#12 - CR7, zgłoś się! cz.1

|
Tak, moi drodzy, dziś czeka na nas Cristiano w roli Jamesa Bonda (on The Special One's secret service), dość nieudolnie usiłującego pozbyć się głównej boChaterki, pracującej dla służb pewnego tajemniczego kraju. Jeśli podoba się Wam wizja Jose Mourinho w roli Tego Złego i z przyjemnością myślicie o finezyjnych technikach mordowania Mary Sue, ta analiza jest w sam raz dla Was.

A zatem, zaczynamy!
*włącza motyw z „Golden Eye”*

OPIS POSTACI:

Marta Grander
Krótko mówiąc, szykuje nam się tutaj mała granda.

Kocha muzykę a przede wszystkim śpiew. Lubi piłkę nożną i inne sporty. Jej ulubionym klubem jest Real Madryt. Po długich staraniach, razem z kuzynką udaje jej się namówić nadopiekuńczych rodziców na samotne wakacje.
Rodzice z ulgą przyjęli to, że nie muszą dłużej opiekować się córką i wybyli na Malediwy.

Wyjeżdża do Hiszpanii, gdzie mieszka u Karoliny, która w tym czasie przebywa w Polsce.
A tak naprawdę jest na Malediwach i w pozostałych miejscach urzędują tylko jej holograficzne kopie.

Cristiano Ronaldo dos Santos Aveiro
Sławny piłkarz grający na pozycji napastnika w Realu Madryt. Football to jego życie. Lubi muzykę i imprezowanie. Kobiety stały się jego hobby. Czy coś się zmieni?
Kobiety staną się jego życiem, muzyka i imprezowanie – hobby; polubi także football.

WARTKA AKCJA:

"Jeszcze chwila i wreszcie moje wyczekiwane samotne wakacje. Szkoda tylko, że Karolina nie mogła poczekać i sama pokazać mi okolicę.
„Na całe szczęście technika holografii idzie do przodu”.

-Jak ja nie nienawidzę lądowania...-mruknęła dziewczyna
Po czym przesiadła się do następnego samolotu, by wylądować jeszcze parę razy, tak bardzo nie nienawidziła tej części lotu.

Niska, niebieskooka, długowłosa blondynka odpięła pas przyglądając się końcówką jasnych kosmyków.
Była oficjalnym testerem najnowszych gadżetów detektywistycznych. Albo szpiegiem.

Obcisłe dżinsy uwydatniały jej zgrabną pupę i krągłe biodra, błękitna koszulka opinała jej kształtne, duże piersi, które uwielbiała eksponować.
Dodajmy do tego jeszcze starannie przygotowany, kompletnie niewidoczny makijaż.

Jestem Marta.
-Witaj w Madrycie!
Niezła próba zbycia Mary Sue *Szaliki approved*

Dagmara była nietypową osobą, żyła samymi głupotami.
Alter ego aŁtoreczki?

Jej ulubionym zajęciem są szaleństwa i wygłupy.
Lubi pisać blogaski?

-Drzwi na zamknij!-
A okno na otwórz.

"No i jestem sama... Sama?! Całą noc sama...? A jak ktoś się włamie do mieszkania?
Ustawiłaś drzwi na zamknij?

-Widzę makijaż gotowy, fryzura też, więc ubierz jeszcze coś sexy i wychodzimy!
Jak to, nie będzie wyczerpującego opisu makijażu? Dlaczego aŁtorka pozbawia nas takiej przyjemności?

Wyciągnęła z szafy, w której znajdowała się już połowa zawartości jej torby, zwykłe szorty i zielony top. "Jeszcze tylko torebka, a no i nie mogę iść na boso! Gdzie te japonki?
Chociaż opis stroju się ostał.

-Założę okulary! Będzie tak bardziej czadowo! - dziewczyny zaśmiały się głośno.
Przy okazji przyjrzyj się okolicy końcówkami włosów. W końcu za coś ci te tajne służby płacą.

Wyszła więc z małego pomieszczenia i weszła do tego obok. Strasznie się zmieszała, ponieważ zamiast Dagi w sukience ujrzała wysokiego mężczyznę w samych spodniach, a raczej jego świetnie zbudowane plecy...
Ach, uwielbiam spodnie ze świetnie zbudowanymi plecami. Od razu wygodniej się człowiekowi chodzi.

"Wow...co za mięśnie... i jaka opalenizna mrr...
I te szwy na kieszeniach...

-Tylko nagroda nieciekawa, jakaś tam wejściówka na trening Realu Madryt.
-Żartujesz?!-niebieskooka zrobiła wielkie oczy i z głupia miną stanęła na chodniku.
-Niee...? Ale widzę, że ci ją dam w prezencie.
-Żartujesz?!?!?!
-Ależ nie dziękuj. Naprawdę nie ma za co.- Dagmara ze śmiechem ruszyła w stronę budynku.
-Iiiiiiii!!!!!!-za plecami usłyszała tylko pisk.
To był nieśmiało zawiązujący się wątek, a akompaniował mu zbulwersowany podręcznik interpunkcji.

-Nie rób mi siary i chodź!!-krzyknęła uśmiechając się.
Podręcznik mówi, że nie pójdzie, dopóki nie nauczysz się stawiać odpowiedniej liczby znaków przestankowych na końcu zdania.

Dźwięk, który sygnalizował nadejście sms'a zbudził blondynkę ze snu.
Rozległy się fanfary, po czym rozłożono puszysty czerwony dywan i z karocy wyszedł SMS w złotej koronie.

-Zabiję...-wymamrotała i wsunęła rękę pod poduszkę, aby znaleźć telefon.
Zagadka: służby bezpieczeństwa którego kraju mają jakikolwiek interes w mordowaniu SMS-ów?

Pooobuudka!!! Wejściówkę masz w drzwiach
Aż mi się histologia przypomniała...

-W co ja mam się ubrać?-naga dziewczyna stała przed szafą. "Hm... zdałoby się wystroić... szpileczki i takie tam. Nie! A co jeśli tu nie chodzi tylko o oglądanie? Przecież ja kompletnie nie umiem grać w nogę!
Dwa razy byłam na treningu Bayernu i ani razu nie zaprosili mnie do wspólnej gry. Jakiś wybrakowany ten mój klub chyba jest.

Ale piłkarze... przecież niektórzy to taki ciaacha...
„Ciaacha” to w języku tswana „szaman”. Mourinho zatrudnił paru w celu rzucania klątw, bo boi się służb wywiadowczych tego kraju, dla którego pracuje boChaterka.

Na jej ustach pojawił się niegrzeczny uśmieszek. Założyła białą bieliznę.
Biała bielizna odbija jakieś 70% klątw botswańskich szamanów. Pozostałe 30% załatwia taki oto zestaw:
biała sukienkę na ramiączkach i zapięła czarny pasek pod biustem, czarne japonki, a do wielkiej torebki włożyła sportowe buty, fioletową koszulkę i dresowe szorty
Zapamiętajcie dobrze.

Na boisku dostrzegła tylko 3 osoby, po strojach poznała, że dwóch to piłkarze.
Trzecią osobą był ciaacha.

"Wdech... wydech....a może po prostu nikt mnie nie zauważy i popatrzę sobie tylko." - z myśli wyrwały ją jakieś hiszpańskie słowa...
Obawiam się, że to był o wiele bardziej południowy język...

Posiedź tu chwilkę.- W tym momencie na boisko leniwo wkroczyli piłkarze.
Szamani rzucili na nich klątwę spowalniającą. Chyba wiem, co ostatnio jest nie tak z Bayernem...

Trener od razu podszedł do nich i po chwili wszyscy mieli już twarze zwrócone na Martę.
Rozpoznali w niej agenta... tego kraju, dla którego pracuje. Po końcówkach włosów.

-Cześć! Jestem Marcelo. - otrzymała pomoc. "Właśnie! Marcelo! Przecież wiedziałam."
-Marta.
- Ładna dziś pogoda.

-To Marta!- Powiedział głośno. Wszyscy przywitali się z nią miło, obserwując ją uważnie. "To raczej nie są wszyscy." - pomyślała
Pozostali warzyli w szatni truciznę z jadu skorpiona i pustynnego piachu, przy okazji wołając o deszcz.

-Dla mnie to ona może biegać w sukience. - powiedział Pepe, a po chwili zza jego pleców wychylił się Kaka.
-A dla mnie nago.
Ałtoreczko, jak kulą w płot.
Tak, Kaka to jeden z najporządniejszych piłkarzy na tym łez padole.

-Marcelo! Zaprowadź panią do szatni, a reszta.... 4 kółka!
Jose nie od parady zwany jest genialnym strategiem. Mam nadzieję, że w szatni eliksir już gotowy.

-Skąd jesteś?-Marta usłyszała pytanie, gdy szli szerokim korytarzem.
-Z Polski.-odpowiedziała.
-To tutaj. - powiedział Marcelo i po chwili za klamkę i otworzył szeroko drzwi wpuszczając przodem dziewczynę. Z uśmiechem weszła do środka, lecz po krótkiej chwili... stanęła jak wryta.
Też bym była zszokowana, gdybym zobaczyła Polskę w szatni Realu Madryt.

Poczuła jak jakaś dziwna siła unieruchamia jej ciało.
YES! Działa! *przybija piątkę z Mou*

"Co my tu mamy? Przecież nie wolno nam przyprowadzać dziewczyn." - pomyślał.
-To Marta. Wygrała wejściówkę na trening
Mourinho już dopilnował, by wygrana nie wpadła w niepowołane ręce. Podobnie załatwił agenta Mossadu.

"Słodka" - pomyślał, a niebieskooka powoli odwzajemniła jego gest.
Chyba nie pomyślała, w to nie uwierzę.

-Może ja się gdzieś przebiorę.-usłyszał.
-To ty mi weszłaś do przymierzalni! - Cris uśmiechnął się szeroko.
Specjalnie dla Cristiano na Ciudad powstał kompleks przymierzalni, ażeby mógł on idealnie dopasować kolor sznurowadeł do warunków atmosferycznych. Mam nadzieję, że Gomez o tym nie wie.

Przywykł do tego, że dziewczyny zachowują się czasami dziwnie w jego towarzystwie. Uwielbiał onieśmielać.
Było to jego całym życiem czy może tylko hobby?

-Gdybym wiedział, że to taka ślicznotka to oczekiwałbym ładniejszych przeprosin. - powiedział z uśmiechem i oblizał dolną wargę.

Robi się niebezpiecznie.

-Skąd jesteś?-zapytał.
-Z Polski. Przyjechałam tylko na wakacje.
„I pech chciał, że macie taką samą w szatni”.

-Więc w ramach zastępstwa tobą zajmie się hm... może Ronaldo, bo w sumie to miało go dzisiaj nie być.
Wystarczy, że Cristiano pierdnie i już dostaje urlop. Taki przywilej, w końcu to on jest tu Najjaśniejszą z Gwiazd.

-To może postrzelamy do bramki?- Cristiano ustawił piłkę, która właśnie do niego wróciła, na murawie.
Czyli to był albo bumerang, albo zupdate'owane Jabolani.

-Zdurniałeś? Stąd to ja nawet do bramki nie dokopię.
Mou kazał im za karę przekopać boisko. Pierwszy raz skorpioni wywar zawiódł.

Blondynka posłusznie wykonała polecenie. Cristiano szybko stanął za nią i pewnymi, delikatnymi ruchami przesuwał ręce po jej biodrach tłumacząc coś.
I oblizując wargi.

Marta jednak nie słuchała. Jej ciało ponownie zesztywniało, jedynie nogi miała jak z waty, a serce łomotało jej jak szalone.
Jose oderwał się od notatek i z zaciekawieniem obserwował tę scenę, myśląc przy okazji, że może ten Ronaldo nie jest taki głupi, na jakiego wygląda.

Piłkarze biegali po szatni półnadzy wygłupiając się i bijąc.
Gejowskiego BDSM to jeszcze w opkach o Krystynie nie widziałam. *rozsiada się w fotelu*

Ronaldo z przebiegłym uśmiechem obserwował pakującą swoje rzeczy dziewczynę.
Podrzucił jej do torby mikrobombę atomową.

"Zdecydowanie muszę się dziś zająć tymi krągłościami. Oj zobaczymy się dzisiaj w mojej sypialni maleństwo"
Cristiano ma w sypialni podręczny zestaw Małego Chirurga Plastycznego.

-Może wpadniesz do mnie dziś wieczorem?
"O mój Boże... zaprosił mnie! No mów coś! Cristiano Ronaldo dos Santos Aveiro zaprosił cię do siebie!"
-A co będziemy robić?-zapytała.
Mała liposukcyjka tu i ówdzie nie zaszkodzi.

-I tak sobie sami będziemy?-zapytała ponownie, a Ronaldo ponownie zbliżył się do niej. Brakowało 10 cm a przycisnął by ją do ściany.
-Sami... No chyba że wolisz trójkąciki.-odpowiedział
(…)
-Wiesz co? Z dziwką mnie pomyliłeś.
Hej, ja też lubię trójkąciki! Są zdecydowanie bardziej chrupiące niż kwadratowe tosty!

-Czekasz na kogoś?-dziewczyna usłyszała za plecami czyjś głos, gwałtownie się odwróciła.
-Właściwie to... na taksówkę.-odpowiedziała, gdy ujrzała Pepe.
-To może...Ja chętnie cię odwiozę!
-Nie, coś ty. Dam sobie radę.
-I tak jadę w tamtą stronę.-piłkarz uśmiechnął się i otworzył drzwi od samochodu.
Uprzejmy Pepe, zbereźny Kaka, kibice grający z piłkarzami... Cristiano z poprzedniej analizy tak mocno wziął się za zmienianie życia, że zmienił przy okazji rzeczywistość. Zaraz się dowiemy, że Putin przegrał wybory w Rosji.

-Przecież nie wiesz gdzie mieszkam.-Ale posłusznie wsiadła widząc jego zapraszające gesty.
-To mi powiedz.-Obrońca Realu z uśmiechem odpalił silnik i ruszył w stronę podanej ulicy.
Z uśmiechem... Mourinho, ty szelmo, nie poddasz się tak łatwo, co?

-Ale przecież ci się podoba?-piłkarz zerkał na nią z wyszczerzonymi zębami.
-Skąd wiesz?!-blondynka zdezorientowanym wzrokiem
Zdezorientowanymi końcówkami.

Przecież dla niego liczą się tylko 3 no może 4 rzeczy: football, pieniądze, panienki i sex
A muzyka i imprezowanie?

-To tutaj?-chłopak wskazał na ładny wieżowiec.
-Tak, tak... Dzięki.
-Nie ma za co.-piłkarz uśmiechnął się serdecznie.-Wysoko mieszkasz?
-Znaczy... to mieszkanie mojej kuzynki, ja tu tylko na wakacje. Na samej górze, pod 65.
-Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy
„Szefie, to było prostsze niż przypuszczaliśmy” - natychmiast zatelefonował do trenera.

"Jak dziadek mógł mi zrobić taką krzywdę i zarazić mnie miłością do piłki nożnej? Przecież byłam tylko małą dziewczynką."
Co za patologia. Brak mi słów.

Tak! Przecież jako jedyna dziewczyna w klasie wiedziała co to jest spalony
Reszta potrafiła usmażyć schabowego.

. Kiedy zaczynała stwierdzać, że jeden z nich jest nawet przystojny usłyszała pukanie. Spojrzała na zegarek od kuchenki, była 20:23.
Ja mam wieczne pióro od piekarnika, dostałam na pierwszą komunię.

