W ostatnim odcinku:
W tej samej chwili usłyszałam podniecony głos Tomka:
- Jaka fura!
I wtedy go zobaczyłam. Stał nonszelancko oparty o swoje Porche z ciemnymi okularami na nosie. Zamrugałam.
Nie, błagam...
And now...
Poczułam jak ręka Olki zaciska się na moim ramieniu. Wtedy zrozumiałam, że niestety wcale mi się nie wydało. To był on.
*wali klawiaturą w głowę*
Stał oparty o swoje superekstrasportowe auto i patrzył w naszym kierunku.
Z tego superekstrasportowego auta ktoś urąbał niestety literkę „s”.
To były najdłóższe sekudny w moim życiu.
Brawo, aŁtorko. Dwa najdłÓższe wyrazy w tak prostym zdaniu podkreślone falistą czerwoną linią.
- Cristiano- stwierdziłam stając w bezpiecznej odległości od Portugalczyka.
- Opko – stwierdziła Tuśka, odsuwając się na bezpieczną odległość dwudziestu lat świetlnych od tego tForu.
Moi znajomi zatrzymali się obok. Wszyscy oprócz Olki, której mina była zatroskana, wydawali się być conajmniej zaskoczeni. Nie wiem czy bardziej zadziwiała ich obecność tego Cristiano Ronaldo w Warszawie czy fakt, że czeka tu na mnie.
Tamten Cristiano Ronaldo – czyli de facto istniejący i niezakochujący się w polskich nastolatkach facet – właśnie popijał zimne piwko w swym madryckim apartamencie.
- Nie cieszysz się zbytnio z mojego widoku- powiedział po angielsku zdejmując okulary.
Zdejmowanie okularów po angielsku ma coś wspólnego z wychodzeniem w tym samym stylu? Nie wiem – zdejmujesz je tak, by nikt tej czynności nie widział?
- Bezinteresowność wyginęła razem z dinozaurami. A więc pozwól, że zaspokoję twoją ciekawość. Otóż radzę sobie świetnie, koniec kropka. A teraz wybacz, czekają na mnie.
- Nie wyjadę z Warszawy dopuki nie znajdziesz dla mnie czasu.
Nie przestanę analizować tego blogaska, dopóki aŁtorka nie odkryje istnienia słowników.
Weszłam do pustego jeszcze mieszkania i cisnełam torbę w kąt. Ze złości zrzuciłam wszyskie gazety ze stolika. Popatrzyłam na wielki szklany wazon który stał obok.
Impreza była świetna. Cała willa Adama zamieniła się w jedną wielką dyskotekę, wszędzie były kolorowe światła i neony.
Nie wiemy, skąd się wziął Adam – to pewnie jeden z tych bohaterów, który w filmach o amerykańskich nastolatkach istnieje tylko po to, by użyczać swojej wypasionej chaty na imprezki dla całej szkoły.
- Dawno nie byłam na takiej bibie- wykrzyczała mi do ucha Karina, kiedy zmęczone tańcem usiadłyśmy na 100%skóry sofach w holu.
Sofy firmy 100%skóry znane są na całym świecie.
- Trzymajcie- obok wyrosła Iga podając nam kubki z napojami.- Ali zmiksował jakieś driny.
Driny prosto z West Side.
- I jak się podoba party?- usłyszałam za sobą głos solenizanta, który zasedł mnie od tyłu i przytulił.
- Daś, świetnie jest
DAŚ?!
wyszczerzyłam białe do chłopaka.
*chrząka*
Karina zaśmiała się i poszła hwiejnym krokiem w kierunku salonu.
Do czytelników, którzy znają różnicę w wymowie „h” a „ch” - brzmi fatalnie, nie?
- A ciebie młoda- powiedział na odchodne- Kamil szukał.
Blondyna znalazłam razem z Tomkiem i Olką przy stole z „napojami”.
A tak naprawdę to były „przekąski”.
Bawili się dobrze, próbując upić Tomka, który miał 21 lat, a którego nikt jeszcze nie widział pijanego. I to wcale nie dlatego, że stronił od alkoholu.
Miał 21 lat i pięcioletnie doświadczenie w schodzeniu na śniadanie, od którego również nie stronił.
- Jak ty to robisz?- dopytywała się Olka, której lekko plączący się język zdradzał, że procenty robią swoje.
- Lata praktyki- zaśmiał się nalewając następną kolejkę.
Mówiłam?
Po sześciu kolejkach z rzędu i ja miałam dość.
- Musze się przejść- powiedziałam, puki jeszcze nie czułam działania alkoholu.
To skąd wiedziała, że miała dość?
[I skąd się tam wzięła biała muszelka z naturalnym otworem używana do wyrobu hawajskich ozdób?]
Olka chodź z nami- Kamil próbował podźwignąć z ławki na wpół śpiącą dziewczynę. Jednak bez skódku.
ARGH! Wypaliło mi oczy!
- I jak?- zapytał Kamil obejmując mnie ramieniem.
- Lepiej- przyznałam idąc dalej alejką.- Fajnie to wymyślił- wskazałam na basen naokoło którego w woreczkach z piaskiem poustawiane były duże świeczki.
Worki z piaskiem ze świeczkami w środku dają +10 do ochrony przeciwpowodziowej. Najnowszy trend przy konstruowaniu wałów.
- Kim był ten facet?
- Jaki facet?- wybełkotałam czując niebezpieczne wirowanie w miejscu gdzie dotąd miałam muzg.
Dziwnie ogląda się świat wypalonymi oczami – dałabym głowę, że ktoś napisał „mózg” przez „u”!
Do domu wróciłam bardzo… wcześnie rano. Po 5. I od razu rzuciłam się na łóżko, ignorując istnienie łazienki.
Niewypełnione poranne czynności – świat się kiedyś skończy przez takie zabawy!
Marzyłam tylko żeby jak najszybciej i jak najdłóżej spać. Jednak nie było mi to dane.
A ja marzę, by aŁtorka przestała ignorować podkreślenia w Wordzie i zaczęła korzystać ze słowników. Niestety, nie jest mi to dane.
