(Tuśka, myślisz, że czytelnicy się nie zorientują, że ostatnia analiza była we wrześniu, a mamy już grudzień?)
(Gdzie tam, ryzykujemy tylko, że jeszcze jeden taki numer i zapomną o nas na wieki, ale bez ryzyka nie ma zabawy! Z drugiej strony może nie każdy jest tak mało spostrzegawczy jak ja...)
(To szybko publikuj i chodu, zanim spotka nas zapalczywy gniew!)
Tymczasem: angielskie korty, ale bynajmniej nie ma na nich angielskiego humoru, co najwyżej opkowe absurdy. Cytując klasyka - indżojcie!
Zapukałam cicho do pokoju na przeciw,
Karolina, już zostań lepiej w Anglii, nie masz szans na zdanie matury z polskiego nawet na podstawie.
Nie ma szans na zdanie czegokolwiek na maturze, bo uciekła tuż przed egzaminami.
lecz nikt mi nie otwierał, więc nacisnęłam klamkę i weszłam. Wyszłam z tamtąd jeszcze szybciej, bo (była na czarnej liście tamtędzkiego sołtysa) zobaczyłam tam całujących się Sarę z Łukaszem.
Weszłam szybko do mojego pokoju.
-Nie miałaś iść z Sarą coś zjeść? – spytał zdziwiony (niemal po polsku), odkłada jąc laptop na szafkę nocną (ponieważ używanie polskiej deklinacji za granicą jest niemodne w tym sezonie).
Sara woli sobie zajmować wtórny otwór gębowy czymś innym. Ciekawe, czy pierwotny też... #nieśmiesznyżartbiologiczny
-Miałam, miałam.. ale kiedy weszłam do ich pokoju oni się całowali – powiedziałam.
-Co.. oni, Sara z Łukaszem? – mówił, jąkając się.
Zdziwiony, jakby to zdarzenie miało zrobić wielki wyłom w konstrukcji całego Uniwersum. Stary, tak być musiało, bo... być by mogło! I według Ałtorki powinno.
-No oni, oni – powiedziałam i zaczęłam się śmiać – chyba nici z mojego obiadu. Będę chodzić głodna do kolacji.
Karolina jest tak ekstrawertyczna, że perspektywa wykonania jakiejkolwiek czynności samemu przyprawiała ją o nerwową drżączkę.
A myślałam, że baby tylko do wuceta chodzą stadami...
-Jak chcesz, mogę iść z tobą (a jakże inaczej!) – rzekł i spojrzał na mnie.
-No to chodź, bo umieram z głodu.
Ewentualnie Karolina cierpi na tę samą przypadłość, co Atanasijević w jednym opku…
~Z punktu widzenia Jerzego :
~Z nów ta daremna metoda zmiany narracji :
~Z dążyłam się przyzwyczaić :
Wyszliśmy z hotelu i skierowaliśmy się do jakiejś małej knajpki. Zajęliśmy stolik, a po chwili przyszła do nas kelnerka i przyjęła zamówienie.
-Noo.. to może powiesz mi coś o sobie, bo za dużo to o tobie nie wiem? – powiedziała Karolina.
Przypominamy: FANKA TENISA!
Może to wioska przyznawać się na randce, że zna się drugą osobę z Wikipedii?
-Wiesz, że jestem tenisistą, jak się nazywam.. – powiedziałem.
-No tak, ale coś więcej, na przykład czy masz dziewczynę, jak się nazywają twoi rodzice, czym się zajmują.
Ponieważ TO jest najważniejsza rzecz, o jaką można zapytać zawodowego sportowca rozpoczynającego przygodę z wielkim tenisem! TAK! Niech żyją wpisy do “złotych myśli”!
Pewnie, po co gadać o pierdołach, skoro można od razu wybadać grunt? Niech żyje bezpośredniość!
-Aktualnie nie mam dziewczyny – powiedziałem i od razu przypomniałem sobie o e-mailu, którego dziś dostałem od mojej byłej dziewczyny –
Pstryk! Czym byłoby good, ol’ opko bez klasycznego wątku Byłej z Kapelusza?
Racja, w końcu rola Złej Różowej Barbie jeszcze nie została obsadzona.
Magdy, pisała w nim, że chce się spotkać w jakimś klubie, by pogadać
Akurat się złożyło, że była w Londynie, a aŁtorka miała doskonałe wytłumaczenie takiego stanu rzeczy… Halo? Czyżbym słyszał cykanie świerszczy?
Ciesz się, że maila napisała, a nie wpadła na niego, jak “akurat przechodziła” koło Waldorfa.
– Moi rodzice nazywają się Anna i Jerzy, byli oni tenisistami,
SIATKARZAMI!! Czy naprawdę tak wielkim problemem jest spędzenie 10 sekund na Wikipedii?
Nawet jeśli, niech żyje pomysłowość...
ale od 2 lat postanowili zająć się moją karierą (jak rozumiem, od tych dwóch lat nic, tylko postanawiają i nic na razie z tego nie wynika?). – skończyłem mówić. – Teraz ty opowiadaj.
-Nie mam chłopaka, moi rodzice to Joanna i Paweł, mama pracuję jako sekretarka, a tata jest nauczycielem WF-u w gimnazjum.
“Zeznanie podatkowe masz w załączniku”.
Zauważcie piękną gradację informacji: najważniejszy priorytet ma status związku, rodzice schodzą na zdecydowanie dalszy plan.
Następnie kelnerka przyniosła zamówione jedzenie i zaczęliśmy jeść. Opowiadaliśmy sobie o różnych rzeczach z dzieciństwa, ze szkoły.
Myślałem, że całkiem obyci w świecie, samodzielni sportowcy mają ciekawsze tematy do rozmowy niż wspomnienia z liceum, ale najwidoczniej Jerzy zastosował taktykę dotyczącą bezpieczenstwa znaną wycieczkom górskim: dostosować się do tempa (a w tym wypadku inteligencji) najsłabszego uczestnika.
To nie jest obyty w świecie, samodzielny sportowiec, to boChater opka, który ma pełnić rolę funfla, a potem awansować na tru loff. Tak to chyba szło w Simsach.
I tak zeszło nam do godziny 15.30 (w punkt!), po czym wyszliśmy z knajpki i udaliśmy się w stronę hotelu. Na miejscu byliśmy równo o 16.00.
Mam nadzieję, że ich zegarki były regulowane według obserwatorium w Greenwich, inaczej nie ma sensu wierzyć w “równo”.
Plus ustawili sobie tempomat na kroki, żeby nie być przypadkiem za wcześnie.
~Z mojego punktu widzenia (Karoliny)
~clapaucius 1000000 simoleonów, byle tylko wybudować boChaterom basen, potem usunąć drabinkę i zakończyć te męki
Właściwie punkt widzenia Jerzego i Karoliny nie różni się niczym poza rodzajem gramatycznym narratora, więc… po co to w ogóle zaznaczać?
Szliśmy właśnie korytarzem, śmiejąc się. Już miałam wchodzić do naszego pokoju, gdy nagle Jerzy obrócił się w drugą stronę i chciał wejść do pokoju jego przyjaciela.
Którego “jego”? To młodsza wersja Kubota miała jeszcze innego wimbledońskiego kompana? Jak szybko się rodzą nowe znajomości na Wyspie!
Mam wrażenie, że to nie Wimbledon, tylko jakiś dziwny reality show. Waldorf Shore? To by naprawdę wiele tłumaczyło.
-Co ty robisz? – spytałam, złapałam go za rękę i zaczęłam ciągnąć go w stronę drzwi od naszego pokoju.
-No co? Chciałem wejść i zobaczyć co robią nasze gołąbki – powiedział już w pokoju,
Kiedy rodzice Janowicza postanawiali przez dwa lata zająć się karierą syna, mogli zadbać o jego dobre wychowanie i przypomnienie, że niegrzecznie jest zakłócać czyjąś prywatność, nawet bliskiego kolegi.
Ja tam mam nadzieję, że odmłodzony Kubot pamięta, że warto zamykać drzwi do pokoju na klucz, kiedy ma się ochotę na chwilę… prywatności. W przeciwnym razie nie chcę tego czytać.
zaczął się śmiać i spojrzał na nasze złączone ręce.
Podążyłam za jego wzrokiem i szybko zabrałam swoją dłoń.
