#9 - Bastian Schweinsteiger i problemy psychiczne, cz.1

|
744 dni przerwy i... Szaliki postanowiły się reaktywować!
Bez zbędnego przedłużania przechodzimy do analizy uroczego blogaska o miłości (do) Schweinsteigera.
Dziś poznacie parę ciekawych faktów z dziedziny astrofizyki, nowe dni w kalendarzu oraz, miejmy nadzieję, odczujecie choć nutkę współczucia do Schweinsteigera, który cierpi na wiele schorzeń układu nerwowego i śmieszy go literalnie wszystko i nic. A jeśli dodać do tego korporacje plajtujące przez... dzieci, piłkarzy płodzących komunistów oraz Voldemorta nadającego alfabetem Morse'a, powstaje istna mieszanka (wielko)wybuchowa.
Zapraszam!

Od aŁtorki:
Jak pewnie zauważyliście kocham Bayern i Bastiana. Nie jestem jakoś bardzo utalentowana, ale pisać opowiadania chyba potrafię ;)
Ekhm... To się okaże.

Mam nadzieje, że połapiecie się, o co chodzi ;)
*ziew* Patrz wyżej.
BeTeWu - o co chodzi z tymi emotkami na końcu każdego zdania?


Nie wiem, dlaczego to się stało. Nie... Dobrze wiem, dlaczego, ale...
"Ale w sumie to nie wiem, czy wiem, dlaczego nie wiem".

Włodarze klubu, jak co roku zorganizowali mecz męskiej i żeńskiej drużyny Bayernu.
6 lat im kibicuję, a taki szczegół mi umknął? Chyba muszę wrócić do lektury tego 30-kilogramowego dziełka, które Uli Z Kallem wydali 2 lata temu.

Karolina została brutalnie sfaulowana. Leżałam na murawie zwijając się z bólu.
Łączyła się w bólu z Karoliną. Szlachetne, aczkolwiek podchodzi pod wymuszenie wolnego.

Widziałam jak moja kostka puchnie w zastraszającym tempie.
Lada moment mogła wybuchnąć i stworzyć równoległy Wszechświat.

Lekarz przyłożył mi lód do kostki.
I Wszechświat znów skurczył się do osobliwości. Hurray!

Podeszłam do trenerki błagając by mnie wpuściła z powrotem na boisko.
-Nie ma mowy.
"Nie możemy ryzykować destrukcją naszego wymiaru, dziecino".

Wbiegłam na boisko, mimo, że noga cholernie bolała.
Niezadowolona osobliwość z zemsty dodała do zdania zbędny przecinek. Niech mają za swoje!

-Silvia- krzyknęłam w stronę rudej dziewczyny. Ona tylko spojrzała na mnie i posłała mi piłkę.
Priorytetem. Szła 2 tygodnie.

Postanowiłam zaryzykować i oddałam potężny strzał na bramkę, jednocześnie zderzając się z Micho. Ogarnęła mnie ciemność. Słyszałam tylko ryk euforii trenerki i dziewczyn.
Kostka znowu zaczęła się rozszerzać. We're doomed!

Ja dalej leżałam w polu bramkowym z zamkniętymi oczami. Czułam, że moja kostka spuchła jeszcze bardziej niż za pierwszym razem...
A NIE MÓWIŁAM? We're doomed!

Znowu w tragicznym nastroju wyszłam w stronę stadionu. Mając nadzieję, że go nie spotkam szłam szybkim krokiem.
BoCHaterka udała się w stronę stadionu, licząc, że go nie spotka? Nie wiem, co mnie bardziej dziwi - niekonsekwencja jej czynów czy poruszające się stadiony.

-Uważaj jak łazisz. - mruknął Bastian.
-Weź spadaj. - Prychnęłam i próbowałam go ominąć, ale źle stanęłam i straciłam równowagę. Wpadłam wprost w ramiona blondyna.
-No uważaj. Bo pomyśle, że na mnie lecisz.- Zaczął się śmiać, tak jak jego koledzy z drużyny.
Bo każda drużyna ma ustalony prywatny, niepowtarzalny śmiech. Identyfikuje ich lepiej niż barwy.
Bayern np. śmieje się tak.


Spojrzałam na zaznaczoną datę 17 czerwca. To właśnie wtedy miał się odbyć mecz charytatywny dla dzieciaków z pobliskiego szpitala. Musiałam zagrać. (...) Pamiętam też rozmowę z jednym ze sponsorów. „Ile strzelicie bramek, pomnożymy to razy 10.000 tysięcy i pieniądze trafią na polepszenie i remont szpitala.”.
Co świadczy bardziej o głupocie sponsora: składnia pięciolatka czy oferowanie 10 milionów niezidentyfikowanej waluty na ulepszenie jednego szpitala? Pomijając już propozycję mnożenia tej kwoty przez liczbę strzelonych bramek.

