Blaski, cienie i Śródziemie, cz.3

|
W tej części lepiej poznamy rodzinę Gregora, a Adam dokona wreszcie tego, co planuje już od dwóch części analizy. W końcu doczekamy się też prawdziwej, w 100% blogaskowej sceny szpitalnej.

42. Niecne plany xp
Czyli zamach na Linuxa.

Paulina bezskutecznie czarowała Gregora,
Thomas mógłby ją podszkolić.

trenerzy bojąc się że ich podopieczni padną śmiercia głodową rażeni szukali „ sklepu z normalnym żarciem” w okolicy hotelu
„Gdzie tu jest jakiś zoologiczny...”

Koty ( z wyjątkiem wszędobylskiej Sary) spały w koszu który jeździł po całej podłodze.
I żarcie się znalazło.

Innauer znalazłszy grzebień pomknął do łazienki co zostało uchwalone zbiorowym wrzaskiem.
Każde wyjście zawodnika do łazienki musi być potwierdzone mocą uchwały? Czy może był to wrzask rozpaczy nad śp. interpunkcją?

- Przecież… -zaczął David.
- Nie zaczyna się zdania od przecież! – wrzasnął Alex tłukąc łokciem o oparcie fotela. – Mówiłem ci przecież!
Jak jeszcze raz aŁtoreczka będzie mnie pouczać w sprawach językowych, to się wkurzę.

"Czasem chcesz uciec z sideł samotności,
zrobic coś nieplanowanego...
Znaleźć swoje własne miejsce...
Ale czasem zmiany przynoszą efekt odwrotny do oczekiwanego...
I wtedy zostaje tylko czekać..."
*rozgląda się za Pique i Villą*

Gregor z nieprzytomnym wzrokiem wbitym w talerz, zapamietale dziobał widelcem.
- No nie mów, że znowu przesoliłam - jękneła Gloria siadając pomiedzy braćmi.
Gloria? To dlatego Gregor ma takie chody u Boga!

- Trans? - zachichotała Gloria szczerząc się - nad nieobecnym duchem - do Lukasa.
- Oj, od razu trans. Każdy czasem lubi założyć damskie fatałaszki – odparł Lukas.

- Hello? jestem Gloria i przybywam z Austrii - pisnęła dziewczyna machając skoczkowi przed oczami.
A mówił, że „Królestwo jego nie jest z tego świata”!

- Ale on nie je - jekneła Gloria zaniechawszy prób przywrócenia brata do świata żywych.
Faktycznie... Gregor nie jadł chociaż był głodny...
Co dowodzi niezbicie, że był martwy.

Podobny zastój funkcji życiowych miał miejsce jeszcze w jednym miejscu w Austrii...
Przy bramach Królestwa Bożego?

Thomas analizował wszystkie wydarzenia jakie miały miejsce podczas tych wakacji. Najdrażliwszym punktem okazało się zerwanie z Christiną, bo właśnie to Morgi przeżywał najbardziej. Być może byłoby mu lżej, gdyby to on zakończył ten związek...
Dla aŁtoreczek pozbycie się obecnych dziewczyn ich obiektów westchnień to żaden problem.

- Słyszysz mnie? - mrukneła Angelika ( matka Gregora)
- A mnie? - pisnęła Gloria.
- Słucham? - ocknął sie Gregor głodny jak wilk.
- Damn! - zaklął święty Piotr.

O co chodzi? - za Schlierem ruszył Lukas.
- Pamietasz co było ostatnio? - niemal ryknał Gregor.
- Oj, ale to było dawno - mruknał Lukas dobrze wiedząc co miał na myśli jego brat.
Gregor cały czas wypominał bratu, że paradował w sukience mini podczas ubiegłorocznego Turnieju Czterech Skoczni.

- Może da sie temu jakoś zaradzic - rzucił Lukas.
- MAM!!! - wrzasneła Gloria podskakując na fotelu.
- Co?!
- Przebierzemy cię za Zorro... Łamacza kobiecych serc - rzekła triumfalnie za co
- Nie chcę za Zorro, wolę Cat Woman – odparł Lukas.

Dziewczyna zaczęła wystukiwac numer Mario.
- Dlaczego akurat do niego? - zdziwił sie Lukas.
Kto lepiej zaprojektuje strój od człowieka, który od połowy blogaska ciągle paraduje z kotami?

Od aŁtorki:
PS. ZGODNIE Z ŻYCZENIEM ZACZEŁA SIĘ AKCJA '' USZCZĘŚLIWIĆ MORGIEGO'
Pokój jego pamięci.

Sandrę obudził dźwięk jakiejś edukacyjnej zabawki Lilith ( córki Alexa ) mówiącej „Ich sehe dich, siehst du”.
Głosem Tilla Lindemanna.

Oprócz Angeli i Niny, był tak Mario, Morgi, Andreas, Gregor, trzy roześmiane kobiety, David, Martin, Gloria i Vrena ( siostra Morgiego).
Musiała być wredna.

Angela ujrzawszy siostrzenice męża natychmiast wystrzeliła z tłumu.
TAK! *zaciska kciuki*

Trzy kobiety, Gloria i Verena ruszyły w jej stronę.
Tą trzecią był Lukas dziwnie przypominający Halle Berry.

- Słuchaj… - trener zawahał się – mam sprawę…
- Eee… No dobrze… Słucham – Sandra postawiła przed nim krzesło.
- nie jestem pewny twojej reakcji… Ale postanowiłem zaryzykować – Alex spojrzał niepewnie na dziewczyne i pokiwał głową…
- O co chodzi? – spytała wiedząc że wujowi nie chce to przejść przez gardło.
- Zauważyliśmy z Tonim, że masz predyspozycję do uprawiania dowolnie wybranego sportu
*spada z fotela* Zdziwiłabym się, gdyby nie miała.

- Mam skakać? – Dziewczyna miała wrażenie że ziemia obsuwa jej się spod stóp… Przed oczami zatańczyły jej czarne plamy, a jedna z nich przypominała twarz Alexandra…
Który z dnia na dzień stał się Murzynem.

- Jak oni to sobie wyobrażają? – mruknął Mario.
- Że wejdziesz sobie po prostu na skocznię i skoczysz? – zdziwił się Morgenstern – Potrzeba lat praktyki.
Morgi, nie poznałeś jeszcze tylu Maryś co ja, więc ci odpowiem: w ich przypadku nie trzeba. One to mają we krwi.

Co wy wgl. Gadacie! – wkurzyła się Sandra – Za stara jestem! Skakać naucze się w wieku Wolfganga
Alex już ci układa kurs „400 lat w tydzień”.

- W sumie to nawet niezły pomysł – mruknął Morgi uśmiechając się przebiegle – Ile ważysz?!
Ej, no nie przy ludziach – wrzasnęła Gloria śmiejąc się z Morgisiowej bezpośredniości.
Thomas niby taki strażnik moralności, a publicznie pyta innych o wagę. Wstyd.

Eee… niech będzie moja moralna strata – 52 kg – mruknęła Sandra i zauważyła zaskoczone spojrzenia wymienione przez zebranych w pomieszczeniu.
Wszyscy patrzyli z dezaprobatą na upadek moralności wśród młodzieży. Wolfgang złapał się za głowę i mruczał coś o jego czasach.

46. Marny los skoczka
Zwłaszcza, gdy jest bohaterem fanfika.

- Co to za patry tam było? – zainteresował się z kolei Wolfgang wywołując chichoty.
Wikipedia sugeruje: Patras (…) Miasto (Colonia Aroe Augusta) założył w 14 p.n.e. cesarz rzymski Oktawian August
Wolfgang jest starszy niż sam przypuszcza.

Zadowolony, usatysfakcjonowany Morgi jako pierwszy dobiegło do willi Pointnera.
Przy okazji pozbawiając się narządów płciowych.
[Choć aŁtorka pozbawiła takowych wszystkie męskie postaci samym zamiarem umieszczenia ich w swoim opku...]

- Dobiegniesz? - Mario podbiegło do Sandry.
Jakaś nowa moda? Na kastrację?

Sandra tymczasem zatrzymała się, żeby odebrac telefon.
- Poczekac na ciebie? – rzekł Gregor podbiegając do niej.
- Nie, zaraz was sprintem dogonie.
Po drodze pobije pewnie wszelkie możliwe rekordy. Bolt już płacze.

pomyłka? – szepnęła do siebie po chwili słysząc szelest wydobywający się z głośnika.
(...)
Nagle, gdy wstawała czyjaś ręka zamknęła jej usta…
Ręka wydawała się znajoma… Na przegubie znajdował się zegarek który jakoś się Sandrze kojarzył…
Zanim jednak zdażyła sobie przypomniec gdzie widziała ten zegarek, mocny cios w skroń powalił ją na kolana.
Adam wreszcie przeszedł od słów do czynów.

Po deptaku pełnym ludzi przemykał mężczyzna niosący młodą dziewczynę, która rzekomo zemdlała…
Takiej krzepy się po Adasiu nie spodziewałam.

- Gdzie podziała się Sandra? – tknięty dziwnym przeczuciem Alex uświadomił sobie że brakuje jego siostrzenicy.
- Nie ma jej? - upewnił się. - Szybko do autokaru!

- Cholera, gdzie ona jest? – jęknął Mario.
- Może się z kimś umawia – zażartował morgi.
Hektary zarechotały.

- Wiesz gdzie jestes?
- Do cholery mówię przecież, że nie – szepnęła Sandra.
- Ale w Innsbrucku?
- nie wiem, chyba tak
- Co się stało?
- jestem uprowadzona, porwana, ratunku – jęknęła płaczliwie osoba po drugiej stronie.
Gdzie jest rycerz na białym koniu? Ktoś musi zawieźć ją do szpitala, by tam mogła dochodzić do siebie 3 miesiące!

- Czemu dzwonisz dopiero teraz?
- Dopiero mnie zostawili samą
- kto?!
-Oni – wyszeptała przerażona dziewczyna.
Jeśli porwało ją ufo, to ładne sobie obcy wyrobią zdanie o Ziemianach...

- kto mógł ją porwać? – Wolfgang jako jedyny postanowił myślec racjonalnie.
- mafia? – pisnął Mario i nie był to żart z jego strony.
- Polacy? – wrzasnęła Paulina.
- Napalony Adam Małysz? - zasugerowała Tuśka.

- ja wiem!!! – ryknął nagle Gregor.
- Tylko nie bredź, błagam – chlipnęła paulina – To nie na moja głowę.
- Fanki !!! – Schlierenzauerowi nagle zaświeciły oczy.
KWIK!!!

Ciekawski, dopiero przebudzony David podszedł do okna…
- Wiecie że tam jest Sandra? – jęknął biegnąc w kierunku drzwi wyjściowych.
Już się cieszę na te opowieści, jak to boChaterka skopała porywaczom tyłki...

- Sandra? – westchnął Alex ledwo trzymając się na nogach.
- Pić – jęknęła Sandra z trudem łapiąc oddech.
Czyli nie porwanie, a biba! Trzeba było tak od razu.

Poza rozciętym łukiem brwiowym i rozwalonej wargi dziewczyna była niewiarygodnie blada…
Przy okazji pozapominała, o co chodziło z tymi przypadkami.

Zanieście ją do domu – polecił Alex z przerażeniem obserwując swoją siostrzenicę. Gregor bez namysłu dźwignął dziewczynę.
W końcu jest to jego fanfikowym obowiązkiem.

- Boże – Mario zasłonił usta dłonią – Ona będzie żyła prawda?
*patrzy na liczbę rozdziałów pozostałych to zanalizowania* Będzie, pewnie jednak najpierw spędzi parę długich tygodni w szpitalu z Gregorem wiernie czuwającym przy łóżku.

- Zwiałam – dumna z siebie dwudziestolatka zaczęła pić wodę podaną wcześniej przez Martina.
Jak?
Na pewno chcesz słuchać opowieści rodem z filmów z Chuckiem Norrisem?

- Normalnie, nie na darmo ćwiczyło się biegi po całym Innsbrucku – Zachichotała chytrze bohaterka – A poza tym przydaje się to doprowadzanie chłopaków do porządku.
- Znaczy zabiłaś kogoś i zwiałaś? – przeraziła się Paulina.
Nie, skopała tylko paru wyrośniętych gostków (i jednego chuderlaka). Z półobrotu.

Tymczasem Morgi idacy na trening ( bo autokar taki czysty) czuł się dziwnie.
Morgi nie może spokojnie trenować, jeśli w autobusie znajdzie się choć pyłek.

- Grosz – wrzasnął Mario pokładając się ze smiechu.
- dwa grosze – rzucił Martin .
- trzy grosze – jeknął Morgi patrząc na polskie grosiki.
- Jeden zet – ogłosił Wolfgang dopijając herbatę.
- Dwa zety – burknęła Sandra tłukąc pustą szklanka o podłogę.
- Trzy zety – zachichotała Gloria szczypiac Gregora.
- Euro! – wrzasnął tamten rozmasowując ramię.
- Dwa euro – westchnął Andreas z zapałem głaszcząc mruczące koty leżące pomiędzy nim a Sandrą.
- Trzy euro – ryknął David niepewnie rozglądając się po podłodze.
Po co wypytywać ledwo żywą siostrzenicę/przyjaciółkę/ukochaną o tożsamość porywaczy, skoro można przejść do porządku dziennego i grać w tak fascynującą... grę (?).
[Ja i tak wiem, że to był Małysz].
Ale na poważnie: aŁtorka w ogóle nie wraca do tego incydentu. Czy ona w ogóle szanuje swoich czytelników?


.na której piętrzyły się narzędzia jak do egzorcyzmów… Tarot, kostki, kilka czarnych kubeczków, świec jak w zakładzie pogrzebowym i warczące przez sen koty. Poza tym również kajdanki od Andreasa, kilka łyżek, nóż, masa gazet o wróżbach
Jak na moje, to do egzorcyzmów potrzebny jest ksiądz, a on ma jednak nieco inne gadżety.

Dziewczyna usiadła na parapecie… Gwiazdy jarzyły jak szalone…
Betelgeuse w dzikim szale spalała resztki zapasów wodoru.

„ Co ty sobie myślałaś?!” zganiła siebie w myślach. Gregor – tam na dole – westchnął głośno.
Boję się zapytać, czym w takim układzie westchnął Gregor.

- Od teraz obowiązuje nakaz mówienia po niemiecku – zaznaczył trener – Bez gadania!!!
- O nie nie! Znowu germanizacja!!! – wrzasnęła Sandra. Skoczkowie którym słowo jakoś się kojarzyło ( wykrzyknięte było po polsku), zaczeli najpierw nieśmiało nucic a po chwili pewnie spiewać:
- Nie rzucim ziemi skąd nasz ród.
Nie damy pogrześć mowy
Polski my naród, polski ród
Królewski szczep Piastowy

Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz
Ni dzieci nam germanił
Potężny stanie hufiec nasz
Bóg będzie nam hetmanił


Dumni z siebie skoczkowie zamilkli.
Po prostu... brak mi słów. Jankiel ze swoimi cymbałami wysiada.

- Co to było? – jęknęła głupio Kubicka.
- „ Rota” – David ukłonił się „ publiczności”
- Pomóżcie mi usiąść – mruknął Alex…
- Wody... - zawołała Tuśka ostatkiem sił.

- Im szybciej dojdziemy, tym lepiej… Tak ciemno mi… - szepnęła Sandra zaciskając dłonie w pięści. Świat zaczął zachodzić jej czarną mgiełką…

- Oj cholera jak boli!!! – jęknęła Sandra z chęcią ugryzienia Davida ,który trzymał buteleczkę wody utlenionej. – Tak z łaski swojej to do przemywania ran używajcie trójki a nie dziewiątki
- A ostrze może być 24? - zapytał David.

- Zawsze chciałem być lekarzem – westchnął wzruszony do żywego Zauner bandażując kolano Sandry.
I sterylizując skalpel.

Sandra w asyście Mario, Moriego i Pauliny przeczesywała dom w poszukiwaniu Uny i Drake’a, które zginęły zaraz po śniadaniu.
- Strasznie dobra ta pieczeń, Gimli – siwy krasnolud pogłaskał z zadowoleniem swój pękaty brzuch. - Mówisz, że łapałeś na kocimiętkę?