-No weź, niech mają trochę prywatności – powiedziałam (i to mi się podoba!), po czym usłyszałam dźwięk swojego telefonu oznajmiający przyjście wiadomości. Komórka leżała na szafce nocnej, po drugiej stronie łóżka, więc chciałam sprawdzić od kogo jest ten sms, lecz Jerzy mnie uprzedził, przeszedł przed łóżko i wziął mój telefon.
O tak, zdecydowanie nasz mistrz tenisa nieco zaniedbał podstawy uprzejmości. Ale ponoć (opkowe) kobiety to kochają.
Wścibskie to jego UGA, wręcz bym powiedziała, że babskie.
-Kto to jest „D. i serduszko” – spytał zaciekawiony.
Jakaś klinika kardiologiczna?
Nowy film Disneya?
Kiedy tylko to usłyszałam chciałam jak najszybciej wyrwać mu telefon z ręki i odczytać wiadomość od Davida, lecz on był ode mnie dużo wyższy i kiedy podniósł rękę nie miałam szans, żeby odzyskać komórkę.
Jest taki jeden manerw znany kursantkom samoobrony, ale przeciez ta wersja Janowicza nie ma jaj, w które można by uderzyć.
Postanowiłam, że wejdę na łóżko i wtedy będą mogła zabrać mu telefon. Gdy stanęłam już na łóżku byliśmy równego wzrostu, staliśmy jakieś 10 cm od siebie.
Są cztery opcje:
1. Łóżko składa się z samego materaca.
2. Janowicz jest wyższy niż się wydaje. I to dużo.
3. Karolina jest krasnoludem.
4. Wszystko razem wzięte.
1. Łóżko składa się z samego materaca.
2. Janowicz jest wyższy niż się wydaje. I to dużo.
3. Karolina jest krasnoludem.
4. Wszystko razem wzięte.
Nagle Jerzy zaczął przybliżać swoją twarz do mojej i lekko musnął moje wargi.
Ręka do góry, kto nie spodziewał się takiego obrotu spraw!
O, to bardzo… mało… rąk… właściwie zero. Ale to oznacza, że doskonale opanowaliście opkowe schematy, jestem z Was dumny!
Jestem w stanie uwierzyć, że jest pewien magiczny próg odległości między twarzami, po pokonaniu którego ludzie nie mają wyboru, tylko muszą się pocałować. Aż strach jechać zatłoczonym tramwajem.
-Co ty robisz!? – krzyknęłam na niego.
-Próbuję cię pocałować – oznajmił.
-Ale dlaczego? – spytałam nie wiedząc o co chodzi.
-Bo jak pierwszy raz cię zobaczyłem, od razu mi się spodobałaś – powiedział z lekkim uśmiechem.
“Zuch chłopak!”
Znów zaczął się do mnie przybliżać, ale akurat w tym momencie znów zaczął dzwonić mój telefon. Wzięłam go z ręki Janowicza i odebrałam :
-Cześć – usłyszałam po drugiej stronie.
-Hej – odpowiedziałam.
-Dzwonię, bo wysłałem ci sms-a, ale nie odpisywałaś.
Ile minęło, dwie minuty? Po co w takim razie wysyłać smsa, skoro liczy się na natychmiastową odpowiedź?
Ta panika współczesnego człowieka w sytuacji, kiedy nie otrzymuje tego, co chce zaraz, teraz! Koleżanka nie odpisuje na sms-a dwie minuty, pewnie wpadła po trawmaj lub została porwana przez gang sprzedawców wimbledońskich truskawek w śmietanie.
-Yyy.. przepraszam, chyba nie słyszałam. – skłamałam.
-Nic się nie stało, pisałem, czy nie poszlibyśmy gdzieś dziś wieczorem?
Chłopak, tylko się nie zagalopuj i nie oświadczaj przez fejsa.
I mocno zastanów się nad zmianą statusu związku!
-Dzisiaj? Mi pasuję (poczciwy trzeci dźwięk gamy poczuł się oburzony perspektywą lania pasem), tylko powiedz gdzie pójdziemy, bo nie wiem jak mam się ubrać.
Czy zakładać jakieś okrycie wierzchnie, czy od razu wystartować w seksi bieliźnie.
-Może najpierw poszlibyśmy coś zjeść, a później do jakiegoś klubu, żeby potańczyć. Co ty na to?
No to wystarczy tylko bielizna.
Londyn, słynne miasto miejsc z jedzeniem i klubów. Ktoś coś mówił kiedyś o jakimś wielkim zegarze, placu, cyrku, oku… Nie muszę znać, to żadne atrakcje w obliczu densingu.
(BoChaterka, która zaspokoiła atawistyczne potrzeby pożywienia i atencji ze strony samców = boChaterka zadowolona)
Dziwię się naprawdę, że jej shoppingu nie zaproponował. Tyle się mówi o turystyce zakupowej.
-Jasne, to o której mam być gotowa? – zapytałam.
-Przyjadę po ciebie o 19.00, może być?
- Tylko idealnie według czasu Greenwich! Będę liczyła każdą nanosekundę ma moim zegarze atomowym!
-Pewnie, pasuje. To do wieczora – powiedziałam i się rozłączyłam.
Szybko podeszłam do szafy, by poszukać czegoś na wyjście z David’em.
I jego niesforny’m apostrof’em filuternie dyndającym ku uciesze filologów.
Może jej się czknęło?
Ostatecznie zdecydowałam się na to.
Zdecydowała, że coś na siebie włoży, by nie razić golizną w stolicy Anglii? Brawa! Brawa!
(mam nadzieję, że mnie za goliznę jakoś nie oflagują, ale to chyba nie działa jak jutub)
Poszłam się przebrać do łazienki i zrobiłam sobie mocniejszy niż zwykle makijaż.
Samica umalowana = samica atrakcyjna = samica zadowolona.
Mocniejszy makijaż = szykują się Sceny.
Po 30 minutach wyszłam. Była 17.30, więc miałam jeszcze półtorej godziny.
…
Zgadza się! Czyli jest szansa na zdanie matematyki na podstawie!
Tzn. byłaby, gdyby nasza boChaterka wróciła na czas matury do Polski.
Usiadłam na skraju łóżka i zaczęłam oglądać telewizję wraz z Jerzym.
-Idziesz gdzieś, że się tak wystroiłaś? – spytał z ironią.
- Nie, urządzimy sobie w tym pokoju wieczorek integracyjny konsumpcyjno-taneczny. Z nastawieniem na, ekhm, konsumpcję - odpowiedziała z ironią Karolina.
A ironia tylko patrzyła pusto w ścianę i kiwała powoli antyfrazą.
-Tak, wychodzę na randkę z David’em, a co? – zapytałam ze złośliwością.
Ten wzrok, ten krok, ten apostrof!
Złośliwość z nudów podszczypywała ironię w hiperbolę.
Nie doczekałam się odpowiedzi, więc pogrążyłam się w (bezdennej rozpaczy!) filmie (aha…), który właśnie oglądaliśmy.
To wygląda jak scenariusz Doctor Who.
Nawet Moffat nie stworzyłby czegoś tak przewidywalnego i zaprzeczającego wszelkiemu prawdopodobieństwu!
Godzinę później usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Okazało się, że dzwoniłam mama, żeby spytać się jak mija mi pobyt tutaj. Gadałyśmy około 20 minut, po czym rozłączyłam się, bo usłyszałam pukanie do drzwi.
- Hej, córeczko, a co z twoją matu…
- Sorry, mamuśka, randzia mi się szykuje, idziemy do knajpy i na balety, zadzwonię jutro!
- Baw się dobrze! Zapomniałam zapytać, jak tam Wimbledon? W końcu Ty tak się interesujesz tym tenisem!
- Eee… jutro zadzwonię!
Poszłam więc otworzyć, był to David, ubrany w ciemne jeansy i koszulę w kratę. Przywitaliśmy się, po czym wyszliśmy.
Ale przez próg to podobno nieszczęście!
I masz odpowiedź, do czego zmierza to opko...
~Z punktu widzenia Jerzego :
Siedziałem właśnie oglądając końcówkę filmu, kiedy Karolina rozmawiała ze swoją mamą. Usłyszałem, że ktoś puka do drzwi. Już chciałem wstać i otworzyć, ale Karolina mnie uprzedziła. Za drzwiami stał David, który chyba nawet mnie nie zauważył, bo był tak w nią wpatrzony. Przywitali się całując się w policzek i wyszli. Byłem na nią zły. Powiedziałem jej, że mi się podoba, a ona wolała iść gdzieś z David’em, niż ze mną.
