Cristiano Ronaldo i różne oblicza wolontariatu, cz.2

|
Część druga tomu pierwszego. Bez zbędnych wstępów - jedziemy!

Myślałam o tym artykule w gazecie. Na początku chciałam się powiesić [nie róbcie sobie nadziei], ale później uświadomiłam sobie, że to po prostu dobre pianie. Być uważana za dziewczynę najseksowniejszego piłkarza świata, którego się nie cierpi.
Czy „dobre pianie” to jakaś swojska nazwa na „dobry PR”?

O fuck. Ronaldo wyszedł z pokoju kiedy przechodziłam obok jego drzwi.
- Cześć moja nowa dziewczyno- powiedział szczerząc zęby.
- Cześć panie Możesz-sobie-Pomażyć- odpowiedziałam z równie szerokim uśmiechem pukając do drzwi jego sąsiada.
A nawet posmażyć. Na głębokim oleju.

Resztę dnia mnie nosiło. Przeżywałam okropnie dzisiejszy mecz. Miałam być na stadionie podczas wynoszenia flag,ale plany sięzmieniły i nie danemi[fasollasido] było dopingować "moich" chłopców na żywo.
Którzy są „jej”? Bo się już nieco pogubiłam.

Mecz był tragiczny. Chłopcy cały czas gadali o taktyce, a ja gryzłam paznokcie z przejęcia. Po pierwszej straconej bramce Cris zaczął głośno krytykować grę Polaków.
Ach, „jej chłopcy” to Polacy! Powiało patriotyzmem, zazwyczaj boChaterki są ponad polską reprezentację.

 Kłóciliśmy się przez następne 10 minut, ale w końcu Ronaldo dał sobie siana i się zamknął.
Autokarmienie – wszystkie zwierzęta powinny być wyposażone w taką funkcję.

 Gdy na ekranie pojawiła się twarz Lewandowskiego (napisałam już, że zapoznałam się przy śniadaniu poznałam większość naszej s-kadry???)
No ba, a fiordy jej z ręki jedzą.

Ewa wykrzyknęła:
- Kurde, Marta zapomniałam ci powiedzieć, że Mariusz o ciebie pytał.
   Katem oka [który akurat przeprowadzał dekapitację pręcików i czopków] dostrzegłam, że Cris zbystrzał nagle.
- A co chciał?
- Powiedział, że Jeleń przegrał i wisisz mu kawę.
   Razem z Ewą zaczęłyśmy się głośno śmiać. Założyłam się z Jeleniem i Mariuszem przy śniadaniu, ale o tym nie będę pisała.
Umówmy się: wszystko, co nie dotyczy bezpośrednio wątku boChaterki i Cristiano, jest mało interesujące i niewarte opisu.

- Umówiłaś się z Lewandowskim?- zapytał Damian otwierając usta.
- Można tak powiedzieć- przyznałam. – Dlaczego masz taką minę?
No bo on ma taka opinie, że nie umawia się z byle jaką laską… No wiesz,wybrzydza.
Mariusz Lewandowski – kolekcjoner pięknych kobiet.

Miałam zamiar odejść ale wpadłam na lepsiejszy pomysł. Wzięłam do ręki szklankę z moim sokiem i po prostu wylałam go na głowę i koszulkę Crisa.
Lepsiejszy niż najlepsiejszy!

- Ups- powiedziałam odstawiając szklankę na stolik.
   I wyszłam zostawiając oniemiałych ziomków.
*wyobraża sobie Deco, Simao i Ricardo w spodniach opadających do kolan i słuchających hiphopowych przebojów z komórki*

 Rano w stołówce spotkałam Lukasa. Był szczęśliwy, bo Niemcy dokopali Kostaryce 4:2.
Pogubiłam się już w chronologii tego turnieju.

-Świetnie grałeś- powiedziałam na powitanie.
- Dzięki- uśmiechnął się.- Mam nadzieję, że trzymałaś kciuki???
- No niestety. Miałam zajęte ręce.
Niemamskojarzeń, janiemamskojarzeń!

 Szklanką z sokiem,szepnełami Monitta i odeszła w kierunku machających nanasznakomych
*robi wielkie oczy* Kogo?!

[BoChaterka znów w gimnazjalny sposób docina Ronaldo, po chwili jednak się godzą]


- Co robisz po południu?
- O 14 jadę do Frankfurtu.
- A wcześniej?
- Nie mam jeszcze planów na tak daleką przyszłość.
- Czyli idziemy na basen- bardziej stwierdził niż zapytał.- O 11 wpadnę po ciebie.
   Czy ja się właśnie umówiłam z Cristiano Ronaldo? Nie. To on umówił się ze mną.
Dokładnie tak. Marysia góruje wszak nad wszystkimi.

  O 11 rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyłam i na chwilkę zatkało mnie z wrażenia. Ubrany był w dżinsowe spodenki i koszulę rozpiętą tak, że po części odsłaniała jego boską klatę. No nosie miał czarne okulary. Wyglądał absolutnie cudownie.
Jeszcze tylko opalenizna z solarium i włosy na żelu (o co w przypadku Cristiano nietrudno) i discoboy jak żywy.

 Zostaliśmy we dwoje, podczas gdy cała reszta wskoczyła do basenu.
- Masz jakąś emulsję?- zapytał Cris przysuwając swój leżak do mojego.
Gdyby była w ciąży, to bym powiedziała, że mleko.

Wziął buteleczkę i ściągnął koszulkę błyskając cudowną klata.
Cristiano w roli Edwarda ze „Zmierzchu”? Czy to nie za wiele radości naraz?

- Smaruj- wymruczał zerkając na mnie znad ramienia.
   Nawet nie wiesz jak chętnie, pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos. Zebrałam się w sobie i udając brak entuzjazmu zaczęłam wcierać olejek w jego gładką i opalona skórę. Gdy tylko moja ręka dotknęła jego pleców zadrżał. Poważnie. Cristiano Ronaldo zadrżał bo ja go dotknęłam.
Duże zwierzęta opędzają się tak od owadów...

- Twoja kolej- powiedział odwracając się.
- Kolej na co?- zapytałam zaskoczona.
- Odwracaj się- zarządził. – Teraz ja smaruję.
   Pożyłam się na brzuchu i oparłam na łokciach. 
”A potem poumierałam nieco na boku”.

Odgarnęłam włosy modląc się, żeby tylko nie zadrżeć. I wiecie co? Udało mi się.
Niektóre osobniki mają słabiej rozwinięte mięśnie skórne.

nagle jego dłoń zjechała trochę poniżej linii pleców.
Podręczniki anatomii milczą na temat „linii pleców”.

- Moją klatę też możesz posmarować- powiedział cichym, zmysłowym głosem.(...)- Nie chciałabyś?
- Nie- skłamałam szybko.- Może trudno ci w to uwierzyć, ale jakoś nie podniecają mnie twoje mięśnie.
   Zatkało go. Nie widziałam wyrazu jego twarzy, ale czułam, że niema pojęcia co odpowiedzieć.
Niemi tak mają.

W końcu wyksztusił:
- Inne panny…
- Ja nie jestem inne panny.
Ja jestem krzywa składnia.

Rano znowu trafił mi się grafik Crisa.
*ziew* Co za niespodzianka.

 Będziesz na meczu?- zapytał z nadzieją w głosie.
- Wynoszę flagę Angoli- powiedziałam zadziornie.
Już myślałam, że boChaterka określiła tak Anglików, ale okazało się, że aŁtorka zrobiła jednak risercz, jeśli chodzi o grupę Portugalii na MŚ.

 Chciałam odejść, ale zatrzymał mnie.
- Czekaj.
- Co?
- Nie idź jeszcze.
   Cristiano Ronaldo prosi mnie, żebym z nim gadała???
Nie, prosi cię o to, byś nie szła jeszcze. Nie brzmi to podobnie w żadnym znanym mi języku.

Na rogu wpadłam na kogoś. Ja to mam przygody…
Tró lower tu, tró lower tam...

Przepraszam- powiedział Kaka pomagając mi pozbierać grafiki, które wypadły mi z ręki.
Jeszcze brakuje, by ich dłonie incydentalnie spotkały się na jednej z kartek.

Podałam mu kartkę, a on zagaił:
- Mogę cię o coś zapytać?
- Zależy o co.
- To z tobą i Ronaldo to prawda?
- ??????
-!!!!!!

- Dawać mi dzisiejszą gazetę!!!
   Widać dziewczyny wiedziały już o co chodzi bo nie miały zbyt szczęśliwych min. Gdy zobaczyłam pierwsza stronę z wrażenia usiadłam na podłodze.
   ,,Gorący romans w berlińskim słońcu” a pod spodem zdjęcie moje i Crisa. Z wczorajszego dnia. Leżymy obok siebie przy basenie, a on trzyma mnie za rękę. To było w momencie kiedy oglądał mój pierścionek.
Pierścionek, powiadasz... Czyżby w Jose nadal nie zgasła iskra Golluma?

Zeszłyśmy na śniadanie.
Piękna sprawa.

- Pani Ronaldo!!!- zawołała za mną Layla.
- Słucham pani Zawsze -odpindrzona -i- patrzcie- na- moje- Cycki.
 Cycki to niemal sacrum.

- Skarbie- powiedziała słodko.- Pamiętaj, że jeśli będziecie uprawiać seks, to trzeba się zabezpieczyć.
- A ty pamiętaj, że kremy na rozstępy nie działają na sylikony- powiedziałam patrząc wymownie na jej biust.
*podaje boChaterce ostrzałkę do dowcipu*

 I odeszłam zostawiając osłupiałą [Złą Różową] Barbie. Od kiedy ja mam taki cięty język???
Od dwunastu rozdziałów.

Tylko zdążyłam usiąść, gdy obok wyrósł Cris.
- Mogę?- wskazał siedzenie obok.
   Zerknęłam na niego spod kozerka i uśmiechnęłam się.
Przekopałam kilka słowników i jedyny frazeologizm, który znalazłam, brzmiał „nie bez kozery”. To jakiś regionalizm? Serio pytam.

Chyba znowu go zatkało, bo usiadł po drugiej stronie naprzeciw mnie.
Co? Portugalczycy jeżdżą na mecze autobusami rodem z MPK?

[Ronaldo i boChaterka rozmawiają o artykule]


- A jeśli to zdementuję?- szepnął.
- Wtedy pomyślimy- powiedziałam nie patrząc na niego.
   Zrobił jak powiedział. Na konferencji przed meczem jeden z dziennikarzy zapytał go o nasze wzajemne stosunki.
Co tam mecz, taktyka, forma? Ploteczki są najważniejsze!

Grafik Crisa zostawiłam sobie na koniec. Chciałam trochę dłużej z nim pogadać. Nie pytajcie czemu bo sama nie wiem.
Cze- powiedziałam podając mu kartkę.
Skąd klikasz?

  Chwilkę jeszcze pogadaliśmy, a potem zeszliśmy na śniadanie. Usiedliśmy przy stoliku obok okna. Po kilku minutach usłyszałam znajomy głos. Tylko tej brakowało, pomyślałam widząc odpierniczoną jak zawsze Laylę.
- Mogą się przysiąść?- zapytała patrząc na Crisa, i nie czekając na odpowiedź usiadła obok niego.
Pluralis maiestatis w opkach widziałam, ale mówienie o sobie w drugiej osobie liczby mnogiej?

Zaczęła o czymś tam pieprzyć, jak to on cudownie drybluje i że oglądała mecz… Aż się rzygać chciało. Rooni też nie miał zbyt wyraźnej miny, ale zgrywał dżentelmena.
Dlaczego pomyślałam, że to było o Rooneyu?

Wstałam kierując kroki w stronę Kaki.
- Mogę?- zapytałam wskazując miejsce obok niego.
- Jasne- uśmiechnął się. – Źle ci z Crisem?
- Od kiedy dosiadła się tamta… Barbie- chciałam nazwać ja inaczej, ale się pohamowałam.
Chciała dodać „zła” i „różowa”.

 Fajnie się gadało. Co chwila wybuchaliśmy śmiechem. Umiał świetnie poprawić mi humor. Kiedy razem wychodziliśmy ze stołówki looknęłam w stronę stolika Crisa i Layli. Patrzył na nas z dziwnym wyrazem twarzy.
Nieufnie łypał sękiem w blacie.

Jednak kiedy się tam udałam drzwi nie otworzył mi Cris.
- Cześć, jest Ronaldo?- zapytałam uśmiechając się.
- Można powiedzieć, że nie- zaśmiał się przystojniak.- Ale ja jestem.
- Widzę. Mam na imię Marta.
- Torres, ale mówią Nano.
Mówią czasem i mikro, zdarza się też femto.

 Zaczęliśmy gadać. Nano opowiedział mi jak się poznali.
- Graliśmy w tym samym klubie, jakieś 10 lat temu. Potem Crisa kupił ManU, ale dalej się przyjaźnimy.
W alternatywnej opkowej rzeczywistości Ronaldo grał w Atletico czy Torres w Sportingu?
[Nie znasz się, to był Nano Torres. Malutki braciszek Fernando].


- Co tu robisz?- zdziwił się Cris widząc mnie na kanapie w małej (a właściwie bardzo małej) odległości od Torresa.
Dzieliły ich wręcz nanometry.

Kurwa, znowu spieprzyłem. Po co ja jej powiedziałem, że na nią lecę??? Jakoś samo się wymknęło. Minął prawie tydzień, a ja nawet jej nie pocałowałem
Macie jakiś tydzień obsuwy, patrząc na tempo pozostałych fanfików.

Spojrzałem na Nano siedzącego na sofie. Oczy błyszczały mu jeszcze bardziej niż zwykle. Zły znak…
Oczy ci się świecą- powiedziałem rozkładając się obok niego.
- Ach, tak, pozwoliłem wszczepić sobie małe diody w tęczówki – odparł Torres. - Wiesz, taka nanotechnologia.

Zaczęłam chodzić po pokoju, a on uparcie powtarzał słowo: „zimno” i świdrował mi wzrokiem dziurę w plecach.
Potęga nanotechnologii!

- Przepraszam- uśmiechnął się Cris.- Zatańczymy?
- Właśnie to robię- powiedziałam uśmiechając się zgryźliwie.
- Co jest Ronaldo?- obok zjawił się Nano.
- Odbijany- powiedział taksując Torresa wzrokiem.
- Chyba śnisz- odgryzł się Hiszpan.
Pobijcie się! *gotuje wodę na kisiel*

   Pognał za mną Cris. Usiadł obok mnie i powiedział:
- Mam twoje koraliki.
- Och, zmieniłeś zdanie- syknęłam.- Jakie to wzruszające.
- Dlaczego są dla ciebie takie ważne?- zapytał podając mi je.
   Postanowiła powiedzieć mu prawdę.
- To prezent- założyłam świecidełka na rękę i ostrożnie dobierałam słowa.- Dostałam je od mamy dzień przed wypadkiem… w którym zginęła.
*ociera samotną łzę wzruszenia* To nic, że na początku opka była wielka akcja dywersyjna „niech tata podpisze zgodę za mamę, bo ta się wkurzy”.

Oni się chyba zmówili przeciw mnie. Załamię się. Znowu mam grafik Crisa.
Chyba tylko raz nie miała planu lekcji grafiku dla Crisa.

 Żałowałam jednak szybko bo wśród tych kartek znalazłam grafik Torresa. Następna atrakcja.
   Nano otworzył mi drzwi.
AŁtorka chyba miała dylemat, czy napisać „Nando”, czy może „Niño” i stworzyła stworzyła taką dziwną hybrydę.

[BoChaterka niesie grafik Kace, w jego pokoju natrafia na fotografię, którą widziała też w schowanym w biurku albumie swojego ojca. Okazuje się, że jest to zdjęcie matki Kaki.
Scena druga: boChaterka gra w bilard z kolegami-wolontariuszami. Wtem wchodzi Torres]


Marco już otwierał usta, ale ja wtrąciłam:
- Powinniśmy już wracać.
- Tak. Idę po zamówienie.
- Co to za dzieciak?- zakpił Nano patrząc za odchodzącym chłopakiem.
- Dzieciak?- spytałam zażenowana.- Pan dorosły się znalazł.
Właśnie, Torres, sam wyglądasz, jakbyś miał wiecznie 16 lat, cwaniaku.

- Starszy od niego- powiedział patrząc mi w oczy.- I bardziej doświadczony.
- Sugerujesz coś?- zapytałam z mina zawodowej flirciary, która nigdy nie byłam.
- Nie, no co ty…
- No to pa.
*brecht*
Nie ma seksualnych aluzji – spadaj, leszczu!


- Skończcie już- uspokoiła towarzystwo Monitta.- Wczoraj dowiedziałam się, że Lenka ma jutro urodziny.
- I dopiero teraz mówisz?
- Przydałoby się coś zrobić.
I tak ustaliliśmy, że jutro wieczorem bawimy się w klubie. DJ jest znajomym Lukasa, więc zaoferował się, że załatwi karaoke.
Są Mistrzostwa Świata w piłce nożnej, Podolski dodatkowo gra u siebie, a co zaprząta jego głowę? Impreza-niespodzianka dla psiapsiółki boChaterki!

