Bartosz Kurek i najlepsze opko świata, cz.2

|
Dzień dobry, przepraszamy za spóźnienie!
Bez zbędnego przedłużania - nadal nie wiemy, kim jest Justyna i dlaczego jest sławna. Ale to nie przeszkadza nam w indżojow
aniu dalszej części opka!


Analizują: Migelito, Tuśka

(tutaj aŁtorka przechodzi do opisu poprzedniego dnia, kiedy Justyna żegnała siatkarzy wylatujących do ojczyzny. Tekst jest pisany kursywą, jakby miało to czemuś konkretnemu służyć).


Obudziłam się wcześnie, jak to było w moim zwyczaju. Wstałam z łóżka, alby wyjrzeć przez okno. Słońce rzucało złote promienie przebijające się przez poranną mgłę. 
W Drodze Mlecznej gra w rzucanie promieniami jest bardzo popularna.
Strach pomyśleć, jaki wynik uzyska w rzucie oszczepem na igrzyskach.


W łazience zsunęłam pidżamę i weszłam pod prysznic. W tym momencie pomyślałam o najważniejszym.
”Muszę zrobić jeszcze delikatny makijaż i zejść na śniadanie”?

Przecież dzisiaj wyjeżdżają chłopacy.
A na ich miejsce przyjeżdżają ludzie o nazwie uznanej przez polonistów za normatywną.

Szybko wyszłam spod prysznicu i spojrzałam na [zegarku] zegarek. Wskazywał godzinę 6:23.
Kolejna maniaczka czasu, i to prosto spod prysznicA.
Dodać więcej błędów ortograficznych i można to opko stawiać jako wzorzec.

Jak przez mgłę przypomniałam sobie co powiedział Kuba o wyjeździe.
"Siurak czyś ty oszalał? Zamawiać samolot o godzinie 6:30? Ja wtedy przewracam się na drugi bok"
”Zamawiać samolot”, o jeżu...
He he he, Siurak... Przepraszam, ale małe oazy humory na tej jałowej literackiej pustyni są zawsze przyjemnym doświadczeniem.


W jak najszybszym tempie założyłam na siebie zwiewną, błękitną sukienkę. Gdy zeszłam na dół założyłam rzymianki i czym prędzej wyszłam z domu. Szybkim krokiem szłam w stronę lotniska.
Przy czym najbliższe, jeśli wierzyć Google, jest około 70 km od miejscowości, w której pomieszkiwała. Wychodzi nam 10 km w mniej niż minutę – i objawiła nam się kolejna marysiowa moc.

Podbiegłam do nich, a ci odwróceni do mnie tyłem sprawdzali czy czasami czegoś nie zapomnieli. Zakryłam Kubie oczy, a on po chwili odwrócił się do mnie i przytulił do siebie.
Giętka szyja i wyjątkowo długie dłonie! Tylko tak dziewczyna niższa o 20 cm mogła jakoś dosięgnąć do twarzy Jarosza i (jakoś) zaskoczyć go znanym z przedszkola zakryciem oczu.

Spojrzałam na Bartka. Poczułam pieczenie i zbierające się łzy pod powiekami.
Tuśka, szybko, tu jest konieczna interwencja lekarza! Tak poważne zapalenie spojówek?
*leci po antybiotyk, przy okazji bierze coś na lazur w tęczówkach*

(...) delikatnym gestem podniósł moją głowę do góry tak, bym mogła spojrzeć na jego twarz.
-Proszę otwórz oczy.
Wykonałam jego prośbę i teraz zobaczyłam jego błagalny wzrok.
„Proszę, zostaw moje oczy w spokoju, ja też je lubię i czuję się do nich całkiem przywiązany!”

Ciągle walczyłam z napływającymi do oczu łzami, ale moja walka zdała się na nic.
Samotne łzy – bokserki! To lubię!
*wyobraża sobie scenę z Clintem Eastwoodem powtarzającym gromadzie łez, że "nie chodzi o to, aby mocno uderzyć, ale o to, żeby dobrze uderzyć"* O jeżu...

Przyjmujący subtelnie otarł je brzegiem dłoni co wywołało u mnie dreszcze.
O napięciu 220 volt.

Wzdrygnęłam się łagodnie i kolejny raz spojrzałam mu w oczy. W ten błękit. Nigdy go nie zapomnę. Zakochałam się w nim. W tym kolorze tutejszego morza.
Ołów ma w sobie to coś.
Równie dobrze możesz wydłubać mu te piękne ślipia lub cyknąć sobie fotkę morza koloru lazurowego, skoro najwyraźniej to w nim się zabujałaś na ament.

Głupio by na fejsie wyglądało, gdyby była w związku z Oczami Kurka (TM).

Nie wiem jak długo tak staliśmy, ale w pewnym momencie usłyszałam głos z głośnika:
-Pasażerowie lotu do Warszawy proszeni są o podejście do luku bagażowego i skierowanie się do szóstego stanowiska odpraw.
Kurek i Jarosz to dobre chłopaki, zamówili samolot dla wszystkich chętnych do lotu do Polski.

Niepewnie objęłam go rękoma i wtuliłam najmocniej jak umiałam.
-Ja za tobą też. - Wyszeptał i otulił twarz w moje długie, rozpuszczone włosy. - Ja też. - Dodał i mocniej mnie do siebie przytulił.
- Ja też.
- I ja też.
- I ja również.
- Długo tak będziemy sobie jateżować?
- W sumie trochę się tym zmęczyłem.
- Ja też.
- Ja też...


Nie chciałam, ale musiałam odsunąć się do bruneta.
-Justyś, leć ze mną. - Zaproponował, czym wprawił mnie w osłupienie.
Tak! Zapakujcie ją do walizki i szczelnie zamknijcie!
[Co ty, opek nie znasz? Załatwią jej miejsce koło pilota, który w trakcie lotu dostanie zawału, a ona uratuje i jego, i wszystkich pasażerów, lądując gładko z niewysuniętym podwoziem gdzieś w stepie szerokim].


-Wiem, ale na prawdę nie mogę. - Rzekłam smutno.
Przecież nie lecicie na prawdę, tylko do Warszawy!

Z jednej strony chciałam z nim lecieć, ale z drugiej musiałam wracać do domu. Do mojego życia.
-Rozumiem. Ale wiedz jedno. - Zaczął. - Zawsze będę przy tobie. Nie wiem jak to możliwe, ale przez ten czas, który spędziliśmy razem stałaś się dla mnie najbliższą osobą na świecie.
Wiecie, ile razy rozmawiali? Tak, dwa.
… i tak dalej, romantyczny i słodki jak miodek bullshit. Chociaż jeden fragment mnie zastanowił:


Może za szybko to mówię, ale ty pokazałaś mi, że istnieje przyjaźń między kobietą a mężczyzną.
To nie będzie sceny łóżkowej? :O
Uuu, friendzoned.

Nie jestem pewien jak to na prawdę wygląda, ale wiem, że dzięki tobie poznam taki świat. Takie życie.
Kurek pozna świat ludzi bogatych. No tak, jego samego w Bełchatowie z pensji stać było tylko na suchą bułę w stółówce i czynsz płacony za ośmioosobowy pokój w akademiku.
Czasem dostanie Monte od sponsora.

Odwzajemniłam gest, a następnie dotknęłam swoją dłonią miejsca , na którym przed chwilą Bartek pozostawił po sobie ślad. Ślad na całe życie. Ślad, który pozostanie w mej pamięci i sercu do końca mych dni.
Jak śmiałeś tak oszpecić twarz niewinnej dziewczyny, bucu?!


(wracamy do opisu... z braku lepszego wyrażenia: normalnego. Justyna podczas morskiej kąpieli poznaje kolejnego faga... mężczyznę)

Był wysoki i miał ciemne włosy tej samej barwy co ja.
Dopiero teraz ujawniasz, że Justyna jest Afroamerykanką?

Przez chwilę zastanawiałam się, czy to początek flirtu.
W opku? WYŁĄCZNIE!

Jednak dzieci chlapiące się w pobliżu szybko rozwiały moje wątpliwości wołając "tato"
Dzięki Bogu, to była tylko kolejna bezwartościowa postać – zapchajdziura fabularna.

W domu Matt oglądał koszykówkę w telewizji, a Martha czytała powieść ze zdjęciem młodego przystojnego prawnika na okładce.
Moje zdjęcie?! :D :D
Miałeś sesję dla GQ i się nie pochwaliłeś?!

Gdy wszystko było gotowe do podróży wyciągnęłam telefon z szuflady obok łóżka i wykręciłam numer do taty. Zniecierpliwiona czekałam aż odbierze telefon, gdy usłyszałam jego głos:
-Tak słucham?
-Część tatuś.
- Całość, córeczko!

Ja jutro wracam to mógłbyś po mnie przyjechać na lotnisko?
-No, pewnie. Tylko powiedz o której.
-Tak około 13:00. Ok?
-Ok.
-To do zobaczenia.
-Pa.
Ach, ta głębia uczuć między ojcem a dzieckiem! Wzruszyłam się...
Tak wygląda przeciętny dialog w tym opowiadnku. A potem niech ktoś spróbuje narzekać „dlaczego ta analiza jest mało zabawna”.


-Uważaj na siebie. Zadzwoń gdy dolecisz i gdy znajdziesz jakiegoś fajnego mężczyznę. - Poruszyła charakterystycznie brwiami i puściła mnie.
Co to za problem, biorąc pod uwagę, że na odkrycie czeka jeszcze jurny i dumny Zibi Bartman?
I majtkolub Winiarski...
(Charakterystyczny ruch brwiami?)


Następnego dnia.

Z błogiego snu obudził mnie dzwoniący budzik, który wskazywał godzinę 10:00, więc jak najszybciej wstałam, wykonałam poranne czynności i wyszłam z pokoju ciągnąć za sobą czarną, wielką walizkę.
Gdy zeszłam na dół w kuchni czekała tam już na mnie Martha z mężem.
Dobra, a gdzie śniadanie?

Podałam bileterce bilet i paszport, a ta spojrzała na mnie zaciekawiona.
-Czy pani jest...
-Nie, wydaje się pani. - Przerwałam jej. bo wiedziałam co chciała powiedzieć.
Niecierpliwość mnie wykończy! Niech Justyna będzie nawet córką kolumbijskiego dilera-kardynała, po prostu miejmy to za sobą.
(w podróży do swojego... rodzinnego kraju, jakkolwiek on, kurna, się nazywa, boChaterce towarzyszy piosenka Ashley Tisdale „Suddenly”. Cóż, cytując jej tekst : „And every day, I try just to breathe”, choć przeraźliwa nuda tego opka prawie pozbawia mnie tlenu).


Dotarłam do portu lotniczego w Skopje i rozejrzałam się w nadziei, że dostrzegę rodziców. Ogromna większość samochodów była koloru białego, czy też niebieskiego, a ta nasza miała barwę naturalnej czerni, więc znalazłam ją bez trudu i ruszyłam w jej kierunku.
Rodzina Justyny posiada większość czarnych samochodów? A mówiłem, że dilerzy!
Naturalna czerń – dafuq? Samochód w barwach czarnej dziury?

Gdy szłam chodnikiem, ogarnęło mnie zdenerwowanie. Pierwszy raz pojechałam na wakacje bez nadzoru rodziców. A co będzie jeśli będą źli?
”W końcu mam tylko 22 lata, dopiero nauczyłam się wiązać sznurowadła!”
Dziewczyno, masz 22 lata. Niektórzy w tym wieku wyjeżdżają do pracy do dalekich krajów lub eksplorują dzikie rejony Ameryki Południowej, a ty boisz się ochrzanu od rodziny.


Gdy podeszłam do samochodu, a tak dokładniej mówiąc do limuzyny, stwierdziłam, że jest zamknięta.
Fakt, trudno jest przeoczyć czarną limuzynę w tłumie nieco... innych aut na parkingu. I dziękujemy za delikatne zwrócenie uwagi na dobrobyt panujący w rodzinie.

Nagle usłyszałam głos:
-Panienko Justyno!
O mamusiu, wchodzimy w klimat wiktoriańskiej Anglii i świata guwernantek, nianiek i kamerdynerów!

Odwróciłam się i ujrzałam Garetta [o ile zakład, że aŁtorka koniecznie chciała upchnąć gdzieś tego jegomościa?]. Był to nasz kierowca, którego ojciec zatrudnił, by mnie pilnował, w razie nieobecności ochroniarzy.
Umiejętność prowadzenia samochodu była tylko miłym dodatkiem.

Spojrzałam na niego zdziwiona, a ten jakby czytał mi w myślach powiedział:
-Panienki rodzice pojechali na jakieś ważne spotkanie i nie mogli przyjechać. 
I to by było na tyle, jeżeli chodzi o autorytet rodziców i dotrzymywanie umów.

Przez te kilkanaście dni spędzonych razem z Bartkiem opowiedziałam mu większą część mojego życia z małymi wyjątkami. 
Nie chcę wyjść na wścibskiego analizatora, ale czytelnicy też by chętnie się dowiedzieli czego o Tobie... Na przykład CZYM SIĘ, DO JASNEJ CHOLERY, ZAJMUJESZ, ŻE JESTEŚ OBRZYDLIWIE BOGATA I SŁAWNA?!

Nagle poczułam wibrację.
PORN ALERT DRUGIE...

Był to sms od Kurka:
Oj, znowu się pospieszyłem, wybaczcie.

O witaj :* U mnie wszystko wróciło do normy. Ciągłe treningi dają w kość, ale nie narzekam. Co do twoich rodziców, to nie martw się. Na pewno zrozumieją swój błąd i już nie długo będziesz siedziała z nimi co dziennie i grała w karty.
Nie długo, bo krótko i nie co dziennie, bo co nocnie. Nie wiarygodne, jak można bez litośnie ciąć nie rozerwalnie związane wyrażenia.
(W karty? Dilerzy jak w mordeczkę strzelił).


A wtedy to dopiero będziesz miała ich serdecznie dość. :p No nie smutaj się :D
Ja nie muszę kończyć studiów, by móc postawić diagnozę: Kurkowi amputowano mózg.

Wzięłam głęboki oddech i wysiadłam z limuzyny. Nasz dom, przez mamę nazywany żółtą willą, usytuowany był na strzeżonym terenie naszego miasta.
Dzielnica więzienna?
Myślicie pewnie, że oszczędzę Wam opisu sutej hawiry naszej boChaterki?
Źle myślicie! :D


Rezydencja zachwycała nietypowym basenem, licznymi stawami, wodospadami, fontannami oraz bujną roślinnością. Wnętrze domu zostało urządzone w tradycyjnym stylu. Sufity mają belkowania, podłogi wykonano z drewna i wapienia. W domu znajdują się ogromny pokój dzienny, doskonale wyposażona kuchnia, sypialnie, łazienki. Na terenie posiadłości znajdują się boisko do koszykówki, siatkówki, garaż z miejscem na cztery samochody, ogród różany oraz kino.
Mamie zależało na tym, by mieć w domu nowoczesny kominek Focusa, który wystawiany jest w galeriach współczesnego designu na całym świecie. Rodzice podczas urządzania domu pomyśleli o swoich rodzicach. Kiedy odwiedzają ich, mają do dyspozycji sypialnie, w której ciemne kolory sprzyjają wyciszeniu. W wygodnym, pluszowym, brązowym łóżku śpi się wybornie, a ukłonem w stronę rodziców taty jest łazienka w stylu Old England. W naszym domu łazienki w sypialniach utrzymywane były w stonowanej kolorystyce. Styl retro umiejętnie zmiksowano ze współczesnymi elementami. Drewniane wykończenie kontrastuje np. z blatami z masywnego metalu. 
Zastanawia mnie, jak wielkie musiały być kompleksy aŁtorki, że musiała stworzyć aż tak przekombinowane coś.
Coś mi świta, że niedawno ktoś w tym opku marzył o świecie bez pieniędzy i wyrwaniu się z niepotrzebnych luksusów. Zobaczymy, ile wytrzyma. Na razie kończymy wklejanie opisu z folderu reklamowego i rozpoczynamy wartką...


Ja zawsze zaczynam dzień od śniadania na tarasie, później kąpię się w basenie, znad którego rozciąga się widok na rzekę i las. 
Kąpie się w kozim mleku, naturalnie.

Szybko weszłam do holu, a następnie do kuchni, gdzie już od progu słyszałam czyjąś rozmowę. (...)
-Cześć mamo, cześć tato. - Przywitałam się z nimi lekkim uściskiem. 
… niezwykle wartką...

O czym rozmawiacie? - Spytałam zaciekawiona.
Oboje spojrzeli po sobie porozumiewawczo i w tym samym momencie przyglądnęli mi się.
-O co chodzi?
-Justyś, chcemy z tobą porozmawiać.
Dzięki Bogu, coś się dzieje! A już przysypiałem.

-Słucham.
-Może usiądź. - Zaproponował tata i poklepał krzesło obok siebie.
Wykonałam jego prośbę i przyjrzałam im się zdziwiona.
-Kochanie, już od dawna o tym rozmawialiśmy, ale dopiero teraz wszystko ustaliliśmy. - Zaczęła mama. Spojrzałam na nią przestraszona. - Nie bój się. To nic złego.
- Postanowiliśmy, że rzucasz te swoje plebejskie studia i zajmiesz się byczeniem się w basenie, jak każdy normalny człowiek z sześciozerowym kontem.