[Rano... to jest, nieco późniejszym rankiem okazuje się, że boChaterka dostała bukiet kwiatów]
- To już drugi od wczoraj- uśmiechnęła się patrząc na mnie z zaciekawieniem. – I wydaje mi się, że nie są dla mnie.
Szczerze mówiąc zdziwiłam się. Kto by kupował mi kwiaty?
Pojęcia nie mam!
- Kurier… Ale są bileciki. Może są podpisane…
- I chcesz mi wmówić, że nie przeczytałaś?
Mama zaśmiała się i podała mi bukiet i bilecik z bukietu niezapominajek.
„Kłamałem. Znowu. Po prostu chciałem cię zobaczyć.”
„każdy zasługuje na drugą szansę”
By Paulo Coelho.
- Był tu ktoś? – a widząc jej zdziwioną minę dodałam:- Ktoś kto chciał się ze mną zobaczyć? Szukał mnie?
- Dominika (nasza sąsiadka i koleżanka mamy z bióra) mówiła, że ktoś dzwonił do drzwi rano.
Ach, nie, to nie Ronaldo! To tylko kurier z zamówionym przeze mnie dla aŁtorki słownikiem.
- Nie wiedziała kto to był?- pytałam chodź już znałam odpowiedź.
- Jakiś obcokrajowieć.
Pewnie Chorwat.
Mamo- przerwałam jej.- Cristiano jest w Warszawie. Czekał na mnie wczoraj po zajęciach.
Obcokrajowieć Cristiano Ronaldić.
Dopiero esemes od Kamila sprowadził mnie na ziemię. Przypomniało mi się do cze(r)wo wczoraj doszło, a kiedy o tym pomyślałam zrobiło mi się potwornie głupio.
”Mogłam zagrać karo”.
Kiedy Olka weszła do domu, od razu rzyciły jej się w oczy kwiaty.
Dobrze, że nie w rzyć.
-Twoi rodzice mają jakąś rocznicę?- zapytała oglądając kwiaty z bliska.
- Są dla mnie- powiedziałam pakując klucze i telefon do torebki.
W odpowiedzi na jej zaskoczone spojrzenie podałam jej bileciki. Szczena zjechała jej na dywan.
Znowu te szczeniące się suki. Moglibyście nad nimi panować.
- A uważasz, że to sprawa niecierpiąca zwłoki? Bo Ali i Kosa czekają na nas w samochodzie.
- Spoko-odetknełam.
...zlew z głośnym „blop”.
Poczułam się dziwnie. Poczułam się… winna? Tak, to chyba właśnie ten żal sprawił, że ścisneło mi się gardło.
Ja ci dam „żal”! *wzmacnia uścisk*
- Byliśmy pod wpływem…
…i masz za bardzo podobny charakter do niego, pomyślałam ignorując ukucie w klatce piersiowej.
Racja, ja też już nie zwracam uwagi na to, że każda boChaterka opka ma w sercu kuźnię.
Następnego dnia miałam małe problemy ze wstaniem. Darowałam sobie trening w nadziei, że trenerka mnie nie zabije. A wymówić mogłam się zawsze niedyspozycją. Spojrzałam na zegarek. 13.01.
A ile sekund? Bez tej informacji nie będę mogła się odpowiednio wczuć w, z braku lepszego określenia, akcję.
Siedem godzin snu po takim grilu to niewiele, pomyślałam i przewróciłam się na drugi bok. Nie dane mi było jednak usnąć panownie.
I pawnie.
Przeszkadzał mi uporczywy dzwonek do drzwi. Widać ta osoba kimkolwiek była nie chciała dać za wygraną. Zmobilizowałam się więc w duchu i postanowiłam podnieść się z łóżka. Narzuciłam na siebie bluze i poszłam otworzyć.
- Pani Marta Bosacka?- zapytał niewysoki kurier.
- O co chodzi?
- Dla pani- podał mi małe pudełko i odszedł zanim zdążyłam przyjżeć się paczce.
Nie było na niej nic co wskazywałoby od kogo jest.
Odwróć paczkę... Tak, dobrze... Czy widzisz napis: „Szalikowcy Radarowcy”?
Dopiero po kilku minutach tępego wpatrywania się w zawiniątko dotarło do mnie, że takie pudełeczka się po prostu otwiera.
*elegancko opakowuje bombę*
Więc zrobiłam to co każda w miarę rozsądna osoba zrobiłaby na moim miejscu. Otworzyłam i natychmiast pożałowałam.
JEBUT!
W środku znajdował się najzwyklejszy w świecie cytrynowy ptyś.
To nie jest taki zwykły ptyś – to znak, że aŁtorka pamięta, co napisała w drugim tomie swojej sagi!
[Gwoli wyjaśnienia, bo tego akurat nie analizowałam – Marta po jakiejś gimnazjalnej wymianie ripost postawiła Crisowi ciastko].
Czy to było możliwe, że pamiętał o takich detalach?
Ja wciąż nie mogę wyjść z podziwu!
Tak, Cris cały czas wierzył w to, że jednak fortuna się do niego uśmiechnie.
Miasto budziło się (naszymi marzeniami) do życia. Mimo wczesnej godziny obok niego przechodziło wielu ludzi zmierzających gdzieś w określonym celu. Tylko on szedł powolnym krokiem, ociągając się i zatrzymując co chwila. (...) Dopiero po chwili obudził się z odrętwienia i uświadomił sobie że znajduje się w jakimś parku nad brzegiem małego jeziorka.
Na bora, aŁtorko! Być może risercz dotyczący Madrytu lub Barcelony jest jakimś większym wyzwaniem, ale mogłabyś się chociaż postarać przy opisywaniu stolicy swojej ojczyzny! Tak ciężko napisać chociażby „Łazienki”?
Usiadł na najbliższej ławce i spojrzał na tefle wody.
Była ona z teflonu.
Żeby nie zwariować zaczął układać sobie w głowie plan segregacji myśli.
Cristiano jest jak Twilight Sparkle – ona też ma harmonogramie planowanie planowania.