Z przekonaniem, że to Dagmara szybko wstała i radośnie otworzyła drzwi. Jej uśmiech momentalnie zniknął. Za nimi ujrzała wysokiego mężczyznę z twarzą zasłoniętą pięknym bukietem czerwonych róż.
I pistoletem w dłoni.

-Witam piękną panią.-usłyszała, a ręka trzymająca kwiaty zaczynała się powoli zsuwać w dół
Z kolei ręka z bronią równie powoli uniosła się na wysokość oczu boChaterki.

Nie musiała widzieć twarzy, słysząc głos od razu go poznała. Próbowała zatrzasnąć drzwi.
„Samiec alfa, samiec alfa, tu pustułka, czerwony alarm, powtarzam, CZERWONY ALARM!”

-I to dla ciebie.-widząc to wyciągnął w jej stronę bukiet, który trzymał w dłoni. Niebieskooka spojrzała niepewnie na chłopaka, po czym bez przekonania wzięła kwiaty w swoje ręce.
Cristiano natomiast pewnym ruchem przyłożył broń do jej skroni.

-I chciałbym na przeprosiny zabrać cię jeszcze na kolację-powiedział widząc coraz śmielszy uśmiech pojawiający się na jej twarzy.
To po co pistolet, skoro zamierza ją otruć? Chyba czegoś nie zrozumiał z planu Jose.

W sumie to jakoś trudno mi uwierzyć, że przyszedł... Zaraz! Zaraz! A skąd on tak w ogóle wiedział gdzie mieszkam?!
A to ci zagadka! Zupełnie, jakbyś komuś już zdradziła swój adres!

Marta wyszła z sypialni ubrana w czarne rurki i białą tunikę nazywaną "motylem". Włożyła białe szpilki i oboje ruszyli do windy.
Zwanej „floemem”.

-Nie byłam tu jeszcze w żadnej restauracji, więc zdaję się na ciebie.-delikatny uśmiech nie schodził niebieskookiej z twarzy.
-McDonalds?-Ronaldo wybuchnął śmiechem.
Czyli najpierw postanowił ją podtuczyć, a potem zabić? Od kiedy przejawia feederskie ciągotki?

-A co polecasz?-Marta także je odłożyła.
-Bacalhau a braz.
-Eee... ok.-dziewczyna roześmiała się.-Nie mam pojęcia, co to jest ale zamówmy to.-piłkarz uśmiechnął się szerok0 i zawołał kelnera.
-Dwa razy Bacalhau a braz
Kelner z wyraźnym zadowoleniem zanotował „ciastko z arszenikiem”.

Dziękuję.-zwróciła się do kelnera, a po chwili znowu do piłkarza.-A poza tym ładniej by ci było w jasnej.
Ronaldo uśmiechnął się do blondynki i rzucił ciche "dzięki" do odchodzącego mężczyzny...
„Cała przyjemność po mojej stronie” - mruknął z zadowoleniem kelner i poszedł na zaplecze zawiadomić Mourinho.

-Zapraszam do środka.-Cristiano otworzył drzwi samochodu. Dziewczyna, której kąciki ust nie opadały tego wieczora, posłusznie wsiadła do auta.
Widzę, że Krystyna może zacząć robić karierę jako chirurg plastyk.

-Do domu.-blondynka spojrzała na zegarek. Piłkarz bez słowa wyjechał z parkingu w stronę ulicy, na której mieszkała.
Bo w rzeczywistości ten ładny wieżowiec też był hologramem.

-Ciesze się.-twarz piłkarza jeszcze bardziej rozjaśniała.
Cris miał praktyki u chirurga Jacksona.

W samochodzie rozległa się piosenka Pitbulla.
-I know you want me. You know i want cha...-Cristiano zaczął śpiewać i ruszać głową w rytm muzyki.
A zdegustowane Szaliki, ku radości ogółu Czytelników, przełączyły na o wiele ciekawszą piosenkę pana Pitbulla.

-Proszę, daj mi swój numer telefonu.-powiedział z wielkim uśmiechem udając uroczysty ton.
-Ależ proszę.-Marta w końcu podyktowała mu namiar na siebie.
Dokładną lokalizację w systemie GPS. Nie wiem, który rząd ją wynajął, ale właśnie w siedzibie ich tajnych służb doszło do zbiorowego facepalmu.

-A mogę cię przytulić? Tak na pożegnanie? - zapytał Cristiano wyszczerzając białe zęby.
(...)
Niebieskookiej po raz kolejny nogi ugięły się mimowolnie, pożałowała że się na to zgodziła. Czuła jego zapach i oddech na swoich włosach. Serce biło jej jak szalone. Jego dłoń powoli przesuwała się po plecach dziewczyny, ten dotyk przyprawiał ją o dreszcze.
-Źle się czujesz?-piłkarz objął ją mocno prawą ręką w talii czując jak obsuwa się w jego uścisku.
-Nie... nie...
- To cię poprzytulam do skutku.

-Włoska knajpka...-Kepler nie przestawał się śmiać, po czym nagle spoważniał.
I wrócił do obliczeń ruchu planet.

-Daj spokój. - Warknął Aveiro. - Kilka dni i przelecę ją jak każda inną.
Zwróć szczególną uwagę na lądowanie.

Ronaldo. Niby zwykły facet... nie... to przesada - on nie był zwykły. Miała wyraźny jego obraz nie tylko w gazetach - przekonała się przecież na własnej skórze...
Wytatuowała sobie podobiznę Cristiano na bicepsie.

-Dobrze...
-Nie kręciło ci się w głowie już później? Może powinnaś zrobić jakieś badania?
-Nie, nie. Nie trzeba. Wszystko już w porządku.
-Ja bym cię jednak wysłał do lekarza.-powiedział Ronaldo siadając na kanapie.
„Mam takiego znajomego z Niemiec, praktykował w Małopolskiem”.

Twarz piłkarza miała dziwny wyraz. Chyba był zawiedziony.
Swoją dziwnością.

-Cristiano powiedział...
-Że cię tu zaprosiłem. Świetnie, że wpadłaś. - trener Realu przerwał jej wypowiedź i z uśmiechem objechał jej strój wzrokiem.
Szukał potencjalnych elementów niebezpiecznych w okolicy szyi, z które można przypadkiem pociągnąć.

-Od razu widać kto ich trenuje.-powiedziała z uśmiechem.
-To jest tylko ich zasługa.
-Niech pan nie będzie taki sk...
- Wypraszam sobie, moja panno!

-Najfajniejszy facet jakiego znam. - powiedziała. - Nauczył mnie wiązać buty, jeździć na rowerze, robił mi warkoczyki, zaprowadzał do szkoły, czytał bajki i tak dalej...
Zaraził przy okazji miłością do piłki. I to jako dziecko. Jest na to paragraf?

-Mam taki problem. - powiedział nagle. - Żona ostatnio mi się skarżyła, że ją zaniedbuje. - Wypalił prosto z mostu robiąc głupią minę. - Więc postanowiłem zabrać ją dzisiaj na randkę.
(…)
-Do wesołego miasteczka. Boi się wysokości. Chce jej pokazać, że to nie takie straszne.
Zaczynam podejrzewać, że podczas transferu wszczepiają piłkarzom Realu gen mordu.

Marta roześmiała się po czym sama przeszła przez próg. Szybkim ruchem zdjęła koszulkę Realu pod którą miała swój różowy top wiązany na szyi.
A jednak Mou wiedział, co się święci! Stary wyga, nie sądziłam, że jest aż tak dobry!

-Mogłaś zagrać z nami. - powiedział Cristiano z uśmiechem podchodząc bez koszulki do blondynki
To jakieś specjalne zasady bezpieczeństwa typu „nigdy nie uciekaj przed goniącym cię psem”?

Dziewczyna objechała wzrokiem jego ramiona i klatkę piersiową.
A potem objazdem przez lędźwie dotarła do kręgosłupa.

Kolejne kłamstwo. Daga wysłała jej dziś sms'a, że będzie jutro
Też zajechał karocą?

-Odwiozę cię do domu! - powiedział wesoło Pepe podchodząc do nich.
-Ona jedzie ze mną.- warknął Aveiro.
-Stary po co masz robić kółko? Ja mam po drodze. - odpowiedział nie zważając na jego ton
„Szefu wyraźnie mówił: ja wyciągam informacje, ty działasz. Nie psuj tego”.

-Trzymaj się. - rzucił Kepler znikając z blondynką za drzwiami.
Swojego obserwatorium.

Marta ostrożnie wyszła z wanny owijając się fioletowo białym ręcznikiem.Wzięła z półki nawilżający, kokosowy balsam do ciała i zaczęła go delikatnie nakładać na zaczerwienione ramiona.
Opis czynności pokąpielowych – aŁtorka wyznacza nowe standardy.

Pół dnia spędziła na basenie. Sama. Wylegiwała się na leżaku, piła soki i czasami pływała.
Ja też chodzę na basen głównie po soczki. Nie rozumiem, czemu ludzie się na mnie dziwnie gapią.

W salonie rozległ się dźwięk dzwoniącej komórki.
W salonie na basenie? BoChaterka jest widocznie hipsterką i posiada basen z willą.

-Moje kino dalej aktualne. - powiedział radośnie Ronaldo.
Ale lada moment może się przeterminować.

-W takim razie zadzwonię jutro. - usłyszała.
-Ok.
-Atak na marginesie,
Mourinho to geniusz, następny będzie bramkarz na okładce.

Cristiano odłożył telefon na blat kuchenny. Wyciągnął z lodówki pierwszy lepszy sok inalał do szklanki.
Następnym razem, gdy się wybiorę na basen, poproszę o sok inalał. Brzmi smacznie.

Od aŁtorki:
Jak niektóre z was zauważyły w linkach pojawił się blog, na którym będę pisała kolejne opowiadanie bo naszła mnie wena haha.
Hah to zapewne jakieś bUstwo aŁtoreczek.

-Cześć Martusiu. - na ustach dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech. Powiedział to po polsku. Albo po polsko-podobno czymś.
To było w języku tswana i oznaczało „ptaszek w klatce”. *zaciera ręce*

-Wróciłem niedawno z treningu. I... pomyśleliśmy z Pepe, że poleżymy trochę u niego nad basenem i popływamy trochę. I wymyśliliśmy... że cię zapraszamy.
„Na soczek” - Cristiano mrugnął porozumiewawczo do krążącego wokół kotła ciaacha.

-Wezmę tylko torebkę.- blondynka to odwzajemniła i sama uniosła kąciki ust.
Autolifting? Szacun.

-Co słychać? - zapytała nagle zakładając swoje okulary przeciwsłoneczne.
-Oo nie... ściągaj to!-chłopak próbował jej je ściągnąć, gdy stali na światłach.
-Co ty robisz?!-niebieskooka ze śmiechem zaczęła się bronić, ale Ronaldo był silniejszy i szybszy.
Mało brakowało, a odkryłaby najnowszy szpiegowski gadżet zaprojektowany przez bossa Mou.

- Dlaczego to zrobiłeś!? Oddaj! - mówiła z udawanym fochem.
-Bo lubię patrzeć w twoje oczy.-piłkarz uśmiechnął się słodko i oblizał dolną wargę.
*dramatyczna pauza* Źle się zaczyna, ale... ekhm. Kontynuujmy.

-Bardzo? - piłkarz zdjął okulary i zrobił smutną minkę ukradkiem na nią zerkając.
Przy okazji bijąc rekord w zezie zbieżnym.

-Głęboko?- zapytała.
-Zaraz sprawdzisz.-odpowiedział Ronaldo biorąc ją na ręce. Zaskoczona cicho pisnęła obejmując jego szyję.
-Jakieś 2 metry! - krzyknął Pepe wchodząc do domu.
-Cris! Postaw mnie! Nie umiem pływać.
„Tym razem tego nie spartolę” - powiedział w duchu Cristiano i wrzucił boChaterkę na środek basenu.

-Cris nie puszczaj mnie proszę... utopie się! - mówiła z paniką wtulając się w jego szyję.
-Przepraszam...-szepnął mocno obejmując ją rękoma.
...i przytrzymując pod powierzchnią wody.

. Po wyjściu z basenu spojrzała na Crisa i wybuchnęła głośnym śmiechem. Był wkurzony, a jedyne co mówił jego wzrok to :"zamorduję".
Przynajmniej wzrok pamięta, że ktoś tu ma jakąś robotę do wykonania.

-Ja bym cię na jego miejscu zabiła. - powiedziała Dagmara ze śmiechem.
-I chyba to zrobię...-piłkarz, który wyszedł z basenu ruszył w kierunku leżaków.
Coś ci to nie wychodzi, prawda?

Cris... daj spokój to był tylko żart. - patrzyła na niego błagalnie. On swoim wzrokiem dokładnie zlustrował ją całą.
I wysłał jej tajne akta do IPN-u.

#11 - Cristiano Ronaldo i postanowienia noworoczne

|
Pozostajemy w gorącej Hiszpanii, której kryzys niestraszny i zatapiamy się w życie uczuciowe Cristiano Ronaldo. Tym razem nieco dłużej zabawi u nas Lord Voldemort (i słynny wątek jego córek), werbujący popleczników wśród piłkarzy hiszpańskiej reprezentacji. Ponadto, Cris zmienia swe chaotyczne życie, a po ulicach Gotham Madrytu krąży wyjątkowo niezdarny Robin.

1.Ines. Ma 21 lat. (…) Prowadzi ułożone życie, na które składa się głównie nauka oraz rodzina, gdy nagle jej życiowy spokój niszczy zajście w restauracji. 
Kelner oblewa ją sokiem, co wywraca życie boChaterki do góry nogami.

Odcinek 1: Wspomnienia. 
6 lat później....
Zdaje mi się, że coś przegapiłam. I nie była to nadprogramowa kropka.

Z moich rozmyśleń o studiach wyrwał mnie dźwięk mojej komórki, zerwałam się z nóg i pobiegłam do mojej sypialni.
Nie biegałam nigdy bez nóg, ale mam nadzieję, że ona czyniła to na swoich rękach, a nie na nieco wrażliwszych częściach swojego ciała...

-Słucham?
-....
O nie, znowu on? Czy Voldemort nie jest wystarczająco zajęty tępieniem mugoli i przejmowaniem władzy nad światem, by dzwonić po boChaterkach opek? I dlaczego, do licha ciężkiego, ciągle nadaje Morsem?

-Tak mamo wiem, jutro są imieniny Davida. Będę u was na pewno.
M...mamo?

-...
-Nie zapomnę.
-...
-Dobrze.
-...
-Tak!
-...
-Wiem o 18 ! 
-...
-Pa! 
... ... ... („Załóż czapkę, córciu, bo dziś okropny ziąb!”)

Moja kochana mama przypominała mi o jutrzejszych imieninach mojego również kochającego braciszka.
Mama Voldemort (nie, też nie chcę wiedzieć), a kochający braciszek to kto? Bellatriks?

 Po 3 latach, czyli w wieku 13 lat zaczęłam chodzi z Michaelem, to dopiero było... wielka miłość. Jednak uświadomiłam sobie, że był moim pierwszym chłopakiem......
Zawsze myślała, że przed Michaelem miała kilkunastu innych, ale okazało się, że to tylko bohaterowie jej mokrych snów. Pragnę też zwrócić uwagę na sześciokropek (SS!).

Usnęłam przy własnych wspomnieniach, czyli moje życie jak do tej pory musiało być dość nudne.
Jeśli tak nudne, jak to opowiadanie, to szczerze współczuję.