Oprócz 17 czerwca była tam jeszcze jedna data – 29 lipca. Jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że ten dzień zepsuje moje całe życie…
Między 17 czerwca a 29 lipca jest 40 dni, a ona skupiła się akurat na tym, który miał zmienić jej życie. O czym, naturalnie, jeszcze nie wiedziała. Wyborna prekognicja, m'lord.

Doszłam na Allianz Arena. Poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam na trening. Jednak coś tu nie pasowało.
Zapewne to, że na Arenie nie odbywają się treningi, chyba, że jesteś drużyną przyjezdną i grasz w Lidze Mistrzów.

-Czego tu chcesz - wyrósł za mną Bastian.
Czyżby był spokrewniony z Crisem-cisem?

Od aŁtorki:
Zainspirowałam się:
Beyonce - Disappear
Czekam, czekam, ale blogasek nie disappear :(. Marna inspiracja, jak widać.

Z kostką było już o niebo lepiej.
Zdecydowała, że poczeka z Wielkim Wybuchem do zawiązania jakiejkolwiek akcji.

Najważniejsze to nastrzelać dużo bramek, tak, aby sponsorzy wydali sporo kasy na szpital i zapewnić dzieciakom dobrą zabawę.
Obserwowanie pojawiających się dziesiątek milionów na koncie w ciągu 90-minut nicnierobienia to musi być kupa radochy.

Dodatkową "atrakcją" są chłopaki z naszej męskiej drużyny. Od godziny rozdają autografy małym fanom.
Mają jakiś układ jeden autograf = 5 milionów euro na schronisko?

Wspaniała atmosfera i doping dzieciaków sprawił, że do przerwy padło 6 bramek. A to dopiero pierwsza połowa!
Prezesi Adidasa, Audi i Lufthansy zaczęli patrzeć po sobie, zastanawiając się, kto poszedł na ten głupi układ z milionami.

Mecz był wspaniały. Padło aż 14 goli!
Sponsorzy FC Bayernu na drugi dzień ogłosili upadłość. I tak oto narodził się kryzys gospodarczy.

-jedziesz na szkolenie do Australii. Na 2 tygodnie.
-Ale... sama? - Zapytałam w szoku.
-Nie. Oprócz ciebie jedzie jeszcze Silvia, Andrea, Bastian, Lukas i Philipp. - Powiedziała spokojnie.
Będziecie się szkolić w śmiesznym angielskim akcencie i rugby. Have fun.

- Zadzwoń czasem.
- Przyjedź czasem - zaśmiałam się.
Takie nierozsądne postępowanie z czasem, mając w pamięci to, co boCHaterka ma w kostce, może być niebezpieczne. Nigdy nie wiadomo, jakie efekty kwantowe może wywołać dzwonienie czasem.

-Spakowałam Markusa.
Do walizki.

To, że jestem...byłam piłkarką BM nie oznacza, że moje życie jest na sprzedaż!
A kimże są piłkarki Bergerat Monnoyeur? Nawet nie wiem, co to za zjawisko, ale pojawia się jako pierwsze przy wpisaniu w Google "BM".

-No nie lubisz mnie. Po tym faulu. Bo potem nieźle mnie zwyzywałaś.
_Bo się głupio zachowałeś - powiedziałam.
Bastian, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wielkim jarzmem jest posiadanie osobliwości w kostce? Człowiek dostaje alergii na elementy wystające 10 cm nad ziemią, skoro wie, że najlżejsze uderzenie może spowodować Big Bang.

Siedzieliśmy tak na ławce, co chwila śmiejąc się z niczego.
Próżnie są zabawne, nie przeczę. Jak chcę sobie humor poprawić, to wpatruję się parę minut w termos. Napełnia mnie to dobrą energią.

Poza tym, na razie blogasek jest kanoniczny. Piękną i piekielnie zdolną boCHaterkę obraża zły sportowiec, który po pewnym czasie okazuje się pałać do niewiasty szczerym uczuciem. Wg moich obliczeń zaczną się całować za 3... 2...


Bastian mnie przytrzymał i zbliżył swoją twarz do mojej tak, że prawie stykaliśmy się nosami.
-jezu?! Co on wyprawia?! - Krzyknęłam w myślach i poczułam jak blondyn całuje moje usta. Nogi się pode mną ugięły, ale dalej dzielnie stawiałam lekki opór. Jemu widocznie się to podobało, gdyż wyraźnie nasilił pocałunki.
Sekunda opóźnienia, ale chyba nadal nieźle?