Z domu wystrzeliła wrzeszcząca Nina trzymająca w rękach dwa mokre kociaki, które rzekomo zaginęły w niewyjaśnionych okolicznościach…
Krasnoludy zawsze myją jedzenie przed spożyciem.

- Prałaś je? – zachichotał Morgi patrząc na piane pokrywającą grzbiety nastroszonych kotów
- Same się wyprały – zaniosła się płaczem Nina
W krasnoludzim zlewozmywaku.

- Ale teraz zakupy – jeknęła Paulina
- nie pasują ci moje ubrania?
- Dziewczyno idziesz na spotkanie czy na w-f?
- Spotkanie
- No to wybacz ale tu niczego odpowiedniego nie widzę
- Czyli zakupy?
- Tak – Paulinie zaświeciły oczy.
*spokojnie odhacza kolejny punkt na swojej liście*

Teraz wyglądasz jak człowiek – Paulina uśmiechnęła się dumnie patrząc na ubraną w czarne rurki, rażący top i wymalowaną na gwiazdę filmową Sandrę.
- Rewelska – Sandra przejrzała się w lustrze niebezpiecznie balansując na niebotycznych szpilkach.
Patrz komentarz wyżej.

Po dłuższej chwili poprawek, Paulina zwiała na kolację tym samym zostawiając Sandrę sam na sam z jej myślami.
Nic by się nie stało, gdyby zdanie kończyło się „sam”.

- Jak chcesz. Nie wykluczam totalnego połamania na tych szpilkach i powrotu karetką – dziewczyna westchnęła.
- Albo ja cię zaniosę – zaoferował Gregor.
Gregor dobrze zna fanfikowe zwyczaje.

Nawet o tym nie myśl – Sandra zachichotała
Myśl, myśl, to tylko kurtuazja ze strony Mary Sue.

jestem egocentryczny! Jestem egoistą, jestem! Wygadany, bezczelny i oblegany przez fanki. Taki jestem naprawdę. Ale jaka jesteś ty?!
Jest Marysią, przejawia dokładnie te same cechy.

- Paulinie? Przecież ona od małego potrafiła latać w mini bez względu na porę roku. – Schlierenzauer objął dziewczynę.
- Znałeś ją od dziecka? – zdziwiła się Sandra
- pewnie… Zawsze chciała ze mna być
*liczy na palcach* Mary Sue plus Gary Stu równa się... Liściasty borze, chyba nie chcę wiedzieć.

- I co? Udało jej się?
- no co ty! Gloria brała sprawy w swoje ręce i przez jakis czas był spokój…
- Co Gloria robiła?
- Namierzała… a potem… Kto ja tam wiee
Wycelowała i strzeliła.

- A kogo mam winić?! Przeproś ode mnie Glorię. I mam pomysł… Ja wyjadę – Sandra popatrzyła na skoczka przez łzy i zdecydowanie wyrwała się z jego ramion.
- Nie możesz!
- ja tu wszystko psuje. Najlepiej będzie wyjechać – dziewczyna ocierając łzy rozmazała artystyczny makijaż.
*skanduje* Idź-wdia-bły!

Powinieneś docenić to że wyszła z Tobą CHOCIAŻ nie wygląda na to żeby pałała do ciebie jakimkolwiek uczuciem. No może oprócz litości.
To najpiękniejsze uczucie, jakim Marysia może obdarzyć zwykłego śmiertelnika.

Stół był zastawiony czterema pizzami i miseczką w której po mleku pływały płatki.
Żabką.

- Gdzie byłaś? – wrzasnął Gregor gdy tylko ujrzał coś tak niespotykanego w tym domu jak pizza.
- Ach, najpierw parę minut kąpieli słonecznej, a potem szwendałam się z koleżankami po mieście w bagażniku skutera – odparła pizza.

- Z tobą nie gadam, dla ciebie pizzy zabraknie – Sandra zdecydowanym ruchem przygarnęła do siebie pudełka.
„Nie było pizzy dla ciebie...”

- Niczego nie zepsułaś – zaprotestował Schlierenzauer
- Zepsułam, ja wszystko psuję – głos dziewczyny zadrżał.
Najczęściej opowiadania fanowskie. Nie przejmuj się, nie ty jedna.

„ Teraz zamiast w chowanego, bawimy się w chodzi lisek koło drogi… Nie ma ręki ani nogi”
Pomyślała Sandra z trudem zachowując powagę.
Mam nadzieję, że ta druga część się ziści. Jak najszybciej.

Pogrążona w niewesołych myślach dziewczyna podążyła w stronę klatki wynajętej częściowo dla Polaków, który dzielili ją z Czechami i Niemcami
Tak się zastanawiam, gdzie są te zawody, skoro sportowców przetrzymują w klatkach. Znowu KRLD?

- Cudownie – burknęła Sandra potykając się na chodniku – Mam już dosyć!
Chodniki nadal dzielnie walczą z marysuizmem.

Po całym apartamentowcu jeździł „ pociąg” utworzony z polskich i nie tylko skakajców.
Którzy raz po raz obijali się o kraty.

- Zabierz się z nami
- A kiedy jedziecie?
- Jutro ( czytaj : poniedziałek)
My dobrze wiemy, jak się kończą te wszystkie „od jutra” czy „od poniedziałku”.

- A w Kuusamo będziesz ?
- Nie wiem. Zobaczy się… W Hakubie nie byłam. Nie mam ochoty zlatać całego świata.
- Ale w Kupio będziesz prawda?
W kupie siła.

- Co u Adama? – Sandra nagle posmutniała
- Jest strasznie wkurzony ale się trzyma.
Ciągle pamięta, jak Sandra skopała mu tyłek. Z półobrotu.

Zadowolony Maciek nie ceregieląc się zadał następne pytanie:
- A czyj charakter ci się podoba?
- A co to spis rolny jakiś?!
- Oj weź powiedz! Ja sobie tego życzę
- Dobra... Bardzo lubię pewne cechy charakteru kukurydzy, ale ona też nie jest idealna. Chyba najbardziej podoba mi się owies.

marnie Kocie – podsumowała Sandra – Znaczy się wolny Strzelec?
- ja jestem marcowy – mruknął maciek
*wyobraża sobie marcującego się Macieja Kota* To chyba jest karalne?

- jaki masz znak zodiaku?
- Baran – mruknął maciek, Sandra zachichotała.
- A ja Strzelec, wolny Strzelec właśnie
Moim skromnym zdaniem konstelacja Strzelca wygląda jak czajnik i ta interpretacja bardziej mi pod boChaterkę pasuje.

- Taaaaaak myślisz?
- No pewnie
- Ty Kocie jednak masz łeb
A nawet kręgosłup i kończyny.

- Sama bym na to nie wpadła chyba. Za mało czasu mam na myślenie
Tak to sobie tłumacz.

W skrócie: do boChaterki przyjeżdża jej siostra przyrodnia (jak możecie się łatwo domyślić: głupia i pokryta kilogramem szpachli), dziewczęta o czymś rozmawiają, po czym nasza Marysia Zuzanna postanawia wrócić do domu. I gdy już się cieszycie, że może to już koniec, następuje...

jest sprawa ale powiem jak wrócę – mruknęła Sandra
…taka przykrość.

- Nie wiem, badyle podlewaliśmy – Gregor poszedł na górę. Po kilku minutach zbiegł na dół
- Nie ma jej rzeczy! Ani kotów nie ma! – dramatyzował
„Co będziemy jeść?!”

Teraz nagle wyskakuje Książe z pudełka a księżniczka zwiała – wymamrotał Koffi – Sorry to był spontan.
Spontaniczne tworzenie związków frazeologicznych.

- A gdzie mieszkają?
- W Warszawie.
- Skąd wiesz?
- Bo ja mam wgląd w dokumenty ojca, a on nie koniecznie powinien o tym wiedzieć
*wyciąga dowód osobisty rodziciela* Też chcę mieć wgląd w dokumenty ojca.

Innsbruck tej nocy wyglądał jakoś inaczej. Z perspektywy Gregora był nieprzyjemny i odpychający. Nie lśnił tak jak jeszcze dzień wcześniej, bo najjaśniejszy promyczek poszedł nie wiadomo gdzie…
Fotony uleciały gdzieś na drugi kraniec Wszechświata.

Do domu nie chciał wracać bo i po co?
Znowu wysłuchiwać arcymądrych rad Lucasa?
O tym, jak dobrać dodatki do sukienki.

- Stało się coś? – skoczka tknęło dziwne przeczucie
- Tak! Ja w końcu coś zrozumiałem! – wykrzyknął Gregor, w kilku oknach zaświeciły się światła
Czy są to może... zasady interpunkcji?

Że… - Gregor uśmiechnął się rozbrajająco – że nie potrafię bez niej żyć
Brawo, Gregor. Cieszy mnie to, że dostrzegłeś, jak istotne jest poprawne dzielenie zdań.

- A co ona na to?
- Jeszcze nie wie
- A co jeśli cię… - Mario zawahał się – odrzuci?
- To się utopię w Wiśle – zawyrokował Schlierenzauer
Spokojnie, matka interpunkcja dba o swoje dzieci. Na pewno przyjmie cię z radością.

Taaaaak – Gregor spojrzał w niebo. Rozbłysły tam miliony gwiazd ale tej jednej najważniejszej nie było…
*wygląda przez okno* Na moim niebie bez zmian.

„ Gdzie jesteś moja Sandro gdzie?
Ukradłaś mego serca czar,
czy po tym świecie błądzisz wciąż
szukając szczęścia swego bram?”
LOL.

- Postaram się ale niczego nie mogę obiecać. Powiesz o co chodzi?
- Eee… Słyszałaś pewnie, że w Wiedniu będzie wystawa moich zdjęć…
Zastanawia mnie, ile jeszcze ukrytych pasji Schlierenzauera odkryję, czytając wyłącznie opka.

- Chciałbym się tam pojawić, ale nie mam osoby towarzyszącej i…
- Ja mam nią być?! Nie masz nikogo innego?
- Właśnie nie bardzo
- Blondyna się przebierze
- Którego?
- Innauera, słyszę że tam za tobą chichocze, daj go do telefonu.
- Słucham? – zachichotał Mario
- Te blondyn? Przebrać się masz za kobietę jasne?
- Ja!?!? – zadławił się Innauer
Właśnie, dlaczego akurat Innauer, skoro macie pod nosem kogoś, dla kogo przebieranie się za kobietę to chleb powszedni?

Morgi obudził się z bardzo dziwnym przeczuciem… Zazwyczaj zasypiał na śniadanie i tym podobne duperele.
Dla niego liczyły się jedynie przeżycia natury estetyczno-duchowej.

Ale nie tym razem… Zamiast śnić o niestworzonych rzeczach Thomas usiadł na łóżku i zaciciał.
Słucham?

- Pa, mam nadzieję że jeszcze się w tym roku zobaczymy… Albo pal sześć! Zapraszam cię na sylwestra co ty na to? – Edyta uśmiechnęła się szeroko – No wiesz… Z osobą towarzyszącą rzecz jasna.
- Postaram się, ale wiesz jak to jest. W okolicach końca roku są zawody i wypadałoby na nich być
- Oj tam… Zawody… Urwiecie się ten jeden raz
Pewnie, Turniej Czterech Skoczni jest co roku, a Sylwester tylko raz na rok!

Świetlnej przyszłości – Edyta rzuciła tekstem jakby rodem z „ Gwiezdnych Wojen”
A to nie było coś o mocy?

Na skrzyżowaniu też nie było zbytniego ruchu. Kierowca przypadkiem nadepnął na pedał gazu. Silnik zawył, osoby siedzące w busie odrzuciło do tyłu.


TRRRRACH ! ! !

Bus obrócił się kilkakrotnie po czym wylądował w rowie.
*ziew* I tak wiem, że nic z tego nie wyniknie, a nawet jeśli, to aŁtorka nie raczy tego wyjaśnić.

Zanim Sandra straciła przytomność, ze wzruszeniem przyswoiła sobie że jej koty nie zostały ani troche poszkodowane…
*parsk*

- Czy ja powiedziałem coś śmiesznego?
- To ja – mruknął Mario swoim głosem
- Mario – wykrzyknął Andreas skupiając na sobie spojrzenia oglądających – Zdrowaś Mario, łaskiś pełna… Pan z Tobą…
Austriaccy skoczkowie, z tego co zdążyłam zaobserwować, prowadzą bardzo głębokie życie religijne.

Do roześmianych skoczków podbiegł przerażony Morgi.
- Chłopaki! Coś się stało. Ja to czuję. Od rana mam dziwne przeczucie…
Sauron mu pozwolił porozglądać się trochę swoim okiem.

- Sandra jest w szpitalu… Miała wypadek – wychrypiał Gregor po czym rzucił się biegiem do wyjścia. Już po 30 minutach wszyscy skoczkowie byli zmobilizowani i w drodze do Warszawy.
Lufthansa podstawiła specjalny samolot, by Gregor mógł nieco szybciej zacząć warować przy łóżku Marysi.

- Christina nie wylądowała w szpitalu – Gregor zacisnął usta. Oczy zaszły mu mgłą.
- Dla mnie Christina przestała istnieć tak jakby umarła, a to jest jeszcze gorsze – zapewnił Morgi
Gregor zaczął analizę i interpretację jego słów w odniesieniu do danej epoki.

- Boże, Boże – Gregor spojrzał na GPS
I Bóg stworzył autostradę wprost do szpitala.

- A teraz radzę wam zamilknąć… - Loitzl głośno przełknął ślinę – Zbliżamy się do Polski.
Na to Gregor westchnął po czym wstrzymał oddech…
Ciekawe, czy na wjazd do Polski każdy tak reaguje.

- Przeżyjesz – mruknął Mario – A terazpójdziemy po jakieś kwiaty.
- Ale nie kupcie wieńca pogrzebowego – ostrzegłWolfi
*z uśmiechem unosi kciuki do góry* Dobre!

- Panowie do Sandry? – kobieta uśmiechnęła się
- T… tak – mruknął nieśmiało, po polsku Mario
- Możecie wchodzić po dwóch dobrze? –pielęgniarka oddaliła się powoli
Są jakieś normy ustalające liczbę skoczków na metr kwadratowy w placówkach służby zdrowia?

- A macie złotówki? – zainteresował się Wolfi
- Coś wysupłamy – uśmiechnął się Zauner wstając
- Będziemy dziadować? – zaszokował się Koch –Nie do wiary
- Robisz tak – poinstruował David po czymzrobił cierpiętniczą minę i zaczął chrypieć – Daj pieniążka, daj pan pieniążka!


- Gdzie można odzyskać koty pacjentki?
Muszę pamiętać, by nigdy nic nie jeść ani nie pić podczas analizy.

Sandra wyglądała jakby była pogrążona wgłębokim śnie. Przez ten dziwny sen uśmiechała się jakby. Gregor usiadł obokniej na łóżku. Dziewczyna oddychała miarowo…
„ Taka spokojna jak rzadko” chłopak uśmiechnąłsię do siebie.
- To wszystko moja wina – westchnął – Gdybymcię wtedy nie sprowokował wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. A ty niewylądowałabyś w szpitalu…
*ocierając łzę wzruszenia odhacza kolejny punkt na liście*

- Ty się BUDZISZ! – jęknął Gregor. Dziewczynazmrużyła oczy.
- Cześć – chłopak uśmiechnął się pogodnie.
- Kim ty jesteś? – wychrypiała Sandra wyrywającswoją dłoń z dłoni Schlierenzauera.
Nie chcę nic mówić, ale... przeczuwałam coś takiego.

Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam – zapiał Mario widząc że Morgi już nie śp.
Morgi potrafi ożywiać nawet sam siebie! Wolfgang ma poważnego przeciwnika w rywalizacji na długowieczność.

Blaski, cienie i Śródziemie, cz.2

|
W zeszły weekend sezon narciarski oficjalnie się skończył, ale to nie przeszkadza nam w towarzyszeniu Austriakom w ich podróży po Europie.
Co tym razem nas czeka? Pośpiewamy kolędy, Małysz nadal będzie napalony, Morgi odnajdzie swą prawdziwą tożsamość, a odkrycie faktu, że jest bohaterem blogaska, popchnie go do tragicznych czynów.