Musi działać i to szybko. Wiedział, że ma mało czasu. Do końca Euro został tydzień. Był niemal pewny, że niedługo po finale w Warszawie zjawi się Torres, Podolski, może ktoś jeszcze.
Piłkarze lecą do Mary Sue niczym ćmy.
Uspokoiło się. Czas płynął wolniej
Ja bym nie była taka spokojna. Spowolnienie czasu oznacza, że gdzieś w okolicy znajduje się ciało o potężnej masie i takiejże grawitacji. True story.
A może to ja przeżyłam te dni wolniej, co za różnica...
To nie strasz ludzi!
Gdy zamykałam oczy widziałam na zmianę te same obrazy.
Wszystkie autorstwa Francesca da Arenys de Mar.
Czułam, że niechęć do chłopaka która rosła we mnie przez tak długi czas powoli zanika. Tak samo jak kruszy się cały ten mór obojętności który tak skwapliwie budowałam wokół siebie.
Wystarczy, że Cristiano do Polski przyjedzie, a już zarazy znikają.
I byłam na siebie zła, że z taka łatwością się rozpada. Bo przecież próbowałam uszczelnić go najmocniej jak tylko mogłam.
A mÓry rÓną, rÓną, rÓną...
Uśmiechnął się niepewnie gdy stanęłam naprzeciw niego.
- Znowu masz dla mnie jakiś upominek?- zapytałam z przekąsem mając nadzieje, że usłyszy deko ironii w moim tonie.
Ironia w stylu art deco.
Podeszłam do znajomych i zapytałam:
- Julia, możesz podać mi dokładny adres tego sierocińca?
- Jasne, wyśle ci go mesem- rzuciła wyciągając komórke.
*zdumiona* Messim?
- Dokąd mnie wieziesz? – zagaiłam gdy staliśmy na kolejnych światłach.
- To przecież twoje miasto- usłyszałam w odpowiedzi.
*nuci* Pełne ulic, ptaków, drzew.
Dopiero po chwili zrozumiałam sens jego słów.
- To się bawimy w zgaduj-zgadule?- spytałam.
- Co to jest gaduj- gadula? – spytał zaskoczony łamiąc sobie przy okazji język.
”Do you want to play zgaduj-zgadula?” - LOL.
Westchnęłam z politowaniem.
- Nawet trzyletnie dzieci to wiedzą- powiedziałam z udawana pogardą.
Pod warunkiem, że mają opanowany język polski, kuliżanko.
- Jak to jest, że zawsze masz na wszystko odpowiedź?- zapytał śmiejąc się dalej.
- Jestem mały pyskal- mruknęłam od niechcenia. – Poza tym to kolejna cecha warszawianek, z której wcale nie jestem dumna. No- sprostowałam- przynajmniej nie zawsze.
Hanna Gronkiewicz-Waltz – mały pyskal jak się patrzy.
Nie odpowiedziałam więc. Jechaliśmy dalej w milczeniu przez jakiś kwadrans aż w końcu znaleźliśmy się w jakimś ładnym buszu nad Wisłą.
Jeśli wierzyć Wikipedii, Polska właśnie przeniosła się do strefy podzwrotnikowej.
Cris zaparkował samochód na jakimś lekko zdezelowanym parkingu i wysiadł. Zanim zdążyłam się zorientować co się dzieje, w ekspresowym tempie obszedł samochód i otworzył mi drzwi. Wysiadłam i rozejrzałam się wokół. Drzewa, krzewy, woda, małe... „molo”.
Polskie busze są w pełni wyposażone, jak widać.
Podeszłam na skraj mini plaży, prawie do granicy z wodą i wciągnęłam świeże, wilgotne powietrze głęboko w płuca.
Świeże powietrze w Wawie – ha, ha.
[Następuje sentymentalna rozmowa Crisa i boChaterki]
- To, że ty pamiętasz i że ja pamiętam nie znaczy, że ja chcę o tym pamiętać. Poza tym tak, miałeś rację, każdy zasługuje na drugą szansę, tylko że nie każdy zasługuje na to, żeby ją dać.
- Czekaj- przerwał mi szybko.- Chcesz powiedzieć, że ja zasługuje na szansę, ale ty nie możesz mi jej dać? Niby dlaczego? To..,. to największa niedorzeczność jaką słyszałem do tej pory!
*płacze z radości* Dziękuję, CR7! Właśnie odzyskałam wiarę w to, że ktoś tu jeszcze myśli logicznie.
Bo było w tym tyle samo winy mojej co twojej, tyle że ja się nie poczuwam.
- Co ty mówisz?- zdziwił się chłopak.- Twoja wina? Niby gdzie? Przecież to ja się zachowałem jak jakiś niedorozwój, nie ty...
Słyszeliście plask? To moja wiara oklapła.
- Co nie zmienia faktu, że ja nie zrobiłam nic, żeby zapobiec temu... co się stało.
- Nie masz prawa się obwiniać!
O proszę... mówi z sensem.
No właśnie w tym tkwi problem, że nie.
- Głupoty gadasz...
- A ty robisz- odcięłam się szybko.
A on zamiast się obrazić, buchnął śmiechem.
- Faktycznie, boki zrywać- fuknęłam. – Dąs jak tak.
*przypatruje się uważnie* To po francusku?
Nastała pełna napięcia cisza podczas której uważnie obserwowałam napięte mięśnie na twarzy Crisa. Widziałam każdy nerw, każdą zmarszczkę powstającą wokół jego ślicznych ust.
Tak sobie myślę – gdybym widziała nerwy i inne elementy anatomiczne bez rozcinania pacjentów, to bym miała naprawdę ułatwioną robotę.
I wiecie co on zrobił? Po prostu tak sobie do mnie podszedł i mnie przytulił. Dziwnie się poczułam w ramionach takiego wielkoluda.
Przy Ronaldo piłkarze ręczni wyglądają jak hobbici.
Swoją drogą – ta rozmowa pokazuje, jak wyglądałby idealny świat wg kobiet. Facet się domyśla, co ona ma do powiedzenia, a jak ona rzuca fochem, to on ją bez słów przytula. Niestety, w prawdziwym świecie trzeba się umieć porozumiewać i wyrażać jasno, w przeciwnym razie o przytulaniu można zapomnieć. True story.