- Cześć córuniu- usłyszałam na dzień dobry.
- Tato musimy pogadać.
Wzięłam głęboki oddech i zadałam pytanie o matkę Kaki. Odpowiedziało mi długie milczenie.
- To nie jest temat na telefon- powiedział w końcu. – Jutro przyjeżdżam bo Berlina na konferencję, więc się spotkamy. 
Co za zbieg okoliczności! Opkowi rodzice zazwyczaj wyjeżdżają i zostawiają chatę wolną, a tu na odwrót...

Doris zakomunikowała mi, że jadę dziś na dwa mecze. Hiszpanii i Ukrainy, a potem na Niemcy- Polska.
Pierwszy w Lipsku, drugi w Dortmundzie, między nimi czterogodzinna przerwa. Nie przeceniacie czasem niemieckich autostrad?

Punkt 14 staliśmy w holu. Podeszłam do Torresa , Xavi’ego i Casillasa.
- Mam do was sprawę- powiedziałam na przywitanie.
- O co chodzi? – zapytał Xavi.
- O jutrzejsza imprezę.
I już wiemy, dlaczego Hiszpania na MŚ w 2006 roku przepadła – wszyscy byli zbyt zajęci organizowaniem urodzinowego przyjęcia-niespodzianki.

Weszliśmy do autokaru. Nano wśliznął się na siedzenie obok mnie i całą drogę gadaliśmy o organizacji imprezy.
Fernando zaproponował stworzenie iluminacji z nanoświatłowodów.

 Potem chłopcy przebrali się i zaczęli oficjalna rozgrzewkę. Było baaardzo gorąco, więc Doris wysłała parę osób po dodatkowe zgrzewki z Powerateami.
Powerateam to Powerade z hiszpańskiego odpowiednika Biedronki.

- Dlaczego masz się rumienić?- zapytał odstawiając zgrzewkę.
Postanowiłam wcielić się na chwilę w Lale i poudawać słodką idiotkę.
A niby od kiedy kapitan reprezentacji Albanii jest słodką idiotką?

- Jesteś śliczna- szepnął.- Można się w tobie zak…
- Torres na boisko!!!- zabrzmiał głos trenera.
...rztusić. I nie tyle w tobie, co tobą.

Po początku drugiej połowy, gdy byłam niemal pewna, że Hiszpani wygrają przyjechał po nas bus i zabrał na stadion, gdzie miał odbyć się mecz Polska- Niemcy.
To daje mniej więcej dodatkową godzinę na podróż, ale moim skromnym zdaniem wolontariusz powinien być na miejscu grubo przed rozpoczęciem meczu, by móc cokolwiek zrobić.

Niestety moi rodacy przegrali 1:0. oznaczało to, że nasz team wyjeżdża z Niemiec. 
Nie tak prędko! Pamiętam, że przy sprzyjających wiatrach (porażce Niemców z Ekwadorem i wygranej Polaków z Kostarykanami) Polska miała jakieś szanse na awans. A że nie wyszło, to odrębna historia...

My, tzn. wolontariusze, możemy zostać do końca rozgrywek. Taki przywilej.
Musi być czas na podryw piłkarzy.

- Lukas zaczekaj- dogoniłam chłopaka, gdy wysiadaliśmy z autobusów pod hotelem.
Był zmęczony, ale szczęśliwy.
Nie zbliżałem się do waszej bramki- zaśmiał się.
Nie. Absolutnie.

Ale mi nie było wcale do śmiechu.
- Załatwiłeś z Dj-em te karaoke?
Te dwa karaoki, wiecie.

- dzięki, ale mam jeszcze jedną prośbę.
- No dawaj.
- Mógłbyś jutro połazić ze mną po jakimś centrum handlowym?
*gleba* Do tej pory opciowe zakupy były wyłącznie z przyjaciółeczką.

Czy ja wyglądam jakbym żartowała? Chodzi o to, że musze kupić prezent dla Lenki, a nie znam Berlina.
”A tak ciężko kupić mi plan miasta, w dodatku Google Maps to dla mnie czarna magia”.

Lukas dotrzymał słowa i o 10 zabrał mnie do jakiegoś wypasionego centrum handlowego w samym środku miasta. 
*wyznacza geograficzny środek Berlina* Chyba pudło.

- To gdzie właściwie idziemy?- zapytałam, gdy szliśmy ulicami Berlina.
- Jest takie pewne miejsce- uśmiechnął się tajemniczo chłopak.- Zawsze zabierałem tam na pierwsze randki moje dziewczyny.
Na Berlinie Poldi zęby zjadł – oczywiście wtedy, gdy nie mieszkał w Gliwicach, w Kolonii czy w Monachium. Czyli jakieś trzy tygodnie.

Weszliśmy do wielkiego parku. Co tu dużo mówić. Był po prostu piękny!!!
Podpowiem, skoro Google tak gryzie: Tierpark.

Doszliśmy do cudownej, wielkiej fontanny. W jej pobliżu znaleźliśmy kilka budek z lodami. Ja jak zawsze wzięłam truskawkę, cytrynę i jabłko. Lukas wolał czekoladę, wanilię i coś niebieskiego.
Smerfowe!

Jedliśmy lody spacerując wokół fontanny, gdy stało się coś niespodziewanego…
Nie, nie wpadłam do wody:) 
Myślałam, że Lukas ubrudził jej bluzkę lodami smerfowymi.

To było troszkę bardziej przyjemniejsze.
A nawet najbardziej najprzyjemniejsze.

A mianowicie Lukas wziął mnie za rękę. 
*wyciąga kartkę A4* Pora robić zapisy na wielbicieli głównej boChaterki.

- Co to za smak?- palnęłam wskazując na niebieską gałkę którą akurat konsumował chłopak.
Coś w rodzaju mieszanki mięty i guarany.
Smerfowe!

Z bijącym sercem weszłam do hotelu, w którym zatrzymał się tata. Czułam, że lepiej byłoby, gdybym wróciła z Lukasem. Ale ciekawość była silniejsza. Zapytałam recepcjonistę op numer jego pokoju. Poszłam pod wskazany numer.
- Dzień dobry, chciałabym się dowiedzieć, w którym pokoju zatrzymał się Wiesław Merysujkowski.
- Przykro mi, nie mogę udzielać takich informacji.
- Ale ja jestem boChaterką opka.
- Pokój 16 na drugim piętrze – pójdzie pani sama czy zawołać boya, by panią poniósł? Relaksujący masaż stóp gratis.


Poszliśmy do restauracji, która znajdowała się na parterze. 
Hotel z restauracją? Bez stołówki?! I takie coś stoi w centrum stolicy Niemiec?!

Zakrył twarz w dłoniach. Długo milczał.
- Powinienem powiedzieć wam wcześniej. Teraz wiem, że to był błąd.
Wstrzymałam oddech.
- Mam syna.
Aha, Kaka i boChaterka są przybranym rodzeństwem. Chyba jednego wielbiciela z listy mogę skreślić.

[Marta wybiega z hotelu i dziwnym trafem wpada na Cristiano]


Ale zrobiłam jak radził Cris. Wróciłam do taty i długo z nim rozmawiałam.
Opowiedział mi swoje love story. A było tak: wyjechał do Brazylii, poznał matkę Kaki, zakochali się i zamiast żyć długo i szczęśliwie, to on wyjechał po roku. Nie wiedział wtedy, że będzie miał dziecko. Ona nic mu nie powiedziała. Dowiedział się dopiero, gdy umarła.Od jej siostry (to ona wychowywała chłopaka).
Nie mają coś szczęścia jego życiowe partnerki.
[Historia rodem z brazylijskiej telenoweli... którą psuje fakt, że Kaka pochodzi z zupełnie pełnej i bardzo zamożnej rodziny].


Wróciłam na parking, gdzie czekał na mnie cierpliwie Portugalczyk. Po drodze opowiedziałam mu o imprezie, którą szykujemy wieczorem dla Leny. I w taki oto sposób topór wojenny został zakopany.
Nic tak nie godzi ludzi w opkach jak wspólne party.

- Spójrz- podały mi popołudniowe wydanie Plotek.
„Przyjaciele???” głosił tytuł. Pod spodem zobaczyłam kilka zdjęć. O losie! Ja z Nano, kiedy wczoraj przed meczem powiedział mi że jestem śliczna. Na prawdę staliśmy tak blisko siebie? Dwuznacznie to wyglądało. Pod spodem kolejne zdjęcie. Ja i Lukas przy fontannie. Za rączkę i on karmi mnie mieszanka mięty i guarany. Na następnym zdjęciu… ja z Crisem. Wychodzimy objęci z hotelu.
Już wiem, po co jest kryzys w strefie euro – żeby gazety nie pisały o takich bzdurach.

Długo musiałam tłumaczyć im, że to tylko tak wygląda i że do niczego między nami nie doszło. Nie powiedziałam ani słowa o kace [ani o liczi] i o tym czego się dowiedziałam od ojca.
Zbliżałyśmy się do klubu. Źle się czułam. Bałam się spotkania z chłopakami po tych rewelacjach z gazecie. Żołądka prawie nie miałam. Serce w okolicy przełyku.
Lewe płuco zaplątało się w jelita, zaś prawe przecisnęło do kolana.

Wydawało się, że klub jest pusty. Było cicho i ciemno. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy przekroczyłyśmy próg. Gdy tylko weszłyśmy tłum zgromadzony w Bramce zaczął śpiewać Happy Birthday. Lena była zaskoczona, ale szczęśliwa. Uśmiechała się do wszystkich i dziękowała za niespodziankę. Po całym zamieszaniu z prezentami DJ powiedział:
- A teraz zaczynamy zabawę w karaoke. Zapraszam do siebie pierwszych chętnych!
Jeszcze tylko gra w butelkę i poczuję się jak w domu.

[BoChaterka śpiewa z psiapsiółkami, potem na scenę wyciąga ją Torres]


Omiotłam wzrokiem salę. Nie bałam się, że się pomylę, bo piosenkę znałam na pamięć. Doszło do mojego ulubionego momentu:
- Nelly, I love you…
I właśnie w momencie, kiedy to śpiewałam, spotkałam spojrzenie Crisa.
Prawie się wzruszyłam.

- No skoro domagacie się bisów, to nie pozostaje nam nic innego, jak poprosić tych tam na scenie, żeby jeszcze coś zaśpiewali- powiedział DJ.
Nie było wyjścia. Zaśpiewaliśmy piosenkę z High school musical „Breaking free”.
I want to break free! I want to... Chwila, to chyba nie to.

Poszłam do DJ. Akurat spotkałam tam Lukasa. Gadaliśmy pare minut, a potem wybrałam sobie piosenkę. Polską tym razem. Cliver „chodź kochanie”.
Kolejny raz dałam czadu.Gdy zeszłam ze sceny podszedł do mnie Cris.
- Jestem kochanie- powiedział po polsku.
*brecht* Dobrze, że nie śpiewali „Będę brał cię w aucie”.

Po obiedzie zadzwonił do mnie tata i z najświętszym spokojem w głosie powiedział:
- Widziałem się z Ricardo…
- I ???
- Powiedziałem mu wszystko, tak jak było.
- Wybaczył ci to, że tak długo się nie odzywałeś?
- Chyba tak. W każdym razie wiedział, że nie miałem pojęcia o jego istnieniu kilka lat.
Kaka jednak ma trochę więcej niż „kilka” lat i mógłby poczuć się urażony faktem, że przez kolejne kilkanaście ojciec olewał fakt jego istnienia.

Długo rozmawialiśmy. Powiedziałam mu jak wyglądała moja rozmowa z ojcem i jak nakłoniłam go do wyznania prawdy. Kaka opowiadał mi o swoim dzieciństwie i wypadku jaki odebrał mu na krótki czas nadzieje na grę.
Oczom nie wierzę! Risercz!

Czekałam w holu na resztę ekipy, gdy obok zjawił się Nano.
- Mam sprawę do ciebie- wypalił z miejsca.
- Mam się bać?- zapytałam żartem, ale on miał tak poważną minę, że ja też spoważniałam.
- Chodzi o to, żebyś przez kilka godzin pograła moja dziewczynę.
Nando lubi, gdy Olalla dostaje piany z zazdrości.

- A to w jakim celu?
- Przyjeżdża dziś do mnie siostra i napaliła się na to, że pozna moja pannę- zaczął tłumaczyć.
No tak, a ciężko ściągać z Wysp dziewczynę właściwą, lepiej wziąć pierwszą lepszą dupencję z brzegu.

Siora Torresa naprawdę okazała się zajefajną laską. Ale irytowało mnie zachowanie Nano. Co chwila mnie obejmował i przytulał. Albo trzymał na kolanach, a jak nie to za rękę.
Chciał sobie chłopak pomacać i wymyślił tę historię o siostrze, proste.

[Torres całuje boChaterkę, ta jednak zwiewa]


 Przy stoliku siedzieli Marc, Tom, Douglas i Ewa. Przysiadłyśmy się do nich, a Tom zapytał z miejsca:
- Gdzie wczoraj byłaś z Torresem?
Szczęka opadła mi w talerz ze śniadaniem.
*rozradowana* Mogę wziąć? Mogę? Ludzkiej żuchwy jeszcze nie mam!

Zjadłam go jeszcze szybciej niż to powiedziałam i już podnosiłam tyłek z krzesła, gdy usłyszałam za sobą:
- Cześć.
Odwróciłam się i zobaczyłam Crisa. O Jezu, ja to się mam. Czego on w ogóle tu podchodzi???
- Cześć- powiedziałam i już miałam go wyminąć, gdy zaczepiłam się kiecką (ostatnio coraz częściej je noszę) o krzesło Marca.
Zachwiałam się i poleciałam do tyłu. Ronaldo był na miejscu i złapał mnie w ostatniej chwili.
Wam też na monitorach pojawił się wielki, czerwony napis „BANAŁ”?

Dzięki Bogu podeszła do nas w tym momencie Doris.
- Marta, dzwonił twój ojciec.
- Coś się stało?- powiedziałam przestraszona.
- Nie, spokojnie- uśmiechnęła się uspakajająco.- Po prostu prosił, żebyś się dziś z nim spotkała.
Spako, spako.

Kaka wpadła na mnie niedaleki drzwi mojego pokoju.
I powiedziała, że przerzuca się na żeński futbol.

Dojechaliśmy do hotelu w którym zatrzymał się tata. Czekał na nas w kawiarence. Od razu zakomunikował, że jeśli Kaka się zgodzi, to go uzna. Publicznie.
To kim jest ojciec boChaterki? To brzmi jak jakiś zaszczyt dla Kaki.

Siora, mogę cię o coś zapytać?- zagaił Kaka gdy staliśmy w big korku.
W korku do Banku Inicjatyw Gospodarczych. Chcieli założyć rodzinną spółkę i potrzebowali kredytu na rozruszanie interesu.

Po 15 minutach byłam już w głównym holu. Portugalczyków jeszcze nie było, ale za to wolontariusze w komplecie:) Staliśmy sobie wesoło gadając, kiedy podeszła do nas Doris z bananem na twarzy.
I nakazała wszystkim spalić buraka.

Posłuchajcie mnie wszyscy uważnie- powiedziała stając naprzeciw nas.- 23 czerwca jest półmetek mundialu. To już taka tradycja, że organizatorzy wydają wtedy coś w rodzaju balu dla zawodników i sztabu.
Bal! Opko o piłkarzach z balem! Tego jeszcze w blogaskach nie grali!

- W tym roku też odbędzie się taki bal- ciągnęła.- Będzie to coś w rodzaju święta dla wszystkich drużyn, którym udało się wyjść z grupy...
- Ale 23 są mecze w grupie G i H – zauważył przytomnie Douglas.
- Dlatego mecze są przesunięte, wszystkie na godzinę 11
Blatter stanie wręcz na rzęsach, byle wszyscy zdążyli na bal!

Klapnęłam na siedzenie, a obok wpakował się Simao. Od razu wyczuł, że mam zły humor, więc zaczął sypać kawałami. Kochany facet…
”I słuchaj, a lekarz jej na to, że ma zakręcić kran! Dobre, nie?”

ZPWCR
Zakład Poprawczy Weteranów Czerwonej Rewolucji?

- Cris, co jest?- trącił mnie w ramie Figo.
Nic- powiedziałem odwracając od niej wzrok.
Od Figi. Nie sądziłam, że na mundialu w Niemczech przeprowadzono tyle operacji zmiany płci.

Staliśmy z flaga słuchając hymnu Iranu. Wystarczyło, że przekręcę głowę o 5 mm w prawo i spotkam wzrok Crisa. 
Hymn Iranu sprawia, że ludziom mieszają się czasy? Dobrze wiedzieć, nie będę słuchać.

Pomęczeni, ale w dobrych humorach wczołgali się do autokaru. Simao, Deco i Manich mieli niespożyte siły i cały cały czas sypali kawałami.
Marnują się, powinni prowadzić niedzielne teleturnieje.

Posłałam jej buziaka i panownie zamknęłam się w łazience.
W sensie, że z panami?!

