#44 - Szalikowcy Dźwiękowcy: Żywot Bartmana poczciwego, czyli komedia nieżyciowa

|

Kochani! Obiecałem coś ciekawego i oto jest!

Druga część przygód opętanego przez opkodemony Kuby Błaszczykowskiego i Roberta L. wpakowanego w sidła psycholożki podlegającej... kurnać... wokaliście Leszczów tworzy się w mękach i bólach, natomiast mamy dla Was coś wyjątkowego. Nie mamy pojęcia, czy jest to pierwsza taka analiza w historii polskich analizatorni, z pewnością jesteśmy pierwsi w naszej niszy i już to nas cieszy. Dobrze wiemy, że narażamy się na pewne ryzyko, porzucając (na chwilę) formę pisaną analizy na cześć starannie (nie)przemyślanej innowacji, ale kto nie ryzykuje, ten nie zwycięża!

Od początku: będąc w miniony piątek w mieście Łodzi, było mi dane spotkań się face to face z kol. Tuśką, która - nie uwierzycie - jest w tzw. realu równie urocza, zabawna i Tuśkowa jak w świecie Internetu. Jak na drugie nasze bezpośrednie starcie spotkanie w życiu było całkiem miło i familiarnie, dlatego postanowiliśmy wcielić w życie śmiały plan nagrania analizy jakiegoś krótkiego opka, całkowicie live, bez przygotowania, czasu do namysłu i pomocy Wikipedii. Tak, tak, nagrania. Z użyciem naszym własnych głosów i bardzo... ciekawych rozumków. 

Nagrania dokonaliśmy w placówce pewnej znanej sieci zajmującej się produkcją i dystrybucją pustych kalorii w burgerach na Piotrkowskiej. Ostrzegamy - analiza 6 rozdziałów opka przetykana dygresjami i głupotkami zajęła nam ponad 100 minut, dlatego nawet nie podejrzewamy, że wytrzymacie do połowy nagrania, a co dopiero do samego końca. Jeżeli tak się stanie - ŁAŁ! Jesteście wielcy i cierpliwi :) Oczywiście w tym miejscu nie może się obyć bez różnego rodzaju tłumaczeń i wykrętów:

- tak, czasem mówię zbyt szybko i niewyraźnie, ale tego dnia coś siadło mi paskudnie na zatoki i przez dłuższy czas walczyłem z samym sobą (hej! mamy kryzys, dykcja jest towarem reglamentowanym), poza tym oboje z Tuśką czuliśmy się mocno niepewnie, siedząc przez ponad godzinę bez zamawiania pustych kalorii, a jeno wygadując publicznie głupoty do małego mikrofonu (pozdrawiamy pana z frytkami, który potajemnie chichrał się z naszych żartów i żarcików), co wpłynęło wyraźnie na jakość... u mnie, Tuśka jak zwykle dała popis. Obiecuję, że jeżeli powtórzymy podobny event, będzie on zdecydowanie lepszy od debiutu :)

- tak, to nasze prawdziwe głosy i śmiechy, słuchacie tych wypocin na własną odpowiedzialność i nie ma, że boli;

- tak, czasem zagłuszają nas odgłosy dobiegające z lokalu, ale przecież nie mogliśmy wynająć całej przestrzeni na wyłączność na rzecz nagrywania

Uwagi, pretensje, żale, ekspiacje, pochwały, orgiastyczne recenzje i propozycje - w komentarzach :) Jeżeli chcecie np. powtórki z rozrywki, dajcie znać... przemyślimy! Na razie chcemy Was uspokoić, że póki co nie zamierzamy zmieniać formatu analiz i jednak wolimy pisaninę :)

(a żeby wprowadzić Was w nastrój: urocze zdjęcie głównego bohatera sprzed, hoho, lat!