Otworzyłąm oczy. Zorientowałam się, że jestem obłożona kotami…
Dostała śniadanie do łóżka. Tylko jak tu teraz na nie zejść?

Może mi ktoś wytłumaczyć co to znaczy? – wyjrzałam na niby korytarzyk.
Skręcając nibyszyjkę.

Zauważyłam że Morgi ma lekko sine oko…
- Biłeś się z kimś?
- Tak, z prawdą – oznajmił sucho.
Upoetycznienie Morgensterna postępuje z zawrotną prędkością.

- O co? – byłam coraz bardziej ciekawa.
- O moralność.
*upada na podłogę* I sprawiedliwość!

- Nie przesadzaj. Chodzi o naszą rozmowę o moich kolorowych oczkach?
- Mhm – skruszony Morgi pokiwał głową.
Morgi uznał, że zmienianie barwy tęczówki jest niemoralne i dostał w twarz od aŁtoreczki.

- Tylko kto tu wzywał Polaków???
Ludzie w potrzebie! Wyświetlili na niebie orła w koronie, a że akurat wszyscy Polacy byli zajęci ratowaniem świata poza Stochem...

- Śniadankooooooooooo! – wrzasnął wchodzący Mario.
- O żesz!!! Chyba śnię! Pizza?! – krzyknęłam i spadłam na podłogę.
A co z kotami? Nie wolno wyrzucać jedzenia! Morgi wie, że to niemoralne.

Już jedząc zaczęłam swoją filozofię…
- Ile jeszcze mamy tu koczować?
Filozoficzne spojrzenie na ludy nomadyczne.

- Noo – Morgi zapchał się kawałkiem pizzy. Sara zaczęła arię z opery własnego pomysłu.
Wkrótce dołączył do niej duet oraz chór.

Kociak ziewnął uroczo i przeciągnął się.
- Coś pod to – wpatrzyłam się w ślepe kociątko.
„Jakaś zakąska na przykład”.

- He He – zaśmiałam się sztucznie – widzisz tu gdzieś sale? – rozejrzałam się dookoła. Niebiesko- pomarańczowy wystrój dodawał pewności siebie.
Zaś zielono-fioletowy dodawał +10 do zmiany koloru tęczówek.

- Mamy załatwiony hotel – wesolutki jak skowronek Toni wbiegł do autokaru.
„Ma wspaniałą stołówkę!”

- Jest tylko jeden malutki problemik – Toni wskazał na autokar – Kierowca się zatruł.
Kot był nieświeży.

- czyli? – Mario chyba wiedział co to znaczy.
- Piechotka – Alex usiadł na schodkach wejściowych.
Coś jak salmonelloza, ale wywoływana przez wiroidy przenoszone przez koty. Są nieszkodliwe, jeśli się kota dobrze przypiecze.

 Idąc chodnikiem wyglądaliśmy prawdopodobnie jak wyrośnięta wycieczka szkolna. Ludzie prychali lub dla odmiany pukali się palcami w czoła. 
- Może nie powinniśmy zakładać tornistrów i brać worka na buty? - zapytał Kofler.
- Nie marudź, tylko łap mnie za rękę – odparł Gregor.

Do Schlierego podleciała jakaś wytapetowana nastolatka ( wyglądająca na jakieś 13 lat) i poprosiła o autograf. Speszony Schliere uśmiechnął się tylko.
I spróbował odkleić tapetę.

- Idźmy już – syknął Wolfgang. - Jeszcze mi wstydu nie narobiliście?
„Naprawdę, nie pamiętam takiej hańby, odkąd w 1782 król Staszek odmówił mi zaproszenia na obiady czwartkowe, bo uznał, że jako 150-latek zawyżam mu średnią wiekową gości i to robi mu nie najlepszy PR”.

- AaAaAaAa! – David potknął się o dośc nierówny chodnik i wyrżnął tuż przed nami.
Ojciec Mateusz wyciągnął rower ze schowka.

Nagle Koffler pisnął tylko:
 - Gliny 
I kapłan na rowerze.

- Czy on na nas dziwnie patrzą? – szepnął Manuel.
- A dziwisz się? – syknął Wolfi wyprowadzony z równowagi – ciągle błaznujecie!
„A zaręczam, że niejednego błazna już w życiu widziałem, a Stańczyk to kumpel mojego starszego brata!”

 Koffler się drze, Zauner się drze, koty Wrzeszczą jakby im mewy nalot robiły! A my idziemy jak pijaki – całym chodnikiem. Ale oczywiście to nie na nas się dziwnie patrzą. Może jakąś starowinkę porwało UFO!
Od razu – starowinkę. Przypomnieć ci, jak ty miałeś 120 lat?

- Tak, tak – Koch powiódł wzrokiem po naszej bandzie. – Koledzy trochę gorzej się czują.
- Taki upał i wgl. – uśmiechnęłam się.
Taki upał, że aż samogłoski topnieją.

Wcześniej gdy doszliśmy do „Kolii” okazało się, że musimy sobie sami gotować.
Stołówka była zamknięta. Na szczęście naprzeciwko znaleźli bar mleczny.

Gregor specjalizujący się w tej dziedzinie zażądał jagód, mąki, jajek itp.
Z tego wynika, że podstawowym składnikiem diety Schlieriego są jagody. Czyżby leśny człowiek?

 Wysłani po produkty niezbędne do przygotowania jedzonka okazali Się ciamajdami jakich świat nie widział. Rozwalili jajka i rozsypali mąkę.
A co z jagodami?!

 Jagody dotarły w całkiem dobrym stanie.
Uff, całe szczęście, że zapewnili sobie chociaż minimum egzystencjalne.

- Zaraz kichnę – ostrzegł Koffi.
- Możesz nas nie informować co się dzieje w twoim zakochanym organizmie ? – warknął Wolfgang
„W XVII wieku za takie rzeczy dostawało się parę razów batogiem”.

- Nie wariujcie! – Martin odwracając się strącił miskę z jagodami. Owoce rozbiegły się po caaaaałej kuchni.
I co teraz będziecie jeść? Marsz polować na koty!

- Idioci! Bałwany! – pieklił się Wolfgang ( drugie określenie bezbłędnie tyczyło się Białego Moriego)
Bo Moria też chciała mieć swoich Magów Wielu Barw.

Thomas był dwukolorowy( z góry obsypany mąką, na dole wymoczony sokiem jagodowym) 
Thomas Biały, Thomas Szary, Thomas Fioletowy...

 Gregor pilnował zdradzieckich pierożków które już pluskały się w wodzie. 
Usiłując wymknąć się z garnka.

Zauner idący ze szklanką mleka zbił naczynko i robotę trzeba było zaczynać od nowa.
Poszedł krwotok wewnętrzny.

Mianowicie nalał wody do garnków i zaczął poilewać obiekt zniszczeń czym podpadł Martinowi, który był bezczelnie podtapiany.
W dodatku zmarnował kupę oleju.

Lećże po białą farbę do sklepu – polecił Morgi siłujący się z (nierównymi jak się okazało) nóżkami taboretu.
Thomas, użyj magii, od czego masz tę laskę?

- A dokładnie 136 pierożków. Po… 11 dla każdego – wyjaśnili Manuel i Wolfgang…
„Jakie szczęście, że jest nas dokładnie 12,(36) osoby!”

Zadowolony Koffi wyszedł na korytarzyk. Za nim wybiegł rozentuzjazmowany Arthur.
- Będzie burza! – śpiewał skacząc dookoła Alexa.
- A trening? – burknął Pointner.
- A Otello? - mruknęła Tuśka.

 Zajęci tym Thomas i David ( czytaj: słynny duet) nie umilali czasu swoimi ariami.
Nawet i słynni dwaj tenorzy muszą kiedyś odpocząć.

Snując się od okna do drzwi boleśnie obijałam się o ściany. Łazienka maltretowana w ten niecodzienny sposób rzucała mi kłody pod nogi.
Brzmi jak scena z gry komputerowej.

Tylko dwudziestoletnia twarz z rozmazanym makijażem. Czerwone oczy jak u królika i … nic poza tym. 
Czyli zmianę barwy tęczówek na czerwoną mogę już odhaczyć?

Czy przyszedł czas po użalać się nad swoją urodą której tak naprawdę nigdzie tu nie widać? Stanowczo nie!
„Wszak jestem Marysia Zuzanna!”

Nienawidzę picia wrzątku, ale mogłam się wcześniej zastanowić co robię. Nieproszony, mądry Wolfi przybywa z dobrą radą…
Ktoś tu musi odegrać rolę starego mędrca.

W dłoni trzyma szklankę a w niej piętrzą się jagody które ocalały.
Stare, praprababcine sposoby.

 Z korytarzyka dobiegają stłumione dźwięki. Z tego co słysze Thomas chce wyskoczyć przez okno. „ Samobójstwo w wyniku doznania szoku słonecznego? „ – przebiega mi przez myśl.
Ewentualnie dowiedział się, że występuje w blogasku, i to w roli rozpoetyzowanego maga.

Podnoszę się z podłogi i czołgam do pokoju 27 gdzie Morgenstern coś wymyśla. Nawet na wpół żywa mage tam trafić
To magia Thomasa Białego tak działa.

W końcu otwieram drzwi i spostrzegam Moriego wychylonego przez okno. Dookoła zebrani są wszyscy członkowie kadry.
- Ja cie błagam ty się opamiętaj! – jęczy David. Niemalże klęka pod parapetem. Niewzruszony Morgi nawet nie drga.
*trzyma kciuki za Morgiego* Nareszcie ktoś wykazuje choć elementy zdrowego rozsądku.

- Nie to już postanowione – mówi Thomas nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem .
- Że taki skoczek jak ty ma umrzec w tak beznadziejny sposób? – prowokuje i w końcu widzę rekację.
Oczy Thomasa błyskają wściekle.
- To moja sprawa jak zginę. Nie interesuj się.-  odcina się.
„I daj mi dokończyć mowę pożegnalną! Nie mogę znaleźć rymu do 'blogaski przeklęte'.”

Ale to już przereklamowane – prycham ironicznie – Postarałbyś się bardziej – kątem oka dostrzegam karcące spojrzenie od Alexa. 
Nadziej się na przykład przypadkiem na nóż. I tak 7 razy.

. Thomas wzdycha głośno i wciąż patrząc w dół przerzuca nogi na druga stronę ( czyli do pokoju)
Dzięki, aŁtorko, już myślałam, że zakładał je na futrynę.

- Myślisz że bym nie skoczył? – zaczepia Morgi.
- Wiem, że jesteś na tyle bezmyślny, że odważyłbyś się to zrobić – prycham sarkastycznie i odchodzę czując że dolegliwości po zjedzeniu niezbyt skomponowanego zestawu zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Albo dwumetrowej laski. Morgi mógłby ją zacząć lepiej wykorzystywać i, przykładowo, przyłożyć boChaterce.

 Tymczasem większość osób przebywających na terenie „ Kolii” zgromadziła się w kuchni ażeby odetchnąć chłodnym powietrzem z lodówki.
*wyobraża sobie tłumy zgromadzone przed otwartą lodówką rozkoszujące się chłodnym powiewem* LOL.

- A czym jedziemy? – zapytałam tępo
- Samochodami – rzucił Alex. Toni gdzieś dzwonił.
- Aaaa – westchnęłam głośno – Jakimi?
- Moją Hondą i Toyotą Toniego – wyjaśnił cierpliwie Alex.
( dla uściślenia :
   - Honda FR-V 2.2i – CTDi Komfort
   - Toyota Hilux )
Bo bez tej informacji byśmy nie przeżyli.

- A tak wgl. To co my mamy zwiedzać? – zwróciłam się do skoczków.
- Naturę – uśmiechnął się Andreas
- A dokładniej?
- Wywożą nas gdzieś na zieloną trawkę – wyjaśnił Mario
- Ahawa – mruknęłam
Po japońsku.

Mario zaczął gadac coś o kotach które już miały otworzone oczka.
Jeszcze trochę i będzie można je wsadzić do pieca.

Słyszałam wrzaski dobiegające z wnętrza samochodu… Nagle cos się stało….
                                                           …….
                                               …….
                                          ……
„Zaatakowała nas armia klonów znaków interpunkcyjnych”.

Samochód Alexa wykonał dziwny manewr.
Gwałtownie skręcił w prawo i wjechał na sąsiedni pas…
Został potrącony z dwóch stron.
Biedny samochód. Swoją drogą, czy motyw z próbą samobójczą Morgiego jest już nieistotny?

Alex miał nieco rozciętą wargę i kilka zadrapań na rękach, Thomas ranę na skroni. Z samochodu był wyciągany Gregor – z nim jednak było najgorzej. Potłuczona prawa ręka, przecięty łuk brwiowy… 
Ale przecież to samochód został potrącony!

Z Hondy o własnych siłach wyszli jeszcze Martin z
                              Manuelem…
                                                  ……
                                                 …….
Za nimi armia kropek wziętych jako zakładnicy.

Czym teraz będziemy jeździć??? – wszystkich to zastanowiło.
Yeah, but... what about Boomer?

- Nie nie nie moi drodzy! Zostajemy przy mojej Hondzie. Przynajmniej do października – ogłosił Alex – A z resztą… autorka niedługo nam podstawią
Właśnie, aŁtorka zaraz wam załatwi jakieś super wypasione auto.

Do października coś znajdziemy – Andreas puścił oczko do Thomasa, który omal się nie zadławił Red Bullem…
Morgi naprawdę źle znosi fakt, że jest bohaterem opka...

 Zza rogu wyszła ładna blondynka. Ubrana w jasne jeansowe szorty i biały top podkreślający brzoskwiniową opaleniznę. Nogi do nieba, włosy do pasa – tak zwykłam określać wszystkie wymodelowane lalki… 
Dodaj, że była głupia, nie możemy pozwolić, by ktoś odebrał Marysi prawo do budzenia powszechnego zachwytu.

Pomimo swojej zniewalającej urody ta kobieta zmierzała w naszym kierunku.
Każda inna ładna kobieta na widok Mary Sue ucieka, gdzie pieprz rośnie. Nazywamy to instynktem samozachowawczym.

Poznajcie Paulinę – Mario wyciągnął rękę do dziewczyny. Arthur ukradkiem przetarł oczy jakby nie wierząc że takie cudo chodzi, a nie fruwa nad ziemią. – Paulina jest Polką i pochodzi z Łeby.
W Austrii coś częstawo wzywają Polaków na pomoc.

Okazało się, że dwie „ nowe” mają towarzyszyć skoczkom i mi podczas podróży…
Alex chyba chce przekazać geny swoich podopiecznych dalej.

Marta nawet przypadła mi do gustu, natomiast zapatrzona w siebie Paulina – wcale.
Coś czułam, że jej celem jest zrobienie biura matrymonialnego z kadry.
Akurat ona jest środkiem do tego celu.

Marta okazała się znawczynią kociąt ; ) jej ojciec był bowiem weterynarzem z upodobania 
Po co ja się męczę na uniwerku, skoro mogę zostać weterynarzem z upodobania?

- Hej! Hej! Moi drodzy co to za porządki? – Alex rozejrzał się. Umilkliśmy wszyscy.
- Chyba musimy znaleźć wam jakieś pożyteczne zajęcie. 
- Po lewej znajdują się sypialnie. Bierzcie się do roboty – zakomenderował Alex.

Paulinka zaczęła piszczeć…
- Pewnie jej krostka na nosie wyskoczyła – zachichotał David.
- Jak na wiedźmę przystało – dodał ubawiony Thomas. 
Thomas odnalazł swoją bratnią duszę, razem będą zgłębiać arkana magii.

Marta tymczasem zaglądała w każdy kąt szukając swojego ręcznika który w nieznany sposób dostał się w ręce Davida i został wysłany w przestrzeń kosmiczną.
Jako dowód, że na Ziemi istnieją nie tylko inteligentne formy życia.

Jak na złość nigdzie go nie było.
Właśnie śmigał przez pas Kuipera.

 Niepocieszona Matuleńka poszła po pomoc do Andiego Kofflera
- Jezus malusieńki, leży wśród stajenki - zanuciła.

 Ręcznik odnalazł się… Wisiał przywiązany do niby barierki.
Oznaczającej granicę Układu Słonecznego.