- O kurde, zbieramy się- zarządziłam. – Za pół godziny musze być w sierocińcu.
- Jakim sierocińcu?- zapytał zdziwiony idąc za mną do samochodu.
- Moje koleżanki z grupy pracują tam jako wolontariuszki. Postanowiłam się wkręcić i też trochę pomóc- zaczęłam tłumaczyć zapinając pasy. –W większych centrach handlowych od czasu do czasu są organizowane jakieś pokazy taneczne. Wymyśliłyśmy, że możemy połączyć przyjemne z pożytecznym i zebrać trochę kasy na te dzieci.
Patrzcie – w opkach nawet wolontariat musi się wiązać z centrami handlowymi.
- Jasne, to fajny pomysł- poparł mnie.
- Teraz trzeba tylko wszystko pozałatwiać. I z tym będzie największy problem- westchnęłam ciężko.
- Dlaczego?
- Money money money- zanuciłam.
Zrobił nam się prawie musical.
Zatrzymaliśmy się przed dużą, trochę obdrapaną kamienicą, ze sporym ogrodem z tyłu. Siatka go otaczająca nie wyglądała zachęcająco.
Przede wszystkim – kto widział miejską kamienicę otoczoną siatką?
Koło północy wysiedliśmy z samochodu pod moim blokiem. W zupełnej ciszy weszliśmy do środka i wdrapaliśmy się na moją klatkę.
*tłumi chichot*
- Zobaczymy się jutro?- zapytał z nadzieją.
- Przed południem mam trening a potem idę do sierocińca. Będę wolna dopiero koło 18.
- Więc wieczorem?
- Dam znać kiedy będę mogła- uśmiechnęłam się.- Do zobaczenia.
- I jak było?
Spojrzałam na przyjaciółkę.
Przejście jednej akcji w drugą – robisz to źle.
- To może jakieś konkrety?- dociekała Olka.
- Na razie nic mu nie obiecywałam- powiedziałam zgodnie z prawdą.- Zostanie jeszcze trochę ponad tydzień. Zobaczymy co będzie.
- W trzy zdania ubrałaś to, co działo się przez ostatnie dwa lata- powiedziała poważnie Olka.
Przez dwa lata Cristiano decydował, czy zostanie jeszcze trochę ponad tydzień?
[Następują wspominki wśród przyjaciółeczek]
- Wchodziłam do stołówki, on wychodził. Wpadliśmy na siebie w drzwiach... i o mało nie rozbiłam mu nosa- zaśmiałam się na to wspomnienie.
- Mało to romantyczne- mruknęła Julia.
- Życie nie jest bajka- powiedziałam po chwili.
Życie jest opko.
Torresa poznałam przez Crisa, dobrze się znają. Lukas zagaił do mnie na treningu kiedy podawałam im wodę... chyba.
Na mnie nie patrz, sprawdź sobie w analizie pierwszego tomu.
- Nie walczył o ciebie wtedy?
- Próbował- zawiesiłam się na moment. – Ale to nie było takie łatwe. Nie on jeden się wokół mnie kręcił.
Ja naliczyłam ośmiu, ale mogłam kogoś pominąć.
Nie wiem jak wy, ale wydaje mi się, że powinnyśmy zrobić coś nowego-powiedziała Ada kiedy trenerka dała nam kilkuminutową przerwę. – Od kilku dni powtarzamy stare układy, chyba już tego styka...
No pewka-marchewka, a stara rzyć tylko zawraca, że praktyka czyni mistrza.
- Też tak myślę- dodała Olka. – Musimy mieć coś w zapasie w razie gdyby naprawdę udało się zrealizować ten pomysł...
- Co znaczy „gdyby”?!- oburzyłam się. – Musi się udać!
- A niby skąd weźmiemy pieniądze?- Olka zrobiła zrezygnowaną minę.
- Na mnie nie patrz – rzucił Cristiano.
A wracając do układu to wydaje mi się, że bez względu na to co się stanie, to powinnyśmy zacząć nowy układ.
- Myślałam o czymś żywiołowym, takim dobrym rytmicznym...
- Czyli hip-hop ciąg dalszy.
- A ty chciałaś jazzu?- zaśmiała się Ada.
Pokolenie ju ken dens, które myśli, że jazz brzmi tak.
– Więc spotykamy się tak jak zawsze i będziemy coś kleić. Ja poszukam nuty.
I wyjdą z tego KlejNuty!
- Poważnie, wzięło cię- uśmiechnęła się delikatnie.
- Wiem- powiedziałam i wyszczerzyłam rząd białych chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę jakie może nieść to za sobą konsekwencje.
Zależy od tego, jakie to białe.
- Nie idź jeszcze- szepnął opierając czoło o moje i przymykając oczy.
Noc była jasna [jako ta młoda staruszka na miękkim kamieniu], ciepła i tak piękna, że rozsiewała swój czas także w cichnącym jak zawsze o tej porze mieście.
Chcesz, by twój tFór brzmiał poetycko? Wymyślaj bezsensowne metafory!
Kocham cię Marta- wyznał otwierając oczy i topiąc je w moim spojrzeniu.
*przeklina wybujałą wyobraźnię*
Obijaliśmy się o ściany, ocieraliśmy o poręcze i wszystko co stało na naszej drodze. Sprawnie pokonywaliśmy progi i schody ani na chwilę nie zwalniając uścisku.
Brzmi jak opis walki KSW.
Dłoń Crisa zaciskała się na moim pośladku, druga muskała plecy.
W następnej walce: Pudzian vs kolejny wielki Amerykanin.
Szybko pozbyłam się jego koszuli, nie protestował gdy Armani wylądował na podłodze w korytarzu.
Giorgio powoli wchodzi dziewiąty krzyżyk na kark – nie dziwię się, że chętnie podgląda młodych w akcji.
Drugie drzwi po prawej- zdołałam wyszeptać zanim panownie do mnie przywarł.
Pawnie natomiast przywarły do Crisa.
[I do ciuchów Armaniego].