-Chodzi o to, że razem z mamą postanowiliśmy, że wyjdziesz za mąż za Cristiana Salmona.
*patrzy z przerażeniem* Żartowałam z tą polityką dynastyczną!

-Co?
-Tak. Nie masz już wyjścia. Ślub za miesiąc. - Poinformowała mnie mama z uśmiechem na ustach.
- Tylko nie marudź, musimy zjednoczyć nasze królestwa, bo Serbia już szykuje armię – zaznaczył tata.
Byłem blisko... chwila, dilerzy, i to z Indii? W Macedonii? To po co na hinduską modłę sprzedają komuś córkę? (W sumie, na jej miejscu też bym się nie zgodził na ślub z facetem o takim nazwisku. Nawet Możdżonek jest lepsze).


-Wy chyba żartujecie. Powiedzcie, że żartujecie. - Poprosiłam i spojrzałam błagalnie na moją rodzicielkę. Ci tylko pokiwali negatywnie głowami
Negatywne kiwanie głową to stary numer egzaminujących podczas sesji. Po takim znaku już wiesz, że przyjdzie Ci odwiedzić mury uczelni we wrześniu.

-Nie wyjdę za nikogo! - Krzyknęłam już lekko poddenerwowana.
-Ależ kochanie, musisz. Nie masz już wyboru. Jak niedługo zejdę ze swojego stanowiska to będzie musiał nas ktoś utrzymywać, a Cristian jest wysoko usytuowany. - Uśmiechnął się tata i objął mamę ramieniem.
STOP! Tatuś, biznesmen, bogacz i głowa rodziny zamierza z własnej woli iść na bezrobocie i zostać utrzymankiem uprzednio wybranego zięcia? Załóżcie temu imbecylowi kaftan, dolary przeżarły mu synapsy.

-Zapomnij. Ja nie potrzebuje kasy, by być szczęśliwa.
Ale wspaniała willa w cudownie zielonej dzielnicy miasta to już inna para kozaczków.

-Ale to nie ty masz być szczęśliwa, tylko my. - Powiedział zdenerwowany tata.
Doprawdy, XIX-wieczny romans. Brakuje tylko konia na wrzosowisku i efektownego samobójstwa. To jest parodia, prawda? *szuka potwierdzenia u czytelników* To musi być parodia, opko nie może być aż tak blogaskowo-kanoniczne!

-Za nikogo nie będę wychodzić! - Teraz to już zaczęła się ostra kłótnia.
-Bo co?! - Krzyknął tata.
Nie odpowiedziałam nic. Miałam dość tego wszystkiego co tutaj się działo. To jakaś paranoja.
-Bo co?! - Powtórzyła mama.
Znowu cisza z mojej strony.
-Bo co?! - Krzyknęli oboje, a mnie aż ciarki po ciele przeszły.
- BOCO TO ŁOWIECKI PASIE NA HALI!
*głaszcze się po ramieniu* Spokojnie, tylko spokojnie, to na pewno jest parodia.

-Wy chyba oszaleliście. Z nikim nie będę brać ślubu. To tylko i wyłącznie moja sprawa z kim, gdzie i kiedy się pobiorę, a wam nic do tego. Nie wyjdę za tego Salmo-coś tam.
Słowa dłuższe niż pięcioliterowe są już poza zasięgiem pojmowania boChaterki.

Justyna, poznać się poznacie, a miłość przyjdzie z czasem. - Zaśmiał się tata, a ja spojrzałam na niego załzawionymi oczyma. 
Błagam, wolę już sięgnąć do „Lalki” Prusa, by czytać o miłosnych dylematach klasy wyższej.
A po ostrej kłótni...


Szybkim tempem skierowałam się do swojego pokoju, który znajdował się na pierwszym piętrze naszego domu.
Weszłam do niego, a tam ujrzałam swój kochany pokoik. To tu pierwszy raz naszkicowałam swój własny rysunek. To tutaj wypłakiwałam się po ciężkim boju z rodzicami czy z chłopakiem. 
… przechodzimy do narracji z pamiętniczka 13-latki. Klawo.

Dominowały tu ciemne, lecz bardzo żywe kolory: czarny, fioletowy, biały i bordowy.
Najciemniejszy z nich był biały, a najżywszy – czarny.

 Jak oni w ogóle mogli załatwić coś takiego. Przecież to było wiadome od samego początku, że się na takie coś nie zgodzę. Chyba byli chorzy jeśli myśleli, że wyjdę za tego gościa.
No heloł! Najpierw pamiętnik, teraz program MTV!

„Mam 22 lata. Mogę robić co chcę i nie mogą mi niczego zabraniać, ani rozkazywać. To moje życie i ja będę decydować co z nim robić. "
„Ale póki co, popłaczę sobie w łóżku i powysyłam parę słodkich SMS-ów do Siura.. Kurasia!”

(...)drzwi się uchyliły, a za nimi stała moja mama. Podeszła do łóżka i usiadła się koło mnie.
-Kochanie, musisz się uspokoić. Jutro porozmawiamy na ten temat. Wieczorem przyjedzie Cristian, więc się poznacie. Masz szczęście, bo to bardzo przystojny chłopak. I nawet uprawia sport.
Golf to nie sport. Krykiet ani polo również. Nie wspomnę też o pływaniu w basenie pełnym $$$.

Ja w tym czasie usiadłam na podłodze obok okna, ze szkicownikiem i ołówkiem w ręku i zaczęłam rysować.
Każdy mój rysunek przedstawiał emocje, uczucia jakie we mnie były gdy go rysowałam.
Moją dzisiejszą pracą był ten rysunek.
Odzwierciedlał on mój gniew na rodziców i frustrację, którą okazywałam z każdym moim słowem.
Natomiast moją dzisiejszą pracą jest ten rysunek. Odzwierciedla on mindfucka, jakiego doznałam, czytając to opko.
Co prawda oryginalny rysunek aŁtorki jest naprawdę ciekawy [o ile jest oryginalny :P], ale ja mam swoją propozycję:



W pewnym momencie, gdy tak sobie siedziałam przy oknie doszło do mnie, że ja już z moimi rodzicami nie wytrzymam. Musiałam się od nich uwolnić. Nie mogę ciągle żyć za ich pieniądze.
Można też żyć za pieniądze „marnego siatkarzyny” z Polski!

Tylko miałam mały problem. Tutaj, w Macedonii pracy nie znajdę, gdyż każdy mnie zna, a przynajmniej moich rodziców, więc mnie z pewnością nie przyjmą.
Czym zawinili społeczeństwu rodzice Justyny... Aha, no tak. Tata-psychopata.

Szybko zabrałam swojego laptopa z szafki i położyłam na kolanach. Od razu poszukałam połączenia lotnicze wychodzące ze Skopje i znalazłam ten co mnie najbardziej interesował.
W języku klingońskim „Ten” znaczy „ładować”. Od kiedy Justynę interesują transportery?
Znasz klingoński :O? A Javę też?

(nasza dzielna bogaczka dzwoni na lotnisko w Skopje, by zarezerwować bilet do Warszawy. Niestety okazuje się, że nie jest to tego dnia możliwe. Jednak nie w ciemię bita dziewczyna wystawia swoje najcięższe działa)

-Chyba nie wie pani z kim rozmawia.
-Słucham? - Spytała zdezorientowana.
-Tutaj Justyna Iwanow. - Rzekłam i uśmiechnęłam się dumnie, czego ta nie mogła zobaczyć.
-Oh, to najmocniej przepraszam. Już sprawdzam jeszcze raz. 
TA Justyna Iwanow? Znana... z robienia... znanych rzeczy? I córka tego znanego człowieka, który jest... kimś... bardzo... znanym? I...bogatym?
Może to secret identity Kim Kardashian?

Kolejny raz dzisiejszego dnia, na mojej twarzy pojawił się uśmiech, który nie zszedł mi do końca tej rozmowy
Podejrzewam lekki paraliż mięśni twarzy.
Albo botoks.

(No i jesteśmy w Polsce!)


Jeszcze parę godzin temu płakałam w poduszkę we własnym pokoju i sprawdzałam gdzie mieszka Bartek, a teraz siedzę w autobusie, który wiezie mnie do Bełchatowa, bym mogła ponownie zobaczyć te cudne, niebieskie oczęta.
„Wyłupię mu je, utopię w słoiku pełnym formaliny i będę wpatrywała się w nie do porzygu”
Wiem, że Morgenstern w swej naiwności opublikował swój prywatny adres na własnej stronie, ale to nie oznacza, że wszyscy sportowcy tak robią!

Rozejrzałam się po pojeździe, gdy nagle rzuciło mi się coś w oczy.
A dokładniej mówiąc była to zakochana para siedząca kilka siedzisk za mną.
On patrzący na nią z taką troską w oczach.
Ona wtulona w niego i trzymająca go za rękę tak jakby nie chciała go już nigdy opuścić.
Czy to jest miłość?
Ta prawdziwa?
Jeżeli nie polega ona tylko na tępym świdrowaniu tęczówek – pewnie tak.

W przeszłości miałam chłopaka, ale wiedziałam, że to nie było to, więc czy ja umiem kochać? Czy znajdę tę miłość, o której mówią książki?
Wpisałam w Google „miłość, o której mówią książki” i mi wyświetliło "Jak wygrać miłość? Instrukcja obsługi". Coś mi mówi, że maczał w tym palce Cesc.
In aŁtorka we trust! Chociaż po tym zdaniu wkleja ona długi na pół odcinka fragment o prawdziwej miłości wyjęty rodem z podręcznika do wychowania do życia w rodzinie lub papieskiej encykliki. No proszę, a mówią, że opka ogłupiają...


[Tak, tu aŁtorka raczy nas cytatem na całą stronę o miłości i cudzołóstwie przedmałżeńskim. Przypuszczam, że nie chcecie tego czytać].

Nawet nie zauważyłam kiedy znajdowaliśmy się w Bełchatowie.
Mój polonistyczny zmysł mnie zabolał.

Wysiadłam z autobusu i czekałam aż kierowca wyłoży mój bagaż.
Bo Marysia sama się po walizkę nie schyli, nie, nie!
[Muszę to następnym razem wypróbować podczas podróży PKS-em. Ale istnieje niebezpieczeństwo, że zostanę bez bagażu].


Po chwili powolnym krokiem szłam ulicą Bełchatowa z wysoko podniesioną głową.
Bełchatów to dziura zabita dechami, jedna ulica i pięć domków na krzyż.
Bełchatów to całkiem długa wieś, chyba ze... czy kilometry!


Pierwszym miejscem dokąd się udałam była mała, przyjemna kawiarenka niedaleko przystanku autobusowego.
Po drodze do niej zakupiłam magazyn "Show" i z uśmiechem na ustach usiadłam przy wolnym stoliku.
Naprawdę? Będziesz imała się wklejania fragmentów „artykułów” z pisemka o celebrytach, by uczynić to opko choć trochę interesującym? Zaraz, zaraz, znam wspaniały sposób na poprawę sytuacji...

NIECH COŚ SIĘ ZACZNIE DZIAĆ!


Zamówiłam waniliowe cappuccino, a na deser słynną, polską kremówkę.
No proszę, a Wikipedia twierdzi, że kremówka powstała na wzór neapolitańskiego deseru.

Zajadając się wypiekiem [od kiedy kremówkę się piecze?!] czytałam uważnie gazetę. Nagle moim oczom ukazał się artykuł pt. "Sexy ratownik". Zaczęłam czytać:
Idealne wakacje? Plaża i... półnagi przystojniak u boku. Oto kogo widzimy w tej roli.

Tego lata nad naszym Bałtykiem będzie jak w Kalifornii!
Powód? Otóż na plaży w nadmorskiej miejscowości Rewal mają się pojawić drewniane budki dla ratowników wzorowane na tych ze "Słonecznego Patrolu"! SHOW, zainspirowane tym pomysłem, postanowiło pójść o krok dalej i skompletować nową obsadę niezapomnianego serialu.
Polską Pamelę już mamy (to oczywiście Doda!), szukamy tylko kandydata na Mitcha, granego w oryginale przed Davida Hasselhoffa.
Już miałam zaliczyć facepalma, ale stwierdziłam, że znając chociażby inwencję TVN-u, naprawdę bym się nie zdziwiła, gdyby coś takiego zorganizowano.

Kto mógłby wcielić się w tę postać? Przedstawiamy nasz kandydatury.
Zniewalający heros
Dziki i niekiełznany - taki właśnie był Hugh Jackman (42)
w roli Wolverine-a w filmie "X-men".
I gdy już myślicie, że to ma sens, pojawia się to...
Słodkie gwiazdy pop
Popularni bracia Nick (18) i Joe Jonas (21)
...i to:
Czuły sportsmen
No i na koniec przedstawiciel polskiego sportu. Mało kto, nie wie kim jest ten przystojniak, ale chyba nikt nie wiedział co siatkarz skrywa pod bluzką. Dopiero w tym roku mogliśmy się przejrzeć na oczy. Otóż parę tygodni temu Bartosz Kurek (23) spędził miłe chwile ze swoim przyjacielem Jakubem Jaroszem (24) w małej miejscowości Roses w Hiszpanii. [W Hiszpanii?! Dopiero teraz się o tym dowiaduję? Dzię-ę-ęki!]
Nie mogliśmy przejść obok tego niewzruszeni, więc od razu wstawiliśmy Bartka do naszej sondy. Coś nam się zdaję, że chyba każda z was chciałaby być uratowana przez mężczyznę z takimi wspaniały oczami. A wy jak uważacie?
*chowa się w szafie*

Zdziwiona spoglądałam na zdjęcie umieszczone powyżej wzmianki o Bartku.
Było ono zrobione w ten dzień, gdy wyjeżdżali. Wtedy nie przejmowałam się paparazzi, ale teraz zaczęłam się martwić.
A co jeśli mnie też zauważyli?
Co jeśli ktoś zrobił mi zdjęcie i trafi ono do moich rodziców?
Będę miała wtedy przechlapane.
Ale z drugiej strony jestem dorosła i mogę robić co chcę.
Ta przypadłość się jakoś nazywa, ale nie pamiętam nazwy.
Już wiem! Zaburzenie dysocjacyjne tożsamości.


Co się będę nimi przejmować?
Oczywiście kocham ich, ale to co robią w stosunku do mnie jest karygoryczne. 
*idzie na stronę*
*wraca*
*znów idzie walić głową w ścianę*
*jeszcze raz wraca*
JAKIE?!

Pojęcia nie mam, ale to słowo mi pasuje trochę do klimatu gorzkich żali.


Nie wiedziałam gdzie mieszka Bartek, więc nie mogłam iść do niego. Nagle zdałam sobie sprawę, że on gra w tym klubie sportowym, a że właśnie skończył się sezon reprezentacyjny to może oznaczać, iż Skra zaczynała właśnie treningi. 
Sherlock wysyła gratulacje za mistrzowską dedukcję.
*nuci motyw z serialu*

-Przepraszam, czy może mi pan powiedzieć gdzie jest hala sportowa? - Spytałam jakiegoś mężczyznę, który właśnie mnie mijał na chodniku.
-Ale która? - Zapytał czym zbił mnie z tropu.
W Bełchatowie ulica jedna, ale hal sportowych pod dostatkiem.

Po krótkim spacerku, w czasie którego z zaciekawieniem przyglądałam się miastu, zauważyłam że stoję właśnie przed dość dużym budynkiem, obok którego znajdowała się duża tablica z napisem "Hala (Madrid) Energia".
Faktycznie, ogromna. I do tego połączona z gimnazjum.

Szłam w stronę światła, które wydobywało się z hali.
Tak! Koniecznie idź w stronę światła!

Wątpiącym krokiem weszłam do środka. Od progu usłyszałam dźwięk odbijanej piłki. Gdy przechodziłam przez główny korytarz rozglądałam się po ścianach, a dokładniej po zdjęciach zawieszonych na nich. Przedstawiały one cały zespół, czy też osobnych zawodników. Były też certyfikaty, dyplomy itp. 
Na przykład dyplom za udział PGE Skry Bełchatów w Turnieju Amatorskiej Siatkówki Górników lub za zdobycie II miejsca w szkolnych mistrzostwach województwa. To jedne z najważniejszych triumfów w historii klubu.

Gdy zrobiłam pierwszy krok na tym charakterystycznym parkiecie zauważyłam piłkę lecącą w moją stronę z zawrotną szybkością. Nie zdążyłam zrobić najmniejszego nawet ruchu, gdy poczułam bezkresny ból w centralnym miejscu mojej czaszki.
Zauważcie, że nie ma tu mowy o mózgu.

Nie wiedziałam co się dzieje, gdy nagle poczułam jak lecę w dół, by po chwili siedzieć na parkiecie trzymając się za bolące miejsce.
Winiarski, ku*wa! Najpierw chciałeś zabić serwem Skalską, a teraz... no, to Ci się udało! Brawo! I może jeszcze wypłacisz koszty leczenia?! (Ale w sumie – taką cenę płaci się za wejście na teren hali i parkiet w czasie treningu bez odpowiednich pozwoleń).
[Tymczasem KUREK!]