Przed ćwiczeniami: ( zmiana punktu widzenia : NARRATOR os.3)
Dobrze, że Prus w „Lalce” robił to subtelniej...

- Jestem Jarvis – przedstawił się ciemnooki brunet – Przyjechałem z Birmingham.
- Ooo! Na zamku mieszkasz? – ucieszył się Manuel.
Dobrze, że nie jest z Oświęcimia.

- To ty jesteś THOMAS MORGENSTERN?!!! – krzyknął Jarvis.
- Do tej pory tak mi się wydawało, ale teraz nie jestem tego taki pewny – odparł zszokowany, ale dumny Morgi.
- Odkąd jacyś dziwni ludzie zaczęli mnie nazywać Białym Czarodziejem – dodał po chwili.

Po drodze Gregor otrzymał tajemniczego sms’a. Wybuchnął dzikim śmiechem i szepnąwszy Thomasowi nowinkę zaczął tańczyć z nim jakąś polkę.
Gregor dowiedział się, że wygrał casting do Drużyny Pierścienia.

 A tak serio… Chodziło o to, że…
- Kamil Stoch ma ślub w sobotę! – zaśmiała się Marti.
A Gregor jest jego tak bliskim kumplem, że z radości się prawie posikał.

Oczywiście obiekt na którym miały odbyć się zawody był nieustannie najeżdżany i oblegany przez najrozmaitsze kadry. Gdzies w tłumie migał słynny wąsik Adama Małysza... 
Adam się nie poddaje!

 Przy skoczni zbierały się watachy dziennikarzy, a także wierni fani i mniej wierne fanki ( przynajmniej niektóre).
Ciekawe, czy niektóre bardziej wierne fanki mają dostęp do słownika.

- Uwielbiam cyrk - jęknąła Sandra czytająca " Neue Post" 
I „Washington Zeitung”.

Po długich pięciu godzinach spędzonych " na mieście" dziewczyny stały sie posiadaczkami pary fatałaszków za to Gregor  i Mario wrócili z kilkaom siniakami.
Pobiły ich likaony.

- Trochę dużo ale ja tego nie będę jadła - zaśmiała się Sandra i resztkami sił powlokła sie w kierunku domku POLAND. Drzwi otworzył A. Małysz.
- Oo Sandra.
Uśmiechnął się niedwuznacznie.

 Tak. Dzień Dobry wieczór - przywitała się.
- Widzę że masz coś dla nas 
- 2x pizza, 2x zestaw sałatkowy i herbatki - zdechnięta Pointnerówna podała pudełka i buteleczki Mistrzowi Polski.
-Nie o to mi chodziło - odpowiedział, a perwersyjny uśmiech nie schodził mu z ust.

Od aŁtorki: *Ten rozdział miał być dodany wczoraj ale burza pokrzyżowała mi polany.
Wymieszała je wszystkie i biedne zajączki i inne sarenki nie mogą znaleźć swojego żerowiska.

Drugi skok Morgiego był znacznie lepszy… Może 103 m to nie szczyt marzeń ale na pewno przyzwoita odległość.
Chyba, że skaczesz w Planicy.

[tu aŁtorka plecie jakieś fantasmagorie o poprawinach u Stocha i psach zmieniających się w barany. Doznałam takiego mindfucka, że dochodziłam do siebie pół dnia]

W końcu autokar ruszył...
" Najpierw Warszawa( Lotnisko) potem Łeba. A na końcu obieramy kierunek Courchevel"
Rozumiem, że w Łebie będą się relaksowali? Pewnie, co roku tylko te Seszele i Malediwy, pora w końcu wyskoczyć na jakąś egzotyczną wyprawę.

- Sto lat, sto lat niech żyją, żyją nam... Nieeech żyyyyją naaam - wyćwiczona do perfekcji piosenka zagłuszyła rozmowy wokół skoczni HS 132 w Courchevel.
Skocznia była wzruszona, że ktoś pamięta o jej święcie, choć nie ma konta na Facebooku.

Sandra wypełniwszy swój "obowiązek" rozejrzała się ze smutkiem. Małysz którego kibicka była od lat ruszył w towarzystwie polskich skoczków do domków. Gdyby była zdeterminowana pobiegłaby za nimi...
Myślę, że za taką determinację mistrz byłby wdzięczny.

Siostrzenica trenera była strasznie zdezorientowana... Jakby trochę ogłupiona tymi 125 m Adama...
Adam w locie rozpylał gaz ogłupiający. Żeby mieć później łatwiejszy dostęp do ofiar.

 Ze smutkiem pokiwała głową i ruszyła niezauważona w stronę domków gdzie nie czekał na nią nikt. A przecież mogło być zupełnie inaczej...
Deweloperzy mogli sprzedawać mieszkania jak ciepłe bułeczki. Niestety, nastał kryzys...

Andreas niby to od niechcenia przerzucał zdjęcia z aparatu na laptop zaśmiewając się do łez z poszczególnych
Laptopów.

Wolfgang pojmawszy piszczącego Teuera próbował zagłaskać rozrabiakę na śmierć.
W pewnym wieku już nie kontroluje się siły nacisku.

- Możemy dla rozrywki wyskoczyć nad jezioro
- Albo do lasu – uśmiechnął się Schlierenzauer.
- I to jest bardzo dobra myśl – zauważył wspaniałomyślnie Toni Innauer.
- Ale nad jakie jezioro? – zainteresował się Koffi.
- Takie na Wyżynie Lubelskiej może? – mruknęła Sandra.
Przecież Lubelszczyzna to kraina tysiąca jezior...

- Daleko to?
- Drugi koniec Polski, ale..
- Bez gadania – Jedziemy – zadecydował Wolfgang będący w wyśmienitym humorze.
- Jesteśmy w środku sezonu, ale zawsze marzyłem, by zobaczyć słynne jeziora Wyżyny Lubelskiej – rozmarzył się Wolfi.

Niestety telepatia nie była mocną stroną Alexa tak więc musiał wrócić do bardziej przyziemnych spraw takich jak uspokajanie Manuela który walnął Zaunera w łeb z byle powodu
Widzę, że zadawanie się z boChaterką rzuciło się na głowę co poniektórym.

Przeszczęśliwy Koffi piastujący w dłoniach aparat
„I Józef Święty, i Józef Święty ono pielęgnuje!”

Zwariowac można – westchnął ciężko Morgi i wyręczając Mario Innauera ( który udawał nieprzytomnego) zgarnął po drodze wszystkie koty i poszedł po mleko.
Ktoś musi dbać o wyżywienie na wycieczce.

Sandra postanowiła przynieść jedzenie reszcie  ( ratując całą szafkę herbatników przed Schlierenzauerem który miał ostatnio obsesję na punkcie tych kruchych ciasteczek) 
I anoreksję trafił szlag.

i potykając się o graty leżące na podłodze dotarła do niby kuchni. W pomieszczeniu jak zwykle bajzel , że nie było gdzie nogi postawic.
Nie mówiąc już o nibynóżkach.

 Mam problem, wielki problem… - Gregor poparzył się herbatą i zlękniony spojrzał na skoczka siedzącego obok.
- Mogę ci jakos pomóc?
 
(...)
- Bo widzisz… - odezwał się Morgi po dłuższej chwili. Chłód i ból bijące z twarzy Thomasa poraziły Schlierego, który już się domyślał co jest przyczyną zachowania kolegi… A raczej kto…
Ja też już wiem. Choć notka się w tym miejscu urywa.

 Skoczkowie z zaciekawieniem rozejrzeli się dookoła. Nad jeziorem było pusto i chłodno. Trudno się dziwić o 5:00 rano.
Za to o szóstej przychodzi to z łatwością.

- Może się rozłożymy gdzieś? – zaproponowała Sandra.
6 stóp pod ziemią na przykład.

Woda jest extra – ryknął Mario i zanurkował.
„Uwielbiam jej wspaniałe właściwości kohezji i adhezji oraz napięcie powierzchniowe”.

Nastepnym punktem był wymodlony przez Gregora las. 
Bóg dokonał aktu ekspresowej kreacji, ponieważ był fanem Schlierenzauera.

Zachwycony Schliere niemal lewitował.
- Gloria in excelsis Deo! - krzyknął ku niebiosom.

Alex zabrał głos:
- Te! Ale tylko mi się tu pogubicie to z ochotą poddam się radosnej twórczości i na własne oczęta zobaczycie jesień średniowiecza 
Pointner fascynował się malarstwem średniowiecznym.

 Toni pokręcił głową i mruknąwszy „ co się tym młodym z głowami robi” popędził syna
Na pastwisko.

Mario wlazł w jeżyny, a raczej wpadł. Podrapany i zmęczony wyciągnął z krzaczorów dwa duże prawdziwki z duma prezentując je pozostałym.
Zaraz, to jaką mamy porę roku, bo się pogubiłam? Może to Pointner wymodlił jesień, bo koniecznie chciał ją namalować?

Zbiry były imponujące.
Dwa metry wzrostu, szeroka klata, żelazne bicepsy...

 Zachwyceni lasem Austriacy segregowali grzyby : 26 prawdziwków, kilkanaście kurek i calą masę innych gatunków grzybów jadalnych.
*patrzy z nadzieją* A ile niejadalnych?

Marta i Arthur szeptali sobie w najlepsze. Margi przebudzony w międzyczasie cos tam gadał do Gregora. 
Marta i Arthur z pewnością zastanawiali się, skąd wzięła się u nich w autobusie Margi Clarke i dlaczego zmieniła płeć.

- Sandra ? – na dźwięk swojego imienia dziewczyna zacisnęła oczy.
Normalna reakcja. Zwłaszcza, jeśli wywołanie imienia zapowiada odpytkę przy nauczycielskim biurku.

Sandra… Ja przepraszam… - szepnął Gregor i usiadł na swoim łóżku. Dziewczynie zrobiło się żal. Strasznie żal, ale postanowiła nie reagować… Przemyśleć…
Mnie też jest żal Gregora, skoro przeprasza, a nie wiadomo, z jakiego powodu.

Nagły Huk miażdżonej suszarki poderwał Sandrę na nogi. To Koffler spadł z łóżka… Akurat na suszarkę Sandry.
Prędzej zrzucona z wysokości łóżka suszarka zmiażdżyłaby statystycznego skoczka narciarskiego...

Dla wszystkich śpiących huk był dźwiękiem rozpoczynającym nowy dzień…
Zawsze czekam, aż ktoś znajomy spadnie na suszarkę w mojej obecności. W przeciwnym razie nie wstaję z łóżka.

Tylko nieliczni mieli świadomość że akurat w czwartek odbędą się kwalifikacje .
Utrzymywali to w tajemnicy, by zwiększyć swoje szanse na zajęcie lepszej pozycji startowej.

Ludzie, jest jeszcze Jakuba – przypomniała Sandra
A co tam robi słynny Yakuba Bamba?

przypomniała Sandra i zniknęła w tłumie w celu złożenia gratulacji na ręce własne Kamila Stocha.
Który, z nieznanego powodu, przyjął jako pseudonim imię piłkarza grającego w azerskiej lidze piłkarskiej.

- No… Mamy tu jak w kinie – zaśmiał się Martin.
- Albo w cyrku – zachichotał David.
- Co tam chłopaki? – na słowo „ cuyrk” wtargnął Alex 
Gdyż bardzo lubił język... turecki?

Skoczkowie będący w hotelu zbierali się zeświadomością, że pobyt w Polsce dobiega końca. Sandry wciąż jednak nie było.Gregor wrócił sam i od tamtej pory nie pokazał się nikomu na oczy.
- Odjeżdżamy! Szybko! - zarządził Pointner.

Racja. Może czegoś się dowiesz – szepnąłKohler zazdrośnie patrząc na sreberko na którym lezała jeszcze kosteczka.
Miejsce Sandry jako dodatkowego i nie wiadomo skąd wziętego pasażera austriackiego autobusu zajął były prezydent Niemiec.

Morgi zniknął w pokoju. Po kilku minutachwyszedł.
- Już wiem, a właściwie nie wiem – oznajmiłwygodnie rozsiadając się na parapecie.
To samo odczuwam, gdy czytam to dzieUo.

- Dobrze – Morgi odchrząknął i z wahaniemspojrzał na ciekawych członków kadry. – Na pewno chcecie to wiedziec?
- Mów!!!
- Rozmawiali ale krótko i od rzeczy. Z tego cowiem, jeszcze się nie pogodzili. 
Ja natomiast chyba ominęłam fragment, w którym się pokłócili. Czemu aŁtorka każe nam czytać między wierszami, skoro nawet wiersze są tutaj ledwo czytelne?

Potem Sandra poszłą z gratulacjami do Małyszai praktycznie a raczej moralnie tu trop się urywa.
Od Małysza, co mnie szczególnie nie dziwi, ślady są już niemoralne.

A co ty byś chciał? – wnerwił się Wolfgang (który nawiązał nić porozumienia z Sandrą czyli jego zdaniem jedną z tychnormalniejszych osob w całym tym hotelu)
Zastanawiam się, ile Wolfgangowi pozostało szarych komórek po tych stuleciach żywota. Zdaje mi się, że niewiele.

- Jakiegoś rozwinięcia, zwrotu akcji – burknąłFettner.
Pobożne życzenia czytelników blogasków...

- Czekaj, czekaj – zaniepokoił się Martin –Praktycznie a raczej moralnie?
- Tak, bo Sandra rzeczywiście poszła do Adamaale po chwili wyszła i ruszyła w stronę parku gdzie…
- Gregor ją śledził?! – nie wytrzymała Marta.
Adam na nią czekał.

Niee – zmieszał się Morgi tracąc wątek – Poprostu na nią czekał ale ona o tym nie wiedziała
Bo Schlieri spiknął się z Małyszem, by pomóc mu załatwić swoje... sprawy.

Sandra siedziała tyłem do łóżka na którym z kolei Gregor leżał w poprzek.
Dość ciekawe... To Kamasutra?

Teraz drażnili siebie nawzajem i wydurniali jak wcześniej. No może tylko Gregor był bardziej zamyślony, Wolfgang zdziecinniał…
Na starość tak bywa.

- Słuchajcie. Mam informację – zaczął niepewnie trener. Czternaście par oczu skierowało się na niego.
Zmutowany, heptaploidalny pająk?

- Przecież… - zaczął David.
- Zdania nie zaczyna się od przecież – poprawił odruchowo Alex.
Bo zaczynanie zdania od „przecież” jest jawnym gwałtem na języku polskim. Więc zapamiętajcie dzieci: uczcie się głupich regułek i jednocześnie omijajcie szerokim łukiem słowniki wszelakie, a zostaniecie Miodkami swojego pokolenia.

- Kara? – oczy Koffiego powiększyły się niemal dwukrotnie.
- A tak. Kara… Niedawno rozmawiałem z Miką Kojonkoskim… Jego zdaniem odrobina musztry wam nie zaszkodzi. 
Szeregowy Hilde nieraz musiał czyścić latrynę szczoteczką do zębów. Własną.

- A teraz zapraszam na karny trening do wieczora – syknął trener wyprowadzony z równowagi.
- Oddacie tyle skoków, ile macie lat - zarządził, a Wolfgang jęknął przeciągle.

„ Jemu tylko te koty w głowie” pomyślał ze wściekłością Morgi 
Tylko by jadł i jadł, a skakać nie ma komu!

 Jak na złość David odbębniał jeszcze karny trening a Mario pokłócił się z Andreasem.
Wolfgang nie zbliżył się w liczbie skoków nawet do 1/10 swojego wieku.

#13 - Blaski, cienie i Śródziemie, cz.1

|
Porzucamy na pewien czas świat futbolu, by zająć się analizą ważnego zjawiska: lądowania w skokach narciarskich. Każdy zna charakterystyczną postawę skoczka z jedną nogą wysuniętą do przodu, jednak czy ktokolwiek z nas zastanawiał się nad blaskami i cieniami telemarku? Otóż pewna aŁtoreczka rozważyła to zjawisko. I to jak.

Kundel nie przestawał szczekać... Za pierwszą męską sylwetką pojawiły się dwie następne. Trzy nieznajome twarze zbliżały się do mnie i tego wściekłego pchlarza. Na jednej z tych twarzy rozpoznałam charakterystyczny wąsik Adama Małysza.
Pierwszy akapit i już gwałt/porwanie? Niezłe tempo!