Każdy centymetr mojego ciała, który całował lub dotykał zdawał się palić żywym ogniem i domagał się nowych, mocniejszych doznań.
BDSM w opkach chyba nie mieliśmy?
Każda pieszczota, każdy jego ruch sprawiał mi przyjemność i potęgował żądzę której niesposób było stłumić. Świat wirował.
Ziemia się kręci, bo Cris zalicza laski – deal with it, science.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie co się stało.
Łee, to słabo, jak po chwili.
I wiecie co, poczułam do siebie... wstręt? Tak, to było chyba to. Wstręt i politowanie, bo nie umiałam się opanować.
Klękaj natychmiast na grochu, zbereźna dziewucho!
Ogarnęłam się w mgnieniu oka i już byłam gotowa do wyjścia. Wzięłam szminkę mamy i po chwili zastanowienia napisałam na lustrze: Rodzice wracają koło południa. Lepiej żeby cię tu nie zastali. Chyba, że chcesz zawrzeć bliższe stosunki z moim tatą.
Cris przeczytał, zamyślił się, po czym stwierdził: - Czemu nie?
Balam się. Naprawdę cały czas się balam, że go już więcej nie zobaczę. To głupie i w ogóle niedorzeczne, że wątpiłam w szczerość jego uczucia, ale moje doświadczenia nauczyły mnie nieufności ... Przez chwilę chciałam w miejscu nieufności wpisać rozsądku, ale to byłoby dość śmieszne, prawda?
Używanie w kontekście opka słowa „rozsądek” jest faktycznie śmieszne. Eufemistycznie to określając.
- A teraz zobaczymy jak panienki odrobiły pracę domową-zaśmiała się nasza trenerka zmieniając muzykę.
- To było w the streeds -zauważyła Czarna gdy z głośnika popłynęły pierwsze takty piosenki.
A konkretniej w Sezame Streed.
- Nieda się ukryć. No to Ada, zaczynasz.
- Nieda się ukryć.
- Ada, Ada.
- Jednak spotkałaś się z Crisem - wyszczerzyła zęby Olka.
- Po czym to wnioskujesz? - Zapytałam zdziwiona Szczerze.
- Bardzo prosto- powiedziała z satysfakcją .- Dzwoniłam do ciebie wczoraj wieczorem chyba ze dwadzieścia razy i za każdym razem włączała się sekretarka a że Ty sprawdzasz przeciętnie co dziesięć minut ...
- Nie dla ciebie mogę wyjść z podziwu ...- przyznałam szczerze, przerywając na pewno niezmiernie długa liste powodów.
”...lecz dla mojej Yody składni”.
A teraz będzie opieprz-powiedział złowrogim tonem gdy weszliśmy do zajmowanego przez niego apartamentu.
Cris się tak zadomowił w Warszawie, że nawet apartament wynajął? Czy może jadł bulion?
Nie protestował kiedy zamknęłam mu usta namiętnym, ale krótkim pocałunkiem. Kiedy musnęłam go po karku zadrżał. Pocałowałam go znowu, tym razem delikatnie przejeżdżając paznokciami po plecach. Mruknął cicho.
Mam dziwne wrażenie, że w tym opku Ronaldo nie należy do gatunku Homo sapiens.
Zaśmiałam się cicho odwracając z powrotem do okna i obserwując zatłoczone ulice miasta. Czułam że na mnie patrzy.
To monitoring, kochana.
Chciałam to wykorzystać i sprawdzic jak bardzo na niego działam. Nie pytajcie, nie wiem co mi odbiło. Po prostu byłam ciekawa w jaki sposób zareaguje ... prawie niewidocznym ruchem zsunęłam ramię bluzki. Ramiączko od stanika spadło samo, co zaoszczędziło mi trochę fatygi.
Ależ się nam flirciarskie to opko zrobiło – a wystarczyło zawęzić listę potencjalnych Tró Lowerów do jednego.
Nie myśl sobie, Że wystarczy parę sztuczek twoich, żeby mnie udobruchać
”Warto przy tym jak Mistrz Yoda mówić, nakręca to niesłychanie mnie”.
Bardzo nieładnie postąpiłaś, że mnie nie obudziłaś-mruknął zbliżając usta do płatka ucha i przygryzając go delikatnie ...
Masz szczęście, aŁtorko, że Wikipedia potwierdza istnienie takiego elementu anatomicznego, jak płatek ucha, bo byś zarobiła pożyczonym Bochenkiem w głowę.
Przez kilka chwil myślałem, że mnie nie chcesz-poczułam jegousta na płatku ucha i zamruczałam cicho. Kiedy przesunął swoje dłonie na moje piersi westchnęłam i odchyliłam głowę do tyłu .
Odczłowieczanie boChaterów postępuje.
Pod dotykiem jego dłoni po prostu się rozpływałam.
Szybko znalazłam drogę do jego usta i wpiłam się w (jego warga) nie mocno jak nigdy dotąd. Pocałunek który trwał, trwał i trwał uzmysłowił mi jak niesamowicie się przy nim czułam.
*patrzy pod różnymi kątami na powyższy fragment* Sensu to tu nie widzę.
Cris jednak przerwał te cudowne chwile uniesienia:
Dlaczego nie powiedziałaś mi, że jesteś ... Byłaś-poprawił się szybko-Dziewicą?
Szybko-Dziewice były to dziewki, które w czasach, gdy jeszcze istniały smoki, miały największe szanse przeżycia.
- Nie chciałam cię stresować, zaśmiałam się .- Wydawało mi się, że wiesz ...
- Myślałem, że cyłaś z Fabregasem
Tyłaś? Wyłaś? Cykałaś?
- Nie byłam z nim-powiedziałam ostro przekręcając się na drugi bok. Romantyczna atmosferę huk trafił.
Dobrze, że nie stok narciarski.
Nie wiem jak długo tak leżeliśmy w ciszy, wsłuchując się we wzajemnie bicie swoich serc.
Blogaskowa joga jeszcze nieraz nas zaskoczy.
[Romantyczną chwilę przerywa telefon od Torresa]
- Wiesz, że za dwa dni jest finał? - Powiedział dumny jak paw.