-Uli nie denerwuj się. Ona wróci. Z resztą nie podpisała rozwiązania kontraktu tylko podanie o dłuższy urlop. – Powtarzał Nerlinger.
Wzięła sobie urlop dzieka... tfu! menadżerski.

-Ale czy ty wiesz, że ona nas może pozwać?! Oszukaliśmy ją! – Chodził zdenerwowany.
-Ona nam jeszcze podziękuje….
Mam zagadkę: kto, co i do kogo tu powiedział?

Krzyczałam na korytarzu hotelu jednocześnie wiążąc adidasy.
A raczej Adidas wiązał... ledwo koniec z końcem po tym, jak ich konto zostało mocno uszczuplone po charytatywnym meczu.

-Wy coś kombinujecie! – Powiedziałam zakładając ręce na biodra i mrużąc oczy.
-My?! No co ty?! – Znowu odpowiedział mi chórek.
Po czym trzech tenorów zaczęło wyśpiewywać głośno alibi.

-No dobra. Pokażcie, co tam macie?! – Rzuciłam wpychając się na chama do pokoju.
Cham nie był z tego faktu zadowolony, więc po chamsku zrzucił boCHaterkę na podłogę.

-Masz farta. Ale ja i tak dowiem się, co ukrywacie – pogroziłam mu palcem, na co on wybuchnął śmiechem. – I z czego zacieszasz?
-Z ciebie. Zrobiłaś taką śmieszną minę. Hahahaha – Roześmiał się
"Przez chwilę ujrzałem wnętrze twojej czaszki, a tam była... hehehe... no wiesz, próżnia!" - Bastian nie mógł pohamować chichotu.

Nie lubiłam, gdy ktoś się ze mnie śmiał. Niby nie miałam kompleksów ani nic, ale no HELOŁ! xD
Czyżby czaszka zauważyła resztki mózgu i postanowiła się przywitać? Chyba, że to były karty pamięci xD.

-Zamknij się już, bo się na serio wkurze! – tupnęłam nogą.
-Ahahahaha- Again xD
Karty pamięci, próżnia... Co jeszcze może go śmieszyć? Antenule rozwielitek?

-Witam wszystkich – odezwał się jakiś facet koło 30 w garniaku.
30 innych facetów w jednym garniaku? W wyobraźni wyskoczył mi błąd.

-Wiem, że w klubie powiedziano wam, że jedziecie na szkolenie. Ale.. Jesteście tu w celu odpoczynku. Takie podziękowanie ze strony klubu za udany sezon. – wyszczerzył się, a ja wybuchłam śmiechem.
A ją śmieszą urlopy!
Swoją drogą, niezły dowcipniś z tego Uliego, prawda? Prawda...?


- Silvia – rzuciłam i dalej płakałam ze śmiechu. Wtedy i moja przyjaciółka zajarzyła i obie jak głupie tarzałyśmy się po zielonym boisku.
-Ahahahha – dołączył Bastian, który
...ujrzał duszy oczyma wielką kartę xD lewitującą w próżni.

-Lol a jemu co? – Powtórzył Poldi.
To by sugerowało, że już wcześniej to powiedział, ale nijak się tego w tekście doszukać nie mogę. Ctrl+F też nie.

Gościu jeszcze trochę poględził, co chwila patrząc na mnie czy aby na pewno już nie wybuchnę śmiechem
Lub też Wszechświatem.

- A ja zanim się nauczyłam tej sztuczki, musiałam ją ćwiczyć przez 10 dni. A ty już wykonujesz ją w połowie dobrze. Głowa do góry. Obiecuję, że pojutrze będziesz ją umiał najlepiej z całej grupy – uśmiechnęłam się i pogłaskałam chłopca po głowie
Pedagogiczne w cholerę.

Wracając z boiska Silvia ciągle rechotała.
Lewitująca karta xD przemieniła ją w żabę. Tak dla zasady.

-no cholera! Nie wytrzymam! – krzyknął Poldi – z czego się tak cieszycie.
- ojojoj! Czesio złapał nową muchę! Oj poleciała!
Tak, panie doktorze, ta po lewej. Nie, nie musicie dziękować, to mój obywatelski obowiązek.

-Oj no… - zaczęłam
-bo on – kontynuowała Silvia Neumann.
-Miał… -dodałam zaciskając wargi, żeby nie roześmiać się znowu.
-Miał…
Trudności...
ze złożeniem...
zdania w poziomie.


-No co miał?! – krzyknęli Lahm i Lukas.
- Usta pomalowane błyszczykiem truskawkowym z Avonu! – wrzasnęła Silvia a z oczy pociekły jej łzy. Od śmiechu.
Imponujące. Jesteś rzeczoznawcą?