Następnego dnia wstałam dość wcześnie. Ale w końcu się wyspana.
A ja tego blogaska niedługo zanalizowany.

na śniadanie nie zeszłam ponieważ nie miałam ochoty pokazywać się w stołówce… 
Słyszałam, że to jeden z pierwszych symptomów apokalipsy – boChaterka opka nie schodzi na śniadanie, a potem dopiero potwory, jeźdźcy i reszta menażerii.

Kiedy wychodziłam z jej biura, dostrzegłam grupę piłkarzy schodzących na śniadanie.
To i tak nic nie da – na horyzoncie Śmierć wymachuje kosą, a Zaraza sypie bakteriami w proszku.

Wśród nich rozpoznałam Lukasa i Xavi’ego. Pomachali mi, a Lukas nawet podbiegł.
- Hej- przywitał mnie całusem w policzek.
- Cześć. Co słychać?
- Jakoś leci. Słyszałaś gali?
Wczoraj tylko bal, a dzisiaj już gala? Szybki awans.

Opowiedział mi, że jest taki zwyczaj, że młodsi, nie zaręczeni i nie zaobrączkowani piłkarze idą na imprezę z osobami towarzyszącymi.
A starsi, zaręczeni i zaobrączkowani siedzą sami i łypią zazdrośnie na kolegów.

- O- zdziwiłam się.- Nie wiedziałam o tym.
- Dlatego ci o tym mówię- powiedział z chytrym uśmieszkiem na ustach.- I odnośnie tego mam pytanie.
- No mów.
- Nie poszłabyś ze mną?
Fakt istnienia Moniki nie ma tu nic do rzeczy.

Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Szczęk zjechała mi na posadzkę.
Rozciągnięte ma te mięśnie żuciowe, prawie jak wąż.

- Jestem tego samego zdania, co Lenka- wtrąciła się Monitta.- Ale nie gadajmy o tym tylko chodźmy na basen.
Wcale nie miałam ochoty. Bo:
a)mogłam spotkać Nano
b)mogłam spotkać Crisa
c)mogłam się utopić, co w moim teraźniejszym stanie wcale nie jest wykluczone.
*trzyma kciuki za wariant c)*

Co prawda ostatnie przypuszczenie się nie sprawdziło, ale pierwsze dwa… tak.
Ja to mam pecha...

Laski poszły się pomoczyć, a ja zostałam smażyć się w słońcu. Normalnie kochałam pływać, ale ostatnio dopadła mnie taka zmuła, że szoks.
No nie gadaj, nie będziesz swimować, bo masz zawiechę?

 A do tego cały czas jak nakręcona myślałam o Crisie i Nano. To znaczy, myślałam o zachowaniu Crisa i analizowałam swoje.
Taak, analizowała... *chytry uśmiech*

Tylko jakoś nie mogłam dojść do żadnych wniosków. Sprostowanie! Doszłam do jednego: boje się i nie wiem czego chcę.
Zdolność logicznego myślenia powstała z grobu!

I czując miętę przez rumianek poszłam do swojego pokoju. Cris rozwalił się na moim łóżku, a ja zatrzasnęłam się w łazience.
ZPWCR
Związek Patriotów Wietnamskich Czuwających Rano?

Marta tylko weszła do łazienki, a już rozległo się pukanie do drzwi. Ruszyłem tyłek, żeby otworzyć. O proszę, kogo my tu mamy…
- Co ty tu robisz Fer?
Był chyba nie mniej zaskoczony jak ja.
- A ty?
- Pierwszy zadałem pytanie.
- Szukam Marty- looknął w głąb pokoju.
- Czego od niej chcesz?
Zaczynasz mnie denerwować koleś…
- Nie twój interes- warknął.- Powiedz jej, że byłem.
Chyba śnisz…
- Już jestem- powiedziałam wychodząc z łazienki.
No to się Cris nagadał jako narrator...

Cris stał oparty o parapet i wyglądał przez okno. Promienie słońca oświetlały mu twarz i delikatnie igrały w jego ciemnych włosach… ach…
Znudziły im się ćwiczenia fizyczne na policzkach.

To może posiedzimy tu zamiast schodzić na dół?
Zawsze możecie poschodzić na górę.

- Ale wy to wy. Jesteście piłkarzami, należycie do kadry. A my jesteśmy tylko wolontariuszami…
- I to ci przeszkadza?- zapytał nagle kucając przede mną i opierając się o moje kolana.- To według ciebie uniemożliwia nam bycie razem?
Mezalians pierwszego sortu.

Przez następne 2 godziny siedzieliśmy w pokoju i gadaliśmy. To znaczy inni gadali, a ja słuchałam. Właściwie to udawałam, że słucham, bo cały czas myślałam o tym, co powiedział Cris…
I ten nadludzki wysiłek umysłowy kończy pierwszy tom opkowej trylogii.

#41 - Cristiano Ronaldo i różne oblicza wolontariatu, cz.1

|
Po dość smutnym przeżyciu, jakim była analiza opka o zapijaczonym Ollim, zapraszamy na coś przyjemniejszego (?) i znacznie bardziej standardowego – opowiadania o Cristiano Ronaldo. Co ciekawe, na jeden fanfic składają się trzy różne blogaski przedstawiające jedną historię, co można potraktować jako pierwszą prawdziwą opkową trylogię. Dziś pora na tom pierwszy.

Zacznę od tego że Olka namówiła mnie na wysłanie formulaża zgłoszeniowego.
Pierwsze zdanie i już ort. To źle wróży.

To było crazy ale i tak byłam przekonana, że się nie dostanę. Bo taka szara mysz jak ja miałaby jakieś szanse wyjechać na Mundial??? Śmieszne, no nie?
Nie martw się, opka są na tyle crazy, że do wyjazdu dostaniesz miłość piłkarza gratis.

Powinnam wyjaśnić tę kwestję od początku.
W jej wyjaśnieniu przydatny będzie słownik ortograficzny.

Moja naj kumpela [kumpela – kumpelsza – najkumpelsza] znalazła w necie jakąś stronkę, na której było coś o tym, że szukają 4 osób na wyjazd na MŚ w Niemczech. Jako tacy ludzie do wynoszenia flag i pomocy w zarządzie.
Jednego dnia się nadźwigasz, ale za to następnego możesz siedzieć za biurkiem i planować transfery.

Jednym słowem wolontariat.
Nieomal zostałam wolontariuszem na Euro, ale nie było mowy o zasiadaniu w zarządzie. Polska to jednak wybrakowany kraj.

Niby śmianie, ale namówiła mnie. 
Hę?

Potrzebne były podpisy rodziców, więc Sara, moja wtajemniczona w niecne zamiary Olki siorka, przekonała do tego pomysłu tatę.
A boChaterka sama nie mogła namówić taty, bo...?

Mamie nic ni powiedziałyśmy, bo po co ją denerwować? Taki żart. Mama jest strasznie nerwowa, więc tata podrobił jej podpis.
Faktycznie, świetny dowcip. Mama się zapłacze ze śmiechu, gdy dowie się, że jej mąż podrobił jej podpis, by ich córka wyjechała do Niemiec nosić flagi.

Postanowiliśmy, że powiemy jej o wszystkim, gdy ogłoszą listę osób, które wyjadą. No i oczywiście ja byłam pewna, żę [żrę? Łżę?] mnie tam nie będzie. I wtedy mama nie dowiedziałaby się o niczym.
Ale los chciał inaczej.
Jaki los? Po prostu aŁtorka.

W sobotę rano do mojego pokoju wpadła jak bomba Olka.
Marta!!!!-wrzeszczała.- Rusz dupe (Klopp?!) do kompa!!!
”Prawie wszystkie świnie w Farmville ci wyzdychały!”

- Dziewczyno, czy ty wiesz która jest godzina???
Wiem- powiedziała.- 8 za 10.
Alternatywa dla „Jednego z dziesięciu”.

Uśmiechnęła się przebiegle podając mi jakąś kartkę. Nie lubiłam tago jej uśmiechu. Zwiastował zawsze kłopoty.
Spojrzałam na kartkę.
- Co to ma być?
- Czytaj!
Looknęłam po tytule. Lista osób które jadą na Mundial.
Znani także jako „sępy Janasa”.

- No i po co mi to? Ja się tam nie wybieram.
- Jesteś pewna?- wykrzyknęła podniecona.
Przeszył mnie dreszcz. Co ona ma mi zamiar powiedzieć?
Pewnie to, że nie ma twojego nazwiska na liście, w przeciwnym razie nie byłaby tak podekscytowana, prawda?

- Czytaj wreszcie!!!
Przeczytałam... i.... zonk. Czytałam jeszcze raz. I jeszcze. I jeszcze...
I nadal zonk.

Jezu!!!- powiedziałam ledwie słyszalnym głosikiem.
Tak, te trzy wykrzykniki stanowczo podkreślają cichość jej głosu.

- Jedziesz?!- w drzwiach pojawiła się Sara. Rzuciła się na mnie, wyrywając mi listę z ręki.
Siedziałam oniemiała patrząc jak dwie Gupie odstawiają taniec radości na moim dywanie.
Gupie? To znaczy: gupiki? Nie udusiły się tak bez wody?

Czy to możliwe, że mam aż takie szczęście?! Przecierz to nie do pomyślenia, że mnie wybrano.
NatÓralnie, że do pomyślenia.

Po chwili siedziałam już przy kompie. W skrzynce było pare wiadomości. Otworzyłam tą [tę] od pani Ewy. To kobieta ze sztabu organizacyjnego, u której składałam papiery.
,,.. mam ogromną przyjemność poinformować Cię, że zostałaś wybrana z grona 1473 osób, które pojadą na tegoroczny Mundial do Niemiec..."
Chwilę temu tych osób było 4. Myślę, że to nagłe zapotrzebowanie wynikło z faktu, że powołano do kadry Cristiano, a ktoś musi nosić jego kosmetyki.

Czytałam to zdanie 30 razy i dalej niedocierał do mnie sens tych słów.
Wtórny analfabetyzm to plaga, a to podchodzi pod analfabetyzm w czystej postaci.

Po chwili usłyszałam głos taty stojącego w drzwiach:
Dziewczyny, ja was bardzo proszę, bądźcie troche ciszej,  ja jeszcze śpię!
”Uważajcie, bo zaraz się obudzę, a to mnie zdenerwuje”.

Olka zadzwoniła po Monikę i Menkę i razem poszłyśmy opijać sukces sokiem pomarańczowym;) Siedziałyśmy w malutkim barze, niedaleko mojego bloku i zastanawiałyśmy się jakim cudem miałam takie szczęście.
Ile razy mam powtarzać?! To pomysł aŁtorki, tak prowadzona jest fabuła i cicho być!

Nie napisałam jeszcze, że mieszkam w małym miasteczku i mam 16 lat. Czyli kończę gimnazjum.
I po co to „czyli”?!

Ostatni rok nauki był dla mnie koszmarny. Nie chodzi mi o oceny, bo te akurat mam całkiem niezłe. Mówię o kontaktach towarzyskich. W klasie mam paru wrogów. A własciwie wrogiń;)))
Ach, Złe Różowe Barbie! Czymże by było opko bez nich?

Nazywają się Karina i Spółka zoo;p. To zajebiście popularne, obrzydliwie bogate panny, których nie trawię. 
Wyobraźcie tu sobie stereotypowe antagonistki z seriali o amerykańskich nastolatkach.

Ale to takie detale. Chłopak??? Wolne żarty! Nie posiadam. No bo z takim wyglądem i pozycją w szkole? Nierealne. Jest taki jeden... Mateusz. Ma jedną wadę. Należy do tych popularnych.
Cristiano nie jest popularny, taki szary chłopak, zawsze z boku.

Siedziałyśmy w tym barze i gadałyśmy o tym co mnie czeka. Muszę spodkać się z panią Ewą. 
Najlepiej w katowickim Spodku.

Już się raz widziałyśmy kiedy składałam formulaże, ale teraz ona ma opowiedzieć mi i rodzicom jak ma wyglądać cały ten wyjjazd.
I wyjaśnić, dlaczego obowiązkowym wyposażeniem wolontariuszy są słowniki ortograficzne.

Będziesz musiała wcześniej ponaprawiać oceny- powiedziała Menka.
Czwórce odpadła poprzeczka, a trójka się zamknęła i wygląda jak osiem.

Masz takie oceny, że inni daliby się za nie rozstrzelać- pocieszała mnie Olka.
Chyba odkryliśmy właśnie motyw zbrodni katyńskiej.

- No właśnie. I to jest problem. Muszę mieć 5!
Dziewczyny śmiały się czasami z moich ambicji. Ale ja taka byłam. Wszystko musiało być idealnie. To przecież trzecia klasa. Nie można sobie darować!
*podpuszcza boChaterkę* Skoro ma być idealnie, to czemu nie 6?

W szkole wie tylka kilka osób. Najlepsi qmple, którzy obiecali trzymac językj za zębami.
A propos języka: po jakiemu jest to napisane?

Ale Olka sądzi że i tak się rozniesie. Prędziej czy puźnie.
*zasłania oczy* Borze!

Po lekcjach siedziałam sobie z dziewczynami na schodkach przed budynkiem szkoły.
Szkoła dorabiała na lewo jako deweloper.

- Jak ja ci zazdroszczę!- ciągnęła Justyna nie zwracając uwagi na moje słowa.- Poznasz tylu sławnych piłkarzy!
- Ja też!- dodała głośniej Olka.- Ronaldo, Zizou, Crouch...
Nadal uważam, że mój wolontariat był wybrakowany. W planie nie było poznawania żadnego sławnego piłkarza.
[Damn, czemu Zizou jest za Ronaldo?!]


- ...Deco, Valdes...- wymieniała jak nakręcona Ola.
- A ty skąd znasz tyle nazwisk?- zdziwiłam się. Kto jak kto, ale ona nie trawiła piłki nożnej.
- Mam brata=)
A ja nie mam brata=). A znam tyle nazwisk, a nawet więcej!

- Znowu tu looka- szepnęła Aśka.
Z kim ja się zadaje?! One mają nierówno!!!
*idzie do apteki po coś na uspokojenie* Jak sobie pomyślę, że mam do analizy trzy blogaski w takim stylu...

Dopiero wyszła od nas pani Ewa. Okazało się że lecę do Berlina 6 we czwartek. Mam jeszcze trochę czasu, żeby przygotować się psychicznie.
Berlin 6 – prawie jak Dystrykt 9.

Ale od początku. Kiedy pani Ewa i moi rodzice wypili kawę, zaczęła się rozmowa na temat wyjazdu.
PE- Może zacznę od tego, że Mundial zaczyna się 9 czerwca meczem Niemcy- Ukraina.
Opko jest z 2009 roku. Rozumiem – skleroza i te sprawy, ale risercz chyba nie gryzie?

Wyjazd zaplanowany jest 6, to jest w czwartek.
Słodko, że mundial zaczął się 9 czerwca, w piątek.
[Dobre zakrzywienie czasoprzestrzeni nie jest złe!]


mama- Jakie będą miec warunki?
PE [Parlament Europejski?]- Takie same jak cały sztab. Pokoje, wyżywienie, całodobowa opieka.
Tuśka – Jesteście pewni, że to nie hotel dla zwierząt?

Ten Mundial będzie troche różnił się od poprzednich. 
Oj, mam przeczucie, że wcale nie trochę.

Do taj pory każdej z reprezentacji przydzielano po jednym hotelu, w którym mieszkali na czas rozgrywek. W tym roku organizatorzy postawili na międzynarodowy dialog.
Jasne! I dlatego boChaterka zamieszka w hotelu z Cristiano – jak będzie miała szczęście, to pewnie nawet w jednym pokoju.

Wybudowano więć ogromny kompleks mieszkalno-wypoczynkowy, w którym będą mieszkać zarówno piłkarze jak i wolontariusze. No i cała ekipa...


tata- A jakie dokładnie czynności będą wykonywać wolontariusze?
Tuśka – Poranne.
*badum tss!*


PE- Wynoszenie flag podczas meczów, podawanie piłek, asysta na treningach, roznoszenie grafików... [W zasadzie to zastąpią trenera]. Nic co w jakikolwiek sposób zagrażałoby ich zdrowiu.
Ale cnocie już tak.

A i jeszcze jedna niespodziankja. Pani Ewa będzie musiała odwiedzić moich nauczycieli od angola, niemca i hispańskiego, żeby zebrać opinię.
A do polonisty czasem nie zajrzała?

Dostałam też zdjęcia kompleksu, w którym będziemy mieszkać. Jednym słowem: W O W !
”Najbardziej podobają mi się koedukacyjne apartamenty dla wolontariuszek i gwiazd futbolu!

Właśnie widzimy- zaśmiała się Emilka lookając w stronę Mateusza.
Jak widać, imiesłów przysłówkowy czynny można utworzyć nawet używając obcojęzycznych wyrazów.

Spojrzałam w jego stronę. Na chwilę nasze oczy się spotkały, ale szybko spuściłam wzrok.
A wszystko zapowiadało niezwykle romantyczną randkę gałek ocznych...

Mogłam się spodziewać takiej reakcji. Ale co ja zrobię. Po prostu spojrzałam na niego i nic. Żadnego mocniejszego bicia serca, ani nic z tych rzeczy. Patrzyłam na niego tak jak na innych chłopaków. Nic się ze mną nie działo.
To smutne, że dziewczynki oczekują od rdzenia nadnerczy wyrzutu adrenaliny za każdym razem, gdy spojrzą na Tró Lowera.