Byłem zły, bo dziewczyna nie poszła na randkę ze mną, mimo że jej nic nie proponowałem, a umówiła się z kolesiem, który jej coś zaproponował. Było to tak poniżające dla moich męskich UGA-uczuć, że…
A przecież jestem Tru Loverem na levelu 84, profil Przystojny Sportowiec, bonus do Końskich Zalotów i Powłóczystych SPojrzeń! Jestem lepszą kartą do gry od tego palanta w Walce o Opkową Miłość!
Postanowiłem, że nie będę siedział sam w pokoju. Przypomniał mi się e-mail, którego dostałem dziś rano od Magdy – mojej byłej dziewczyny i postanowiłem, że pójdę z nią do tego klubu, by pogadać.
Jak się nie ma, co się lubi, to urządza się prywatną zemstę na crushu.
Odpowiedziałem twierdząco, na co ona odpisała, że za pół godziny mam przyjść do klubu, którego adres zaraz mi wyśle sms-em. Nie czekając dłużej poszedłem się przebrać i wyszedłem zamykając drzwi…
BEST PLOT EVER! Nawet mistrz gatunku, Okił Khamidow, by się nie powstydził.
I teraz nie wiem: czy są to Trudne, Londyńskie Sprawy, Pamiętniki z Wimbledonu czy Nieprawdopodobne? To Opko!
To dopiero trzeci rozdział, nie chce mi się :((((
Razem z David’em (weź popij!)(schowaj ten apostrof, ludzie patrzą!) wyszliśmy z hotelu i skierowaliśmy się w stronę jakiejś restauracji.
O nazwie Random Restaurant No. 3.
W której słychać było Song 2 zespołu Blur.
Z daleka wyglądała ona na drogą,więc pomyślałam, że skoro David mnie tu zaprosił, to musi być dość bogaty.
Albo odkładał 3 miesiące ze stypendium, żeby móc wyrwać jakąś laskę na podejrzenia, że jest dość bogaty.
Weszliśmy i zajeliśmy dwuosobowy stolik tuż przy oknie. Po 2 minutach (odmierzonych skrupulatnie!) podeszła do nas kelnerka i przyjęła zamówienie, po czym odeszła.
Rozumiem, że David był już stałym klientem i znał menu na pamięć?
Taki był bogaty *ka-ching**ka-ching*!
Zaczeliśmy rozmawiać, głównie był to temat tenisa, a szczególnie Wimbledonu.
Temat tenisa w sztuce XIX i XX stulecia.
-Może poszlibyśmy razem na jakiś mecz? Co ty na to? – spytał, jak zawsze z uśmiechem.
W KOŃCU?! Zdążyłem już zapomnieć, po co była ta cała wyprawa do Londynu!
-Pewnie, że możemy iść.
-No to dobrze, później sprawdzę na czyj mecz pójdziemy i wyślę ci sms-a.
Ach, tak, państwo nowobogaccy tak po prostu wejdą sobie na kort tuż po obiadku i przypadkiem trafią na finał Federera z Wawrinką.
-Okej – powiedziałam i w tym momencie kelnerka przyszła z naszym zamówieniem.
Zaczeliśmy jeść i tak zleciał nam czas do 20.00.
W ciągu godziny zdążyli dojść do restauracji, rozgościć się tamże, złożyć zamówienie, poczekać na żarcie i skonsumować żarcie. Zaczynam podejrzewać, że Random Restaurant No. 3 to po prostu McDonald’s.
Ale bardzo, bardzo, bardzo drogi! BigMac za 10 funtów, a żeby zamówić Happy Meala, musisz mieć obowiązkowo LOADS OF MONEY.
Następnie wyszliśmy z restauracji i udaliśmy się do jakiegoś klubu.
Po wejściu David skierował się do baru, by przynieść coś do picia. Kiedy wrócił poszliśmy usiąść przy stoliku. Po wypiciu kilku drinków, poprosił mnie do tańca, więc się zgodziłam.
Ze zdania wynika, że zgodziła się tylko ze względu na alkohol w organizmie. No tak...
Po kilku drinkach ten taniec musiał wyglądać mniej więcej tak:
Tańczyliśmy już drugą piosenkę, gdy nagle kogoś zauważyłam.
Nie wiem, kogo, ale obstawiam, że będzie bitch fight.
-David, patrz tam przy ścianie stoi moja przyjaciółka Sara, ciekawe co ona tutaj robi (pewnie medytuje, a co może robić w takim miejscu?)(przeprowadza badania socjologicznej nad społecznością klubową i relacją między nią a alkoholem) – powiedziałam i nagle spostrzegłam Łukasza, który do niej podszedł i poprosił do tańca.
-Pewnie przyszła tu z kimś – powiedział lekceważąco.
-Chodź podejdziemy do nich – powiedziałam i pociągnęłam go za rękę w ich kierunku. David nie był zadowolony z tego faktu.
Słyszałem już o osobach będących randkowymi psujami, ale żeby jednocześnie psuć randkę czyjąś i swoją? To ci zdolność!
-Cześć! – krzyknęłam głośno do Sary, by coś usłyszała w tej głośnej muzyce.
-Hej, co ty tu robisz? – spytała, wyraźnie zaskoczona moją obecnością tutaj.
-Przyszłam z Davidem – gdy to powiedziałam, spojrzała na niego złowrogo.
SAMIEC PSIAPIÓŁY - TWÓJ WRÓG!
– Ale ważniejsze co ty tu robisz i to z Łukaszem? – spytałam i spojrzałam na nią znacząco.
-Yyy… no, my.. też przyszliśmy potańczyć (w jedynym klubie tanecznym w Londynie!) – powiedziała zdenerwowana.
AŁtorko, co jeszcze wymodzisz, żeby wyrobić normę dialogu na odcinek? Rozmowę o tym, że jak deszcz pada, to na zewnątrz jest mokro?
-A tak na serio?
-No dobra powiem ci – zrobiła przerwę – jesteśmy z Łukaszem parą od dzisiaj, a to jest nasza pierwsza randka! – powiedziała z wielkim uśmiechem.
Poprosił ją o chodzenie?
(Czy pierwsza randka jest jakoś sprzeczna z “przyszliśmy potańczyć”? Z kontekstu tej dyskusji wynika, że tak, ale jakoś tego nie widzę).
Najwidoczniej w tym uniwersum na pierwszej randce robi się zgołą inne rzeczy
-Aaa! Zaczęłam krzyczeć. Gratulacje. Od początku wiedziałam, że tak będzie.
Była w Aż się takim szoku z wrażenia, że jej wplątałem w się narracja analizę do wypowiedzi Tuśki! wmieszała!
-Haha.. no widzisz – powiedziała szczęśliwa – a ty z Davidem też jesteście parą, czy coś? – spytała niezadowolona, że przyszłam tutaj właśnie z nim.
Patrzcie, jak dziewczyna płacze z powodu szczęścia koleżanki. Boże, jaki żal.
Sara miała wypisane na czole “Właśnie wali mi się OTP, nie przeszkadzać w rozpaczy”.
-My? Raczej nie, tylko przyjaciółmi – powiedziałam nie wiedząc, czy to prawda.
“I chciałabym friendzonować, i boję się!”
30% para, 70% wod… przyjaciele.
-Tak? To chyba nie widzisz jak on na ciebie patrzy – powiedziała i wskazała palcem na siedzącego przy barze David’a ciągle się we mnie wpatrującego.
-No sama niewiem. Dobra nie gadajmy już o mnie, lepiej ty mi powiedz jak to jest u ciebie i Kubota.
-U nas? No chyba normalnie. Co mam ci mówić, skoro jesteśmy razem od kilkunastu godzin?
Nieznośna lekkość opkowego bytu, vol. 5145631.
Jeszcze lajki się na fejsie nie przestały sypać, nie ma o czym gadać.
-No tak.. dobra to bawcie się dobrze, a ja idę do David’a (apostrof tak mu bezwstydnie dynda między ludźmi, fuu!). – powiedziałam i chciałam się skierować do baru, lecz Sara złapała mnie za rękę.
-Co jest? – spytałam ją.
-A nie wiesz, czy Jerzy też tu jest?
Londyn to jak polska wioska, jedna dyskoteka w promieniu 20 km.
W sumie w ostatnich latach łatwiej w tym mieście spotkać Polaka niż rodowitego Brytyjczyka, ale żeby aż tak łatwo?
