Gerard Pique i opony zimowe, cz.3

|
Sama nie wiem, jak mam polecić kolejną część godlewskiej analizy - chyba się po prostu nie da. Wzajemne podchody trwają, wątek łańcuchów przemyka tu i ówdzie, akcja płynie bystro jak woda w Nerze 40 lat temu...
Chyba, że zaciekawi Was niezręczny opis niezręcznego seksu w domu babci-nieboszczki. Ale jeśli tak, to macie coś z głową.


Wojtek machnął ręką.
– W FIFIE sprzedałem cię za astronomiczną sumę do Realu, w zamian za darmo wziąłem dwóch wychowanków. – Powiedział niewzruszony, wziął łyk wina, poczym pokręcił głową i mruknął do siebie. – 600 milionów euro długów…
Michał parsknął śmiechem i spojrzał na Wojtka jak na wariata.
– Przecież te kluby się nienawidzą!
Powiedz to Luisowi Figo.

– Takie rzeczy nawet mi się nie śnią – odezwał się Gerard.
– Odsprzedanie cię do Realu, czy długi w klubie? – Zapytała Aleksandra.
– A może posiadanie takiej rodziny? – Podsunęłam.
Godlewska, wstrzymaj konie choć na moment!

I wtedy zdarzyło się coś, czego moja siostra nigdy nie robiła:
– Lubię cię! Pijesz z nami?         
– Oszalałaś? Nawet ja wiem, że nie może teraz pić – zauważył Wojtek.
– A nie zapomniałeś czasem, że Hiszpania jest w grupie z Polską?
Wiem, wiem, opko sprzed dwóch lat. Ale nie zmienia to faktu, że kombinacja niemożliwa, bo obie drużyny były losowane z pierwszego koszyka.

Nie mogłam ich już dalej słuchać. Oparłam czoło o dłoń i pokręciłam głową. Zauważyłam jak Gerard trząsł się ze śmiechu i śpiewał Jankowi jakąś piosenkę, co chwilę powtarzając słowo „loca”. 
A może „waka”?

Ale byłam zbyt oczarowana, osobą stojącą przede mną, by przejmować się kimkolwiek i czymkolwiek innym. Zapomniałam o wszystkich problemach: z hotelem, z rodziną, z Igorem [z interpunkcją]. To wszystko mogło wydawać się niezmiernie naiwne albo dziecinne, ale tak właśnie było. I nie chciałam wreszcie ukrywać przed samą sobą, że osoba Gerarda Piqué stała mi się niezmiernie bliska. A spędziliśmy razem zaledwie kilkanaście chwil.
To nic dziwnego, najzwyklejszy w świecie opkowy schemat. Po co opisywać miesiące randkowania, skoro można wcisnąć Tró Loff po tygodniu.
[Po jakim tygodniu?! Po dwóch dniach!]


[Spotkanie z ojcem w gabinecie]
– Muszę cię o coś poprosić. I wiem, że postąpisz właściwie.
– Co, chcesz żebym pilnowała cię przed małą Igą? – Zakpiłam.
– Nie – odpowiedział krótko. – Chcę, żebyś przepisała dwadzieścia procent udziałów w hotelu na Igę.
(...)
– W takim razie spóźniła się dwa lata, bo ty już nie masz nic, a hotel jest mój. Nie po to haruję jak wół, żeby prawie połowę zysku przekazać jakiejś małolacie.


[Oburzona boChaterka schodzi do holu, gdzie widzi Pique miziającego się z jakąś blondynką. Tyle w kontekście telenoweli]

Był graczem, zapomniałam o tym. Pośpiesznie się wycofałam, nim mogłam zostać zauważona. Błyskawicznie znalazłam się przy windzie, a po chwili mocno uderzyłam pięścią w metalową ścianę.
Godlewska smash!

Wtedy winda się zatrzymała, ktoś mnie objął, a po chwili już stałam wpatrując się w twarz Igora.
– Ojciec chciał mnie nakłonić do oddania niemal połowy hotelu Idze, a ja myślałam tylko o tym jak bardzo chcę pocałować Gerarda… – szepnęłam.
A nie myślałaś o tym, by zaznajomić się z matematyką na poziomie zerówki?

Wtedy nagle mnie od siebie odsunął i złapał za podbródek.
– Chcę cię całować cały czas.
I tak też zrobił, lecz nim zdążyłam cokolwiek pomyśleć, zorientowałam się, że drzwi windy zamknęły się jakiś czas temu, by teraz ponownie się otworzyć. Odsunęłam się od Igora. Chciałam powiedzieć mu, żeby nigdy więcej tego nie robił, ale coś innego przykuło moją uwagę.
Gerard Piqué.
W następnym odcinku „Śmiałych i pięknych”...