Miałam ochotę zapaść się pod ten zrujnowany chodznik
Rodzice przezornie wysyłali ją na spacery w chodziku. Żeby się przypadkiem nie potknęła i nie wpadła na Schlierenzauera, jak to boChaterki mają w zwyczaju.

- Chyba tak, mam tylko mały problem z tym psem. Czepił się mnie i nie chce odpuścić. - spojrzałam z delikatnym zmieszaniem na mojego rozmówcę. Po kilku sekundach uświadomiłam sobie że rozmawiam z samym Kamilem Stochem.
- Bo widzisz my też mamy problem - zaczął Adam Małysz
- Ale możesz nam pomóc go rozwiązać - dodał z niedwuznacznym uśmiechem.

- Nazwa tego hotelu? - zapytałam skcząc wzrokiem po skoczkach.
- Hmm... "Bryza" tak Kamil? - Łukasz zamyślił się.
- Człowieku! Mówiłem nie pij Tigera na śniadanie. Hotel nazywa się "Laguna"
Tauryna z kofeiną rzuciły mu się na mózg i teraz mylą mu się wiatry z tworami wyspowymi. Mam nadzieję, że Łukasz nie zdawał geografii na maturze.

- Wiedziałem, że coś z morzem - zaczął sie usprawiedliwiać tamten,.
„Przykro mi, nie zdała pani. Pomyliła pani bloczek z troczkiem” - „Ale wiedziałam, że coś z oczkiem!”

- "Laguna"? Jakieś 300m prosto, w prawo i na najbliższym skrzyżowaniu prosto.
- Dzięki - odezwał się Adam i rzucając jakieś niezbyt pochlebne uwagi w kierunku kolegów pchnął ich przed siebie i pomaszerowali.
Znowu trzeba będzie jakoś wytrzymać w celibacie.

Porwać na cały sezon Zimowego Sezonu w  Skokach Narciarskich... Mój zacny wujek jest trenerem kadry Austriackiej...
Szkoda tylko, że nie wyjaśniła, na czym polega poddyscyplina skoków zwana Zimowym Sezonem.

Kolorowa z natury kocica mieniła się teraz w różowej szmatce w cekiny ( w tej rzekomej szmatce rozpoznałam moje nie nadające się do niczego bolerko które smarkata musiała gdzieś wygrzebać)
Opisu stroju kota chyba jeszcze nie mieliśmy?

Szybko domyśliła się że popełniła jakiś błąd ( acz inteligencja nie była jej mocną stroną)
I nie tylko jej.

W końcu wpadlam do swojego "kąta" jak burza i w ciągu 20 minut zdążyłam zapchać całą walizkę. Jako przeciętna 20- latka musiałam zabrać ze soba wszystko co niezbędne.
Biedny wujek, będzie musiał przyjechać tirem.

 Felicja która zaniechała zabawy żywymi stworzeniami grała w klasy z jakąś Olgą. 
Która była cokolwiek nieżywa.

Postanowiłam wyjść na spacerek - pamiętając jednakże wczorajszą przygodę z psem - wspaniałomyślnie włożyłam trampki.
Trampki z zachwytem podziękowały za taką łaskę ze strony Mary Sue.

 Minąwszy rozbawione bachorki wydostałam się na zrujnowany chodnik... 
" Pięknie" - po zwymyślaniu chodnika włożyłam słuchawki (MP3) do uszu i wydobyłam aparat...
Jak śmiesz być zrujnowany, gdy stąpa po tobie sama Marysia?

" ...Zgubieni na rozstaju dróg nie potrafimy wierzyć w cud..." - mimo wszystko słowa już sie sprawdziły - wczoraj znaleźli się rzekomi 'zgubieni na rozstaju dróg' a dziś uwierzyłam w cud...
W takim układzie słowa się jednak nie sprawdziły.

Chodnikiem biegł Ł. Rutkowski.
Starając się go naprawić.

- Hej. Jak właściwie masz na imię? - zapytał
Sandra, widzę że znów ma pan problem.
- Ależ nie, to żaden problem, ostatnimi jednak czasy krząta się tutaj niejaka Mary Sue - odparł Sander.

Od aŁtorki:
Pozdro ^^ 
Wasza Sandra a'la Agnes
To jakaś zupa? A'la carte?

3.Nadszed czas...
Zaszed od tyłu.

- A witaj Sandro! Zmieniłem jednak zdanie. Nie przyjadę za dwa dni.
„Ciężko wynająć tira z czterema naczepami”.

Chwiliowa zaniemówiłam, w końcu jednak wykrztusiłam - Tak już biegnę - i popędziłam potykając się na chodniku.
Które miasto ma koszary zamiast chodników, przyznać się!

Po drodze minęłam wracającego Łukasza... 
Bał się, że spotka go sroga kara za niedostosowanie chodnika do marysinych norm.

Biegnąc po schodach, myślałam że sie zabiję.
Powierzchnie poziome rodzaju wszelkiego zbuntowały się przeciw braniu udziału w fanfiku i zadecydowały, że zabiją boChaterkę. Popieram.

- To jest Sandra??? - w.Alex zaniemówił.
Słownik skrótów i skrótowców podaje: „w. - wiek, wiersz, wielki, węzeł”. Wybierzcie, co wam pasuje.

No tak. Mogłam przynajmniej przeczesać włosy. "Pewnie wyglądam jak straszydło" - przemknęło mi przez myśl. Ale nieee...
Nieee, Marysie zawsze wyglądają jak chodząca doskonałość.

- Jaka się z ciebie laska zrobiła - mógł sobie oszczędzić tego komentarza. Słyszę to od wszystkich sąsiadek. 
Zwłaszcza od tych z reumatyzmem.

- ... Mario, Andreas , Martin, ...tak też... Thomas, Gregor... Wolfgang... 
Czyli lista kolejnych wielbicieli Sandry.

- Tak będzie dobrze - Julia (...) odechnęła z ulgą
AŁtorka skróciła swoje wcześniejsze dzieło czy chce nam oszczędzić zbędnych opisów?

No tak... Zapowiada się ciekawa i niekoniacznie spokojna podróż...
Nie konno, tirem.

Wyjechaliśmy... Obładowani bagażami, obrzuceni tysiącami ostrzeżeń.
Tir rzęził całą drogę.

Mijając "Lagunę" zobaczyłam A. Małysza rozmawiającego przez telefon.
Zrezygnowany zadzwonił w końcu pod 0-700...

- Gdzie te ćwiczenia?
- Inssbruck, Villach, jeśli bedzie trzeba to gdzies dalej. 
Np. w Innsbrucku.

Skoczkowie nie powinni przyzwyczajac się do poszczególnych skoczni. - wyjaśnił.
Racja, skończy się konkurs i potem tęsknią, wyją, płaczą, że oni chcą na Velikankę...

5. Urwanie głowy - poranne cyrki Sary
Przyznać się, kto też przeczytał „cycki”?

Po chwili miałam okzję zauważyć że :
1. Mamy postój
2. Szyberdach otworzony
3. Sara siedzi i jęczy
4. Trenera nie ma ( gdzies go wywiało)
Otrzymał silny podmuch z przodu.

 Lukas właśnie jechał do pracy. (Najspokojniejszą ulica w mieście.) nagle jest uwage przykuł dziwnie poruszający się samochód jadący przeciwnym pasem.
Jest ktoś chętny do rozłożenia tego dziwu na czynniki pierwsze?

" Wariacki, mogliby chociaż wziąć klatkę na tego kota " - Lukas, chociaż nie rasista wolał przyspieszyć niż dac się potrącić...
Lukas cenił sobie tylko szlachetne rasy kotów.

6. Granice wytrzymałości...
AŁtorka ewidentnie wystawia je na próbę, ponieważ ten rozdział jest dokładną kopią poprzedniego.

 Rozczochrana ( każdy włos pędzący w inną stronę), zmęczona ( cienie pod oczami sięgające połowy policzków) nieumalowana ( obsypany tusz, rozmazana kredka)... Obraz żalu i rozpaczy...
Ależ to niemożliwe! Jestem pewna, że nawet w takim stanie budziła ogólny zachwyt!

W końcu wziełam sie do roboty. Po 15 minutach wyglądałam jak pełnowartościowy człowiek.
Gdzie dokładny opis makijażu, ja się pytam.

Nadchodzą kolejne godziny nudy w aucie, które niegdyś zostanie moją trumną xd
A na pewno niegdyś zostało trumną poprawności językowej.

Zgniotłam ten kawałeczek papieru i wrzuciłam do prymitywnego kosza na śmieci (czyt. pudełko po popcornie)...
Pudełek po popcornie jako koszy na śmieci używali już ludzie pierwotni.

Sara tarzała się po siedzeniu ponownie zostawiając tam sierść. Sprzątanie po tym kocie było wciąż istnie Syzyfową Pracą.
Natomiast czytanie tego opka sprawia mi liczne Cierpienia Młodego Wertera.

- Niestety tak. Musimy po drodze odebrac jednego skoczka z Ulm -    "plus dla Ciebie Alex za ta odpowiedź"
- Którego?
Morgensterna -
Morgi wybrał się na wycieczkę „Śladami Alberta Einsteina”.

Alex spokrzał na mnie badawczo, jakby spodziewające się reakcji typu fanka ( pisk itp)
Ale zaobserwował tylko reakcję typu Mary Sue: stateczne dostojeństwo.

- Spełniasz moje marzenie...
- Przedłużając podróż? - wciął się Alex
- Nieee. W końcu poznam skoczka na skalę światową...

( Taaa... Niestety nasza bohaterka zapomniała o skoczku na skalę światową którego poznała dzień przed wyjazdem -  Adamie Małyszu)
AŁtorko, nie krytykuj Marysi! Nigdy!

Dziko szczęśliwa siedziałam chyba 2 godziny. 
Z tej dzikiej radości aż usiadła.

Gdy to mi się znudziło wydobyłam laptop ze stosu niepotrzebnych rzeczy...
iPhone'a, Kindle'a i innych takich tam śmieci.

Zajęłam się wystukiwaniem e-maila do mamy.
Kolejna fanka alfabetu Morse'a.

Jaka u was pogoda? Felicja chce jak zwykle konia...
Ona nie lubi poruszać się niekoniacznie.

Za 2 godziny postój w DinkelsbUhl.
W mieście, któremu nazwę nadał sam prezydent Komorowski.

 Wyszłam na spacer z kicią. Mądry kot nie uciekł.
Właśnie niezbyt mądry...

Było gorąco, ale nie tak jak wczoraj. Już to dało się odczuć chłodny oddech Alp.
Alpy chciały zamrozić boChaterkę. Były w zmowie z morderczymi schodami i zrujnowanym chodnikiem.

Niebo było wariacko oświetlane przez promienie słońca...
Biedne Słońce, naczytało się fanfików i zwariowało.

Saraznowu zaczynała coś wymyślać. Miauczała jak natchniona i nie dało się jejuspokoić
Właśnie deklamowała „Odę do Whiskasa”.

Przez te15 minut, trzymając wyjącą jak syrena kotkę – oglądałam kabarety. Niewiedziałam jednak, że płacząc ze śmiechu rozmazałam sobie makijaż. Ot tylkotusz spłynął. 
Chyba rozumiem intencje boChaterki. Specjalnie co chwilę się rozmazuje i czochra włosy, by móc więcej czasu poświęcić na makijaż. W przeciwnym razie jest dość wybrakowaną merysujką.

Naszczęście kilka minut po poprawieniu makijażu dojechaliśmy do ulicy na którejmiał na nas czekać Thomas. 
Moja teoria się sprawdza!

Witamtrenera! – radosny głos rozbrzmiał we wnętrzu Hondy.
Thomas lubi od czasu do czasu schować się w motocyklu.

 WitajThomas. Kim jest ta blond?
- Kuzynka.Mam prośbę. Moglibyśmy ją odstawić do Monachium?
„Jeśli nie sprawi wam to problemu, to bylibyśmy też wdzięczni za podrzucenie do Princeton”.

- Żadenproble. Jestem Sandra, dla przyjaciół Sas – z uśmiechem przywitałam się zwchodzącymi.
W sensie z mostami zwodzonymi.

Gdy wróciłam po dzikiej pogoni za Sarą izdejmowaniu jej z drzewa – trójka podróżników dusiła się ze śmiechu.Tylkobohaterka się obraziła i poszła spać na półeczce za zagłówkami…
Nikt nie będzie obrażać Mary Sue! *w ramach protestu zanosi kołdrę do bagażnika*

10. Czar nocy letniej
„Byłem pewien, że nazwałem to jakoś inaczej” - mruknął William.

Wpadliśmy wtedy na dobry pomysł. Pomysł ten polegał na pójściu z Sarcią na koncert, który właśnie odbywał się w Augsburgu. 
„Bez sensu, Albert tam nie mieszkał” - zaoponował Morgi.

Podczas gdy Alex z zazdrością spoglądał na nas, my sciśnięci we trójkę na tylnych siedzeniach oglądaliśmy „Komisarza Rexa” odcinkami. 
Ja preferuję oglądanie oczami, ale nie jestem Marysią.

W radiu zaczęła śpiewać Nelly Furtado. 
Piosenkę o tym, jak ciężko żyje się zamkniętym w małym pudle.

Thomas zgłodniał… niestety otwierając jogurt – Alex gwałtownie zahamował. Jogurt wylał się na torbę i spodnie Moriego.
Krasnoludy zaczęły ostrzyć topory. Tak to jest, gdy otwiera się jogurty i jednocześnie prowadzi.

 Alex cały w nerwach zaniechał upomnień.
Szybko starał się ułożyć jak najbardziej dyplomatyczną mowę w celu wyjaśnienia, że nie chcieli zatopić żadnej kopalni.

Nudno będzie – stwierdził mimochodem Morgi, który już przy pomocy chusteczek usunął malinowe mazy po jogurcie.
„Jeszcze tutaj” - chrząknął znacząco jeden z krasnoludów, wskazując na upaćkany hełm.

- Co mam robić? – Morgi wypoczęty wakacjami miał nieużyte pokłady energii.
Poczytaj ogólną teorię względności i za żadne skarby nic nie jedz, bo następnym razem nie będą tak pobłażliwi.

- Pomyśl – mruknęłam patrząc jednym okiem.
- O czym?
O splątaniu kwantowym.

Speszony Morgi odpalił mojego laptopa i zaczął puszczać muzykę na fulla.
Konkretnie Bayer Fulla. Uwielbiał „Majteczki w kropeczki”.

właśnie doszliśmy do hotelu. Wielki uroczy gmach z atmosferą…
Swoją własną. Mieszanka gazów szlachetnych specjalnie dla Mary Sue.

Otworzyliśmy masywne drzwi i weszliśmy do środka… Na czrnej skórzanej sofie siedzieli Alex Pointer i Toni Innauer.
Zaraz, czy Alex nie prowadził przypadkiem auta? Może go sklonowali, by jednocześnie mógł trenować kadrę Austrii i dogadzać boChaterce?

-Ty Thomas wkręć się do 120- tki
- Wolałbym 18-tkę – odparł zniechęcony.

Postanowiłam pójść na jakies śniadanie 
Zejść, koniecznie!

W stołówce zastałam tylko Alexa.
Kolejny wypasiony hotel ze stołówką? Może to taki standard, a ja jestem ze światem nieobyta?

- Jasnee.Co jest dobrego do jedzenia?
 - Polecam sałatkę ziemniaczaną z warzywami
Jako że ziemniak jest owocem.

Spojrzałam pod nogi gdzie zmaterializowała mi się Sara. Gdy podłuższej chwili podniosłam głowę, miejsce obok mnie zajmował ziewający Morgi.
*próbuje* Ej, u mnie nie działa!

- To ja już nie wiemmm – Thomas zamyślił się – Gdzie się reszta podziała?
Masz na myśli Loitzla, Kofflera, Toniego, Zaunera i Kocha?
Kłócą się właśnie o to, kto pierwszy zachwyci się naszą Marysią.

  Wpadnij chłopcze do 120- ki i każ się zbierać reszcie.
Ta 120-letnia pani prowadzi jakąś przechowalnię skoczków? Nie nadwerężają jej czasem?