-I przypomniało mi się, że na meczu z Dortmundem Klopp też miał błyszczyk. I on jest taki głupi. – dodałam
Ten błyszczyk. Nie rozumiem, dlaczego Klopp smaruje sobie usta czymś o tak rażąco niskim IQ.

-A wracając do Kloppa – wtrąciła Silvia, a wszyscy na nią spojrzeli. – Jest głupi a z gęby wali mu cebulą!
To zdanie...
Ono...
Mnie przerosło...
Dopadła mnie niemożność...
złożenia zdania w poziomie...
I na poziomie...
Wybaczcie.


Mężczyźni siedzieli w pokoju Lahma i co chwila było słychać ich głośny śmiech przez zamknięte drzwi.
-Pewnie Lahm chował pornosy
Prędzej termosy.

-Morał z tej bajki jest krótki i niektórym znany – zaczęła Silvia.
-Kto się zadaje z piłkarzami ten jest pojebany^^ - dokończyłam
A kto czyta fanfiki, bywa załamany...

[W skrócie: panny oglądają horror, a piłkarze przebierają się za połączenie Czerkawskiego z Matkowskim, flagę Polski oraz przybyszów z kosmosu, by nastraszyć przyjaciółki. Te, naturalnie, na ich widok robią pod siebie. Nie wiem, czy ze strachu, czy z podniecenia.]


Po raz kolejny krzyknęłyśmy przerażone trzymając się za ręce i patrząc w stronę okna. Tam stał jakiś wielki gość. Krzyknęłyśmy ze strachu w panice się podnosząc.
Ja natomiast raz po raz upadam na podłogę, w rozpaczy nad składnią tonąc.

. Gwałtownie otworzyłam drzwi a tam stał jakiś koleś w zakrwawionej płachcie. Przepchnęłam się i uciekłam do pokoju Lahma. Bedąc przed wejściem zauważyłam, że Andree złapał ten drugi psychol, a za mną biegł ten hokejowiec. Wrzeszcząc wpadłam do pokoju Philippa a tam jakiś zielony pajac z antenkami siedział.
Zielony borze, przewidziałam te antenule! Chyba za dużo blogasków czytam, pora rozważyć jakiś odwyk.

-Chcesz to powtórzyć? - przycisnął mnie do ściany.
-Yyy... Nie?
-Nie?
-Nie.
-Na pewno?
-yyy.. Tak?
-Tak?
-Tak!
A w tym momencie poeci, prozaicy i dramaturdzy całego świata uklękli z podziwem przed potęgą Dialogu. I pochylili głowy w geście poddania, ponieważ władał On mocą, której oni nie znali i której nie pojmowali, a która porażała ich wielkością swą. I spoglądał jeden autor na drugiego, jakoby pociechy szukając, gdy wtem Dialog przemówił: "Nie było i nie będzie większego ode mnie. Na chwałę aŁtorek świata, bierzcie przykad ze mnie i twórzcie swe dialogi na mój wzór i podobieństwo".
I tak oto powstała twórczość gówniana. A bór cicho załkał, gdyż widział, że nie było to dobre.


-No pięknie - szepnęłam i szybkim krokiem do niej doszłam. - Ej spokojnie. To tylko te ćwoki sobie jaja zrobili - powiedziałam gładząc ją po plecach.
Thank you, Captain Obvious.

-Nie denerwuj sie... My chcieliśmy tylko zrobić wam jakieś jajo...
Padło na strusie, Poldi całą noc wysiadywał.

-Znając ciebie wejdziesz przez okno - pokazałam mu język i wyrzuciłam za drzwi.
Ponieważ była hipsterem i uważała, że artykułowanie dźwięków przy pomocy języka jest zbyt mainstreamowe.

-Nie to miałem na myśli. Co jeśli chcę zostać na noc z tobą? - Zapytał łapiąc moją rękę a mnie zatkało.....Stałam tak z szeroko otwartymi oczami nie mogąc nic z siebie wydusić.
-Buahhahahaahhaha! – Wybuchnął mi śmiechem w twarz
Przez szeroko otwarte oczy prześwitywała zawarta w czaszce boCHaterki - tak, tak, moi mili - próżnia.

Syknęłam i najnormalniej w świecie położyłam się na łóżku.
Zwinąwszy się uprzednio w swojej ulubionej wężowej pozycji.

-Ale teraz na serio chce cie pocałować – powiedział i… na serio mnie cmoknął. Wyrwałam mu się.
-Eee… Podolski cie woła. – Szepnęłam. – Jest u siebie na balkonie. Idź do niego.
Mówi coś o jakiejś Sarze, z którą rzekomo jesteś w związku od 4 lat. Na serio.