Migelito


*odsłuchuje pierwsze kilkanaście sekund*
*wyłącza*
*powoli wychodzi z szoku*
Oookej, jak się nie jest przyzwyczajonym do słuchania własnej gadki, to zderzenie z rzeczywistością jest wyjątkowo twarde i bolesne. Dobrze, że chociaż Migel ma przyjemny głos.
Co tu jeszcze dodać - chyba sama muszę z góry przeprosić za wszelkie bloopersy i moją głupotę, bo nagranie idzie tak, jak powstało, bez stosowania ulepszaczy i kokcydiostatyków (sorry, dopiero zaczęłam praktyki na fermie drobiu). Mam nadzieję, że będziecie się bawić równie dobrze, jak my w trakcie i nie uciekniecie w popłochu, jeśli okaże się, że Tuśka w rzeczywistości nie jest nawet w 1/10 tak zabawna, jak na piśmie (o ile w ogóle jest, należałoby dodać). Miłego słuchania, live long and prosper, my wracamy niedługo w tradycyjnej formie.

KONIEC TEGO GADANIA, OTO ANALIZA!

7 komentarze:

Silene pisze...

Po prawie dwugodzinnym nurzaniu się w blasku świetności powyższego nagrania, postanowiłam spłodzić moje pierwsze opkowe dziecko.

Był zimny, jesienny wieczór. Siedziałam na parapecie z kubkiem kakao. Mocniej otuliłam się różowoniebieskim swetrem z Zary kupionym mi przez pierwszego męża mamy na drugie imieniny w kalendarzu. Myślałam o moim życiu. O tym, jak bardzo je spieprzyłam, usuwając dziecko Lewandowskiego i zatajając to przed jego siostrą, która zmieniła płeć i od tego momentu była Mario Gomezem. Jestem bohaterką opka i opowiem wam swoją historię...

Powoli otworzyłam jedno samotne oko, z którego czasami spływają samotne łzy, i z przerażeniem spojrzałam na zegarek! Była 9:00! Chyba nie zdążę zrobić sobie lekkiego makijażu, muszę od razu zbiec po schodach na śniadanie!
- Jdź po bułki do pierwszego lepszego warzywniaka! - krzyknęła Mama Pojawiająca Się w Opku Tylko Po To, Żeby Nie Lubić Mojego przyszłego Tró Lovera.
W pierwszym lepszym warzywniaku, jak to zwykle w pierwszych lepszych warzywniakach bywa, zatonęłam w myślach i nagle poczułam uderzenie. Zakupy wypadły mi z rąk.
- Jak łazisz?! - warknęłam, mierząc dryblasa od stóp do głów.
- Cześć, jestem Marcin Możdżonek, słynny siatkarz. - odezwała się ta kupa gówna, która przed chwilą staranowała mi bułki i której będę nienawidzić do momentu, w którym wymiętosi mnie w schowku na piłki po tym, jak wściekli będziemy ganiali się po ośrodku treningowym, bo oczywiście pojadę z nimi na Ligę Światową, whatever.- Dasz się zaprosić na kawę?
- Nie - odpowiedziałam - Boję się twojej narwanej i głupiej blond-laski.
- Spoko, ale ona puszcza się z połową kadry, więc ją własnie rzuciłem.
- Mimo to odrzucam zaproszenie, ale mój tata jest prezesem PZPS a ja mam licencję trenera siatkówki, więc jeszcze się spotkamy...
***

Silene pisze...