Co w tym dziwnego, że nigdy więcej nie zwróciłam uwagi na żadnego innego chłopaka? Śnił mi się on i całe moje dotychczasowe życie.
I paru dodatkowych wyimaginowanych partnerów.

Rano, gdy wstałam przemyślałam całą sprawę i postanowiłam obrócić wszystko do góry nogami, o tak !
*pokazuje jak*

Ubrałam się i odświeżyłam.
F5.

 Przy okazji przekąsiłam jakieś tosty i wyruszyłam po prezent dla mojego starszego braciszka. Co by mu tu kupić tak na odmianę swojego życia i zmienić moje upodobania co do kupna prezentów.
Że co?

 Rozglądałam się w okół siebie, ale jedyne co widziałam to
„...słowniki ortograficzne. Uciekłam w popłochu”.

-Cześć kochany braciszku mam takie pytanie co robisz za 3 dni ?
-...
O, Bella też opanowała wężomowę. Czy oni mają jakieś rodzinne upodobanie do nadawania Morsem?

Rozłączyłam się po czym pognałam biegiem do sklepu.
-Dzień dobry, czy są jeszcze bilety na mecz?
-Dzień dobry. Tak są, ale ma pani szczęście bo już ich niewiele. 
-W takim razie poproszę 2 ! 
-Proszę. 
-Dziękuję. Do widzenia.
-Do widzenia. 
Coś mi mówi, że wiem, skąd aŁtoreczka brała natchnienie do stworzenia tak porywającego dialogu.

Tak bilety są, ale jeszcze muszę zaopatrzyć się w jakąś koszulkę, no i szalik. 
Na mnie nie patrz.

Kupiłam jeszcze jakieś małe pudełeczko, gdy byłam już w domu włożyłam w niej bilety i zawiązałam wstążką.
To było pudełeczko czy może pudeleczka?

 Była godzina 14, tak więc wzięłam prysznic, umalowałam, ładnie uczesałam, zjadłam coś, ubrałam najlepsze ciuchy. Byłam godzina 17:20 !
Jedno zdanie, tysiące cudów: opis czynności (niezbędny w każdym opku), które zajęły przeszło trzy godziny, a normalnemu człowiekowi zajęłyby góra półtorej; ubieranie ciuchów, bycie godziną. Łał. Nowy rekord.

Z mojego rodzinnego domu na przywitanie wybiegła moja mama:
-Córeczko! Jak dobrze Cie widzieć. - podbiegła i od razu mnie przytuliła.
Jaki przytulaśny się ten Voldi zrobił.

Weszłyśmy do domu, nie obyłoby się bez gorącego przywitania mojego brata. 
Faktycznie, świat stanął na głowie. Ałtorka nie rzuca słów na wiatr.

-No to Wszystkiego Najlepszego, zdrowia i żebyś tam sobie kogoś znalazł. 
Do ćwiczenia Cruciatusa.

-W takim razie musisz iść ze mną na ten mecz. Będzie tam: Villa, Torres, Ronaldo i Ci wszyscy sławni piłkarze! - Oszalał. 
Bo Villa, Torres i Ronaldo to bardzo mało słynni podawacze piłek.

-Nie poznaje Cie siostra. - wydukał.
I kto to mówi.

-Dzieci? Kiedy w końcu tak kobieta zrozumie, że jesteśmy już dorośli? - Winiłam ją za rozwód rodziców, bo okazało się, że ma innego faceta na boku.
Nie dość, że sam urodził dziecko, to jeszcze znalazł sobie faceta na boku. Tom, Tom, mogę wiedzieć, co ty robisz?

Co tam u Ciebie?
-Studia, dom, studia, dom, studia, dom
Hej, Mr. DJ, zacięła ci się płyta!

albo odwiedziny brata, mamy czy też taty.
Aha, czyli nawet boChaterka ma wątpliwości, czy Voldi jest matką, czy ojcem! Całe szczęście, bo już myślałam, że zmienił płeć, dorobił sobie biust, zoperował nos...

Wyszłam stąd około północy, położyłam się spać i od razu usnęłam, gdy rano wstałam wzięłam prysznic i coś przekąsiłam
Usnęła, gdy rano wstała... Dobra, poszukiwanie złotego runa jest mniej męczące od szukania sensu w opku.

Bramkarz: 
Iker Casillas - kapitan. 
(...)
Obrońcy: 
Sergio Ramos - 15
(...)
Pomocnicy: 
Xavi - 8 
...
Cesc Fabregas - 10 
...
Xabi Alonso - 14
(...)
Napastnicy: 
David Villa - 7
Fernando Torres - 9
Te liczby to współczynnik zajebistości. Oblicza się go, wyciągając pierwiastek czwartego stopnia z iloczynu ilości sesji dla GQ i liczby zakochanych po uszy fanek. Stopień „kapitan” dodaje do zajebistości +15.

Ci też nie są źli, ale największą uwagę przykuł niejaki Cristiano Ronaldo, ładny i mam wrażenie, ze gdzieś go widziałam.
W reklamie Castrola.

W tym momencie spojrzałam na biurko, gdzie leżały gazety, a największa uwagę przykuł artykuł z pierwszej strony. 
,,Cristiano Ronaldo ma nową dziewczynę!! 
Oto, czym żyją ludzie w calutkiej Hiszpanii. Kryzys-sryzys.

dalej nie czytałam tyle mi wystarczyło aby dowiedzieć się skąd znam. Z GAZET.
NIE GADAJ.

Jest jednym z głównych bohaterów sportowych dodatków. Dowiedziałam się przeglądając większą stertę moich gazet. 
Z tej mniejszej natomiast dowiedziała się, że bywa też bohaterem sportowych fanfików.

Wyszłam z domu na jakiś obiad, bo byłam straszliwie głodna, a nic nie miałam do jedzenia. Weszłam do najbliższej restauracji i coś zamówiłam. 
Oho, zaczyna się zmienianie życia.

-Ale ja Ci nic nie obiecywałem ! - krzyczał mężczyzna.
-Nic? A te kwiaty, to wszystko ? - mówiła dziewczyna.
„Mieliśmy wspólnie otworzyć kwiaciarnię, w której Tommy Wiseau mógłby kręcić swoje undergroundowe ambitne produkcje!”

-Cześć ? Kochanie ?! - powiedziałam z dość dużym zaskoczeniem, a że lubię podsłuchiwać rozmowy tak to wiedziałam o co chodzi. Zaczął robić śmieszną mimikę twarzy w moim kierunku.
Po czym rozpoczął wykonywanie zabawnej koordynacji ruchowej.

 Wstałam, on mnie przytulił, a ona wybiegła z płaczem stamtąd. 
Zaraz zrobię to samo, co „ona”.

-Tak dziękuje za pomoc yyyy kochanie. - Wysunął na przód swoje równiutkie i bielusie ząbki.
Cristiano potrafi ruszać zębami w poziomie? Nawet gady tak nie potrafią!

 Wybacz, ale nie znam Twojego imienia, więc nie mogę jedynie powiedzieć, że bez takich określeń proszę kolego. - pił właśnie wodę, a po moich słowach jakby się zakrztusił.
Po czym zakrztusił się już naprawdę. Ze śmiechu.

-Piłka nożna?
-Nienawidzę !!!
-Nic, a nic?
Nienawidzi po trochu.

-Yyyyyy... moje imię ? 
-Tak. 
- A więc ... eee - spojrzał na plakietkę kelnera, który stał nieopodal. - Mateo... Tak! Mateo mam na imię. 
Kelner też jest, teraz czekam na sok.

-Nieeee, z koleżanka bo idziemy do klubu. Takie małe zmiany w życiu. 
„Regularny clubbing wpisałam na listę swoich postanowień noworocznych”.

Szybko pobiegłam do domu. Prysznic, makijaż i jakieś ładne ubranie
Ależ to upraszczanie postępuje! Następnym razem aŁtorka opisze to tylko skrótowcem: PMU.

Ubrałam się i wyrobiłam an równą 18:50
Nie, nie, źle! Przyimkiem do opisywania godzin jest „um”!

-Co Ty gadasz! Niedługo to będę musiała szczene zbierać z podłogi tak mnie zadziwiasz
Nie wiem, jak Wy reagujecie na zaskakujące sytuacje, ale ja jeszcze nigdy nie zbierałam szczennych suk z podłogi. Chyba muszę zacząć.

Ciemna karnacja, czekoladowe oczy, ten uśmiech i te włosy. 
Oraz tamte poruszające się z poziomie zęby.

Tymczasem w domu prywatnym... 
*parsk* Zatem poprzednio akcja toczyła się w domu publi... nieprywatnym?

-No w restauracji... Byłem takiej jednej powiedzieć, że to koniec, a ta się rzucać zaczęła, szm*ta.
Albo nawet śc*era!

Podbijam i myślę
„A jak zdobywam, to już nie mogę”.

 A ta człowieku zielona, pyta się mnie jak mam na imię, ja takie oczy to mówię jakiś Mateo.
Tłumacza! Królestwo za tłumacza! Help!

Patrzę, a on wstaje i podchodzi do nas.
-Witam panie. - Zaczął swoją gadkę.
„Mama aktualnie jest zajęta rozszczepianiem duszy, coś przekazać?”

-Nie Ines, to jest nasz główny napastnik w piłkę nożną. Musisz wybaczyć, ale koleżanka totalnie się tym nie interesuje.
Nie bawi jej kompletnie napadanie na piłkę nożną. Zupełnie jej nie rozumiem.
 

-Bywa...- powiedziałam i przy okazji poznałam jakiegoś Davida i kogoś tam jeszcze. 
Dziękujemy za fantastyczną kreację świata przedstawionego.

Wstałam i odprawiłam ranny rytuał. Tak, tzn. mycie, śniadanko i w ogóle.
PMU! I Ś!
 

Przy okazji napisałam Torresowi sms-a  ,,Powodzenia jutro.'', a on już zorientował się kim jestem odpisując ,,A witam piękną nieznajomą z klubu :) '', ciekawe....
Zaiste. Chyba ktoś zminimalizował Torresowi mózg to rozmiarów tej dodatkowej kropki na końcu zdania.
 
Włożyłam telefon do kieszeni, ponieważ stałam przed restauracją, weszłam, a on już tam był.
Teleportujący się telefon!
 

 Poszłam więc do stolika, a on kulturalnie odsunął mi krzesło. Zamówiliśmy sobie jedzenie. 
Telefon poprosił o mikroprocesory w polewie kadmowej.
 

Wróciłam do domu i przy okazji zadzwoniłam do mojej przyjaciółki... opowiedziałam jej wszystko. Jedyne co fajnego powiedziała to ''Ale masz farta''. 
Reszta była stanowczo zbyt mało fajna, by wspominać o niej w opku.

Weszliśmy w końcu, gdy usiedliśmy na miejscach było akurat odśpiewanie hymnów i powiedzenie nazwisk piłkarzy.
Są różne powiedzenia z nazwiskami piłkarzy. Jako pierwszy lepszy przykład podam: „A niech to Klose kopnie!”
 

Na tym boisku między nimi to toczyła się jakaś wojna. Faceci...
-Biegnie Torres z piłką. Minął jednego obrońce, drugiego... strzela iiii GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLL!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! 1:0 dla Hiszpanii !!!! 

No i dlaczego podleciał od razu koło miejsca, gdzie ja siedzę... Dobra to się uśmiechnęłam... 
Czy tylko ja nie zrozumiałam?
 

Powiedziałam bratu, żeby jechał sam bo się z kimś umówiłam... był dość zdziwiony, ponieważ nigdy nie umawiałam się z nikim, no cóż pora coś zmienić. 
Umawianie się na randki to już drugie z postanowień noworocznych.  Żebym ja tak realizowała swoje!
 

Czekałam na Mat... Ronaldo
Przybysza z Matplanety.
 
Chciałem żebyś mnie polubiła jako normalnego faceta, a nie tego babiarza kobiet o którym tyle kłamią media...
Też nie lubię babiarzy kobiet, natomiast babiarze mężczyzn to całkiem równe chłopy.
 

Usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Był to sms od nie byle kogo ... od Torresa... Zadedykował mi tą bramkę i chce się jutro spotkać... niech będzie.
Zadedykował, bo wyczuł Mary Sue i chce się podlizać.
 

Gadaliśmy, gadaliśmy, a czas płynął.
Wy tu gadu, gadu, a czas jako jedyny dba o formę. Pewnie też realizuje postanowienia.
 

Poszłam do domu, walnęłam na łóżko i usnęłam. 
Bo akcja musi być wartka.
 

Jechałam gdzieś, byłam w samochodzie, a dokładniej na jego tylnych siedzeniach. Kierowcą był ktoś kogo poznałam dokładnie, ale nie widziałam twarzy... same ciało. 
-Co się dzieje? Dokąd jedziemy ? - pytałam z niecierpliwością, chociaż w mojej głowie huczało. 
Powiedziałabym, że zapiła, ale ostatnią jej czynnością było uśnięcie, więc…
 

-Daleko... nie chce żeby jakiś inny facet był z Tobą, zostawiłem Cie kiedyś, ale teraz nie popełnię takiego błędu. Uciekniesz ze mną.
-Michael! Proszę Cie nie rób tego wypuść mnie... 
-Nie. - zaczęłam ruszać kierownicą, a przed sobą zobaczyłam ciężarówkę, która jechała prosto na nas
Naprawdę nie nadążam za tokiem, ekhm, myślenia aŁtorki.
 

Wypadek było to mocne zderzenie
A amputacja to głębokie skaleczenie.
 

 gdy nagle..... obudziłam się leżąc na własnej podłodze. Wstałam szybko, jednak wszystko mnie bolało.
Pewnie palce od nadmiernego wciskania klawisza z kropką.
 

Spojrzałam na zegarek było już południe, a przy okazji 1 nieodebrana wiadomość od Michael-a ,,Czy możemy się spotkać?''. To był tylko sen, on Ci nie zrobi. 
...dziecka. Btw, wiadomość na zegarku! Czad!
 

-Halo ?
-...
-Cześć Fernando!
ON TEŻ?!
 

-Przykro mi, ale już jestem umówiona. 
-....
Służę tłumaczeniem: „Dosięgnie cię gniew Dziedzica Slytherina”. Nie musicie dziękować.
 

-Między mną, a nim ? Wiesz rozmawiałam z nim 3 razy, ale wątpię żeby z tego coś było, ponieważ ma złe zdanie.
Jeśli ktoś tu ma „złe zdanie”, to obawiam się, że jest to jednak aŁtoreczka.
 

-Jutro jest bal dla piłkarzy ? 
-....
-I mam Ci towarzyszyć ?
-...
-Bardzo chętnie. 
Nie, źle go zrozumiałaś! Nie „bal dla piłkarzy”, a „walmy w murarzy”! Voldi zarządził eksterminację budowlańców.
 

A i nie próbuj namawiać mojej matki, żeby mnie przekonywała... bo jej zdanie się najmniej liczy. Cześć!
Co tam Czarny Pan w porównaniu z potęgą Maryś.
 

-Taak.. Dzwoo... Dzwoooniiiiiłaaam dooo nniiiiegggoo. Przyje... przyjechał... iii zerwał. - rozryczała mi się w ramionach.
Więzadła krzyżowe.
 

Wróciłam do domu przy okazji zadzwoniłam do barat żeby przyjechał bo chciałam pogadać.
Barat to słynna arabska psycholożka.
 