-Haha xD Kazała ci iść na balkon, zwiała z pokoju, a ty w samym gaciach stałeś na dworzu wołając mnie i ktoś z dołu powiedział, że jesteś niemoralny i nienormalny? Hahaha
-To nie jest śmieszne! – Oburzył się.
Podolski nie podzielał subtelnego poczucia humoru Bastiana, jego cieszyły pełne przestrzenie.

5 butelek później ^^
Czy to miara czasu Indian Hopi? Wskazywałyby na to te szczyty przy końcu zdania.

-Hahha – śmiałam się w najlepsze.
- I czego…za..cieszasz – zapytała. Ogólnie obie miałyśmy genialne humory i… czkawkę. Mega czkawkę!
-Haha xD Ta ściana jest taka biała xD
"To czyni ją taką... pustą, no wiesz... Próżną! Hihihi, karta xD"

- ooo.. Ahahaha xD Rzeczywiście xD Chodź do chłopaków. Pewnie oglądają porno gej xD
Oglądają kartę pamięci homoseksualisty grającego w filmach dla dorosłych. Czy to od razu musi być zdrożne? Może ma tam zdjęcia z wakacji?

-Ale o so chozi?
Drunk slang - wiele brakuje Ci do Doskonałości.

- bo ten twój blond stoi w drzwiach – dodała a ja się odwróciłam.
Och, zapomniałabym, ja swój rudy zostawiłam na parapecie!

- Ty naprawdę jesteś jakaś nieogarnięta – powtórzył.
- Sam jesteś nieogarnięty – odbiłam piłeczkę. Teraz on powie, że to ja jestem nieogarnięta.
- Nie. Ty jesteś nieogarnięta
I przemówił Dialog ponownie: "I będziesz używał ostrych jak brzytwa ripost, ażeby siłę rażenia swych pomniejszych dialogów zwiększyć".

Heloł? – rzuciłam do słuchawki.
-……
-I co?
-….
-Nie?!
-…
-Serio?!
-…
-Hahaha. Ok. pa
Jej rozmówca nadaje alfabetem Morse'a i cały czas powtarza "S". Voldemort do niej telefonuje?

Odwróciłam się. Stał w szortach, koszulce (amen!) i… klapkach.
Kyrie elejson.

A i mogę przysiąść, że po tym jak trzasnął drzwiami, usłyszałam jego chichot! Gremlin jeden!
*dopisuje do listy rozweselaczy Schweinsteigera gremliny* Taaak, te to dopiero były zabawne.

Powoli zmierzałam w kierunku hotelowej stołówki
Przepraszam, dokąd?
*wyobraża sobie Hiltona z salą wypełnioną plastikowymi meblami i z okienkiem, przy którym starszawa pani o charakterystycznej fizjonomii woła: "Schabowy raz!"*
Auć.


Dodatkowo chichot Niemca trzaskającego drzwiami denerwował mnie do granic możliwości.
*wyciąga dopiero co odłożoną listę* Schweini, pal połowę.

Usiadłam nawet nie patrząc na wyszczerzonego Bastiana i rzuciłam do Silvii krótkie zdanie:
-Gdzie Andrea?
Ja bym tego nawet pod równoważnik nie podciągnęła, a co dopiero pod zdanie.

-Co jest? - zapytałam przypominając sobie naburmuszone miny towarzyszy.
-Podol ma syna - powiedziała patrząc gdzieś w dal.
Obiło mi się o uszy, że nawet małżonkę - dodała Tuśka lekko przesłodzonym głosem.

-Andi wyłaź! - waliłam z Silvią naprzemian w ciemne drzwi. Po chwili wyłoniła się zza nich ciemna czupryna Lahma.
Reszta jego (ciemnego) ciała dogorywała pod (ciemną) kołdrą.

[Przysięgam, że w poniższym fragmencie nic nie zmieniałam]

-Pakuj się! Wracamy do domu.
-Ja nie wracam- odpowiedziała spokojnie z uśmiechem na twarzy.
-Co?!
-No to. Bo 31 czerwca...
-Co 31 czerwca?
_Wychodzę za mąż - powiedziała cała w skowronkach
*patrzy z niedowierzaniem*
Mój borze. Mama nie uczyła jak się ustala liczbę dni w miesiącu na paluszkach?


-Czekaj, Lahm nie jest taki zły.
Poza tym, że ewidentnie wykorzystał głupotę niedouczonej dziewki, obiecując jej ślub w dzień, którego nawet w kalendarzu Czerwców nie ma? Do rany przyłóż.