***Kilka minut wcześniej***
**Hala "Energia"**
*Trening Skry Bełchatów*
Chciałam coś dopisać, ale nie mogę już ograniczyć liczby gwiazdek i zepsułabym ciąg.

Od jakieś godziny na hali w Bełchatowie odbywał się trening Mistrza Polski.
O Boże, znowu ta farsa ze SKRĄ Bełchatów i innymi emfazami...

Każdy był zajęty wykonywaniem poleceń trenera Nawrockiego, który z każdą chwilą zadawał co raz to trudniejsze zadania.
Na początku mieli do rozwiązania równania z jedną niewiadomą, ale po kilkunastu minutach musieli już logarytmować.

Pewien szatyn o niespotykanym, błękitnym spojrzeniu na treningu był tylko ciałem.
Po lekturze tego opka mam wrażenie, że Bartosz Kurek jest dwumetrową parą lazurowych oczu. Nie zasnę dziś w nocy.

Duchem zaś był zupełnie gdzieś indziej. W jego głowie, myśli zaprzątała mu jedna, ciemnowłosa dziewczyna. Minęło już kilka tygodni odkąd widzieli się po raz ostatni, a ona wciąż była głównym tematem jego rozmyślań.
Dobra, dobra, aŁtorka zrobiła z niego pipkę, znamy to.

Jak z nią przebywał czuł się tak, jakby był w jakieś bajce. Każda chwila z nią spędzona była dla niego magiczna.
„O Mery Sue, o Mery Sue, każdy Cię w opku kochać musi!”

Mówił kiedyś, że nie wierzy w bajki. Że są one po to, by dzieci ładnie poszły spać, a teraz nagle zmienił zdanie.
[Przesiadywał godzinami w bibliotekach i przeszukiwał setki stron internetowych, by udowodnić wszystkim, że Czerwony Kapturek był postacią historyczną.]
On.
Wielka gwiazda polskiej siatkówki.
Kiedyś miałem nadzieję, że wyjdę na ludzi i będę czytał tylko dobre teksty, ale nagle zmieniłem zdanie.
Ja.
Dwudziestojednoletni student z wadą wzroku i kolekcją „Kaczorów Donaldów”.


Tak mówili na niego inni, a on sam uważał się za przeciętnego gracza, a co najważniejsze za zwykłego chłopaka.
- Bartuś, jak tam życie?
- Zwyczajnie do bólu. Wicemistrzostwo kraju, złoto Ligi Światowej, tytuł MVP... Przeciętnie.


Nagle jego rozmyślanie przerwał głośny krzyk trenera. Odruchowo odwrócił się w jego stronę.
-Ok chłopaki. Gramy mały meczyk. Szampon, Plina, Siurak, Falasca, Winiar, Brodacz i Zator na jedną stronę, reszta na drugą i zaczynamy.
Nawet Wuefista wyzywa Bartka od zwisów męskich ozdobnych. Pora umierać.

(uwaga, uwaga! Precedens w siatkarskim opku! OPIS MECZU!)


Woicki idealnie wystawił do Novotnego, a ten z całą swoją siłą uderzył po skosie. Dobrze ustawiony Bartek obonił ten atak, ale piłka poleciała w druga stronę boiska. Paweł szybko do niej podbiegł i wystawił wysoką piłkę na prawe skrzydło. Kurek wyskoczył do góry i gdy widział już piłkę nad sobą spojrzał na drugą stronę i ujrzał znajomą mu sylwetkę. 
Zaraz, Woicki grał w obu drużynach?! Już rozumiem, co skłoniła Falascę do opuszczenia Ula.

 Zanim ktoś zdążył coś powiedzieć, Bartosza już nie było na płycie boiska. Biegł jak szalony w stronę dziewczyny, która po tym uderzeniu siedziała na parkiecie i trzymała się za głowę.
Z parkietu podglądała tę sytuację cała drużyna Skry wraz ze sztabem szkoleniowym.
Schowali się za dostępny na parkiecie winkiel i łypali zza niego na Bartosza.

Nawrocki zdziwiony tym dziwnym zachowaniem przyjmującego podrapał się lekko po głowie.
"Co za szalony dzieciak". Pomyślał i uśmiechnął się pod nosem. 
„A jakie ma piękne, lazurowe oczy...” *wzdech*

***W tym samym czasie***
**U mnie **
*z radością zauważa, że może coś dopisać*
Oj, chyba zmarnowałam okazję...


Otworzyłam oczy bardzo powoli, ale po chwili znów je zamknęłam, gdyż zauważyłam że cały świat wirował mi przed oczami. Nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje, ale głowa z każdą sekundą bolała mnie co raz mniej. Był to dobry znak, więc po chwili ponownie powtórzyłam gest, ale tym bardziej trochę pewniej.
Kiedy chcę czytać chronologiczny opis WSZYSTKICH czynności życiowych danej osoby, sięgam po dokumentację medyczną ze szpitala, a nie sportowe(?) opko! Nie można było tego skrócić do choćby „Bolała mnie głowa i wirowało mi przed oczyma, ale z każdą chwilą było lepiej”?!

Po tych oczach, byłam pewna, iż to on
Po tym niepotrzebnym przecinku wiedziałem, że czeka mnie ból.

Uśmiechnęłam się na widok tego spojrzenia. Nie sądziłam, że tak zostanę przywitana. Jestem ciekawa, który mutant mnie tak urządził.
Mutant? Czyli w Bełchatowie eksperymentują na genach?!
Wolverine umywa ręce.


-Co ty tutaj robisz? - Spytał wielce zdziwiony przyjmujący, ale nagle poczułam jego dłonie na mojej tali.
Łapy precz od oficjalnej jednostki monetarnej Samoa!
Kurek cierpiał na tę odmianę kleptomanii, która każe mu kraść wszystko, co egzotyczne.

-Wyprowadziłam się z domu i chcę zacząć nowe życie tutaj, w Bełchatowie. - rzekłam i spojrzałam nad ramieniem Kurka.
Dalej, dalej, szyjo Justyny!
Jeśli ktokolwiek był w Bełchatowie, ten wie, jak głupio wygląda to zdanie w odniesieniu do rzeczywistości.


Ale jak to wyprowadziłaś się z domu?
-Tak o. 
Kreatywność i bogactwo językowe godne Żeromskiego.
Rozdzióbią nas kruki, wrony. Tak o.

Ehh, poczekasz na mnie chwilkę? Pójdę do trenera zapytać czy mogę już iść. 
Siatkarz opuszcza treningi kiedy chce, jak chce dla kobietki... Skąd my to znamy?

 Zaproponowałam. Z chęcią obejrzę jak wygląda trening siatkówki. No oczywiście w szkole, a dokładniej to na zajęciach wychowania fizycznego grałam w siatkę, ale to zupełnie co innego. 
Zupełnie. Główna różnica polega na tym, że lekcja w-fu zostanie należycie opisana w opku prędzej od jakiegokolwiek treningu zawodowej drużyny sportowej.

 Ci, gdy tylko zauważyli jak w ich stronę idzie Bartek wraz z trener natychmiast wstali i zaczęli się rozciągać. To dość komicznie wyglądało, gdyż zanim wstał taki jeden dryblas, który miał grubo ponad dwa metry minęła chwila, w czasie której obaj panowie zdążyli do nich podejść. 
Ha, ha! Ho, ho! Komiczne! Przezabawne!

Tylko co?


***W tym samym czasie***
**Na boisku**
*U Kurka*

(a teraz dowiedzmy się, jakie zajmujące, skrzące się humorem konwersacje prowadzą siatkarze:)


-Ej, Winiar wiesz kto to? - Spytał Bąku, opierając głowę o splecione dłonie.
-Nie wiem. - Mruknął drugi przyjmujący i zamknął oczy.
Wolał nie patrzeć – Justyna tak olśniewała, że mogła uszkodzić wzrok.

No co wy, nie wiecie kto to jest? - Zapytał zdziwionym głosem Karol.
-A ty wiesz? - Nagle w jego stronę odwróciła się cała drużyna.
-No pewnie. przecież to ta dziewczyna...
-E tam, to chyba widać, że dziewczyna. - Zaśmiał się Paweł Woicki i klepnął go lekko w ramie, a reszta chłopaków wróciła do swoich poprzednich czynności, czyli do obijania się.
Eeee... Wracam do Igłą Szyte.

Chłopaki i tak was widziałem, więc nie udajcie już, że tak ciężko ćwiczycie. - Powiedział Jacek Nawrocki, gdy dotarł do nich razem z Kurkiem.
Pierwszy raz widzę Jacka „Ku*wa, panowie” Nawroskiego tak spokojnego. Kobiety jednak łagodzą obyczaje.

Z krzesełka zabrał jakieś papiery i wyszedł z sali mijając uśmiechnięty brunetkę, a siatkarze zaczęli grać.
- Panie trenerze, ale trening...
- Sialala, co mi tam trening! Idę hasać na polance i spijać nektar z kwiecia...


-Ej Kuraś kim jest twoja nowa znajoma? - Zapytał Zator i perfekcyjnie odebrał flot zagrany przez Falasce.
-Przyjaciółką. - Odpowiedział i spojrzał na Mariusza, który skończył swój kolejny atak.
-Taa, a twoja reakcja gdy tylko ją zauważyłeś była czysto przyjacielska. - Zironizował Plina, który właśnie wszedł na zagrywkę. 
Każdy robi, co chce, każdy mówi, co ślina na język przyniesie. Trening godny Mistrza Polski.

-Ale tak ogółem to niezła z niej dupa. - Prychnął Bąku i spojrzał z wyższością w oczach na Bartka, a ten z całą siłą uderzył w piłkę, którą wystawił do niego rozgrywający. Ta uderzyła mocno o parkiet tuż przed nogami Winiarskiego i poszybowała w stronę brunetki.
Nieźle, chłopaki gadają sobie o du... to znaczy o Maryni i zupełnie nie przeszkadza im to w grze. Jednak co Mistrz Polski...
*ziew* No ile można? Chcą ją za wszelką cenę wysłać do szpitala?


***W prehistorii***
**U mnie**
*W centralnym miejscu czaszki*

Z uśmiechem na ustach oglądałam jak chłopacy grają, gdy nagle zauważyłam jak piłka po atomowym zbiciu Bartka leci w moją stronę. Żeby nie zostać ponownie sfaulowana podniosłam ręce do góry w celu złapania piłki, a ta wpadła prosto w moje dłonie.
Och, brawo!
Ciekawe, w jakim celu aŁtorka praktykuje pustosłowie typu „w celu złapania” właśnie. Właśnie zostałem przez nie dotkliwie sfaulowany.


Przyglądnęłam się z zaciekawieniem na niebiesko-żółty przedmiot, który znajdował się przede mną.
A słownikiem przez łeb to byś nie chciała?
- Sherlocku, cóż to może być?
- Niech zastosuję zwykłą dedukcję...


Okręcałam ją w swoich dłoniach i zastanawiałam się jak można, aż tak wielbić ten sport.
A ja stukam w klawiaturę i zastanawiam się, jak można aż tak kaleczyć ojczystą mowę.
Kto raz poobraca piłeczkę, już tego nie zaprzestanie, he he he...

(tu następują rozmyślania o hobby, pasji, Kurku i życiowych prorytetach, które nie są wcale złe... poza puentą:)


Właśnie w tym momencie zrozumiałam, że muszę robić to co kocham, czyli pomagać ludziom. Jutro, gdy tylko znajdę mieszkanie udam się do tutejszego szpitala z prośbą o przyjęcie mnie do pracy.
Nie, błagam, to opko nie może być przecież bardziej opkowe...
- Wie pani, bez doświadczenia, CV i referencji...
- A czy pani wie, KIM ja jestem?
- Nie.
- *płaczliwie* Jak tooooo...


Usłyszałam nad sobą głos, który przerwał moje rozmyślanie. Podniosłam do góry głowę i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to szeroki uśmiech na twarzy nieznajomego. Dopiero później ujrzałam niebieskie spojrzenie skierowane w moją stronę
Dobrze wiedzieć, że istnieją mężczyźni nieskładający się wyłącznie z oczu.

Jestem Daniel Pliński. - Wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja nadal zaskoczona uścisnęłam ją.
-Justyna Iwanow. - Przedstawiłam się. Zmierzyłam go wzrokiem i zauważyłam, że jest już przebrany w normalne ciuchy, czym mnie zadziwił.
Czyżby trening już się skończył? To nie możliwe, żebym tak długo myślała nad tym wszystkim.
Przez pół odcinka analizowałaś słowa rodem z encykliki. Podejrzewam, że Pliński udał się na trybuny do Justyny kilka godzin po treningu, kiedy ta Sierotka Mary-sia zatopiona była w pewnych oczach.

-A gdzie mieszkasz? W Bełchatowie?
-Na razie muszę się zameldować w hotelu, a jutro zacznę szukać ofert mieszkań.
-Aha, czyli nie jesteś stąd?
-Nie, dotąd mieszkałam w Skopje, stolicy Macedonii. - Uśmiechnęłam się.
-Łee, to daleko.
I wyjaśniło się, czemu Plina już nie jest powoływany do repry! On po prostu nie lubi dalekich wojaży!

A to skąd znasz tak dobrze nasz język?
-Parę razy byłam w Polsce, więc się nauczyłam. Z resztą jak też innych języków.
*patrzy smętnie na arkusz papieru formatu A0* Wciąż za mały, żeby zmieścić wszystkie niesamowite umiejętności boChaterki.

Przy okazji, nie przyzwyczajaj się do niej [piłki], bo to własność klubu, a Konrad zawsze pilnuje, by wszystko było tutaj na swoim miejscu. -
Już widzę oczyma duszy mojej, jak prezes Piechocki waruje nad sejfem z treningowymi piłkami i cierpliwie odkurza każdy pyłek z krzesełek na hali.

Idąc przez korytarz minęliśmy uśmiechniętego od ucha do ucha trenera, oraz kilku zawodników, którzy spoglądali na mnie z dziwnymi minami.
- Chłopaki, on się w niej zakochał?
- Na zabój.
- A ile się znają?
- A ze dwa, trzy dni...
- Ach,ten Imperatyw...


Najbardziej jednak zdziwiło mnie zachowanie pewnego, wysokiego blondyna, który spoglądał na mnie takim niedowierzającym wzrokiem. W tym momencie wyglądał tak jakby widział ducha.
-Nie martw się, to Karol. On już tak zawsze. - Usłyszałam tuż przy uchu głos Kurka.
Biedny Karol, zobaczyć pierwszy raz Mary Sue na oczy – to musi być traumatyczne przeżycie.
Karol? Blondyn? W Skrze?! *intensywnie myśli*
Wojtyła?


Z głową pełną obaw szłam z niebieskookim i zastanawiałam się co może mi jeszcze przynieść dzisiejszy dzień.
A ja pełna obaw patrzę na określenie „niebieskooki”, bo wiem, co może przynieść dalsza część analizy.

Szłam za Bartkiem w kierunku parkingu, na którym z pewnością znajdował się jego samochód.


Po chwili zatrzymał się, odebrał ode mnie moją walizkę i włożył ją do bagażnika. Spojrzałam na jego auto i mi dech zaparło.
-Audi Q7 jest luksusowym SUVem zaprezentowanym po raz pierwszy w 2005 roku na Międzynarodowej Wystawie Samochodów we Frankfurcie. Opiera się na modelu studyjnym Audi Pikes Peak Quattro, który można było podziwiać w 2003 roku na wystawie Detroit Motor Show. Wykorzystuje płytę podłogową montowaną w VW Touareg i Porsche Cayenne.
Audi Q7 wykorzystuje stały napęd na cztery koła, przy czym moc rozdzielana jest pomiędzy oś przednią a tylną w stosunku 40:60. Opcjonalnie wyposażenie samochodu można poszerzyć o system ACC, adaptacyjne zawieszenie pneumatyczne, dynamiczne światło oświetlające drogę na zakrętach, system ESP lub asystenta parkowania. Auto jest wyposażone w najnowocześniejsze urządzenia pozwalające uniknąć wypadkom dzięki kamerom umieszczonym do okola samochodu, a jeżeli już dochodzi do kolizji osłania nas 14 poduszek powietrznych. W crash-testach EuroNCAP Q7 zdobyło cztery gwiazdki na pięć możliwych. - Wypowiedziałam na wydechu i nadal była wpatrzona w to cudo.
Podziwiam... płuca... tej dziewczyny. I ejdetyczną pamięć artykułu z pierwszego lepszego magazynu o samochodach.
Przelew z Niemiec nadejdzie lada moment.

-Eee.. - Wydusił.
-Tak Bartoszu, interesuję się motoryzacją. - Rzekłam i wsiadłam do samochodu.
”I dlatego uczę się na pamięć opisów nowych modeli samochodów z „Auto Świata”, które potem recytuję, by zrobić wrażenie na znajomych. A przy okazji zgarnąć pensję za reklamę”.
Bartek, na Twoim miejscu zacząłbym uciekać. Wykorzystasz przy okazji napęd na cztery koła i adaptacyjne zawieszenie automatyczne.