Rano obudził mnie budzik. Tak więc codziennie śniadanko, prysznic i takie tam. 
*ziew* Niesamowite...

Stwierdziłam przy okazji, że chce zakończyć znajomość z Ronaldo. On nie jest dla mnie.
Jest zbyt mało trulowerski. I nie szprecha w mowie węży.
 

Szukałyśmy dłuuuugo czegoś odpowiedniego na ten wieczór, a Dominica nawet zaczęła się uśmiechać. W końcu jest ! Idealna. Skromna, a z drugiej strony bardzo kobieca.
Nareszcie znalazła idealną Dominikę w sam raz dla siebie.
 

 Więc pod prysznic i jakoś ulokować swoje włosy, a także pokolorować twarz.
Kredkami świecowymi.
 

Przybyliśmy na miejsce ilu tam było piłkarzy... podobno, nie znam się. 
W rzeczywistości to byli murarze. Fernando zastawił na nich pułapkę.
 

Siedzieliśmy obok siebie ciągle posyłając sobie uśmiechy.
Przez maila.
 

-Co Ty tu robisz z tym, z tym.... Torresem. 
A może Buffonem? Skoro już przy piłkarskich powiedzonkach jesteśmy.
 

-Jestem z nim na imprezie ?
-Ale dlaczego z nim ?!
-Cristiano posłuchaj... musimy sobie coś wyjaśnić...
„Moja matka chce wymordować pracowników budowlanych, a Torres jej pomaga. To nic osobistego”.
 

koniec naszej znajomości ... naprawdę nie jesteś odpowiednim znajomym dla mnie... prowadzisz zbyt chaotyczne życie... 
„I nie potrafisz sumiennie wypełnić swoich postanowień noworocznych”.

-Możesz powtórzyć? - powiedział zaniepokojony mężczyzna. 
W twym życiu panuje chaos, nie potrafisz połączyć się w jedno z Wszechświatem i doświadczyć Harmonii, brak ci umiejętności oczyszczenia umysłu i wstąpienia na wyższy Stan Świadomości. Załapałeś?

On Ci kazał, prawda?
-Co? Jaki on ? 
-No ten cały.. Torres. Ja mu pokażę. - w tym momencie splunął na ziemie.
„Nikt nie będzie podważał kompetencji mistrza zen” - rzucił bojowniczo, po czym jął intensywnie medytować.

-To jest moja decyzja i nikogo innego. - Powiedziałam, złapałam Torresa za rękę i wyszliśmy stamtąd. Wszyscy patrzyli ze zdziwieniem. 
Na podłodze zaczęło się szczenić parę suk.

-No co Ty taki Cristiano, że laska Cie odrzuciła to od razu taki przybity ? - mówił już lekko nawalony Nani. 
„Nawalony Nani” - tego Nani nawet na trzeźwo by nie wymówił.

-Laska.... nie byle jaka... laska. Ona jest piękna, miła, dowcipna, a najważniejsze że nie leci na moją sławę i kasę. 
-Ale ona w ogóle na Ciebie nie leci. - zaśmiał się Nani.
*badum tss!*

-Nie. Kończę z tym wszystkim... Zero imprez, panienek, balowania, picia.
-Co Ty pier**lisz ?! - zapytał totalnie zdziwiony Nani. 
Nowy Rok – nowa ty.

Naszą rozmowę przerwał telefon... Była to moja mama. Czego ona chce...
-Słuuuucham ?! 
-....
-Co ?! 
-...
-Ale jak to ?! - w tym momencie łzy napłynęły mi do oczu. 
- Znowu odrzucili moją kandydaturę na stanowisko drugiego przydupasa woźnego w Hogwarcie? - chlipała boChaterka. - To jawna dyskryminacja na tle genealogicznym!

Mój ojciec... miał wypadek,
Ach, czyli znalazł się tatuś. Nie jestem pewna, czy chcę go poznać.

Mój ojciec - zagorzały fan piłki nożnej. Bardzo rzadko się z nim widywałam przez te 6 lat. Wiem tyle, że uwielbia Portugalię... w końcu tam się urodził.
*wyobraża sobie Voldemorta na wakacjach romansującego z jakimś portugalskim macho*
Nieee...

Dojechałyśmy... Moja matka z bratem stali już przed salą operacyjną.
-Co z nim ? - zapytałam. 
-Źle. Potrzebuję krwi
„Koniecznie czystej”.
A tak szczerze, jakoś dziwnie cieszy mnie powrót krwawych zapędów Voldiego.

Był to artykuł o nikim innym, jak nie o.... O RONALDO ?! 
-Co Ty mi pokazujesz?! Co mnie to obchodzi, że... 
-No właśnie, że co ? 
-Że on zmienia swoje życie ?
Krystyna wystąpi w następnej edycji „Łabędziem być”.

-Fernando? Co się stało? 
-Nic... ale boję się.
-Czego się boisz?
-Że zerwiesz ze mną kontakt.. jak z nim...
-Ale dlaczego?
-No bo przecież on się zmienia...
Zadanie dnia: znajdź logiczny związek między wydarzeniami.

 Torres... ten który mnie zauroczył.
Same-widzicie-kto, znany również jako Czarne Ciacho.

 Każde spotkanie z nim przynosiło mi przypływ szczęścia.
Myślę, że Laporta już na ciebie poluje.

Między nami był jakiś tydzień znajomości, a w nim: jeden pocałunek, przytulanki, czas spędzony razem... i tyle. nie potrafię się otworzyć.
Ciekawe, co by nawyprawiała, gdyby pozostała zupełnie, ekhm, otwarta.

-Mówiłam, że przepraszam pana bardzo. Nie chcący byłam zamyślona
„Obiecuję, że już nigdy nie będę myśleć. Wpiszę to na swoją listę postanowień”.

-Nic się nie stało, ale mam nadzieje, że się kiedyś spotkamy! Jestem .... - i tyle usłyszałam.
„Jestem kolejnym wężoustym, nadającym alfabetem Morse'a bohaterem tego opka. Nie zwracaj na mnie uwagi”.

-Jednak się zdecydowałaś. - jego uśmiech na twarzy był drażniący,
Silnie zasadowy.

Zawsze, gdy znajdował się obok mnie.. zaczynałam się jąkać. Czemu? Nie wiem.
Cristiano samą swoją obecnością upośledza zborność języka, podobnie jak Poldi wywołuje natychmiastową menopauzę.

-Bo jesteś inna od tych wszystkich tępych lasek.
To sugeruje, że jest laską ostrą. Powinna złożyć kandydaturę do domu publ... nieprywatnego.

 stałam nad nim i poczułam przypływ ciepła. 
Oho, i mamy nagłą menopauzę. Cris to dopiero ma moc.

Proszę Cie obudź się... jesteś inna od tych wszystkich napalonych dziewczyn, które pragną jedynie mojej kasy... Ty mnie polubiłaś bez tego...
„W ramach zmieniania życia specjalnie utopiłem cały swój majątek w wodach Atlantyku, byś mogła mnie polubić”.

Otworzyłam oczy szeroko, a im ukazał się mój brat, który trzymał moją rękę, a ja leżałam na nieswoim łóżku
Ciekawe, czy oczy też były „nieswoje”.

 Spojrzał na mnie i od razu wybiegł z darciem:
A co to za Darcio? Bella też ma nowego partnera?

-Zemdlała pani. Organizm był bardzo przemęczony. A na to miał wpływ m.in oddanie krwi i to, że pani nie jadła regularnych posiłków!
I mamy element moralizatorski. Rób tak dalej, aŁtoreczko, a wszystkie mamy będą czytać twoje opko swoim dzieciom na dobranoc.

Pogadałam z bratem, ale potem musiał już iść.
Umówił(a) się z Darciem na krótki trening nowych metod tortur.

-No dobrze... dziękuje. - wyszczerzył swoje białe ząbki.
I pomachał nimi w przód i w tył.

Jak widać Cristiano to rozbawiło, ale Fernando był bardziej wściekły.
Nie znosił, gdy ktoś niepoprawnie stopniował przymiotniki.

Poleżała sobie trochę sama.. i porozmyślałam na temat Cristiano
„I w międzyczasie zmieniłam narratorowi osobę gramatyczną”.

 Te moje dreszcze na jego widok, przypływ gorąca. Zakochałam się? Nie no przecież...
Nie, to przecież przekwitanie.

Cześć siostra? Jak tam ? 
-Cześć. Już wróciłeś? Jakoś jest... pomijając dwa kłopoty. 
-Tak. U ojca byłem.
„Nie chciał wypić trucizny, którą uwarzyłam rano z Darciem, ale Imperius załatwił sprawę”.

-Oooo, a jak on się czuję? Tak, tak.
Czuję się tak, tak świetnie.

Sms: ,,Za 2 tygodnie Mundial. Jedziesz ze mną? :) Cristiano.''
*wstaje z podłogi* „Jasne, ale pod warunkiem, że ty pojedziesz ze mną na wycieczkę klasową w góry :)”.

 Ojojo. Mundial... to pewnie jakaś impreza sportowa... z udziałem piłki nożnej.
Tylko gościnnym. Pojawia się wyłącznie na ceremonii wręczenia medali, przez resztę czasu baluje z Platinim.

-Tata?! - wrzasnęłam na cały szpital. 
-Cześć córeczko, jak się czujesz? - nie mogłam uwierzyć mój własny ojciec przyniósł mi róże, których nienawidzę!
Uwielbiał drażnić innych. Chyba już wiem, co mógł w nim widzieć Voldi.

-Ojej, nie obrażaj się. 
-Pod jednym warunkiem. 
-Jakim znowu?
-Że pojedziesz ze mną na Mistrzostwa Świata w piłce nożnej, które są już za niecałe 2 tygodnie. 
-Pisałam Ci, że nie wiem.
-Okej, obrażam się.
Foszek z przytupkiem!

-Podziwiam, że tak długo wytrzymała pani nie wstając z łóżka. To przyspieszyło pani powrót do zdrowia.
Łóżko daje +20 do życia, pamiętajcie o tym, następnym razem odpalając jakiegoś erpega.

-Jak najbardziej. - w tym momencie spojrzałam na Ronaldo, a on uraczył mnie rządkiem swoich bielutkich ząbków. 
Ten to lubi się chwalić swą nazbyt ruchliwą szczęką.

-I czego się tak cieszysz? - zaczęłam, gdy już denerwujący był jego wyszczerz.
Zaprowadź go do weterynarza, to może się przenieść na resztę stada!

-Powiedziałeś jej? - zaczął Nani. 
-O czym?
-No wiesz o KIM, za 4 dni wyjazd.
- Już za 4 dni ruszacie do Korei, musisz jej w końcu powiedzieć, że Kim Dzong-Il nie żyje! Inaczej będzie zbyt mało zrozpaczona i na granicy ją odstrzelą! - Nani zawiesił na chwilę głos, mocno się nad czymś zastanawiając. - Albo wiesz co? Lepiej jej nie mów...

-Ej! A nie boisz się, że ona na Mundialu spotka jakiegoś fajnego ... piłkarza. :D 
Na mundialu? Piłkarze? Chyba przy gościnnych występach z piłką nożną.

Od aŁtorki:
okej wróciłam, ale powiem szczerze, że trochę zapomniałam o tym co to dokładnie miało być. 
Zupełnie jakby aŁtoreczka kiedykolwiek wiedziała, o czym chce pisać...

-Jak dolecimy będziemy mogli .. pogadać? - zaczął niepewnie Ronaldo.
-A nie możemy teraz?
-Nie bardzo.. bo widzisz to jest dość delikatniejsza sprawa...
Delikatniejsza od najdelikatniejszego jedwabiu.

W końcu dolecieliśmy, RPA WITA!
Nie „RPA” a „KRLD”. A teraz rycz, mała, rycz za Kimem!

 po dotarciu do jednego z hoteli, gdzie miał odbyć się pierwszy mecz Portugalii 
Blatter wprowadził parę drobnych zmian w organizacji mistrzostw: piłka występuje tylko gościnnie, mecze rozgrywane są w hotelach, a zawodnicy zabierają ze sobą boChaterki opek i szwadron ich przyjaciółek. Wszystko w imię większej oglądalności.

Kończąc swoją porcję zauważyłam Ronaldo, który szedł w moją stronę.. wyglądał dość poważnie i był trochę rozkojarzony... 
A jego życie znów stało się chaotyczne.

-A więc o co chodzi? - zapytałam.
-To jest bardzo delikatna sprawa...
Nawet delikatniejsza niż delikatna.

Chodzi o to, że.... ŻE BĘDĘ OJCEM! - zamurowało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć. 
-Słucham ? 
-Ale proszę Cie nie wyciągaj pochopnych wniosków ... to było 9 miesięcy temu... zatrudniłem surogatkę...
Mam nadzieję, że nie miała na imię Tom.

my nawet nie odbyliśmy stosunku... 
Surogatki są powszechnie znane z mistrzowskiego opanowania partenogenezy.

Mijałam kolejną uliczkę miasta w RPA
Bo tak ciężko znaleźć chociażby Johannesburg w Wikipedii...

-Tak, tylko wtedy się spieszyłam... bardzo pana przepraszam... - on sam, miał dość dziwny akcent, nie wiedziałam kim jest, skąd jest.. i co on tu robi ?! 
-Nie pan.... Robin mam na imię... 
(…)
-Robin!! Chodź już bo się spóźnimy! - krzyczał coś tłum kilku facetów
A to się Batmanów namnożyło, patrzcie.

 spotkałam gościa z Madrytu, nie wzięłam od niego numeru telefonu
To taki madrycki zwyczaj, przy spotkaniu rodowitego madrytczyka zawsze powinno się go poprosić o jego numer telefonu. W przeciwnym razie popełniamy fatalne faux pas.

-Rozmawiałam z nim.. i wiem jedynie, że ma Robin na imię i ma boski uśmiech. 
I gejowski strój.

-Czemu o numer nie zapytałaś? 
-Bo go kumple wołali i musiał iść...
Kumple, nie kumple, ale „jeśli wszedłeś między wrony, musisz krakać jak i one” - nie ma przebacz.

W nocy śnił mi Robin i Cristiano...
The Dark Knight rises.

Cristiano... z dzieckiem, słodko wyglądał.
Jesteś pewna, że to nie była Baby Doll?

Tu urywa wątek się urywa, więc nie dowiemy się, kto, z kim, jak i dlaczego. Osobiście nie żałuję.

#10 - Przesadnie rozfilozofowana Barcelona w świecie naukowych dziwów

|
Ruszamy z kopyta (z gumową podkową) z kolejnym blogaskiem. Tym razem robi się romantycznie, trochę ponuro, lekko m(h)rocznie, a już z pewnością wyjątkowo tandetnie.
W tym odcinku poznacie takie fakty z dziedziny medycyny i fizjologii człowieka, anatomii konia i astronomii, o jakich się filozofom nie śniło. Samych filozofii (czy raczej wydumań) również jest tu sporo. Do tego dowiecie się, że Laporta naprawdę zadłużył Barcelonę na grube miliony, ponieważ miał na celu rozwój sektora energetycznego Hiszpanii.
Zapraszam.

"Wizerunek wart jest więcej od tysięcy słów, ale jedno zakochane spojrzenie mówi więcej od tysięcy miłosnych wierszy."
*intensywnie duma* Jak dla mnie jedno z drugim nie ma żadnego związku. A już na pewno nie logicznego.