Za nami otworzyły się drzwi. Obróciłam się i zobaczyłam panią Ewę!
- Co pani tu robi?- zapytałam zdziwiona.
- Wpadłam do twoich nauczycieli i załatwiłam formalności z dyrektorem-powiedziała wesoło.- Aha i mam coś dla ciebie.
Wyjęła z torby grubą teczkę i wręczyła mi ją.
- Są w niej listy drużyn i zdjęcia piłkarzy. Pomyślałam, że warto, abyś się z nimi zapoznała.
TW Łukasz Podolski
Pseudonim operacyjny: Goldi Poldi
Status: czynny


Otworzyłam. Kilka kartek z podziałem na grupy i daty meczów. Pod spodem znalazłam składy. Dałam po kilka każdej lasce i zaczeło się gadanie.
- AAAAAAAA- Aśka pisnęł głośno.
Pisk ver. 1.1.2.

-Co jest?- spytałam pszestraszona.
- Patrz!- powiedziała podtykając mi kartkę ze składem Brazylii pod nos.
- Wow- skomentowała Olka.
- Jaki piękny- powiedziałam, kiedy zobaczyłam zdjęcie.
Piękny skład, ten Parreira to miał rękę.

Kaka- przeczytała głośno Justyna.- Ricardo Jzecsona Santosa Leite.
Żeby nawet z Wikipedii nie umieć skopiować...

Następny słodziak- zakomunikowała Aśka- Lukas Podolski, Niemcy...
Nie mówiłam?! Tajny współpracownik SB!

Po chwili Olka zobaczyła następne cudo. Nazywało się Fernando Torres.
Fernando się nazywało. W końcu to jeszcze dziecko.

Zaczęłm zastanawiać się czy to dobry pomysł z tym moim wyjazdem. Bo tak na prawde to nie chciałam jechać.
Nie chcem, ale muszem – w końcu jest boChaterką opka o Krysi.

Wolałam zostć tu i spędzić ostatni miesiąc nauki z qmpelami.
Ach, no tak! Przecież mundial się rozpoczął w trakcie roku szkolnego! I nauczyciele jej zaocznie wystawili oceny, tak?

Ty to masz dziewczyno szczęście- powiedziała Aśka.- Możesz ich wszystkich mieć!
Jak Pokemony.

Nawet nie przypuszczałam wtedy, jak bardzo Aśka była bliska przewidzenia mojej najbliżesz przyszłości.
Ja ci mogę przepowiedzieć nawet tę najdalesz.

Cała szkoła już o tym trąbi. Calutka! Wszyscy wiedzą. A to za sprawą mojej nauczycielki niemieckiego. Rozgadała to w IIc, a jak IIc wie, to znaczy, że cała szkoła dowie się w przeciągu przerwy.
Ach, te germanistki – tylko im plotuchy w głowie!

Jak jest? OKROPNIE!!! Większość znajomych podchodzi i gratuluje.
To straszne!

Szepczą i obgadują. Gdy sie przechodzi obok jakiejś grupy osób, wszyscy od razu milknął i posyłają ci takie spojrzenia, że ma się ochotę wyskoczyć przez okno z 3 piętra, żeby skrucić swoje męki.
Zrób to dla nas i skrUć.

Kiedy razem z Moniką weszłyśmy do łazienki, zauwazyłyśmy całą świtę naszej szkolnej gwiazdy. 


Gdy mnie zauważyła powiedziała głośno:
- Osobiście bardzo się dziwię, że nasz kraj ma reprezentować taki nieinteligentny paszczur jak Marta...
Psiapsiółki zachichotały.

Ten nieinteligentny paszcur radziłby ci zatkać sobie gębę lepem na muchy i pofarbować włosy, bo masz metrowe odrosty!- żuciłam i wyszłam zostawiając zatkaną blondynę w łazience.
Gimnazjalne riposty zawsze Żucają mnie na kolana.

Powiedzieć coś takiego Karinie, to to samo, co założyć sobie pentelkę na szyję.
A robienie błędów ortograficznych to położenie swojego dzieUa na srebrnej tacy analizatorowi.

3 czerwca uświadomiłam sobie, że zostały tylko trzy dni do wyjazdu. Ale mam pietra! Na samą myśl o tym trzęsą mi się kolana i ręce. Ja nigdzie nie jadę!!!
4 czerwca myślałam tak samo ale inaczej.
*bliskie spotkanie czoła z blatem*

5 czerwca czekała mnie niespodzianka.
Czyżby impreza pożegnalna?

Mam najlepsze przyjaciółki na świecie. I wcale nie chcę wyjerzdżać! Zaraz opowiem dlaczego.
”Na wstępie sprawdzają tam wiedzę z ortografii!”

Od poniedziałku wszystkie zachowywały sie jakoś dziwnie cicho. Myślałam, że to dlatemu, że jest im smutno bo sobie jadę.
”A to dlatemu, że nie umiem się posługiwać językiem polskim”.

Aż tu po ostatniej lekcji podchodzi do mnie Menka i mówi:
- Szykuj sie i od razu przychodż do mnie. Bez gadania i zbędnych pytań- powiedziała i po prostu odeszła.
No i wbiłam się w jakąs nawą kiecke, pomalowałam sie trochę i poszłam do Menki.
Czekaj chwilę – nawa kiecka to sutanna?

Nie wiedziałam co się dzieje, ale wpakowałam się do samochodu jego siostry i pojechali my=) Po 20 minutach zaparkowaliśmy przed jakimś klubem, którego nigdy wczesniej nie widziałam. Wydawało się że w środku jesy pusta, ale to tylko pozory... okazało się, że zostałam zwabiona podstępnie na imprezę pożegnalna!!!! 
Muszę to komentować?

Moje koffffffffffaniutkie qmpelki zrobiły mi imprezę, na którą zaprosiły ful znajomych.


Tak siedziałyśmy i gadałyśmy o moich zachwianiach emocjonalnych.
Rozmawiały wyłącznie o JEJ psychice, bo przecież opkowe przyjaciółki nie mają życia wewnętrznego. Ani żadnego.

O 19 byliśmy na lotnisku. Znalazła nas pani Ewa i poprowadziła do sporej grupki osób, siedzących w poczekalni.
- To jest Marta- przedstawiła mnie jednej dziewczynie i dwóm chłopakom.
- Cześć- odpowiedziała panna uśmiechając się.
- Witaj - rzekł panicz, a młody kawaler pomachał dłonią.

Podałam jej rękę. Na oko była rok młodsza ode mnie. A do tego bardzo ładna.
- Jestem Ewa.- przedstawiła się.
- Michał- uśmiechnął się wysoki blondyn.
- Damian- to był brunet.
Brązowooki, zielonoskóry?

- Dziwnie się czuję- przyznał Michał.
- A to dlaczego?- zdziwiłam się.
- Jadę na imprezę, gdzie będzie może 50.
- Za mało ci?- śmiał się Damian.
Boję się zapytać, czego 50.

- Niech nam pani jeszcze raz opowie jak tam będzie i co mamy robić- poprosiła Ewa.
- Kiedy dolecimy do Berlina przejmą was organizatorzy- mówiła pani Ewa.
Prawie jak przekazanie ognia olimpijskiego.

W sztabie zostaną przydzielone wam pokoje. Trzy osoby na jeden pokój. Oczywiście międzynarodowo.
Oczywiście. Ja już wiem, z kim w pokoju będzie boChaterka.

- Jest jakaś szansa, że trafię do pokoju z dwiema ładnymi dziewczynami?- zapytał z nadzieją w głosie Michał.
- Raczej nie- zaśmiała się kobieta.- Chłopcy i dziewczynki oddzielnie.
Och, międzynarodowy dialog bardzo na tym ucierpi!

- A ile wolontariuszy dokładnie będzie?
- Około 50 osób.
- To mało- powiedziałam zaskoczona.
Na początku było ich czworo, potem 1437, a teraz 50? Krysia bierze jednak mniejszą kosmetyczkę na wyjazd.

Gdy odebraliśmy bagaże podeszła do nas jakaś kobieta. Pani Ewa przedstawiła ją nam.
- To jest Doris- powiedziała. -Będzie się wami opiekować.
Zapakowała nas do samochodu i pojechaliśmy do (mogę to chyba nazwać hotelem???).
A ma stołówkę?

W każdym razie to było większe niż zwykły hotel. Nie mam zamiaru opisywać wyglądu tego kolosa, bo po co macie czytać głupoty???
Pewnie, najlepiej od razu przejdźmy do opisu stroju.

Doris rozdała nam klucze do pokoi, mapki kompleksu i kazała na 10 stawić się w jakiejś tam sali na zebranie.
Chwila, to ile oni lecieli do tego Berlina? O 19 spotkali się na lotnisku!

Mój pokój znajdował się na pierwszym piętrze, tak jak wszystkie pokoje ludzi ze sztabu. Nawet fajnie był urządzony. To następna głupota której nie będę opisywała, bo po co?
Jasne, kreacja świata przedstawionego to zupełny bezsens. Ja i tak wiem, że ten pokój był wspaniały.

W każdym razie stały tam 3 łóżka, które były jeszcze puste. Poszłam pod prysznic i natychmiast zasnęłam.
*brecht*
[Może się utopiła?]


Zauważyłam, że na łóżku obok śpi jakaś dziewczyna. Długie czarne włosy, ciemna karnacja, cera bez żadnych pryszczy. Ale co ja się zajmuję opisywaniem jakiejś panny. 
Ja ciągle czekam na opis stroju.

Wstałam, wzięłam kosmetyczkę i poszłam do łazienki.
Opis makijażu też może być.

- Hej- przywitałam się po angielsku i podeszłam do niej.
- Cześć- uśmiechnęła się i odstawiła laptop,- Jestem Monitta- przedstawiła się i wyciągnęła rękę.
- Marta- uścisnęłam ją.- Jestem Polka, a ty?
- Włoszką.
Włoszka, a lepiej używa polskich przypadków niż boChaterka.

Kiedy tak siedziałam i pisałam usłyszałam szczęk otwierających się drzwi. Odwróciłam się w ich stronę i zobaczyłam dziewczynę z wielką sportową torbą.
- Cześć- przywitała się po angielsku.- Jestem Lena.
- Marta- powiedziałam uśmiechając się.- Właśnie zastanawiałam się z kim będę mieszkać.
Z łazienki wyszła Monitta i zapoznała się z Leną. Razem zeszłyśmy do stołówki.
Aha, czyli pełnowartościowy blogaskowy hotel ze stołówką. Czuję się jak u siebie.

Nie było w niej tłoku. Zaledwie kilka osób w naszym wieku i kilkunastu mężczyzn w dresach Brazylii. Przy innym stoliku siedzieli Hiszpanie, a na końcu sali jacyś murzyni. 
*bije aŁtorkę słownikiem po głowie* Rasistka!

Wzięłyśmy sobie sok pomarańczowy i naleśniki z bitą śmietaną i Monitta poprowadziła nas do stolika stojącego na samym środku stołówki.
- Nie lepiej byłoby usiąść z tyłu?- zapytałam.- Miałybyśmy look na wszystkich.
- Nie chodzi o to, żebyś ty miała look na wszystkich, tylko na to, żeby każdy miał look na ciebie- uśmiechnęła się przebiegle.
Czyli jak boChaterka weszła w krąg „tych popularnych”.

- Hej Marco- zagaiła Włoszka uśmiechając się do ślicznego chłopaka.
- Hej- odpowiedział.- Możemy się przysiąść?
- Jasne- odpowiedziałyśmy.
Chłopcy okazali się naprawdę fajni. Marco pochodził tak jak Monista [czyli malarz wzorujący się na dziełach Moneta] z Włoch, Douglas był Niemcem, a Duck Anglikiem.
Douglas miał rodziców zafascynowanych kulturą i kinematografią USA, natomiast rodzice Ducka uwielbiali kreskówki Disneya.

Dosiadł się do nas jeszcze Damian z jakimiś kolegami i Ewa z koleżanką. Nie spodobała mi się ta dziewczyna. Miała na imię Layla i byłą Hiszpanką. Niby piękną, ale cały czas się poprawiała i narzekała.
No tak, poprzednie Złe Różowe Barbie zostały w szkole.

W stołówce zaczęło robić się tłoczno. Coraz nowe drużyny przychodziły na śniadanie. Postanowiliśmy się więc ulotnić. Kiedy wychodziłam wpadłam na kogoś. Sierota ze mnie.
*obsypuje komputer brokatem* Flejms of Tró Loff!

- Przepraszam- powiedziałam podnosząc oczy na osobę z którą miałam czołówe. Skoro już się zbłaźniłam to chciałam przynajmniej wiedzieć przed kim.
No i w taki oto sposób spojrzałam w ciemne oczy Cristiano Ronaldo.
- To moja wina- powiedział uśmiechając się zabójczo. -Zagapiłem się.
Imperatyw Blogaskowy jest tu potężny.

-Ale się w ciebie wpatrywał- powiedziała podniecona Lena, kiedy szłyśmy na zebranie do Doris.
- E tam- zaśmiałam się. -Wydaje ci się.
Ale sama wiedziałam, że się jej nie wydawało.
Nie miał wyboru, Imperatyw tak działa.

Na kartce były dokładne daty treningów, na których mieliśmy się stawić. Na mnie wypadło też roznoszenie grafików na 3, 4 i 5 piętrze do spółki z Duckiem, Michałem i Monittą. Z tego co pisało na kartce, były to pięta zajęte przez Portugalczyków, Brazylijczyków, Hiszpanów i Niemców.
Traf chciał, że były to reprezentacje najbardziej poszkodowane przez aŁtorki.

[Wolontariusze planują integrację].


- No to o której wychodzimy?- zapytał Douglas.
- Po 18 będzie najlepiej- powiedziała Lena.- Słyszałam, że klub otwarty jest tylko do 23.
Co to za klub? Przyjaciół Myszki Miki?
[Specjalnie dla Ducka].


Pukanie do drzwi. Wpadła Ewa.
- Idziecie na basen?
No i poszłyśmy. Było okropnie gorąco, więc na miejscu spotkałyśmy ful ludzi. A raczej piłkarzy.
Taki gatunek hominida.

Pociągnęłam go mocno i po chwili rozległ się głośny plusk, a Marco znalazł się obok mnie.
- Znam się na żartach- powiedziałam słysząc jak Anglicy smażący się nieopodal biją mi brawo.
Skwiercząc od czasu do czasu.

- Ola- usłyszałyśmy z prawej i odwróciłyśmy głowy.
- Ola- odpowiedziałam boskiemu Cristino w samych spodenkach i okularach na nosie.
- Aleksandra – rzuciły spodenki nosa Cristino.

Dziewczyny otworzyły usta ... Nie dziwie się im. Wyglądał po prostu jak młody bóg. Opalony, umięśniony, po prostu cudowny. Ale mnie to jakoś nie wzruszało.
Ktoś tu musi być dumną Mary Sue, prawda?

Zachowywałam się normalnie, podczas gdy u moich koleżanek zaopserwowałam chwilową zmianę mózgu wsuchą gąbkę.
Według moich oPserwacji nie było czego zmieniać.

- Jeszcze nie, ale dopiero się rozgrzewam. A tak w ogóle to jestem Cris- przedstawił się.
- Marta- powiedziałam.- A to Monitta, Lena i Ewa.
- Miło poznać- powiedział cudnie się do nich uśmiechając.
Te się tylko zburaczyły i jedynie Monitta zdołała wyksztusić słabe ,,cześć". Chciało mi się z nich śmiać. Co je tak blokuje? Jego idealna klata, czy obcisłe spodenki?
W opkach alter ego aŁtoreczek są zawsze takie odważne, a na sam widok idola na zdjęciu zakSZtuszają się własną salivą.

- Co robisz wieczorem?- spytał zmieniając temat.
Spojrzałam na niego. Jakaś epidemia, czy co?
- Zazwyczaj śpię-powiedziałam wkurzona nie wiadomo na co.
Zatkało go.
*bije brawo* Wspaniała riposta, mogę się jedynie uczyć.

- Zasłaniasz mi słońce, wiesz?- powiedziałam chłodno opierając się o leżankę i zamykając oczy.
Mam go! Nie wiedział co powiedzieć. Nie przyzwyczaiłem się do takich odpowiedzi, co?
A to co? Cristiano się przebija na falach narratora?

- No to do zobaczenia- i odszedł, a ja prychnęłam śmiechem
*nuci* Bo słowniki, słowniki, bo słowniki są od tego...

Nie wiem co mi odbiło. Jakoś dziwnie się czuję kiedy pomyśle co mu powiedziałam o tym słońcu. Naprawdę chamsko.
W sam raz na twój poziom.

Kiedy wróciłam z basenu wskoczyłam pod prysznic i zaczęłam szykować się na imprezę. Monitta robiła mi frencza, a przy okazji opieprzała za to, co powiedziałam Crisowi. Na koniec wbiły mnie w jakąś mini, a Lena pomalowała delikatnie.
To nie jest głupie i koniecznie trzeba poświęcić cały opis.