Lahm się przebrał za ducha, więc był najmniej straszny. Nie to, co ten pajac z maską na mordzie i rakietą w dłoni, albo ten pajac z zielonymi antenkami.
Was też mniej przeraziłby duch aniżeli idiota w pluszowym zielonym kostiumie? Prawda?

-To kiedy ten ślub?
-No 31 czerwca. Na plaży przy zachodzie słońca. - powiedziała rozmarzona.
31 czerwca jest Noc Dyslektosa, spełniają się najskrytsze marzenia wszystkich aŁtoreczek, Harry Potter występuje w yaoi, Edward ze "Zmierzchu" robi im dziecko, a Philipp Lahm bierze ślub z ich przyjaciółkami. Chyba rozumiem, dlaczego dobry Bóg oszczędził nam tej daty.

-Romantico - szepnęłam. - Chyba możemy przesunąć nasz wyjazd? - spojrzałam na Silvię.
Proponuję na 30 lutego.

-Weź. Może i jestem napastnikiem, ale kuźwa 5 godzin łażenia po sklepach to nie dla mnie
Zapamietajcie sobie na zawsze: dobry napastnik to długodystansowy shoppingowiec. Dlatego Mario Gomez strzela tyle bramek. Długie godziny w butikach robią swoje.

-Fuuuj. Jak mi nogi śmierdzą - skrzywiłam się.
Eee... Dzięki za info.

-Pogadamy jak się umyjesz półdziewczynko przerobiona na chłopca.
Po paru minutach intensywnej dedukcji doszłam do wniosku, że półdziewczynka to po prostu osoba chora na zespół Turnera, a w tym przypadku dla jej własnego dobra przeszła operację zmiany płci.
AŁtorko, możesz być z siebie dumna! Przestawiasz mój przyrdzewiały umysł na najwyższe obroty.


-Może on jest gejem? - powiedziała Silvia i obie przerażone spojrzałyśmy na Podola i Bastiana.
Czyli Sarah jest kolejnym modelem-transwestytą? Nie ma już ładnych kobiet w tym biznesie?

- Pora wydorośleć -szepnęłam sama do siebie i pchnęłam przezroczyste drzwi, przez które widziałam siedzącego Bastiana ze spuszczoną głową.
Spuszczona głowa dołączyła do ciemnej czupryny Lahma i razem wędrowały sobie po hotelowej stołówce.

-Ale za tą półdziewczynę oberwiesz - szepnął mi do ucha i wrzucił mnie do basenu. Kiedy się wynurzyłam zobaczyłam płaczącego ze śmiechu Schweinsteigera.
*sięga po listę, lecz po chwili odrzuca ją w kąt* Nie, to nie kwestia poczucia humoru. Ktoś podpalił w okolicy plantację zioła. Ewentualnie to jakaś choroba.
*Google*
"Patologiczny śmiech i płacz może towarzyszyć takim chorobom jak udar mózgowy, stwardnienie rozsiane, stwardnienie zanikowe boczne, choroba Alzheimera, guzy mózgu."
Mój borze. To chyba wszystko naraz.


30 czerwca 2009
Nazajutrz ma się odbyć ślub Philippa i Andi, a 2 lipca mieliśmy wracać do Niemiec
Nie lepiej przesunąć wyjazd na 2,79 lipca?

Gdy byłam w łazience rozdzwonił się mój telefon.
Voldi calling?

-Odbierz! - krzyknęłam do blondyna z łazienki. Po chwili Bastian pojawił się w łazience i podał mi telefon z dziwnym wyrazem twarzy.
-Halo? -rzuciłam biorąc od niego słuchawkę.
... ... ... ...

Nie odpowiedział. Po prostu mnie do siebie przytulił. Uderzył mnie jego zapach i ciepło.
To Schweini ma jakieś swoje autorskie ciepło? Prawa termodynamiki się go nie imają?

Momentalnie przeszył mnie dreszcz. Oderwał się ode mnie i spojrzał głęboko w oczy.
Tak. Ten dreszcz. Nie wiem, jak wygląda upersonifikowany dreszcz, więc interpretację pozostawiam Czytelnikom.

Przenieśliśmy się do pokoju, gdzie wszystko potoczyło się własnym tempem. Przy nim czułam się szczęśliwa... Czułam się kobietą...Czułam, ze żyję.
"Dostałam okres. Bolesny."

W międzyczasie aŁtorka raczy nas krótką nowelką pt.: "O czterech takich, co napadły Niemców". Ogólne założenie fabularne to napastowanie piłkarzy Bayernu przez fanki z Polski (cóż za zwrot akcji), które w efekcie zgarnia policja. Wydaje mi się, że nie ma na co strzępić klawiatury.