-A skąd ja mam to niby wiedzieć, co? Jak wychodziłam siedział na łóżku i oglądał telewizję – powiedziałam niezadowolona z tego, że rozmawiamy o nim.
-Dobra, dobra.. tak tylko spytałam. Nie musisz się złościć. Co jest między wami?
Z reguły kilka centymetrów wolnej przestrzeni łóżka, tak to opko zostało opracowane.
Między nimii nic nie było!
Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych,
Nic ich z sobą nie łączyło...
W sumie nawet nie był ładny;
Grał w tenisa wraz z Kubotem,
A gdy było po zawodach,
Panny z wdziękiem i polotem
Rwał, bo nie rwać? W opku szkoda...
-No bo pokłóciliśmy się o to, że David poszedł ze mną po autograf Nadala, a teraz o to, że też z nim wychodzę. Nie wiem o co mu chodzi.
Podejrzewam, że tego sama aŁtorka nie wie.
Hm, pomyślmy, dwa jurne, wysportowane i bogate samce, obaj mają chrapkę na młodą i naiwną piękność z Polski lubującą się w jurnych i wysportowanych samcach. Gdzie tu jest potencjał do konfliktu? Nieeeee wiiiidzęęęęę.
-Nie wiesz, o co mu chodzi? Przecież on jest o ciebie zwyczajnie zazdrosny – powiedziała Sara, popijając jakiegoś drinka, którego trzymała w ręku.
-Zazdrosny? A to niby czemu? Przecież się ledwo znamy.
To jest… bardzo zasadne (wręcz rudymentarne!) pytanie. Sama chętnie się dowiem.
-No i co z tego? Łukasz mi mówił, że rozmawiał z Janowiczem i ten mu powiedział, że mu sie podobasz.
Ja pie$#%@&, to jest gorsze niż ta scena z Glee:
Aż mi się przypominają wyrafinowane zwierzenia męsko-męskie i damsko-damskie w Warsaw Shore.
(Tak, oglądam, za to Tuśka regularnie ogląda Glee! Nikt nie jest doskonały! :P)
-Mi też to mówił – powiedziałam i na myśl o tym się uśmiechnęłam. Sara najwyraźniej to zauważyła, bo spytała :
-A skąd ten uśmiech?
-Coo..? Jaki uśmiech?
“A, no wiesz, czuję się dziwnie usatysfakcjonowana faktem, że umawiam się z jednym BOGATYM kolesiem, a drugi BOGATY I SŁAWNY koleś jest o mnie zazdrosny. I nie muszę pisać matury, a moi rodzice nic na to nie mówią”.
“I jeszcze finansują mi dwa tygodnie w Londynie i pobyt w Hiltonie. Wybacz, ale nie słyszę Cię przez WODOSPAD FEJMU i HAJSU”.
Nie doczekałam sie odpowiedzi, więc mówiłam dalej :
-No bo kiedy mi to powiedział, to mnie pocałował.
A to daje +50 do approvala i zmienia status z “Just met” na “Crush”.
Związek przypieczętowany, odcisk warg na posiadanej samicy załatwia sprawę jak znakowanie krowy.
-Aaa! – Tym razem to Sara zaczęła piszczeć – Całowaliście się! – krzyknęła głośno, więc próbowałam ją uciszyć.
Dwa mentalne lata mniej i zareagowałaby: “Całowaliście się? O fuuu!”
Ciiicho, cały Londyn usłyszy! A to taka wioska, że wszyscy wszystko wiedzą po kwadransie od puszczenia ploty!
-Ciszej! Bo zaraz cały klub będzie wiedział – powiedziałam ze śmiechem. – Dobra, ja już idę do David’a, bo gadamy już jakieś 20 minut.
Tu gdzieś jest logiczne powiązanie, ale poszukiwania zajmą mi trochę dłużej niż dwa faluzy.
20 minut tak jałowej pogadanki?! Trzeba mieć umysł, żeby to przeżyć… albo go nie mieć.
Odwróciłam się i podeszłam do baru, gdzie czekał na mnie.
...bar?
To już jest chyba objaw uzależnienia od alkoholu, kiedy to bar czeka na Ciebie.
Wypiłam jeszcze dwa drinki, po czym złapałam go za rękę i udaliśmy się na parkiet.
Tak wywijał ladą, że automatycznie stworzył parę koktajli.
Biedni barmani kręcili się w tańcu jak piskorze, nie mogąc wydostać się z morderczych pląsów baru.
Pół godziny później poszliśmy usiąść do stolika, gdzie siedzieli już Sara i Łukasz. Kiedy usiedliśmy David przybliżył się do mnie i zaczął mnie całować.
London Shore, jak Cię mogę...
Z początku chciałam go odepchnąć, lecz po chwili zaczęłam odwzajemniać jego pocałunki, było to spowodowane na pewno tym, że wcześniej wypiłam jakieś 3-4 drinki.
Czy to były drinki bazowane na spirytusie rektyfikowanym, że nie pamięta, ile wypiła?
“Bo to angielska wóda! Trzy dni się po takiej śpi!”
-Znajdźcie sobie jakieś ustronniejsze miejsce – powiedział, śmiejąc się Kubot i szturchnął David’a.
David spojrzał na mnie znacząco.
Czyli jak? Nie chce mi się szukać 1436512 gifów z creepy spojrzeniami, ale naprawdę można to opisać lepiej niż po prostu “znacząco”.
-Nawet o tym nie myśl! – krzyknęłam.
O perspektywie pozyskiwania ropy w najbliższym dziesięcioleciu?
O przeniesieniu sztuki ars amandi na kloaczny poziom, jeśli wiesz, co mam na myśli?
– A poza tym powinniśmy już iść, bo dochodzi 1.00 w nocy – powiedziałam, po czym zaczęłam ciągnąć David’a do wyjścia.
Ach, opkowa wersja Łukasza Kubota i sportowy tryb życia, ciekawe, jak dzisiejsza balanga wpłynie na Wimbledońskie boje zawodnika.
David ma pewnie nadzieję, że nie tylko godzina będzie… ok, to nie był śmieszny żart.
Był kompletnie pijany, więc szło mi to ciężko. Po 10 minutach wyszliśmy na zewnątrz
To chyba gość schodził na czworakach po bardzo wysokich schodach. Z 10. piętra.
I w międyczasie dwa razy z nich spadał!
i zamówiłam taksówkę, która zawiezie mnie pod mój hotel, a następnie pojedzie odwieźć David’a.
To że jesteście w Londynie, nie oznacza, że macie mieszać narracyjny czas przyszły i teraźniejszy w stylu faceta ze statku kosmicznego będącego londyńską budką telefoniczną!
Przyjechała 5 minut później, wsiedliśmy i odjechaliśmy.
Bogactwo opisu mnie przytłacza i onieśmiela, chyba muszę poczytać coś z Lema dla rozluźnienia szarych komórek.
Wysiadając zapłaciłam za nas oboje i weszłam do hotelu.
Stare, dobre czasy, kiedy to panowie płacili za randki :>
Pan taksiarz obliczył zaocznie, ile wyniesie podróż do domu David’a. Takie mają wypasione taksówki w tym Londynie.
Może ich prawie trzyletnie szkolenie obejmuje także naliczanie taryfy w pamięci?
Przywitałam się z panią Alice i nacisnęłam przycisk przy windzie.
Zaraz, a gdzie zgubiłaś Davida David’a? Leży pijaniutki na Trafalgar Square?
Po kilku chwilach wsiadłam i pojechałam na 3 piętro. Wychodząc z windy zauważyłam Janowicza, kierującego się do naszego pokoju, czyli musiał gdzieś wyjść.
SHERLOCK SIĘ CHOWA!
Ciekawość zżerała mnie od środka, ale postanowiłam, że nie będę się wtrącać w jego sprawy.
Pewnie, w tym związku-niezwiązku tylko jedno powinno być bezsensownie zazdrosne.
Jerzy wszedł do pokoju, a ja zaraz za nim. Położyłam torebkę na szafkę, a sama położyłam się na łóżku czekając, aż mój współlokator wyjdzie z łazienki, lecz usnęłam po 2 minutach.
To jakieś poważne zaburzenie zegara biologicznego albo ogromne zmęczenie... ale raczej stawiałbym na alkohol we krwi.
Słyszałam jak Janowicz wychodził z łazienki, później zgasił światło, przykrył mnie kołdrą, po czym położył się obok mnie…
Nie zazdroszczę snu w takim razie.