- Wiem wiem, będę trzymała kciuk-zapewniłam przyjaciela.
- No ja myślę-zaśmiał się. - I mam do ciebie interes, ale zaraz trening, wiec wejdź wieczorem na scape'a, ok?
Scape to bardziej escape czy może space? Choć w przypadku boChaterki zgodziłabym się na oba. Najlepiej naraz.
Po całym dniu spędzonym z Crisem grzecznie wróciłam do domu i odpaliłam kompa. Weszłam na scape’a.
”I uciekłam w przestrzeń. Kosmiczną”.
Okazało się, że Fer już na mnie czekał.
Zorganizował małe spotkanie na Tatooine.
- Bo planujemy z chłopakami złożyć ci wizyte...
- Co? Kiedy, mów zaraz- wyszczerzyłam zęby w olbrzymim uśmiechu.
- Jak tylko Han naprawi Sokoła Millennium.
- To kto przyjeżdża?- zapytałam zainteresowana.- Muszę wiedzieć na ile części podzielić ogród.
- Myślę, że niewiele. Ja, Iker i David. Może Zaida.
Zapiszczałam uradowana.
- Mama będzie zachwycona! Lecę jej powiedzieć!
- Mamo, mamo, za tydzień przyjeżdżają do nas hiszpańscy piłkarze z dziećmi!
- Dobrze, córeczko, a teraz wyłącz Worda i chodź na kolację.
Wróciłam po chwili z wielkim bananem na twarzy.
- Jest wniebowzięta- zapewniłam.
Poklepała córkę po głowie, upewniła ją, że bardzo się cieszy i poszła wybrać numer do psychiatry.
Wiesz, zastanawia mnie jedno- powiedział Hiszpan po chwili milczenia. – Z Austrii wyjeżdżałaś w koszmarnym stanie. Trzymałaś się twardo, ale mnie nie oszukasz, za dobrze cię znam. Byłaś załamana. A teraz, raptem... prawie trzy tygodnie po tych wszystkich wydarzeniach jesteś... szczęśliwa?
”Pamiętasz, jak ustalaliśmy podczas zawierania naszego emo braterstwa krwi? Żadnych radości – w końcu nikt nas nie rozumie”.
Nan widząc zaskoczenie na mojej twarzy powiedział spokojnie jak gdyby nigdy nic:
- Rozmawiałem z nim po tym jak Portugalia odpadła z rozgrywek. Powiedział mi, że być może odważy się na odwiedzenie Polski.
Wycieczka do Polski wiąże się z wieloma niebezpieczeństwami, dlatego przed wyjazdem trzeba umocnić podwozie samochodu, nauczyć na pamięć zgód i kos między poszczególnymi klubami Ekstraklasy, a najlepiej zaopatrzyć w książkę Beara Gryllsa.
[Hiszpanie przylatują do Polszy]
Podróż upłynęła na żartach i śmiechach. Świetnie się czułam przy tych ludziach i cieszyłam się strasznie, że mimo takiego sukcesu jaki odnieśli i w ferworze zwycięstwa którym cały czas żyli, znaleźli czas żeby mnie odwiedzić. Zdawałam sobie sprawę, że było to spowodowane przede wszystkim troską o mnie.
Oczywiście. W ich mózgownicach istniejesz tylko ty, Martusiu. Chyba, że przypadkowo występują w innym opku i ich główki zaprząta inna Mary Sue.
Nando był spokojny, ponieważ wiedział co się święci, jednak we wzroki Ikera i Davida dostrzegałam lęk o moją osobę.
Moja osoba, trzymana w komórce pod schodami, jest bardzo zaniepokojona tym, że niedługo „moje osoby” wyprą zaimek „ja” z języka polskiego.
To spostrzeżenie uświadomiło mi jak bardzo jestem wdzięczna Bogu za to, że dał mi takich przyjaciół.
Boga w to nie mieszaj – podziękuj aŁtorce.
- Jak sobie wyobrażasz waszą przyszłość?- zapytał po chwili.
- Ciężkie pytania zadajesz Torres- zaśmiałam się.- Na razie Cris jest w Hiszpanii, załatwia sprawy związane z transferem. Za dwa tygodnie będzie w Polsce-
Czy tylko ja z tego zdania wywnioskowałam, że Ronaldo przenosi się do polskiej ligi?
- Co potem, zobaczymy. Jedno wiem na pewno, na chwilę obecną mam z mózgu gąbkę..
- O masz- westchnął teatralnie. – A ja cię posądzałem o rozsądek.
Fernando, naprawdę, byłeś aż tak naiwny?
Macie zbyt różne charaktery. Ja wiem, że przeciwności [zwłaszcza losu] się przyciągają. Z resztą wy to potwierdziliście. Ale jeśli chce się z kimś być na dłuższą metę, to jednak te charaktery powinny być zbierzne.
Powinny się zbierać w kupę.
Okazało się, że jego propozycja na kilkudniowy wyjazd za miasto był trafionym pomysłem. Warszawa ma to do siebie, że plotki roznoszą się w niej szybciej niż choroby, więc już na następny dzień po przyjeździe chłopaków w tabloidach huczało od plotek i spekulacji.
”Casillas, Villa i Torres widziani na Okęciu – bomba transferowa Legii czy przyjacielska wizyta u słynnej piłkarskiej femme fatale?”
Pytania co campeones robią w Polsce i czy to ma coś wspólnego ze mną spoglądały z pierwszych stron kolorowych magazynów spędzając zapewne sen z powiek niejednej fance.
No tak, przecież każdy wie, że to MUSI mieć jakiś związek z boChaterką.
Wyjazd był ucieczką od tego zgiełku i powoli rodzącego się w stolicy zamieszania.
Sztab kryzysowy zastanawiał się nad ogłoszeniem stanu klęski żywiołowej.
Nasi rodowici paparazzi wypełźli na ulice jak glisdy po deszczu i czatowali na nieszczęsnych chłopaków do spółki z nastoletnimi fankami, które penetrowały główne ulice stadami.
Jakiej klęski – toż to stan blogaskowy! Na terenie całego kraju!