- Będziecie tu siedzieć cały wieczór?- zapytałam. – Chodźcie na parkiet! Czas rozruszać towarzystwo.
Następny dowód, że się zmieniam. Nigdy pierwsza nie wychodziłam na parkiet. Po prostu się wstydziłam, a teraz proszę…
Cristiano roztacza wokół siebie aurę zmieniania życia. Jak widać, niekoniecznie na lepsze.

Po paru minutach poszłam do stolika, bo tak mi się chciało pić, że szok. Nadziałam się tam na Marca.
Marco był w gruncie rzeczy upersonifikowanym oszczepem.

Znaleźliśmy sobie kawałek wolnego parkietu i zaczęliśmy się bawić. Minęło kilka chwil i... Nagle ktoś złapał mnie z tyłu i odwrócił w swoja stronę. No i kolejny raz w ciągu tego dnia stanęłam twarzą w twarz z C. Ronaldo.
- Zatańczymy?- zapytał patrząc mi w oczy tak, że kolana się pode mną ugięły.(...)
Czekał mnie kolejny zonk. DJ puścił jakąś wolną piosenkę.
Imperatyw rośnie w siłę.

Nie patrz tak na mnie!
Nie podchodź tak blisko!
Uwaga gryzę!
Upsss...
Za późno.
On mnie objął.
Cristiano Ronaldo mnieobjął! 
Aż poczułam dreszcz.
*brecht*

Dość, zachowuje się jak mała dziewczynka. To że ze mną tańczy wolnego i patrzy mi w oczy o niczym nie świadczy. Prawda? Powiedzcie, że nie!!! 
Ale w rzeczywistości czy w opkach?

Oparłam głowę na jego ranieniu i po prostu tańczyłam.
Fakt, że rana Cristiano broczyła krwią, w niczym jej nie przeszkadzał.

Podniosłam głowę i spojrzałam w oczy Crisa. Jakie one piękne. Takie ciepłe. Można się utopić…
Bul, bul, bul...

- Cris, co z tobą?- zapytał mnie Ricardo. –zachowujesz się jakoś dziwnie.
- Jestem zmęczony- skłamałem i usiadłem obok niego.
Cristiano się przebił do roli narratora.

No właśnie. Co ze mną? Zachowuję się jakbym był jakiś nienormalny. I czemu ja ciągle o niej myślę???
*ziew*

Cris.
Zamknij się!
Cris...!
Spadaj!
Cris debilu!! Co z tobą do cholery?! To tylko zwykła dziewczyna!
Powiedziałabym, że to zdrowy rozsądek się odzywa. Czyżby aŁtorka czytała Pratchetta?

Nie, nie taka zwykła. Żadna inna nigdy mnie nie olała. Jej koleżanki nie mogły się nawet odezwać z wrażenia, a ona była zdolna na rzucanie takich tekstów.
*patrzy z przerażeniem na konstrukcję „zdolna na rzucanie”* Help!

I dlaczego ona się tak zachowuje? W jednej chwili jest spoko, a zaraz potem staje się taka zimna i obojętna? Kurwa baby...
Czyli wulgarna wersja przeboju Biebera.
A na poważnie: który myślący facet bawiłby się w zdobywanie tak oschłej dziewczyny? Skoro jest nieuprzejma, to znaczy, że nie chce kontaktu, ja to przynajmniej tak rozumiem.


Cały czas myślałam o co chciał zapytać mnie Cris. To nie dawało mi spokoju. Dziwne uczucie. Ale co ja się rozwodzę nad jakimś rozpieszczonym piłkażykiem...
Właśnie. Rozwiedź się czasem nad słownikiem ortograficznym.

Ja i Lenka wstałyśmy z samego rańca, bo miałyśmy jechać na trening Niemieckiej drużyny.
Tak niemiecka, że aż Boska.

Team Niemców też już czekał. Chłopcy byli odstrojeni w dresy i każdy miał sportową torbę przewieszoną przez ramie.
Zapakowali nas do wielkiego autokaru i ruszyliśmy na stadion.
To przecież normalne, że wolontariusze jeżdżą z drużynami jednym autobusem. W czerwcu zwiedzili pół Polski i pół Ukrainy, siedząc Jogiemu na kolanach.

Chłopcy poszli do szatni, a nas Doris zaprzęgła do noszenia piłek i wystawiania napoi energetyzyjących.
Ciągnęły te piłki w wozie konnym.

Po paru(nastu) minutach boys wybiegli na boisko i zaczęli rozgrzewkę.
Boys...


Biegi, podskoki, jakieś dziwne rozciąganie mięśni. 
Wyciągali sobie nawzajem szyje i wykręcali ramiona pod nieanatomicznymi kątami.

Wskazałam na Ballacka, który robił coś dziwnego z piłką, a Khan rzucał się na niego.
Tłumacząc przy tym, że nazywa się Kahn.

- Mnie też to śmieszyło na początku- przyznał chłopak uśmiechając się.- Ale już się przyzwyczaiłem. Jestem Lukas.
Cziki-czika!

- Podolski na boisko!- krzyknął ktoś z tyłu.
Klinsi wzywa- zaśmiał się.
Dobrze, że kadry niemieckiej nie prowadził wtedy Klopp.

Na czym polega roznoszenie grafików? To może zacznę od tego, co to dokładnie jest. No więc to taka kartka:) na której jest nazwisko piłkarza, nr pokoju itd. Dalej są daty i godziny spotkań z trenerami, masażystami, lekarzami. Kiedy i gdzie trening, o której wyjazd i takie tam.
Plan lekcji dla piłkarza.

Poszłam na 3 piętro, gdzie musiałam rozprowadzić kartki wśród Portugalczyków i Hiszpanów. Pukałam do drzwi, a kiedy otwierali uśmiechałam się i dawałam rozkład [jazdy]. I tak nie wiem ile pokoi.
Że what?!

[BoChaterka daje plan lekcji Crisowi i udaje się do windy, ten biegnie za nią]


- Dzięki, że poczekałaś- powiedział stając obok.
- Niema sprawy- uśmiechnęłam się. - A co ty robisz?- zapytałam, gdy zobaczyłam, że wciska przycisk ,,8”.
-Jadę na górę- powiedział.
- Niema mowy- powiedziałam, podchodząc do paneli i wciskając ,,P”.
- Nie wybieram się na dół- znowu przycisnął ósemkę.
- A ja na górę- powiedziałam próbując dostać się do panela.
W którym wieku my żyjemy, że to tak działa? Zazwyczaj winda jedzie w tę stronę, gdzie był naciśnięty pierwszy przycisk, ewentualnie zatrzymuje się po drodze.

Stał w miejscu i patrzył za mną. Co on w ogóle sobie myśli? Czego on do cholery ode mnie chce?
Chyba się w nim zakocham.

Stop!

Ja to napisałam?
Właśnie. Wklej swoje dzieło do Worda i przeanalizuj każde czerwone podkreślenie.

Trening miał być o 16 w Hamburgu, więc musieliśmy wyjechać koło 14.
Berlin stać było na jeden ogromny ośrodek noclegowy dla wszystkich reprezentacji, ale zapomnieli, że te muszą gdzieś trenować.
[Z Berlina do Hamburga w dwie godziny? Chyba TGV].


Kiedy opowiedziałam co zaszło w windzie, Monitta uznała, że chłopak nie może znieść, że jakaś laska go olewa i będzie mnie gnębił dotąd, aż albo się z nim prześpię albo zabiję. Wybrałam drugi wariant.
O radości, iskro bogów!
[I tak wiemy, że skończy się pierwszym].


- Dzięki, że mnie ratowałeś- powiedziałam idąc obok Douglasa.
Wiesz ile lasek dałoby się pokroić, żeby ON usiadł obok?- zapytał śmiejąc się.
Laski uwielbiają olej napędowy.

Chłopcy biegali, a my bawiliśmy się piłkami.
Tak, takie są zadania wolontariusza. Nie ma to nic wspólnego z organizacją i pomocą kibicom, nic a nic.

Layla głośno wychwalała tyłek Crisa. Śmiać mi się z niej chciało. To prawda, że tyłek miał niezły, ale ona przesadza. Chce z nim dzieciaka czy co? Spojrzałam na nią z politowaniem. Odpieprzyła się jak pod latarnie. Pokręcona włosy z toną lakieru, 10 cm tapety na twarzy i cycki na wierzchu. Kto ją tu wybrał?
Komisja specjalna zatwierdzająca opciowe Złe Różowe Barbie.

Jej ojciec był jednym ze sponsorów tego kompleksu, w którym mieszkamy- powiedziała mi jedna dziewczyna.
Ach, do tego bezczelnie bogata i wkupiająca się, gdzie się da. Bardziej się jej spłycić nie dało.

Ma zamiar poderwać Ronalda- powiedziałam troche za głośno do grupki osób zktórymi stałam, kiedy Portugalczycy przebiegali obok nas.
Kręcą ją niesamowicie byli prezydenci Stanów Zjednoczonych. Nawet ci martwi.

otworzył przede mną drzwi i wyszliśmy na korytarz. Gadaliśmy o meczu, kiedy nagle dopadła nas Monitta.
- Marta, czekaj- darła się biegnąc za mną.
Odwróciłam się i zapytałam o co chodzi. W odpowiedzi podała mi jakąś gazetę. Na pierwszej stronie było… O Boże…. Zdjęcie moje i Crisa z autokaru. A ściślej mówiąc ja spałam oparta o ramię Crisa, a on patrzył na moja twarz.   Tytuł: nowa dziewczyna Cristino Ronaldo?
*ostentacyjny ziew*

- Przepraszam- wybełkotałam patrząc na zdjęcie.- Co to za gazeta?
- Głównie plotki z życia sławnych i bogatych- powiedział Lukas.- Dość popularna.
”Głównie plotki z życia sławnych i bogatych” to nowa nazwa „Bildu”. Stwierdzili, że dłuższy tytuł brzmi poważniej.

#40 - Zadziwiające płuca Harriego Olliego

|
Jak opisać problem z uzależnieniem znanego sportowca? Najlepiej strasznie słabo. W tym opku jest wszystko – utracona miłość, życiowy rollercoaster i cuda medycyny i fizjologii człowieka. Tylko sensu gdzieś brak.

AŁtorka w menu podaje nawet link pod tytułem „Wyjście”, który przekierowuje na główną stronę Onet Blogu. Z chęcią skorzystam.


Gdybyście spotkali spragnionego, dalibyście mu pić? Gdybyście spotkali głodnego,nakarmilibyście go?
Gdybyście spotkali aŁtorkę, podarowalibyście jej słownik?

Gdybyście spotkali alkoholika, potępilibyście go?
*patrzy na poprzednie zdania* Hej, czemu nie „dalibyście mu na wino”? Tu nie ma ciągu logicznego!

Kolejna opróżniona przeze mnie butelka wylądowała w kącie pokoju. Nie wiem, która to już z kolei, ale wiem, że było ich już kilka. Nie wiem dlaczego piję, ale po alkoholu czuję się lepiej.
To znaczy, że jednak wiesz.

Ja jestem alkoholikiem i przyznaję się do tego głośno. Nazywam się Harri Olli. 15 stycznia skończyłem 24 lata, a mój nałóg ciągnie się za mną już od dwóch lat. Na co dzień mieszkam w Rovaniemi w Finlandii.
”Od święta mieszkam w Honolulu”.

Pewnie zastanawiacie się, jak to wszystko się zaczęło, jak zacząłem pić.
Ja się zastanawiam, co zjeść na kolację, ale nie przeszkadzaj sobie.

Dokładnie 15 stycznia 2007 roku, w moje dwudzieste drugie urodziny, cały świat zawalił mi się na głowę.
Harri stał się jednym z czterech słoni podtrzymujących Dysk.

Mogłoby się wydawać, że powinien być to mój najpiękniejszy dzień życia, w końcu tylko raz kończy się 22 lata.
Zdolniejsi potrafią i dwa razy.

Alissa Virta - moja eks dziewczyna była głównym powodem tego, że wpadłem w nałóg. Byliśmy wtedy ze sobą pół roku, ale gdzieś głęboko w głowie widziałem ją, jako partnerkę na całe życie. Właśnie, widziałem. To ona zniszczyła wszystko. Zamiast świętować ze mną moje urodziny, perfidnie zdradzała mnie z Larinto.
Od razu zdradzała – może składała zamówienie na nawóz?

Wyrzuciłem ją raz na zawsze z mojego życia, ale skutki tej zdrady odczuwam do dziś. Straciłem tez kupla, bowiem nigdy więcej nie rozmawiałem już z Larinto.
Kupla nie znalazłam, ale kupela według Słownika Języka Polskiego to piec metalurgiczny służący do topienia ołowiu. Olli musiał nieźle dać w gaźnik, skoro przepił piec.

Zabijałem sam siebie, ale nie chciałem z tego rezygnować.
Emo-Olli.

Że źle robię, ale nie słuchałem go. Wiem, że Havu chciał dla mnie jak najlepiej, ale u wszystkich doszukiwałem się złych intencji. Czasem gdy już widział, że mi nie przetłumaczy, siadał i pił ze mną.
- Stary, nie możesz tak żyć, alkohol nie jest rozwiązaniem.
- Nie gadaj, tylko pij.
- Ok.


On oczywiście pil w o wiele mniejszych ilościach i nie za często. ja natomiast non stop. Dziennie schodziło u mnie 5 butelek po 0,75l. 
Zakładając, że Olli waży 60 kg i wypił to w ciągu 12 godzin, stężenie alkoholu w jego krwi wynosiło 27 promili. Matko śfinto, nowy rekord!

To była taka dzienna norma, którą wyrabiałem zawsze.
Nie wiem, czy patrzeć na to z podziwem, czy z przerażeniem.

Czasem zdarzało się, że wypijałem więcej, ale nigdy mniej.
Olli ma chyba w żyłach więcej alkoholu niż krwi.

W ciągu dnia trenowałem na skoczni, a w nocy chodziłem do jednego z pubów i piłem swój drugi nałóg.
Że jak?

Ostatnio cały czas skacze na kacu. 
Inne wymiary mają go już powoli dosyć.

Podczas jednej z nocnych wypraw spotkałem Aliisę. Ją poznałbym wszędzie. Spojrzała wtedy na mnie ze skruchą. Splunąłem jej tylko w twarz, po czym odszedłem w kierunku jakiejś innej dziewczyny.
Tytuł dżentelmena roku wędruje do...

Bo na czym tak naprawdę polega związek? Jest to więź międzyludzka, która głównie odnosi się do dóbr fizycznych i materialnych. Zero jakichkolwiek pozytywnych uczuć.
Już tu kiedyś pojawił się wątek związków opartych na nienawiści. Szczerze współczuję aŁtorkom życiowych doświadczeń.

Nie mam dziewczyny, narzeczonej ani żony. Miałem kiedyś rybkę, ale zdechła.
Obstawiam, że to była żona.

Oprócz mnie w mieszkaniu nie ma nikogo.
W twojej pościeli roztocza właśnie zanoszą się ze śmiechu, Harri.

Upiłem kolejny łyk bezbarwnej cieczy. Powoli przełknąłem płyn, po czym głęboko odetchnąłem. 
”Rozkoszowałem się owym darem niebios w stanie skupienia pomiędzy gazem a ciałem stałym”.

Ale Harri, minęły dwa lata! Ta laska Cię zdradziła, a Ty ją jeszcze kochasz? - mogłem się spodziewać takiej reakcji ze strony przyjaciela. - A co z tymi wszystkimi panienkami? Żadna nie zwróciła na sobie Twojej uwagi?
- Janne, to były tylko zabawki. Pionki którymi świetnie sterowałem i wykorzystywałem. Zachowywałem się jak męska, szowinistyczna świnia!
A co to ma do szowinizmu?

A mów sobie co chcesz! - wyszedłem na balkon, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Przydałoby mi się neutralne spojrzenie na to wszystko, ale jak mam myśleć neutralnie? Wpatrywałem się w świecące punkciki na niebieskim sklepieniu.
”Uwielbiałem obserwować te płonące gigantyczne kule wodoru i helu”.

Każdy z nich miał swoją historię, ale wszystkie należały do jednej rodziny.
Zwłaszcza te, które powstały w różnych krańcach Wszechświata.

Ale ja już nie chcę pić. Chciałbym wrócić do tego, co było. Wiem, że nie można się cofnąć w czasie, ale można stworzyć przyszłość na bazie przeszłości.
Jakie to głębokie...

Dopiero po czasie zrozumiałem, że to było moją największą głupotą. Nabrałem dodatkową porcję powietrza do płuc.
Pojemność oddechowa + pojemność uzupełniająca.

Chciał↕em się jakoś ogarnąć, ale zbytnio mi to nie wychodziło.
*podziwia obustronną strzałkę*

Powodzenia! - krzyknął jeszcze za mną Havu. Podniosłem rękę w geście podziękowania, po czym pobiegłem w kierunku domu mojej byłej. Przemierzałem kolejne uliczki w zawrotnym tempie. Po kilkunastu minutach szaleńczego biegu dotarłem pod pożądany przeze mnie adres. Stanąłem pod drzwiami jej domu, po czym nabrałem ogromną porcję powietrza do płuc.
Pojemność życiowa + VAT.