– Nie wiedziałem, że jesteście razem – przerwał ciszę, przemawiając bardziej do drzwi niż do mnie.
– N– Nie jesteśmy – wyjąkałam.
Podniosłam nieco głowę i zauważyłam jak chował coś małego do kieszeni swojej bluzy.
Kolejna zawieszka na łańcuchy?

Następnego dnia postanowiłam powrócić do moich codziennych, rutynowych zajęć.
Poranne czynności dobre na najgorszą chandrę.

Tym samym w nieco lepszym nastroju udałam się do kantyny przeznaczonej dla personelu, by zjeść śniadanie.
A śniadanie dopełnia wszystkiego.

[Godlewska spotyka Torresa, ustalają ostatnie szczegóły kolacji na fontannie]

– Obawiam się tylko, że taka niespodzianka się jej nie spodoba. Tym bardziej mała ucieczka z hotelu – dodał przyciszonym głosem.
– Ucieczka? – Zdziwiłam się i zaczęliśmy rozmawiać szeptem.
– Tak – potwierdził, poczym przysunął się bliżej mnie. – To naturalne, że nie możemy sami opuszczać hotelu. A w pokojach musimy już być o jedenastej.
Czyżby del Bosque kontaktował się z Löwem?

– Wy naprawdę nie możecie nigdzie wychodzić?
– Nie – zaśmiał się lekko. – Jesteśmy w pracy.
”A właściwie tylko trener jest w pracy, bo my to na koloniach”.

– W takim razie mogę was wyprowadzić tylnym wejściem – zaproponowałam. – W parku będą na was czekać od dwudziestej pierwszej, a opiekunka do dzieci może się zjawić nawet wcześniej. Będziecie musieli wyjść koło ósmej.
– Super. Jeszcze raz dziękuję ci za zorganizowanie tego wszystkiego – uśmiechnął się.
– To moja praca. I przyjemność – odwzajemniłam uśmiech.
- I nasza także – odpowiedzieli chórem wrocławscy urzędnicy.

[Igor w dość opryskliwy sposób informuje Godlewską o swoich uczuciach. Ta jednak rozmyśla tylko o jednym]

Przypomniałam sobie noc w klubie, gdy na powitanie pocałował mnie delikatnie w policzek. Na to wspomnienie mimowolnie się uśmiechnęłam. Lub jak później tańczyliśmy i na moment się w tym całkowicie zatraciliśmy. Albo gdy raczej w ramach żartu dałam mu łańcuszek, a on potem oddał mi go wraz uroczymi zawieszkami.
Łańcuchy z zawieszkami i opony w kolorowe wzorki to hit nadchodzącego sezonu zimowego. Ja już kupuję.

[Do siedzącej w ogrodzie Godlewskiej przysiada się młodsza siostra Cesca]

– Czy mogę w czymś pomóc? – Zapytałam, widząc jak dziewczyna próbowała się zebrać w sobie.
– Nie, mi nie. Chodzi o to… – odchrząknęła. – Chodzi o to, że… Och, to nie do końca moja sprawa, ale czuję się wręcz zobligowana do powiedzenia ci tego. Wiem, że Gerard tego nie zrobi, bo jest zbyt dumny.
*ziewa* No tak, o czym by mogła rozmawiać?

– Dzięki za troskę, ale nie sądzę, żeby Gerard przejął się tym pocałunkiem, który widział i który zupełnie się nie liczy – rzekłam najspokojniej jak potrafiłam – skoro wcześniej był zajęty jakąś blondynką przy barze.
W tym momencie Carota wpadła w zamyślenie, przy czym ściągnęła brwi. Spojrzała na mnie, a dokładniej na moje włosy.
– Oczywiście! – Wykrzyknęła i uniosła ręce ku górze. – Masz siostrę? Blondynkę?
– Tak – przyznałam niechętnie, myśląc o Idze, ponieważ Aleksandra była szatynką. – Co ona z tym wszystkim wspólnego.
– Jedno zdanie, które wypowiedział: Siostry. One są takie same.
Nie… Nie…
– To niemożliwe, że nas pomylił.
Przepraszam na moment.
*wychodzi na stronę, po pięciu minutach wraca*
Dobra, wyśmiałam się.
Siriusly, aŁtorko? Wprowadziłaś wątek przyrodniej siostry tylko po to, by móc uknuć intrygę ze złym bliźniakiem i wielką pomyłką w roli głównej? To jest tak tanie, że nawet „Moda na sukces” by po to nie sięgnęła.