Pociągnęłam czerwoną szminką moje pełne usta, poprawiłam spódniczkę na zgrabnym tyłeczku i skarpety w staniku. Byłam supersexbombą i wszyscy faceci się za mną oglądali, mimo że miałam masę kompleksów i odpowiadałam głupim śmiechem na każdy komplement. Kiedy weszłam na pokład samolotu, oczy wszystkich siatkarzy zwróciły się na mnie. Byli tam jeszcze skoczkowie i piłkarze Borussii, którzy są ostatnio we wszystkich opkach. Był jeszcze Steven Gerrard, bo aŁtorka go lubi. Ale skupmy się na siatkarzach. Więc szczęki opadły im na mój widok.
- Łoł, ale laska! Prawie tak apetyczna, jak Monte! - zakrzyknął Grubiański Kurek, który w opkach zawsze jest półgłówkiem. Zaraz jednak dostał sójkę w bok od jego przyjaciela, Prawiczka Jakuba Jarosza, który w opkach zawsze jest oceanem spokoju. Możdżonek obrzucił mnie stalowym spojrzeniem. Kiedy szłam, potknęłam się o jego wielką stopę i runęłam jak długa, jednak zdążył złapać mnie w locie.
- Myślę, że nie powinnaś iść dalej, ten samolotowy korytarz może być dla ciebie niebezpieczny, usiądź obok mnie - powiedział. To był tani podryw, ale zgodziłam się, bo miałam ze sobą naprawdę ciężki bagaż podróżny - torbę pełną kosmetyków do robienia lekkiego makijażu. Usiadłam jak niepyszna, ale kiedy wszyscy siatkarze zasnęli, stalowooki przeszedł do dzieła. (sorry, że tak od razu, ale nie chciało mi się czekać, aż będą sami w tym schowku na piłki, zróbmy to wcześniej). Jak zawsze, przyparł do ściany, wszedł zdecydowanym ruchem, po wszystkim opadliśmy wyczerpani, nudy.
***
Schodząc z samolotu, byłam szczęśliwa. Miałam kochającego siatkarza, całe życie przede mną. Aż nagle usłyszałam świst i poczułam nieopisany ból... A w drugiej minucie słychać strzały

Obudziłam się i rozejrzałam. To z pewnością nie był mój pokój. Sterylne sprzęty i panowie w białych uniformach. Moja służba w chacie bogatego ojczulka chodzi w różowych, więc to nie mógł być też jego dom. To był... szpital. Poznałam po pielęgniarce, która właśnie mówiła mi, że byłam w drugiej godzinie ciąży, ale straciłam dziecko po tym, jak wjechał we mnie wózek widłowy.

****dwa lata później****
Moje palce pogładziły płatki róży, którą chwilę później położyłam na zimnej, marmurowej płycie nagrobka moich pięciu loverów z kadry. Teraz układałam sobie życie z fizjoterapeutą, bo zawodników przewaliłam już wszystkich. Wkoło mnie kręciły się małe szkraby. Czas zapomnieć, czas zacząć wszystko od nowa. Nigdy nie przestałam kochać Magneto. Tfu. Kochać się z Magneto, przecież jestem tylko wyrachowaną Mary Sue.

Przepraszam. Ja naprawdę bardzo przepraszam, ale tak widzę każdego przedstawiciela twórczości fanficowej. Dzięki wam wielkie, że nadajecie temu choć odrobinę sensu!

Tuśka pisze...

Silene - po przeczytaniu tego cuda stwierdzam śmiało, że być może mamy niewielu fanów, ale za to jakich! Dzięki za ubarwienie tego wieczoru :D

Anonimowy pisze...

Posłuchałam fragment na razie, bo niestety zaraz wraca mama i będzie "zrób to", "zrób tamto", "pomóż", a nie lubię co chwila przerywać, więc odkładam to na jutro. Zresztą głupio mi będzie tak śmiać się na głos przy kimś. Nie uśmiecha mi się wylądować w kaftanie xD
Ale po tak krótkim fragmencie mogę stwierdzić, że na pewno będzie wesoło. W sumie to jak zawsze z Wami :D
+Cholernie podoba mi się głos Migelito (fangirling: on) xD

migelito pisze...

Silene, jeżeli nasze gadanie sprowokowało Cię do stworzenia tak śmiechowego dzieła, to warto było nagrywać :D Dzięki!

Anonim: weśpszestań, głos jak głos, Jackiem Laskowskim nie będę :)

Silene pisze...

Migelito, Jackiem może nie, ale Januszem Laskowskim :D... https://www.youtube.com/watch?v=1eKBYM_7x7c

Kaś pisze...

fajny pomysł :D bardzo przyjemnie się Was słuchało, a analiza jak zawsze świetna :D jak dla mnie mogłoby być więcej takich analiz!

Prześlij komentarz