekiej Północy i nawet w czerwcu zaglądają do nas niedźwiedzie polarne”.

 Potem już Igor niósł mnie na barana przez Dworzec Główny i ciągnął za sobą walizkę.
W kontekście zainteresowań kulinarnych szefa hotelowej kuchni, niósł ją raczej na milczenie owiec.

 Igor miał rację. Wolałam nie rozkładać na czynniki pierwsze zachowania mojego, ani Gerarda.
A ja muszę...

[Do gabinetu Godlewskiej zagląda Torres i prosi ją o dyspensę na seks spotkanie z żoną, z którą ostatnio mu „się nie układa”]


– Rozumiem, że chodzi o romantyczny i niezapomniany wieczór?
            – Tak – uśmiechnął się w końcu. – Jesteśmy już razem jedenaście lat i niejedne takie chwile przeżyliśmy, ale chcę by wiedziała, że nic się nie zmieniło – że dalej ją kocham.
            Jego słowa sprawiły, że na moment przestałam myśleć o czymkolwiek. Nie sądzę, by ktokolwiek, kiedykolwiek mnie tak zszokował, jednocześnie powodując tak ogromny przypływ sympatii do niego.
            Fernando Torres stał się moim ulubionym sportowcem.
Bo chce zaprosić żonę na kolację przy świecach? Rozumiem, że fakt, jakim Torres jest piłkarzem, nie ma tu żadnego znaczenia?

 – Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by panu pomóc. Mam już kilka pomysłów, co prawda trzeba będzie trochę ponaginać… – mówiłam, gdy zadzwonił niespodziewanie mój telefon.
...stal. Klienci życzą sobie coraz bardziej fikuśnych nóg od stołów.

 Torres kiwnął przyzwalająco głową i odebrałam telefon.
            – Anka, zawsze dzwonisz do mnie raz na kilka lat, ze złymi wiadomościami, ale teraz nie mam na nie czasu. Spotkajmy się…
            – Oliwka nie żyje. Popełniła…
O BORZE, Oliwka nie żyje! Ta Oliwka, o której nie było mowy przez pięć rozdziałów i nagle dowiadujemy się, że popełniła! Tak nam przykro, Oliwko, nieistotna postaci epizodyczna, jest nam wszystkim strasznie żal.

            Zamknęłam za nim drzwi, o które od razu oparłam się plecami. Po chwili zorientowałam się, że siedzę na podłodze, a ktoś puka do drzwi. Zignorowałam to, wciąż zastanawiając się czy to, co powiedziała mi Anka przez telefon było prawdą. Musiałam to sprawdzić.
Czy Godlewska ma wgląd w dokumenty prosektoryjne wszystkich wrocławskich szpitali?
[Gdzieś trzeba składać zamówienia na zapasy do kuchni].


Przemknęłam szybko przez hotel, nie reagując na nic po drodze. Dopiero w recepcji zapytałam się, czy kierowca jest gdzieś w pobliżu. Okazało się, że siedział w samochodzie przed budynkiem. 
Igor pojechał do Berlina – ilu kierowców zatrudnia ten hotel? I po co?

 Na skrzyżowaniu dogoniłam autokar, który zazwyczaj widziałam pod Rialto. Stanęłam do niego równolegle na światłach. Doznałam dziwnego uczucia bycia obserwowanym, ale gdy tylko czerwień zmieniła się na pomarańcz, nacisnęłam na gaz. 
Przyznaję – sygnalizacja świetlna we Wrocławiu bywa dziwna. Ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam.

[Godlewska jedzie do mieszkania Oliwki, gdzie spotyka się z jej matką i przyjaciółką]


– Co się wydarzyło? – Zapytałam, ale kobieta nie zareagowała na moje słowa.
            – Oliwia zawsze siedziała w tym fotelu, a ty na skraju łóżka. Przynosiłam wam kawy albo kolację i jadłyście obok siebie przy biurku. Włączałyście muzykę, żeby zagłuszyć wasze rozmowy. Ale czasem i tak dało się słyszeć perlisty śmiech lub smutny szloch jednej z was…
- Dobrze, a czy mogłaby się pani streszczać? Czeka na mnie gorący hiszpański obrońca, sama pani rozumie.

            – Pojechała do Londynu na staż i wyskoczyła z okna swojego mieszkania.
O. I to jest odpowiedź.

 Spojrzałam na Patrycję, która opierała się o framugę drzwi. Nie mogłam uwierzyć, że pomimo wypowiedzianych przez siebie słów, wciąż zachowywała stoicki spokój.
            – Nigdy ci nie powiedziała o tych obrazach w jej głowie, gdzie przekłada nogi przez okno, siada na parapecie, a potem swobodnie spada?
To się nazywa wizualizacja - sportowcy to stosują przed zawodami. Jak widać, działa bez zarzutu.

 – Nie wiedziałaś?! Dopiero co przechwalałaś się jak to długo byłyście przyjaciółkami, a nawet nie zauważyłaś, że miała depresję. Gratuluję.
            – Myślisz, że możesz tu tak przychodzić i rozstawiać wszystkich po kątach?! – Wybuchła.
Niczym ta bomba, którą podrzuciłam aŁtorce, gdy ta odmówiła przyjęcia w podarku słownika języka polskiego.

– Nie miałaś z nią najmniejszego kontaktu od kilku lat i nagle chcesz uchodzić za jedyną, która znała naprawdę Oliwię i jej problemy.
            Przybliżyłam się na bliższą odległość do Patrycji, poczym spojrzałam jej głęboko w oczy i wysyczałam:
            – Przynajmniej moja ignorancja jej nie zabiła.
Nie wiem, kim była Oliwia dla Karoliny – aŁtorka nie raczy tego wyjaśnić, ale podejrzewam, że co najmniej bliską koleżanką. W takim układzie ona też wykazała się ignorancją. Prawdopodobnie o równie morderczych skłonnościach.

Poczułam piekący ból na policzku i usłyszałam ostry głos pani Gabrieli.
            – Dość! Patrycja opanuj się – powiedziała do niej, poczym zwróciła się do mnie. – Widzimy się pojutrze o trzynastej na cmentarzu.
”Załatwimy to jak prawdziwi mężczyźni”.

Mesut Özil i kolonie nad morzem, cz.2

|
Myśleliście, że występ w fazie pucharowej Mistrzostw Europy pociąga za sobą konsekwencje w postaci bardziej wymagających treningów i dokładnego przygotowania do gry? Skąd! To najlepszy czas, by zorganizować sobie kolonijne zabawy (z podchodami na czele)! Co poza tym? Dowiecie się, jak hoduje się brukowce i przekonacie się, że przy Joachimie Löwie Rudolf Höß wygląda jak dobry wujek.

Kiedy zszedłem do restauracji i usiadłem przy stole z moimi kumplami od razu poczułem, że coś jest nie tak. 
Mianowicie w hotelu nie było stołówki.

Dwaj zawodnicy niemieckiej reprezentacji, Mario Gomez i Mesut Özil, chyba zapomnieli, gdzie się znaleźli i po co przyjechali do Polski. Zdaje się, że Mistrzostwa Europy mają dla nich drugorzędne znaczenie, bo bardziej zainteresowani są urodą polskich hotelarek.
Hotelarz – osoba prowadząca hotel, właściciel hotelu. Jak już właścicielki muszą sprzątać, to naprawdę jest źle.

Dwójka piłkarzy została przyłapana przez fotoreporterów na romantycznych randkach już jeden dzień po zwycięskim meczu z Czechami…
Powinni odczekać chociaż trzy dni.

- Trener jest wściekły – przerwał Bastian. – Chyba będziecie mieli dzisiaj pogadankę.
- Nic nie zrobiłem. To nie była randka. Mieliśmy czas wolny, więc go wykorzystałem na zwiedzanie miasta.
Ale Jogi chciał zrobić podchody!

Chwilę po naszej rozmowie, w restauracji pojawił się Hans – prawa ręka trenera i zaprosił mnie oraz Gomeza do gabinetu Joachima. Miałem pietra, nie ukrywam. Dyscyplina jest bardzo ważna, a każdy występek jest srogo karany.
Chłosta to najmniejszy wymiar kary.

Jogi wskazał nam fotele naprzeciwko siebie. Był zdenerwowany, co tylko potwierdzał jego wzrok i malutkie zmarszczki w kącikach oczu.
To jak wściekły musiał być tutaj?

- Słucham… - powiedział i spojrzał na mnie.
- Trenerze, to nie tak jak trener myśli. To nie była randka.
”To nie tak, jak myślisz, kotku”.

Panowie, nie podobało mi się to, bo wydelegowaliście się z hotelu bez wiedzy przełożonych.
Jeszcze któryś by się zgubił i co Jogi by powiedział rodzicom?

Takie zachowanie jest kategorycznie zabronione i zapamiętajcie to na przyszłość. Mimo wszystko, muszę was ukarać, bo tego wymaga ode mnie Niemiecka Federacja. 
Wolfgang Niersbach zaleca co najmniej pięć razów dziennie profilaktycznie, w przypadku wybryków kary się zaostrzają.

Niestety mecz z Chorwacją obejrzycie w hotelowych telewizorach. Nie jedziecie z drużyną do Wrocławia.
Londyn tuż przed rozpoczęciem igrzysk stracił godność miasta-gospodarza względem Wrocławia. Nie wiem dlaczego, pewnie MKOl-owi podobało się zoo.

- Postanowiłem. Trenujecie normalnie z całą drużyną, ale na mecz nie jedziecie. Możecie odejść. Przygotujcie się do zajęć.
Czyżby okazało się, że to jednak obóz matematyczny?

 Jednak jesteśmy tu w pracy, przyjechałem wygrać złoto, więc powinienem przede wszystkim myśleć o drużynie.
Mesut Özil, syn Thraina, a wnuk Throra, Króla spod Góry.

I tak też zrobię. Moje kontakty z Wolą muszą zostać ograniczone.
”Od dzisiaj rozmawiam tylko z Pragą i Żoliborzem”.

Na treningu byłem nie do zatrzymania. Takiej determinacji nikt we mnie nie widział. Musiałem udowodnić trenerowi, że mi zależy.
”Siekłem gobliny jak natchniony”.

Drużyna wyjechała do Wrocławia z samego rana.
*spogląda nieufnie na kopiec za osiedlem* Samotna Góra?

 Ja i Gomez zostaliśmy w Dworku razem z jednym z trenerów
Zawsze musi zostać jakiś opiekun.

 musieliśmy wykonać przydzieloną nam pracę: godzinkę na siłowni i pół godziny na indywidualnych zajęciach z trenerem, a później już laba.
A karne szorowanie sedesów?

Od tej nieszczęsnej afery nie widziałem Wioli. Pytałem o nią Patrycję, która powiedziała mi, że dziewczyna pracuje, ale teraz znacznie częściej jest „na pokojach” Turków.
Aha, to tak się bawią...

 Jakoś mnie to nie dziwi, bo pewnie szefostwo hotelu też nie było zadowolone z poczynań swoich pracownic.
Jasne. Zwłaszcza, że to one prowadziły hotel.
[Może same się ukarały?]