Uszłam kilka kroków, gdy Carlota krzyknęła moje imię.
– Karolina! Kojarzysz może łańcuszek ze śmiesznymi przywieszkami?
O nie... Dlaczego tu nie ma innego wątku niż Pique i jego łańcuchy?

– Tak – odpowiedziałam ostrożnie.
– Trzymał go w dłoniach do końca wieczora.
– W takim razie nie mój – mruknęłam posępnie.
”Jak go tak trzymał, to niech na swoje opony zakłada!”

– Gerard dał mi taki, ale dwa dni temu podczas burzy zgubiłam go.
– Co jeśli go znalazł? – Zapytała z tajemniczym uśmiechem. – To już nie jest przypadek, tylko los.
A co jeśli to nie los, tylko Imperatyw Opkowy?

Nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Pożegnałam się i wróciłam do środka. Czy to wszystko mogło mieć takie łatwe wyjaśnienie? Takie proste?
AŁtorko, nie wiem, co ty robisz, ale nawet twoja własna postać się dziwi.

Przez resztę dnia starałam się nie myśleć o słowach Carloty. Nie chciałam znów wpaść w pułapkę Gerarda Piqué.
Ktoś tu wziął sobie słowa admirała Ackbara do serca.

Wychodziwszy z ogrodu, przeszłam przez restaurację.
*nie wie, czy zakrywać twarz rękami, czy ugodzić aŁtorkę słownikiem*

W połowie drogi do lobby zauważyłam trzy znane mi postacie: rodzeństwo Fábregas oraz Gerarda. Momentalnie spuściłam głowę, lecz wtedy jak na życzenie zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni i na wyświetlaczu pojawił się wielki napis – Igor. Podniosłam spojrzenie, przywitałam Cesca oraz Carlotę, lecz Gerarda, który patrzył na ekran telefonu, wyminęłam bez słowa.
Patrzcie, nawet napis na wyświetlaczu jest wielki, by móc śmiało ciągnąć tę pique-godlewską farsę.

[Godlewska po odnowieniu przyjaźni z Igorem ląduje z nim w łóżku.
Scena druga: boChaterka rusza na spotkanie z właścicielami Innych Znanych Hoteli. Ale po co to opisywać, skoro możemy ruszyć z kopyta ze sceną trzecią: podchodami pod Pique!]


– Carlota. Nie. On nawet teraz na mnie nie patrzy, a poza tym to wszystko jest bezsensu. W ogóle tego nie widzę.
– Ty naprawdę nic nie rozumiesz! Jest środa, a on w niedzielę wyjeżdża! Naprawdę mu wszystko opowiem i jego też zmuszę do zwierzeń!
Naprawdę, dziewczyno? Tak ci zależy na tym opku, że musisz sięgać po tak niskie chwyty?

– Karolina!
– Cześć Sergio – uśmiechnęłam się na widok Canalesa, stojącego przede mną z uroczą brunetką przy sobie.
– Chciałem ci przedstawić moją narzeczoną, Cristinę – powiedział z dumą w głosie.
– Witam – podałam jej rękę.
– Słyszałam o tobie wszystko, co najlepsze – rzekła z pewnym podziwem w głosie. – I o tym co zrobiłaś dla mojego Sergio.
O tym, jak uratowała jego buty i poglądy polityczne od wpływów Cejrowskiego.

– Jestem zaskoczona, że powiedział ci o tym jak kobieta wyratowała go z takiej opresji – zaśmiałam się.
– Mówimy sobie wszystko – odpowiedziała Cristina, obdarzywszy narzeczonego czułym spojrzeniem.
- Kochanie, dziś zużyłem siedemnaście listków papieru toaletowego.
- To cudownie, misiaczku! A ja pomalowałam paznokcie na jasnobrązowy, ale potem stwierdziłam, że czerwony będzie bardziej pasował mi do torebki, choć zastanawiałam się jeszcze nad zgniłośliwkowym – podkreśliłby kolor moich oczu. Co ty na to?


– Ale przechodząc do rzeczy, to chcieliśmy cię oficjalnie zaprosić na nasz ślub – powiedziała Cristina i podała mi gustowne zaproszenie do rąk.
Oraz elegancką wizytówkę do stóp.