Na niebie pojawiły się pierwsze oznaki zachodzącego słońca. Wiatr powiewał białymi firankami wpuszczając do pokoju świeże powietrze.
Jak dla mnie pierwszą (i ostatnią) oznaką zachodzącego Słońca jest zachodzące Słońce, ale co ja tam wiem...

Marzenia, o które tak bardzo starała się walczyć prysły jak bańka mydlana, pozostawiając po sobie tylko ból i cierpienie.
Pryskające bańki mydlane potrafią zranić bardziej niż tłuczone szkło, także uwaga.

Często myślami wracała do swojego dzieciństwa. Do tych chwil spędzonych z rodziną do marzeń.
Rodzina do marzeń to taki odpowiednik wyimaginowanych przyjaciół? Ciekawe, jak wyglądały jej święta.

Marzenia?
Czym one w ogóle są?
Czy marząc nie krzywdzimy samych siebie?
Blogaski?
Kto je w ogóle tworzy?
Czy czytając blogaski nie krzywdzimy swojej delikatnej psychiki?

 Jednym ruchem dłoni, zarzuciła na siebie swój koc, zamknęła oczy, a jej dusza przeniosła się w świat niespełnionych marzeń.   
A to wszystko jednym ruchem dłoni!

21-letnia piłkarka reprezentacji Hiszpanii w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Olaya ma złamaną nogę i dwa żebra.
Jeśli te żebra nie przebiły jej płuc, to nie widzę wskazań do określania jej stanu „ciężkim”.

Wciąż ma jednak nadzieje, że to jest tylko zły sen, z którego zaraz się obudzi. Niestety rzeczywistość okazuje się być inna i bardziej trudniejsza. 
W rzeczywistości trzeba umieć stopniować przymiotniki.

Może dlatego, że z wiekiem nie zmienia się tylko wygląd człowieka, zmienia się także jego wnętrze.
To niepodważalny fakt. Zanika grasica, chrząstki kostnieją, szpik z czerwonego zmienia się w żółty... Mam jeszcze wyliczać?

Często tracimy coś co dla nas jest bardzo ważne, ale z czasem 
uświadamiamy sobie, że los daje nam w zamian coś bardziej cenniejszego.
Niestety, nadal nie jest to umiejętność poprawnego stopniowania przymiotników.

 Życia bez smutku i łez, ale czy to możliwe. Gdy kończy się jakiś problem to zaraz pojawia się kolejny może teraz tez tak będzie.
Takie życie, człowiek ledwo nauczy się stopniować przymiotniki, a już nie pamięta, gdzie stawiać przecinek.

Często ludzie nie potrafią uporać się ze swoimi problemami i wybierają najprostszą drogę - śmierć nie zważając na skutki tego czynu.
Niektórzy jednak, mimo przeciwności, opanowują trudną sztukę interpunkcji.

Nigdy nie była w takiej sytuacji. Zresztą nigdy nie umiała pocieszać ludzi. Nidy nie umiała im doradzić. Wybrała najprostszą drogę.
Czyli, jak sama przed chwilą wspomniała, śmierć. Jupi!

Twarz dziewczyny promieniowała ze szczęścia.
Bo szczęście to dość rzadki pierwiastek promieniotwórczy.

Zaczęła z zaciekawieniem podziwiać krajobraz rozciągający się za szklaną szybą.
Po ćwiczeniach rozciągających krajobraz zabrał się za robienie pompek.

  Takich ludzi nie spotyka się codziennie, niektórym z nas nigdy nie będzie dane kogoś takiego poznać. Nie sztuką jest wyciąganie wniosków ze straconych chwil, sztuką jest nie dopuszczanie do ich utraty.
Te wynurzenia o niczym w środku akapitu zaczynają mnie denerwować. Mam nie dopuścić do utraty wniosków ze straconych chwil, o jeżu, to zbyt wiele jak na moją małą główkę.

- Olaya - usłyszała cichy głos, który rozniósł się po pustym mieszkaniu.
- Tu jestem - odpowiedziała.
Ruszyła w stronę pokoju, w którym znajdowała się dziewczyna.
Pokój był poza mieszkaniem. Nowatorskie rozwiązanie architektoniczne dla byłych-niedoszłych piłkarek reprezentacji Hiszpanii, służy lepszemu przewiewowi pseudofilozoficznych rozmyślań.

Przychodzę do Ciebie w ważniej sprawie - dodała po krótkiej ciszy. 
„Koniecznie musisz mnie nauczyć stopniowania części mowy”.

Chciała w końcu zacząć żyć normalnie, ale nie miała ochoty na spotkanie z dziennikarzami. To za wcześnie. Nie była na to gotowa.
Tam będą reporterzy i w ogóle.
Pal licho reporterów, ale w ogóli też bym spotkać nie chciała.

 Twój uśmiech twoje spojrzenia działa na mnie jak magnez.
Umożliwia funkcjonowanie polimerazy DNA. I przeciwdziała skurczom.

Położyła torby zakupowe na podłodze i ruszyła w stronę kuchni. Napełniła szklankę pomarańczowym płynem i powoli zaczęła go sączyć.
Wpiszcie „pomarańczowy płyn” w Google i spróbujcie się nie zaśmiać.

Oparła się o blat szafki rozglądając się po swoim mieszkaniu. 
Było puste.
Poza pokojem znajdującym się na zewnątrz. Ten był pełen.

 Ściany każdego pomieszczenia były białe.
I miękkie. A okna i drzwi nie miały klamek.

 Ściany miały kolor beżowy, który idealnie współgrały z różowy dywanem.
Ściany wespół z różowym dywanem grały na suzafonie.

 Może dlatego, że coś pozornie tak prostego kryje w sobie sens całego wszechświata. ?
O nie, kolejna z osobliwością w kostce?

Serce uspokajało się, biło w jednym rytmie powoli i spokojnie.
Moje serce najchętniej bije w czterech rytmach, ale czasem zadowala się dwoma.

Może mi się przewidziało - pomyślała.
Przewidziało co? Data końca świata?

[boChaterka i jej przyjaciółka spotykają się z piłkarzami Barcelony. Valdes idzie tańcować, natomiast Pique z boChaterką siadają przy stoliku, zaczynają rozmawiać i...]

Dawno się nie widzieliśmy - dodała po chwili spoglądając w jego oczy.
Zamyślił się. 
- Może ty nie widziałaś mnie. Ja widzę cię codziennie w moich snach - ujął delikatnie jej dłoń. 
*pada rażona tandetą*

Jej oczy zaszkliły się. Nie mogła pozwolić na to, by wszystkie dawne uczucia odrodziły się z popiołów.
Bo uczucia, zwłaszcza te dawne, należą do rodziny feniksów.

Spaliła ten most dawno temu, kiedy w końcu uświadomiła sobie, że za tą miłość zapłaciła za wysoką cenę.
Ałtoreczko, nie żałuj sobie. Dorzuć jeszcze z 50 związków frazeologicznych.

Znali przecież każdy swój włosek, każdy możliwy zapach, smak skóry tej suchej i tej wilgotnej. 
A także tej średnio wysyconej wodą.

dawno uwierzyli we wszystkie wyznania. Niektóre nawet powielali.
Na masową skalę. I po tajniacku wprowadzali do obiegu.

Należeli do siebie jak scenariusz do reżysera
I jak krzesło do kozy.

Należeli do siebie jak scenariusz do reżysera - nie patrzy na treść, po prostu realizuje to co ma.
Jak boChaterka realizowała Pique i na odwrót? Czy mogę pójść do banku i kazać się zrealizować? Jak czek?

"Nie wolno mylić seksu z miłością. Miłość między dwojgiem ludzi jest cudownym zrządzeniem losu." 
Zaś seks to smutny obowiązek wymyślony przez kapitalistów, by jeszcze bardziej nas obciążyć.

Twój tata ciągle powtarza, że ma wielkie szczęście, że ma ciebie.
„Dostarczasz mu tyle szczęścia, że powoli zaczyna rozważać budowę elektrowni atomowej”.

[reakcja na Davida Villę]

Krew zaczęła pulsować.
Erytrocyty dzielnie wypompowywały hemoglobinę na zewnątrz, natomiast wszystkie białe krwinki wpadły w rezonans.

Nadstawiła ucho. Słyszała jego kroki. Był coraz bliżej. Pociągnęła delikatnie nosem. W powietrzu unosił się zapach jego perfum. Był blisko. Czuła jego bliskość.
Z wrażenia boChaterka aż zapomniała, jak budować zdania złożone.

Umieściła swoją delikatną dłoń w jego uścisku, którą on musnął ustami, tym samym nie odrywając od niej wzroku.
Borze. Po jakiemu jest to zdanie? Jeśli po polsku, dlaczego go nie rozumiem?

Objął ją w tali, przyciągając ją mocno do siebie.
Tala, czymkolwiek lub kimkolwiek jest, zdecydowanie zaprotestowała.

Czuła żar jego dłoni przez jedwab.
Chciałabym nie wspominać, jak bardzo jest to kiczowate, ale nie mogę.
Poza tym, kto rozżarzył dłonie Villi? Musiało go boleć.

No właśnie - syknęła. - Teraz mnie puść. Nie chciałam z tobą tańczyć. Nigdy nie chciałam. 
„Całe życie marzyłam tylko o tym, by nie zatańczyć z Davidem Villą i patrzcie, jak mnie przewrotny los pokarał!”

David przybrał obojętny wyraz twarzy. Cofną ręce, jakby go parzyła.
Zaraz, to kto w końcu ma ten żar w dłoniach?

Wszyła z kręgu tańczących dookoła ludzi, nie odwracając się za siebie.
Nie dość, że wszyła ludzi (zagadka dnia: w co ich wszyła?), to jeszcze nawet nie raczyła się przy tym odwrócić! Cóż za impertynencja!

Powiem ci czego wtedy wyjechałem - złapał ją za rękę i pociągnął w stronę czarnego mustanga. 
Rozumiem, że rumak Villi stał zaparkowany gdzieś pomiędzy nowiutkim Porsche a zabytkowym Rolls-Roycem?

Otworzył jej drzwi, a sam zajął miejsce przeznaczone dla kierowcy.
Gdzie konie mają drzwi? *zastanawia się, jak mogła zaliczyć anatomię, nie znając tak istotnego szczegółu*

Chwilę potem ruszyli z piskiem opon, wzbudzając przy tym zainteresowanie przechodniów.
Też by mnie to zainteresowało, gdybym zobaczyła konia z drzwiami, w dodatku ruszającego z piskiem opon. Villa założył mu gumowe podkowy z bieżnikiem?

Zapadła cisza. Być może, nie wiedzieli jak zacząć ten temat. Być może, żadne z nich nie miało na tyle odwagi by go rozpocząć.
Być może aŁtorka nadal nie ma pojęcia, gdzie stawia się pewne znaki przestankowe.

Do oczu napłynęły gorzkie łzy, które zaczęły spływać po jej bladych policzkach.
Z pełnym przekonaniem mogę uznać, że były samotne. Skoro były zgorzkniałe, to niby jak miały nawiązać między sobą kontakt?

Znów poczuła smak jego ust, ale wiedziała, że źle robią. Był ktoś jeszcze. Ktoś kto stał pośrodku ich szczęścia.
Był to tatuś i jego plany na zapewnienie stabilizacji energetycznej Hiszpanii.

Nie możemy - odsunęła go od siebie.
Nie możemy - powtórzyła w myślach i uciekła.
„Nie możemy” - dodała dla pewności i zaczęła robić fikołki.

Wiedział, że odchodząc dzisiaj może już nigdy więcej nie znaleźć klucza do jej serca.
Pewnie pulsujące krwinki wyrzuciły klucz razem z hemoglobiną.

Cierpiał, bo po raz kolejny los udowodnił mu, jak kruche bywa szczęście.
Czas półtrwania wynosi tylko 5 ms.

Łza cicho spłynęła po jego policzku, uderzając o zimną posadzkę przed jej domem. 
Niezłą chatę musiała mieć łza Villi, skoro ma przed domem posadzkę. Ostatecznie, nazwisko zobowiązuje.

Bądź szczęśliwa - wyszeptał na pożegnanie i ruszył przed siebie.
„Nawzajem!” - odpowiedziała łza i ruszyła na rekonesans po swoich nowych włościach.

Tak było i teraz. Pośrodku ich szczęścia stała jego narzeczona.
Razem z ojcem boChaterki postanowiła utworzyć spółkę i zawładnąć rynkiem energetyki. Ja bym się cieszyła, z takim zapasem reaktywnych pierwiastków Hiszpania stanie się gospodarczą potęgą.

"Prawdziwa miłość jest tak piękna i krucha jak płatek róży. Uważajmy by jej nie stracić."
Ja ciebie również, aŁtoreczko, pozdrawiam. I wybieram się na poszukiwanie kruchych płatków róży, może też mają jakiś potencjał do wytwarzania energii.

Wyobrażała sobie, że znów jest małą dziewczynką, do której uśmiecha się słońce, a księżyc śpiewa kołysankę.
Rodzice musieli jej dawać niezłe dragi.
A na poważnie. O „śpiewie” Słońca i Jowisza słyszałam, naukowcy jakoś przekonwertowali wysyłane przez te ciała niebieskie fale elektromagnetyczne na dźwiękowe i uzyskali coś na kształt mruczenia. Ale Księżyc ma chyba jednak za słabe pole na takie wygłupy.

Uwielbiała razem z tatą i Gerardem biegać po boisku i grać w piłkę. Była najmłodsza, dlatego zawsze starali się by była szczęśliwa.
Tatuś już wtedy wyczuwał niezły interes.

Bo gdy ona była wesoła oni też tacy byli. 
Również bym była, gdybym miała w domu żyłę złota.

Piłka nożna była i zawsze będzie czymś więcej niż tylko sportem. Ona jest jej pasją, jej narkotykiem, od którego się uzależniła.
A potem Księżyc śpiewa, Orion tańczy, a Kastor z Polluksem grają na bandżo.

 Dzięki niemu poznała smak miłości, ale także sam bólu i cierpienia. Poznała sam prawdziwego życia. 
Sam Bólu i Cierpienia oraz Sam Prawdziwego Życia byli amerykańskimi farmerami o polskich korzeniach.

Po raz ostatni spojrzała na gwieździste niebo, zamknęła oczy, z których popłynęły lśniące w blasku księżyca łzy
Były gorzkie, samotne czy może miały prywatną hacjendę? Albo wszystko naraz?

Była ciepła noc. Szum fal pieścił jej ucho.
Zaś ziarna piasku bezwstydnie wdały się w igraszki z palcami u stóp.

Bałą się po raz kolejny oddać swoje serce i po raz kolejny cierpieć.
Czyli nie dość, że jest źródłem pierwiastków promieniotwórczych, to jeszcze ma samoodnawialne serce? Jak rozumiem, tatuś zadbał o to, by regularnie oddawała je do przeszczepu.

Usiadła na przesiąkniętym od wody piasku i z zaciekawieniem zaczęła przyglądać się księżycowi. Był ogromny.
Pewnie dawno nic nie śpiewał i spuchł od nadmiaru niewyśpiewanych utworów.

Jego tarcza odbijała się w płaskiej tafli morza, a dookoła niego rozsypane były miliony gwiazd, które starały się lśnić bardziej niż on.
Rozumiem, to nie kwestia palenia wodoru, gwiazdy po prostu współzawodniczą między sobą o to, która zgarnie lepszy wynik w skali magnitudo. Muszą nienawidzić Syriusza.

Nagle usłyszała za sobą kroki. Wstała z miejsca odwracając się.
- Kto tam jest? - spytała niepewnie.
„Nie martw się, to tylko ja, pan gwałciciel”.