Wieczorem hotel udostępnił wszystkim salę kinową, w której puścili mecz Niemcy – Chorwacja. Przyłączyłem się do chłopaków z reprezentacji Turcji i wspólnie dopingowaliśmy Niemców. 
Bo wszyscy Turcy kochają Niemców. Zwłaszcza, gdy dostają zasiłek.

 I właśnie wtedy zobaczyłem Wiolę.(...) Była zagubiona i zdezorientowana, ale po krótkim czasie posłała mi swój uśmiech, który momentalnie sprawił, że nad moją głową zaświeciło słońce, a na ekranie, drużyna w biało – czarnych strojach zaczęła cieszyć się ze zdobytego gola.
Ach, ta moc Mary Sue.

Wiem, że to moja wina. Nie powinnam była narażać cię na takie ryzyko. Czuję się okropnie, że przeze mnie nie pojechałeś do Wrocławia.
Nie martw się, Mesut, pokażę ci kiedyś zoo.

Rozmowa z Wiolą mnie załamała. Sam nie wiem, dlaczego. Z jednej strony byłem zawzięty, by ograniczyć kontakt i skupić się na drużynie, ale z drugiej strony, kiedy ona sama mi o tym powiedziała to coś mnie zakuło pod sercem.
Osobista śródpiersiowa kuźnia specjalnie dla Mesuta Dębowej Tarczy.

Skupiłem się na przygotowaniach do kolejnego meczu. Tym razem z Portugalią. Było to nasze być albo nie być w turnieju, ponieważ mieliśmy na koncie jedno zwycięstwo i jedną porażkę.
Niesamowite rzeczy się na tej Olimpiadzie we Wrocławiu dzieją.

Wiecie co… Jak dzisiaj wygramy to schleję się jak świnia – śmiał się Bastian.
Łapiecie dowcip? To mówi Schweinsteiger! Ha, ha, ha...

W jej wyglądzie było coś dziwnego. Nie była jak zawsze. Z twarzy zniknął jej śliczny uśmiech, chochliki w tęczówkach przestały tańczyć… 
Każdy się kiedyś zmęczy.

Od razu poczułem, że coś jest nie tak. A na dodatek te zaczerwienione oczy. Płakała. Wykorzystałem to, że w lobby panowało ogólne poruszenie oraz tłok i poszedłem za nią.
Coroczny zjazd lobbystów. Biedny rząd, nie ma ani chwili spokoju, każdy czegoś chce.

Wiola… Kurczę… Porozmawiamy na ten temat, ale teraz muszę iść. Wrócę dzisiaj w nocy.
*wyje* Eeeemiiigrowaałeem! Z objęć twych nad ranem!

Portugalia była trudnym przeciwnikiem i wiedziałem to już kilka minut po pierwszym gwizdku sędziego.
Większość ludzi wie to nawet przed gwizdkiem.

Mieli świetnych zawodników w obronie, których znam z klubu: Pepe, Carvalho, Coentrao… Nigdy nie chciałem stanąć naprzeciwko takiej defensywie. A jednak!
Ciekawe, kto losował grupy na igrzyska.

 I musiałem jakoś przez nich przejść.
Łatwiej byłoby obok.

Niby miałem łatwiej, bo znałem ich sposób gry, ale oni mieli równie łatwo, bo znali moje zagrania.
Czyli wszyscy mieli łatwo. I po co ten stres?

 Dzięki mojej szybkości i zwinności, kilka razy udało mi się wyrwać spod skrzydeł obrońców, ale jak na złość Gomez musiał mieć dzisiaj słabszy dzień i rozregulowany celownik.
Muszka mu się nie schodziła ze szczerbinką.

Ciężko to widziałem. Bo jak wiadomo, drużyna to jedenastu piłkarzy.
Kto usiadł na ławce? Obstawiam Bifura, Bofura i Bombura.

Jak to mówią komentatorzy i spece od piłki nożnej: „Mesut Özil to człowiek, który zawsze zachowuje zimną krew, ma wycięte nerwy”. 
*parsk* Chyba Gmoch tak uważa.

Chyba powinnam coś powiedzieć – zrobiła pauzę i zajęła miejsce naprzeciwko mnie. – Będę szczera. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, ale… zakochałam się.
Po jednej randce rundce po mieście.

Nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Przecież czułem to samo, ale nie wiem, czy powinna o tym wiedzieć. W końcu Mistrzostwa się kiedyś skończą, może już za cztery dni, a może za dwa tygodnie.
Platini ciągle się wahał, ile ma potrwać cała impreza.

Tej nocy już nie wyszedłem z jej pokoju. Zostałem i kochałem się z nią jak oszalały. Zupełnie jakbym robił to pierwszy raz od dziesięciu lat!
Zwłaszcza, że masz lat 24.

Wiola była niesamowita. Gorąca, namiętna i taka… dzika! Po prostu ognista kobieta!
Nie ma opisu seksu? Słabe to opko.

Teraz wiedziałem już na sto procent, że to, co mówił mi Gomez, kiedy wyszliśmy z gabinetu Jogiego, jest szczerą prawdą. Trener nie miał prawa mówić mi z kim i kiedy mam się spotykać!
Mesut wchodzi w okres buntu. Dziesięć lat za późno.

Obudziły mnie promienie słońca, które wpadały do pokoju przez duże okno. 
Rozciągały może mięśnie czworogłowe uda na twoim policzku?

– Kiedy się zobaczymy?
- Jak najszybciej. Szkoda, że tu wszędzie są kamery.
Jogi wszedł w rolę Wielkiego Brata.

Nie wszędzie. W ogrodzie jest takie miejsce, gdzie nikt nas nie znajdzie. Kojarzysz to miejsce, gdzie rośnie ta wielka wierzba?
*z nadzieją* Bijąca?

Po obiedzie od razu ruszyłem w miejsce wyznaczone przez Wiolę. Poprosiłem kolegów o krycie.
Hodowcy zwierząt z całego świata są z niego dumni.

Po drodze zerwałem jeszcze czerwonego tulipana i wręczyłem go mojej Polce, kiedy tylko stawiła się na spotkaniu.
”Moja Polka” - brzmi jak określenie dla sprzątaczki w krajach zachodnich.

 Pogoda była piękna. Wokół otaczało nas (dookoła i naokoło) mnóstwo fantastycznych zwierząt – ptaki, kaczki i łabędzie.
Kaczki i łabędzie to gady.

Hm… Wychowałam się z Gdańsku.
To taki Rumun.

 Mieszkam w tym hotelu, pracuję, a moją jedyną rodziną została Patrycja i Szymon.
- No właśnie… Kim on dla ciebie jest?
- To kolega z pracy, ale znamy się dłużej. Kiedyś kręciliśmy ze sobą, ale nic nie wyszło, bo zdał sobie sprawę, że woli facetów.
Czyli równie bezpieczny jak brat. Ale zakład i tak przegrałam.

 – Patrycja mi sporo mówiła o tym… Gomezie? Podobno go nie lubicie.
To nie tak, po prostu on jest… specyficzny. Jest starszy od większości chłopaków i to normalne, że nie może znaleźć z nimi wspólnego języka.
Gomez jest już sędziwym starszym panem, młodzicy tacy jak Lahm, Klose czy Schweinsteiger strasznie działają mu na nerwy.

Był późny wieczór, większość chłopaków szykowała się już do spania, a ja nie mogłem usiedzieć z podekscytowania. Byłem bardzo ciekawy, co tym razem wymyśliła moja szalona głowa.
Aha, czyli głowa sobie, a Mesut sobie. To wiele tłumaczy.

Śmialiśmy się w niebogłosy (to coś pokrewne gogłosom Koflera?), ale w pewnej chwili nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku i wówczas do naszych uszu doszły niepokojące odgłosy.
- Nie, panie Löw, nie widziałam żadnego niemieckiego piłkarza, ale zapewniam pana, że tutaj nikogo nie ma – mówił kobiecy głos.
Spojrzeliśmy z Wiolą na siebie z przerażeniem w oczach.
- To Patrycja – wyszeptała.
- I Joachim.
Jogi wyruszył na obchód – wspominałam, że cisza nocna to świętość.

W przeciągu jednej sekundy zebraliśmy wszystkie swoje rzeczy, które porozrzucane były wokół basenu i schowaliśmy się za filarem. 
Joachim się na pewno nie zorientuje, że woda jest wzburzona i dookoła basenu jest mokro.

- Widzi pan – kontynuowała Patrycja. – Cicho i głucho. Mówiłam, że tu nikogo nie ma.
- A czemu ta woda się kołysze?
*zachwycona* Jogi, ty myślisz!

Yy… To pewnie sprawka filtru.
”Niech pan spojrzy, jak tu narozlewał! Zrobił nawet ślady stóp prowadzące prosto za tamten filar. Trzeba będzie go wymienić na jakiś amerykański model”.

Kiedy wróciłem do swojego pokoju Młody jeszcze nie spał. Chodził zdenerwowany po pokoju niczym tygrys z klatce ogrodu zoologicznego. Spojrzałem na niego pytająco, a zaraz potem rzuciło mi się w oczy moje łóżko, które było nienaturalne wypukłe.
- A to co? – zapytałem. Mario zdecydowanym ruchem podniósł kołdrę. – Poduszki? – zaśmiałam się.
- Jogi chodzi i sprawdza, czy wszyscy są u siebie. Przez ciebie przechodzę przez jakiś koszmar!
*brecht* Jeździłam na różne obozy i kolonie, ale Löw bije wszystkich opiekunów na głowę.

- Ale poduszki? Dzieciuch z ciebie.
Jakbyś nie zauważył, to ja jestem jeszcze dzieckiem! – odparł naburmuszony. – Chyba coś mi się należy za te wszystkie podchody!
Nikt nie odnajdywał strzałek na drzewach lepiej niż Götze.

Wybraliśmy się w podróż na kolejne starcie. Tym razem czekała na nas Anglia. I nie był to łatwy przeciwnik. Jednak uparcie wierzyłem, że i z tą ekipą damy sobie radę. Ostatnio na Mistrzostwach Świata pokonaliśmy ich aż 4:1, więc śmiem przypuszczać, że tym razem będzie podobnie. Czwórka już wielokrotnie udowodniła, że jest naszą szczęśliwą liczbą, więc może i tym razem błyśnie swym geniuszem.
Czwórka ostatnio nie jest w formie, liczyłabym bardziej na jedynkę, ewentualnie można postawić na siódemkę.

 Sama droga upłynęła nam pod znakiem głupich żartów, dowcipów i kawałów, których głównym autorem był oczywiście Bastian. Z niezmordowaną energią nabierał kolejnych kolegów na słynny już numer z telefonem. I że oni nadal dawali się w to wkręcić!
Jaki to numer z telefonem, pozostaje w sferze domysłów.

Tuż przed meczem zagadał do mnie Schweni. Był bardzo tajemniczy i małomówny.
Ktoś mu zamordował niezmordowaną energię?

- Kojarzysz tą malutką brunetkę z naszego hotelu…
- Patrycję?
- Tak. Kurczę, podoba mi się.
- Co? Stary, nie wygłupiaj się. Gomez za nią lata. Będą jaja!
Mario już się zgłosił do wysiadywania.

Pierwszy gwizdek sędziego był proroczy.
Wygwizdywał przyszłość.