Obudził mnie jak zwykle mój budzik, lecz tym razem leżałam na klatce piersiowej Jerzego, który najwidoczniej jeszcze spał.
No nie. Nie wiem, jak głęboki musiałby być friendzone, by można sobie na coś takiego pozwolić (prawdopodobnie świat jeszcze takiego nie widział), więc aŁtorka bije nas właśnie po głowie żenującym trójkątem miłosnym. Chcę stąd wyjść.
A Ty od razu z friendzonem, przecież nasza boChaterka była pijana i potrzebowała w nocy źródła ciepła, by jakoś przetrwać ciężkie chwile… to znaczy… To jest chore, nie ukrywam. A ostatnie wydarzenia tylko nakręcają spiralę zadziwienia i tragedii.
Chciałam jak najszybciej wyjść z łóżka, by go nie obudzić. Jak najciszej podeszłam do szafy i zaczęłam szukać jakiś ciuchów do ubrania. Kiedy miałam otworzyć drzwi łazienki, usłyszałam jak Janowicz mówi prze sen :
-Magda. – powtórzył to jeszcze kilka razy, po czym obrócił się na bok.
O-KLE-PA-NE! Czekam już czwarty rozdział na powiew jakiejkolwiek kreatywności w tym opku, ale na razie dobija do mnie tylko zapach rodem z Szadółek.
To już zakłady utylizacji odpadów w moim mieście robią coś ciekawszego niż postacie w tym opowiadaniu.
Weszłam do łazienki, zastanawiając się kim jest niejaka „Magda”, o której mówił. Poczułam jakby ukłucie.. zazdrości? Nie, to nie może być zazdrość, przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi, chyba.
*z nudów zaczyna bawić się sama ze sobą w kapsle*
*dołącza*
Szybko się przebrałam i o 7.45 byłam gotowa na śniadanie. Nagle rozdzwonił się mój telefon, który obudził Jerzego. Była to Sara. – Nie mogła przyjść do pokoju, tylko musiała dzwonić? – pomyślałam, a następnie odebrałam.
BoChaterowie zaczynają kwestionować wzajemnie własne postępowanie - jeszcze trochę i nabędą samokrytycyzmu, a wtedy uciekną z opka.
Jaki fajny, z Dra Peppera!... A to już nie gramy w kapsle?
*pstryk!*
- No heeya! – krzyknęła głośno.
Niektórzy Polacy zapominają ojczystej mowy na londyńskiej emigracji po latach, Sarze zajęło to kilka dni.
- Cześć, a ty co? Nie mogłaś przyjść, tylko musiałaś dzwonić? – spytałam.
- Mogłam, ale nie chciało mi się.
Powiedziała Sara, głaszcząc się po brzuszku piwnym.
- No to po co dzwonisz, bo zaraz muszę schodzić na śniadanie?
A jednak, nie zatracamy fundamentów opkowości *wzrusz*
Jest ślicznie-klasycznie!
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że Łukasz załatwił nam trening razem z chłopakami! – krzyknęła do telefonu, aż musiałam go odsunąć od ucha.
A nawet je umacniamy *wyciąga chusteczkę*
PITOK MI ODLATUJEEEE! Takie to doooobre!
-Co..? Jak to trening z nimi? – niedowierzałam.
Z wrażenia łyknęła nawet jedną spację. Oby to się nie odbiło apostrofową czkawką…
Za późn’o!
- No normalnie, zaraz po śniadaniu idziemy na kort i możemy sobie grać z nimi, w debla na przykład – powiedziała, zapewne z uśmiechem.
W mixta tak konkretniej, ale co ja się będę czepiać, przecież tu nigdy o sport nie chodziło.
- Aha, mi pasuję (a tu lemą)(Zinedine Zidane).. w końcu pogram sobie w tenisa, a teraz już idę na śniadanie, bye – powiedziałam i rozłączyłam się.
Następnie usiadłam na łóżku i czekałam na mojego współlokatora.
Waldorf nie był najlepszy w ewidencjonowaniu gości, rekordziści mieszkali tam po 20 lat.
Po 5 minutach wyszedł z łazienki i mogliśmy schodzić na śniadanie, lecz zatrzymałam go i powiedziałam:
-Jerzy, musimy być cały czas na siebie obrażeni? – spytałam i spojrzałam na niego niepewnie.
“Po tym, co zaszło lub mogło, ewentualnie powinno zajść ostatniej nocy…”
-Pewnie, że nie musimy, ale aŁtorka uznała, że to genialny sposób na rozwój postaci, poza tym nie podoba mi się ten David i chyba jestem o ciebie zazdrosny – powiedział.
-Przecież David to fajny gość i nie wiem dlaczego go nie lubisz.
-Po prostu mi się nie podoba i już – powiedział pewny siebie
Gdybym miał na maturze z polskiego określać rodzaj relacji wiążącej boChaterów w tym opowiadaniu, musiałbym pożegnać się ze średnim wykształceniem.
-Dobra, nie musi ci się podobać, wystarczy, że będziesz go tolerować i… zgoda między nami? – spytałam z nadzieją.
-Zgoda – odparł z uśmiechem po chwili zastanowienia.
-Serio? Nawet nie wiesz jak się cieszę – powiedziałam i przytuliłam się do niego. Jemu to najwyraźniej się podobało, bo nie chciał mnie puścić.
To już Werter był bardziej subtelny.
To już Paweł Cattaneo bywa bardziej subtelny!
(Ustalmy: jeden chłopak jest do przytulania się podczas snu, drugi do drogich restauracji i tolerowania, trzeci do treningów. A mówią, że to kobiety są przedmiotowo traktowane w literaturze).
-Janowicz, idziemy na śniadanie – prawie krzyknęłam i wtedy się ode mnie odsunął.
- Tak z rana atakujesz Kanonem?! Nie byłem gotowy!
-No dobra, już idziemy.
-A i jeszcze jedno. Kim jest Magda, bo mówiłeś o niej przez sen? – zapytałam.
-Magda to moja była dziewczyna. Wczoraj poszedłem z nią do klubu, a ona powiedziała, że chce do mnie wrócić.
Jaki ten Lądek Zdrój mały…
-I co? Jesteście razem? – spytałam zła.
A Nagroda dla Hipokrytki Roku wędruje do...
-Nie, nie jesteśmy. Zerwaliśmy 2 miesiące temu, bo widziałem, jak całowała się z innym.
-Aha, no dobra to idziemy na to śniadanie – powiedziałam już zadowolona.
Samiec wolny = samica zadowolona, może działać. Nic innego się nie liczy. Część mózgu odpowiedzialna za empatię i uczucia wyższe wykształci się za kilka tysięcy lat. O ile gatunek przetrwa, co wcale nie jest pewne.
Brakuje tylko “Urzekła mnie twoja historia”. Serio, boChaterko, grasz wielką przyjaciółkę, a nie zainteresujesz się ani trochę samym Jerzym, tylko odwalasz tutaj psa ogrodnika dla zasady. Tuśki nie lubią takich ludzi.
Ale wiesz, czego oczekiwać po postaci skleconej naprędce z trocin, słomy, oczu i kilku ładnych ubrań?
Zeszliśmy na śniadanie gdzie byli już Sara i Łukasz. Dziwnie się na nas patrzyli, kiedy siadaliśmy do stolika.
-Co się tak patrzycie? – spytaliśmy jednocześnie z Jerzym.
-Bo jacyś tacy uśmiechnięci jesteście oboje, a wczoraj nawet słowem się do siebie nie odezwaliście – powiedział Kubot.
“Dlatego zaproponowaliśmy wam grę mieszaną, żebyście się wzajemnie pozabijali na korcie, ale jak już się pogodziliście, to chyba odwołamy…”
“Poza tym właśnie straciliśmy naszą główną motywację do związku, czyli Wasze swary i wzajemne nieszczęście. Smutno”.
-A bo już się pogodziliśmy – powiedziałam z uśmiechem, patrząc na mojego współlokatora, na co on również się uśmiechnął.
-No niewierzę normalnie – powiedziała zadowolona Sara.
Zaskoczenie wyjątkowo często przejawia się tutaj brakiem przerw między słowami. Trzeba to będzie kiedyś wykorzystać.
Aleciekawymotyw! Ho, ho!
-To uwierz – odparłam i zaczęłam jeść kanapki.
Następnie udaliśmy się do swoich pokoi, by wziąźć jakieś ciuchy na trening.