Osobą okazał się chłopak, który na przyjęciu nie odrywał od niej wzroku.
Musiał mnie śledzić - pomyślała. (…)
Czego ode mnie chcesz? - jej głos utonął w wietrze.
- Takiej okazji jak ta, nie można zmarnować - powiedział podchodząc bliżej niej.
Mówiłam, że pan gwałciciel! Przewidziało mi się!

Strach ścisnął ją za gardło. W pierwszej chwili mogła tylko oddychać. 
W drugiej potrafiła już przełykać ślinę, a w trzeciej wróciła jej większość odruchów bezwarunkowych.

Złapał ją za nadgarstek. Przeciwstawiła mu się całym ciężarem, ale on nie zwrócił na to uwagi. Próbowała zachować spokój, gdy rozluźnił uścisk.
Czyli to spokój chciał ją zgwałcić? A taki spokojny był, zawsze „dzień dobry” z daleka...

 Mężczyzna zanurzył się w wodzie, która pod zbyt wielkim ciężarem uniosła się do góry i wylądowała na ciele dziewczyny.
Był tak gruby, że podniósł poziom wód w oceanach? I po co ta afera z topniejącymi lodowcami?

Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie.
Pewnie ten fragment zawiśnie jako motto przed wejściem do elektrowni szanownego pana taty. Coś jak „Arbeit macht frei”.

 Deszcze delikatnie mżył, wiatr rozwiewał jej brązowe włosy, a słone łzy spływały po zarumienionych policzkach
Szukały jakiejś dogodnej działki do wybudowania willi z basenem, ale wszystkie najlepsze lokalizacje pozajmowane były przez łzy gorzkie.

Zimna woda omywała jej sine stopy, wywołując dreszcz. Opuszkiem palca rysowała jego twarz na mokrym piasku
Zaczynam się zastanawiać, czy dreszcz faktycznie nie jest osobą. Kolejna aŁtorka blogaska go upersonifikowała, to nie może być przypadek.
I czym jest ten „opuszek”?

Od aŁtorki:
Łał. Napisanie takiego badziewia zajęło mi, aż tyle czasu.
Samokrytyka godna podziwu, ale będę obstawać przy tym, że zmarnowany czas mogłaś poświęcić na naukę zasad interpunkcji.

A nawet jeśli tak jest, jeśli już go straciłam, zyskałam jeden dzień szczęścia.
Laporta już zaciera ręce.

Niebo usłane było milionami migoczących gwizd.
Wszystkie gwiazdy zaczęły wygwizdywać melodię Księżycowi. Saturn wystukiwał rytm na swoich pierścieniach.

Olaya siedziała na brzegu swojego łóżka, po raz kolejny obiecując sobie, że łzy, które właśnie ociera są jej ostatnimi. 
Nie miała już wystarczająco funduszy na budowanie im kolejnych luksusowych domów. Obecnie cierpiała na niedobór szczęścia.

 Przysięgam, że od dziś, od tej chwili będę szczęśliwa.
„Popieram, kochanie” - odparł Laporta i zaczął obliczać, ile mu to przyniesie zysku.

Nigdy więcej nie będę płakać przez kogoś kto nie jest mnie wart - łzy nieprzerwanie spływać po jej bladych policzkach.
Narzekając, że nie ma już dla nich wystarczająco dużo mieszkań.

Patricia González - pomyślała.
To właśnie ją obdarzył swą miłością. To przez nią go straciła.
- Muszę o nim zapomnieć. Muszę do zrobić dla siebie i dla niego - powiedziała do gwiazd. 
„Always look on the bright side of Moon” - zanuciły.

Witaj Olayo - usłyszała w słuchawce donośny głos swojego ojca.
- Tatuś - rzekła wesoło, a twarz od razu nabrała uśmiechu.
Gdyż marzyła o zaszczytnym tytule przodownika pracy.

Gerard - powiedziała ciacho, muskając oddechem jego usta.
Pique miał dość ciągłego przezywania go „ciachem” i postanowił zmienić płeć.

Usiadła na brzegu łóżka i z niecierpliwością zaczęła wystukiwać rytm obcasami butów.
Saturn ochoczo się dołączył.

Czego się napijecie? - zapytał Valdes, wołając gestem ręki kelnerkę.
- Piwo - powiedział Busquets.
- Ja też - dodał szybko piłkarz. 
Trafna obserwacja – Busquets to nie piłkarz. To bardzo utalentowany aktor.

Jego aksamitny głos uderzył w nią ze zdwojoną siłą, a oddech był bardziej przyśpieszony.
Był tak silny, że powodował dziwne potworki językowe.

Poczuła na swoim ramieniu delikatne muśnięcie ciepłej dłoni. Przekręciła lekko głowę w stronę chłopaka. Jego dotyk wywołał u niej żar pożądania, któremu zawsze się poddawała.
Villi znowu ktoś rozżarzył dłonie. To nie powinno być przypadkiem karalne?

odebrała zamówienie i z tacą pełną szklanek, wypełnionych różnym płynem udała się do stolika.  
Różny płyn to miejscowe określenie na drink?

 Będzie trudniej niż myślałem - pomyślał.
To jest durniejsze, niż mi się wydawało – zdało się Tuśce.

Każdy z osobna miał już na kącie (pewnie rozwartym) kilka szklanek piwa, prócz niego.
- Przyjechałem samochodem. Nie mogę - powtarzał.
Mustangi są bardzo agresywne, gdy dosiada ich człowiek pod wpływem alkoholu. Ciekawi mnie tylko, dlaczego nazwał konia „Samochód”.

Szybciej. Ruszasz się jak żółw.
- Trzeba było mnie nie podkuwać gumą – parsknął ze złością Samochód.

Co!? - krzyknęła wypluwając całą wodę z buzi na mężczyznę, siedzącego na wprost niej. - Jejku! Przepraszam. Nie chciałam - odstawiła szklankę po czym delikatnie wytarła twarz chłopaka. 
Opluła mężczyznę i przeprosiła chłopaka? To była jakaś woda wiecznej młodości?

Olaya! Zaczekaj! - krzyknął. - O kim ty mówisz? - chwycił ją za ramię i odkręcił w swoją stronę.
Aż wykręcił jej ramię ze stawu.

Kocham cię - wyszeptał i złożył na jej ustach pocałunek.
W ofierze.

 Tylko prawdziwa miłość i silne więzy pomogą nam przejść przez życiowe burze.
Pamiętajcie, moi mili – jak idzie burza, koniecznie się zwiążcie. I to silnie.

Zerwała się z łózka i po raz kolejny wciągu tygodnia, wylądowała nad toaletą. 
Hej, ja nie mam toalety koło łóżka! W sumie to całkiem praktyczne... *rozważa remont pokoju*

 Niektórzy jednak chowali się, by uniknąć promieni gorącego słońca.
Promienie gorącego Słońca są bardzo agresywne, w przeciwieństwie do promieni Słońca zimnego.

Ale pamiętaj Olayo. Nie wszystko się skończyło. To nadal siedzi w tobie. I uwierz mi, kiedyś się ujawni,... bo to nie minęło.
Prędzej czy później Obcy wyskoczy z jej jamy brzusznej.

Na buzi czuła promienie słońca,
Ale zimnego czy gorącego? Bo to dość istotne.

Powiedzmy, że trochę się zagalopowałam - spojrzała na chłopaka, odgarniając kosmyk włosów.
Zbyt dużo czasu spędziła na Samochodzie.

 Pójdę już - wstał z miejsce po czym złożył na policzku dziewczyny całusa.
To pewnie jakieś rytualne składanie ofiar bogu Słońcu. Tylko któremu?

 Olaya! Wstawaj! - dało się słyszeć krzyki Rocio.
- Co ty tu robisz? - zapytała z przymrużonych powiek.
Przymrużone powieki bardzo nie lubią, jak się na nie krzyczy.

Olaya Laporta i Gerard Pique znów razem, przeczytała w myślach.
- To jakaś bzdura. On mnie pocałował w policzek.
A konkretniej złożył tam całusa ku chwale boga Słońca!

Pocałował mnie w policzek.
- Masz mnie za jakiegoś debila!? - krzyknął.
„Ja dobrze wiem, że odprawiacie wspólnie pogańskie rytuały!”

Idiota, skarcił się w myślach. A po chwili usłyszał tylko dźwięk tłuczonego szkła.
O borze! Całe szczęście, że nie pękła żadna bańka mydlana!

"Szpital. Miejsce tak bardzo przygnębiające. Ściany pokryte białym kolorem farby
Zupełnie jakby w mieszkaniu boChaterki każda ściana była różowa w zielone groszki.

Ludzie bojący się o swoich bliskich, którzy mają poważną operację lub tylko rutynowe badania.
Mnie strasznie przerażają bliscy, którzy mają rutynowe badania. Wyglądają podejrzanie, gdy idą oddać mocz na posiew...

Przykro mi - spuścił lekko głowę, zaglądając w kartę pacjentki. - ale nie mam dobrych wieści. Wykryliśmy u pańskiej córki nowotwór kolana. 
Z przerzutami do pięty i przegrody nosowej.

Ale da się to jakoś wyleczyć? - spytała blondynka. 
- Niestety nie. W tak zaawansowanym stadium nie jesteśmy w stanie nic zrobić.
- Zaawansowanym stadium?
- Nastąpiły przeżuty na inne części ciała. 
Uff, jak dobrze, że nie przerzuty! Mimo wszystko, to przykre, że ktoś przeżuł jej inne części ciała.

A jeśli sobie poradzi i wytrzyma?
- Przykro mi, ale nawet wtedy jeśli się uda - zawiesił głos - dajemy jej dwa góra trzy miesiące życia.
Z nowotworami kolana nie ma żartów, płuca i mózg to pikuś przy istotności funkcji kolan dla zachowania człowieka przy życiu.

Niestety nie zdołaliśmy także uratować dziecka.
- Dziecka? - spytali jednocześnie. 
- Tak. Olaya była w czwartym miesiące ciąży. 
Ja bym się cieszyła, Ridley Scott już nam pokazał, co by się wyprawiało, gdyby takie „dziecko” jednak się „urodziło”.

Schował twarz w dłoniach po czym powoli zaczął osuwać się na ziemie.
Z tego wynika, że to reakcja lekarza. Biedny, nigdy nie widział tak poważnego nowotworu stawu kolanowego.

Łzy nieprzerwanie zaczęły spływać po bladych pliczkach.
Te policzki muszą być już bardziej zasiedlone niż Mexico City.

Mówiłem Olayo. Nie wszystko się skończyło. A teraz zaśniesz ze świadomością, że wypełniłem to co było mi dane. 
Bez zbędnego przedłużania – boChaterka po wyczerpującej walce z rakiem kolana umiera. O mój borze, to prawie tak smutne jak płacząca foka.

Bastian Schweinsteiger i problemy psychiczne, cz.2

|
Do Monachium zajechałam tuż przed 3, a kilka minut później pod dom.
Co pod dom? I czego 3? Może to był autobus/tramwaj/metro linii 3?

Cieszyłam się, że wracam do normalnego życia, ale w Polsce też czuję się jak w domu.
Choć tu życie jest całkowicie nienormalne.

Położyłam delikatnie Markusa na łóżku i nakryłam go kołdrą po wcześniejszym zdjęciu mu butów.
Moje łóżko upiera się, by nosić szpilki. Wyobraźcie sobie, co ja przeżywam, gdy przez przypadek w środku nocy się potknie.

Z galopującym sercem przeszłam przez cały budynek aż dotarłam do gabinetu Nerlingera.
Serce Nerlingera właśnie ćwiczyło krok hiszpański.

Po zapukaniu weszłam tam niepewnie i zauważyłam dyrektora sportowego we własnej osobie oraz Uliego Hoenessa
W osobie Angeli Merkel.

-Wracam o ile jest jeszcze dla mnie miejsce.
-Oczywiście, ze jest. Siadaj proszę. Już drukuję nowy kontrakt – uśmiechnął się cwaniacko
Sugerujesz, aŁtorko, że Nerlinger ma na kompie zapisany szablon na kontrakty i tylko zmienia nazwiska i cyfrę przy wynagrodzeniu? W sumie całkiem praktyczne.

Od razu skierowałam się do magazynku, wzięłam korki w odpowiednim rozmiarze, strój ze swoim nazwiskiem, ciepłą bluzę i rękawiczki.
Lodowate.

Przebrałam się szybko, chwyciłam piłkę, związałam włosy i pełna takiej siły wyszłam na murawę.
Związane włosy dają +20 do takiej siły, czymkolwiek ona jest. Dziwne, aktualnie mam związane włosy i odczuwam jedynie burczenie w brzuchu.

-Ała! Złaz pasztecie – zaśmiałam się i poczułam jak reszta dziewczyn rzuca się na nas. Zachciało im się kanapki robić.
Trzeba było położyć szynkę i pomidora, a nie z pasztetem wyjeżdżać.

-Ciesze się, ze jesteś – rzucił uradowany, puścił mi oczko, cmoknął w polik i zobaczyłam jak oddala się w stronę chłopaków. Był tam też ON.
Bayern robi zapasy, na wypadek gdyby olej znowu podrożał.

Tak, tak Bastian we własnej osobie.
Pilnował kanistrów, by nikt im oleju nie podebrał.

Siedziałyśmy tak przy filiżankach ciepłej cieczy (Boru, już brakowało jej synonimów do „kawy”?) i rozmawiałyśmy, dopóki Lisa nie zauważyła Sarah z jakimś facetem.
Mała uwaga. „Sarah” się odmienia. Poważnie.

Postanowiłyśmy ją śledzić. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy ona najnormalniej w świecie zaczęła się z nim całować .
Po czym zaczęła się z nim całować nienormalnie.

Niewiele myśląc, zaczęłyśmy robić im zdjęcia. W tej samej chwili wyjęła ona spod kurtki poduszkę, taką jakie mają w filmach, gdy bohateka jest w ciąży. Zatkało nas.
I takoż mnie. Czego to wyobraźnia aŁtorek nie jest w stanie spłodzić?
Przy okazji: czy bohateka to teka bohatera? I co się dzieje, gdy zachodzi w ciążę?

-Nareszcie jej się pozbędę. Wiedziałam, że ona liczy na kasę. Zdzira jedna!
Bo jako modelka ledwo wiąże koniec z końcem. Może też sponsorowała ten wasz mecz?

Wtedy też drzwi się otworzyły i do pomieszczenia weszła ta głupia blondyna.
-A ta co tu robi – prychnęła pokazując na mnie ręką.
Bała się, że boChaterka znowu zacznie ją gwałcić liściem.

-Oddychaj bo się udusisz – prychnęła do mnie blondyna.
-To nie ja tu mam mózg wielkości orzeszka.
Ty masz w miejscu mózgu kartę pamięci o niewielkiej pojemności. Nie wiem, która z was ma gorzej.

– Przepraszam. Za wszystko. Wiem, że nie cofnę czasu, ale chcę wszystko naprawić…- milczałam.
Dość wymowne to milczenie. Tzn. ja osobiście wyczytałam z niego wszystko.

Wigilia klubowa za 3 dni, a dzisiaj ma się odbyć losowanie, kto komu kupuje prezent. Podszedł do mnie Nerlinger z pojemnikiem, w którym były losy. Nie minęło pół minuty jak miałam karteczkę w ręku. Rozłożyłam ją i moim oczom ukazało się imię i nazwisko. Bastian Schweinsteiger.
Absolutnie nikt się tego nie spodziewał!