- A widzieliście minę Lamparda jak Miro strzelił pierwszą bramę?
- Bezcenna!
- Miał niezłego zonka!
- Drogi Franku, czas podjąć decyzję: bramka numer jeden, numer dwa czy numer trzy?
- Wybieram bramkę numer... numer...
[Tłum skanduje „Idź na całość”].
- Numer trzy!



O tak! Jego miny są bezkonkurencyjne! Powinno się stworzyć specjalny portal internetowy pt: „Lampard i jego biczfejsy”!
Taki portal już istnieje.

Komary! Ciachały niesamowicie i miałem wrażenie, że pożrą nas żywcem, dlatego zdecydowaliśmy się wrócić do hotelu i położyć się spać. Staraliśmy się zachować cicho, aby nie obudzić trenerów, lekarzy i pozostałych chłopaków.
Hans-Wilhelm Müller-Wohlfahrt chłopakiem?!

Następnego ranka zostałem obudzony przez potworne walenie do drzwi do mojej sypialni. Spojrzeliśmy na siebie z Młodym pytająco. Zagarniając z twarzy włosy wstałem i otworzyłem. Przede mną stał zdenerwowany asystent trenera i kazał nam natychmiast zejść do sali konferencyjnej.
Lobby chce pogadać.

Na biurku, tuż koło dużej, białej tablicy, siedział Joachim ze wściekłą miną. Nerwowo kręcił ustami przez co w kącikach pojawiały mu się nieprzyjemne zmarszczki.
Przepraszam, co robił Joachim z ustami?!

Kiedy już wszyscy piłkarze zajęli miejsca, Joachim wziął z biurka mały magnez i przyczepił go do tablicy.
Potem doczepił jeszcze potas i sód, a na końcu całą tablicę Mendelejewa.

[Jak można się domyślić, Jogi dowiedział się, że grupa piłkarzy naruszyła regulamin kolonii i popijała w nocy alkohol]


Brak mi słów. Myślałem, że mam do czynienia z dorosłymi ludźmi, a wy tymczasem zachowujecie się jak gówniarze – podniósł głos, dokładnie akcentując każde słowo.
Bardzo dbał o czystość niemczyzny.

Ludzie na was patrzą, jesteście wzorem dla dzieci, a tymczasem co… Dostarczacie pożywki dla brukowców!
Brukowce najlepiej hoduje się na pożywce agarowej.

[Joachim wypytuje Khedirę, kto dokładnie brał udział w imprezie – ten odmawia zeznań i trener każe mu wracać do domu]

 Ten chłopak wykazał się niesamowitą odwagą i podziwiałem go za to. Udowodnił, że jest prawdziwym przyjacielem, a dobro drużyny liczy się dla niego najbardziej. Wielokrotnie mu dziękowałem, ale słowo„dziękuję” nie odzwierciedlało wszystkiego, co chciałem mu powiedzieć. Słowa grzęzły mi w suchym gardle.
No to chlup!

od aŁtorki: Czy to opowiadanie podoba Wam się tak bardzo jak mnie? Hahaha ;-) Uwielbiam je! 
*dyplomatycznie milczy*

Odkąd Sami wyjechał atmosfera w drużynie była grobowa. Ustały nasze śmiechy, które zawsze rozchodziły się po najdalszych zakamarkach tego hotelu, Bastian przestał opowiadać kawały, a w dodatku mieliśmy podwójny nadzór – zupełnie jak dzieci.
Jogi robił naloty kilka razy dziennie i stawiał smutne buźki za bałagan w pokoju.

Wszelkie spóźnienia były srogo karane, wychodzenie dalej niż na taras w ogrodzie było zabronione, cisza nocna obowiązywała nas już od dwudziestej pierwszej.
Jej. Naprawdę miałam więcej swobody na koloniach w podstawówce.

 Ciężko jest wytłumaczyć alkoholowe libacje piłkarzy. Nie jedna (bo dwie) dobrze zapowiadająca się kariera piłkarska legła w gruzach po „rewelacjach” prasy.
Szczerze? Nie przypominam sobie ani jednego przykładu.

- Znowu o nas piszą… - rzekł Bastian przy restauracyjnym stole. Trzymał w dłoniach „Fakt” i oglądał nasze zdjęcia. – Jakbym dorwał tego bajkopisarza to bym mu nogi z dupy powyrywał! Bez kitu!
No bez kitu, ej.

- Lukas, przetłumacz nam to – poprosiłem.
Chłopak wziął do ręki gazetę i zaczął czytać.
- W obozie niemieckim nie dzieje się dobrze.
”Oficerowie SS skarżą się na słabe warunki higieniczne”.

- Nie tak to sobie wyobrażałam… Nie, nie chcę… Tak nie można! Ale mnie to obchodzi… Nie, nie możesz mi tego zrobić. Umawialiśmy się! Ok. Cześć! – powiedziała rzuciwszy słuchawką.
- Coś nie tak? – zapytałem nieśmiało do niej podchodząc.
- Nie… Mam problemy z… dostawcą. Jest niepunktualny i przywodzi niepełne zamówienia.
”Wolałam wasze pożywki, ale Löw się uparł, że macie już ich nie dostarczać”.

A jak już łaskawie się zjawia to daje mi produkty nie do zaakceptowania.
”Żaden porządny brukowiec na tym nie wyrośnie!”

Przygotowania do meczu Niemcy-Francja ruszyły pełną parą. Joachim nie pozwolił nam się nudzić i codziennie mieliśmy zaplanowane dwa treningi (siłowy i na boisku) oraz specjalną sesję terapeutyczną z masażami. Momentami zajęcia były tak wymagające, że po powrocie do hotelu padaliśmy jak muchy. 
Zwłaszcza te terapeutyczne masaże dawały im w kość.

Niektórzy z nas nie mieli nawet siły zejść na obiad czy kolację.
Na śniadanie za to schodzili wszyscy.

Francja – nasz kolejny rywal, była naprawdę silna.
AŁtoreczko, nie tak prędko. Albo odgraniczasz tekst dwoma myślnikami, albo dwoma przecinkami. Znaki interpunkcyjne nie tworzą heterozygot.

A tymczasem my mierzyliśmy się z nią w 1/4 finałów.
Mecz z Anglią im anulowali ze względu na udział jednego z brytyjskich zawodników w polskim programie rodem z lat dziewięćdziesiątych.

Trener zwracał ogromną uwagę na szczegóły i wiele razy powtarzał nam jakie są najsłabsze punkty tego teamu.
A konkretnie jeden: Zizou nie gra od 6 lat.

Wychodząc na murawę czułem ogromne podekscytowanie. Podobnie było podczas odsłuchania hymnu. Było to dla jak mocny kop, dzięki któremu mogłem naładować wszystkie swoje baterie. 
Następnym razem, gdy rozładuje mi się bateria w telefonie, po prostu puszczę Mazurka Dąbrowskiego.

[Piłkarze wracają do hotelu, a Bastian całuje się z Patrycją na oczach Gomeza]
Rozpętało się piekło. Chłopaki lali się po twarzach używając przy tym niecenzuralnych słów.
Bitwa na słowa!
[Rap Battle!]


- I tak cię dorwę – odgrażał się Gomez wyszarpując się z żelaznego uścisku Pera Mertesackera i Lukasa Podolskiego. – Zapłacisz mi za to, rozumiesz? I ty, suko, też!
Szczek, szczek!

Patrycja podbiegła z Schweniego i objęła go w pasie patrząc wyzywająco na Gomeza.
Wybiegła z Schweiniego niczym Atena z głowy Zeusa.

Potrzebowałem chwili, aby zrozumieć całą sytuację i poukładać to sobie w głowie. Emocje i adrenalina opadły i teraz na dziecińcu panowała grobowa cisza.
Już dawno stwierdziłam, że akcja wyszła poza ramy zachowań podstawówkowych i cofnęła się do przedszkola.

Co ty sobie wyobrażasz, co? – mówiłem wściekle, kierując się z Bastianem do zachodniego skrzydła Dworku Oliwskiego. – Wiesz jakiego bigosu narobiłeś?
Być na wakacjach i nie spróbować lokalnej kuchni to grzech!
[Róża czerwono, biało kwitnie bez!]


- Myślisz, że tylko tobie się coś od życia należy?! Też mam ochotę na ładną Polkę!
W sosie beszamelowym.

Nie możesz przekładać swoich zachcianek nad dobre imię tej ekipy.
- Powiedział ten, który myśli tylko o drużynie… Nie pamiętasz? Niedawno sam byłeś bohaterem afery romansowej.
Özil-gate.

Po szybkim prysznicu i krótkiej pogawędce z Młodym, zszedłem na śniadanie.
Nie potrafiłam się powstrzymać!

- A ty co – zwróciłem się do Bastiana. – Dzisiaj wyjątkowo nie ma słońca. Po co ci te okulary?
Wówczas Schweni ściągnął bryle, a ja ujrzałem ogromnego, śliwkowego siniaka pod jego okiem.
- Ludzie… To Gomez?
- No.
- Ostatnio był nieco mniej fioletowy. I większy.

W towarzystwie Młodego zszedłem na śniadanie. Po drodze żartowaliśmy sobie na temat programu, który oglądaliśmy wczoraj wieczorem. Był naprawdę zabawny!
”Zawodnicy wybierali jedną z trzech zasłoniętych bramek, za którą mogła kryć się nagroda lub kot w worku!”

[Gomez idzie na dywanik do Jogiego w związku z udzielonym „Faktowi” wywiadem, w którym narzeka na atmosferę w drużynie].

od aŁtorki: Zauważyliście, że wszystko to co złe, zaczyna się w restauracji podczas śniadania? Haha ;-)
Zauważyliście, że wszystko w opkach zaczyna się od śniadania? Hehe.

Nie mam pojęcia, co się tutaj dzieje – powiedziałem do Wioli, która leżała obok mnie wtulona w mój tors. Skorzystałem z drzemki poobiedniej, aby się z nią spotkać i porozmawiać.
Przedszkole pełną parą, już nawet leżakować muszą.

- Tak, ale nie wiem, czy do niego dotrwamy. Już drugi chłopak opuścił zgrupowanie.
- Trener odesłał Gomeza?
- Tak.
W tym tempie w meczu finałowym będzie musiał zagrać sam Jogi.

- Szkoda, że inni nie mają takiego podejścia do sprawy jak ty…
- Co masz na myśli?
- Widziałam twoich kolegów jak się dzisiaj zachowywali… Cieszyli się, że Gomez wyjechał i bawili się w najlepsze.
Już to widzę – ledwo Gomez spakował walizki, a koledzy zaczęli tańczyć, wznosić toasty szampanem i obsypywać się konfetti.

- Kocham cię, głuptasie.
Jej słowa docierały do mnie niczym echo, coraz ciszej i ciszej, ale wciąż dźwięczały mi w uszach.
Mesut, bez urazy, ale echo to raczej tylko w pustym...

Chciałby pokazać Wioli mój dom, z pięknym ogrodem i basenem, chciałbym zabrać ją na Santiago Bernabeu i obejrzeć z nią zachód słońca w jednej z uroczych, madryckich kawiarenek na Placu Cibeles. Idealnie pasowałaby do mojego spokojnego, poukładanego życia.
Świetnie współgrałaby z kolorem kanapy.