MOJE BIEDNE OCZY.
(A może, zgodnie z zasadami fonetyki, “wziąźdź”?)
Oczywiście kiedy weszłam do pokoju stanęłam przed szafą i nie wiedziałam jak mam się ubrać, Jerzy był w łazience, więc krzyknęłam :
-W co ja mam się ubrać!?
- Weź białe kalosze i fartuch ochronny, ostatnio strasznie sobie zachlapałaś krwią ciuchy.
- Weź białe kalosze i fartuch ochronny, ostatnio strasznie sobie zachlapałaś krwią ciuchy.
- Kort tenisowy to taka nieco większa dyskoteka na świezym powietrzu, nie polecam obcasów, ale poza tym musisz być glamour!
Po chwili wyszedł.
-Weź coś wygodnego, jakieś spodenki i bluzkę.
-Łatwo ci powiedzieć, mam dużo bluzek i spodenek. – rzekłam i położyłam się na łóżku.
#problemyopkowegoświata
Komplet na trening z Federerem, komplet na pojedynek z Novakiem… dla Janowicza nic niestety nie przeznaczyła.
Janowicz podszedł do mojej szafy, wziął pierwsze lepsze ciuchy i rzucił mi je na łóżko.
-Te będą dobre – powiedział do mnie.
BoChaterko, byle facet musi Cię wyręczać w doborze ciuchów na MECZ TENISA. Przemyśl swoje życiowe ogarnięcie. Przecież to chyba pierwsza taka sytuacja w historii analizowanych opek!
Usiadłam i spojrzałam na ubrania. Były to krótkie, czarne spodenki oraz granatowa bluzka na ramiączka.
Te bluzki się dodatkowo na ramiączka zakłada? To musi wyglądać równie głupio, jak długopis w kurtce.
Takie wymogi wibledońskiej mody, podążasz albo giniesz!
-No mogą być – rzekłam i udałam się do łazienki. Wyszłam po 5 minutach.
-I co? – zapytałam.
-Jest super – uśmiechnął się szeroko. – Możemy już iść?
-Czekaj, ja przecież nie mam rakiety! – krzyknęłam.
Jak się robi fejspalma rakietą tenisową?
Nie mogłaś pomyśleć o tym, ZANIM się zgodziłaś na wspólną grę?
-Spokojnie, dam ci jedną z moich. Idziemy już? – spytał znudzony czekaniem.
Pewnie, nie ma znaczenia, jaka jest waga ramy, powierzchnia główki, średnica rączki i inne parametry. Rakieta gwiazdy tenisa na pewno jest dobra, więc podpasuje każdemu.
Przecież przeciętna licealistka spokojnie da sobie radę z rakietą dwumetrowego zawodowca, będzie nią machać jak torbą zakupową w Harrodsie.
Przejrzałam zawartość mojej torby, w której był telefon mój i Jerzego, bo nie miał gdzie swojego włożyć (kieszenie sobie napełnił łakociami, a do własnej torby napakował waty)(a podręcznik podrywu autorstwa Fabregasa też zajmuje swoje); moja bluzka na przebranie ; jakaś bluza sportowa, ale nie była moja, nawyraźniej musiał mi ją włożyć, kiedy byłam w łazience ; 2 ręczniki i butelka wody, także nie moja.
- Wiesz co… - zaczął Janowicz. - Moją rakietę w sumie też możesz ponieść.
- Wiesz co… - zaczął Janowicz. - Moją rakietę w sumie też możesz ponieść.
Młoda w końcu poznała smak sportowego życia i jego rozdział pt. Szczawiki noszą sprzęt starszyzny.
-Dobra możemy iść – powiedziałam w jego stronę, który stał już przy drzwich z 2 rakietami w rękach.
I niósł je tak sobie, o, bez żadnego pokrowca. Pewnie żonglował jeszcze w trakcie spaceru piłeczkami.
Jerzy kiepsko wyliczył wyjazdowy budżet. Starczyło na pokój w Walfordzie, zabrakło na pokrowce.
Wychodząc z pokoju, natkneliśmy się na Sarę i Łukasza, więc z nimi udaliśmy się do wyjścia. Na zewnątrz było 32°C!
Mało prawdopodobne, najwyższe temperatury w Londynie notowało po koniec lipca, natomiast Wimbledon rozpoczyna się zwykle między 20 a 26 czerwca. A biorąc pod uwagę, że czas opkowy zakłada przełom kwietnia i maja…
Pytanie numer 1: po kiego grzyba nasi herosi kortów trenują w Londynie na miesiąc przed startem imprezy?
Pytanie numer 2: jakim cudem stać ich na tak długo pobyt w Walfordzie?
Pytanie numer 3: Gdzie został zgubiony research, kiedy był potrzebny i ŁATWY?!
Pytanie numer 2: jakim cudem stać ich na tak długo pobyt w Walfordzie?
Pytanie numer 3: Gdzie został zgubiony research, kiedy był potrzebny i ŁATWY?!
Idealne warunki na towarzyskie odbijanie piłki, zwłaszcza dla dwóch zawodowych tenisistów, którzy powinni z reguły uważać na formę.
10 minut zajęło nam dojście na kort.
Niech im będzie, może faktycznie gdzieś w centrum Londynu jest jakiś mały kort w sam raz do towarzyskiego odbijania. Bo przecież nie mówimy o kortach Wimbledonu, prawda?
Chłopaki poszli do szatni żyby się przebrać (ale w co?)(aj, waj, owamyje!), a my zaczęłyśmy grać. Z początku nam to nie wychodziło (czyt. trudno było trafić rakietą w piłkę), ale z czasem było coraz lepiej (czyt. od czasu do czasu lecąca piłka spotykała się z rakietą, nawet mimo naszej woli). Po chwili przyszli chłopaki.
-To jak gramy? – spytał Janowicz.
-Może ja z Sarą na was dwóch? – powiedziałam.
“Ale wtedy my odbijamy rakietami, a wy gołymi dłońmi”.
-Co? Nie ma mowy, ja z Łukaszem na waszą dwójkę! – krzyknęła Sara i wystawiła mi język.
-No dobra, to gramy – powiedziałam, biorąc rakietę.
To czym wcześniej rozgrzewała się z Sarą…? *odgania kosmate myśli*
Wszyscy udali się na swoje miejsca (od kiedy na korcie są krzesła?) i zaczęła się gra. Pierwsza miała serwować Sara, lecz był to lekki serw, więc go przyjęłam tak, że Kubot pogubił się i trafił w siatkę.
Tak, że Kubot nie wiedział, w jaką dyscyplinę aktualnie gracie, dobrze rozumiem?
Przybiliśmy z Jerzym piątkę i zadowolona z siebie udałam się pod siatkę, bo teraz serowował Łukasz.
Jerzy musiał złapać Karo za fraki i cofnąć parę metrów.
“Niech ktoś mi wytłumaczy, jak i w co oni właściwie grają”.
Jerzy świetnie przyjął (sposobem dolnym, a to niełatwe z tak małą piłeczką!), lecz Sara przebiła na naszą stronę. Pobiegłam w stronę piłki, nie widząc, że z tyłu biegnie Janowicz i wpadliśmy na siebie tak, że on leżał na mnie.
Czy ktoś tu w ogóle zna zasady gry w parze? Może poproście o krótki instruktaż Kubota?
“W co oni właściwie grają?”
Patrzył na mnie, uśmiechając się, po czym przybliżył się do mnie i pocałował w usta.
Jeszcze jeden taki numer i naprawdę wychodzę.
A ja zamykam drzwi i gaszę światło!
Przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje i uśmiechałam się do siebie. Po chwili wstałam, a Sara się na mnie znacząco patrzyła.
“Miłość miłością, ale znacie zasady tego tenisowania? Bo ja już się pogubiłam”.
Odwróciłam się w stronę Jerzego, który się z czegoś cieszył.
To są jakieś zaawansowane zaburzenia kognitywne. Zapytaj w Waldorfie, czy nie zamieszkał u nich ostatnio jakiś psychiatra.
-Nie mogłem się powstrzymać – powiedział do mnie, a ja się tylko uśmiechnęłam, bo chyba mi się to podobało.
53% jej ciała się podobało, 46% nie, układ rozrodczy nie mógł się zdecydować.
A 1% poszedł na fundację wsparcia walki z nowotworami literatury.
Pograliśmy jeszcze jakieś 2-3 godziny i usiedliśmy na krzesełkach.