Karinę poznałam na zajęciach z tańca. Szybko złapałyśmy wspólny język i zaprzyjaźniłyśmy się.
Ona również lubiła maltretować daną część ciała.

Po krótkim przywitaniu ruszyłyśmy do centrum handlowego oddalonego o kilka budynków i zaczęło się. Obleciałyśmy caaaały budynek, aż końcu trafiłyśmy do sklepu ze śmiesznymi rzeczami.
Hej, hej, wstrzymaj konie, młoda panno! Ja wiem, że zdradził cię z modelką-półdziewczynką noszącą poduszkę na brzuchu, ale to nie jest powód, by mścić się w ten sposób! Wiesz, że każda śmieszna rzecz może go zabić.

Gdy tylko weszłyśmy, moje towarzyszki od razu poszły każda w inną stronę, ja natomiast wpadłam na genialny pomysł. Moim oczom ukazała się koszulka Supermana.
O tak, to jest śmieszne w trzy cholery.

- Wiesz co? Lepszego prezentu nie mogłybyśmy wymyśleć. Bierz to! Tylko obiecaj, ze nagrasz mi jego reakcje na to ok.? Błagam!
Własna matka liczy na rychłą śmierć swego syna i jeszcze chce to mieć na taśmie? Schweini musiał mieć traumatyczne dzieciństwo.

Będąc już na zewnątrz CH zapytałam Lisę o jedną rzecz, która nie dawała mi spokoju.
„Jakim cudem znalazłyśmy się nagle w Szwajcarii?”

-A on będzie?
-Bastian? – zapytała, a ja pokiwałam twierdząco głową.
-Tak, ale spokojnie wyrzuce go na górę.
Razem z językiem, niech się męczą wspólnie.

-No doba już dobra – podniósł ręce w geście obronnym.
Czyli że 31 czerwca już minął?

-Wiem, że uwielbiasz moje imię – wyszczerzył się. Zaczął grac w to samo co w Australii.
Jął dąć w didgeridoo.

- Przestań molestować gościa! – pacnęła go w ścierką w ramię. – Uciekaj do swojego pokoju!
„Przepraszam, mój syn jest anonimowym seksoholikiem, ale nie chcemy odsyłać go na terapię, bo, wie pani, jest ciężko chory na głowę... Wybucha co chwilę śmiechem, lekarze mówią, że silniejsze ataki mogą go zabić. Dlatego pozwalamy mu od czasu do czasu molestować ludzi, niech ma trochę przyjemności w życiu”.

Jeden z pracowników Bayernu przebrał się za Mikołaja i rozdawał prezenty. Warunkiem otrzymania podarunku było zatańczenie lub zaśpiewanie czegoś.
Kiedy w FC Bayernie przyjęto taktykę traktowania ludzi jak dzieci w podstawówce? Co to ma na celu, są bardziej wyluzowani przed meczem?

No dobrze. Proszę – Mikołaj podał mu prezent – tylko obiecaj mi, ze już nie będziesz śpiewał.- poprosił święty, a Bastian uradowany z prezentu jak małe dziecko odszedł w podskokach i zaczął rozpakowywać prezent. Gdy zajrzał do środka torebki, jego oczy zrobiły się wielkie jak pięciozłotówki.
Kaftan – gotowy.
Nosze – gotowe.
Kawałek plastiku do włożenia między zęby – gotowy.
Silne psychotropy – takoż.
Razem z panem doktorem jesteśmy nieźle przygotowani do zbliżającego się ataku.

-No dobra to zatańcze, tylko zatańczysz ze mną Mikołaju. – pociągnęłam go za rękę i zaczęliśmy „tańczyć” salse.
W rzeczywistości oni salsę chodzili. Jak poloneza.

Niewiele myśląc wyciągnęłam z torebki prostokątne pudełeczko. Otworzyłam je i moim oczom ukazało się to
Pod linkiem mamy 404 not found. Czyli jednak jajcarz z tego Bastiana!

Bastian zaczał wycierać łzy z moich policzków i po chwili musnął mnie delikatnie swoimi ciepłymi wargami.
Swym oryginalnym, autorskim ciepłem.

Wszystko było ok, zanim złapałam z Bastianem bliższy kontakt. Najpierw wykluczył mnie z treningów, bo mnie sfaulował. Myślałam, że go wtedy zabiję. Potem nasze ciągłe sprzeczki w Australii, aż w końcu jak to mówią od nienawiści do miłości jeden krok. Potem niby wszystko ok., ale on sobie coś ubzdurał i mnie zdradził. Wyjechałam, wróciłam i znowu się zaczęło. Pomogłam jego matce uwolnić go od tej blondyny, teraz on mi kupuje biżuterię w kształcie serca, całuje itd. A ja jak zawsze uciekam.
Nie rozumiem, po co pisać fanfic na 19 rozdziałów, skoro równie dobrze można go streścić w jednym akapicie.

Ciesze się z tego powodu, bo praktycznie gramy składem z Bayernu.
Czego składem? Węgla? Uli zaczął magazynować wszelkie możliwe surowce energetyczne?

No może troche przesadziłam, ale prócz mnie będzie Andi, Silvia i nasza nowa zawodniczka – Agnes.(...) Ma jedną słabość. Kocha się w Gomezie.
Oj tam, słabość od razu. Po prostu chce od niego wyciągnąć, jak długo zajmuje mu rano ułożenie fryzury. Niektórzy zakładają, że do 10 godzin.

1 stycznia 2010 i wszystko niby takie samo jak wczoraj. Obudziłam się koło 14, bo do 4 oglądałam TV.
Nie ma to jak sylwestrowe szaleństwo.

Mesut z Kariną i Markusem też poza miastem. Łorewer.
„Zabrali mi syna. Łorewer”.

To był BASTIAN! Jak on tak szybko do mnie dotarł to ja nie wiem. W każdym razie z krzykiem uciekłam do swojego pokoju i zaczęłam się ubierać. Po 5 minutach byłam gotowa, ale usłyszałam pukanie w łazience. Weszłam tam i aż mnie zmroziło
To był zdrowy rozsądek. Chciał dodać coś od siebie do blogaska, ale boChaterka szybko spuściła go w toalecie.

-Ty jesteś kompletnie zryty! Czy ciebie mama biła talerzem po twarzy czy co? – palnęłam
Biorąc pod uwagę, że posłała boChaterkę, by ta nagrała agonię jej syna, wcale by mnie to nie zdziwiło.

I byś się połamał! I by potem paparazzi mnie nękali, ze cię z okna wypchnęłam, a napalone fanki by mi żyć nie dały!
Nie mówiąc nic o stomatologach, którzy dowiedzieliby się o pomiatanych językach.

Potem wzięłam coś na uspokojenie bo myślałam, ze na zawał zejde.
Jak powszechnie wiadomo, zawał to po prostu stan silnego wzburzenia. Zawałowca trzeba po prostu uspokoić, nie wiedzieliście?

-Nie jest bo ci wybaczyłam – palnęłam, a ten siedział z poker fejsem na gębie
Bastian stwierdził, że maski Guya Fawkesa są zbyt mainstreamowe i na marsz przeciw ACTA przyodział to.

A.. – nie wiedział co powiedzieć, więc się do mnie przysiadł. A ja zrobiłam to, w czym ostatnio okazałam się bezkonkurencyjna. Uciekłam od niego na drugi fotel
Uciekanie na drugi fotel zostało dopuszczone do Igrzysk Olimpijskich, już w sierpniu w Londynie będziemy mogli obserwować zawodowych uciekaczy w morderczych rozgrywkach.

-Wow. Geniusz – rzuciłam ironicznie.
Bardzo ironiczne. Bardzo, bardzo.

No i żeby mnie jeszcze bardziej wyprowadzić z równowagi, pocałował mnie. I znowu mnie poniosło
To siła odpocałunkowa bezwładności, właśnie wyprowadziła ją z położenia równowagi.

I otrzeźwiałam, odepchnęłam go i zaczęłam łapać oddech. Świnia jedna stała z wielkim wyszczerzem.
Ja wiem, że jestem dopiero po roku nauki, jeszcze siedzę na dziekance, ale pierwsze słyszę o takiej chorobie trzody. Jak to mówią, człowiek uczy się całe życie.

-Haloo? – rzuciłam dalej ciężko oddychając. – Jestem jestem.
-…..
-Coś się stało?
-…
-Ok. Czekam.
Voldi wysłał do niej szwadron śmierciożerców czy po prostu ma czekać na dalsze rozkazy?

Nie minęła godzina, jak w progu mojego domu stała zapłakana pani Lahm.
Okazało się, że Philipp kolaboruje z Potterem i aktualnie Czarny Pan przepuszcza szturm na Säbener Straße? Albo...

-Co się stało? – zapytałam spokojnie. Dziewczyna podniosła na mnie swoje czerwone oczy.
...jest kolejną nieślubną córką Voldemorta. Ma chociaż nos?

-J-jestem w ciąży. – wydusiła z siebie – chyba.
-Jak to chyba?
-No bo zrobiłam trzy testy i 2 były pozytywne i jeden negatywny
Czyli jesteś w 2/3 w ciąży. Może być zabawnie!

ostatnio mi się przytyło, i mam mdłości i… Spóźnia mi się….
...pociąg. Do Hogwartu.

Spóźnia mi się….
-Ale…ale… Przecież ty grałaś w piłkę
Czy to jakaś sprawdzona i skuteczna metoda antykoncepcji? Trzeba grać po czy przed stosunkiem? Czy może w trakcie?

Gdy tylko dotarłyśmy na stadion, rozsiadłyśmy się na trybunach. Chłopaki też grzali tyłki na siedzeniach, bo stadion był na razie zajęty, przez jakąś grupe taneczną.
Uli chce pokazać nowoczesne oblicze klubu i zaproponował stworzenie na Allianz Arenie rewii tanecznej. I kto tu ma Teatr Marzeń, ha?

-Ty mu powiedz błagam. Karola, będę twoim waflem, ale zrób to za mnie.
„Będziesz mogła mnie schrupać... jakkolwiek źle by to nie zabrzmiało”.

Usiadłam sobie naprzeciwko Philippa i się na niego lampiłam.
Pomyliło jej się z Philipsem. Bywa.

od aŁtorki: Jestem mega zadowolona z tego odcinka ^^ Bardzo bardzo! Domyslacie się dlaczego? :P za wszystkie błędy przepraszam ^^
Tak, ostatnim zdaniem rozwiała wszelkie moje wątpliwości odnośnie tego, dlaczego jest dumna z tego odcinka.

Czas płynie tak szybko, że nawet nie wiem kiedy, jak nadszedł marzec.
W końcu w kalendarzu namnożyło się tyle dodatkowych dni, że nie wiadomo, kiedy i jak nadchodzą kolejne miesiące.

A co za tym idzie, za niecały tydzień ślub Mesuta i Kariny, która chodziła strasznie zdenerwowana i zestresowana. Przy okazji tej uroczystości, nie obyło się bez focha Bastiana, który jest święcie przekonany, że to ja biorę ślub z Mesutem.
Czyli te wszystkie guzy i demencje narobiły mu poważnych spustoszeń w mózgowiu? Mówiłam, że trzeba było odpowiednio szybko zareagować!

-Oszalałeś! Andrea nigdzie nie pójdzie! Przecież jest w ciąży! – usłyszałem głos Lahma, a po chwili zdenerwowaną Andreę i plask.
Zdenerwowane plaski są szalenie groźne.

Dobra to czekam na telefon. – rozłączyłem się, wsiadłem do samochodu i pojechałem do Podola. On musi mi pomóc.
Ostatecznie można poprosić o pomocną dłoń Huculszczyznę.

W telegraficznym skrócie: Bastian podróżując przez kresy dawnej Rzeczpospolitej chyba natrafił na poszlaki, jakoby miał cygańskie korzenie, ponieważ postanawia porwać boChaterkę. Wszystko, naturalnie, w imię gorącej miłości.

-Obezwładnić – wtrącił Podol. – Kurde stary. Nie wierze, że planujemy porwanie. A co jak nas do pudła wsadzą?
-Oj spokojnie. Będzie git!
A nawet gryps.

Szukałam telefonu w torebce, kiedy ktoś od tyłu zakrył mi usta i nos jakąś szmatką o dziwnym zapachu…
Później okazało się, że była to zużyta pielucha.

Potem widziałam już tylko ciemność…
**
Obudziłam się w jakimś nieznanym mi miejscu. Za oknem panowała zupełna ciemność.
Żeby nie było wątpliwości, dodam tylko, że było ciemno.

Przede mną w ciemności ktoś stał.
I rzekł: „niech stanie się Światło”.

Serce podeszło mi do gardła, ale nagle zapaliło się światło i moim oczom ukazał się… Bastian!
To, że Schweini jest bożyszczem tłumów, wiem nie od wczoraj, ale fakt, że jest też Bogiem, nieco mnie zaskoczył.

-Matko boska!- złapałam się za serce i zaczęłam ciężko oddychać.
Pani Schweinsteiger wysunęła się z sąsiedniego pokoju i rzekła: „Nie histeryzuj, dziecko, jesteś nam potrzebna. Z twoją kostką i jego umiejętnościami budowania świata w tydzień stworzymy najbardziej epickie Simsy w historii!”

-Nie jesteś u mnie w domu… Nie jesteśmy w Monachium – mruknął i zablokował swoim ciałem przejście.
Jesteśmy w Kamieńcu Podolskim. Deal with it.<

-Nie będziesz miała wyjścia, bo dopóki żyje, nie pozwole ci za niego wyjść.
-Ty jesteś psychiczny – rzuciłam i wycofałam się w głąb pokoju.
Próbuję wam to wtłoczyć do tych pustych czaszek praktycznie od początku analizy. Jeśli już jesteś świadoma jego stanu, zróbże coś z tym, do cholery!

-Masz przy sobie zaproszenie?
-No mam – spojrzał na mnie nic nie rozumiejąc.
-To je przynieś – ruciłam i zapaliłam lampke stojącą na szafce.
Rucenie to jakaś czynność wykonywana rutą? Pokutne biczowanie na przykład? To czemu ruci lampkę, a nie siebie?

Usiadłam obok niego i położyłam mu głowę na ramieniu. Wiedziałam, że znowu się wyszczerzył. Znałam go na wylot.
Dobrze, że akceptuje jego dość nietypowe schorzenie. I choroby trzody.

-Ja ci dam tato! – zaczął mnie łaskotać. Kiedy przestał odezwał się. – I jeszcze mi koszulkę zabrałaś.
Niektóre znaki interpunkcyjne przy okazji też.

– Jesteś okropny – wstałam od stołu i lekko zdezorientowana zaczęłam się rozglądać.
-Czego szukasz? – rzucił Bastian wkładając kubek po kawie do zlewu.
Brakujących przecinków. Przynajmniej ja.

Ja lece do sklepu bo pewnie głodna jesteś, a tu żadnych zapasów nie ma.
Kup przy okazji krótki kurs interpunkcji for dummies.

-Bingo. Mam prośbę
-Nie ma sprawy. Markus przecież to też mój syn, prawda?
-Skąd wiedziałeś?
Pewnie stąd, że to w połowie jego robota.

-Nie będę. Ucałuj Markusa i Karinę. Papa. – zakończyłam a w międzyczasie wrócił Bastian.
-No to ty sobie usiądź a ja zrobie śniadanie.
Jak widać, wszystkie egzemplarze podręczników interpunkcji zostały wykupione.