- Oj Basti… Jestem taki zakochany… - powiedziałem spoglądając w niebo z maślanymi oczyma i rozmarzonym wzrokiem.
*potrząsa Mesutem*

Wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że mógłbym sięgnąć gwiazd! - krzyknąłem i przeskoczyłem z nogi na nogę wyciągając ręce do góry.
*spogląda badawczo* Niewiele brakowało, a złapałbyś Proxima Centauri.

PGE Arena w Gdańsku oszalała, kiedy Manuel Neuer obronił rzut karny w ostatnich minutach meczu Niemcy-Włochy.
Trzeba było ją jak najszybciej zabrać do najbliższego stadionowego psychiatry.

Prowadziliśmy 2-1 po golach Lukasa Podolskiego i moim. Swoją bramkę zadedykowałem Wioli, wykonując w stronę trybuny na której siedziała, charakterystyczny gest.


- Muszę z tobą poważnie porozmawiać – powiedziała nagle.
- O czym? Stało się coś?
- Muszę ci coś powiedzieć. Ale załatwimy to jutro. Teraz idź świętować z kolegami. Zobaczymy się w hotelu.
- Wiolu, ale co się stało? Martwię się. Masz taką poważną minę…
(...)
od aŁtorki:
Jak myślicie, o co może chodzić Wioli w końcówce?
Hm, no nie wiem, pewnie nie może jechać z Mesutem do Madrytu?

 Po raz kolejny los postawił ich na naszej drodze do zwycięstwa i miałem nadzieję, że tym razem przerwiemy tą hegemonię. Bardzo tego chciałem. Przede wszystkim utarłbym nosa moim kolegom z Realu – Ikerowi, Alvaro, Sergio, Xabiemu… Przez ostatnie dwa lata, które spędziłem w Madrycie nie mogłem odczepić się od ich żartobliwych kawałów i chamskich docinek na temat mojej niemieckiej drużyny i jej ciągłego polegania w pojedynkach z La Furia Roja.
Nieznana prawda – mobbing w Realu Madryt.

 Dzisiaj jest spokojnie, ale ludzie już zamawiają noclegi na wakacje.
- No tak… Podczas Euro nie mieliście tu wielkiego ruchu…
- Bo był zabroniony.
Przed hotelem postawili znak B-1.

W sierpniu ma nas odwiedzić sam prezydent.
Rezydencja w Juracie już mu się przejadła.

– A właśnie! Chciałaś ze mną porozmawiać o czymś ważnym.
- Ja?
- No tak. Mówiłaś mi o tym pod stadionem.
- A… Rzeczywiście. Wiesz… Nie, to nie jest miejsce na taką rozmowę. Może spotkamy się podczas poobiedniego leżakowania?
- Możemy spróbować, ale pani przedszkolanka nie pozwala na rozmowy, bo po obiadku trzeba spać!

Mesut… bo ja… zdecydowałam się pojechać z tobą do Hiszpanii – powiedziała jednym tchem.
Och, co za szok!

- Nie ma co, umiesz robić niespodzianki – powiedziałem i objąłem ją czule.
Poczułem jak mój biały podkoszulek nagle moknie od jej łez.
Mister mokrego podkoszulka.

Obiecuję, że nie będziesz żałować – powiedziałem. – Hiszpania jest piękna, a zwłaszcza Madryt. Poznasz moich kolegów, którzy są naprawdę świetni.
Parę akapitów temu czytaliśmy, że ciągle mu dogryzają, hm...

Hiszpania nie była łatwym przeciwnikiem. Już dwa razy przegrywaliśmy z nią na wielkich turniejach i czułem, że teraz jest ten czas, kiedy hiszpańska hegemonia się skończy.
Tak jest, obalić tyrana! Uwolnić piłkarski świat z iberyjskiego jarzma!

Właśnie cała drużyna kończyła jeść śniadanie, kiedy trener ogłosił, że za pół godziny jest zbiórka (w dwuszeregu), bo wyruszamy na lotnisko, skąd wyjedziemy do Kijowa na finał.
A to co? Ostrzyca nagle się przebudziła, pokryła całą Polskę pyłem i samoloty nie kursują?

[Okazuje się, że Wiola pracowała od początku dla „Faktu”. Mesut jest zUy].

- O czym on mówił? Pracujesz w tej gazecie? Piszesz te bzdury?
- Mesut…
- Mów!
- Tak, ale ja musiałam. Zrozum. Muszę jakoś zarabiać na życie, to było moje jedyne wyjście. Ignacy mnie szantażował i nie mogłam zrezygnować. Chciałam, ale nie mogłam.
”Obsmarujesz Niemców w artykule albo twój uroczy króliczek-albinos pożegna się z tym światem! Mwahahaha!”

Nie chcę cię znać – krzyknąłem i odszedłem od niej. Pobiegłem do swojego pokoju. Miałem ochotę krzyczeć i zrobiłem to, kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi do sypialni.
Poprzedni krzyk był niekrzykiem.

Zawładną mną ogromny szał, który sprawiał, że myślałem i działałem irracjonalnie. Każdy przedmiot, który akurat miałem pod ręką ciskałem przed siebie demolując cały pokój.
”Why, why, Lisa, why?!”

Wiesz co… Zawołam Bastiana. Zaczekaj tu. – Młody wybiegł z pokoju, a ja zostałem sam. Nie ruszyłem się ani o milimetr. Miałem ochotę umrzeć.
*nabiera Morbital do strzykawki*

 Bo jak człowiek taki jak Wiola – piękny, uśmiechnięty, dobroduszny, w jednej chwili może stać się zakłamanym, obłudnym i fałszywym potworem?
Właściwie to ona cały czas była tym „zakłamanym, obłudnym i fałszywym potworem”, tylko ty o tym nie wiedziałeś *uśmiech od ucha do ucha*

 Nie mieściło mi się to w głowie. Miałem wrażenie, że cały mój świat runął. A właściwie przebiegunował się.
Od tego momentu Özil chodził na rękach.

Ta dwójka ludzi zrujnowała moją drużynę i pewną część mojego życia. Zachwiali moją wiarą w to, że team jest jak rodzina, że nikt i nic nie jest w stanie go podzielić. A tymczasem dwoje z nas pojechało do domów, przez pewien czas byliśmy ze sobą skłóceni i obrzucaliśmy się wzajemnie pretensjami. Takie rzeczy nie powinny dziać się w takim miejscu, jakim jest europejski Mundial.
Słowo „mundial” etymologicznie pochodzi od hiszpańskiego „el mundo”, czyli „świat”. Kiedy, do licha ciężkiego, Europa zyskała miano odrębnego świata?

W tunelu słyszałem i czułem jak cały stadion drży.
Kijowska arena była wielką fanką Mesuta.

W głośnika zaczęły wybiegać pierwsze takty niemieckiego hymnu. 
”Poproszę po jednej nutce”.

Gra nie była zbyt efektowna. Hiszpanie grali defensywnie, jednak od czasu do czasu udało im się przeprowadzić całkiem niezłą akcję ofensywną.
Zastanawiam się, czy aŁtorka widziała jakikolwiek mecz w wykonaniu hiszpańskiej reprezentacji.

Jednak w bramce mieliśmy prawdziwy skarb – Manula Neuera, bez którego ciężko widziałbym wygranie tego turnieju.
Manul był istnym świętym Graalem.

Pomyślałem sobie, że muszę się wziąć w garść. Trener w szatni powtarzał nam, że naszą najmocniejszą i najgroźniejszą bronią będą kontrataki.
Skoro Hiszpania gra defensywnie, a oni mają skupiać się na kontratakach, to kto tam w ogóle rozgrywa piłkę?
[Sędziowie liniowi].


 Szybko wymieniliśmy kilka piłek na jeden kontakt, zwinnie omijając Sergio Ramosa. Wtem dostrzegłem Thomasa Müllera wychodzącego sam na sam z bramkarzem.
”Chodź, Iker, nic tu po nas”.

 Posłałem mu szybką, długą, prostopadłą piłkę, którą on mocnym uderzeniem zamienił na bramkę.
Müller-cudotwórca.

Gol padł w trzydziestej minucie. Ludzie na stadionie oszaleli, podobnie jak cała nasza łatwa oraz zawodnicy na boisku.
Przepraszam, ale kim jest „nasza łatwa”?

 Wszędzie zrobiło się czarno-czerwono-żółto (złoto!), co mnie bardzo ucieszyło. Zaliczyłam świetną asystę, Thomas strzelił pięknego gola i teraz byliśmy o krok od zdobycia mistrzostwa.
Mesut grał tak wspaniale, że wręcz urywało jaja.

Do szatni schodziliśmy będąc na prowadzeniu. Hiszpanie dali nam popalić, ponieważ nie spuszczali z tonu ani na moment, narzucali szybkie tempo gry i wysoki pressing.
Cały czas grając defensywnie.

Najważniejsze to szybko strzelić drugiego gola i mamy zwycięstwo w kieszeni – mówił. – Mats i Benedikt, musicie być bardziej skupieni w obronie. Philipp, brakuje mi trochę twoich wypadów do ataku, ale rozumiem, że chcesz zabezpieczać tyły. Jednak, kiedy dostrzeżesz choć cień szansy to nie bój się i zaskocz ich udziałem w ofensywie. Środek pola mamy zdominowany, więcej grajcie lewym skrzydłem. Wszystko wygląda dla nas bardzo dobrze. Nie traćcie nadziei, nie okazujcie słabości i strachu oraz grajcie na maksimum swoich możliwości. Zmiany po siedemdziesiątej minucie. Do boju!
Boru, takiej przemowy to chyba nawet nauczyciele na wuefie by nie ułożyli.

Idąc za radą trenera, który co chwilę z ławki krzyczał: „kontra”, „kontra”, pobiegłem do przodu ile sił w nogach, nie zważając na to, że przede mną, ni stąd ni zowąd, wyrósł Gerard Pique.
Pique wyrastał z magicznych nasion Panoramiksa, których Numernabis użył do stworzenia ogrodu w pałacu Cezara.

 Zastosował się do zasady, że piłka może przejść, a zawodnik już nie, i mocnym wślizgiem zaatakował nie tyle futbolówkę, co mój piszczel! Runąłem na ziemię jak długi. Zwijałem się z bólu i całkiem straciłem orientację.
Bieguny wróciły na swoje miejsce?

Medycy przenieśli mnie na nosze i wynieśli za linię boczną boiska.
Złamana – stwierdzili po chwili i zasygnalizowali trenerowi zmianę.
Pique Żelazny But.

[Niemcy wygrywają z Hiszpanią 2:0, a noga Mesuta nadal jest złamana. A skąd wiem?]
Wszystko działo się tak szybko. I w dodatku moja kontuzja… Na szczęście okazało się, że diagnoza lekarza była zbyt lekkomyślna, bowiem mój piszczel był tylko pęknięty.
Bo nie ma takiego urazu jak „pęknięcie kości”. Lekarz może i lekkomyślny, ale na zajęciach uważał.

Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi i do sali weszła Wiola z Patrycją. Wszyscy na nie spojrzeli. Nikt jeszcze nie wiedział, dlaczego tutaj się zjawiły. Trener od razu powiedział, że musiały się pomylić, bo tutaj jest zebranie zamknięte.
Sam zamykał.