2-3 godziny. W upale. Spoko, niewytrenowane licealistki z palcem w nosie biją kondycyjnie zawodowych sportowców, nie słyszeliście o tym?
Chyba że przez “granie” rozumiemy przebijanie piłeczki w niespiesznym rytmie i tęskne spojrzenia rzucane ukradkiem.
-Umieram! – krzyknęłam, po czy położyłam się na korcie i nie miałam zamiaru z niego wstawać.
Jeżeli leżysz na tartanie (zakładam cały czas, że nie jest to trawiasty kort Wimbledonu), to po pierwsze - miłego prania koszulki, po drugie - rozżarzona mączka ceglana sprawi, że wstaniesz szybciutko.
Było jakieś 35° C, byłam cała spocona, chciało mi się pić, ale oczywiście
zapomniałam wziąźć wody
To trzeba było ją ZABRAŹDŹ!
i do tego byłam zmęczona.
Nie ruszajcie! Pozwólcie jej się odwodnić! Niech matka natura odbierze, co jej!
Eliminujmy nasłabsze osobniki w stadzie!
Po chwili usiadłam na korcie i spojrzałam w lewo, na Sarę i jej chłopaka, którzy właśnie kończyli pić 2 butelki wody.
A jak skończyli, dostali zapaści krążeniowej. Koniec opka.
Cud, że po tak katorżniczym wysiłku mieli jeszcze siłę na sięgnięcie po wodę!
Patrzałam (w serce. To z zapaścią) na nich zrezygnowana i nagle spostrzegłam, że Janowicz piję swoją wodę. Patrzyłam na niego błagalnie, lecz on nic sobie z tego nie robił, tylko pił dalej.
Przynajmniej jeden się mnie słucha!
Lekcja manier wg Janowicza, odsłona druga.
-Jerzy wiesz, że cię kocham? – spytałam i słodko się do niego uśmiechnęłam.
Chyba mi się cofa drugie śniadanie...
Czego to nie zrobi zdesperowana osoba, by przeżyć...
Kiedy to powiedziałam mało co, nie udusił się tą wodą (mam szczęście, że niczego nie piłem, reakcja byłaby taka sama), lecz po chwili powiedział :
- W plebistycie na najbardziej żenujacy tekst opka miałabyś pierwsze miejsce.
- W plebistycie na najbardziej żenujacy tekst opka miałabyś pierwsze miejsce.
-No właśnie nie wiem.
-No daj mi tą (TĘĘĘĘ!) wodę, chociaż łyka – prosiłam.
Łyka. Nie chce mi się gadać, więc odeślę do jednego z pierwszych artykułów, które wypluwa Google podczas szukania informacji o odwodnieniu u sportowców: science, bitches.
-Nie-e.
-To co mam zrobić, żebył dał mi się napić?
-Hmm… chcę buziaka w policzek – powiedział i uśmiechnął się do mnie chytrze.
Jak to było z tymi dżinsami i lodem…?
Za chwilę będziemy grać w słoneczko przy tych 35 stopniach, poziom gimnazjalnej hucpy sięga zenitu.
-Ekheem – odchrząknęła Sara. – To my wam nie będziemy przeszkadzać i idziemy do hotelu – rzekła i udali się w stronę wyjścia.
Wielka strzałka z napisem ‘WYJŚCIE Z KORTU NR 3458387 W LONDYNIE” znacząco ułatwiła im zadanie.
-No to co z tą wodą? – zapytałam.
-Już mówiłem – wskazał swój policzek.
Nie łatwiej (i bardziej honorowo) byłoby wziąć funciaka i skoczyć do najbliższego kiosku?
Kiedy cały cash poszedł na opłacenie hotelu i drinki...
-Muszę?
-Jak nie chcesz wody… – upił łyk z butelki.
*szykuje roztwór glukozy*
* przygotowuje się do reanimacji*
-Dobra, dobra już.
Wstałam z trudem i podeszłam do krzesełek. Nachyliłam się w stronę jego policzka, lecz on zwinnie przekręcił głowę i złączyliśmy się w pocałunku, znowu.
Nie chce mi się szukać już gifów, naprawdę.
Tym razem był on dłuższy. Po jakiejś minucie oderwaliśmy się od siebie i patrzyliśmy sobie w oczy.
Minucie? Ona absorbowała jego ślinę, żeby uzupełnić płyny?
Tym razem organizm pozytywnie zareagował na interakcję w 69 procentach.
>:3
-Co my robimy?- spytałam bardziej siebie, niż jego. – Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
Z korzyściami, jak widać.
I wspólnym łóżkiem.
-Zawsze można to zmienić – odrzekł, szczerząc się do mnie.
-Co masz na myśli?
-Zamiast przyjaciółmi, możemy być kimś więcej.
-A co z David’em? – spytałam siebie.
Powinnaś jeszcze odejść na stronę.
I powiedzieć to tzw. teatralnym szeptem!
– Sama nie wiem, dobra dawaj w końcu tą wodę. – I wyrwałam butelkę z ręki.
Bo jest miłość i są funkcje życiowe. Tę pierwszą zostawmy na później.
Wypiłam połowę na raz i poszłam do szatni przebrać się w czystą bluzkę.
Wiecie, częste mycie skraca życie.
A mączka ceglana w sumie fajnie wygląda na czarnej bluzce.
10 minut później w świetnych humorach wracaliśmy do hotelu.
Dobry faluz potrafi sprawić wiele radości.
Zwłaszcza ten zagraniczny!
Około godziny 12.30 weszliśmy do swoich pokoi.
Około = pół nanosekundy po?
Według czasu Greenwich!
(Chwila, czyli było 35 stopni DO południa? Tell me about global warming).
London’s burning!
Janowicz od razu skierował się do łazienki, a ja położyłam się zmęczona na łóżku i włączyłam telewizor, czekając na obiad.
“I przez ten czas bakterie na powierzchni mojej skóry zrobiły sobie doskonałą pożywkę z nieświeżego potu”.
“Uświniłam pościel, łóżko, podłogę ale poza tym jest okey”.
Przęłączałam bezsensownie kanały telewizora już z 15 minut i nagle zaczęłam czuć coś dziwnego na moich plecach.
Myślę, że bakterie wybudowały tam miasto.
I są już na etapie tworzenia machin oblężniczych!
Jerzy wyszedł po 5 minutach, a ja szybko weszłam do łazienki. Zdjęłam bluzkę i przejrzałam się w lustrze. Okazało się, że za bardzo sie opaliłam dziś na korcie i miałam całe czerwone plecy.
Po sprawie z odwodnieniem nic mnie już nie zdziwi.
Tylko plecy?! Gratulacje, powinnaś być czerwona jak Rosja w 1917.
Nie miałam żadnego kremu na opalenia (stopnia III), więc musiałam jakoś wytrzymać do obiadu.
Rozumiem, że serwowali chłodnik, który kojąco wpływał na skórę?
Szybki okład ze śmietany i wimbledońskich truskawek powinien załatwić sprawę.
Na stołówce jak zawsze spotkaliśmy się z Łukaszem oraz Sarą.
Jedyni goście hotelowi w całym budynku, takie drogie i ekskluzywne sa te Hiltony!
Około 13.30 rozeszliśmy się do pokoi. Ja udałam się do sklepu przy hotelu, by kupić jakiś krem. Po 10 minutach wróciłam do pokoju.
Rety, opowieść życia. Już mój pamiętnik sprzed 17 lat wyglądał lepiej. I miał mniej błędów.
I na pewno zawierał mniej faluzów.
(Przerażający Brak Stylu będzie mi się śnił po nocach!)
-Gdzie byłaś? – spytał mój współlokator.
-Musiałam iść po krem, bo dzisiaj rano na treningu spaliłam sobie plecy – odpowiedziałam, wchodząc do łazienki.
-Aha – usłyszałam tylko w odpowiedzi.
Już widzę te wspólne kolacje i wielogodzinne dysputy o literaturze, wyższych ideach i sztuce tenisa. Są stworzenia dla siebie.
Coś mało się sobą przejmują, jak na tru loff.
(Zaraz się okaże, że był zazdrosny o pana stojącego na kasie).
(Który na pewno jest dziany jak Nowy Ruski i właśnie zaproponował boChaterce dożywotni rabat na kosmetyki z swoim sklepie).
Podwinęłam bluzkę do góry i próbowałam dosięgnąć ręką swoich pleców, jednak bez skutecznie
Pane kerownyku, bez skuteczni ne da rady!