– Karolina – zaczął Gerard.
– Tak? – Spojrzałam na niego z pewnego rodzaju nadzieją.
Przez chwilę milczał, a następnie pokręcił głową.
– Już nic. Narazie – rzucił i odszedł do kolegów.
Mętlik powrócił. Co chciał mi powiedzieć? Dlaczego tego nie zrobił?
Żebyś się mogła zastanawiać, a ja męczyć kolejne 8 rozdziałów.

Musiałam wrócić do środka i czymś się zająć. Pomogła mi w tym rozgniewana moją nieobecnością Alicja. Okazało się, że w naszym hotelu mogła się odbyć aukcja jednych z najdroższych diamentów świata.
O, nie przypadkiem tego pechowego, którego właściciele giną w tajemniczych okolicznościach?

Następnego dnia miał się odbyć pierwszy mecz Hiszpanów.
Ktoś tu sobie przypomniał, że są jakieś mistrzostwa! Brawa!

Więcej czasu zajęła mi jednak sprawa z udoskonaleniem sejfu, który znajdował się w podziemiach. Organizatorzy wymagali najwyższego poziomu zabezpieczeń. Nawet jeśli diamenty miały przeleżeć w nim jedną noc, była to inwestycja na przyszłość. Sejf mogłam otworzyć tylko ja.
Obawiam się, że Godlewska jest jednak marnym zabezpieczeniem, biorąc pod uwagę jej słabość do wysokich Hiszpanów.

Gdy tylko autobus z piłkarzami odjechał z naszego podjazdu, cały personel ruszył do pracy. W lobby ustawiono stół, gdzie ułożono w piramidę kieliszki z szampanem, a obok ustawiono butelkę z najlepszym winem, jakie mieliśmy. W kuchni pracowano na najwyższych obrotach, przygotowując kolację zwycięzców, a dziewczyny z house keepingu miały sprawić, by piłkarze odpoczęli w swoich pokojach w przyjemnych warunkach.
Aaa... To o taki house i taki keeping chodzi.

Choć wszyscy byli zajęci, jednym okiem spoglądali na monitory rozsiane po hotelu, w których wyświetlano mecz.
*wyobraża sobie porozrzucane na podłodze to tu, to tam monitory, z których łypie na ludzi twarz Pique* Kwik!

I tylko ja byłam jedyną osobą, której nie dane zostało choć ukradkiem spojrzeć na wynik. Skorzystałam z chwili wolnego, by udać się na zmianę opatrunku. 
Od jej boChaterskiego wyczynu minęło już z pięć dni, a ona ciągle musi do szpitala chodzić, by jej zmienili opatrunek?! Czy ta gałąź była maczana w sosie tężcowym?

Lekarz dyżurujący pochwalił ranę [i dał jej ciasteczko], która miała zniknąć w przeciągu dwóch tygodni. Oczywiście później, jak to bywa w przypadku okaleczeń twarzy, konieczny był jakikolwiek zabieg laserowy.
Chyba jestem nieco do tyłu, jeśli chodzi o nowinki medyczne.

Duńczycy z całych sił starali się wyrównać wynik, dużo ryzykowali i w pewnym momencie popełnili błąd. Kontratak Hiszpanów.
Torres sam na sam z potężnym bramkarzem. Moment wielkiego napięcia.
I kilkanaście sekund później reszta reprezentacji leżąca na Fernando.
(...)
– Kamień z serca – westchnął Kuba, chwytając się za klatkę piersiową. – Już myślałem, że będzie remis (stwierdzam remis, bo Torres?). A tak – przerwał i na widok sędziego wyciągającego ręce do góry, dokończył. – Koniec. Wygrali!
Sędzia pewnie szukał rozpaczliwie wyjścia z opka.

Gdy zauważyłam pośród piłkarzy oraz ich rodzin del Bosque, pochwyciłam butelkę wina i podeszłam do trenera. W jednej chwili uciszył wszystkich, poczym zabrałam głos.
– W imieniu załogi całego hotelu, składam na pańskie dłonie butelkę niemalże siedemdziesięcioletniego wina.
- Odczep się, ledwo przekroczyłem sześćdziesiątkę! - żachnął się del Bosque.

To ostatnia butelka ze skrzynki, która zatonęła podczas drugiej wojny światowej i została wyrzucona na plażę niedaleko Gdańska, w którym jak wszyscy jesteśmy pewni, wygracie równie pięknie jak dziś.
Pozostałe butelki znaleziono opróżnione przy odkrywcy tajemniczej skrzyneczki, panu Wiesiu.