Nazywam się Wioletta Kubiak – powiedziała wreszcie łamiącym się głosem. – Pracę w hotelu podjęłam na kilka dni przez waszym przyjazdem. W dostaniu tego stanowiska pomogła mi przyjaciółka, Patrycja Oliwska.
*zastanawia się, czy da się pozwać kogoś z powództwa cywilnego o kumoterstwo*

 Wiola wskazała dłonią na dziewczynę stojącą obok. – To naprawdę złota osoba.
Córka Midasa.

Oszukiwałam wszystkich dookoła, ponieważ moim prawdziwym zajęciem jest dziennikarstwo. Piszę dla dziennika „Fakt”.
Nie wiem, czy słowo „dziennikarstwo” nie jest w tym przypadku nadużyciem.

- Mesut, możemy porozmawiać? – zapytała nieśmiało. Nie chciałem zostawać z nią sam na sam, bo wiem do czego zdolne są kobiety. Nieźle potrafią człowieka omamić.
Jak to powiedział mój wykładowca od historii weterynarii: „Niegdyś ludzie uważali, że kobieta ma o jedno żebro więcej niż człowiek”.

Wracam do swojego dużego, jasnego domu, do słonecznego Madrytu, do przyjaciół na których zawsze mogę liczyć. Zostałem Mistrzem Europy, wygrałem piękny puchar i złoty medal, zdobyłem nowe umiejętności oraz doświadczenie.
Mesut w Polsce przyexpił.

Ostatecznie Özil wraca do Hiszpanii bez Wioli, za to ze złamaną nogą. A my wracamy do łapania blogaskowych piratów.

#21 - Mesut Özil i kolonie nad morzem, cz.1

|
Pierwsze mecze grupowe za nami, Euro się rozkręca – a my kontynuujemy eurowe analizy! Tym razem odwiedzimy reprezentację Niemiec, która jest głodna sukcesów i... romansów z pokojówkami. Dowiemy się, dlaczego nikt nie lubi Mario Gomeza, co lobbuje mniejszość niemiecka i jak fajnie spędzić kolonie w Trójmieście. Rozsiądźcie się wygodnie i zapnijcie pasy, czeka nas lot w aŁtorkosferze!

UWAGA, pochwała: po rozebraniu opka z błędów, banałów i odjęciu Mary Sue trzeba przyznać, że aŁtorka miała naprawdę interesujący pomysł, przedstawia natomiast psychikę dorosłego faceta, jakby ten był gimnazjalistą o zerowej pewności siebie. To się po prostu nie godzi.


AŁTORKA O SOBIE

Ozilla
Brr! Co to za potwora?

Ulubieni sportowcy: Mesut Ozil, Bartosz Kurek, Mario Gotze (0d niedawna)
Już wiem! Ozilla zjada umlauty! Biedni Niemcy, nie dogadają się...

Książka: "Alchemik", saga "Zmierzch"
*oddycha ciężko* Ale Mesut się w opku nie sparkli, co?

Motto: "Jeśli naprawdę czegoś mocno pragniesz, cały Wszechświat sprzyja Twojemu marzeniu"
”Chyba, że chcesz napisać opko. Wtedy na twojej drodze stawia analizatora”.

Czego możesz nie wiedzieć o Ozilli?
Niczego. I nie chcę zmieniać tego stanu rzeczy.

Uwielbia niemiecki język
Ale nikt nie nauczył jej stawiać umlautów.

 Dlaczego tematyka sportowa? Kiedyś pisałam o wszystkim, ale od roku ograniczam się tylko do piłki nożnej. Tak na mnie zadziałał zeszłoroczny Mundial. I jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. 
Ja mam uczucia ambiwalentne. Z jednej strony – jest materiał to analizy, ale z drugiej – przecież to blogasek...

Często przypisuje bohaterom cechy moich przyjaciół, a w opowiadaniu ujmuję wątki z życia.
Aha. Czyli utożsamiasz się ze swoją na 99% merysuistyczną bohaterką. Jak niemal każda aŁtorka.

OPIS POSTACI


Mesut Ozil, 23 lata
Kim jestem? Często zadaję sobie to pytanie.
”Niektórzy na przykład mylą mnie z Özilem”.

Nie rzucam się w oczy, nie udzielam się publicznie, a mimo tego nie narzekam na brak towarzystwa. 
Mesut grywa tylko w meczach zamkniętych dla publiczności.

 Kocham piłkę nożną i moje drużyny.
”A mam ich wszystkich sto dwadzieścia troje”.

Wiola Kubiak, 22 lata
(...)
Nikt nie lubi ze mną zadzierać, bo wie, że przegra. 
*szturcha Wiolę kijem*

Bastian Schweinsteiger, 27 lat
(...) Kobiety to ważna część mojego życia, ale ważniejsi są przyjaciele: Mesut i Mario.
Jak to? A co ze Schweinskim? *wzdycha z nostalgią*

Mario Gotze "Młody", 21 lat
W odróżnieniu od Mario Gotze Starego. I od Mario Götze.
[W którym roku w końcu to Euro jest?]


Mario Gomez, 27 lat
Nikomu tak jak mi nie zależy na drużynie i wygraniu tego cholernego Euro.
*parsk* Uwierzę, jeśli okaże się, że za dochód z wygranej sprawi sobie osobistego fryzjera.

Z tym że nikt tego nie docenia. Widzą we mnie zło. 
Czarne charaktery całego świata mogą się od Gomeza uczyć.

Niczego mi w życiu nie brakuje. Jestem bogaty, przystojny i dobrze gram w piłkę, a ludzie po prostu mi zazdroszczą.
A ja się z tym zgadzam. Naprawdę!

Nie ukrywam, że smarkacze w teamie działają mi na nerwy. Nie tak powinna wyglądać drużyna. Brakuje im dyscypliny oraz powagi. Tylko zabawa im w głowach!
Mario-strażnik porządku w drużynie. Podoba mi się coraz bardziej.

Aha... a Polska to okropny kraj!
AŁtorko, twoje próby obrzydzenia Gomeza spaliłyby na panewce nawet wtedy, gdybyś napisała wprost, że jest Złą Różową Barbie.

Patrycja Oliwska, 25 lat
Znana głównie z tego, że jest znana - tak o mnie mówią. Życie dziedziczki potentata hotelowego nie jest łatwe.
Paris okazała się mieć polskie korzenie?

Ludzie myślą, że nic nie robię, ale prawda jest inna, bo jak nikt poświęcam się w tym Dworku i dbam o wszystkich gości.
Dwór Oliwski, czaicie? Hahaha, haha, ha... A na poważnie – aŁtorka naprawdę myśli, że nazwę wziął od właściciela?

Pomogłam przyjaciółce i chyba tego żałuję, bo nie lubię wyrządzać ludziom przykrości .
A pomoc przyjaciołom to najgorszy sposób, by przysporzyć drugiemu człowiekowi cierpienia.

Opowiadanie pisane jest w pierwszej osobie - jako Mesut Ozil.
O ile zakład, że narrator zdąży się zmienić pięć razy do końca opka?

Szła szybkim, miarowym krokiem przez długi korytarz prowadzący do gabinetu Ignacego Żyłki. Jedynym dźwiękiem, który jej towarzyszył był stukot jej szpilek od Louboutona o kafelkową posadzkę.
Ech, ci Chińczycy... Wszystko podrobią.

Stanęła przed drzwiami Ignacego. Odrzuciła swoje piękne, długie włosy do tyłu i wzięła głęboki wdech. Czuła, że oto za chwilę otworzy drzwi, za którymi czeka na nią nowe wyzwanie. 
Ignacy jest bossem w jakiejś grze komputerowej?
[Finish him!]


 Ignacy siedział za biurkiem i grzebał w komputerze. Na jej widok wstał i poprawił marynarkę. Zachęcił ją do zajęcia miejsca naprzeciwko. Uśmiech nie schodził z jego twarzy i dziewczyna przeczuwała coś dobrego.
- Trzymaj – rzekł i położył przed nią białą kopertę.
CBA – The Game. W listopadzie premiera.

Nie odezwawszy się, otworzyła przesyłkę i wyjęła z niej zawartość. Przejrzała zdjęcia, które teraz trzymała w dłoni. W ogóle nie miała pojęcia, o co chodzi.
- Co to jest?– zapytała patrząc szefowi w oczy.
- Dworek Oliwski.
- Widzę, ale co mam z nim zrobić?
Takie małe skrytob... Czekaj, co?!

Na dniach zaczyna się Euro. Zatrzymają się tam trzy reprezentacje: turecka, niemiecka i francuska.
W związkach piłkarskich Turcji (skąd ta się wzięła na Euro, pozostaje tajemnicą aŁtorki), Niemiec i Francji bida aż piszczy, muszą się wszyscy ściskać w jednym hotelu.
[Dobrze, że im schroniska młodzieżowego nie wynajęli].


- Przecież ja się nie znam na piłce!
A niby w czym to w opku przeszkadza?

[Mesut przy mikrofonie]
Mój zawód jest specyficzny. Reprezentujesz nie tylko siebie i swoje umiejętności. Jesteś wizytówką instytucji, która ci płaci i która jest twoim drugim domem.
Real Madryt CF – instytucja finansowa i schronisko dla bezdomnych.

Sport to ciężki kawałek chleba. Codzienne treningi, mecze, sparingi, zawody, turnieje… 
Te codzienne turnieje kiedyś człowieka wykończą.

Nazywam się Mesut Özil i jestem piłkarzem.
Cieszę się, że umlauty powróciły na swoje miejsce.

Dwa lata temu zostałem zawodnikiem hiszpańskiego klubu – Realu Madryt. I to właśnie dla niego musiałem zamienić moje rodzinne Niemcy na Hiszpanię.
Nieprowadzącą żadnej polityki prorodzinnej.

 Ale nie narzekam, bo wciąż gram w reprezentacji Manschaftu i wciąż jestem częstym gościem w swoim kraju.
W Manschafcie. To pewnie gdzieś na dalekiej Północy.

Ale tym razem jest inaczej, ponieważ za kilka dni rozpoczynają się Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej 2012 w Polsce i na Ukrainie. I właśnie dlatego, dzisiaj, razem z całą drużyną, przyjechałem do Gdańska.
”Lotnisko w Gdańsku jest nadal w remoncie”.

Ostatnie cztery lata nie były dla nas szczęśliwe… Na ubiegłych Mistrzostwach Europy przegraliśmy w finale z Hiszpanią. Wstyd się przyznać, ale dwa lata temu, na Mundialu w RPA, również nas pokonali, ale w półfinale.
Drugie miejsce w Europie i trzecie na świecie – faktycznie, można się pociąć.

Jednak brąz i srebro to nie to samo, co złoto. 
Ciekawe, czy trzeba studiować alchemię, by dojść do takiego wniosku.

Mamy dość przegrywania na wielkich turniejach i właśnie dlatego jesteśmy bardzo zdeterminowali i mierzymy wysoko. Chcemy zakończyć tą [tę] hiszpańską hegemonię!
Hegemonia - dominacja jednego państwa nad drugim, uzyskana przy pomocy groźby lub użycia siły.
Hiszpania trzyma wszystkich pod butem.
[Del Bosque rozsyła anonimy z pogróżkami do selekcjonerów innych drużyn].