Nacisnąłem na dzwonek wypuszczając jednocześnie powietrze z płuc.
Dzwonek pełnił przy okazji rolę spirometru.

Po chwili drzwi się otworzyły, a  w nich dostrzegłem sylwetkę Aliisy.

- Harri? Co Ty tutaj robisz?
- Badam pojemność płuc, chcesz dołączyć?

Powinniśmy porozmawiać - wyszeptałem wpatrując się w jej oczy. Niepewnie zaprosiła mnie do środka i wskazała drzwi od salonu. Usiadłem na jednej z kanap.
Jednej z...? Wyczuwam burżuazję.

- Chciałbym Cię przeprosić - spuściłem głowę. Nie potrafiłem teraz patrzeć w jej oczy.
- Ty? A niby za co Olli? To raczej ja powinnam błagać Cię o wybaczenie...
Jędruś, ran twoich niegodnam całować!

Co się z nami stało? - spytałem, wpatrując się w nią intensywnie.
- To ja wszystko zepsułam. Przepraszam Harri, że musiałeś przeze mnie cierpieć - zobaczyłem w jej oczach łzy. Czyżby żałowała tego, co stało się przed dwoma laty?
Nie, tak tylko mówi dla zabicia czasu.

Ale ja wcale nie byłem lepszy. Przez te dwa lata traktowałem Cię jak śmiecia... Nie wiem, chyba chciałem, abyś Ty też poczuła ból, którym kiedyś mnie ugodziłaś...
Godzenie bólem – to godzi i boli mój polonistyczny zmysł.

Olli, to nie tak - usiadła obok mnie na kanapie i położyła rękę na mojej dłoni. Spojrzałem tylko na to chwilowe połączenie naszych ciał, po czym ona automatycznie cofnęła swój ruch.
Pion e4-e2.

Był [Ville] dla mnie jak przyjaciel, a później się w nim zakochałam. To nie jest taka sama miłość, jaką darzyłam Ciebie, ale też go kocham. I właśnie teraz, gdy udało mi się wyjść na powierzchnię płaską, zjawiasz się Ty...
I powierzchnia się sfałdowała.

Na co mam czekać? Na zbawienie, którego nigdy nie uzyskam? Obędę się. Cześć! - opuściłem raz na zawsze jej mieszkanie.
Jezus rozważał, jak połączyć zbawienie z obyciem.

Butelkę czystej Finlandii - zamówiłem swój ulubiony trunek.
Ostatnio dali mu zabrudzoną.
[Albo bimber].


Napełniłem naczynie ulubioną cieczą, po czym jednym łykiem opróżniłem kieliszek do dna. Powtarzałem tę samą czynność wiele razy.
”Zrób trzy serie po 10 powtórzeń”.

Gdy skończyła się pierwsza butelka, zamówiłem kolejną. 
Niedługo Olli dojdzie do 3 procent alkoholu we krwi.

Pod wpływem alkoholu powinienem przestać myśleć o ukochanej, ale jak na złość jej sylwetka potęgowała w mojej głowie.
Stale przybierała na wadze.

Nalałem kolejną porcję trunku, którą momentalnie wlałem w siebie. Przełknąłem palącą gardło ciecz, po czym podpierając się na jednej ręce, wpatrywałem się w salę. W pewnym momencie zobaczyłem w tłumie Larinto i Jacobsena.
Cześć Anders, w Norwegii nie macie barów?

Czy to możliwe że Anders jest w Rovaniemi? I nawet nie zadzwonił?
”Halo, cześć Harri, mogę przyjechać do Rovaniemi? Dziękuję”.

Co tu robisz?
- Ville zadzwonił i powiedział, że możesz mnie potrzebować, tak więc jestem - uśmiechnął się szeroko do mnie.
- Ville zadzwonił... A może szanowny Ville zająłby się miłością swojego życia! - wykrzyczałem z pogardą Larinto prosto w twarz.
Pogarda nazywa się Larinto, a gniew Daiki Ito.

Olli, zrozum wreszcie, że nadal będziesz moim kumplem!
- A zrozumiesz wreszcie, że prawdziwy kumpel nie idzie do łóżka z dziewczyną swojego kumpla?! - zmierzyliśmy się nawzajem.
Jak prawdziwi kumple.

- Nie chcieliśmy Cię z Liss skrzywdzić!
- Z Liss? Jakoś wam nie wyszło! A zresztą nie będę z Tobą gadał! - splunąłem Finowi w twarz, po czym odwróciłem się w kierunku Jacobsena.
Olli się minął z powołaniem, powinien startować w zawodach z plucia do celu.

Która godzina? - zapytałem mojego towarzysza. Nie wiem w sumie po co mi to było wiedzieć. Może próbowałem umieścić dany moment w czasie?
Harri ma na ścianie narysowaną oś czasu, bardzo ją lubi uzupełniać kolejnymi wydarzeniami.

Może chciałem ulokować swoje życie w jakiejś strefie czasowej, aby odnaleźć samego siebie?
GMT + 2h, nie dziękuj.

Obudziłem się we własnym łóżku. Poczułem się bardzo spragniony. Rozejrzałem się w poszukiwaniu czegoś do picia i moim oczom rzuciła się butelka wody mineralnej na szafce nocnej. Momentalnie odkręciłem butelkę, po czym wlałem połowę jej zawartości w siebie. 
Odkręcona butelka, czad!

Powolnym krokiem wygramoliłem się z łóżka, po czym skierowałem się w kierunku salonu, skąd dochodziły głosy telewizji. Zobaczyłem Andersa siedzącego na kanapie, który w zawrotnym tempie przełączał kanały. 
Chciał wywołać u siebie atak padaczki?

Trenujesz?
- Czasami.
- Co na to Vaeaetaeinen? - a co ma do tego wszystkiego Vaeaetaeinen?
*próbuje odcyfrować* Umlauty to jednak pożyteczna sprawa.

Zamierzasz do końca życia tylko pić? - a to już to jedno z najbardziej zaawansowanych pytań.
Prawie jak ten indyjski mnich, który żywi się energią.

Usiadłem na belce startowej, po czym odetchnąłem głęboko. Próbowałem skupić się na skoku w pierwszych indywidualnych zawodach sezonu 2009/10, ale moje myśli skierowane były na różne tory. Zobaczyłem jak Vaeaetaeinen macha mi chorągiewką. 
Ja myślę, że rozproszyło go nagromadzenie samogłosek w nazwisku trenera.

Nabrałem w płuca porządną dawkę powietrza, po czym odepchnąłem się od belki.
Po śmierci Olliego zgłaszam się na ochotnika do sekcji – muszę zobaczyć jego płuca na żywo.

Przekaż trenerowi, że pojechałem do domu - powiedziałem pospiesznie. Przebrałem się w cywilny strój po czym opuściłem teren skoczni w Kuusamo. 
Skoczkowie pod kombinezonami mają pełne umundurowanie. Jest to po części kwestia tradycji, ale także rozwiązanie praktyczne – wojskowy mundur jest na tyle ciężki, że nie pozwala im odlatywać na publiczność.

Wsiadłem do swojego samochodu, po czym ruszyłem w kierunku Rovaniemi. Włączyłem jakieś radio fińskie, w którym nadawali relację z zawodów.
Byłam pewna, że nastawi stację czeską!

Momentalnie przełączyłem kanał, bowiem nie miałem ochoty słuchać zachwycających się komentatorów („Ciasno w czołówce, ciasno. Ale pięknie Robi Kranjec!”). Trafiłem przypadkiem na jakąś ciężką muzykę.
Ważyła dobre pół tony.

Normalnie po powrocie do domu powinienem wziąć butelkę wódki i wlać jej całą zawartość w siebie. Jednak wiele się zmieniło po wizycie Jacobsena.
Anders po zakończeniu kariery powinien się zatrudnić jako terapeuta.

Dopiero on uświadomił mi, że powinienem zrobić coś ze swoim życiem. Przede wszystkim odstawiłem napoje procentowe i zacząłem żyć z myślą o przyszłości.
Nie tknął nawet mleka 3,2%.

Cześć Harri - usłyszałem głos najbardziej znienawidzonej przeze mnie osoby.
- Nie mam ochoty z Tobą gadać! - wrzasnąłem na mojego rozmówcę, po czym się rozłączyłem. Telefon wylądował na ścianie naprzeciwko mojego łóżka i rozwalił się na drobne części.
- Cholera, powinienem kupić sobie Nokię 3310 – mruknął Olli.

Pilotem od wieży stereo włączyłem piosenkę Ich will zespołu Rammstein.
Piosenka na pilota – czego ci Niemcy nie wymyślą.

Po całym mieszkaniu rozbrzmiały z głośników ciężkie brzmienia utworu. Przymknąłem powieki i wsłuchiwałem się w słowa. Chciałbym, aby Vaeaetaeinen mi zaufał i uwierzył, że przestałem pić.
Proszę, aŁtorko, skopiuj sobie: ääääääääää.

Gdy trenował mnie Nikunen, miał do mnie pełne zaufanie. Kilka razy go zawiodłem, ale nigdy nie przestał mi ufać.
To się leczy.

A może wiedział, że czasem lepiej skakać na kacu, bo człowiek jest bardziej rozluźniony?
Zwłaszcza komórki nerwowe i glejowe mają zapełniony pełen relaks.

Sam Ahonen kiedyś powiedział, że gdy skakał w Planicy w 2005 roku, miał kaca. Możliwe iż właśnie dzięki jego stanowi fizycznemu udało mu się pofrunąć tak daleko.
...i nie ustać skoku.

A skoki powinny być właśnie zabawą. Owszem jakaś rywalizacja jest konieczna, ale w ostatnich czasach staje się ona chorą. Zawodnicy pragną tylko zwycięstwa i próbują osiągnąć swój cel nawet po trupach.
Schlieri zatrudnił nawet skrytobójców.

Jako mały chłopiec zawsze chciałem latać. Inspirowały mnie prawa grawitacji, które każdy przedmiot ściągały na ziemię. 
*krztusi się* Znowu zapomniałam o zakazie picia w trakcie analizy.
[Mnie natomiast bardzo inspirują prawa Maxwella].


Jednak im byłem starszy, tym coraz bardziej wierzyłem, że mogę latać...
I że Newton był wariatem.

Harri! Wejdź proszę - Pentti ucieszył się na mój widok. Usiadłem naprzeciw jego biurka i nieznacznie spuściłem głowę. - Co Cię do mnie sprowadza? - głos trenera sprowadził mnie na ziemię.
- Mam prośbę. Mógłbym popatrzeć na dzieci, gdy skaczą?
*przedłużająca się cisza* Chyba muszę zrobić sobie przerwę.

Harri, powiedz mi prawdę. Dlaczego chcesz koniecznie jechać na trening dzieciaków? - trener jak zwykle wiedział, gdy coś było ze mną nie tak.
Też się zastanawiam. Intensywnie.

Chcę odnaleźć radość ze skakania... - odpowiedziałem szczerze.
”Chcę sobie poskakać na skoczni K15 – ech, to były czasy...”

Chciałem tylko odnaleźć w sobie małe dziecko, które cieszy się z tego, że może latać.
Brzmi to tak, jakby Olli miał zrobić sobie gastroskopię.
[Co on zjadł? Efekt eksperymentów na genach ptasich i ludzkich?]


Odetchnąłem głęboko fińskim powietrzem, który po chwili wypuściłem ze świstem z ust.
Fińskie powietrze jest rodzaju męskiego, a aŁtorka fascynuje się chyba pulmonologią.

Stanęliśmy wraz z trenerem przed grupą chłopaków. Czułem się dosyć dziwnie, bowiem zazwyczaj znajdowałem się z tej drugiej strony.
Za grupą chłopaków.

Mógłbym prosić o autograf? - z grupki wyłonił się jeden chłopiec, który patrzył na mnie błagalnie. 
- Nie powinieneś mnie prosić o autograf. Każdego innego skoczka, tylko nie mnie... - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Ale ja proszę pana. To pan jest moim idolem - chłopiec nie ustępował.
”Moim marzeniem jest osiągnąć pięcioprocentowe stężenie alkoholu we krwi!”

Jak masz na imię? - zapytałem chłopca.
- Peter - odpowiedział pewnym głosem.
Fińskim odpowiednikiem tego imienia jest Pekka, ale widocznie rodzice Petera lubią szpan Zachodem.

Powinieneś znaleźć sobie inny wzorzec do naśladowania choćby Janne Ahonena.
I się nie uśmiechać.

Peter miał rację, że miałem w nosie swoich fanów. Zawiodłem kibiców, gdy sięgnąłem po raz pierwszy po wódkę.
Biorąc pod uwagę realia – było to wtedy, gdy Harri skończył 14 lat?

Spojrzałem w ekran obrazujący sytuację na skoczni, po czym spojrzałem na belkę startową. Zasiadł na niej Mikko. Podświadomie zacisnąłem kciuki i dopingowałem go w myślach. Idealne wybicie z progu, prawidłowe ułożenie sylwetki w locie, perfekcyjnie wykonany telemark.
To dlaczego jeszcze o nim nie słyszeliśmy?

Swój wzrok utkwiłem w progu skoczni. To od tego miejsca bardzo wiele zależało w skoku. Jeśli zepsuje wybicie, cały skok będzie jedną wielką klapą. Jednak jeśli utrafię idealnie w próg, jestem w stanie pobić rekord skoczni.
Pomijając takie drobiazgi jak siła i kierunek wiatru...

Tylko jak mam wypracować w sobie ten automatyzm, jaki posiadają Ci chłopcy? 
Dziesięcioletni chłopcy, pragnę dodać.

Jak to jest, że oni skaczą tak lekko, a ja męczę się podczas każdego skoku?
Ważą trzy razy mniej.

Może powinienem wrócić na najmniejsze skocznie i tam wyrobić sobie tą lekkość i zwiewność?
K-15 może być faktycznie za duża.

W skokach? Nie potrafię się skoncentrować... Moje myśli kierują się wtedy na wszystko inne, tylko nie na zbliżający się skok, a ja nie potrafię nad tym zapanować...
- Może powinieneś porozmawiać z kimś o tym?
- Co trener sugeruje?
- Nie wiem Harri, może psycholog by Ci pomógł?
A to ja przepraszam, w kadrze nie mają psychologa?
[Forma „co trener sugeruje?” mnie uwiodła].


Wiem trenerze, ale wiem też, że dla mnie nie ma już nadziei. Najlepiej pokazał to dzisiejszy konkurs... - przywołałem we wspomnieniach swój występ na inaugurację w Kuusamo.
- Nie możesz się poddać. Nie teraz, gdy zwyciężyłeś w walce z wódką!
Teraz Olliego czeka pokonanie szampana i szkockiej whisky. W finale zmierzy się z samym absyntem.

Trenerze, mógłbym poskakać trochę tutaj? - zapytałem ni stąd ni zowąd.
- Pewnie - trener wrócił do gniazda trenerskiego, natomiast ja poszedłem się przebrać w kombinezon.

*****

Oddałem ze 20 skoków, jednak żaden nie wyszedł.
Olli ledwo dolatywał do 90. centymetra.

Albo lądowałem na buli, albo o wiele bliżej niż linia oznaczająca punkt konstrukcyjny.
Czyli na buli.

Po ostatnim skoku rzuciłem zrezygnowany nartami, po czym usiadłem na śniegu opierając się plecami o bandy reklamowe. Łzy spływały mi po policzkach, czułem się bezradnym. 
”Byłem bezradnym wobec atakującego narzędnika”.

Gdybym tylko znalazł coś, co dodałoby mi energii i jednocześnie wyciszyło moje wnętrze...
Jest parę takich substancji, ale słyszałam, że walczysz z nałogami.

Mój trener klubowy Pentti Olli poświęcił mi bardzo wiele czasu. Dzięki niemu ustabilizowałem trochę swoją formę przez co patrzyłem pozytywnie na zbliżające się zawody w Engelbergu. W Szwajcarii Vaeaetaeinen powitał mnie z uśmiechem na twarzy.
Liczył, że w kraju, w którym jednym z języków urzędowych jest niemiecki, znajdzie się dla niego parę wolnych umlautów.

Olli, dobrze Cię znowu widzieć - przywitał mnie bardzo entuzjastycznie.
- Dla kogo dobrze, dlatego dobrze...
...ponieważ dobrze, kiedy dobrze...

Z optymizmem spoglądałem na dwa kolejne konkursy rozgrywane w anielskim mieście i tym razem także się nie zawiodłem. 
”Skocznia w Los Angeles przeszła wszelkie oczekiwania”.

Zapunktowałem we wszystkich trzech konkursach, znowu rozmawiałem z Happonenem, nawet trener mnie pochwalił...
I pani przedszkolanka się ucieszyła.

Czas wolny postanowiłem spożytkować na spacerze po Oberstdorfie. Na dworze było już ciemno, dlatego bez żadnych obaw napadnięcia mnie przez zagorzałych fanów, opuściłem hotel. Oddychałem niemieckim powietrzem i jednocześnie podziwiałem udekorowane lampkami świątecznymi miasto.
Harri Olli – amator powietrza z całego świata.