- Tyle czasu byłeś przecież w Anglii, potem wyjazd na Euro a teraz tutaj. Nie tęsknisz za Hiszpanią?- zapytałam obserwując bezchmurne niebo.- Za Olallą?
Na chwilę zapadła cisza a ja już wiedziałam, że osiągnęłam swój cel. Przeczuwałam, że za moment przyjaciel opowie mi o czymś, o czym od dawna powinnam wiedzieć. Nie pomyliłam się.(...)
Spojrzałam zaciekawiona na Fera, który grzebał w swojej walizce. Po chwili wyjął z niej teczkę i mi ją podał.
- Otwórz.
Przez chwilę gapiłam się z otwartą buzią na zdjęcia
- Boże Torres, gratuluję!- i rzuciłam się chłopakowi na szyję.
Zdjęcia przedstawiają pięć różnych pierścionków zaręczynowych – czy tylko ja nie widzę sensu w wożeniu ze sobą zdjęć biżuterii?
[Może Torres jest kutwą i Olalla dostanie zaręczynową fotkę zaręczynowego pierścionka?]
Przeszliśmy spory kawałek zanim się odezwał. A więc okazało się, że się pokłócili. O głupotę, jak zawsze. Ale, jak to na Hiszpanów przystało, oboje mają wybuchowe charaktery i ognisty temperament, którego nie zagasił nawet angielski deszcz, no i wyszła z tego nielicha historia. Afera na całego. Kłótnia było gruba do tego stopnia, że Ollala wyjechała do rodziców na kilka dni przed finałem i nie dawała znaku życia.
Miałem poważne wątpliwości czy to jest jeszcze miłość- powiedział Nan.
”Ale aŁtorka ostatecznie zdecydowała, że tró lowerem będzie Ronaldo, więc okazało się, że kocham swoją dziewczynę”.
Btw – oświadczyny w takiej sytuacji to bardzo, ale to bardzo zły pomysł. Ale czego ja oczekuję po Torresie, któremu obcięto na potrzeby opka 3/4 kory mózgowej.
Ostatni
Alleluja!
[BoChaterka jest w związku małżeńskim z Ronaldo, mają małego bachorka i wszyscy są szczęśliwi]
Kiedy tylko płatki jego ust musnęły moją skórę poczułam przyjemny dreszcz a potem rozchodzące się po całym ciele ciepło.
Płatki ust Crisa – lepsze niż Cheerios.
Po tylu latach razem ciągle w identyczny sposób reagowałam na jego pieszczoty. Ten kto powiedział, że małżeństwo zabija miłość najwyraźniej nigdy nie poznał jej smaku.
Bo aŁtorka na pewno ma bogate doświadczenie, jeśli chodzi o życie małżeńskie.
Do łazienki wpadła mała.
- To znaczy, że będę miała braciszka?- zapytała po chwili.
- Dlaczego tak uważasz?- zapytałam zdziwiona.
- Bo słyszałam że jak się kogoś bardzo kocha, to się go całuje. A jak się kogoś kocha i całuje to są dzieci- wypaliła patrząc na nas z nadzieją w oczkach.
Nie, wtedy jest ciąża pozamaciczna w kolanie. Nie znasz się.
- Wiesz, czasami mam wrażenie że ona ma w sobie coś z Nanda.
A wiesz że wczoraj stwierdziłem to samo?
- I z listonosza Franka też.
- Racja, racja, zwłaszcza oczy... Hej, czekaj!
Kiedy zobaczyłam Lenę w białej, długiej sukni miałam ochotę się rozwyć. Do tej pory płakałam tylko na ślubie Oli i Fera. Ale tylko dlatego, że paproszek wpadł mi do oka.
Nawet jeśli miał to być Element Komiczny, to i tak LOL!
Jednak dziś łzy poleciała mi z innego powodu. Zauważyłam, że panna młoda także jedną uroniła, więc uznałam to za przyzwolenie i się popłakałam..
W opkach można ronić tylko jedną, samotną łzę – szlochanie, pociąganie nosem i zapuchnięte oczy są niewskazane.
Cieszyłam się jej szczęściem. Wiedziałam, że nie zostało jej dużo czasu. Ona także zdawała sobie z tego sprawę. Lekarze orzekli w maksie dwa lata. Podczas operacji nie było możliwości usunięcia wszystkich guzów a kolejna chemioterapia mogłaby tylko jej zaszkodzić.
*pochlipuje* No tak, tylko boChaterka ma prawo do ultimate happiness.
Zdawała sobie sprawę z czasu który jej pozostał, ale żyła tak, jakby miała jeszcze całe życie przed sobą. Wiedziałam, że to Bojan sprawił, że miała taką wewnętrzną siłę.
Siriusly: ilu jeszcze piłkarzy będzie się tu pałętać? Czy każda psiapsióła boChaterki ma w kontrakcie zapisany ślub z hiszpańskim zawodnikiem?
Na tak hucznym weselu jeszcze nie byłam. Nawet feta jaką zgotowali Hiszpanie dla kapitana ich drużyny się do tego nie umywała. Przyjęcie przygotowano w wielkim domu weselnym nieopodal Barcelony. Może, plaża, zachód słońca.... Wszystko co w Hiszpanii najpiękniejsze.
Zwłaszcza to „może” - może wyjdziemy z kryzysu, może nie.
- Kupiliśmy dom na przedmieściach Madrytu- zakomunikował Iker kiedy zmęczeni tańcem zasiedliśmy za stołami żeby delektować się tortem weselnym.
- Dom?- zdziwiłam się.- Nie mówiliście, że planujecie przeprowadzkę.
- Właśnie z tym wiąże się kolejna nowina- powiedział szczerząc zęby i patrząc znacząco na swoją żonę.
Eva uśmiechnęła się od ucha do ucha i powiedziała:
- Kupiliśmy ogromny bunkier, w którym możemy ukryć się przed zemstą Sary Carbonero.
- A skoro o przeprowadzkach mowa- zagaił Fer.- Ja też planuję rozejrzeć się za domem w Madrycie.
Spojrzeliśmy na niego uważnie.
- Fer zdecydował się na zmianę klubu- wyjaśniła Olalla.