Po skończonym posiłku poszliśmy na spacer, na który siłą wyciągnęłam blondasa, bo on to tylko by mnie znowu do sypialni zabrał. Zboczach jeden.
Bastian to prawdziwie górski chłop, jeno by po zboczach hasał.

-Kocham cię –mruknął kiedy tak leżał na mnie. Oczy świeciły mu niesamowitym blaskiem.
-Ja ciebie też – odpowiedziałam zgodnie z prawdą i po raz kolejny nasze usta się złączyły.
W syncytium.

Miarowy oddech Bastiana działał na mnie uspokajająco, a wpadające promienie przez zasłonięte, ciężkie zasłony delikatnie skakały po jego zarumienionym od snu policzku.
Po czym zrobiły parę okrążeń wokół czoła i serię przysiadów na podbródku.

Delikatnie usiadłam obok niego i opuszkami palców dotknęłam jego policzka.
Promienie wyraziły swoją dezaprobatę, gdyż boChaterka przerwała im poranną gimnastykę.

Delikatnie usiadłam obok niego i opuszkami palców dotknęłam jego policzka. On, jakby instynktownie skrył w nich usta.
Nie wiem, jak Schweini zdołał skryć usta w policzkach, ale to z pewnością znaczna zdobycz ewolucyjna.

Jego ciepły oddech drażnił moją dłoń.
Nieustannie ją zaczepiał i wymyślał coraz to gorsze przezwiska.

-Oj nie chciałam. – Przygryzłam wargę i nachyliłam się nad nim. – Dzień dobry śpiochu – wyszeptałam i pocałowałam jego ciepłe usta.
Schowane gdzieś między błoną śluzową a mięśniami policzka.

Jedz szybko a ja jeszcze raz sprawdzę czy wszystko wzięliśmy. – dodałam cmokając go w nos.
Pewnie się powtarzam, ale jak na mój gust, to zapomnieliście zabrać przecinków.

Jestem pewna, ze w tym momencie Bastian żałował swojego przyzwolenia. No cóż. Cierp ciało jak chciało^^
Mam ponure wrażenie, że aŁtorka kieruje te słowa do mnie.

Hmm. Rihanna, Amy Winehouse, Queen… - zaczęłam przegladać jego kolekcję
Ostatnia pozycja sugeruje, że dla Schweiniego jest może jeszcze jakaś nadzieja...

Zaledwie ulicę dalej był już mój dom, którego dach było stąd widać.
Natomiast na moim monitorze był blogasek, którego sensu znikąd nie było widać.

wiadomo od kogo: P.S OSTRZEGAM! BĘDZIE DUŻO NIECENZURALNYCH SŁÓW W DZISIEJSZYM WPISIE!
Obawiam się, że podczas mojej analizy także.

-Bastian pobudka! – od 15 minut próbowałam obudzić tego śpiocha, więc rozsłoniłam zasłony.
I rozfortepianowałam fortepian.

odkryłam go i się zaśmiałam na widok jego koszulki z napisem Ziz iz Fashuun. Taa on i Gomez. To jest Fashun.
Coś mi podpowiada, że to są te niecenzuralne słowa, o których wspominała aŁtorka.

Karola proszę – jęknął nakrywając ponownie głowę, ale tym razem poduszką i przekręcając się na brzuch. Miałam, teraz dobry widok na jego eee plecy!
Oraz jego óóó uda.

Miałyśmy trening na AA.
Chyba na anonimowych alkoholikach. Ile jeszcze razy mam powtarzać, że Bayern nie trenuje na Arenie?
*cichy głosik z głębin podświadomości* Tyle, ile blogasków o Bayernie w Internecie.

-Witam wszystkich. Jestem Ralf Rachenbach (Potok Zemsty, mhrrroook!) i od dzisiaj będę waszym trenerem. Nie musimy się lubić, ważne są wyniki. Moją taktykę i przyzwyczajenia poznacie w najbliższych dniach a teraz 20 kółek po trybunach. Dodatkowo macie po schodach biegać góra-dół. Jasne? To do roboty! Macie 15 minut
Ralf był tak zszokowany faktem, że nagle mają trenować na Arenie, że źle obliczył średnią prędkość piłkarki.

Postanowiłam nie biegać zbyt szybko, niech se pajac robi co chce. Ja załatwie sobie wszystko z Ulim po treningu.
W klubowej toalecie? Czy też może za prezesowskim biurkiem?

Jebany już ja mu pokaże, kurde! Będzie mnie denerwował. – kipiałam ze złości przy okazji siadając obok Robbena.
Gdy nie kipiała ze złości, zazwyczaj siadała koło Neuera. Przy leniwym bulgotaniu wybór padał na Olicia.

- No kurwa! Jebany kurwa! Jhefwaijfhasokfjasiofu qkjedfr – zaczęłam szybko wyrzucać z siebie słowa.
*patrzy znacząco na Voldemorta* Co, nie w języku węży? To po jakiemu, do licha ciężkiego?

-A bo Van Gaal się spóźnia więc czekamy. Coś mi się wydaje ze już dzisiaj raczej treningu nie będzie.
Taak, bo te całe szopki z trzymaniem dyscypliny to był sprytny zabieg PR-owski. W rzeczywistości van Gaal był mega wyluzowanym gościem, częściej treningów nie było niż były, częste wieczorki zapoznawcze, jedna wielka laba. Piękne czasy, tacy piłkarze jak Ribery do tej pory ciepło wspominają Holendra.

Kolejne zebranie zarządu z zawodnikami drużyny męskiej i żeńskiej.
-Słuchajcie, to już pewne. W celu promocji kobiecej piłki nożnej i zbliżających się Kobiecych Mistrzostw Świata, wszystkie drużyny w męskiej Bundeslidze, zaczynając od przedostatniej kolejki tego sezonu do końca następnego będą miały w składzie co najmniej jedną kobietę.
Och, kocham te nieziemskie wręcz zbiegi okoliczności, które mają na celu czynić Marysię Zuzię jeszcze doskonalszą i bardziej wyjątkową. Bo chyba nikt nie ma wątpliwości, kto dostanie zaszczytne miejsce w kadrze FC Bayernu?

Jakieś pytania? – zakończył HoeneB
Tak. Kto wpadł na tak idiotyczny pomysł, kto stwierdził, że to się sprawdzi i kogo przekupiliście, by móc wprowadzić go w życie? I co zrobiłeś z Hoenessem?

No dobra wracając do tej trójki. Wybraliśmy ją z trenerami. Karolina, Silvia i Agnes. W pierwszym składzie na pewno będzie Karolina
*próbuje przekonująco zagrać zaskoczenie*
*rezygnuje prze piątym podejściu*

-Jak to nie? Hahah ta jasne! Dziewczyny w męskiej drużynie? To już wtedy nie jest męska drużyna.
Jeśli nawet boChaterka opka przejawia choćby homeopatyczną ilość zdrowego rozsądku, to wiedz, że coś się dzieje...

Za mną wyszedł roześmiany Bastian. –Dobrą wieś zrobiłam nie?
Zaiste, zacną. Teraz przenieś to na wyższy poziom i zrób całe miasto.

-Jesssssssssst! – ucałował mnie wariat i jak na skrzydłach wbiegł do pomieszczenia gdzie trwało zebranie.
Po czym ze skrzydła na środek i podał do Gomeza.

Mój pierwszy mecz z chłopakami miał się rozpocząć za niecałe 10 minut. Przeze mnie ze składu wyleciał Muller, ale chyba nie miał mi tego za złe.
Spróbowałby tylko złościć się na Mary Sue. Jego dalsza egzystencja w opku byłaby istnym piekłem.

w skrócie: boChaterka w pierwszej połowie zalicza asystę przy bramce Gomeza i Bayern prowadzi 1:0. Kto oczekuje w drugiej połowie nieprzewidzianych zwrotów akcji w postaci wyrównania i gola strzelonego przez naszą zdolniachę gdzieś w ostatnich minutach meczu, łapka w górę.

-No Mario masz racje! To teraz tylko czekamy na twojego gola – VG puścił mi oczko i wyszedł.
Van Gaal puszczający oczko. Ehe.

70 minuta meczu, Bayern wygrywa 4:0.
Nooooooooo! Pomyliłam się w blogaskowych przewidywaniach pierwszy raz w swej analizatorskiej karierze!

Od aŁtorki: tak szczerze to mam dość tej historii.
Uwierz mi, że nie tylko ty.

Na kilka dni przed finałem Ligi Mistrzów ekipa Bayernu poleciała do Madrytu. Ja zostałam. Moje miejsce zajęła Silvia.
Niechaj zna łaskę Mary Sue.

Mecz miał się odbyć za dwa dni, więc zabijałam nudę siedząc u Andrei.
Czy nuda przypadkiem nie jest pod częściową ochroną i można na nią polować jedynie w określonym czasie? *szuka numeru do Związku Łowieckiego*

-Ale czekaj to trochę za wcześnie.
-Właśnie nie. Mieszczę się w terminie. No ale koniec gadania.
Coś mi tu ten termin jest podejrzany, złotko. Wiesz, że kłusownictwo to przestępstwo?

-Jeszcze raz! - powtarzałam do niej, trzymając za rękę.
-Aaaaaaaaa! - wrzasnęła i w tym samym momencie usłyszałyśmy płacz dziecka.
Czyżby ktoś tu został zmuszony do czytania blogaska? Ale żeby dziecko od razu tak męczyć?

-Tak. Dziecko jest zdrowe. Ma pani zdrową i silną córkę. - uśmiechnął się do niej lekarz, a pielęgniarka po chwili podała jej dziecko.
Czyli to nie lekarz, a lekarka była. Btw, link prowadzi do zdjęcia ewidentnie-już-nie-noworodka z czapką na głowie. Z czego to dziecko zrobiło sobie czapeczkę? Z owodni?

Poczułam się tak jak wtedy, gdy to ja rodziłam. To uczucie tylko utwierdziło mnie w decyzji o której od dawna myślałam.
Histerektomia?

-Tak. Andi pół godziny temu urodziła zdrową córkę. - rzuciłam
Dziecko jest na tyle zdolne, że potrafi dziergać z błon płodowych.

Po drugiej stronie zapanowała głucha cisza. Po chwili usłyszałam plask i wrzaski chłopaków.
Mam nadzieję, że tym razem plask nie był zdenerwowany?

-Okej jak dojdzie do siebie to neich zadzwoni. Ale na razie Andi śpi.
Hm, „neich” nie znalazłam, ale coś mi mówi, że to kontaminacja z „Teich” i „Neid”. Czemu zazdrosny staw miałby do niej dzwonić? Niech lepiej pogada z Potokiem Zemsty, stworzą zgraną parę.

Andrea dalej spała. Jej córka była przesłodka. Taka drobna i śliczna. To ona pomogła mi podjąć tą trudną decyzję.
„Postanowiłam zapisać się na kurs robótek wewnątrzmacicznych”. Nie dziwcie się, z łożyska można zrobić cuda!

-Oj bez przesady. To tylko pakowanie ubrań do walizek. Biegasz po boisku przez 90 minut a nie możesz przez półgodziny walizki spakować
-Oj tam oj tam. Nieczuła kobieta - mruknął obrażony.
-Pff.
-Nie pufaj na mnie.
-Sam sobie pufasz.
=Pfff.
Nie chce mi się powtarzać, zajrzyjcie do poprzedniej części analizy i poszukajcie przemowy niejakiego Dialogu.

PO chwili rozpętała się wojna na poduszki.
Donald walczył z Kopacz, zaś Bronek stanął na stoliku i przeprowadzał szturm z powietrza.

-Mesut już je - przerwałam
Jeszcze parę tygodni i nauczy się uśmiechać.

Może było to spowodowane tym, że nie lubiłam latać? A może tym, że chłopcy zachowywali się jak stado dzikich baranów?
O dzikich świniach słyszałam, ale baranów nie miałam jeszcze przyjemności poznać. Wiedziałam, że na wykładach nie mówią nam wszystkiego.

W każdym razie nie tylko ja byłam zagubiona w tym wszystkim.
O, to dobrze, że nie jestem w tym położeniu osamotniona.

Oprócz mnie razem z drużyną poleciała Agnes, która wpatrywała się w Gomeza jak w najświętszy obrazek
Mario uplótł sobie z włosów aureolę.

-Podolski matole!
Huculski kretynie! Wołyński durniu! Lwowski idioto! Naddnieprzański półgłówku!
Te kresowe obelgi są całkiem zabawne.

-Podolski matole! Jeszcze słowo a zrobię ci krzywdę! –zagroziłam, a Bastian głupio zachichotał. –
*rozgląda się nerwowo za jakąkolwiek pomocą medyczną* Zaczyna się...

Bastian nie powiem publicznie, co się z tobą stanie po wylądowaniu, ale uwierz mi, że nic dobrego.
Mam podobne wrażenie, co boChaterka. Pierwszy i ostatni raz w życiu, mam nadzieję.

Zachowajcie siły na Mundial – mruknął spokojnie Joachim, po czym zagłębił się w jakiejś lekturze. Po samolocie przeszedł mruk niezadowolenia.
„Popsujzabawa” - warknął pod nosem Schweini, a po samolocie przeszedł wark aprobaty.

-Ale, że co? – udał głupiego.
-Jajco parówo
Takie południowoafrykańskie danie. Nałożyć?

– Hej. CO tam?– zapytałam się przyjaciółki.
„Nie, na szczęście tylko CO2”.

-Nie wiesz jak było naprawdę – przerwałam jej- a mundial to doskonały moment żeby z nim pogadać.
Też tak mam, całe 4 lata gromadzę tematy do rozmów, a później mam miesiąc, by z ludźmi pogadać. Czasem to dość denerwujące, gdy nie człowiek nie odzywa się do nikogo, a później paple jak najęty, ale taka się urodziłam i nic nie poradzę.

W końcu będziecie na neutralnym terenie. –mówiłam żywo gestykulując, a kiedy skończyłam mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Bastiana, który nagle zaczął poruszać brwiami.
Miał je na sznurkach i próbował nimi odegrać teatrzyk lalek.

-Zobacz jakie pały no! Biją się w samolocie jak panienki! I to z zamkniętymi oczami.
Ale... o co cho...?

-Hahaha o bez kitu!
Oraz u z kitem!

Byłam na balkonie w bluzie Bastiana i obserwowałam zachód słońca. Muszę przyznać, ze wyglądał wyjątkowo pięknie. Stałam tak, podziwiając krajobraz, kiedy poczułam ciepłe dłonie, które po chwili mnie objęły i mocno przytuliły do siebie.
-Kocham cię wiesz? – usłyszałam jego czuły szept.
„Ja ciebie też. Dzieli nas co prawda 150 mln kilometrów, ale w dzisiejszych czasach związek na odległość to chyba żaden problem”.

-Ja ciebie też – odpowiedziałam równie cicho i musnęłam ustami jego policzek.
Przy okazji spopielając sobie wargi. I gdzie Słońce ma policzek o.o?

Od aŁtorki: Ostatnie wpisy nie były zbyt dobre, wypalałam się na tej historii.
Powoli kończyły jej się zapasy helu, a stąd do wybuchu supernowej krótka droga. Ja to rozumiem.

Perypetie Bastiana, jego schorzeń neurologicznych i astronomicznych (dosłownie i w przenośni) dziwów kończą się ociekającym lukrem opisem szczęśliwego życia rodzinnego z boChaterką. My natomiast żegnamy się z tym dzieUem i znów stajemy przy (o)netostradzie w poszukiwaniu blogaskowych piratów.