. – Sara – pomyślałam, lecz szybko przypomniałam sobie, że dzisiaj idzie na randkę z Łukaszem. Nie pozostało mi nic innego, jak poprosić Janowicza.
Sara idzie na randkę, więc nie może dotykać kremu? To jakiś przesąd, tak?
Boschu Hieronimie, zmykajcie do ambasady, zawierajcie związek małżeński i skończcie tę całą szopkę z parowaniem Sobie Przeznaczonych.
-Jerzy! – krzyczę.
-Co? – odkrzykuje z pokoju.
Czy tylko ja mam przed oczami Mariana i Helę?
-Kochasz mnie, nie? – pytam.
-Mhm.. – słyszę w odpowiedzi.
Ok. Teraz Marian z Helą to widok obowiązkowy.
-To chodź tu na chwilę. – słyszę, jak nie chętnie wstaje z łóżka.
Nie żartuję, oni z miejsca przeszli na etap małżeństwa z 15-letnim stażem.
Czyli jutro rozwód i podział majątku. Karolina weźmie rakiety, Jerzy torbę i bidon.
-Co chciałaś? – pyta, wchodząć do łazienki.
-Bo dziś na treningu za mocno się opaliłam i chciałam się posmarować kremem na opalanie (ula), ale nie mogę dosięgnąć.. Możesz? – spytałam, podając mu krem.
Przez chwilę patrzy na mnie zdezorientowany i nie wie co powiedzieć.
Och, to prawie tak erotyczne, jak wzajemne dotykanie łokci! Bez rękawiczek!
Patrzy i nie wie, czy patrzeć ma
Na czerwoniutkie od słońca plecy
Czy też zadziałać ma raz, dwa
Trochę dla chuci, trochę dla hecy
-Halo, Janowicz! – macham mu ręką przez twarzą. – Mógłbyś mi posmarować plecy kremem? – przeliterowałam mu każde słowo.
Strzelam, że zajęło jej to 10 minut.
Zna alfabet! Szansa na zdanie matury wciąż aktualna! Tylko wracaj, dziecko, do Polski...
-Co? Eheem.. pewnie – odpowiada po chwili.
-To dobrze – mówię i podwijam swoją bluzkę do góry.
Po chwili czuję jego zimne ręce.
Szybki zerk na adres opka… Uff, nie trafiłem jednak do ciemnej strony Internetu. Chociaż kto wie, jak to się potoczy.
-Dzięki – mówię i poprawiam bluzkę.
Tak przy okazji - kiedy narracja wróci do czasu przeszłego? Już się zmęczyłam.
Poczekaj na “z perspektywy!”.
-Nie ma za co – odpowiada mi z uśmiechem, po czym znów idzie oglądać telewizję.
Położył ręce na jej plecach i krem został magicznie wtarty w skórę Karoliny? On jest lepszy niż Kaszpirowski i Copperfield!
Drapiąc się przy tym po tyłku i naciągając na gruby brzuch wyprany podkoszulek.
5 minut później kładę się na łóżko obok niego i wpatruję się w ekran telewizora.
Rozumiem, że przez 5 minut stała w łazience jak słup soli i kontemplowała to doniosłe wydarzenie, które ją właśnie spotkało?
Stała z zegarkiem w ręku, żeby móc z dumą napisać “5 minut później i ani sekundy dłużej!”.
-O 18.30 mam pierwszy mecz na Wimbledonie – mówi.
Ciekawe, skąd ta pewność. Jeżeli Janowicz rozgrywa swój mecz dopiero jako drugi/trzeci na danym korcie, to nie ma prawa być pewnym godziny rozpoczęcia swojego spotkania, zależnej od czasu trwania wcześniejszego meczu. A jeżeli jesteś taki pewny… To co jeszcze robisz w hotelu?! Marsz na kort!
– Przyjdziesz? – pyta z nadzieją.
-A którą godzinę mamy teraz?
- 18:25.
- A to chyba nie zdążę.
- 18:25.
- A to chyba nie zdążę.
-Jest 15.30 – odpowiada, spoglądając na telefon.
Nie powinieneś w takim razie… no wiesz, jakieś wywiady, przygotowania, cokolwiek?
“Kim Ty jesteś, żeby mnie oceniać?! Żeby mieć oczekiwania? Oczekiwania co do mojego wyjścia ma mecz mogę mieć rodzice, sponsorzy… Moja nowa dziewczyna…”
Nie? Telewizja, ok.
-Pewnie, z chęcią pójdę i mam jeszcze 3 godziny, żeby się jakoś ogarnąć.
Ona przez ten czas będzie robiła sobie (nie taki) lekki makijaż, a on obejrzy trzy odcinki “Wojen magazynowych”. Tak to działa.
Spoko, spoko, w końcu czeka na Ciebie miejsce VIP w pierwszym rzędzie trybun kortu głównego. Jestem pewien, pewnie to też Ci mamusia wykupiła. Nie musisz walczyć o jak najlepsze miejsce na widowni z byle tenisową ciżbą.
-Ty zawsze wyglądasz świetnie.
-Nie kłam – mówię i wystawiam mu język.
-Nie kłamię, serio.
-Dobra, już dobra. Oglądaj! – szturcham go lekko w ramię.
A Janowicz z radością sięgnął po pilota i zanucił “Comfortably numb”.
Hello? Is there anybody in there? Jakakolwiek wiarygodna postać?
Godzinę później dostałam sms-a od Davida. Z uśmiechem na ustach go odczytałam, czemu przyglądał się Jerzy. David pytał się, czy nie poszlibyśmy na jakiś mecz tenisa i przepraszał, że się nie odzywał.
Po tym, jak Karolina zostawiła go pijanego w taksówce na pastwę życia, David i tak wykazuje sporo wyrozumiałości dla swojej polskiej niewdzięcznicy. Nie wspominając o wytrwałości, znalazł w takim stanie drogę do domu!,
Odpisałam mu :
” Nie masz za co przepraszać :* I pewnie, że możemy iść na mecz. Może dzisiaj o 18.30, pasuję Ci? ;) ”
Bardzo brzydko pogrywasz, młoda panno. Jeżeli według Ciebie lawirowanie między dwoma przystojnymi kochasiami wedle własnego kaprysu i przyjemności jest czymś dobrym i uważanym za Dorosłe™, rozczarowanie przyjdzie niezwykle szybko. Nie ukrywamy, ku naszej wspólnej radości.
Po chwili otrzymałam odpowiedź :
„Jasne, że mi pasuję. To do zobaczenia :*”
Nie odpisywałam już nic, tylko znów zagłębiłam się we wcześniej oglądanym filmie.
Może to był serial? Zaczynał się na “G” i kończył na “lee”. Ma mniej więcej tyle ładu i składu, co to opko.
Około godziny 18.00 weszłam do łazienki, żeby się przebrać na mecz. Ubrałam krótkie szare szorty, granatową bokserkę oraz moje ulubione czarne converse.
Janowicz w tym czasie tępo wpatrywał się w reklamę Oreo.
Ponieważ wiedział, że oboje zostaną błyskawiczne przetransportowani na korty Wimbledonu dzięki znajdującemu się w pokoju hotelowym kominkowi i proszkowi Fiuu. Oczywiście, wszystko all inclusive.
Równo o 18.30 siedzieliśmy z Łukaszem, David’em i Sarą na naszch miejscach, by kibicować Janowiczowi (proszek to jedyne wytłumaczenie, już nie chce mi się powtarzać - spójrzcie na odległości między hotelem a kortami i weźcie poprawkę na dziki tłum!). Jego przeciwnikiem był czeski tenisista ; Radek Stepanek. Nie był to zacięty mecz, bo po 2 setach Polak prowadził 2:0, zaledwie po godzinie gry.
Rozumiem, że Stepanek podobnie jak Karolina nie bardzo wiedział, że w tenisa gra się rakietą?
Miał do dyspozycji tylko źle wstawiony w zdanie średnik, był po prostu bezradny.
Nagle musiałam udać się do łazienki. Wychodząc musiałam przepychać się przez spory tłum, po chwili oczekiwania dostrzegłam kogoś znajomego, pośród wszystkich tych ludzi. Podeszłam bliżej i okazało się, że jakieś 10 metrów ode mnie stał………….. .
David Cameron? Benedict Cumberbatch? Wielki pluszowy Dalek? Dowiemy się już w następnej analizie!
Na razie koniec, mój umysł oficjalnie kreczuje!