- Kto tam jeszcze został? – zapytałam.
-Hazardziści : młody Innauer, Schlierenzauer, Pauli i Fettner.
- Fajnieim
- Nie, to już kadra Turcji.

Jeśli chcesz to przyślę ci Ninę do towarzystwa ( wyjaśnienie – Nina = córka Alexa)
Dzięki za wytłumaczenie, bo zaczynałam się zastanawiać, kim może być „Nina do towarzystwa”. To były rozmyślania z serii tych, których wolałabym uniknąć.

Mario  pomachał do mnie i wskazał na Sarę usiłującą się wyrwać z rąk Moriego.
- To twój kot?
- Taa. A dokładniej kotka
-Wyjebista jest… Serio
Pauli powinien się pohamować z rozpowszechnianiem polskich przekleństw w austriackiej kadrze B, w przeciwnym razie krasnoludy skopią im tyłki. Serio.

Zziajanianorektycy biegali po Sali.
Zziajanianoreksja to jakaś skrajna forma niechęci do jedzenia?

- Alenieskutecznie – Thomas nie wierzył
Z tej niewiary zaczął łączyć zdania w jedno słowo.

Pomyślećże przez 18 lat miałam na nazwisko Matusiak. Okropne nazwisko!!!!!
Jest tak okropne, że Grzegorz zaczął fatalnie grać, byleby szybko o nim media zapomniały.

Na samowspomnienie wzdrygnęłam się…
To było samowzdrygnięcie.

- Noo… Nonie daj się prosić – Mario potrząsnął butelką trzymaną w dłoni.
Butelką soku z noni.

- Kręcisz– Mario podał mi butelkę.
- Pytaniaczy wyzwania ? – zapytałam z uśmiechem.
-Wyłącznie wyzwania – butelka wskazała na Koffiego, który bezradnie rozłożyłręce…
-Zaśpiewaj… albo nieme.
Ciężko jest śpiewać będąc niemym.

Koffi wlepił we mnie oczy.Najstarszy – Wolfgang zaczął się śmiać.
Czemu każdy musi wytykać Wolfgangowi, że jest stary? Zupełnie jakby był w wieku mojżeszowym.

Śmiesznie było gdy Koffler chcąc się odegrac za Makarenę , zadał Morgiemu i Davidowi przytulańca.
Następnie duet poszedł powkurzac trenera.. Albo nazywając to bardziej profesjonalnie – zadziwić dialogiem z książki Sienkiewicza…
Statystyczny Austriak nie wymówi „cześć” poprawnie, o cytowaniu dzieł polskich noblistów nie wspominając.

Za oknem panowała burza.
To Szekspir próbował przybliżyć aŁtorce tytuły swoich dramatów.

- Po co przyszliście? – zapytałam. Siedem zaskoczonych osób spojrzało po sobie.
- My? – zapytał trafnie Gregor.
- Wy – popatrzyłam na prawie całą kadrę Austrii zgromadzoną w moim pokoju.
- Tradycyjne poranne podziwianie Mary Sue. Myśleliśmy, że przywykłaś.

- Hej dzieci czego chcecie? – uśmiechnięty Alex w szlafroku patrzył na nas jak na wariatów.
Pointner w szlafroku *chowa twarz w dłoniach*

- Treningu – duet Thomas & David w końcu się odezwał. Dobrze że chórkiem.
W międzyczasie zdążyli się rozmnożyć.

- Idźcie obudzić Toniego i reszte kadry. Dziś mamy trening na skoczni.
- Jak to?!! – wrzasnął Mario
„Przecież miał być na basenie!”

- Jest burza – pisnął Gregor.
- Burza? – korytarzem szedł Toni Innauer
A nie przypadkiem Otello?

Po kilkunastu minutach na salę wbiegli trenerzy…
- Burzy już nie ma!!!
Tak myślałam, że jej w tym tygodniu nie wystawiają.

Gdy dotarliśmy  do skoczni, okazało się że trenuje tam jeszcze kilku zawodników : Simon Ammann, Andreas Kuettel, Adam Małysz, Jakub Janda i Kamil Stoch.
Małysz jest mocno napalony na boChaterkę, podziwiam jego zaangażowanie. Przy okazji przybyło wielbicieli.

Cześć – cały Austria Team chórem powitał trenujących i ich trenerów. Trenerzy się zwinęli
W kłębek. Takie wrażenie zrobiły na nich umiejętności operowe austriackich zawodników.

Natomiast skoczkowie już rozmawiali i żartowali. Dziwne, byłam przekonana że będą spięci…
Na widok Mary Sue powinni toczyć kłótnie o swoje miejsce w kolejce do zawrócenia jej w głowie.

- Adam –odezwał się Kamil – przecież to ją spotkaliśmy w Sandomierzu jak się zgubiliśmy
Aaa, to w Sandomierzu są te zrujnowane chodniki? Myślę, że to sprawa dla ojca Mateusza.

- Faktycznie –zaśmiał się Małysz – mina ta sama
„Podobnie jak wtedy wygląda, jakby chciała trafić mnie prosto w krocze!”

Podeszłam do Kamila:
- Długo tu będziecie?
- Nie pojutrze jedzemy do Skandynawii, a potem chyba do Polski. Głosowałaś w wyborach?
Kolejne opowiadanie zawiera element moralizatorski. Teraz czekam na Cristiano, który będzie nas pouczał o konieczności szczotkowania zębów po każdym posiłku.

Faktycznie nie ma warunków… Czyli mamy nowego prezydenta…  I Zobaczymy co będzie dalej – Kamil uśmiechnął się ironicznie.
On już wiedział, że trudna sztuka ortografii zostanie zapomniana, a przykład pójdzie z góry.

Kamil oddalił się do Małysza który dyskutował z Kruczkiem na temat nart…
I ich przydatności w zaciąganiu dziewcząt do łóżka. Kruczek instruował Adama, pod jakim kątem należy uderzać, by ofiara straciła przytomność.

Gdy wróciliśmy z treningu była 13:00. Jak wariaci rzuciliśmy się do stołówki, bo żadne z nas nie jadło jeszcze śniadania. Na obiad był ryz z rybką i warzywami.
Odwieczne dylematy boChaterek opek – gdy obudzi się taka w południe, ma schodzić na śniadanie czy może już na obiad?

Momentalnie padłam twarzą w poduszki... Ożywił mnie jednak... Thomas pukający do drzwi.
Thomas, stosuj swoje ożywcze moce do bardziej odpowiednich osób, dobra?

- Co ty śpisz? - zdziwił się
Co ja pacze?

- Nie ważne, co chcesz? - przeczesałam palcami rozczochrane włosy.
- Pogadać - wyszczerzył się.
- o Czym? 
- o życiu
- Przeciez jeszcze żyjesz
- No to o pogrzebie
Czyim?
Swoim - puścił do mnie oczko
A tak naprawdę myślał o twoim.

- A tak serio?
- Jestem wysłannikiem i przybywam z pytaniem czy dziś też gramy
Morgi, sprecyzuj, czyim wysłannikiem jesteś? Boga, prezydenta Komorowskiego, boru liściastego, władcy Morii?

- Chcesz ją prowadzić? - zwróciłam się do zafascynowanego Mario Innauera.
- Jasne - ucieszył się skoczek i rozentuzjazmowany chwycił koniec smyczy. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że do twarzy mu z kotem.
*parsk*

Następne dwie godziny siedzieliśmy zasypiając. Mario zmuszał Sarę do siedzenia
I zasypiania.

Idioci! Idioci! – Wolfgang tylko kręcił głową – Po co ja za wami lazłem???
„400 lat na karku, a ja wciąż daję się wciągać w te wasze dyrdymały!”

- Luuuudzie! – krzyknęłam. Kilku podskoczyło – Po co my mamy komórki?
Po to, żeby czasem je wykorzystać. Zwłaszcza te nerwowe.

Mario zaczął chichotać. Po kilku minutach wszystko stało się jasne…
- Brak zasięgu – jęknęliśmy zgodnie
„Dendryt znajduje się poza zasięgiem synapsy. Try again later”.

- Trenerze!!!!!!!!!!!! – ryknął duet.
„Mnożę wykrzykniki, cóż to dla mnie jest!”

- Zamknąć pyski! Jeszcze się alarm włączy – zasypiający Schliere kopnął Thomasa w kostkę.
Oby tam się nie kryła żadna przykurczona osobliwość.

Racja. Musimy jeszcze wyjść stąd. – Manuel wskazał okienko. Po paru minutach wszyscy wydostaliśmy się na zewnątrz. Szpagatami popędziliśmy pod balkon. 
Tylko Morgi się uparł i szedł mostkiem.

 W pewnym momencie trener spojrzał w kierunku balkonu… Wszyscy byliśmy świadkami tego jak szczęka opada mu do samej ziemi.
Pointner niemniej rozciągnięty niż zawodnicy, jak widzę.

Kto na nas spojrzał zaczynał chichotać.
- Zniszczyliście mi karierę – żalił się Wolfgang.
Długie wieki budowania wizerunku trafił szlag!

Teraz już nic. Na początku mieliśmy kłopoty przez te akcje. Zawsze niefartem trafiamy w różnych okolicznościach. To nasz znak rozpoznawczy.
Boję się zapytać, gdzie trafiają.

Idziemy – Alex starał się zachować powagę, Toni już chichotał. Wolfi jęknął rozdzierająco i chwycił swój bagaż. 
Wolfgang jęczał tak strasznie, że rozdarł całą swoją szatę. Ostały się jeno sandały.

Na dworze było jakieś 25 stopni C.
Prędkość światła w mierze kątowej?

- Mogłabym zaprosić do nas przyjaciółkę?
- Hę? – Alex spojrzał na mnie pytająco
- ma na imię Olga i jest w moim wieku.
- Aaa
- Mogłaby z nami „podróżować” ?
- Hm…..
- No?!!
- No taaak. A ty co o tym myślisz Toni?
- Przyda jej się towarzystwo dziewczyny. Dobry pomysł.
Nic dodać, nic ująć – urok Mary Sue.

Złapałam Telefon…
                              ….Sygnał…..
                                                    ……Sygnał……..
                                                                                ……….Sygnał……..
Oby nie odebrał Voldemort. Te kropki nie wróżą niczego dobrego.

- Słucham – głos Olgi odezwał się
- Witaj Olgu! – pisnęłam zadowolona
Była szczęśliwa, że nie odebrał Czarny Pan. Z tej radości zapomniała prostej deklinacji.

- Sas??? Jeju! Znowu mi się książka telefoniczna wykasowała – zaśmiała się Olga.
Dokonała aktu samospalenia.

 PRZERWA MECZU…
                                                             0:0 ….
                                          WSZYSCY POPĘDZILIŚMY DO TZW. SYPIALNI…
I położyli się do tzw. łóżek.

Dumna Sara z kociakami : Kremikiem, Uną , Teuerem i Drakem. Zaczął się mecz… W mikrofalówce przygotowywał się popcorn…
- Kto zamawia którego kota? – zapytałam.
Bierzcie póki ciepłe!

- Czy to dziwne? – wyszczerzył się Morgi i chrupiąc jeszcze ciepły popcorn zatopił oczy w telewizorze…
Po czym zagryzł kociakiem i rozpuścił uszy w radiu.

Oczywiście nikt nie był łaskawy obudzić mnie na śniadanie. Obrazek z filmu rodem z Hollywood. 
Ja obstawiam, że rodem z fanfika.

ZAMKNIJCIE SIĘ NA TEN TYCHMIAST!!! – wrzasnęłam i dla podkreślenia swoich słów chwyciłam nóżke od złamanego taboretu. Nie chwaląc się zbytnio efekt był powalający. 
Ale czy ktokolwiek w to wątpił?

 Do niby kuchni wszedł Morgi. Usiadł na blacie i popatrzył na mnie kręcąc szybko głową.
- Brakuje ci magnezu? Coś ci się głowa trzęsie – zagadnęłam po czy wstałam.
- Słów mi brakuje – wyjaśnił Morgenstern.
Morgi postanowił zostać poetą i bardzo przeżywa, kiedy natchnienie go opuszcza.

- Oczy ci kolor zmieniły – zauważył Morgi.
- Kiedy?
- Jak broniłaś Mario. Normalnie masz szaro-niebieskie a wtedy zrobiły ci się prawie fioletowe.
Morgi chyba pierwszy raz w życiu merysujkę zobaczył. Zmiany koloru tęczówek to u nich cecha standardowa. Choć może niekoniecznie w opkach o sportowcach...

- Ty coś ukrywasz? – spytał podejrzliwie.
- Nie. Czemu miałabym coś ukrywać?
- To czemu oczy ci się zmieniają?
Thomas, czytaj: bo to jest Mary Sue. Ciesz się, że nie zmieniają barwy na czerwoną, to by oznaczało, że jest kolejną córką Voldemorta.

- Stoch! Do cholery!!! Czego mnie straszysz?! – wrzasnęłam tak, że starsza pani idąca chodnikiem zrobiła zgorszoną minę.
- Spokojnieee – nagle cos zauważył… - Wiesz że oczy zmieniają ci kolor?
Wygląda na to, że wszyscy zawodnicy odkryli blogaskowy kanon i wprawiło ich to w niemałe zaskoczenie. Spokojnie, panowie, na początku zawsze tak jest. Po paru analizach przywykniecie nawet do gorszych rzeczy.

- Miałeś być w Skandynawii, czy tam w Polsce
(...)
- Twoi Austriacy obdzwonili cały kraj i okolice żeby cie szukać – wyjaśnił.
Właściwie to obdzwonili cały świat i pół Układu Słonecznego. Za wszelką cenę chcieli zbadać zjawisko marysuizmu.

Zbieramy się – rozkazał. Powlokłam się posłusznie za sadzącym szpagatami Stochem.
*wyobraża sobie Stocha robiącego szpagat turecki nad grządką* O borze...

uśmiechnęłam się smutno i weszłam do autokaru gdzie położyłam się momentalnie na swoim nieby łóżku
„I wyciągnęłam swoje nibynóżki”.

CR7, zgłoś się! cz.2

|
Cristiano jedzie na wakacje, co nieco studzi jego mordercze zapędy, niemniej jednak Jose nie daje za wygraną.

Wpatrywał się w każdy milimetr jej ciała. Trwało to kilka sekund, ale dla zawstydzonej dziewczyny były jak wieczność. Chciała, żeby przestał, po prostu przestał. Zapatrzony chłopak łapczywie rejestrował ten obraz w swojej głowie.
I wysyłał dane do bazy w Polsce.

-To ja coś do picia przyniosę. - powiedział lekko rozdrażniony Ronaldo.
-Czekaj! Idę z tobą.-Pepe wyszedł z basenu i dołączył do przyjaciela.
-Jak tam ci idzie misja 'Marta'?-spytał otwierając lodówkę.
-Nie narzekam...
- A powinieneś - odparł Pepe. - Szef powiedział, że jeszcze jedna nieudana akcja i on się tobą zajmie – spojrzał z niepokojem na przyjaciela, mając w pamięci niedawne tortury Jose.

-Marta! Czekaj! To nie tak! - krzyczał do dziewczyny otwierającej drzwi od cabrioleta i po chwili był już koło niej.
Z przerażeniem wyobrażał sobie średniowieczne narzędzia tortur w gabineciku u Mourinho.

A ty co?!?! Wziąłeś mój numer żeby mieć gdzie zadzwonić jak ci stanie?!
„Czy ja wyglądam jak pomoc drogowa?”

Z myśli wyrwał ją dźwięk dzwoniącego telefonu. Wiedziała, że to on...
Sam SMS ze swoją świtą.

Sobota rano... dwa dni po całym zdarzeniu na basenie. 
I półtora dnia po siedmiu ósmych zdarzenia.

Po wyjściu zrobiła sobie kilka tostów na śniadanie
Mówiła, że nie lubi trójkącików!

-Nie mam pojęcia, ale w kwiatach jest bilecik. - dziewczyna objechała wzrokiem bukiet róż i niewielkie prostokątne pudełko oklejone czerwonym papierem ze złotą kokardką.
-Nie przyjmę tego.- powiedziała wiedząc od kogo to jest.
-Błagam panią... - facet spojrzał jej prosto w oczy.
„Ten ich szef... Mourinho... On nie zna litości. Jeśli zawalę, to wyśle mnie na kołyskę Judasza!” - rzekł, z wielką troską głaszcząc swoje pośladki.