[W skrócie: na święta Olli dostał nowy telefon od rodziców. Okazało się, że ma nieprzeczytaną wiadomość od swojej eks, więc zadzwonił do niej]


Harri, przepraszam, ale to nie jest rozmowa na telefon. Moglibyśmy się jakoś spotkać? - poprosiła.
- Na chwilę obecną jest to niemożliwe, bowiem nie ma mnie w domu.
- Wiem, jesteś w Oberstdorfie, ale tak się składa, że ja również tutaj jestem. Przyjechałam do koleżanki, bo...
...taka jest konwencja opkowa.

Nie musisz mi się tłumaczyć - przerwałem jej pospiesznie. 
Właśnie. My już dobrze znamy te aŁtoreczkowe sztuczki.

Będę za 30 minut - odpowiedziała spokojnie, po czym się rozłączyła. Nie oddaliłem się zbytnio od mojego chwilowego lokum, dlatego po upływie zaledwie 15 minut byłem w hotelowym pokoju. Usiadłem na łóżku, po czym głęboko odetchnąłem.
”Przefiltrowałem swoje pęcherzyki płucne”.

Po jakimś czasie usłyszałem pukanie do drzwi. Niepewnym krokiem ruszyłem w ich kierunku, po czym je otworzyłem. Przede mną stała Alissa. Jej widok zabolał.
Nie stwierdziłam jeszcze jej marysiowości – aż tak bardzo jaśniała?

- Chcę Cię przeprosić za to całe cierpienie, jakiego Ci przysporzyłam - wyszeptała bardzo szybko.
- Nie musisz mnie przepraszać, już nie... - utkwiłem swój wzrok w oknie.
Ołjee...

Nigdy nie jest za późno... - ponownie zatonęliśmy w pocałunku. Z każdą mijającą sekundą całowaliśmy się coraz namiętniej. 
*z braku urządzenia do mierzenia namiętności łapie licznik Geigera*

Zbliżaliśmy się powoli w kierunku mojego łóżka, pozbywając się jednocześnie kolejnych ubrań. Zatrzymaliśmy się na moment. Spojrzałem głęboko w jej oczy, po czym oparłem swoje czoło o jej.
- Tęskniłem... - wyszeptałem, po czym ponownie zatopiłem się w jej wargach. 

*****

Opadłem zmęczony obok niej.
Opis stosunku w postaci pięciu gwiazdek. Co to za opko?

Wygramoliłem się z łóżka, po czym skierowałem się do łazienki z nadzieją, że ją tam spotkam. Nacisnąłem na klamkę. Było otwarte. Wszedłem do środka, jednak nie znalazłem tam swojej zguby. 
Nie było łazienki w łazience.

Zacząłem wątpić, czy wczoraj rzeczywiście doszło do zbliżenia pomiędzy nami.
Nie doszło. To było tylko pięć gwiazdek.

Po kliku głębszych oddechach odepchnąłem się od belki.
Myślałam, że hiperwentylacja jest stosowana przed nurkowaniem.

Mocne wybicie z progu, idealne ułożenie nart, pełna koncentracja. 
”I wtedy się obudziłem”.

Ni stąd ni zowąd w mojej pamięci pojawiła się sylwetka Alissy. Przez moment zapomniałem, że jestem w powietrzu... Dostałem mocny podmuch w plecy, który gwałtownie zepchnął mnie na zeskok. Próbowałem się ratować, jednak nie udało mi się. Upadłem...
Ciekawe, co przypomniało się Morgiemu albo Ammannowi podczas ich upadków.

Po chwili ktoś do mnie podbiegł, ale nie zważałem na człowieka próbującego mi pomóc. Odepchnąłem go od siebie, po czym o własnych siłach podniosłem się. Zabrałem ze sobą narty, po czym nie spoglądając na nikogo, skierowałem się do domku naszej kadry. ktoś mnie jeszcze wołał, ale nawet nie potrafiłem zidentyfikować głosu. Dotarłem do boksu fińskiej reprezentacji (to ten drugi z lewej), po czym swoje wejście zaakcentowałem mocnym trzaśnięciem drzwiami. Nikt się nie odzywał.
Koivuranta cicho zarżał.

Zobaczyłem na twarze kolegów, które niczego nie wyrażały w danej chwili.
Byli przerażeni konstrukcją „zobaczyć na”.

Wśród nich dostrzegłem także Larinto.

- Musimy pogadać - skierowałem swoje słowa do mojego wroga publicznego numer jeden.
”Mój wróg publiczny” - od kwietnia w kinach.

Bez ani jednego zawahania podniósł się z miejsca i wyszedł razem ze mną na zewnątrz. - Muszę coś wiedzieć - kontynuowałem, gdy byliśmy już sami.
Olli odczuwa silny pęd po wiedzę.

- Czy ty i Alissa jesteście nadal razem czy zerwaliście? - zapytałem na wydechu. Spojrzał na mnie współczująco.
- Z tego co mi wiadomo nadal jesteśmy razem... 
”Ale dawno nie czytałem Kozaczka, więc nie jestem pewien”.

Jestem nienormalny - spuściłem głowę, po czym skierowałem się z powrotem do domku.
- Harri, zaczekaj! - usłyszałem głos Larinto.
Właśnie! Stajnie są po drugiej stronie!

- Nie sądzisz, że łatwiej by nam było, gdybyśmy się pogodzili? - wzruszyłem jedynie ramionami, po czym wszedłem do środka. Opadłem na jedną z kanap, po czym ukryłem twarz w dłoniach.
Wypasione te boksy.

A więc dlatego nie mogłem rano znaleźć żadnego dowodu jej obecności. Jej po prostu tam nie było...
*zastanawia się, czy to już schizofrenia*

Virta nadal jest z Larinto, a ja śnię o niej, jednocześnie myśląc, iż dzieje się to naprawdę... Zobaczyłem wracającego Larinto, który spojrzał na mnie współczująco.
I zaparzył herbatkę z melisy.

Olli, co się dzieje? - zapytał nie owijając w bawełnę.
- Nie wiem Havu, ale coś jest ze mną nie tak... Wszystko się komplikuje... - odpowiedziałem szczerze.
- Co Ty w ogóle zrobiłeś w locie? 
Czekaj, spojrzę na powtórkę. Potrójny rittberger, moje gratulacje!

Zapomniałem się... Odpłynąłem w inną rzeczywistość zamiast skupić swoją uwagę na skoku... - spuściłem głowę z bezradności.
- To ma jakiś związek z nią? - usłyszałem ponownie głos przyjaciela.
Z rzeczywistością? Najmniejszego.

Havu - usłyszałem Ahonena, który mnie wołał. Zrobiłem pytającą minę, po czym oczekiwałem na dalszą część jego wypowiedzi. - Co z Ollim? - przeszedł do sedna.
- Pogubił się i raczej nie prędko odnajdzie swoją duszę i serce, które połamały się na milion kawałeczków...
*spogląda na Voldemorta* Widzisz? Ktoś cię pobił.

Vaeaetaeinen mówił, że dopuszczą Olliego do drugiej serii. Uzyskał 93% najlepszego skoku serii... 
Ę? Walter znowu zmienia zasady?

Znowu chwilę samotności przerwał mi Havu. Kiedyś mu normalnie coś z to zrobię!
”Na przykład nauczę się deklinacja”.

Miałem rozpocząć zmagania w drugiej serii. Widząc Vaeaetaeinena dającego mi sygnał do startu, odetchnąłem głęboko, po czym mocno odepchnąłem się od belki.
Głęboki oddech to podstawa.

Pokonywałem kolejne fragmenty rozbiegu z zawrotną prędkością. Na progu skoczni wybiłem się z całej siły, po czym układając narty w klasyczne "V" leciałem w powietrzu. W pewnym momencie dostałem silny boczny podmuch wiatru.
A narty ułożyły się w nieklasycznym Ѭ.

Straciłem kontrolę nad swoim skokiem. Czułem tylko jak obijam się o bulę.
Nawet Mateja się brechta.

Już i tak zmasakrowane ciało po moim pierwszym upadku, teraz obijało się coraz bardziej. Poczułem jeszcze jak raz jeszcze odbijam się od zeskoku. Przed oczami zobaczyłem sylwetkę Alissy, która wymawiała moje imię.
To jest niezręczne.

O w mordę! - zobaczyłem upadek przyjaciela. Momentalnie wybiegłem z domku naszej kadry, ciągnąc przy tym ze sobą Larinto.


Przebijaliśmy się przez tłum dziennikarzy i zawodników innych ekip. Chcieliśmy wejść na zeskok (padok!), ale organizatorzy skutecznie nam to uniemożliwili. Stałem tuż przy bandach i obserwowałem Olliego, gdy leżał praktycznie bez żadnego ruchu. 


Przy nim znajdowało się wielu ludzi - lekarze wszystkich ekip próbowali mu pomóc. Słyszałem w oddali dźwięk syren karetki, który z każdą kolejną chwilą był coraz bliżej. Po chwili wbiegli lekarze z miejscowego szpitala z noszami i całym zestawem aparatury.
Z elektrokardiogramem pod pachą i stołem operacyjnym na plecach.

Położyli Harriego na noszach, unieruchomili mu kark i całe ciało, próbowali go ocucić, ale nie udawało im się to. Ktoś z tłumu krzyknął 'Trzymaj się Harri'. Przeszli obok nas z jego bezwładnym ciałem. Podążyliśmy z Larinto tuż za nimi. Wsłuchiwałem się w komendy lekarzy, ale niewiele z nich rozumiałem.
”Baaaczność! Adrenaliny 5 miligramów wstrzyknij!

Podłączyli go do respiratora, aby dostarczyć do jego organizmu jak najwięcej tlenu.
I rozdąć jego płuca jeszcze bardziej.

Jeszcze nic dokładnie nie wiemy, ale robimy wszystko, co w naszej mocy... - owa wiadomość nie dała mi zbyt wiele.
...by się dowiedzieć.

Gdy zobaczyłam, jak jego ciało obija się o bulę skoczni, zamarłam. Od razu zrobiło mi się słabiej. Momentalnie zadzwoniłem do Villego, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, o stanie jego zdrowia. 
*próbuje rozszyfrować płeć narratora*

Wiadomość, że zawieźli go do szpitala, nie dała mi zbyt wiele. Teraz siedzę w samolocie i nerwowo wyczekuję na jakieś informacje od Larinto.
A ja teraz analizuję blogaska i mam problemy z identyfikacją twojej płci, mój drogi/moja droga.

Za równo godzinę mam wylądować w Oberstdorfie, ale i tak uważam, że to zbyt długo.
Z północy Finlandii na południe Niemiec w godzinę – dali mu/jej się karnąć F-16?

Z moich paznokci nie pozostało już nic.
Racja, w tym opku jest moda na kopyta.

Kilka razy nawet miałam ochotę pójść do pilotów i poprosić, aby lecieli trochę szybciej, jednak w porę się opanowałam. 
*niepewnie* Czyli ona?

Przymknęłam na chwile oczy. Od razu zadziałały wspomnienia, które skleiły się w jeden film z moich wspólnych chwil z Harrim.
Sklejone w film wspomnienia – i po co się męczyć z aktorami, reżyserami, kamerzystami?

Co z nim? - zadałem pytanie, które i tak wszyscy mieliśmy wypisane na twarzy.
- Wszystko będzie w porządku. Pacjent ma złamane wszystkie żebra, lekkie wstrząśnienie mózgu, poza tym jest mocno poobijany, ale wszystko jest już w normie.
Wszystkie żebra? Dostał kopa w mostek od tej buli?
[W dodatku złamanie wszystkich żeber to najwidoczniej norma. Czuję się nienormalna].


Jak długo musi zostać w szpitalu? - zapytał Vaeaetaeinen.
- Przez tydzień chcielibyśmy zostawić go na obserwacji. Co prawda złożyliśmy mu żebra (w kostkę), ale nie wiemy, czy poprawnie się zrosną... 
I przez tydzień będą w stanie ocenić poprawność ich zrostu, tak? Ewidentnie mnie na studiach oszukują.

Po upływie 30 minut znalazłam się w szpitalu. W recepcji dowiedziałam się, gdzie leży Olli, po czym od razu się tam udałam. 
- Dzień dobry, jestem losową osobą z ulicy i chciałabym się dowiedzieć, gdzie leży poturbowany skoczek narciarski.
Trzecie piętro, czwarte drzwi na lewo.
Dziękuję uprzejmie.
Zapomniała pani topora!


Biegłam korytarzami, aż wreszcie ujrzałam na jednym z nich Ville. Podbiegłam do niego i mocno się przytuliłam. Po moich policzkach spływały kolejne pokłady łez.
Powoli zbliżały się do triasu.

Liss, co tu robisz? - zapytał mnie zdziwiony moją obecnością.
- Wsiadłam w pierwszy samolot do Oberstdorfu
Z Rovaniemi odlatuje takich tysiące.

Co z nim? - zapytałam wreszcie.
- Będzie żył. Doznał niewielkich obrażeń...
Tylko mu wszystkie żebra połamało. Nic strasznego.

Odetchnęłam głęboko (a jakże), po czym nacisnęłam na klamkę. Widok jaki zastałam, przeraził mnie.
- O Boże, Olli! - krzyknęłam, zasłaniając usta dłonią. Widok bezwładnego ciała leżącego na łóżku w towarzystwie kilkunastu rurek poprzyczepianych do jego ciała, przywołało bolesne wspomnienia.
Z grupowego picia sangrii?

Harri, proszę, nie bądź taki...
- Niby jaki? - wbił we mnie swoje gniewne spojrzenie. Poczułam, jak coś niewidzialnego przekłuwa mnie na wylot.
*chowa kuszę za plecami*

Martwiłam się o Ciebie. Przyleciałam pierwszym samolotem, a Ty zachowujesz się jakbyś... - urwał mi w połowie zdania.
- Skąd wzięłaś samolot braci Wright? - z podziwem zapytał Olli.

Muszę podleczyć się trochę, aby wrócić do intensywnych treningów. Do Garmisch-Partenkirchen nie pojadę. Może wystąpię na Bergisel w Innsbrucku, ale też nic nie wiadomo jeszcze.
Zawody w Oberstdorfie – 28.12. Zawody w Innsbrucku – 3.01. Pełen zrost kości po złamaniu: około 6 tygodni. A zresztą...

O Jacobsen! Fajnie, że dzwonisz - jego entuzjazm udzielił się również mi.
- Jesteś w hotelu? - zapytałem od razu. 
- Tak, w pokoju. Wbijaj - rozłączyłem się, po czym informującego Hildego, że wychodzę, opuściłem pokój.
*pomija próby zrozumienia ostatniego zdania* Hilde służy w kadrze jako przenośne TVN24.

Od wczoraj leżę bezczynnie zamknięty w czterech ścianach szpitala. 
Szpital ograniczony jest do jednego pomieszczenia.

Przez ten cały czas myślałem tylko o Liss. Nie wiem w sumie dlaczego, ale jej wczorajsza wizyta zawładnęła całym mną. Słowa pielęgniarki dały mi też wiele do myślenia. A co jeśli ona naprawdę mnie jeszcze kocha?
*robi duże oczy* Pielęgniarka?

- Obiecałem, że przekażę Ci to do rąk własnych - podał mi [Happonen] białą kopertę, na której było napisane moje imię. - No ale ja muszę już uciekać, bo Vaeaetaeinen mnie zabije - wyrwał mnie z zamyślenia.
Nagle w drzwiach pojawił się trener, krzycząc przy tym: „Hej! Goń Megapoda!”.

Ponownie spojrzałem na kopertę, którą trzymałem w dłoniach. Odetchnąłem głęboko i wyjąłem z niej złożoną kartkę papieru. Dopiero teraz poznałem charakter pisma Alissy.
(...)
Gdy dowiedziałam się o Twoim wypadku, od razu zadzwoniłam na lotnisko i zarezerwowałam bilet na pierwszy lot do Niemiec. 
”I zadzwoniłam do Muzeum Lotnictwa i Astronautyki Le Bourget, by przygotowali dla mnie Wright Brothers' Baby”.

Przeczytałem ten list kilka razy i za każdym razem odkrywałem w nim coś nowego.
Harri nauczył się mnóstwa nowych słów.

Obróciłem głowę w stronę okna, za którym padał śnieg. Pojedyncze, białe płatki opadały swobodnie na ziemię. Każdy z nich był inny, ale wszystkie dążyły do tego, aby utworzyć na ulicach potężną warstwę puchu. Zupełnie tak jak ja i Alissa.
Olli zawsze chciał, by ludzie zrobili z niego bałwana.

Teraz kocham ją nawet mocniej, bowiem trzyletnia tęsknota spotęgowała moją miłość do blondynki. Chwyciłem telefon z szafki i wykręciłem tak bardzo znany mi numer.
”Bardzo znany mi numer” to sequel „Mojego wroga publicznego”.

Rozłączyłem się momentalnie i cicho westchnąłem. Poczułem jeszcze, jak po moim policzku spływa pojedyncza łza.
*tłumi śmiech i idzie po listę*

Ze szpitala wypuścili mnie w Nowy Rok.
Żebra, co prawda, trochę mu się ruszały, ale lekarze uznali to za zdobycz ewolucyjną – Harri będzie mógł brać jeszcze głębsze oddechy.