Delikatnie oswobodziłam się z jego uścisku, ubrałam t-shirt Schweiniego, który sięgał mi do połowy ud,
Ubrany t-shirt mnie już nie dziwi, ale Schweini w roli karła, jak najbardziej. To pewnie jedna z konsekwencji jego patologicznego chichotu.

-Śmigaj do siebie – rzuciłam pokazując mu kierunek, śmiejąc się.
-Najpierw buzi – wyszczerzył się a po chwili zrobił dzióbek, na co wybuchłam śmiechem.
AŁtoreczko...

Więcej lukru się nie dało?

-Dalej nie czaję jak to możliwe, że bierzecie ślub po tak krótkim czasie. – powiedziałam patrząc na Andi i Philippa.
I w dzień, którego oficjalnie nie ma.

-No właśnie. Dlatego idziemy, bo potem one – wskazałam na moje przyjaciółki – będą świrować palmę. – dodałam.
Czy świrowanie palmy to to samo co kołowanie-kota?

-Ślicznie wyglądasz – usłyszałam głos Schweinsteigera i po chwili poczułam, jak obejmuje mnie w pasie.
Oplótł ją zaginając fale dźwiękowe.

-Żartowałem. Byłem ciekaw twojej reakcji – dalej śmiał się jak najęty, a mi na serio ulżyło, mimo ze jego chichot był wkurzający. OK., lubie jak Bastian się śmieje, ale ten rodzaj chichotu jest okropny.
Ewidentnie wskazywał na zaawansowany rozwój SM. Bastian, jesteśmy z tobą!

-Dzięki -.-
Dzięki C? Kryptonim operacyjny czy podziękowała witaminie?

–I żadnego ślubu nie będzie! – tym razem to ja rzuciłam kwiatami, ale w blondasa. Żeby się nie ślinił.
Bastian wytarł kąciki ust bukietem i wymamrotał: "Dź-dzięki... To przez ten ciągły śmiech, już nad tym nie panuję, a nie zawsze mam przy sobie chusteczki".

-Ale dlaczego? – zapytał bliski płaczu.
Czuję, że mi się serce kraje. Czemu nikt, na miły bór, nie pojedzie z nim do szpitala?

Miałam dziwny sen. Goniłam jakąś blondynke kosiarką o.O
"blondynke" to link do foty Sary. Chyba aŁtorka właśnie odkryła jej istnienie i nie bardzo jej się to spodobało. Hy, hy, hy.

Byłam pewna, że mnie przytuli czy coś. A on zaczął całować tamtą! Uderzyłam go z liścia a tamtą blachare pogryzłam i wyrwałam włosy
Zupełnie jak gdyby z nią był czy coś! Btw, od kiedy blachary wyglądają tak?

Ustaliłam z rodzicami, że po moim powrocie i oni sobie wyjadą. W końcu też musza spędzić troche czasu sami i wypocząć. A ja akurat troche nadrobie z Marksem.
Porozmawiamy trochę o naszej wizji dobrobytu społecznego i ogólnonarodowego dobra.

Markus wpatrywał się w niego jak w obrazek, a ja nic z tego nie rozumiałam. Po chwili moja pociecha wstała od stołu i po prostu rzuciła się na Schweiniego.
"Ani góry wysokie, ani morza szerokie nie wstrzymają Pochodu Przyjaźni!"

Wyszliśmy we trójkę do ogrodu, mimo że zarówno ja jak i Markus byliśmy dalej w mące.
Podziwiali po prostu mączne ogrody. Mark(u)s chciał je koniecznie przefarbować na czerwono.

Jednak nie widziałam sensu go jeszcze przebierać, bo dobrze wiedziałam, ze i tak się ubrudzi podczas wygłupów wygłupów ogrodzie.
Wygłupy wygłupów zawsze się tak kończą.

Siedziałam ze Schweini na huśtawce ogrodowej i przyglądałam się synkowi. Było troche niezręcznie.
-Eee. Sorty za to w kuchni – zaczęłam
Dostała wyposażenie wojskowe za rozmowę z Marksem? Idzie wojna Pochód Przyjaźni...

-No. Przykro mi Bastian, ale wygląda na to, że jesteś przegłosowany. – wytknęłam mu język (nie wyrzuciłaś go czasem parę rozdziałów temu za drzwi?) i lekko popchnęłam w stronę pola między dwiema choinkami.
Oto przykład, jak bardzo można nienawidzić niektórych części swojego ciała.

Po godzinie wróciliśmy zmęczeni, ale uśmiechnięci do domu. Od razu poszliśmy z Marksem się przebrać, a Schweinsteiger został w salonie.
Bastian robił z prześcieradła transparent na pochód pierwszomajowy trzydziestopierwszoczerwcowy.