Nie minęła minuta,a już mknęliśmy ulicą w stronę mieszkania siatkarza.
Tą jedną jedyną. Bełchatów mógłby zainwestować w rozwój infrastruktury.

Gdy tylko się w nim znaleźliśmy, usiedliśmy z Bartkiem w jego przytulnym salonie i popijaliśmy zimny sok pomarańczowy.
Tak od razu? Bez zdejmowania butów, nakładania kapci, mycia rąk i tysiąca innych czynności życiowych, które aŁtorka wcześniej skrupulatnie opisywała?

#23 - Bartosz Kurek i najlepsze opko świata, cz.1

|
Tęskniliście za opkiem o polskich siatkarzach? Tak, ja też nie. Ale przychodzi pora, kiedy trzeba odpocząć od zestrogenizowanego Schlierenzauera i miłosnych dylematów piłkarzy wszelkich narodowości, by zająć się kurasiową miłością do wybitnie uzdolnionej córki macedońskiego prominenta. Brzmi zachęcająco? A będzie jeszcze lepiej!
Dziś jest dość krótko, a ma to związek z prokrastynacją Tuśki czynnikami losowymi. Idąc za ostatnio panującą modą, w ramach przeprosin - słodkie zwierzątko:



Od Migelito (tak, to on!):
Witam pięknie wszystkich czytelników, a zwłaszcza krewne i znajome pewnej aŁtoreczki, które postanowiły ostatnio napsuć mi krwi swoimi uszczypliwymi komentarzami na moim blogu (zapobiegliwie nie podaję adresu, sami se znajdźcie w Tuśkowych archiwach :P). Wzmożona nienawiść młodych dzierlatek dała mi sporo motywacji i siły do analizy kolejnego siatkarskiego dziełka. Tym razem nie mamy do czynienia z młodą, bełchatowską moczymordą obracającą serbskimi siatkarzami, a raczej kimś zgoła przeciwnym... Bez zbędnych wstępów – przekonajmy się, co oferuje nam ta „bajka”.


Analizują: Migelito, Tuśka


od aŁtorki:
Ulubieni sportowcy:
Justyna Kowalczyk:
(…)  jej wywiady są dowcipne.
Piszą gagi i skecze dla Szymona Majewskiego.


Jest „unerwiona”, w dopuszczalny sposób pewna siebie
Dzięki Bogu! Polskie prawo dostatecznie reguluje poziom pewności siebie, inaczej wszyscy byśmy się pozabijali. 
Mnie tam raduje myśl, że Justyna ma jednak nerwy. To wiele w życiu ułatwia.


Anna Werblińska:
(…) Choć zmieniła nazwisko jest klasą samą w sobie.
Zwykle zmiana nazwiska skutkuje ostracyzmem społecznym i nagłym spadkiem klasy oraz manier. To by wyjaśniało tak częste zostawanie młodych mężatek przy nazwisku panieńskim.
Zapamiętam to na przyszłość.

Roger Federer:
(…) Zaczarował mnie swoim gestem,czyli odgarnięciem włosów z czoła.
Lepszy niż Merlin i Panoramiks razem wzięci.


Leo Messi:
Biega po całym boisku i pomaga kolegom, czym mi imponuje. Jest wszechobecny.
A tego w książeczce do katechizmu nie było...
Czy zasada nieoznaczoności Heisenberga dotyczy także Messiego? Potrafimy wyznaczyć jego pęd, ale jednocześnie nie umiemy wskazać lokalizacji, stąd złudzenie, że jest wszechobecny. *idzie rozmyślać na ten temat na stronę*


Mariusz Wlazły:
(…) Nie raz pokazał nam, że odnajdzie się na każdej pozycji na boisku.
Przecież wszyscy pamiętamy wyczyny Mariusza na libero. Prawie wygryzł ze składu Ignaczaka.


Michał Winiarski (żyć mu nie dadzą te nastolatki):
(...)Cenię Go (kolejny wszechmogący?) zaspokój i opanowanie na boisku jak i poza nim. Zadziwiają mnie rzeczy, które robi z piłką.
He he, jak on nią obraca, he he...

OPIS POSTACI

Imię: Justyna
Nazwisko: Iwanow
Wiek: 22 lata
Miejsce urodzenia: Skopje w Macedonii
Miejsce zamieszkania: Bełchatów
Zawód: Lekarz
*hamuje przemożną chęć rzucenia w aŁtorkę czymś ciężkim* Albo geniusz, albo w Macedonii studiują medycynę instant.

Ciekawostka: Justyna jest bardzo pomocną dziewczyną, lecz skrywa tajemnicę, o której nie mówi nikomu.
”Przekupiła wszystkich profesorów i rektora swojej uczelni, by skończyć medycynę w trzy lata”.

Imię: Aurelia
Nazwisko: Stępień
Wiek: 21 lata
Miejsce urodzenia: Łódź
Miejsce zamieszkania: Bełchatów
Zawód: Brak
Och, a już miałam nadzieję, że sędzia trybunału.

Imię wybrali dla niej dziadkowie. Bardzo się jej ono podoba, gdyż jest nowatorskie i oryginalne.
Faktycznie, nowatorskie imię. Znane od czasów Imperium Rzymskiego.

Bartosz Kurek:
Ma 205 cm wzrostu przez co trudno go przeoczyć.
Spokojnie, poprzednia ałtorka potrafiła ukryć przed światem jeszcze wyższego Możdżonka. Nie takie rzeczy się robiło.

Zbigniew Bartman:
Przez większość osób, które go nie znają uważany jest za kobieciarza i wrednego lalusia. Zibi nieraz swoim zachowaniem pogarsza tylko sprawę. Tylko jego prawdziwi przyjaciele wiedzą jaki jest na prawdę.
Na prawdę łasy, na kłamstwo zły, na okropne błędy językowe cięty. 



WARTKA AKCJA

Prolog


Wiał ciepły sierpniowy wiatr. Skrzyżowałam ramiona i zapatrzyłam się w wodę. Wcześniej kilka osób spacerowało wzdłuż brzegu, ale spostrzegłszy chmury, czym prędzej się oddaliło.
Za każdym razem, gdy niepotrzebnie stosujesz imiesłów przysłówkowy uprzedni, Pan Bór zabija jednego polonistę.

Zauważyłam, ze jestem sama na plaży i rozejrzałam się wokół siebie.
Czyli, jeśli dobrze rozumiem, zauważyła, że jest sama na plaży bez rozglądania się. Jej intuicja była na tak wysokim poziomie, że wzrok stał się przy niej nieistotnym dodatkiem, jednak twarz bez oczu wyglądałaby nie najlepiej.

Ocean odbijał kolor nieba, wyglądał jak płynne żelazo, fale bez ustanku toczyły się do brzegu.
Zmotoryzowane fale na kółkach! Tego mi była trzeba na dobry start opka!
Pomijam kwestię ewentualnej temperatury, skoro topiło się żelazo – zapamiętajcie, że to był ocean, dobrze?

Kiedy wreszcie byłam gotowa, powoli ruszyłam w kierunku wody. Pod pachą miałam torbę, którą starannie uszykowałam dziś rano.
Kochaniutka! Nie po to wymyślono paski do toreb, żebyś musiała umieszczać je pod pachami!

Nikomu nie powiedziałam, gdzie jadę, co ze sobą zabieram ani co zamierzam tu robić. Oznajmiłam tylko, że wybieram się na świąteczne zakupy. Była to doskonała wymówka, bo chociaż byłam pewna, że zrozumieliby gdybym powiedziała prawdę, jednak tej wyprawy nie chciałam z nikim dzielić.
*intensywnie myśli* Nie wystarczyło powiedzieć, co leży na wątrobie i dodać „Spoko koko, sama sobie z tym poradzę”? Po co być tajemniczym jak szpieg Pedro z Krainy Deszczowców?

Wkrótce nastąpi przypływ i właśnie wtedy będę na prawdę gotowa.
Ja zaś jestem gotowy na wytykanie błędów w ojczystym języku. Takie życie.
My jesteśmy gotowi, by je na prawiać.

Na niewysokiej wydmie znalazłam miejsce, które w rzeczywistości okazało się wielce wygodne.
Znalazła wydmę, idąc w kierunku wody? Ten ocean może i jest ładny, ale dziwnie płytki.

Westchnęłam i spojrzałam na zegarek, który dostałam od mojej ukochanej córeczki. Wkrótce nastąpi przypływ i właśnie wtedy będę na prawdę gotowa. 
Do utopienia się? Masz rację, kończmy to opko, póki jeszcze mój mózg funkcjonuje.

Usiadłam i otworzyłam torebkę. Pogrzebałam w niej chwilę, by po chwili wyjąc z niej kopertę. Otworzyłam ją, a w niej znajdowały się trzy listy.
Ekonomicznie – po co wydawać trzy razy więcej na koperty i znaczki?

Starannie złożone, listy, które przeczytałam miliony razy.
Ja też, starannie, przeczytałem, wiele, listów i dzięki, temu, wiem, jak, stawiać, przecinki.

Gdy skończyłam, wsunęłam listy do koperty i włożyłam ją s powrotem do torby [AAAAA! Moje oczy! Moje biedne, chore oczyyyyyy... Spoko, to tylko torba zasyczała złowieszczo] i raz jeszcze spojrzałam na plażę. Z wydmy, gdzie siedziałam, widziałam miejsce, w którym wszystko się zaczęło.
Wbity tam był słupek z tabliczką z napisem informującym, że w tym miejscu, przed piętnastoma miliardami lat, Wielkie Nic wybuchło.

I jadziem z właściwym opkiem:


Jak co dzień biegałam o świcie, by utrzymać swoją kondycję. Pierwszy raz od tak długiego czasu byłam sama. Nie było ze mną żadnych ochroniarzy czy nawet reporterów.
Poranny jogging Kate Middleton? Nie, to tylko nasza 22-letnia lekarka!
Ho ho, to już nie byle Skalska! Celebrity i gwiazda mediów, której życie jest obiektem zainteresowania paparazzich (zwanych także reporterami, Kapuściński byłby dumny). Już przygotowuję popcorn, może być ciekawie.


Wstawał piękny dzień, a ja ogarnęłam spojrzeniem świat wokół siebie. 
Niepotrzebnie, trzeba było użyć nadmiernie rozwiniętej intuicji.

Mimo, że byłam na wakacjach zawsze wstawałam dosyć wcześnie, by móc swobodnie pobiegać wzdłuż plaży. Za kilka godzin na ręcznikach Costa Bravy będą leżeli turyści.
Pamiętacie, o co prosiłam chwilę temu? Właśnie dowiedzieliśmy się, że poczciwe Morze Śródziemne awansowało do rangi oceanu!
[Czy północno-wschodnie wybrzeże Hiszpanii jest słynne z jakichś wyjątkowych ręczników?]
Rosnące na piasku, świeżutkie ręczniki – kiedy bałtyckie plaże doczekają się tego gatunku... kwiatu?


Ja więc mogłam czerpać przyjemność z biegania po twardym, gładkim piasku zostawionym przez uciekający odpływ.
Płynne żelazo odeszło w niepamięć – teraz Ocean Śródziemny był skuty grubą warstwą lodu. Tak jak zapowiadali: najpierw efekt cieplarniany, potem epoka lodowcowa.

Zawsze lubiłam biegać. Wyrobiłam w sobie taki nawyk, uczestnicząc w liceum w biegach przełajowych.
Niektórzy mówią czystą angielszczyzną po wzruszeniu ramion, niektórzy zaś biegają, gdy tylko zobaczą poranne słońce. Kto by pomyślał, że doktor Pawłow tak wpłynie na marysueizm stosowany.

O ile tata mi na to pozwalał. Choć z czasem trudno było o pozwolenie na choćby zwykłe przejście się po mieście.
- Tato, a mogę podejść do kiosku po...
- JA JUŻ NIE MAM CÓRKI! MAM POTWORA!


Byłam zadowolona z faktu, że mojego taty nie było tutaj ze mną, chociaż bardzo go kochałam. Mam wielką nadzieje, że w czasie wakacji będę miała spokój. Żadnych wieczornych spotkań, żadnych przyglądających mi się uważnie ochroniarzy, ani reporterów.Nikomu nie powiedziałam gdzie [dokąd] jadę. Nawet rodzicom.
A oni olali sprawę, że córcia się wyniosła z domu bez słowa i nawet nie próbowali jej szukać.

Gdyby ci dowiedzieli się gdzie zamierzam spędzić wakacje już wokół mnie biegałoby mnóstwo ludzi spoglądających na mnie z obawą czy czasami nic mi się nie stało.
I pilnujących, by czasami się jednak coś stawało *wskazuje palcem na siebie*
Zaraz, główna bohaterka jest córką prezydenta USA? Albo Shakirą? Przecież poznaliśmy już bohaterki opka, a przy żadnej z nich nie były wspomniane wyjątkowe koneksje czy wpływy.


Ok, rozumiem, że rodzice się martwią, ale to już lekka przesada. Przecież jestem kobietą. Muszę mieć trochę prywatności, a nie ciągle łazić gdzieś z tymi gburami.
Prywatności?! Wytłumacz to wszędobylskim paparazzi, to jest reporterom! (Swoją drogą, mam dziwne wrażenie, że czytamy o początkach kariery Hannah Montany).

Zaczęłam zastanawiać się, jak spędzić resztę dnia. Co prawda przywiozłam ze sobą kilka książek, które zamierzałam przeczytać w ciągu zeszłego roku, ale jakoś nigdy nie miałam na to czasu. Zwłaszcza przy moim ojcu, który chyba już powoli przestaje rozumieć co to znaczy "domowe ognisko".
- To może chociaż poczytamy jakieś książki?
- MILCZ, WYRODNA!!!

Zajęty jest tylko tą swoją pracą i na nic więcej nie zwraca uwagi. 
A to boChaterce niezwykle przeszkadza w lekturze. Najlepiej jej się czyta, gdy ojciec zamęcza ją pytaniami o to, jak było na wykładzie i czy dziekan nie żąda czasem kolejnej białej koperty na stole.

Z biegu przeszłam do marszu i wreszcie zatrzymałam się, gdy nad moją głową jakiś ptak zatoczył koło. Poczułam, że wzrosła wilgotność powietrza. 
To działa na takiej zasadzie jak kanarki, które padają, gdy w kopalni wzrasta stężenie metanu?
Praktyki w TVN Meteo kształcą i uwrażliwiają skórę na zmiany pogody.


Wzięłam głęboki oddech, wstrzymałam go na chwilę,  potem wypuściłam i spojrzałam na wodę.
Cóż, może opisy procesu oddychania są lepszym rozwiązaniem od relacji ze schodzenia na śniadanie.

Było jeszcze wcześnie, ocean wciąż miał barwę ołowiu, ale nie miało się zmienić, gdy tylko słońce wzejdzie trochę wyżej.
Czytam to zdanie i nie rozumiem go bardziej od tego pana.
Słońce roztaczało nad oceanicznym ołowiem ochronną warstwę, zapobiegającą przed jego utlenieniem.

Po chwili ściągnęłam buty i skarpetki, podeszłam do wody i pozwoliłam kilku drobnym falom ochlapać stopy. oda orzeźwiała. 
Racja, nie ma to jak zadeklamować jakąś odę lub sonecik tuż po wysiłku. Działa lepiej niż te wszystkie napoje izotoniczne.
Młodości! Orla twych lotów potęga, jako orzeźwienie twa... (w)oda?


Spędziłam tak kilka minut i odwróciłam głowę w celu dokładnemu przyjrzeniu się plaży. (Ałtorka chyba zaspała na lekcję polskiego dotyczącą przypadków i ich użycia w zdaniu. A może to ja niedokładnie się przyjrzałem...) W niewielkiej odległości od siebie spostrzegłam mężczyznę.
Niósł ze sobą książkę zatytułowaną „Gramatyka języka polskiego dla opornych”.

Był ode mnie starszy o kilka lat, mógł mieć najwyżej 25 lat. Miał opaloną twarz, jakby mieszkał tu przez cały rok. Jego ciało dało wiele do myślenia.
Na przykład: „Ciekawe, jak gruba jest warstwa naskórka na jego dłoniach” lub „Chętnie obejrzałabym jego pęcherzyk żółciowy”.
To na podstawie tego ciała powstały najwybitniejsze traktaty filozoficzne (zaś na podstawie tego opka - „Mdłości” J.P. Sartre'a).


Nie codziennie widzi się mężczyznę, który ma grubo ponad dwa metry wzrostu i wygląda jakby nie wychodził z siłowni przez co najmniej miesiąc.
Tak? Zapraszam na moją dzielnię.
Jakiś daleki kuzyn Burneiki?!


Wydawał się zupełnie nieruchomy - stał w wodzie i pozwalał jej opłukiwać sobie nogi; zauważyłam, że miał zamknięte oczy., jakby cieszył się pięknem świata, nawet nie patrząc na niego. 
Kogo? (Pewnie, jak zawsze, gdy nie wiadomo, o co kaman, chodzi o Wlazłego).
Widzę, że w tym opku jest to popularna metoda percepcji. Od dzisiaj olewam zmysły i patrzę na świat duszy oczyma.