Nasza drużyna zmieniła się przez ostatnie lata. Mamy najmłodszy skład na tych zawodach, dlatego podchodzę do niego z wielką wiarą. Każdy z nas da tu z siebie maksimum.
O ile nie trzeba im będzie zmieniać pieluch w trakcie meczu.

Właśnie wylądowaliśmy na gdańskim lotnisku.
”Mimo że samolot ciągle jechał, podróż była przyjemna”.

Przywitało nas mnóstwo ludzi. Zauważyłem nie tylko niemieckich kibiców, ale także tych z całej Europy.
Niemcy przeniosły się do Azji, a ich miejsce zajął Manschaft.

Muszę przyznać, że Gdańsk to niezbyt ładne miasto, ale dużo słyszałem o tutejszym stadionie.
Gelsenkirchen za to jest piękne.

Zatrzymaliśmy się na pięknym dziedzińcu Dworku Oliwskiego. Wszędzie zieleń, piękne ogrody, ćwierkające ptaki…
*przygrywa na skrzypeczkach*

Wiem, że takie słowa z ust mężczyzny mogą wydać się dziwne, ale zawsze byłem wrażliwy na piękno. Uwielbiam otaczać się ładnymi i przyjemnymi rzeczami, a natura taka właśnie jest.
Özil jako kwiatowa wróżka *wzdryga się*

 Jednak będzie to niezwykle trudne, bowiem okazało się, że zatrzymały się tutaj jeszcze dwie reprezentacje. Prawie sto ludzi będzie mieszkało w tym jednym hotelu. Masakra!
Prawie sto ludzi to chyba sztab samych Niemców.

Staliśmy w lobby i czekaliśmy na oficjalne powitanie.
Przez lobbystów związanych ze światem sportu.

Joachim Löw, nasz trener, poszedł właśnie z właścicielem do jego gabinetu, a my rozsiedliśmy się na kanapach.
Poszedł zapłacić za noclegi. Zawsze tak opiekunki na koloniach robiły.

Facet skinął na blondynkę, która w swoich dłoniach dzierżyła masę kart, które były kluczami do sypialń i jednocześnie biletem wstępu do każdego zakamarku tego miejsca.
Karty-klucze i karty-bilety jednocześnie. To tarot?

Spojrzałem prosto w jej orzechowe oczy. Ale śliczna… Ja to mam w życiu pecha. Teraz nie będę mógł się skupić na niczym innym.
O zBoże [by ironlemon – all rights reserved], Mesut ma mocno nadaktywne komórki Leydiga.

Miłość to ważna rzecz w życiu każdego człowieka. W moim także. Dzięki niej stajemy się lepsi. Dla nas samych i dla innych. 
A teraz z kolei zachowuje się, jakby ktoś mu cojones uciął.
[Te dni].


Oczywiście spotykałem się jeszcze z innymi dziewczynami – modelkami, piosenkarkami… Jednak żaden związek nie przetrwał próby czasu.
Wybacz, aŁtorko, ale nie wyobrażam sobie Özila w związku z taką chociażby Beyonce.

Odnoszę wrażenie, że wszystkie moje partnerki były takie same. Pomimo tego, że pochodziły z różnych regionów świata, mówiły różnymi językami, miały inne charaktery i temperamenty. Wszystkie łączyła jedna cecha.
Były Złymi, Różowymi Barbie?

 Były starsze ode mnie średnio o sześć lat i miały rodziny. 
*szuka żuchwy na podłodze*

Miały niekonwencjonalną urodę, czyli jak to zauważył Bastian… Były po prostu brzydkie.
Gdy mama czytała Mesutowi bajki, ten zawsze największą estymą darzył szpetne czarownice.

Ale nie będę ukrywać, że nie mam z tym problemu. Sam nie wyglądam jak model czy mister. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem… hm… oryginalny? Wyłupiaste oczy, duży nos, blizny na twarzy… Po prostu mam kompleksy.
Oj, Mesut. Chodź, przytulę cię!

 I dlatego spotykam się z każdą kobietą, która tego chce. 
Desperacja to chyba zbyt słabe słowo.

Zabawne, bo właśnie przypomniałem sobie bajkę… Jak to brzmiało? „Dzwonnik z Notre-Dame”. Muszę tylko przypomnieć sobie, jak to wszystko się skończyło…
Esmeralda ginie.
[Jestem za takim zakończeniem].


Jednak trener skutecznie potrafił mnie zmotywować do pracy. Mam szczęście, że mogę obcować z takim człowiekiem jak Joachim. Jest jak ojciec – sympatyczny i niezawodny.
Ciekawa jestem, jak by mój tata zareagował, gdybym mu powiedziała, że jest sympatycznym ojcem.

- Słyszałem, że dzisiaj nie będzie wieczornego treningu – szepnął mi Mario do ucha.
- I?
Pomyśleliśmy – kontynuował Bastian – że może moglibyśmy zaszaleć. No wiesz… Z alkoholem.
Szeptali sobie niczym podekscytowani gimnazjaliści.

Po treningu wróciliśmy do hotelu .Miałem ochotę na prysznic i krótką drzemkę przed obiadem. Później czekało nas obowiązkowe zwiedzanie miasta.
To nie Mistrzostwa, to po prostu wakacyjny obóz sportowy.

 W Afryce pojechaliśmy na safari, zwiedzaliśmy rezerwaty dzikich zwierząt, pomagaliśmy szkołom i domom dziecka. Ciekaw byłem, jakie atrakcje przygotowali dla nas w Gdańsku. Co tutaj jest poza morzem?
Safari na żurawiu.

Nasza trójka ostatnia wysiadła z autokaru i weszła do lobby. Bastian opowiedział właśnie kawał, więc wszyscy zanosiliśmy się śmiechem
Nie wiem, czy to sprawdzona metoda lobbingu, ale może zadziała.

Nagle zauważyłem Wiolę stojącą na drabinie i próbującą ściągnąć ogromny wazon z najwyższej półki. W ogóle sobie z tym nie radziła. Pomyślałem sobie, że nawet kiedy jest tak niezdarna to wygląda sexy. Ona zdecydowanie coś w sobie miała.
Moc Mary Sue, jeśli mam być dokładna.

Bastian szturchnął mnie i Mario i od razu poszedł w stronę blondynki. Był tak chamski, że przed zapytaniem, czy nie potrzebuje pomocy, zajrzał jej pod spódnicę. Co za prostak! Zagotowało się we mnie, bo traktował dziewczyny bardzo przedmiotowo.
Po powrocie z treningu do domu zawsze siadał w kapciach przed telewizorem i wołał Sarę, żeby mu podała piwo.

Niestety okazało się, że organizatorowi pomyliły się terminy i dzisiejsze popołudnie musieliśmy spędzić w hotelu.
W zamian zorganizowano im chrzest kolonijny.

Większość chłopaków wybrało więc ogród, gdzie w spokoju czytali gazety, rozmawiali z rodzinami poprzez rozmaite urządzenia elektroniczne itp.
Lahm dyskutował zawzięcie przez pralkę automatyczną.

Wiecie, co dzisiaj wyczytałem w necie? – rzekł Bastian. – Przeprowadzono sondę wśród kobiet i one stwierdziły, że najprzystojniejszym i najseksowniejszym piłkarzem w naszej drużynie jest Lukas.
Nie patrzcie się na mnie, ja nie brałam w tym udziału!
[Brałam. Głosowałam na Kroosa].


Podczas, gdy Bastian prowadził swój monolog dotyczący jego urody zdążyłem zauważyć, że wszystkie stoliki są zajęte.
- Możemy przysiąść się do Gomeza – zażartował Mario. – Jak zwykle siedzi sam.
O rajuśku, scena jak z amerykańskiego filmu o nastolatkach.

Mario Gomez, 27 lat, napastnik i… Szkoda gadać. Złośliwy, kłótliwy i wredny człowiek. Wszystkim działa na nerwy. Nawet trenerowi.
W kadrze jest ze względu na hiszpańskie pochodzenie – DFB ustaliła minimalną dawkę zagranicznych genów, która musi być jakoś wypełniona w (wielo)narodowej niemieckiej reprezentacji, inaczej nici z grania.

Jego kąśliwe uwagi potrafią tak urazić, że masz ochotę go zabić.


Ty, na przykład, masz bardzo męski i pociągający wyraz twarzy – zwróciła się do Bastiana. A więc to o to chodzi… Dlatego wszystkie na niego lecą. – Ty natomiast – powiedziała do Mario– jesteś taki nieskazitelny.
Nieskalany złem i zepsuciem Götze – przeciwieństwo kąśliwego Gomeza.

Początkowo myślałem, żeby się do kogoś przyłączyć, ale Bastian twierdził, że ma plan, więc o wyznaczonej porze stawiłem się w jego pokoju. Niewiele mówiąc machnął ręką, żebyśmy poszli za nim. Kilka minut później znaleźliśmy się już w lobby, gdzie za ladą recepcyjną siedziała znudzona Wioletta.
Jak myślicie, co mogą lobbować niemieccy piłkarze? Prawa mniejszości niemieckiej?

Bastian zawsze miał podejście do kobiet, ale wkurzało mnie, że wyrywa w ten sposób Wiolę. Ta dziewczyna na to nie zasługiwała. Ona była inna. Niesamowita. Nieskazitelna. Po prostu idealna.
Tak, tak, znamy to. Możemy zmienić temat?

- A co wy tu robicie? – Niespodziewanie na korytarzu spotkaliśmy Gomeza.
Dzięki!

O na szczęście cię spotkaliśmy! – powiedział Mario z dziwną miną. Jakby naprawdę się cieszył na jego widok. – Zgubiliśmy się i wydawało nam się, że jesteśmy już w całkiem innym hotelu.
I Gomez padł rażony ripostą.

Chwilę później usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi. Wstałem, aby je otworzyć, a za nimi stała Wioletta. Przerażenie miała wyrysowane na twarzy. Zmartwiłem się, że coś jej się stało, ale ona jakby nigdy nic weszła do naszego pokoju i spod marynarki wyjęła półlitrową butelkę wódki.
Nie mówiłam, że to obóz młodzieżowy?
[Co to jest nic? Pół litra na dwóch].


Wziąłem prysznic i właśnie kładłem się spać, kiedy obudziło się moje sumienie. Ono jest okropną „instytucją”.
Ale działa charytatywnie.

Szybko wybiegłem z pokoju i pognałem na recepcję. Spodziewałem się ich tam, ale lobby było całkowicie puste.
W języku polskim mamy na to odpowiednik: hol. Ale rozumiem, że trzeba się posiłkować obcymi zwrotami, w końcu w wyrazie „lobby” ciężko zrobić błąd ortograficzny.

 Już miałem wrócić z powrotem do sypialni, kiedy nagle usłyszałem:
- Szzzzzz….
Mimowolnie odwróciłem się w stronę tego szelestu i ujrzałem wyglądającą Wiolettę zza białych drzwi w lobby. Przyłożyła palec wskazujący do ust, a drugą ręką przywołała mnie do siebie.
Lobbowała jego uciszenie.