-To ty z Marksem? – zapytał wskazując na fotografię
"Tak, na II zjeździe komunistów... Stare, dobre czasy".

-Mama? –podszedł do mnie zaspany Markus, a ja akurat odłożyłam album.
-Słucham.
-Czy wujek będzie moim tatą – zapytał a mnie zatkało.
"Nie marudź, tylko kończ "Krytykę ekonomii politycznej", niewdzięczny bachorze".

-Bo babcia mówiła, że on nie będzie moim prawdziwym tatą. A ja chciałbym takiego mieć. Takiego jak wujek Bastian. Bo tata Mesut rzadko się ze mną bawi.
Ojcem Marksa jest Özil? Czy cokolwiek jest jeszcze w stanie mnie zadziwić?

Pamiętam jakby to było wczoraj. Obiad z mamą Bastiana. W życiu się tak nie wygłupiłam. Nie dość, że przypaliłam ziemniaki to jeszcze wylałam na panią Schweinsteiger kompot.
Nie zapominaj o rytualnym paleniu buraka.

Ta, a ten głupek, w sensie Bastian zacieszał tak, że prawie spadł z krzesła. Na szczęście Lisa okazała się całkowicie równą babką.
Jako jedyna wykręciła numer 112 i teraz Bastian siedzi grzecznie na neurologii.

W dodatku, gdy uda mi się zrzucić pół kilo, za miesiąc przybywa kilogram. Ach, żeby to jeszcze szło w mięśnie no nie? A nie w pupkę.
Bo "pupka" nie składa się wcale z mięśni, "pośladkowy wielki" to pseudonim największej szychy wśród tkanki tłuszczowej.

Dwa tygodnie zleciały bardzo szybko i nadszedł dzień urodzin Markusa. Zaprosiłam tak dużo osób, że aż trudno wszystkich spamiętać. Oczywiście moi rodzice, brat z żoną i córkami, Mesut, Bastian, Andi z Philippem, Silvia, koledzy Markusa
Tacy jak Engels, Breżniew, Lenin i Łukaszenka. I nie koledzy, a towarzysze.

Poszłam szybko otworzyć i zobaczyłam wyszczerzonego jak zawsze Mesuta z wielką paczką.
-Mes! – rzuciłam radośnie i uwiesiłam mu się na szyi. Po chwili nadszedł czas na nasz rytuał, czyli noski eskimoski.
Aww, how cute :<.
W skrócie: Bastian to widzi, doznaje obrzydzenia od nadmiaru słodyczy, udaje się do parku i wpada na Sarę. Spędza z nią noc i ma z tego tytułu wyrzuty sumienia, mimo to zrzuca winę na boCHaterkę i nie chcę się z nią widywać. BoCHaterka nawiedza go w domu i zastaje tam również Sarę, którą...

Jebałam ją z liścia tak ze aż poleciała na ściane.
Hm. No właśnie.

-Yhy. Zdradził mnie z ta wywłoką bo powiedział ze ja go zdradziłam z tobą i zaczął jeszcze jakieś głupoty gadać i ja tego nie chciałam słuchać i zapytałam czy on żartuje i powiedział że nie i walłam go w ryj a tamtą panienke z liścia jebałam i i… zerwał ze mną
W sumie spółkowanie przy pomocy liści może wskazywać na poważną dewiację, więc nie dziwię się Bastianowi. Postanowił ratować z wyniszczonej patologicznym chichotem psychiki, co jeszcze było do odratowania.

Otworzył mi blondyn z opuchniętym okiem.
-Bastian? – zapytałem tak na wszelki wypadek.
"Tak, a to Opuchnięte Oko, rdzenny Indianin Hopi. Przybył do nas 3 butelki temu".

-Ciebie nie uderze tylko ze względu na szacunek do kobiety, chociaż w sumie nią nie jesteś. Jesteś zwykłą dziwką.
A dziwki to półdziewczynki?

-Aj tam. Jesteś dla mnie jak córka, bo przy tobie Bastian był normalny a ta lafirynda ciągle się tu plącze.
O ile wybuchanie histerycznym śmiechem co parę chwil uznamy za normalne.

Jak mogłeś zostawić taką wspaniałą dziewczynę, zdradzić ją z tą blondyną i na dodatek zrobić jej dziecko?! To się w głowie nie mieści. I dla twojej wiadomości: matka twojego dziecka chce mnie oddać do domu starców i z mojego pokoju zrobić sobie garderobę.
A ten fragment mnie na serio rozbawił :D.

Kolejna część tego pasjonującego opowiadania pojawi się niebawem.

Przy okazji - sprawdziłam statystyki i okazało się, że mojego bloga można znaleźć przede wszystkim wpisując w wyszukiwarkę hasło "Schliezencauer"!