Jakby to było spacerować po plaży nie troszcząc się o nic? Przychodzić codziennie w spokojnie miejsce z dala od szumu i gwaru Skopje, tylko po to, by docenić, co życie miało do zaoferowania?
Cóż, my, szarzy zjadacze kebabów, nie jesteśmy posażnymi, młodymi ludźmi z obstawą goryli (i „reporterów") i bez odpowiedniego zaplecza finansowego (od tatusia, of korz) możemy sobie pozwolić na tego typu rozważania.

"Żyj własnym życiem" - mawiała mi mama, ale to nie ona miała codziennie na karku kilku dryblasów.
Za to boChaterka bardzo lubiła ćwiczenia siłowe, a z urządzeniami w klubach fitness nie można było sobie pogawędzić.

Gdybym mogła cofnąć czas to nie zgodziłabym się na propozycję taty i teraz siedziałabym z nim tutaj albo gdzieś indziej i gralibyśmy w jakieś głupie gry, na które teraz nie mamy ani chwili czasu.
Ach, bolączki sławy. Żebyśmy jeszcze tylko wiedzieli, czym właściwie para się nieznana nam z imienia bohaterka i co właściwie robi jej ojciec, może wtedy faktycznie moglibyśmy pokusić się o tyćkę współczucia.

Nie miałam przy sobie ręcznika, zawahałam się, czy wciągnąć skarpetki, potem doszłam do wniosku, że nie muszę. Byłam na wakacjach nad morzem. Nie ma potrzeby nosić butów, ani skarpetek.


[(bohatereczka słyszy krzyk niedawno spotkanego Tró Loff mężczyzny i pędzi ku niemu na ratunek. Okazuje się, że w wodzie koło... zakładamy, że siatkarza, leży nieprzytomny pięciolatek. Cóż, najciemniej jest pod latarnią, a najłatwiej topić się przy brzegu]

Przesunęłam się na lewy bok chłopca, jedną rękę położyłam na czole, drugą pod bródką dziecka i uniosłam ją do delikatnie jednocześnie odginając głowę w tył. Sprawdziłam czy dziecko oddycha. Nie wyczułam ani oddechu, ani nie zauważyłam ruchu klatki piersiowej, więc czym prędzej wykonałam pięć wdechów wcześniej zatykając mu nos. To jednak nic nie dało. Sprawdzając tętno nie wyczułam nic, więc szybko wykonałam chłopcu masaż serca. I tak w kółko w stosunku 30:2.
Może i zabawne jest to, że aŁtorka chce koniecznie pochwalić się wiedzą z lekcji PO, ale pierwsza pomoc jest zawsze ważna! W sumie ciekawy pomysł na kącik edukacyjny, chyba że Tuśka ma jakiej „ale” do tego opisu... 
To na wypadek, gdybyście zdążyli już zapomnieć, co robiliście na PO.
Przy okazji – z opisu wynika, że na trzydzieści wdechów przypadają dwa uciśnięcia mostka.



W międzyczasie spojrzałam na swojego towarzysza i gdyby nie to co teraz robię pewnie sama przestałabym oddychać. Pierwszy raz w życiu widziałam takie oczy. Były one jak ten ocean, który znajdował się za jego plecami.
- Psze pani, czy mogłaby pani kontynuować akcję ratun...
- NIC MNIE NIE URATUJE PRZED TYM SŁODZIUTKIMI ŚLIPIAMI!
- Ale ja... ghrghrghr...

Widzę, że jest moda na blogaskowego Malfoya – Kurek też ma oczy z metalu. Co prawda trującego, ale zawsze jest nadzieja, że ołów zaszkodzi jakoś boChaterce.


Popatrzyłam na małego blondyna i nagle zauważyłam jak jego klatka zaczęła powoli się poruszać w górę i w dół, co oznaczało, że chłopiec odzyskał oddech. Ustawiłam go w pozycji ustalonej [chyba przez Imperatyw Opkowy – od kiedy w pozycji bocznej ustalonej się stoi?] i usiadłam się obok niego głęboko oddychając.
-Może pan wezwać pogotowie? - Zapytałam po angielsku ocierając koszulką czoło. 
Jak na mój gust powinna była o to zapytać przed rozpoczęciem resuscytacji, ale rozumiem, że cały splendor uratowania dziecka musiał spłynąć na boChaterkę.

-Już dzwoniłem wcześniej. - Odpowiedział ze szczerym uśmiechem.
-To dobrze.
-Uratowała mu pani życie. - Rzekł z uwielbieniem w głosie.
Nie mówiłam?

(na szczęście wszystko kończy się dobrze, a nasza aspirująca Merysujka ratuje życia chłopca, który, jak się okazuje, nie był spokrewniony z siatkarzem. Aha, rozumiem, że ostatnim trendem blogaskowym jest poznawanie głównych bohaterów podczas ratowania życia czy innej Narni)

-Niech tylko Jarski się o tym dowie. - Mruknął pod nosem po polsku, a ja zdziwiona spytałam w jego ojczystym języku:
-Co pan powiedział?
-Nic, nic. - Wymamrotał, lecz po chwili uśmiechnął się szerzej. - Pani jest polką?
- Nie, walcem angielskim, ale wiem, że w dalszej rodzinie polki występują.
- Nie, polonezem!


-Nie, po prostu bardzo dobrze mówię po tym języku. [I mam inne marysiowe supermoce]. I proszę nie mówić do mnie pani. Z tego co widzę jestem młodsza od pana.
Pudło, koleżanko. Taką propozycję zawsze powinna wysunąć starsza osoba.

-Bartek jestem. - Wyciągnął w moją stronę dłoń.
-Justyna. - Podałam mu swoją rękę, a ten jak prawdziwy dżentelmen ucałował ją przez co przez całe me ciało przeszła fala dreszczy.
Najpierw Anastasijević, a teraz Kurek ma właściwości prądotwórcze? Bełchatowska elektrownia czyni z tymi siatkarzami istne dziwy.
Justyna miała na imię Justyna, bo jej tata był Macedończykiem, a mama kujawiakiem.

Nagle tę niezręczną dla mnie sytuację przerwał odgłos nadjeżdżającej karetki. Szybko wstaliśmy, a Bartek zabrał chłopca na ręce.
Nie wiedząc przy tym, czy chłopiec nie ma jakichś obrażeń wewnętrznych i czy mu tym nie zaszkodzi. Bardzo pouczające opko, aŁtorko, gratuluję.

Sanitariusze podeszli do nas i zabrali małego, a ja powiedziałam tylko do jednego z nich.
-Mały ma pęknięte żebro, więc niech pan uważa.
-Ok.
- W dodatku według moich obserwacji doszło do pęknięcia tętniaka w mózgu, przesunięcia trzech krążków międzykręgowych i rany ciętej na kończynie piersiowej lewej. Aha, i podejrzewam też toczeń.
Macedońska wersja House może nie jest tak efektowna jak pierwowzór, ale ma swoje zalety.


-Aha i w płucach ma za dużo płynów, przez co teraz nie mógł oddychać, więc niech panowie tę wodę ściągną, bo inaczej mały się udusi. - Dodałam na odchodnym i po chwili słychać tylko było sygnał tej karetki.
- Ok – odpowiedział lekarz ratownik. - Dziękuję za wszystkie rady, na wszystkich egzaminach ściągałem i nie mam właściwie pojęcia, co ja tutaj robię.

-Skąd wiesz co robić? Przeszłaś jakiś kurs czy co? - Zapytał Bartek mocno zaciekawionym głosem.
-Jestem lekarzem. - Odpowiedziałam dumna z siebie, że mimo takich problemów w domu udało mi się bezproblemowo zakończyć studia.
Czasem wymagało to delikatnego uszczuplenia tatusiowego konta, ale dzięki temu profesorowie z uniwersytetu w Skopje jeździli autami prosto z salonu i chodzili w najbardziej wyjściowych gronostajach.

-Interesujące. To może mi pomożesz. Mam mały problem z... - Zaczął mi opowiadać o swoich schorzeniach, a ja cicho go słuchając tylko raz po raz odzywałam się dając jakąś radę szłam obok niego w stronę miasta.
Bo przecież Marysia-lekarka nie zniży się do czegoś tak prostackiego jak zbadanie pacjenta.
Typowo polskie: pierwsza rozmowa, oczywiście, musi dotyczyć chorób, pogrzebów w rodzinie, drogowców zaskoczonych zimą i „ja to bym wywalił ten rząd na zbity pysk”.


. Rozbierając się i wchodząc pod prysznic myślałam o wczorajszym wydarzeniu.  O Bartku, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nigdy nie sądziłam, że mogę być tak blisko z jakimkolwiek mężczyzną z wyjątkiem mojego taty.
Yyyy... Kind of creepy.
Mam nadzieję, że w takim układzie traktowała Kurka jak rodzinę, bo jeśli nie...

Nie wiem jak to możliwe, ale przy każdym nawet najmniejszym dotyku Bartka przechodziły mnie dreszcze, które ogarniały całe moje ciało.
Ciekawe, jak koledzy Kurka z drużyny wytrzymywali z tak naelektryzowanym człowiekiem. Przecież Możdzon po każdym bloku z Kurasiem i zetknięciem się z nim musiał przechodzić istny horror.

Namydliłam i wypukałam włosy [a także ostukałam paznokcie], a myśli uciekły mi z głowy, gdy chłodna woda spływała po mym ciele. Umyłam resztę ciała myjką i mydłem nawilżającym, spędziłam pod prysznicem więcej czasu, niż musiałam, aż wreszcie wyszłam z kabiny.
Skoro tak szczegółowo opisane są poranne czynności, to aż boję się pomyśleć, co będzie przy ubraniu.

Wycierając się, obejrzałam się w lustrze. Z uśmiechem nałożyłam delikatny makijaż, a następnie ubrałam się w beżowe szorty, białą bluzkę bez rękawów i brązowe sandały.
*z rozmarzeniem* Ach, jak dobrze przeczytać czasem jakiś klasyk...
Ha! Odhaczyłem opis ubioru szybciej od Tuśki! :D

Nawet nie zdążyłam wyciągnąć swojej listy!

Wyjrzałam przez okno w łazience. Zauważyłam, że słońce wzeszło jeszcze wyżej.
Po czym oślepłam, zaś interwencja chirurga i optyków pomogła tylko w niewielkim stopniu.

Postanowiłam posmarować się kremem z filtrem ochronnym. Jeśli bym tego nie zrobiła naraziłabym się na oparzenie i zepsułabym sobie pobyt nad morzem.
Czuję się tak, jakbym czytała jakąś moralizatorską powiastkę dla nastolatek w „Bravo Girl”.
Kącik edukacyjny: bawi, uczy, edukuje! Czasem nawet obraca, hehe...


Na zewnątrz, na ganku, Martha postawiła na stole śniadanie: melona i grejpfruta oraz przypieczone rogaliki. Usiadłam i posmarowałam rogaliki serkiem z niską zawartością tłuszczu.
”Następnie sięgnęłam po kubek zielonej herbaty, napoju zawierającego dużą ilość przeciwutleniaczy i niewiele kalorii. Po skończonym posiłku wytarłam usta w rozłożoną uprzednio serwetkę z makulatury i udałam się na zdrowotny spacer”.

Rozmawiałyśmy dłuższą chwilę, a w tym czasie Matt poszedł pograć w golfa, jak robił to codziennie przez cały tydzień. Musiał wychodzić wcześnie rano, ponieważ brał leki, które jak powiedziała Martha, robiły straszne rzeczy ze skórą, jeśli za długo przebywał na słońcu.
O, cześć, drugoplanowi i raczej nieważni w opku bohaterowie! (Alarm! Fabuła zmierza donikąd!)

Matt i Martha spędzili ze sobą około trzydzieści lat. Pokochali się w college'u, a pobrali latem po dyplomie. W tym samym czasie Matt przyjął posadę w firmie audytorskiej w centrum Bostonu, a osiem lat później został w niej wspólnikiem. Kupili wygodny dom, gdzie mieszkali samotnie przez ostatnie dwadzieścia lat.
Cały czas jestem w okolicach Skopje. Jeżeli dobrze rozumuję, po dziesięciu latach małżeństwa i kariery zawodowej oboje przeprowadzili się do Macedonii, by tam spędzić ostatnie chwile (czytaj: dwadzieścia lat) swojego życia. Pozazdrościć systemu emerytalnego w USA.

Chcieli mieć dzieci, jednak przez pierwsze sześć lat małżeństwa Martha nie zaszła w ciążę. Poszli do ginekologa, a ten przekazał im złą wiadomość. Okazało się, że Martha ma niedrożne jajowody. Kilka lat starali się o adopcję dziecka, ale lista oczekujących zdawała się nie mieć końca. Wreszcie stracili nadzieję i przenieśli się tutaj. 
Halo, koleżanko lekarko! Takie rzeczy się operuje, naprawdę!
Dobrze wiedzieć, ale chciałbym, ekhm, akcję? Ciekawą historię? Popchnięcie fabuły do przodu?



[BoChaterka rozmawia z tym złym tatuśkiem]

- Byłaś sama?
Wiedziałam, że od razu będą pytania czy czasami nie umawiałam się z jakimś chłopakiem. Mój ojciec jest taki przewidywalny.
To opko też nie lepsze.

-Częściowo.
-Co to znaczy częściowo?!
-Oh, tato nie jestem dzieckiem.
-Co to znaczy?!
- Luknij sobie na definicję dorosłego człowieka na Wikipedii.

-Po prostu jak biegałam to zauważyłam małego chłopca leżącego na piasku i podbiegłam do niego. Okazało się, że mały nie oddychał więc jak najszybciej przywróciłam mu czynności życiowe i oto jest cała historia.
Ach, takie tam głupoty na wakacjach. Poza tym wynalazłam lek na HIV i przekazałam milion dolarów na rzecz Darfuru, ale kto by się tym przejmował.

-Tyle razy mówiłem, żebyś wybrała się na jakieś normalne studia, a nie na takie coś. - Zbulwersował się i zaraz ponownie zaczął mówić.
- Wiesz, jak ciężko było przekupić tego cwaniaczka z interny? Trzeba było się wybrać na AM do Wrocka, tam mają niższe stawki, bo pod stołem płaci każdy.
- Tato, jestem na medycynie...
- WON! WON Z DOMU! TAK POHAŃBIĆ RODZINĘ!


Kochanie, wiesz co ta twoja córka wyprawiała? Ratowała życie jakiemuś chłopcu. A może miał jaką chorobę zakaźną i teraz nasz Justysia przywiezie nam jakieś świństwo.
:O
Ma ktoś kaftan z długimi rękawami?


Dobrze obiecuję. Cały czas będę miała na sobie kamizelkę ratunkową i opaskę na buzię by czasami się czymś nie zarazić.
Do tego przyda się piorunochron, który wyładuje Bartka Elektrokurka.

-Kto to był? - Spytała Martha za moimi plecami. Odwróciłam się i spojrzałam na nią. Miała na sobie żółtą bluzkę z tygrysie paski, czerwone szorty, białe skarpetki i na nogach reeboki. Jej strój krzyczał: Jestem turystką!
Powyższy fragment krzyczy: Jestem blogaskiem!
Daleki kuzyn Tiary Przydziału nie był zbyt rozgarnięty, to fakt.


-To dobrze. - Zawiesiła aparat na szyi. - Skoro to mamy z głowy, musimy zrobić jakieś zakupy. 
I znowu odhaczam szybciej od Tuśki! :D
Nie nadążam już za tym tempem!

Zdążyłam kupić trzy nowe zestawy i kostium kąpielowy, zanim moja towarzyszka zaciągnęła mnie do sklepu z bielizną o nazwie " Wróbel"
Ich stringi z pierza były prawdziwym hitem sezonu.
Uważajcie na Winiarskiego, on lubi te klimaty!


Marthę ogarnęło szaleństwo zakupów. Nie dla siebie oczywiście, lecz dla mnie. 
Oczywiście.

Wychodząc ze sklepu wpadłam na kogoś, kto zdecydowanie był wyższy ode mnie. I to o grubo 20 cm.
Spojrzałam w górę i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to rude włosy i przeszywające mnie oczy.
AAAAA!!! Irlandzki zabójca! A nie, to Kuba Jarosz...

-Przepraszam. - Rzekłam po polsku. - Cholera to znaczy triste*. 
Mimo odnośnika aŁtorka nie wyjaśnia, co znaczy to słowo w języku... obcym (pewnie „przepraszam”, ale po ostatniej analizie niczego nie mogę być pewnym). W każdym razie faktycznie, niektórzy warczą i prychają, zaś inni po zobaczeniu ryżego dryblasa od razu przemawiają po polsku. Ach, ten Pawłow.
Odnośnika nie ma, a Wikisłownik stwierdza, że „triste” oznacza po hiszpańsku, włosku i francusku „smutny, opłakany”. Co tu kryć, taki jest stan mojego umysłu po pierwszych dwóch rozdziałach.


-Czekaj, czekaj. Ty mówisz po polsku? - Gdy wypowiadał te słowa oczy mu się zaświeciły niesamowicie.
-Tak.
-Nareszcie. Potrzebuję pomocy. Zgubiłem się, a nie wiem jak dojść do mojego hotelu. - Popatrzył na mnie ze smutną miną.
”I mimo że jestem sportowcem grającym na międzynarodowych turniejach, nie potrafię się zapytać byle przechodnia po angielsku, tylko muszę się rozglądać za merysujkami”.
Ojojoj, maluśki siatkarzyk się źgubił? Oj, gapcio z tego siatkarzyczka! Ale niańcia zaprowadzi za rączkę!