Na Chelsea Londyn. Z tej okazji dostał od Abramowicza bonus i może kupować hacjendy, gdzie mu się żywnie podoba.
[Boru, czy aŁtorka nie rozumie, że nie wystarczy, że piłkarz „zdecyduje się na zmianę klubu”, bo ten klub przede wszystkim musi wykazać zainteresowanie transferem?]
Czyli wygryzasz mnie z zespołu?- błaznował Cris.
Zwłaszcza, że gracie na różnych pozycjach? Zresztą – czy to ważne, w opku wszystko jest możliwe.
[Poznajemy miriady imion miriadów dzieci naszych gwiazdek]
- Co ty za głupoty opowiadasz mojej córce, co?
- Ja?- zdziwił się.- To Ikera ostatnio pytała co ma zrobić, żeby jej suczka miała małe- wypalił bez zastanowienia.
Biorąc pod uwagę, że sporą część trylogii zajmuje sutenerstwo, powyższe zdanie brzmi źle. Bardzo źle.
Schowałam telefon do torebki i opierając się o balustradę wciągnęłam głęboko rześkie, morskie powietrze. Rozejrzałam się dookoła. Hiszpania o tej porze roku była piękna. Najpiękniejsza. Pomyślałam o domu. Do Polski miałam lecieć zaraz po finale rozgrywek.
Nie wiemy, jakich – w końcu sport w sportowych opkach jest nieistotny.
Moje miejsce zajął Xavi i chyba właśnie prześcigał się z Torresem w konkursie kto zrobi z kogo większego idiotę, bo dosłownie wszyscy w promieniu kilku metrów wyli ze śmiechu. Popatrzyłam na te duże dzieci i mimowolnie się uśmiechnęłam. Kochałam ich wszystkich bardzo, byli dla mnie jak jedna wielka i porządnie szurnięta rodzina.
O tym, że w reprezentacji nie wszyscy muszą się przyjaźnić, aŁtorka nawet przez sekundę nie pomyślała.
Cris popatrzył na mnie uważnie, jakby próbował odgadnąć moje myśli. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się promiennie. On także się uśmiechnął a potem omiótł wzrokiem towarzystwo. Panownie spojrzał w moją stronę i kiwnął głową. Wiedział.
Wiedział, że przez 65 rozdziałów aŁtorka nie nauczyła się korzystać z korekty w Wordzie.
od aŁtorki: Będzie mi strasznie ciężko pożegnać się z tym opowiadaniem, ale jestem z siebie bardzo dumna, że w końcu udało mi się doprowadzić je do jakiegoś sensownego zakończenia.
Jakiegoś - tu się zgodzę, ale czy sensownego...?
od aŁtorki: Przez cały ten czas strasznie zżyłam się z moimi bohaterami. A Marta, no cóż, muszę przyznać, że stała się częścią mnie...
Umówmy się – od pierwszego zdania było to twoje alter ego.
od aŁtorki: Więc jeszcze raz dziękuje wam bardzo za to, że byłyście ze mną, wspierałyście, a czasem nawet krytykowałyście (oczywiście była to krytyka konstruktywna).
Się wie!
od aŁtorki: No więc nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam wszystkiego dobrego i powiedzieć hasta luego:)
Hasta la vista, baby.
8 komentarze:
Ojeju, jakie piękne zakończenie! Aż uroniłam samotną łzę ze wzruszenia :). Analiza jak zwykle genialna, warto było czekać (aż) dzień więcej ^^. Trochę zabrakło mi treningów na Santiago Bernabeu, no ale wszystkiego mieć nie można.
"Pod dotykiem jego dłoni po prostu się rozpływałam." Ja też nie widziałam, że CR7 niczym Peter Griffin zamarzył sobie nie mieć kości :D. W sumie to nie taki zły pomysł... Na pewno zapomniałby o wszelkich kontuzjach :). Zastanawiam się czemu aŁtorka nie pomyślała by Cristiano grał w Legii, widząc, że w Warszawie się zaklimatyzował. A nuż wygraliby LM (albo chociaż zakwalifikowali się :D). Wracając do opka, przez całą analizę brakowało mi motywu szpitala albo ciężkiej choroby boChaterki tudzież jej tró lowera (jak nowotwór kolana), ale jak widać choroba musi ominąć Mary Sue ( no bo jak to tak?! Mary Sue miałaby zachorować jak zwykły śmiertelnik?!). Na zakończenie dodam tylko, że odliczam godziny do następnej analizy, jednak przygody aŁtorek uzależniają :).
Jeżeli zabraknie opek do analizy to polecam to: http://wiezienswojegotalentu.blogspot.com/2013/05/bohaterzy.html :). Już sama zakładka "bohaterzy" zachęca :D.
"Jedno wiem na pewno, na chwilę obecną mam z mózgu gąbkę.." Idealne podsumowanie mojego stanu ducha po przeczytaniu tego "dzieła". Chwała Ci, Tuśka, i Miguelito oczywiście również, za Waszą syzyfową pracę nad analizą blogaskową:)))
Dolenka ma w sumie rację, mój nick powinno się pisać Miguelito (z hiszpańskiego "Michałek" hy hy...), ale nie wszystko może być idealne... :)
Jeśliby to miało być poprawnie po hiszpańsku, to tak:) Ale to Twój nick, więc przepraszam, że Cię przechrzciłam:) Będę pamiętać na przyszłość hehe.
Baj de łej, kiedy następna analiza opka o Kubie B? Zapadło mi w pamięć jak mało które. Ałtorka zaczyna mnie intrygować, co zacznę czytać jej (tfu tfu) twórczość, za każdym zadziwia mnie na nowo...
Kiedy kolejna analiza? Zaczynam za Wami tęsknić! :C
Ano właśnie, tu już zaraz miesiąc minie, a analizy nowej wciąż nie ma. Jako wielbiciel piłki nożnej i złej literatury, jestem niepocieszony!
Nie tylko wy jesteście niepocieszeni. Ja wchodząc na szalikowców codziennie (zdarza się kilka razy na dzień)nabijam Tuśce liczniki i czytam stare analizy :D
Prześlij komentarz