Domyślam się, że ich szukasz – powiedziała i pokazała mi zataczających się kumpli. – Schowałam ich w tym schowku, żeby nikt ich nie zauważył.
Nikt ich nie znajdzie, gdy są schowani w schowku.

- Tu są kamery!
Wioletta podniosła głowę pod sufit i jej mina była równie zdezorientowana jak moja.
- O cholera…
- Trener się dowie! Wyrzuci ich z drużyny! Boże, wyrzuci i mnie! I jeszcze ty stracisz pracę!
Jogi całą dobę siedzi przed monitorami i wypatruje, czy któryś z jego podopiecznych nie łamie regulaminu kolonii.

Zastanawiałem się, czy coś powiedzieć, czy nie… Korciło mnie, żeby im dopiec, ale nie chciałem ryzykować tego, że ktoś mógłby nas podsłuchać. W końcu niedaleko siedział Gomez, który lubi wiedzieć „co w trawie piszczy”. I dziwnym trafem zawsze działo się tak, że jak wiedział on, to wiedział i trener.
Dziwię się, że Gomez w tym opku nie ma okularów grubości denka słoika, aparatu na zęby i masy pryszczy na gębie.
[A może ma?]


Kiedy wróciliśmy do hotel umieliśmy kilka minut dla siebie, bo później organizator w końcu zadbał o rozrywki dla nas. Pojechaliśmy zwiedzać miasto, a właściwie stadion.
”Mieliśmy dwie godziny czasu wolnego i kupiłem sobie pamiątki”.

Na tarasie siedział Gomez w towarzystwie Wioli i jej przyjaciółki Patrycji. Aż scyzoryk mi się w kieszeni otwierał, kiedy widziałem jak się śmiały z jego głupkowatych żartów.
Jestem pewna, że Gomez śmiał się jak zarzynana świnia i pluł przy tym na kilometr.

Następnego ranka przy śniadaniu w naszym obozie panowało ogromne poruszenie.
”Wieczorem miało być ognisko”.

Chłopaki z innych reprezentacji dziwnie przyglądali się wszystkim Niemcom, a na ich twarzach malowało się zapytanie.
Rodem z Ask Yahoo.

Zdezorientowany podszedłem do stolika, przy którym siedział Jerome Boateng, nasz  obrońca i Holger Badstuber.
...którego ciężko nazwać obrońcą.
[Wewnętrzny Bawarczyk pogroził mi za ten tekst palcem].


Zaciekle o czymś dyskutowali.
- Ej chłopaki, co się tutaj dzieje?
- Masz – odpowiedział czarnoskóry piłkarz i podał mi gazetę.
- „Fakt”? Co to?
- Tutejsza gazeta.
- Ale ja nie rozumiem polskiego. O co chodzi?
”Mąż orał mną pole” czy „Dzięki żabom przestałem pić”?

- Ktoś napisał, że nasza drużyna nie jest ze sobą zżyta, że podzieleni jesteśmy na grupki, i że poszczególni zawodnicy w ogóle ze sobą nie rozmawiają.
Co za bzdury? Przecież od zawsze jesteśmy zgrani.
- Poza tym frajerem, Gomezem – dodał Mesut i pokazał obraźliwy gest w stronę Mario.

Wszyscy się lubią. No może tylko Gomez odstaje od reszty, ale nawet on potrafi się dogadać z niektórymi chłopakami.
Równie głupimi jak on?

Ja lubię swoje życie prywatne. Podkreślam – życie prywatne, czyli osobiste. Nie chcę, żeby cały świat znał nazwiska moich przyjaciół, nie chcę żeby ludzie wiedzieli, gdzie spędzam wolne wieczory, nie chcę, żeby rozpisywano się na temat moich związków. Wiadomo… Nie wszystko ukryję. Zawsze też znajdzie się „przyjaciel”, który wyćwierka wszystko za ciebie.
Twitter to samo zło. Chcesz się pokazać z dobrej strony, a potem naród ci zarzuca, że piszesz „kądolencje”.

Ale ja staram się prowadzić normalne życie. Z dala od fleszy i jupiterów.
Około 630 mln km to odległość wystarczająca? I to też wyłącznie w opozycji, normalnie jest więcej.

- A ja bym się wcale nie zdziwił, gdyby to Gomez spotkał jakiegoś szmatławca i wszystko mu opowiedział – rzekł Bastian. – To w jego stylu. Gbur i prostak ot co!
Zastanawiam się, co aŁtorce mógł zrobić Gomez i nic poza strzelaniem niewiarygodnej ilości goli mi na myśl nie przychodzi.

- Dzień dobry – powiedziała Wiola, która nagle wyłoniła się z pokoju Philippa Lahma z koszem białych, brudnych ręczników. Zaraz za nią wyszła Patrycja, która z kolei trzymała w rękach czyste ręczniki.
Wynosiły wszystkie, jak leci.

Nigdy nie byłem dobrym aktorem. Wszyscy moi przyjaciele mówią, że z mojej twarzy można czytać jak z otwartej księgi. Nigdy nie wiedziałem, dlaczego tak uważają, bo moim zdaniem bardzo dobrze się maskuję.
Mesut przybiera barwy maskujące, to jeden z tych genialniejszych pomysłów Mourinho.

Nie pozostawił mi wyboru. Wyćwierkałem mu wszystko jak na spowiedzi.
Kościół idzie z prądem, niedługo spowiedź przez Twitter będzie dostępna również dla wszystkich.

- To urocze.
- Urocze? Stary, co to za język w ogóle? Z choinki się urwałeś, czy co? Kto tak mówi w dzisiejszych czasach?
Właśnie uświadomiłam sobie, że posługuję się archaizmami.

Zapadał zmierzch. Jutro wielkie rozpoczęcie Mistrzostw Europy – koncerty itd.
I jakiś tam mecz, ale kto by się przejmował, skoro śpiewa Doda.

Miałem pewne podejrzenia… A mianowicie obstawiałem, że w tamtym pokoju, do którego weszła Wiola z tym facetem, mieszka Marcel Schmelzer i Mats Hummels.
A to wstrętne gnojki!
Czy to właśnie miała być jakaś aluzja, a moja szczęka powinna znajdować się gdzieś na podłodze?

I był… przystojny. Wiem, że dziwnie to brzmi, kiedy facet mówi tak o facecie, ale tak było. Nie znam się zbytnio na męskiej urodzie, ale często porównuję się do innych. I on był przystojniejszy ode mnie. A tak nawiasem mówiąc – trudno jest znaleźć kogoś brzydszego ode mnie. No co? Taka prawda!
*troskliwie* Mesut, może załatwić ci jakąś psychoterapię?

- Oh… Dobrze… Dziękuję – odpowiedziałem patrząc w podłogę i zniknąłem stamtąd zaczerwieniony i zawstydzony.
O nie… A jak opowie o wszystkim Wioli? Pomyśli sobie, że jestem nienormalny! O NIE!!! A jak ona powie o tym Bastianowi?! UMRĘ!!! Spalę się ze wstydu. Chłopaki nie dadzą mi żyć i będą opowiadać to jako anegdotę kolejnym pokoleniom!
Psychoterapia nie pomoże, aŁtorka mu transplantowała mózg gimnazjalisty.

Musiałem jeszcze sprawdzić ten pokój i zobaczyć, co łączy moją piękność z kolegami z drużyny. Nie podoba mi się to, ale idę zaciosem.
Słownik Języka Polskiego: zacios - 1. nacięcie; 2. symbol wycięty na drzewie, służący do oznakowania miejsca, z którego myśliwy oddał strzał do zwierzyny
To nie takie zwyczajne kolonie, skoro zorganizowali im polowanie.


Kiedy zobaczyłem jak krople wody spływające z jej włosów drążą krętą ścieżkę na jej ciele, na jej pięknej, cynamonowej skórze, po plecach przeszedł mi dreszcz.
Skóra z cynamonu i drążąca woda – boru!

Wówczas owe krople płynęły coraz niżej i niżej i znikały gdzieś hen w jej biuście…
Kropla drąży skałę.

Dzisiaj było rozpoczęcie igrzysk.
*zdezorientowana* Chyba ominęłam całe Mistrzostwa Europy.

 Z tej okazji hotel zorganizował dla nas mini imprezę.
Dyskoteka i kolonijne śluby!

Właściciel zaprosił wszystkich gości do sali kinowej, gdzie na wielkim ekranie leciała transmisja z koncertu. Największe gwiazdy europejskiej sceny muzycznej przybyły do Warszawy, aby oficjalnie otworzyć mistrzostwa.
Ciężko im było upchnąć Eltona Johna między U2 a Rammsteinem, zwłaszcza że Coldplay zajmowało dwa razy więcej miejsca niż w planach, gdyż przebrali się za słonie.

[O Gomezie]
- Ten to potrafi się zakręcić – drwił Bastian. – Powinien się skupić na celności i strzelaniu bramek, a nie podrywać małolaty!
Skuteczność Gomeza w sezonie 2011/2012.

Masz mi coś do powiedzenia, aŁtoreczko?


od aŁtorki: Od autora:
Rozuuumiem, to ma tworzyć wrażenie, że czytam pamiętniczek Özila? Prawie się udało.

Pierwszy mecz zawsze jest szczególny. Wpływa na to bardzo wiele czynników. Po pierwsze miejsce. Nowe miasto, nowy stadion, nowe boisko, nowy przeciwnik…
Hiszpania, Holandia, Anglia, Włochy, Francja... Same nowe reprezentacje na tych mistrzostwach.

Po dzisiejszym meczu wszyscy powinni stwierdzić, że jesteśmy w świetnej formie i będziemy groźnym rywalem w dalszej fazie igrzysk.
Ach, zapomniałam, przecież kolonie Euro już się dawno skończyło, a my się przenieśliśmy do Londynu.

Jeszcze sekunda i… idziemy! My, w czarno-białych trykotach oraz reprezentacja Czech w czerwonych strojach. 
Zaraz, Niemcy się wymienili z Polską na grupy?
[To są Igrzyska Olimpijskie, nie zapominaj!]


Tłum kibiców szalał. Wszędzie czarno-czerwono-żółte (złote) barwy, blaski fleszy, ryk trąbek.
Przyjmuję zakłady: wuwuzele czy małyszówki?

Zamknąłem oczy i napawałem się tym dźwiękiem. Kocham to!
BZZZZZ!

A później to już totalna magia. A mianowicie hymny. Najpierw czeski, a później nasz – niemiecki.
*staje na baczność*

 Narasta w tobie duma. Reprezentujesz swój kraj. Swoją ojczyznę. Jesteś w tej chwili wzorem dla milionów.
Zwłaszcza dla tych milionów Turków, którzy upatrują w tobie zdrajcę.

Dwoiłem się i troiłem na boisku, rozdawałem piłki to na prawo do Thomasa, to na lewo do Lukasa, szukałem w polu Miroslava.
Jogi ugiął się pod lobby antygomezowym i wystawił na szpicy nestora reprezentacji.

Słyszałem Joachima, który wykrzykiwał instrukcje z pola trenerskiego. Był zdenerwowany na stracone okazje. Szukał sposobu na obronę czeską. Krzyczał: „Szybkość, szybkość!”.
Sznela! Sznela!