Ehh. Na pewno nie możesz mi pomóc? Wiesz jak przyjaciel się dowie, że się zgubiłem to będzie mi marudził przez całą drogę powrotną, a jak dojdę do hotelu sam to przynajmniej będę mógł zwalić winę na niego. - Zaśmiał się
Siatkarzyczek nie dość, że gapcio, to jeszcze paśkudny maruda i cwaniaczek! Niedobry siatkarzunio!



-Jarski przestań bawić się w podrywacza, bo to ci nie wychodzi.
Mimo to żonkę sobie znalazł... Zazdrosny, Bartuś? :D



Zguba odwróciła się, a ja spojrzałam nad jego ramieniem i ujrzałam Bartka.
Spojrzała nad ramieniem dwumetrowego sportowca? Podziwiam rozciągłość kręgów szyjnych Justyny.

O cześć. - Dodał i uśmiechnął się do mnie. - Droga Justyno, powiedz mi czy ten oto rudzielec... - Wskazał gestem dłoni na swojego przyjaciela - ...nie składał ci czasami jakiś nienormalnych propozycji?
Ja już zapoznałem się z podręcznikiem Fabregasa i mogę coś niecoś zaproponować, hy hy...

Zaśmiałam się, gdy zobaczyłam tę dwójkę obok siebie. Jeszcze dodatkowo wyobraziłam sobie siebie między nimi i jak ktoś śpiewałby piosenkę:
"Taki duży, taki mały".
Jako już zaznajomiony z paroma Imperatywami Blogaskowymi, zaśpiewałbym raczej : „Uważaj na niego...”

-Ja jej tylko składałem jak najnormalniejsze propozycje, co nie, panno Justyno? - Rzekł i charakterystycznie poruszył brwiami.
Moment, moment, skąd Jarski wie, jak Justyna ma na imię, skoro nawet się sobie nie przedstawiali? Ktoś potrzebuje korepetycji z powitań od Sławka Szmala!

-Tak, tak. Już się tak nie przystawiaj. Ta kobieta jest zajęta. - Wepchnął się między nas Bartek i objął mnie ramieniem.
Woo hoo! Znany od czasów prehistorycznych wyścig o samicę już się rozpoczął!
Ciekawe, który pierwszy ją pociągnie za włosy do jaskini.

-Nie podskakuj. To nie ty masz 355 cm w ataku. - Powiedział dumnie niebieskooki.
A jeśli mi nie wierzysz, mam oświadczenie od notariusza i notkę z Wikipedii.

(…) ja z niepewną miną spoglądałam na nich i zastanawiałam się o czym oni mówią. Są ogromni, i mówią o wyskoku do ataku, to znaczy, że grają albo w siatkówkę, albo w koszykówkę.
-Przestań, jak ja widzę jak ty do siatki skaczesz to mi się śmiać chce. - Dogryzał mu Bartek.
Do siatki?
-Hej, to wy gracie w siatkówkę?
-Ee, no tak.
Well done, Sherlock!!! (Swoją drogą, niezły buc z tego Kurka).

-Błagam, nie bądź kolejną fanką. Błagam, nie bądź kolejną fanką. Błagam. - Szeptał do siebie Jarski.
"Płonne nadzieje, próżny trud, bezsilne złorzeczenia"!
Drogi Jakubie, podobną frazę powtarzam przed każdą analizą i z doświadczenia wiem, że to nie działa.

Usiedliśmy wygodnie na piasku i chłopacy zaczęli opowiadać o sobie. Z uwagą słuchałam każdego ich słowa, by czasami niczego ważnego nie przegapić.
-No i wszystko już wiesz. - Zakończyli i uśmiechnęli się niepewnie do mnie.
Doceńcie starania aŁtorki: równie dobrze mogła wlepić tu artykuły od niezawodnej cioci Wiki o Jarskim i Kurasiu i bylibyśmy skazani na potworny ból ich lektury!

-To jak wy się nazywacie?
-Bartek Kurek. - Przedstawił się niebieskooki.
Nie mogło epitetów odocznych i odwłosnych zabraknąć, prawda?

-Kuba Jarosz. - Drugi podał mi rękę. Ja delikatnie ją uścisnęłam i chwilę musiałam przetrawić świeżo "upieczoną" informację.
TVN 24: cała bułka całą dobę!

Są siatkarzami.
Na dodatek sławnymi.
Zna ich cała Polska.
A Bartka boi się nawet Brazylia.
To może oznaczać tylko jedno. 
Będą pisać o nich opka.
UWAGAAAA! PORN ALER... A nie, przepraszam, pospieszyłem się.


Że jeśli są tak sławni jak mówią to zapewne kręcą się wokół nich paparazzi. A to nie jest dla mnie dobry znak.
Swędrowski i Wójtowicz. Najgorsi z „reporterów”, słowo daję.

Nic, tylko uświadomiłam sobie, że mam sławnych kumpli. Czy to nie cudownie. - Rzekłam ironicznie i wstałam z zamiarem odejścia od nich jak najprędzej.
Dziwaczny przypadek: boChaterka nie stara się zawładnąć strefami erogennymi siatkarzy, a ucieka od nich jak najprędzej. Czuję się rozczarowany :(
It's just a game of love, love, love! *wyje, udając Celine Dion*

-Gdzie idziesz? - Spytał Kuba i obaj ruszyli za mną.
-Do domu. - Odparłam krótko.
-Poczekaj. - Poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam te śliczne lazurowe tęczówki, przez które ostatnio nie mogłam spać.
Lazurowy ołów – tylko u nas, dziś w promocji!

Przeszywały mnie na wylot, przez co jeszcze trudniej mi było się odezwać.
Będę musiał kupić sobie koło ratunkowe, coby nie utonąć w Kurkowych tęczówkach. Mam dziwne wrażenie, że Justyna utonie w nich nie raz, nie dwa...dzieścia.
...do sześcianu.

-Chciałaś się dowiedzieć prawdy to się dowiedziałaś, więc nie uciekaj teraz przed nami. Czy coś powiedzieliśmy nie tak? - Zapytał Bartek patrząc na mnie.
-Nie o to chodzi.
-A o co? - Dopytywał się Jarosz.
-Nie zrozumiecie. - Spuściłam głowę i wyrwałam rękę z uścisku przyjmującego.
„Idę się pociąć z rozpaczy, w jaką mnie wprowadziliście, ale potem udzielę sobie pierwszej pomocy i zatamuję ranę. Medycyna!”

-Nie dowiesz się tego gdy nie spróbujesz. - Wypowiedział te słowa Kurek, a Kuba zrobił minę myśliciela.

(Mniej więcej taką).
Faktycznie, Kurek w tym opku jest lekko bucowaty. Zaczynam się pozytywnie nastawiać do reszty analizy.


-To podaj mi swój numer telefonu, a się dogadamy. - Odwzajemnił mój gest, a ja podyktowałam mu szereg liczb.
- Ale chcesz wygrać w Multi Lotku czy zwykłym Lotto?

Do tej pory nie zwracałam zbytnio uwagi na zegarek, który teraz wskazywał 21:20.
I pięć sekund. Sześć. Siedem.
To chyba jakaś znajoma aŁtoreczki od boskiego Szmala...


(rozdział kończy się słodkimi esemesikami od Kurka i takim wyznaniem:)

Gdy tylko zamknęłam oczy przede mną pojawiły się te niebieskie tęczówki, które można by rzec były jak tutejsze morze. Takie lazurowe. 
Chwilę temu był to ocean z płynnym żelazem i ołowiem. AŁtorko, zdecyduj się!
Wcześniej morze (ocean?!) było barwy ołowiu i żelaza. Dzięki Bogu, Kurek rozjaśni nawet najstraszliwsze barwy przepastnych wód.


Od tamtego pamiętnego dnia minęły dwa tygodnie.
Gdy rano wstałam, umyłam się i ubrałam zeszłam na dół na śniadanie.
BINGO!
*podziwia* To opko jest doskonałe.

Przebrałam się w nowy kostium kąpielowy, wzięłam ręcznik, małe składane krzesełko, magazyn "People" i poszłam na plażę.
„Poczytam sobie o ludziach co dzień i co noc napastowanych przez „reporterów”, klawo! Jak ja lubię swoją prywatność”.

Przekartkowałam nieuważnie gazetę, przeczytałam pobieżnie jakiś artykuł. Nie zainteresowało mnie wcale to, co przydarzyło się bogatym i sławnym.
A było wziąć coś o siatkówce?
Albo "Medycynę w praktyce".

W kółko tylko jeden temat. Pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. A przecież nie one są najważniejsze w życiu. A rodzina?
Przyjaźń?
Miłość?
Ale bogaci nie mieli na to wszystko czasu.
Chyba wiem, jak Justyna ma na nazwisko. Wokulski.

Odłożyłam pismo, zamknęłam oczy i wystawiłam twarz na słońce.
Chciałam się hę opalić przed powrotem do domu tylko po to, by ojciec myślał, że siedziałam ciągle w takim skąpym bikini na plaży i przez to chłopacy się mną interesowali. 
Właśnie: hę? Chce wzbudzić zazdrość w swoim ojcu?
Sam nie wiem, co o tym myśleć... Burżuazja ma jednak popaprane życie rodzinne, i to bardziej od Osbourne'ów.


Ostatnio zakazał mi nawet umawiania się z chłopakami na randkę. Czy to nie jest głupie. Mam 22 lata, a tata mi daje szlaban.
Uciekaj! Kobieto, uciekaj jak najdalej od tego szaleńca!
A czy to nie jest głupie: masz 22 lata i rzekomo jesteś lekarzem.

Pff, zakazywać to on sobie mógł jak byłam mała, ale wówczas miał gdzieś co robię. Bo w końcu wtedy nie był na takim stanowisku na jakim jest teraz.
Należy prawnie zakazać bogacenia się i awansów zawodowych! Zmieniają ludzi w zdziwaczałe kreatury!

A teraz gdy poznałam Bartka i Kubę zrozumiałam, że nie będzie mi tak łatwo o nich zapomnieć, by czasami jacyś paparazzi mnie z nimi nie nakryli, a to z pewnością  zhańbiłoby moich rodziców. W końcu to nie wypada by ich córka spotykała się z marnymi siatkarzynami. 
Ich córka powinna się spotykać z samym Cristiano Ronaldo!
No tak, faktycznie, marnymi...



Gdy tak o tym rozmyślałam zdałam sobie sprawę, że najprawdopodobniej już nigdy nie spotkam ani Kuby ani Bartka. Przecież oni mieszkają i grają w Polsce, a ja jestem w Macedonii.
Właśnie, co dwaj czołowi polscy siatkarze robili w Macedonii? Na pewno nie odbywało się tu zgrupowanie kadry, zaś sam kraj raczej nie jest numerem jeden na urlopowej liście wyjazdowej dla sportowców. Pewnie szmuglowali bimberek od dziadka w głębokich, lazurowych oczach Kurka.

Przecież to niemożliwe, by oni przyjechali do mnie albo ja do nich.
Daleka jest to podróż a niebezpieczna. W lasach bałkańskich czają się gromady zbójeckie, które tylko czekają, by ograbić przejeżdżających tamtędy wielmożów, kupców, siatkarzy i boChaterki opek.

Ale co ja będę ich słuchać. Jestem już pełnoletnia i mogę robić co chcę. Mogę się nawet od nich wyprowadzić.
Och, geniuszu, dopiero teraz wpadłaś na ten bystry koncept?
Nastoletni bunt w przypadku Justyny działa jak bomba z opóźnionym zapłonem. O jakieś osiem lat.

Tak, wyprowadzić. Już tyle razy nad tym myślałam, ale nigdy nie miałam odwagi powiedzieć o tym rodzicom. Gdy tylko chciałam zacząć ten temat tata od razu wyskakiwał z polityką i na tym kończyła się nasza rozmowa. 
Wyskakiwał z polityką, jak sądzę, dynastyczną. Nie mógł pozwolić córce się panoszyć gdzieś po obcych domostwach, bo przyobiecany jej książę Albanii by się zirytował.
- Tato, muszę Ci coś powiedzieć...
- CICHO, WYRODNA! LEPIEJ MI POWIEDZ, GDZIE JEST KRZYŻ!


Takie już mam życie.
Borze, jak mi smutno.

Jeszcze teraz gdy nie ma przy mnie ani Bartka, ani Jakuba jest mi jeszcze gorzej. Tutaj mogłam chociaż normalnie z nimi rozmawiać. Bez strażników, paparazzi.
Strażników? Czy boChaterce towarzyszy Gwardia Szwajcarska?

Gerard Pique i opony zimowe, cz. 4

|
Nareszcie! Długo oczekiwany koniec eurowych analiz! Pożegnajmy się z panem Gerardem P. i jego śnieżnym asortymentem motoryzacyjnym jak należy!

– Wciąż nie zdradził mi trener, co takiego wie – wróciłam do tematu.
Mężczyzna machnął ręką i wrócił do oglądania fotografii.
– Przez cały dzień męczyło mnie, że o czymś zapomniałem. I już wiem. Wino.
Ach, aŁtoreczko, przez ten cliffhanger twoje fanki o mało na zawał nie padły, a ty je raczysz takim rozwiązaniem?!

W końcu, gdy concierge dostarczył butelkę wina, trener del Bosque zebrał się do wyjścia.
– Będzie uczta – uśmiechnął się, patrząc na wino, a potem dodał. – Wiem też o Piqué. Widziałem was rano w ogrodzie na ławce, ale jak na razie to nie moja sprawa. Do zobaczenia.
Słucham? I po to na początku była wielka akcja „żadnych wagin, bo zabiję!”, by teraz skwitował to stwierdzeniem: „Gziliście się pół naszego pobytu tutaj – i co z tego?”
Del Bosque, stetryczałeś!


Nie wiem jak długo siedziałam ze złożonymi na biurku dłońmi i opartym o nie czole, lecz jasne było tylko jedno:
Gramatyka języka polskiego jest ci obca?

jeszcze nigdy w życiu nie przeżyłam takiego zażenowania.
*bije brawo Boskiemu*

[Pojawia się Torres]

Chciałem się tylko pożegnać – uśmiechnął się brunet [hę?]. – Zaraz obiad, potem pakowanie i jedziemy na stadion – westchnął. – A to mój numer. Jeśli będziesz w Anglii, daj znać i pójdziemy na jakiś dobry koncert.
Im więcej opek czytam, tym bardziej się zastanawiam – dlaczego ja nie mam wśród znajomych piłkarzy? Idąc opkowym tempem, już dawno powinnam szaleć na Rammsteinie ze Schweinsteigerem.

– Twoja żona o tym wie?
– Zabieraj tą… – odszturchnął jego rękę. – Zostałbym dłużej, ale…
”...wzywa mnie podręcznik gramatyki języka polskiego. Czuwajcie!”

[BoChaterka przez spotkanie w sprawie kredytu nie zdążyła pożegnać Hiszpanów – rusza więc na lotnisko, gdzie znów każdy pomaga jej zrobić „wielką niespodziankę” dla Pique]


Mecz oglądałam na hali odlotów razem z innymi pasażerami. Nie znałam się na piłce nożnej, ale nawet ja mogłam przyznać z jaką płynnością grała La Roja. Zdziwienie nastąpiło jedynie, gdy reprezentacja Polski pokonała w drugiej połowie Valdesa, ustalając przy tym wynik na cztery do jednego.
Mnie tam bardziej zdziwiła firana zaskoczył Valdes w bramce Hiszpanii.

Po około dwóch godzinach od zakończonego meczu, Kornel odnalazł mnie w hali i powiedział, że Hiszpanie już przyjechali. Przez krótkofalówkę porozumiał się ze wtajemniczoną w plan stewardessą i po kilku minutach, szybko przeszliśmy długi terminal. Tam, kiwając głową do jednej z współpracownic, wprowadził do mnie do rękawa.


W końcu za nieznacznym skrętem zauważyłam Gerarda, który wyjmował po kolei wszystkie rzeczy ze swojej torby.
Za ten nieznaczny skręt miał bliskie spotkanie z polską policją.

Zdezorientowany piłkarz obrócił się i kiedy mnie zobaczył, już zmierzałam w jego kierunku.
– Mamy jakieś dwie minuty – powiedziałam, oplatając jego szyję i całując tak, jakby to miał być ostatni raz.
– Jesteś naprawdę niesamowita – szepnął Gerard
- Nie, mam po prostu zawsze podręczny zestaw kopert w zanadrzu.

Z trudem oboje zdjęliśmy ręce ze swoich ciał i odeszliśmy w swoje strony. Na chwiejnych nogach wróciłam do hali odlotów, z której na tle zachodzącego Słońca, oglądałam odlatujący samolot.
Samolot z mężczyzną, którego kochałam na pokładzie.
A także w kinie i w Lublinie.

Z kolei następnego dnia, priorytetem była sprawa aukcji diamentów oraz brylantów. Odwiedził nas Europejski przedstawiciel firmy, organizującej tę imprezę.
Zawsze tak jest. Odmieni ci taka aŁtorka poprawnie zaimek „ta”, już się cieszysz, gdy nagle dochodzi do ciebie, że przymiotnik pisany jest wielką literą i przecinki pojawiają się znikąd.