Taksówkarz dowiózł mnie na lotnisko. Zapłaciłem szybko za przewóz i udałem się do kasy. Poprosiłem o bilet na najbliższy samolot do Garmisch.
Google milczy na hasło „Garmisch-Partenkirchen airport”. Podobnie jak „Oberstdorf airport”.

Po załatwieniu wszystkich formalności usiadłem na jednej z ławek i oczekiwałem na odprawę.
A także na zbudowanie obu lotnisk.

Kolejne mocne brzmienia pozwalały mi choć na chwilę zapomnieć o Liss. Od wczoraj myślę tylko o niej. Poczułem wewnątrz klatki piersiowej dziwny ucisk, mój organizm zaczął się buntować przeciwko mnie.
Popękane żebra zaczęły przebijać mu płuca.

Podróż do Ga-Pa minęła mi błyskawicznie. Z lotniska udałem się od razu na teren skoczni.
”Miałem kawałek do przejścia z lotniska w Salzburgu/Monachium, ale dla chcącego nic trudnego”.

Nie spostrzegłem się nawet, gdy taksówkarz zatrzymał się pod skocznią.
Olli miał wejście jak Cisse w Taxi 4.

[Harri udziela wywiadu]
Co spowodowało pana upadek? - dotarło do mnie jedno z setek pytań. Podniosłem się powoli z miejsca i podszedłem w ich kierunku.
- Pasmo wspomnień zakłóciło ułożenie mojej sylwetki w locie, a krwawiące serce doszczętnie pozbawiło mnie koncentracji, przez co upadłem.
*gleba*

Chwyciłam telefon w dłonie i odnalazłam w kontaktach jego numer. Już chciałam się połączyć, gdy uświadomiłam sobie, co tak właściwie robię. Rzuciłam telefonem o ścianę, przez co rozpadł się on na wiele kawałeczków. 
Mam deja vu.

Wyłączyłam transmisję z zawodów, po czym pobiegłam schodami do swojego pokoju. Z impetem opadłam na łóżko i zaczęłam płakać. Dlaczego przez te 3 lata potrafiłam normalnie żyć?
Jak mogłaś!

Co się dzieje, Harri? - chwilę milczenia przerwał Havu. Siedzieliśmy w domku naszej kadry we dwoje.
Zagadka: który z nich jest kobietą?

Kolejne dni spędzałam zamknięta w swoim pokoju. Nie rozmawiałam praktycznie z nikim. Mama przychodziła do mnie kilka razy dziennie i pytała, co się ze mną dzieje.
Wsuwała jej jedzenie przez klapkę.

Wyjęłam z szuflady pliczek zdjęć.
Taki pliczek-elektryczek.

Przeglądałam po kolei fotografie, a po moich policzkach spływało coraz więcej łez. Moje serce krwawiło, moja dusza wołała jedno tak dobrze znane mi imię - Harri.
*daje boChaterce szmatę do podłogi* A teraz to posprzątasz.

W Turnieju Czterech Skoczni miałem już nie wystąpić. Trener stwierdził, że odpoczynek dobrze mi zrobi. Przez ten czas dużo trenowałem. Pamiętałem bowiem o zbliżających się igrzyskach olimpijskich i swoich marzeniach z dzieciństwa.
O złamaniach jakoś zapomniał.

Gdy jestem na skoczni, postać Liss zostaje przed bramą obiektu. Ale zawsze gdy wracam do hotelu, obraz blondynki wraca ze zdwojoną siłą.
Oblicz, z jaką siłą obraz blondynki będzie powracał po tygodniu.

Ciężko mi nad tym zapanować, szczególnie gdy serce wciąż krzyczy jej imię...
Znudziło mu się ciągłe tu-dum, tu-dum.

Wieczory natomiast spędzałem na pełnym relaksie. Spacerowałem po pobliskim parku, chodziłem na masaże, brałem relaksujące kąpiele. Butelkę wódki zamieniłem na butelkę wody mineralnej. Wlewałem ją do szklanki, a pijąc ją, wyobrażałem sobie ją jako wódkę.
To jest chore.

Podczas kilkudniowego pobytu w domu, ani razu nie spotkałem jej.
Wódki? Wody? Szklanki?

Chciałbym ją chociaż zobaczyć z daleka, ale jakoś nasze drogi nie mogły się połączyć. 
Wódka/woda/szklanka cały czas go omijała.

Wyszedłem na balkon i jak zwykle usiadłem na ośnieżonych kafelkach. Kiedyś potrafiłem przesiadywać w takiej pozycji długie godziny, z uwielbieniem popijając trunek, który doprowadził mnie do obłędu.
I do hemoroidów.

Teraz także przesiaduje godzinami na balkonie, jednak jest pewna znacząca różnica.
”Podkładam pod pupę sweter”.

Zapytacie zapewne, po jaką cholerę siedzę jak debil na śniegu w mroźną, zimową noc? No właśnie. To tutaj myśli mi się najlepiej.
Trochę potem boli przy siadaniu, ale myśli są wtedy ostre jak brzytwa.

Mogę wpatrywać się tępo w ośnieżone wierzchołki Gór Skandynawskich i jednocześnie nie przejmować się niczym.
Olli musi mieć sokoli wzrok, skoro widzi Góry Skandynawskie z Rovaniemi.

Dzisiejszej nocy niebo było nieskazitelnie czyste, dzięki czemu blask gwiazd w pełnej okazałości docierał do moich oczu. Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego tak właściwie gwiazdy świecą? 
Tak. Na całe szczęście, już w przedszkolu umiałam czytać.

Ja mam na to swoją teorię.
Już się boję.

Gwiazdy świecą po to, aby wskazać dwóm zagubionym istotom drogę do siebie, drogę miłości.
Aa...aha. Żadnego palenia gazów, nic z tych rzeczy? Tak myślałam.

Pospiesznie nałożyłem na siebie kurtkę i zamykając za sobą drzwi na zamek, poszedłem w tak dobrze znanym mi kierunku. Nie wiem, która była teraz godzina. Nawet nie wiem, czy ona tam jest.
”Bo po drodze wpadłem do czarnej dziury. Zastanawialiście się kiedyś, po co w kosmosie są czarne dziury?”

Jednak mimo wszystko czułem wewnętrzną potrzebę pójścia do niej i po prostu spojrzenia jej w oczy.
”Face to face, tylko ja i ona. Ja i godzina”.

Odetchnęłam głęboko, po czym opuściłam sypialnię. Swoje kroki skierowałam do miejsca, gdzie on był. Siedział ze spuszczoną głową skrupulatnie studiując swoje linie papilarne.
”Wiecie, po co są linie papilarne? One wskazują zakochanym bakteriom drogę do wspólnej radości namnażania się na naskórku”.

Usiadłam tuż obok niego i położyłam mu dłoń na ramieniu. Dopiero teraz zorientował się, że jetem tuż obok.
BoChaterka porusza się tylko samolotami.

Patrzyłam, jak sylwetka ukochanej mi osoby znika za zakrętem. 
”Bogu, co z nami będzie, gdy spotkamy się na zakręcie?”

Z impetem opadłem na kanapę w salonie, po czym włączyłem telewizor. Nie przykładając zbytniej uwagi do transmisji, zmieniałem kanały w zawrotnym tempie.
Ataki epilepsji ostatnio w modzie.

Poirytowany wykonywaną czynnością, wyłączyłem odbiornik, po czym rzuciłem pilotem o ścianę.
Niech zgadnę: rozpadł się na milion kawałeczków?

Rozpadł się na kawałeczki.
A było ich milijon.

Zimny prysznic. Może chociaż to pomogłoby mi oczyścić wnętrze. Momentalnie znalazłem się w łazience, zdjąłem ubrania i odkręciłem lodowatą wodę. Zanurzyłem się cały pod strumieniem. Poczułem jedynie, jak zapiekły mnie oczy.
”Postanowiłem, że następnym razem kupię szampon dla dzieci”.

Płakałem. Będąc pod prysznicem, nie czułem łez na policzkach. Jedynie moje serce krzyczało, jak bardzo cierpi...
”Stary, żebro przebija mi worek osierdziowy, zrób coś z tym!”

Zastanawialiście się może kiedyś nad sensem życia? Ostatnio jest to moim ulubionym zajęciem.
Jeśli dochodzisz do podobnych wniosków, co przy rozmyślaniu o gwiazdach, to nie chcę zagłębiać się w te rozmyślania.

Bodajże przedwczoraj uświadomiłem sobie coś bardzo ważnego. Moje życie jest niepełne, mam tylko połowę serca, połowę duszy...
Nie martw się – ryby jakoś dają sobie radę z jednym przedsionkiem i jedną komorą.

Odnalazłem moją drugą połówkę, ale co z tego skoro dzieli nas ogromna bariera zwana poniekąd świadomością.
Taki wielki, biało-czerwony szlaban z napisem „Poniekąd Świadomość”.

Ubrałem się pośpiesznie w kurtkę, po czym udałem się do klubu, w którym po raz pierwszy całowaliśmy się z Liss. Może to było szczeniackie, ale byliśmy wtedy bardzo młodzi.
Całowanie jest strasznie szczeniackie – spokojnie, z tego się wyrasta.

Po zaledwie 20 minutach drigi
Drygi? Drągi?

Usiadłem tak, aby obserwować parkiet. Powoli sączyłem sok ze szklanki, a mój wzrok krążył po kolei po ludziach. W pewnym momencie zauważyłem moją blond ukochaną. Tańczyła z jakimś kolesiem, może to był jej chłopak?
(...) Widziałem, jak ten chłopak zaczął ją obmacywać. Zabolało. Jednak nie miałem prawa, aby im przeszkadzać. Próbował ją pocałować, ale ona się wzbraniała. Chwycił ją za nadgarstki i zmusił, aby szła za nim.
*ziewa*

Próbowała się uwolnić, jednak nie miała na tyle sił, aby wygrać ten pojedynek z nieznajomym.
Przed chwilą zastanawiał się, czy to czasem nie jej chłopak, ale widocznie zdobył przez te parę sekund sprawność narratora wszechwiedzącego.

Zostaw ją! - krzyknąłem, po czym sprezentowałem mu prawy sierpowy.
- Dzięki! Zawsze o takim marzyłem – odpowiedział chłopak.

Kocham Cię, Harri - wyszeptała. Myślałem, że już śpi, jednak ona leżała z szeroko otwartymi oczami. Swoją dłonią zataczała różne, dziwne kształty na mojej klatce piersiowej.
Ӎӂﺺऋॄॄ.

Jednak gdy już jej blisko mnie, nie potrafię zburzyć ściany działowej pomiędzy naszymi sercami.
Poniekąd Świadomość stoi niewzruszona.

Wariuję przy Tobie - wyszeptałem. Ponownie zatopiłem się w jej wargach. Pochłanialiśmy siebie nawzajem. Rozkoszowałem się jej smakiem. Położyłem ją na plecach, sam natomiast znalazłem się na niej. Liss zdjęła ze mnie całe ubranie.
Próba gwałtu nie zrobiła na niej najmniejszego wrażenia.
[Nie miała prawa. To jest opko].


Jednym zdecydowanym ruchem wszedłem w nią. Usłyszałem jej cichy jęk rozkoszy. Widziałem, jak przygryzła swoją dolną wargę, poczułęm także jak wbija w moje plecy swoje paznokcie. Poruszałem się w niej coraz szybciej... Wycieńczony opadłem na jej delikatne ciało. 
Cosik szybko.

Kocham Cię Liss - wymruczał cicho przez sen. Wpatrywałam się w jego idealne rysy twarzy, nieokiełznane kosmyki włosów które żyły swoim życiem, jego suche wargi...
Kosmyki włosów wystosowały wniosek o autonomię.

Znowu czekała mnie szara rzeczywistość, w której byłem kompletnie sam. Nie chciała mnie, tego byłem pewien. Pozwoliła mi na tak wiele tylko dlatego, że była pod wpływem alkoholu. Co za idiota ze mnie! Chwyciłem za telefon i wykręciłem tak dobrze mi znany numer.
*włącza trailer*

Po zjedzeniu śniadania i doprowadzeniu się do porządku, pojechałem na trening. 
Śniadanie i poranne czynności! *podskakuje*

Przespałem się z Liss - powiedziałem prosto z mostu. Moje stwierdzenie zszokowało go.
Podobnie składnia jak.

Ale jak to?
- No po prostu, zobaczyłem ją wczoraj w klubie, chciałem zabrać ją do domu, ale stwierdziła, że nie chce wracać do rodziców. Więc przywiozłem ją do siebie i jakoś tak wyszło...
Przy okazji chciał ją zgwałcić jakiś koleś, ale czy to istotne?

Gdy jestem na skoczni, myślę tylko o skoku, gdy wracam do domu, myślę wtedy o Liss - byłem już w pełni spakowany. Zapakowaliśmy moje pakunki do auta Havu, po czym pojechaliśmy po jego bagaże.
Również już zapakowane.

Przed wyjazdem (do Vancouver) poszedłem do niej jeszcze raz. Chciałem zobaczyć Alissę w tak ważnym dla mnie momencie. Chciałem, aby była uczestnikiem wszystkiego, co teraz miało się wydarzyć w moim życiu. Niestety znowu nie zastałem jej w domu. Rodzice powiedzieli, że wyjechała gdzieś, ale nie powiedziała im dokąd. 
Rodzice nie muszą wiedzieć. Ja już wiem.

Odetchnąłem głęboko kanadyjskim powietrzem, które po chwili ze świstem opuściło moje płuca. 
- Wyczuwam lekki posmak syropu klonowego – rzekł Harri tonem znawcy.

Po porannym prysznicu i założeniu ubrań od sponsorów, zszedłem do hotelowej restauracji na śniadanie.
Założenie ubrań, jeżu...
[I to od sponsorów! „Jak kupisz mi dżinsy, to wyląduję za punktem K”].


Nie byłem głodny, jednak musiałem coś zjeść. Czekał mnie długi dzień, w którym zmarnuje sporo energii. A nie znam innego sposobu na uwolnienie energii w organizmie, jak po prostu spożywanie produktów żywnościowych. 
Można spożywać produkty nieżywnościowe i wylądować w księdze rekordów Guinessa.

W końcu jednak zawody rozpoczęto. Miałem skakać mniej więcej w połowie, bowiem w tym sezonie nie uzbierałem zbyt dużej ilości punktów.
Pomijam fakt, że jest to przywilej tylko pierwszej dziesiątki, a reszta musi przejść przez kwalifikacje.

Gdy przyszła moja kolej, byłem w pełni skoncentrowany. Gdy zapaliło się żółte światło, usiadłem na belce startowej i oczekiwałem na sygnał od trenera. Gdy machnął chorągiewką, odepchnąłem się mocno,
...a Miran Tepes zaczął wykrzykiwać: „Na zielonym, idioci!”.

Wylądowałem na 136 metrze i wyraźnie zaakcentowałem telemark. Byłem zadowolony!
Sponsorzy też byli zadowoleni.

Pomachałem do tłumu, ale coś przykuło moją uwagę. Wydawało mi się, że wśród zebranych tłumnie kibiców znajduje się także Liss.
Skąd ja to wiedziałam?
[Z doświadczenia].


Prowadziłem, ale pozostało jeszcze trzech. Ammann skoczył 145 metrów, jednak upadł. Spadł w klasyfikacji daleko poza pierwszą dziesiątkę. Miałem już medal!
Oglądałam chyba inne igrzyska.

Gdy Ammann przechodził obok nas, spojrzał tylko na mnie z pogardą i odszedł bez słowa.
Ammann i pogarda, boru...
[Ktoś musi robić za Złą Różową Barbie].


Minęło już kilkanaście sekund, ale nadal nie było wiadome, kto zdobył złoto. Czy te 142 metry dadzą Małyszowi złoto? Pozostało mi już tylko czekać na jego ostateczną notę punktową...
I koniec notki. Co za napięcie! *mdleje*

Gdybyście spotkali spragnionego, dalibyście mu pić? Gdybyście spotkali głodnego,nakarmilibyście go?
Gdybyście czytali to samo, co na początku opowiadania, poczulibyście się skołowani?

Gdybyście spotkali najszczęśliwszego człowieka na ziemi, potępilibyście go?
Nadal nie ma ciągu logicznego.
[Chyba, że szczęśliwi ludzie chcą być potępiani].


Związek narciarski nie stawia mi już żadnego ultimatum. Wiedzą bowiem, że chcę skakać. 
”Dlatego zakończyłem karierę”.

Spełniło się także moje największe marzenie z dzieciństwa - zostałem mistrzem olimpijskim.
Poczułam się przez chwilę jak mieszkaniec Korei Północnej, bo w mojej transmisji wygrał jednak Ammann.

od aŁtorki: Tak, to już koniec. Epilog pojawia się dzisiaj, bowiem niesamowite zwycięstwo odniósł Kamil Stoch :) Dlatego z tej radości pojawia się zakończenie tej historii.
Podziękujmy Kamilowi!