W tej połowie meczu już nic nie byliśmy w stanie zrobić. Nie wiedzieć czemu Czesi ustawili „autobus” na swojej połowie boiska i za nic w świecie nie chcieli go ruszyć.
Starali się powrócić do czasów świetności, kiedy to Škoda produkowała nie tylko osobówki i tramwaje dla Wrocławia.

„Wygram ten mecz” – powtarzałem sobie w myślach. „Żaden mi tu Czech nie będzie stawał oporem!”.
AŁtorko, patrz mi uważnie na literki: albo się opór stawia, albo się staje okoniem. I nie rozumiem, dlaczego mieliby się nie przeciwstawiać – dostali łapówkę za podłożenie się Niemcom czy jak?

-GOOOOOOOOOOOOLLLLLLLLLLLLLLLLL!!!!
Potworny ryk na trybunach. Miałem wrażenie, że świat oszalał, a my razem z nim. Celebracji nie było końca. To było moje popisowe zagranie.
Popisowa celebracja. My na to mówimy „cieszynka”.

Wiedziałem, że jestem jednym z najszybszych na boisku i ciężko mnie dopaść. Zrobiłem użytek ze swoich umiejętności i w połączeniu z celnością Gomeza dało nam to prowadzenie.
*przeciera oczy* Zły Różowy Gomez dostąpił zaszczytu strzelenia bramki? Nie może być!

Wróciliśmy do hotelu potwornie zmęczeni, ale szczęśliwi. Kilkoro kolegów (nie zapominajcie, że to dzieci na wakacjach!) z innych reprezentacji czekało na nas w lobby, aby osobiście pogratulować nam wygranej.
Mimo gola antygomezowe lobby poszerza swoje kręgi.

Kiedy znalazłem się w znajomym mi białym korytarzu, którym chodziłem kilkanaście razy dziennie, zauważyłem jak z ostatniego pokoju wychodzi Wiola. Szła w moim kierunku i uśmiechała się serdecznie. Zatkało mnie, bo miała na sobie koszulkę mojej reprezentacji z numerem osiem. Z numerem OSIEM?!
Przecież nie wolno wymawiać tej cyfry! A już na pewno nie magom!

To przecież mój numer!
Mesut w dzieciństwie też wchłonął jedno z najważniejszych zaklęć Świata Dysku i zablokował się na inną wiedzę?

Ja już zgłupiałem całkowicie. Ona wysyła mi sprzeczne sygnały. Z jednej strony koszulka, z drugiej Szymon. I jeszcze to głaskanie po ramieniu. O co jej chodzi tak właściwie?
O ile zakład, że Szymon to jej brat?

Gdy tak sobie odpoczywałem nagle spostrzegłem, że kilkanaście metrów dalej, na ostatnim balkonie pojawiła się moja śliczna białogłowa.
Ale to słowo „urocze” jest przestarzałe.

Normalnie nie zrobiłoby to na mnie wrażenia i nie schowałbym się za balustradę, tak aby mnie nie zauważyła, gdyby nie fakt, że była naga! No prawie. Miała na sobie czarną spódnicę od uniformu służbowego i czerwony biustonosz.
*zakrywa oczy* I nawet odsłonięte kostki!

Na śniadanie każdy schodził we własnym tempie, ale większość chłopaków w restauracji pojawiło się bardzo późno.
Nie opanowali jeszcze opkowych zwyczajów do końca.

Siedziałem sam przy stole i zajadałem się kanapkami z serem w zamyśleniu.
Moje ulubione! A z szynką w rozważaniu to już niebo w gębie.

Pomyślałam, że może obiłeś sobie kolanko – zaśmiała się i popatrzyła na mnie oczami, w których tańczyły wesołe chochliki.
Cha-chę.

 Czy mi się wydaje, czy ona ze mną flirtuje? Iść za ciosem, czy nie wypada? Kurczę, muszę sobie przypomnieć jak podrywa się dziewczyny.
Myślę, że kolega Fabregas może ci w tym pomóc.

W moim zawodzie nie ma nic gorszego od spotkań taktycznych. Nienawidzę analiz meczy, bo one mnie strasznie nudzą.
Taa? Akurat o analizowaniu nudnych rzeczy nie musisz mi mówić.

Czytałem właśnie ciekawy artykuł o lidze angielskiej, kiedy na leżaku obok mnie zasiadła Wiola. Miała na sobie dżinsowe szorty, odsłaniające jej długie, opalone nogi oraz białą bokserkę. 
Opis stroju z punktu widzenia faceta jest dziwny, ale odhaczam to, naturalnie.

- Słyszałam, że macie dzisiaj dzień wolny. Ja też, bo Francuzi pojechali do Warszawy na mecz. Trochę luźniej się zrobiło.
Ich spotkanie zapowiada się bardzo interesująco. Jestem ciekawy, czy pokonają Włochów.
Te grupy na igrzyskach są strasznie ciekawe. Trzeba oglądać IO zamiast Euro.

Tak, tak – odpowiedziała natychmiast. – Po prostu pomyślałam sobie, że… to głupie – zaśmiała się. Zachęciłem, żeby dokończyła swoją myśl. Wiola wyciągnęła dłoń przed siebie i zaczęła kreślić ósemki na swoim udzie.
*zakrywa uszy* Siódemki plus vat!

Pomyślałam, że pokażę ci plażę i w ogóle okolicę, ale skoro chcesz obejrzeć z kolegami mecz to nie ma sprawy. Może innym razem. – Uśmiechnęła się i wstała z leżaka.
W końcu kolonie trwają dwa tygodnie, a w razie czego jest następny turnus.

Stałem w lobby speszony i nieco zdenerwowany. Czekałem na Wiolę, która lada moment miała się tutaj pojawić.
Będzie lobbował prawo do wykorzystania podręcznika Fabregasa na niej?

Miałem tylko nadzieję, że żaden z chłopaków nie zauważy mnie wychodzącego z dziewczyną.
Wtedy mit o homoseksualnym futbolu by upadł i co na to powiedziałaby opinia publiczna?

Wyglądała ślicznie. Miała na sobie białą, letnią sukienkę i takie same sandałki. Włosy falowały jej niczym morskie fale, które za kilkanaście minut mieliśmy oglądać.
Dobra, opis stroju już odhaczony, raz wystarczy!

Sam nie wiem, dlaczego tak ją wielbię. Dziewczyna jak dziewczyna, ale miała coś w sobie. Pewną tajemnicę, która mnie bardzo pociągała i którą miałem nadzieję poznać.
Nie chcę psuć zabawy, ale wpisz w Google „Mary Sue”.

Wycieczka zapowiadała się niezwykle interesująco. Wiola oprowadziła mnie po najbliższych okolicach, a także zabrała mnie na rynek Gdańska oraz starówkę.
Byłam niedawno w Gdańsku – właśnie dotarło do mnie, że nie zwiedziłam rynku!

Wszędzie były niewysokie, kolorowe kamieniczki, urocze fontanny, zielone skwerki, w których bawiły się dzieci i wiele innych ciekawych budowli.
Gdańskie budowle uwielbiają się bawić na skwerkach.

Byłem bardzo zadowolony z tego całego zwiedzania. Dzięki niej poznałem część miasta, a także ją samą.
Gdańsk został zmodyfikowany na użytek opka.

 Wioletta to wesoła, uśmiechnięta dziewczyna, która cieszyła się każdą minutą życia. Uśmiechała się do mijanych ludzi, pozdrawiała sprzedawczynie sklepów spożywczych, przybijała piątki z dzieciakami… Miała piękną duszę.
*parsk* Chyba ci się głoski, Mesut, pomyliły.

Kiedy siedzieliśmy w uroczej kawiarence i jedliśmy lody zdałem sobie sprawę jakie miałem szczęście, że przyjechałem akurat do Gdańska.
”Mama chciała mnie zapisać na kolonie do Szklarskiej Poręby”.

Gdyby nie to, to nigdy nie poznałbym tak fantastycznej osoby. Być może lekko przesadzam z tym zachwytem nad nią, ale taka jest prawda...
Pfff...

Zwykli ludzie tak się nie zachowują.
Zwykłe merysujki – owszem.

Kiedy rozbolały nas nogi usiedliśmy na pniu drzewa, który najprawdopodobniej został powalony przez piorun i spadł z klifu, który znajdował się za nami.
Borze, borze, chroń mnie przed gdańskimi klifami!
[Zaraz się okaże, że mają tam też pustynię i wydmy. Całe wybrzeże się zebrało w jednym, biednym Gdańsku].


Wiola wpatrywała się w słońce, które właśnie chowało się za horyzontem, a stopami kręciła rozmaite wzory na piasku.
W = UIt, F = am, Δ = b² – 4ac

Wtórowałem jej w tym, bo nie chciałem popsuć tej magicznej chwili.
Powtarzania do matury z matmy i fizyki.

Wszystko idealnie do siebie pasowało.
Karty wzorów były im zupełnie niepotrzebne.

Wiola, pomimo swojego młodego wieku, wiele już przeszła. Pracę w hotelu dostała na kilka dni przed naszym przyjazdem, dzięki Patrycji, która jest córką właściciela.
Jej rodzice rozstali się, kiedy była jeszcze mała. Ojca nie widywała w ogóle, a matka zajęta była swoimi nowymi kochankami i całkowicie zapomniała o córce.
Narrator pierwszoosobowy, wszechwiedzący.

 Niestety była jedynaczką.
Och, jak strasznie żałuję jej losu.
[Moja teoria o Szymonie upadła i jest mi z tym źle].


Było mi przykro, bo kiedy ja otaczam się luksusami, mam mnóstwo przyjaciół, kochającą rodzinę i kasę, to inni zmagają się z trudami życia codziennego i każdego dnia stają przed nowymi wyzwaniami i walką o przetrwanie. To było niesprawiedliwe…
To oddaj pieniądze potrzebującym, przyodziej włosiennicę i umartwiaj się co dzień, wiodąc żywot pustelnika – co za problem?

Nim się obejrzeliśmy, zrobiło się bardzo późno i musieliśmy wracać do hotelu. Nie chcieliśmy, ale mus to mus. 
Cisza nocna na koloniach to świętość.

Po szybkim prysznicu zszedłem na śniadanie.
*tłumi chichot* Ciekawe, czy zrobił sobie naturalny makijaż.

Na korytarzu minąłem się z Wiolą, która życzyła mi miłego dnia. Biedna, zapracowana dziewczyna… Musi biegać po tym hotelu z ręcznikami, praniem, myć podłogi i ścielić łóżka rozkapryszonym bandom piłkarzy z całej Europy.
To ona jest tam recepcjonistką czy sprzątaczką? Pięciogwiazdkowy hotel, w którym stacjonują aż trzy europejskie reprezentacje, musi ciąć koszty i uszczuplać kadry?
[Mówiłam, że to ośrodek kolonijny].


Wspominała mi wczoraj, że nie przepada za swoją pracą, ale musi coś robić. Mimo to najbardziej podoba jej się recepcja, bo ponoć jest najmniej pracy. Pewnie coś w tym jest, nie wiem, nie znam się na hotelarstwie.
AŁtorka najwidoczniej też nie.