[Godlewska ma jechać do Zielonej Góry – spotyka w hotelu swoją siostrę, która znowu się upija]


– Igor, kochanie, zawieziesz dzisiaj swoją ulubioną szefową do Zielonej Góry, prawda? – Zapytała go bez ogródek, z uśmiechem na twarzy, który osoba niewtajemniczona wzięłaby za szczery.
(...)
– Dzisiaj jestem zajęty…
– Nie ma sprawy – weszłam mu w słowo i uśmiechnęłam się.
Przez chwilę milczał, wpatrując się w moje oczy. Znów mieliśmy swój moment. 
Na liściość borską, z kim Godlewska jeszcze momentów nie miała?!

Głęboko westchnęłam i kiwnęłam głową. Przez moment znów zmartwiłam się, czy Igor na pewno już ze wszystkim sobie poradził, ale po chwili uspokoił mnie swoimi słowami.
– Wezmę tablet, to włączymy w drodze mecz. Dzisiaj gra Hiszpania –zagadnął. – Lepiej, żeby Piqué nie dostał kartki, bo nie zagra w ćwierćfinale.
Na miejscu Godlewskiej robiłabym wszystko, by taką kartkę dostał.

Piqué? To nie jest ten? – Zapytała Aleksandra, znów przywołując na usta swój markowy uśmiech.
Uśmiech Aleksandry®

– Na pewno coś wymyślisz – uśmiechnął się. – Jak zawsze.
Na te słowa przypomniałam sobie chwile sprzed kilku dni z lotniska. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie opowiedzieć o nich Igorowi. Usiedliśmy na kanapie w lobby, gdzie razem z Igorem czekaliśmy na jego klienta. Gdy skończyłam mówić o pożegnaniu moim i Gerarda, chłopak złapał się za głowę.
– Karolina,  żyjesz w filmie!
W filmie, taaa...

W czasie, w którym czekałam na Igora, zajęłam się zwyczajnymi sprawami hotelu. Między innymi wysłuchałam skarg szefa kuchni na owoce morza oraz kilku współpracowników i obiecałam mu ulepszenie jego warunków pracy. Choć wciąż niezadowolony, wrócił do swojego zajęcia. W księgowości narzekano na konserwatorów, którzy od kilku dni naprawiali klimatyzację. Z kolei oni narzekali na księgowych, niepotrafiących sobie poradzić z niczym innym oprócz kalkulatorów. I tak było ze wszystkim w hotelu. Praca na dwadzieścia cztery godziny.
Ładny zapychacz. Możemy wrócić do, z braku lepszego określenia, akcji?

Kiedy Igor dał mi znać, że już wraca do Rialto, udałam się do swojego gabinetu, z którego wzięłam kopertę z pieniędzmi. W windzie spojrzałam w lustro na policzek, na którym widniało jeszcze zaczerwienie.
W sumie od dziesięciu rozdziałów rozharatany policzek Karoliny jest w centrum wydarzeń, więc uznaję to za powrót do akcji.

W drodze do Zielonej Góry, zgodnie z obietnicą Igora, obejrzeliśmy mecz na tablecie. Z żarem w sercu wypatrywałam na małym ekranie Gerarda i emocjonowałam się grą. Hiszpanie zmierzali się z Słowacją, która była dla nich naprawdę trudnym przeciwnikiem.
Jeden wyskok na Mundialu w RPA i każdy uważa ich za bogów futbolu.

Do pierwszej połowy wynik był bezbramkowy, choć akcji nie brakowało. Co chwila musiałam napominać Igora, żeby patrzyła drogę.
Co jest bardziej zaskakujące – fakt, że kierowca podczas jazdy ogląda mecz czy to, że zmienił płeć w trakcie jednego akapitu?

W zakładce przeglądarki znalazłam jednak coś lepszego. Zapisane zdjęcia oraz plotki o Gerardzie. Kiedy Igor zauważył, co przeglądam wybuchnął śmiechem. Z przerażeniem, połączonym z rozbawieniem oglądałam fotografie piłkarza. Na jednym znajdował się w niedwuznacznej pozycji z innym sportowcem, a na innej z Shakirą, które zostało podpisane wielką czcionką i dwoma słowami: wspólna noc.
AŁtorka odkryła istnienie Shakiry! *otwiera szampana*

– Miałem ci to pokazać jakiś czas temu – zaśmiał się Igor.
– To jest po prostu… – powiedziałam, przesuwając kolejne zdjęcia i animacje z finału Mistrzostw Świata. – Zakochałam się w hulace.
– Normalny facet – wzruszył ramionami, a po chwili dodał – no może poza tym czymś ze Zlatanem.
*wzdycha* Czy ta aŁtorka wiedzę o futbolu czerpie z Ciach?

W drugiej połowie Słowacy przejęli kontrolę nad grą Hiszpanów.
*powstrzymuje radość* I tak Hiszpania musi wygrać te Mistrzostwa, w końcu to opko.

Choć oglądanie meczy było dla mnie nowością (przyjedź na Wydział Medycyny Weterynaryjnej, tu meczą, muczą i szczekają non-stop), ten widok okazał się dla mnie prawdziwym zaskoczeniem. Po kilkudziesięciu minutach meczu i braku straconych bramek jedynie dzięki Casillasowi (i dziwnej składni), Gerard sfaulował przeciwnika, za co sędzia uniósł do góry żółty kartonik.
Ach, Imperatywie, czymże by były opka bez Twej pomocy?

Po obejrzeniu powtórki realizator pokazał imię i nazwisko gracza, obok niego kolor kartki i napis pod spodem.
Pomogę ci: „Misses next match”.

Po ponad dwóch godzinach dotarliśmy do Zielonej Góry, gdzie udaliśmy się pod adres podany na kopercie. Gdy znaleźliśmy się pod nieciekawym blokiem w równie nieciekawej dzielnicy, zapytałam Igora:
– Jak ja mam się zachowywać?
Nieciekawie.

Sekundy po tym, szczupła kobieta, blondynka w wysokim koku uchyliła drzwi. Przelustrowała dokładnie mnie oraz (wylustrowała na wylot) Igora, oraz poprawiła swoje włosy, zanim odpowiedziała na moje przywitanie.
– Dzień dobry. Jestem Karolina Godlewska, a to mój przyjaciel Igor. Przyjechaliśmy do Igi. Czy zastaliśmy ją może? – Zapytałam z uśmiechem.
– Godlewska? – Warknęła i szyderczo się zaśmiała. – Tatuś cię przysłał?
– Jest Iga? – Zapytałam ponownie, odchrząknąwszy.
– Nie ma.
– Kiedy wróci? – Odezwał się Igor.
– Jest na mazurach, więc pewnie za dwa tygodnie.
”...ale zaraz potem jedzie na riwierę na kujawiaki”.

– Proszę jej przekazać jak wróci, żeby się ze mną skontaktowała. Mam dla niej trzydzieści tysięcy, których ojciec nie zdążył jej przekazać. Do widzenia – pożegnałam ją i odwróciłam się, chwytając Igora za rękę.
– Trzydzieści tysięcy złotych? – Usłyszałam jej zdziwiony głos, inny od tego, którym wcześniej nas uraczyła.
– Nie – odpowiedziałam, nie oglądając się za siebie. – Euro.
We fragmencie nic do analizy, ale pragnę zauważyć, że według czytelniczek opka jest to najśmieszniejszy tekst, jaki do tej pory przeczytały.

Zła na cały świat, czekałam w samochodzie, podczas gdy Igor go tankował. Pod wpływem emocji, znalazłam portfelu wizytówkę do Torresa i napisałam do niego smsa. 
Jak może wyglądać wizytówka Torresa? „Fernando Torres, piłkarz zawodowy, tel.: 0700880774 (tylko poważne oferty, nie odbieram od menedżerów klubów słabszych niż Bayern Monachium)”

Open’er był wydarzeniem, na który zawsze czekałam przez cały rok. Swoistym Sylwestrem, tyle, że trwającym cztery dni.
I w środku roku. Latem. I właściwie nie mającym nic do Sylwestra.

Zanim jednak z całą ośmioosobową grupą przyjechałam do Gdyni, przepracowałam kilka mozolnych dni we Wrocławiu.
Nie potrafiłam się skupić praktycznie na niczym. Działo się tak szczególnie od momentu, w którym zaczęłam prowadzić nocne rozmowy i wymieniać setki wiadomości z Gerardem. Wręcz pokochałam moje zachowywanie się jak nastolatka. Wyczekiwanie na telefon, smsa, zastanawianie się, co powiedzieć, odpisać. I sprawdzanie w słowniku poprawności słówek.
Ehe, ehe. Prawie uwierzyłam.

W końcu wyparłam z myśli język polski i nieraz myliłam się przy zaczynaniu rozmowy z współpracownikami po hiszpańsku.
Myślicie, że to mylenie po hiszpańsku może być gorsze niż w rodzimym języku?

W tym czasie zrozumiałam też, ile obowiązków mogłam zrzucić na innych. Moim jedynym zajęciem stało się składanie podpisów i przesuwanie spotkań na dalszy termin, bądź wysyłanie na nie Alicji. Widziałam poirytowanie kobiety moim zachowaniem, lecz śmiało o to nie dbałam. Gdy w przeddzień mojego wyjazdu w końcu wybuchła, spokojnym tonem zaproponowałam jej zatrudnienie drugiego menadżera. 
A także zrezygnowanie z noszenia przy sobie środków wybuchowych.

Sądziłam, że nie potraktuje moich słów poważnie, ale jeszcze tego samego dnia przedstawiła mi swojego znajomego z dzieciństwa.
Adrian okazał się być eleganckim mężczyzną o szczerym, szerokim uśmiechu, czarnych, nienagannie ułożonych włosach oraz brązowych, głębokich oczach. 
W jego gałce ocznej kryły się rowy oceaniczne – fenomen na skalę światową.

Szarmancki, zabawny i inteligentny, od razu zaskarbił sobie moją sympatię. Do tego w eleganckim ubraniu, rodem z dawnych lat, do złudzenia przypominał Gene’a Kelly’ego z Deszczowej Piosenki.
Lubił się zaczepiać o latarnię w trakcie ulewy.

W środę wieczorem razem z Igorem oraz jego współlokatorami, Justyną i Pawłem, stawiliśmy się na oblężonym festiwalowiczami Dworcu Głównym. Stamtąd czekała nas nieco ponad siedmiogodzinna podróż do Gdyni, a potem Władysławowa, gdzie mieliśmy wynajęty dom. Relacja między dwójką znajomych Igora, których kojarzyłam jedynie ze śniadań w ich mieszkaniu, zawsze mnie intrygowała.
Patrzcie, w opkach istnieje nawet podkategoria „znajomych ze śniadań”.

Hej, laski! – Odezwał się wysoki chłopak w nieco dłuższych, jasnych, kręconych włosach, ze skrętem w palcach. – Nie ma się co kłócić. Jedziemy na Opka. 
*przygląda się uważnie*
*przeciera oczy ze zdumienia i przygląda się jeszcze raz*
Nie wierzę. Ktoś właśnie nazwał rzeczy po imieniu!
[Wybierają się na zlot analizatorów?]


To po prostu jest zupełnie bezsensu… – mruknęłam, poczym w mojej kiszeni zawibrował telefon, oznaczający smsa.
Telefon oznaczający MMS-a zadryndał cichutko.

Przy dworcu wymieniliśmy bilety na opaski i po wyczekiwaniu w pełnym Słońcu (a Słońce w nowiu?) na swoją kolej, pojechaliśmy festiwalowym autobusem, na Babie Doły.
Kierowca autobusu zmęczył się trasą okrutnie, gdyż musiał po drodze wymijać nadprogramowe przecinki.

[Tu opis koncertu i powrotu na nocleg. A potem...]
Gdy wszyscy już spali, wyszłam przed dom i wyobraziłam sobie Gerarda na plaży.
Lecz się, dziewczyno.

Od zobaczenia się z nim dzieliło mnie już tylko kilkanaście godzin. Mimo, iż obiecałam mu przygotowanie planu spotkania, nie miałam go.
”Miałam za to cały zapas przecinków, które wciskałam to tu, to tam”.

Do godziny jedenastej byłam na terenie festiwalu, lecz w połowie koncertu Kasabian, złapałam jeden z autobusów do miasta (za tylny zderzak), gdzie wróciłam do auta. Cała zdenerwowana i podniecona perspektywą spędzenia kilku godzin z Gerardem, drogą główną ruszyłam w kierunku Gdańska.  Zgodnie z poleceniem Hiszpana, zaparkowałam pod wejściem gospodarczym (to Gdańsk ma wejście gospodarcze? Tak mi się zdawało, że wjeżdżałam przez kuchnię). Nim się obejrzałam, drzwi samochodu się otworzyły, poczym głośno trzasnęły, a w samochodzie rozniosła się woń znanego mi zapachu.
Ktoś jej podrzucił trupa do bagażnika?

Nie zdążyłam nawet zabrać głosu, gdyż Gerard natychmiast zamknął mi usta zachłannym pocałunkiem. Dłonią zakrył moją szyję, gładząc palcami zagłębienie pod uchem. Jednak coś było inne.
Podejrzewam, że anatomia.

Oderwałam się od niego i objęłam wzrokiem jego szlachetną twarz.
Odnalazła na niej rysy Tyszkiewiczów.

– Cześć– przywitał mnie łamaną polszczyzną.
– Hej – zaśmiałam się i położyłam dłoń na jego gładkim policzku. – Ogoliłeś się.
– Powiedzmy, że tak wyglądają moje starania o wygląd.
– Aż nie mogę oderwać ręki 
Policzki Pique były tak gładkie, że okoliczne atomy z wrażenia zmieniły stany kwantowe i wywołały lokalne silne pola grawitacyjne. Sam Einstein by się zdziwił, gdyby to zobaczył.

Odpaliłam samochód i w ciągu kilku minut byliśmy już w drodze do Władysławowa. Tam powtórzyło się wszystko, co działo się za pierwszym razem.
Niesamowity moment?

Czułe słówka, gesty, chwile.
Chwile można podciągnąć pod momenty.

– Właśnie coś sobie uświadomiłem – odezwał się, opierając policzek o moją skroń i mocniej mnie objął. – Ale nie chcę cię przestraszyć – dodał pośpiesznie.
– Wypróbuj mnie – powiedziałam wyzywająco, całując go w policzek.
Trial dostępny tylko przez 7 dni.

– Nie, zagalopowałem się.
– Jak już zacząłeś… – uszczypnęłam go lekko w skórę przy nadgarstku, na co cicho prychnął.
”Jestem kucem” nabiera teraz zupełnie nowego znaczenia.

Jednak po kilku sekundach ponownie zabrał głos:
– Po prostu zachowujemy się jak udana para.
Z parowozu najwyższej jakości.

Jego pocałunki rozgrzewały swoistym płomieniem, które sekundy później gasił chłodny podmuch wiatru, gdy Gerard schodził na dół, a później znów wracał i cała machina rozgrzewania mnie rozpoczynała się od nowa.
Czy Gerard właśnie stworzył cieplne perpetuum mobile? Czy to w ogóle możliwe?

Ale wydawało się, że tylko ja zdawałam sobie sprawę z wielkiego znaku zapytania, który wisiał nad nami i tylko ja się nim przejmowałam. 
Widzisz, aŁtorko? Za sypanie przecinkami tam, gdzie nie trzeba, twoja boChaterka została właśnie nastygmatyzowana olbrzymim znakiem interpunkcyjnym. Rób tak dalej, a nad Pique zawiśnie gigantyczny nawias.

Nocna obecność Gerarda Pique, piłkarza FC Barcelony i reprezentanta Hiszpanii, na plaży we Władysławowie mogła nie zdziwić jedynie Igora. Wolałam sprawdzić, czy miałam powody do niepokoju. Nie sądziłam jednak, że niektóre rzeczy są naprawdę przewidywalne.
Przykładowo opka.

[Godlewska przyłapuje Igora z niedawno poznaną laską]


Dziewczyna, ubrała w końcu na siebie bluzkę (nałożyła także parę zbędnych przecinków) i zapięła zamek od spodni, poczym (jak można stale ignorować podkreślenia w Wordzie przy jednym słowie?) szybkim krokiem opuściła pokój. Podeszłam do Igora, który stał do mnie tyłem, wciąż męcząc szklankę napoju. Położyłam dłoń na jego rozpalonym ramieniu i lekko je pomasowałam.
- Już zawsze będziesz pieprzył wszystko, co się rusza? – Zapytałam go ostrożnym tonem.
Szalik Preferencji Seksualnych wyraził się chyba na tym polu jasno.

- Pewnie tak – odpowiedział z rozbrajająca szczerością, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- To było raczej płytkie – skwitowałam, gdzieś pomiędzy swoim chichotem.
-Wiem – odparł Igor. - Ale to nie ja paraduję z wielkim znakiem zapytania lewitującym na głową.