-Jaki fan Realu nie zna jego składu?
Wszyscy sezonowcy, czyli, wg moich szacunków, 95% ich kibiców.

-Stary... przecież niezła dupa była. - powiedział Dudek.
Jerzy jest znawcą, w końcu na tej części ciała przesiedział całą swoją karierę w Realu.

-O nie... tylko mi nie mówcie, że kolejna go próbuje na ciąże złapać!? -Jass zaczęła się bulwersować. Kepler spokojnie opowiedział im wszystko, co się wydarzyło.
„Stosunek kwadratu okresu obiegu planety wokół Słońca do sześcianu wielkiej półosi jej orbity (czyli średniej odległości od Słońca) jest stały dla wszystkich planet w Układzie Słonecznym”.

-Kobieto... mam ci na palcach u jednej ręki policzyć ile razy on ją na oczy widział? - Zapytał z głupawą miną Marcelo.
-Wszyscy dobrze wiemy, że inaczej byś nie potrafił. - zaśmiała się.
*ba dum tss!*

-W sumie szkoda, że tak wyszło... No ale to idiota. I już mu całkiem zwisam...
Czemu mam wrażenie, że mówi to penis Krystyny?

-Eh... a kiedy ten mecz?
-W czwartek.
Czyli Real gra w Lidze Europy. Loosers!

-No włosy... takie zrobione... makijaż taki czadowy i w ogóle tak zajebiście wyglądasz. - Dagmara mówiła wolno objeżdżając niebieskooką wzrokiem.
I przekładając kartki poradnika „Jak obłaskawić Mary Sue – podręcznik dla boru ducha winnych bohaterów blogaskowych fanfików”.

Koleżanki niecierpliwie czekały, aż mecz się zacznie. Kibice szaleli. Ze wszystkich stron dobiegało słynne "Hala Madrit"
Prawie równie słynne jak „Hala Madrid”.

-Ronaldo! - krzyknęła wyższa dziewczyny wskazując na napastnika Realu.
-Widzę... - w tym momencie zawodnik obrócił się nerwowo. 
- Gram z nim już od kilku sezonów – dodał złośliwie.

-Cris!!! - blondynka i brązowowłosa wydzierały się tak głośno jak tylko mogły. Skupieni kibice po chwili wybuchnęli radością.
Mourinho po cichu modlił się, by fala uderzeniowa dotarła do boChaterki.

Przez okrzyki nagle dało się usłyszeć głośny trzask... Wszyscy spojrzeli na murawę, gdzie było trochę dymu.
-Cris... - szepnęła niebieskooka. Leżał na boisku.
- Nie jego, idioci! - wrzasnął Jose. - Chociaż, z drugiej strony...

Przedostały się do oświetlonego korytarza. Było tam pełno ludzi. Dzięki wejściówką od Cristiano, które zawiesiły na szyi, nikt ich nie zatrzymywał.
Szkoda, że moje wejściówki z z histologii spoczywają gdzieś na dnie biurka dr. M., może gdybym je zawiesiła na szyi, to też by mnie wpuścili do szatni FCB.

-Tam! - wrzasnęła Dagmara wskazując na cieńszy korytarz.
-Skąd wiesz?!
-Bo umiem czytać? - wskazała napis obok wejścia. Dziewczyny szybkim krokiem doszły do przejścia.
Cieńszy korytarz miał na wszystkich ścianach napisane „Tam!”.

-A panie gdzie? - nagle, całkiem niespodziewanie stanął przed nimi wysoki, dobrze zbudowany, ubrany na czarno mężczyzna.
-Do Crisa! - niebieskooka próbowała przejść bokiem, ale jej przeszkodził.
-O co panu chodzi?! Przecież mamy to! - brązowowłosa machała mu przed nosem pomarańczową, zalaminowaną kartką z napisem 'vip'.
*wyobraża sobie siebie machającą przed ochroniarzem na Allianz Arenie kartką z napisem w stylu „Opisz krążenie śledziony”*
To zawsze działa.

-Bywało gorzej. Petarda przeleciała obok niego, a jak chciał się trochę oddalić to źle postawił stopę. Jest podejrzenie zwichnięcia kostki.
AŁtorka miała okazję pokiereszowania całego Cristiano, a zwichnęła mu kostkę? W tym opku nawet blogaskowa logika kuleje.

 - Boli? - zapytała patrząc na jego nogę.
-Od kąt tu weszłaś - nie.  - Ronaldo nie przestawał się uśmiechać.
Bardzo lubił geometrię. Była jego całym życiem hobby.

-Jak się mecz podobał? - zapytał Kaka, który prowadził Cristiano do samochodu, gdy tylko skończył się z nim kłócić o to, że to konieczne.
Eee... What?

- Jak... będzie wiadomo, co z nogą... to zadzwoń. .. Jeśli chcesz... - nieśmiało uniosła kąciki ust do góry.
„Poćwiczymy wspólnie wstrzykiwanie botoksu”.

Marta ubrana jedynie w jasną bieliznę rzuciła się na łóżko. 
Czyżby polowali na nią ciaacha?

Wierzyła w jego przeprosiny, chociaż bała się , że może się zawieść, a co najgorsze - zaczynała bać się siebie,bała się, ponieważ zaczynała za nim tęsknić, gdy nie było go obok
A nawet wtedy, gdy był obok. Tęskniła za nim permanentnie.

Nic poważnego. Za tydzień będę mógł już chodzić na treningi.
Komunikacja miejska w Madrycie stanęła?

-Czyli zakupy? - zielonooka uśmiechnęła się się figlarnie i po chwili zaczęła trzepać włosami w każdą stronę.
Musiała się po prostu trochę rozejrzeć.

-Kaka ci się podoba? - Blondynka roześmiała się głośno.
-No co...?! - brązowowłosa zrobiła obrażoną minę.
-Nic, nic... Tylko się spóźniłaś trochę. Jest żonaty.
Skoro Pepe jest miły i uczynny, to czemu nie zrobić z Kaki rozpustnika?

-Tak,tak. - mruknął. - Tylko jeszcze to. - wyciągnął w jej stronę białe lilie.
Wg Google białe lilie oznaczają „cnotliwość, pokorną prośbę”. Skoro Cristiano stał się pokorny i cnotliwy, to zapraszamy do klasztoru.

-Angielski, Portugalski, Polski... - zaczął wymieniać piłkarz.
-I niemiecki. - wtrąciła blondynka.
-Piękna i mądra.- chłopak nie spuszczał z niej wzroku.
A czego byś się spodziewał po Marysi Zuzannie?

-Ronaldo bez swojego dziecka? - Zapytała dziewczyna ze śmiechem, gdy otwierał jej drzwi od taksówki.  
-Jasię tylko poprawiam
Jasia wniosła stanowczy sprzeciw.

-Biała koszula. - powiedziała. - Świetnie wyglądasz.
-To kolejny efekt mojej poprawy. - Averio zaczął się śmiać.
Z kieszeni wyciągnął koloratkę.

-Wiesz byłem tu ostatnio z bardzo piękną kobietą. - Aveiro otworzył jej drzwi uśmiechając się. Kelner nie pytając o nic od razu zaprowadził ich do stolika przy którym siedzieli ostatnio.
Po drodze mruczał Crisowi do ucha coś o ostatniej szansie i rozgniewanym szefie.

-Bacalhau a Braz proszę. - powiedziała dziewczyna do stojącej obok kelnerki. 
*trzyma kciuki* Oby tym razem się udało.

-Skoro ty się poprawiasz, to mi też wypada. - zaśmiała się.
-Może powiesz mi czym się interesujesz, jakie jest twoje hobby. 
Cristiano koniecznie chce się podzielić swoimi.

-Hm...ty raczej nie chcesz, aby jutro w gazetach na pierwszej stornie pojawił się nagłówek "Cristiano Ronaldo cofa się w rozwoju".  - zażartowała.
-Jakoś bym to przeżył. - mruknął uśmiechając się łobuzersko. 
To owszem, ale tortury Mourinho...

Blondynka zaśmiał się po czym z lekkim uśmiechem odparła:
„Świetnie mi ostatnio idą operacje zmiany płci”.

 - A twoje zainteresowania Cris? - zapytała, gdy ją połknęła.
-Piłka nożna- roześmiał się. - Książki też bym czytał, gdybym miał 
Brakuje mi tu gdzieś „u”.

gdybym miał więcej czasu wolnego i też lubię śpiewać.
*patrzy na opis postaci* Nie wymieniłeś połowy swoich pasji!

Jak zwykle się nie spóźnił - był równo o 19. Przechadzali się oboje po dużym parku na uboczu miasta chodź pogoda była niezbyt przyjazna - wiał silny wiatr i niebo było zachmurzone. 
Jedyny park, jaki znalazłam „na uboczu” Madrytu, to było to. Do niesprzyjającej aury możemy więc śmiało dorzucić wrzeszczących z uciechy ludzi.

-Tak właściwie to dlaczego lubisz piłkę nożną? - zapytał po chwili ciszy.
-Cała masa emocji i dobrej zabawy. No i kojarzy mi się z dzieciństwem.
I z dziadkiem, który powinien siedzieć teraz za kratami.

-Gdybym teraz nie był piłkarzem pewnie też piłkę kojarzył bym tylko z dzieciństwem.
Z zapachem domowej szarlotki...

 Cristiano trochę niepewnie chwycił dziewczynę za dłoń. Drgnęła. Jego gorący uścisk spowodował u niej falę dreszczy. 
Jose zamontował mu w dłoniach elektromagnetyczne grzejniczki, taki jest zdesperowany.

-Ja nie robię takich głupich min. - ciągnął zmieniając pozycję na kanapie, tak że był bliżej blondynki.
-Niech będzie, że u ciebie to wygląda bardziej mrocznie. - powiedziała.
Folenendżelowato.

 - Mam się bać? - zapytała. Piłkarz przygryzając dolna wargę uśmiechnął się
Oooj, tak.

Jego twarz znajdowała się już kilka milimetrów od niej. Gorący oddech mężczyzny pieścił jej wargi.
Ciężko mi pisać z zaciśniętymi kciukami, więc wykończże ją wreszcie!

O dziwo nie chciała się odsuwać ,a nawet wręcz przeciwnie. Fale ciepła rozchodzące się po jej ciele i motyle krążące w jej brzuchu sprawiały, że miała chęć na więcej.
Lemingi też chętnie skaczą z urwiska.

-Muszę odwieść cie do domu...- szepnął.
Wolałabym, żebyś ją odwiózł. Chyba, że postanowiłeś odwieść ją od domu w stronę jakiegoś ciemnego zaułka.

Była w totalnym szoku. Już od dawna leżała w łóżku próbując zasnąć ale myśli krążące w jej głowie nie pozwalały na to. 
Tak to jest, gdy myślenie uprawia się rzadziej niż spowiedź.

Mimo tego, że czuła się cudownie dzięki otaczających ją drzew przybranych zielenią, czułą niepokój. 
To język polski czatował na nią, by zemścić się za tak brutalne traktowanie.

-Ah.. To ty Ronaldo. - powiedziała siadając na brzegu łóżka. Piłkarz zaśmiał się cicho.
-Rozumiem, że spodziewałaś się o tej godzinie kogoś innego.
-Tak, czekałam na telefon od płatnego mordercy którego zatrudniłam. - mruknęła.
*włącza tę piosenkę z Mission Impossible 2* Zaczyna się.

-Chyba jednak już pójdę. - powiedział cicho.
-Przyszedłeś tu wejść i wyjść? - warknęła.
Właśnie, stawaj do walki, ofiaro!

-Ronaldo...Ja nie wiem, co ty znowu kombinujesz, ale jak masz zamiar omotać mnie sobie wokół palca to najlepiej się odwal! Bo i tak ci to nie wyjdzie! -wrzasnęła stając  przed nim. Mężczyzna wlepił w nią zdezorientowany wzrok.
„Kto mógł dać jej cynk? - pomyślał.”

-Ronaldo... -jęknęła. - Wcześniej robiłeś wszystko żeby mnie tylko przelecieć, a wczoraj zachowujesz się jak jakiś święty... Kogo ty udajesz?! Co ty kombinujesz?!
-Nikogo nie udaje. - odparł szybko już poddenerwowany. 
Właśnie, ta koloratka jest prawdziwa! Jutro jedziemy z Cristiano wybierać sutannę.

- Staram się bo nie chcę znowu tego wszystkiego spieprzyć!  
-Ty i tak wszystko pieprzysz! - krzyknęła.
To może trochę komplikować sprawę z ślubami czystości – z drugiej strony, celibat jest dla cieniasów.

-Niema o czym gadać. - powiedział.
Trochę... niepoprawne politycznie, ale nadal zabawne.

-Mogę wiedzieć, gdzie cię zabiera? - zapytała brązowowłosa stojąc przy drzwiach łazienki.
-Nie mam pojęcia. - odpowiedziała blondynka wychodząc z niej. 
„Mówił coś o opuszczonym kamieniołomie”.

-No jak to?! Będę się martwić. A jak ci coś zrobi? - Marta spojrzała na Dagmarę dziwnym wzrokiem.
-Zabije mnie łopatą i zakopie. - powiedziała, po czym się roześmiała.
Ten się śmieje...

Kiedy wyszli z samochodu i przeszli przez niewielki, gęsty lasek znaleźli się na sporej plaży rozciągającej się wzdłuż jeziora.
W centrum Hiszpanii. Jeziora. Pewnie jeszcze polodowcowe.

-Myślałam, że sobie nie pozwalasz na takie słodkości.
-Na prawdziwe słodkości nie pozwalam sobie od jakiegoś czasu. A jeśli chodzi o jakieś tam ciastka czy coś, to jak zjem jedno to się chyba nic nie stanie.
W końcu to słodkości nieprawdziwe. Tak napakowane chemią, że nawet niesłodkie.

-Odczep się Ronaldo. - burknęła. Zapanowała cisza. Wzrok Marty skierowany był w stronę słońca, którego z każdą minutą ubywało
Zaraz, to Słońce też ma fazy? Im więcej fanfików czytam, tym bardziej powątpiewam w swoją wiedzę o świecie.

 Zajęci rozmową nawet nie zauważyli kiedy słońce całkowicie schowało się za taflą jeziora. 
Weszło w stadium nowiu.

-Ronaldo. - mruknęła dziewczyna.
-Morze burza przejdzie bokiem. - odparł.
- Ale my jesteśmy nad jeziorem. I od kiedy mówisz jak Yoda?

Aveiro siedziała jeszcze przez moment, dopóki kolejna kropla nie musła jego czoła. 
Musła to takie gusła z użyciem masła, podczas których można błyskawicznie zmienić płeć.

-Nic tylko cię zabić... - powiedziała opierając się wygodnie na fotelu, na przednim siedzeniu.
-Za co? - zaśmiał się i rzucił koc na tylne siedzenie.
- Za pieniądze – odparła boChaterka całkiem poważnie.

-Chodź.- szepnął i delikatnie pociągnął ją za rękę w swoją stronę pokazując miejsce pomiędzy swoimi nogami.
Tego się nawet nie da nazwać „subtelnym”.

-Nie bój się. - mruknął jej wprost do ucha.- Zaraz przejdzie. - 
Morze bokiem.

Poczuła na policzku ciepłą dłoń. Wiedziała, że on che, aby na niego spojrzała, więc podniosła wzrok. 
Znowu się komuniści zaczęli panoszyć *ziewa*.

-Je ciebie na pewno, ale czy ty mnie to nie jestem taki pewien. - zaśmiał się.
*patrzy na mapę polityczną świata, rozważając, który kraj mógłby zainwestować w agenta-kanibala* Nie no, zostaje Polska...

 Mimo zapewnień, że chętnie się przejdzie, Cristiano i tak podwiózł ją do domu. W samochodzie było dziwnie... Praktycznie w większości panowała cisza.
Część jednak pozostawała niewyłożona dźwiękoszczelnym materiałem.