Czułam, że Gerard szedł za mną, dlatego mijając kolejnych piłkarzy nie zatrzymywałam się, aż znalazłam się poza obrębem hotelu. Przystanęłam dopiero przy niebanalnym miejscu, istnym wejściem do Odry, „drzwiach” w murze
Czy Odra to nasza polska Narnia?

Słyszałam za sobą kroki Gerarda, pewnie stawiane na żwirze, które nie ucichły gdy się odwróciłam. To były sekundy. Nie zdążyłam nawet otworzyć przymrużonych oczu, ani zabrać głosu, by wyjaśnić wszystko, co stanęło między nami. On mnie po prostu pocałował. Tak jak powinniśmy to zrobić już dawno temu. 
Na przykład tydzień wcześniej. A nie, przepraszam, jeszcze wtedy się nie znaliście.

Jego dłonie podtrzymały mnie za plecy, a usta wciąż pieściły moje usta, szyję, zagłębienia za uchem.
*wertuje podręcznik anatomii* Wiedziałam, że jest wybrakowany.

[Gołąbeczki wyjaśniają sobie zaistniałą sytuację, gdy nagle...]


– Piquénbauer [jeszcze raz to zobaczę, a ktoś zazna mego gniewu], masz mokre całe plecy! – Usłyszałam czyjś głos, na który obydwoje zamarliśmy.
Gerard po chwili się obrócił, pozostawiając mnie ukrytą w cieniu, który rzucał mur.
– Za pół godziny, zjedź na parking numer dwa – szepnęłam, jednocześnie wycofując się jeszcze bliżej brzegu rzeki.
”Wymienimy opony na letnie”.

– Jedziemy gdzieś? – Zapytał po chwili.
Kiwnęłam głową, oblizując wargi.
– Zaciśnij kciuki i usiądź z tyłu. Nikt nie może cię zobaczyć. Jedziemy za Wrocław.
*włącza motyw ze „Stawki większej niż życie”*

– Gdzie jesteśmy?
– Kamienica moich dziadków. Wiem, że jedno mieszkanie na strychu powinno być wolne. Mieszkałam tam, gdy hotel był jeszcze w budowie – powiedziałam, wysiadając z auta. – Kiedy mój dziadek zmarł, babcia w nim zamieszkała – kontynuowałam, siłując się z drzwiami, które w końcu się otworzyły. – Ale umarła w nim.
To dobrze wróży – właźcie!

– Gdzie dokładnie? – Zapytał, podchodząc do mnie.
– Poślizgnęła się w kuchni.
Może jeszcze na skórce od banana?

– Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.
– Wszyscy kiedyś umrzemy – powiedział, poczym się uśmiechnął.
– Wydajesz się nie bać śmierci. Ani trochę.
– To dlatego, że dzisiaj czuję się nieśmiertelny, a za chwilę będę prawdziwym zwycięzcą.
- A wiesz, że na tym łóżku leżał mój wujek chory na pelagrę?
- To mnie jeszcze bardziej nakręca!


Kochaliśmy się w każdym zakątku małego mieszkanka. Nawet na podłodze w kuchni
Mając cały czas w głowach myśl, że tam żywota dokonała przodkini Godlewskiej.

[Ojciec przekazuje Godlewskiej pieniądze dla Igi – ciach!
Igor zwalnia się z roboty – ciach!
Torres opowiada o wieczorku przy fontannie – tego Wam nie odmówię!]


– Rozumiem – puściłam do niego oczko. – Czyli kryzys został zażegnany?
– Jak najbardziej. Muszę ci jeszcze raz podziękować – rzekł, poczym mnie objął. – Jestem twoim dłużnikiem!
– To tylko moja praca – uśmiechnęłam się.
– Uszczęśliwianie ludzi?
- Nieee, wręczanie dowodów wdzięczności, komu trzeba!

[I tu boChaterka spotyka się... *wzdycha ciężko* ...z wiadomo kim]

– To ja nie potrafię się opamiętać.
– Ty? Myślałam, że to domena zagubionych, młodych heroin.
– Ale to ja jestem tym, który cierpi, gdy cię nie ma w pobliżu – wyznał, patrząc mi prosto w oczy.
– To bardzo uczuciowe jak na prawdziwego mężczyznę – zauważyłam ostrożnie.
– Nie boję się uczuć – powiedział miękko i pocałował mnie znowu.
Jest tak odważny, że podłapuje uczucia w tydzień!
[A raczej jego komórki Leydiga].