Pół godziny później Gerard musiał już wracać. Słońce już wschodziło, co oznaczało iż czas przeznaczony na romantyczny wieczór dobiegał końca.
W jakim kraju wschodzące Słońce oznacza koniec wieczoru?

[Godlewska odwozi Pique – ten zdradza jej, że pani Torres ma dla niej bilet na mecz Hiszpanów]


W samo południe otrzymałam telefon od Olalli. Była prawdziwie podekscytowana perspektywą wspólnego obejrzenia meczu. Szczerze mnie to dziwiło, ponieważ wcześniej nie znałyśmy.
...zasad poprawnej polszczyzny, dlatego kończyłyśmy zdanie w połowie.

Co na siebie ubrać? Jak się zachowywać? Do tego przypomniałam sobie, że Gerard w tym meczu był wykluczony z gry.
Wiedziałam. Imperatyw i tym razem mnie nie zawiódł.

Na kilka godzin przed wyjściem na festival większość domowników wybyła na (beach) plażę. W mieszkaniu zostałam tylko ja i Igor, a później dołączyła do nas Ania. Nużyło mnie już oglądanie wszystkich dziewczyn, które za główną atrakcję wyjazdu obrały sobie bycie z Igorem.
Za to czytanie rozterek zakochanej w Pique boChaterki opka nie jest w najmniejszym stopniu nużące.

Trzasnęłam gazetą, którą czytałam o blat stołu w kuchni i ruszyłam w kierunku swojej sypialni.
Chyba aŁtorka wyczerpała zapas przecinków. I tak źle, i tak niedobrze – zaraz nad głową Godlewskiej pojawi się olbrzymi wykrzyknik.

- Jak chcesz, to możemy już pojechać do Trójmiasta i gdzieś się poszwędać – zaproponował ze zmienionym nastawieniem.
To taka trójmiejska zabawa – polega na tym, że staje się w ruchliwym miejscu i trzeba losowemu przechodniowi poszwę dać. W innych miastach rozdają ulotki, mieszkańcy Trójmiasta przenieśli to poziom wyżej.

Mecz miał się rozpocząć o dwudziestej, a z Olallą umówiłyśmy się na godzinę przed tym. Gdańsk tonął w barwach Hiszpanii oraz Anglii, dzielnie znosząc zachowanie kibiców z Wysp.
Hiszpanów natomiast nie tolerował – płyty chodnikowe specjalnie ustawiały się tak, by goście z Półwyspu Iberyjskiego się o nie potykali.

Widziałam zgorszenie niektórych mieszkańców Trójmiasta, oglądających zabawę obcokrajowców.
Obcokrajowcy natomiast nieufnie podchodzili do ludzi, którzy chcieli im wcisnąć poszwę.

- Właściwie z jakiej okazji to zaproszenie?
Olalla uśmiechnęła się pod nosem i nieznacznie się zarumieniła, wyraźnie na jakieś wspomnienie.
- Fernando powiedział mi w końcu, kto stał za zorganizowaniem naszej kolacji – odpowiedziała i skręciła do naszego rzędu. – Chciałam cię poznać, bo Fernando mi dużo o tobie mówił, że jesteś normalna i da się z tobą porozmawiać…
Zdrowe na umyśle osoby, które w dodatku potrafią mówić, to prawdziwe okazy w dzisiejszych czasach.

[Dowiadujemy się, że dzięki przekupstwu akcji ratowania związku Torresów w wykonaniu Godlewskiej na tym świecie pojawi się jeden człowiek więcej. Ale to w tej chwili mało ważne, mamy istotniejsze sprawy na głowie:]


Chciałam obejrzeć zmagania piłkarzy na boisku. Naprawdę chciałam. Jednak w chwili, w której nareszcie zobaczyłam Gerarda na murawę spoglądałam sporadycznie. 
Wiecie co? Naprawdę lubię to, że aŁtorka nawet nie udaje, że pisze o sporcie. Jest w tym przynajmniej szczera.

Kiedy mnie zauważył, sam zaczął się tak zachowywać, aż jego towarzysz nie przywołał go po rządku.
Szedł po rządku, chcąc ludziom poszwę dać.

Po przerwie sprawy potoczyły się jeszcze gorzej. Anglicy wzięli górę nad Hiszpanami, wyczyniając z nimi, co tylko im się podobało.
AŁtorko, przestań, bo się zaraz rozmarzę!

Marnowali wszystkie swoje okazje, albo popełniali błędy w obronie, o czym poinformowała mnie Olalla, zamieniając się w moją komentatorkę meczu.
Sama albo nie zaobserwowała kiksów Ramosa, albo myślała, że tak widocznie trzeba.

Anglicy wyszli na prowadzenie, co zaważyło na wyniku meczu. Ostatnie dziesięć minut było szaloną walką o bramkę, która zakończyła się jednym wielkim fiaskiem oraz zniszczonym krzesełkiem, w które jak zauważyłam, z impetem kopnął Gerard.
A to nam BBC zarzuca, że mamy stadionowych chuliganów.

Ciężko westchnęłam i spojrzałam na Olallę, która zgarbiona usiadła na swoim miejscu. Nie pozostawało mi nic innego jak przysiąść obok niej. Obserwowałyśmy zawiedzionych kibiców Hiszpanii, rozgoryczonych piłkarzy La Furia Roja, którzy czym prędzej schodzili z boiska oraz graczy z Anglii, nie mogących się nacieszyć swoim szczęściem.
*odpływa w krainę marzeń, w której Hiszpania może zostać zdominowana na boisku*

Znowu westchnęłam, jeszcze ciężej niż poprzednio.
- Cóż… - odezwała się w końcu Olalla. - To chyba już koniec.
Jak to? A rewanż w Madrycie?

Hiszpania by wygrała.
Gdyby nie przegrała.

Gerard, porozumiewawczym spojrzeniem w czasie przerwie, dałby mi do coś do zrozumienia.
Pewnie to zdanie. Wysiłek umysłowy najwyższej próby.

Zerwałabym się z mojego miejsca i czym prędzej udała się za jego znikającą w tłumie innych kibiców sylwetką. W końcu dogoniłabym go przy wyjściu z trybun i gdzieś za jednym z wielkich, betonowych filarii stadionu (boru, dlaczego na PGE Arenie są betonowe nicienie?!), on przygniótłby mnie do ściany i mocno pocałował. Wrócilibyśmy dopiero na końcówkę meczu, który reprezentacja La Furia Roja wygrałaby z kretesem.
Ale tak się nie stało.
Nie można wygrać z kretesem.

[Godlewska wraca do Wrocławia]


Nie wiem jak to się działo, ale dni mijały niezauważalnie. Ta ciągła praca, wyjazdy do Krakowa i załatwianie wszystkich pozwoleń, sprawiły, że ani się obejrzałam, a pewnego dnia na moim biurku wylądowała korespondencja ze znaczkiem króla Juana Carlosa na kopercie.
Ślub Sergio Canalesa został odwołany.
Nie można się żenić, gdy twoja drużyna przegrywa. True story.

[Okazuje się, że Igor zakochał się w młodszej siostrze Godlewskiej. Wylewne opisy uczuć – ciach!]


- Jezu Chryste. Twoje oczy są puste – powiedziała Aleksandra, gdy piłyśmy wino w restauracji.
- Aj, przepraszam – odparła zawstydzona Godlewska. - Zawsze rano zapominam uzupełnić ciało szkliste i potem tak to wygląda.

[Wielkie rodzinne wspominki o Gerardzie. Czyli po prostu skrót opka, którego Wam oszczędzę]


- Nie dostałam od niego później ponownie tego łańcuszka – rzekłam słabym głosem i choć wbiłam wzrok w swoje dłonie, wiedziałam, że wszyscy na mnie patrzyli.
- A więc jednak? – zapytała Aleksandra.
Pokiwałam głową.
- Co za cham! Najpierw daje ci atrakcyjny zestaw łańcuchów na zimę, a potem je zabiera i wraca do siebie! I po co mu to, skoro oni tam nawet porządnego śniegu nie mają?

- Ograbił wszystkich kolegów z drobnych złotówek, żeby wylosować zawieszki w automacie przy stadionie. – Zaśmiałam się.
Nie poczułam nawet kiedy, ale pojedyncza łza skapnęła na moją bluzkę.
- Nie chcę dłużej być samotna! - krzyczała, gdy wsiąkała w materiał.

- Pamięta pani jak gdzieś w połowie sierpnia była pani w Krakowie przez dwa tygodnie? Najpierw miał być tydzień i miała pani wrócić do Wrocławia, ale – zawiesił głos i przełknął głośno ślinę. – W każdym bądź razie gdzieś koło jedenastej w nocy Gerard Pique zjawił się w lobby. Powiedziałem, że  jest pani w Krakowie, bo otwiera hotel i jest multum roboty, ale dobrze trafił, bo powinna niedługo wrócić. Czekał jakieś dwie, trzy godziny, aż pani zadzwoniła i powiedziała, że zostaje kolejny tydzień. Był wtedy przy mnie, ale nie chciał, żeby pani powiedzieć, że jest w hotelu. Nawet później.
(...)
- Zostawił coś, ale zapomniałem o tym – dodał, wstał od stolika i podszedł do mnie. – Naprawdę przepraszam, ale, ale…
Poklepałam go po przedramieniu i zdobyłam na gorzki uśmiech.
- Przecież poprosił cię, żebyś nic nie mówił – mruknęłam. – Chodź, pokażesz mi, co zostawił.
Łańcuszek. To był łańcuszek, ale inny od tego, który niegdyś mi dał. Zawieszki do niego z pewnością nie zostały wylosowane w zwykłym automacie, lecz kupione w sklepie jubilerskim.
Łańcuchy ze sklepu jubilerskiego! Ciekawe, kiedy Pique zasponsoruje jej całkowity tuning.
[Jeszcze nie mam na chrom
Na razie zwykłe alu
Wiozę się na nim bez żalu!]


Dołączona była też karteczka:
Ten na pamięć.
Nie, Gerard, chrom to składnik wielu koenzymów, ale na pamięć jest lecytyna.

Prawdziwy założę ci kiedyś sam.
”Będziesz miała wóz najlepszy w mieście”.

[Nareszcie epilog! Tym razem w rolę narratora wciela się Iga Godlewska-Pique]


Zerknęłam na Igora, którego nic nie obeszło zachowanie Alicji i nie przeszkodziło w wypatrywaniu mojej siostry pośród hotelowych gości. Wystarczyło, że na moment odwróciłam wzrok by sprawdzić godzinę, bym chwilę później zobaczyła go w trzymającego w swoich ramionach małą Oliwię oraz Karolinę Godlewską-Piqué.
- Opowiedz mi jeszcze raz tę historię!
Dwadzieścia rozdziałów, analiza na 64 strony w Wordzie, a ty chcesz tego jeszcze raz słuchać?!

- Iga – pisnęła Karolina i rozłożyła ramiona, w których natychmiast się znalazłam. – Od którego momentu mam zacząć?
Od nigdy! Nie chcę przez to znowu przechodzić! Już rodzinne wspominki mi wystarczyły!

- Wtedy, gdy już w końcu zebrałam się, by opuścić Camp Nou, ktoś dotknął mojej dłoni i to był Gerard – mówiła, a ja wzięłam ją pod ramię i oparłam o nie głowę. – Nie mogłam w to uwierzyć, ale jednak to był on. Świeżo po prysznicu, moknął w jesiennym deszczu i patrzył na mnie tak, jak nikt inny wcześniej. Kiedyś powstrzymywałam się, żeby nie opleść jego szyi swoimi ramionami, ale wtedy… To było niemożliwe. Potem już tylko wciąż słyszałam powtarzające się słowa „Te quiero”… 
I tym wzruszającym akcentem kończymy...
Wait a moment!

Otóż aŁtorka postanowiła wskrzesić trupa i kontynuować historię Godlewskiej i Pique. Na razie jest tylko prolog, który – oczywiście – przemęczymy.


Na pierwszej rocznicy ich ślubu, Karolina opowiedziała mi, że miała wiele scenariuszy swojego życia.
A wybrała akurat ten najbardziej blogaskowy.

Jednak żaden z nich nie zakładał przeprowadzki do Barcelony i założenia rodziny z gwiazdą piłki nożnej. 
Ale potem przyszła aŁtoreczka...

Chyba z tego właśnie powodu cieszyła mnie ta wizyta Karoliny i Gerarda. Skoro byłam do niej taka podobna, może udałoby mi się podpatrzeć u nich przepis na udany związek.
Przede wszystkim: zostań boChaterką opka. Jesteś już narratorem, a od tego prosta droga do awansu.

Nie mogę uwierzyć – odezwałam się pierwsza, kiedy Karolina położyła się obok swojej córeczki. – Nie pocałował cię jeszcze ani razu. Wiesz, że rok temu, kiedy przyjechaliśmy do was z Igorem, liczyliśmy, ile razy to zrobił?
Och, Gerard, Gerard, powinieneś całować ukochaną co dziesięć sekund. Dziwnie to by wyglądało podczas meczu, ale Trzeciak i tak by wszystkich przekonywał, że to element tiki-taki.

Karolina pokręciła głową i rzekła:
- Nawet tego nie zauważyłam. Że rzeczywiście ani raz mnie nie dotknął.
To przez to, że nie umiesz odmieniać przez przypadki.

- Ale chyba wszystko między wami jest dobrze, prawda?
- Nie wiem, czy jest dobrze. Jest inaczej. Inaczej niż sądziłam, że będzie.
Jedno zostało po staremu – nadal nie umiesz stawiać przecinków.

Dodawanie swoich trzech groszy do spraw ich związku było nie na miejscu, a po za tym zapomniałam o najważniejszym. O zdaniu, często powtarzanym w Rialto: Godlewska i Piqué zawsze znajdą drogę do siebie.
A jeśli sami nie znajdą, aŁtorka zawsze ma w kieszeni Imperatyw.

Kiedy razem z Gerardem przyjechaliśmy do Wrocławia po raz pierwszy od czasu urodzin małej Oliwii, znajdowaliśmy się w (na) zupełnie innym etapie życia.
...niż wtedy, gdy przyjechali do Wrocławia po raz oberdziesiąty. AŁtorko, fajnie, że kończysz zdania, ale może nie w połowie?

- Wiesz, ona mnie tu nie wpuściła, ale nawet wpędziła -  skrzywił się. – Powiedziałaś jej?
- Nie, nie mówiłam o tym nikomu w przeciwieństwie do ciebie – odrzekłam półszeptem. – I proszę cię mów cisz…
- Cesc – zaakcentował, wchodząc mi w słowo - udzielił nam ślubu, to chyba oczywiste, że mu powiedziałem.
Proszę, proszę, panie Fabregas. W dwa lata awansował z Mistrza Podrywu na Mistrza Ceremonii Ślubnej – minął się chłopak z powołaniem, bez dwóch zdań.

Ale Gerard nie słuchał mnie. Usłyszałam dźwięk smsa w jego telefonie, który całkowicie go pochłonął.
Dzwonek SMS-a wprowadzi w stan hipnozy szybciej niż Kaszpirowski.

- O wilku mowa – powiedział, szeroko się uśmiechając, poczym odłożył telefon na stolik. – Ale odpiszę mu później. O której mamy być u Aleksandry?
- Pójdziemy jak tylko zjawi się Ewa.
- Ewa – mruknął z niezadowoleniem.
Ewa okazała się jednym z moich nielicznych sukcesów w historii bycia panią Godlewską-Piqué.
Sama ją zrobiła z żebra Adama.

To z nią spędziłam na studiach rok w Madrycie z tą różnicą, że ona w przeciwieństwie do mnie, zajmowała się psychologią.
Godlewska zajmowała się antypsychologią. W opkach obecna na każdym kroku.

Podeszłam do jak zawsze eleganckiej Alicji, która obdarzyła mnie niepodobnym do niej uśmiechem.
- Ładnie wyglądasz – rzuciła na powitanie, opierając się plecami o blat recepcji, co wywołało moje zdziwienie. – Ślicznie ci w tym łososiowym sweterku, pewnie kaszmirowym – kontynuowała, nie zważając na pytające spojrzenie, które jej posłałam. 
Opisy ubioru stają się coraz bardziej finezyjne.

Z nadzieją skierowałam swój wzrok ku Gerardowi. Niegdyś właśnie tym sposobem udawało mi się znaleźć ukojenie oraz spokój. I kiedy już sądziłam, że ten okres minął bezpowrotnie, dostrzegłam w jego twarzy pewną zmianę. Nie patrzył już na Oliwkę, lecz mimo to jego rysy złagodniały, a ramiona opadły z wyrazem ulgi. Przez chwilę czułam, że to déjà vu naszego pierwszego spotkania przed wejściem do Rialto, kiedy to na moment my staliśmy się centrum wszechświata.
A tak, niespotykany moment, pamiętamy.
[A wiesz, aŁtorko, że według jednej z teorii Wszechświat z każdego miejsca wygląda tak samo, więc centrum Wszechświata jest dosłownie wszędzie? I w oczach Pique, i w Galaktyce Sombrero].

Opko bieży dalej, ale nie zmuszajcie mnie, bym to analizowała. Myślę, że wszyscy mamy na razie dość piłkarskich opowiadanek i że ucieszycie się na myśl o przyszłotygodniowej analizie ze światka siatkarskiego.