U trenera:

-Przepraszam... - mruknął siadając na fotelu. - Chyba mam zły dzień.
-Zły dzień...?
-Chyba każdemu może się zdarzyć. - powiedział ze złością.
-Nie no... Oczywiście. Rozumiem. Masz jakieś problemy? Mogę jakoś pomóc?
- Today I settled all Family business, so don't tell me you're innocent, Carlo.

Jakie wieści?! - warknął piłkarz. - To jakieś gówniane plotki, jesteśmy przyjaciółmi, nic nas oprócz tego nie łączy!
Na taką złość starszy mężczyzna zareagował tylko śmiechem.
Myślę, że bardziej uśmiał się z określenia go „starszym mężczyzną”.

-Do jutra.-powiedział.
-Cześć. - odpowiedział młodszy i wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.
-No i wszystko jasne... - szepnął ze śmiechem trener.
I począł opracowywać ostateczny plan zgładzenia boChaterki.

-Ty naprawdę jesteś taki tępy, czy tylko udajesz? - zadrwiła. - Przyjaźń między kobietą, a mężczyzną nie istnieje.
Istnieją natomiast błędy interpunkcyjne i tych się powinieneś, Cristiano, wystrzegać.

Piłkarz spojrzał Jasminie w oczy biorąc głęboki wdech.
-A co z wycieczką? Przecież od poniedziałku mam 2 tygodnie urlopu.
W sierpniu nie zaczyna wam się przypadkiem liga? A, przepraszam, zapomniałam o urlopach na żądanie specjalnie dla Ronaldo.

Mężczyzna przez chwilę skupiał się wyłącznie na swoich myślach. Niedługo potem na jego usta wstąpił delikatny uśmiech.
Niczym na niebiosa.

Dzisiejszego dnia pogoda była cudowna. Promienie słońca docierały do ziemi bez przeszkód
Warstwa ozonowa miała wolne.

-Chyba starczy nam tego... - mruknęła brunetka.
-Żartujesz? - zaśmiała się druga dziewczyna. - Jak to wszystko zjemy, to nie będziemy mogły się ruszyć. A jak to wszystko wypijemy.... u huhu... jutro będziemy umierać. 
*odwraca się gwałtownie w stronę Jose* Ostatnio plan z feedersem nie wypalił, wymyśl coś nowego.

Ronaldo wziął łyk soku pomarańczowego i ruszył do salonu. Zatrzymał się już na progu, gdy zobaczył panujący tam bałagan. Na stoliku było pełno jedzenia, brudne naczynia, śmieci, pasek od spodnie, a nawet damskie majtki. Na ziemi walały się poduszki, rozsypane orzeszki i kolejne butelki od wina. 
Do opisu ubioru trzeba chyba dodać opis chaosu po balandze.

Postanowił się najpierw odświeżyć i trochę zrelaksować, a najlepszym do tego miejscem była jego sypialnia. 
Nigdzie tak dobrze nie wciskało się klawisza F5.

Piłkarz dokładnie zlustrował jej nagie plecy i ramiona. Poczuł jak do głowy uderza mu fala gorąca.
O ile Cristiano nie ma menopauzy, to ta fala gorąca uderzyła raczej do główki...

Po pół godzinie piłkarz wrócił do domu. Pierwsze co, to skierował się do swojej sypialni, żeby skontrolować stan dziewczyn.
Ocenił grubość tkanki tłuszczowej, kondycję racic oraz jakość mleka.

Marta milczała. Jakoś przy nim nie nasuwały jej się żadne racjonalne wymówki.
Już dawno przestałam liczyć na przejawy racjonalności w blogaskach.

Gdy Jasmina wróciła do kuchni, dwójka którą w niej zostawiła, kończyła przyrządzanie śniadania.
TVP info z namaszczeniem gotowało wodę na herbatę.

 -Nie zapomnij kremu do opalania! - wrzasnęła brunetka szperając w szafie Marty. Co chwilę rzucała na łóżko ubrania, które jakoś specjalnie rzucały jej się w oczy.
Do walki tresował je sam Mourinho.

-Po co mi to?! - mruknęła ze zdziwieniem podnosząc z łóżka seksowną, jasnoróżową piżamkę, składającą się z koronkowych szortów i bluzeczki ledwie zasłaniającej piersi, rozchodzącej się na środku.
Na cztery strony świata.

-Ale wam fajnie, też bym pojechała. 
-Przecież Cristiano też cię zaprosił.
-No tak... Wiesz, że pojutrze przyjeżdżają moi rodzice. Nie ma szans. Czeka mnie kilka dni męki...
Będą pokazywali nieskończone ilości fotek z Malediwów.

-Tego, że Clarisse narzekała na Marcelo, że ją zajeżdża nie pamiętasz. I tego, że Caroline się żaliła, że Kaka już co raz mniej ma ochotę na sex też pewnie nie pamiętasz.
Nie pamiętam, na całe szczęście aŁtorka ominęła tę część opka. Albo ją zmyślnie ocenzurowała.

Cristiano wygodnie spoczywając na białym leżaku, intensywnie wpatrywał się z tarasu w dwie osoby brodzące w oceanie. Kobieta ubrana była w króciutkie dżinsowe szorty, białą szyfonową bluzkę, swobodnie powiewającą na wietrze, spod której prześwitywała jej gładka, blada skóra i góra od błękitnego bikini. Mężczyzna miał na sobie jedynie pomarańczowe spodenki.
Czyli: gdyby blogaski miały swój artykuł na Wikipedii, właśnie to czytalibyśmy pod hasłem „opis stroju”.

Cristiano przez parę sekund nie ruszał się z miejsca. Dalej wlepiał wzrok w kobietę, która właśnie podniosła coś i z rozmachem wrzuciła w morskie fale.
A były to jaja Uranosa.

Promienie słońca odbijały się od wody rażąc jej oczy.
To Mourinho wypalał jej gałki oczne laserem.

Dziewczyna ponownie zerknęła na jego profil. Nic jednak nie odpowiedziała. 
Cristiano wrzucił na fejsa fotki z ostatniej imprezy.

 Po paru sekundach       poczuła, jak piłkarz wciska na jej głowę swoją bejsbolówkę. Zaśmiała się cicho. Czuła, że teraz on zerka na nią co chwilę.
Patrzy, czy mu czapki przypadkiem nie zwiniesz.

 Jasmina wzięła całą winę na siebie. Powiedziała, że jak mam zamiar być zły to mogę tylko na nią, bo to ona wszystko wymyśliła i zorganizowała. Mówiła również, że to ona nalewała wam alkohol i zmuszała do picia słowami "Kto nie wypije, nie dostanie wibratora na święta od Mikołaja." 
”A że nie sprecyzowała, w co dostanie, to piliśmy na umór”.

Wzrok Marty jednak jakoś samoczynnie zjeżdżał na jego umięśnione ramiona, klatkę piersiową i brzuch. 
Cristiano natłuścił się oliwką i wszystko się po nim ślizgało.

Dzisiaj na objedzie się raczej nie najemy. - powiedział Cristiano chcąc ją przerwać.
Kucharki zaprotestowały i nie gotują już obiadów, dlatego Cris musi objechać całe miasto w poszukiwaniu pożywienia.

-Świetny pomysł. To nas wszystkich ratuje po waszym dzisiejszym obiedzie. - wtrącił się Ronaldo, za co został szturchnięty przez Martę, która koło niego siedziała.
-Przecież zjadliwe było.
SJP: cecha drobnoustrojów: zdolny do wniknięcia, rozmnożenia bądź namnożenia się oraz uszkodzenia tkanek zainfekowanego organizmu.
Widzę, że Mou próbuje działać bronią biologiczną.


-No przestań! - darła się Caroline ze śmiechem do Ricardo, który wpychał jej do ust kolejny kawałek ciasta. 
Zakażonego wąglikiem.

-Osz ty! - mruknął wrogo.
Osz - drugie pod względem ludności miasto w Kirgistanie.
Całe szczęście, że nie wyzwał jej od miast z zachodnim Kazachstanie.


-Brak kondycji? - zadrwiła, gdy przystanął.
-Ciebie nie chcę męczyć. - odpowiedział pewnie opierając się o stół.
-Już to widzę... - zaśmiała się. - Starzejesz się.
-Morze... - mruknął z zastanowieniem
To dość nowatorskie spojrzenie na przemijanie: ja się starzeję, a morze nieprzerwanie trwa.

Dziewczyna westchnęła głośno i rozebrała się do stroju kąpielowego. Mężczyzna miał chwilę, żeby przyjrzeć się jej nagim częścią ciała.
Konkretniej oczami.

-Oni wpędzają mnie w depresje... - mruknęła Jasmina z balkonu do blondynki, która właśnie wyszła z łazienki i wycierała mokre włosy.
”Każą mi się przenieść do Holandii”.

-Po alkoholu robił się agresywny. - wyjaśniła. - Nie bił mnie!!! - powiedziała szybko widząc jej przerażoną minę. - Tylko... czasem mówił przykre rzeczy, a to mnie gdzieś przycisnął, mocniej złapał, tłuk butelki, ściskał mocno...
Najbardziej mnie te średnio rozgarnięte butelki zafascynowały.

od aŁtorki:
Do niewierzących: naprawdę mam zamiar doprowadzić to opowiadanie do końca :)
Moja wiara się właśnie umocniła.

od aŁtorki:
interesuje was, czy będę po tym opowiadaniu zaczynać następne... hm cóż mogę powiedzieć? Blog już jest (www.i-was-waiting-for-you-to-release-me.blog.onet.pl)
Czekam na adresy typu www.i-was-made-for-lovin-you-baby-you-were-made-for-lovin-me.blog.onet.pl

Z grymasem na twarzy przeciągnęła się i zerknęła na zegarek...
-Cholera! - zerwała się na równe nogi i pośpiesznie założyła na siebie biały, krótki, satynowy szlafrok w małe, czerwone serduszka. 
Opisu szlafroka nie można było sobie darować.

 Włożyła kapcie i szybko poszła na dół zahaczając o sypialnię Cristiano, ale go w niej nie było.
Sypialnia Cristiano była usytuowana tak, że nie sposób się było o nią nie potknąć.

-Może to przez zmęczenie, nerwy, presje. - zaczęła wymyślać Jasmina. 
-Może ja już go w ogóle nie podniecam...
Rozumiem taką rozmowę między kobietami około 50-tki, ale to?

Zakupy, fryzjer, kosmetyczka... To popołudnie było miłe, ale męczące.
Wizyta u kosmetyczki wykańcza człowieka bardziej niż praca na pełen etat w kopalni węgla.

-Kepler! - wrzasnęła groźnie Jasmina. - Jedziemy na zakupy, na ognisko. Ubieraj się!
Ogniskowe zakupy... Wraca wątek szamanów?

Wzięła łyk zimnej wody i odstawiła szklankę na pasujący do mebla stolik. 
Stolik został pozbawiony godności mebla i ten tytuł przypadł szklance.

-Co to za spiskowanie? - mruknął z uśmiechem zajmując wskazane miejsce.
-Spiskowanie?
-Uśmieszki, szturchanie, Caroline...
Spiskowanie według głównej boChaterki. Myślę, że jej pracodawca już dawno ją zwolnił.

Na dworze było już ciemno, niedaleko paliło się ognisko, wszyscy już od paru godzin przebywali na plaży. 
Rozpoczęło się szamańskie targowisko.

-Jak to jest być w ogóle żoną piłkarza? - zapytała nagle. Clarisse uśmiechnęła się pod nosem.
-Ciężko... - stwierdziła po chwili. 
”Ciągle musisz siedzieć u kosmetyczki”.

 jeszcze jak przegrają to broń Boże bez kija nie podchodź... Cała rodzina w złym nastroju i kłótnie o nic. 
Bo nie-piłkarze wcale nie przynoszą zawodowych problemów do domu.

. Cristiano uśmiechnął się szeroko. Motylki, które poczuła w brzuchu spowodowały, że ten gest odwzajemniła, odwróciła jednak szybko głowę.
Zaraz, myślałam, że motyliczki zmieniają zachowanie tylko u mrówek...
[BoChaterka zaraz się uczepi trawy i będzie czekała, aż ją krowa zje – kolejny genialny plan Mourinho].


Nie mogła spać. Kręciła się z boku na bok, na siłę zamykając oczy. Kołdra już dawno leżała obok niej, było jej gorąco i duszno.
Biedna kołdra. Może wody?

W końcu postanowiła się przewietrzyć.
Niestety, nie miał jej kto wynieść na zewnątrz.

-Boże... - mruknęła odwracając się. - Mało nie doprowadziłeś mnie do zawału...
-Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. - odpowiedział szybko mężczyzna.
- Chciałem cię zabić – dodał.

Piłkarz parę sekund wpatrywał się w białe obłoki, po czym niepewnie stanął za niebieskooką. Prawą rękę ułożył na jej biodrze, a lewą ostrożnie chwycił za jej lewą dłoń i zaczął delikatnie unosić do góry.
Oho, zaczyna się blogaskowa joga.

Całkowicie poddała się temu, co robił. Ronaldo wysunął jej wskazujący palec resztę pozostawiając w uścisku.
Asana „E.T. Phone home”.

Przyjemne mrowienie w dole brzucha spowodował
Bo Mistrza Yody fanem wielkim był.

-Wygląda jak para korków. - roześmiała się po paru sekundach.
-Naprawdę tobie też to przypomina? - upewnił się z rozbawieniem.
To korki mają płcie? I łączą się w pary?

Dziewczyna zajrzała sobie przez ramię napotykając przy tym również wzrok mężczyzny. Zastygli w tej pozycji.
I zaczęli medytować, z każdym wydechem usuwając z siebie złe emocje.

W samochodzie, podczas burzy było przecież tak samo, tylko tyle, że siedzieli.
Teraz przyszła pora na wyższy poziom wtajemniczenia.

 Nie była świadoma tego, że to ona przywarła swoimi plecami do jego torsu i brzucha. Dłoń Cristiano zaczęła powoli przesuwać się w dół pieszcząc wewnętrzną stronę ręki blondynki, gdy zbliżyła się do wgłębienia pod ramieniem przeszła ją fala dreszczy, przymknęła oczy. Poczuła jak pewnym ruchem Portugalczyk obraca ją przodem do siebie. 
Cristiano był już zaawansowanym joginem.

Po kilku minutach piłkarz zauważył nieobecność  jednej z kobiet na plaży.
-Gdzie Marta? - zapytał podchodząc do leżaków.
-Poszła gotować obiad. - odparła Caroline nawet nie otwierając oczu. 
AŁtorka popiera tradycyjny podział ról.

-Pozwoliłaś oglądać mi ze sobą wschód słońca, pozwoliłaś wziąć się w ramiona...
-Cris... - szepnęła czując już na swoich upiętych włosach i nagiej szyi jego gorący oddech. Jej dłonie momentalnie znieruchomiały. Piłkarz jednak nie zwrócił na to większej uwagi i kontynuował.
-Pozwoliłaś mi dotknąć swojego policzka, ust, pozwoliłaś mi musnąć je swoimi... 
Cukrzycy można dostać.

Blondynka poczuła na swoim karku jego miękkie usta. Mimowolnie przymknęła oczy, a nóż wypadł jej z dłoni uderzając o drewnianą deskę do krojenia. Stado motyli zawirowało w jej podbrzuszu. 
Motylice stwierdziły, że w wątrobie jest nudno.

-Błagam, czy ja naprawdę też muszę...? - wyjęczała zrezygnowana Clarisse. Cztery kobiety siedziały na tylnej kanapie delikatnie wydłużonej taksówki. 
Nie powinna być przypadkiem poszerzona? Dobra, nie wnikam, blogaski już dawno wymieszały wszystkie wymiary i zrobiły z nich sałatkę. A z czasu precel.

od aŁtorki: P.S. W związku z małymi zmianami dziewczyn, wraz z następnym odcinkiem pojawi się nowe zdjęcie bohaterki.
Cris dopiął swego i wykorzystał swój zestaw Małego Chirurga Plastycznego.

Radosnym opisem seksualnych pociągów i szyn aŁtorka kończy swoje dzieUo. Jednak możemy w pewnym sensie liczyć na kontynuację – ostatnia notka pochodzi z końca lutego tego roku. Na pewno nie przepuścimy takiej okazji. My, czyli Szaliki oraz geniusz zła, czyli Jose Mourinho.