Wtedy oczywiście rozległo się kolejne pukanie, a gdy je zignorowałam, klucz otworzył drzwi.
- Przepraszam, że tak długo mnie nie było, breloczek mi się zaplątał na schodach – wyjaśnił.

Igor.
– Znalazłem klucz, który kiedyś mi dałaś – powiedział, uniósłszy kartę, lecz nie patrzył na mnie.
Klucz-karta. Znowu układają tarota?

– Przepraszam za najście – rzekł i wyszedł pospiesznie z pokoju.
– Poczekaj! – Krzyknęłam za nim, a kiedy się odwróciłam, Gerard złapał mnie za ramię.
– O co chodzi? – Zapytał.
Zamieńmy Pique na Alberto Jesus Salvator Dominguez Sanchez, Igora na Roberto Bartolomeo Horacio Nunez de Patatay, a Karolinę na Marguerita Lucia Eloisa Reyes Cervantes, wczujemy się bardziej w klimat.

– Czy on wie, że przedwczoraj byłaś ze mną?
– To nie twoja sprawa…    
– Powiedziałaś, że jestem twoim przyjacielem – wzruszył ramionami.
– Nie graj tą kartą. Myślałam, że wszystko sobie wyjaśniliśmy – powiedziałam donośnym głosem.
– Daj mi święty spokój! – Krzyknął i wszedł do windy.
*nuci* Myślę, że nie stało się nic!

Spojrzałam na niego, a moje oczy natychmiast zalały się łzami. Przez moment nie mogłam złapać powietrza, lecz mój oddech zdążył wrócić do normy nim drzwi windy się zamknęły.
– Świetnie – wysyczałam. – Do zobaczenia na twoim pogrzebie.
*z przerażeniem* Łoł. To było dziwne.

– Pamiętasz jak umarła Oliwia, moja przyjaciółka? – Zapytałam go z twarzą przy jego klatce piersiowej.
– Pamiętam, że było ci bardzo ciężko – odpowiedział spokojnym głosem i identycznie jak wtedy, w uspokajającym geście przejechał dłońmi po moich plecach.
– To się dzieje drugi raz. Może nie umarł, ale to się pewnie wkrótce stanie…
Rozumiem, że Karolina mu w tym pomoże?

– Dlaczego tak myślisz?
– Igor jest narkomanem. Był narkomanem – poprawiłam się.
Każdy, kto był narkomanem, umiera. Podobnie jak każdy, kto pije herbatę.

Nie wiem jak to się stało, ale zbudziłam się w pokoju Gerarda.
Ja tam wiem. Mogłabym pisać o tym doktorat.
A właściwie to czemu nie zacząć?
W opkowej fizyce wyróżniamy cztery podstawowe oddziaływania:
1) słabe, np. oddziaływanie dosłownikowe – najczęściej ciężko obserwowalne, czasem w ogóle nie występują
2) silne, np. moce Mary Sue – olśniewająca uroda i biegłość we wszystkich dziedzinach życia cechą nieodłączną
3) sportowokomiczne, czyli wszelkie elementy, które dotyczą bezpośrednio sportu, a nie są zgodne z rzeczywistością (treningi na stadionach, Liga Mistrzów w niedzielę, co tam chcecie) oraz Elementy Komiczne. Prawa Maxwella głoszą, że sportowe nieścisłości wywołują Elementy Komiczne i na odwrót
4) grawitacyjne – od zderzeń z obiektem uczuć po łóżkową siłę przyciągania. Najmocniejsze oddziaływania w blogaskowej alternatywnej rzeczywistości. Ostatnio odkryto cząstki zwane opkonami, odpowiedzialne za przenoszenie sił grawitacji.
Do tego dochodzą siły bezwładności, które obecnie są dogłębnie badane przez szalikowców.


Jednak to nie fakt, że tego ranka znalazłam się w łóżku Gerarda zszokował mnie najbardziej, lecz to jak na nim leżeliśmy. Na boku, blisko skierowani do siebie twarzami. Moja lewa, a jego prawa ręka były zgięte w łokciu, dzięki czemu nasze dłonie mogły się delikatnie otulać. Z kolei wolne kończyny mocno obejmowały wzajemnie tułowia. Swoją głowę miałam ułożoną tuż przy jego.
Blogaskowa joga to jednak niewiarygodny wysiłek dla wyobraźni.

Mogłam wręcz zliczyć ilość wdechów oraz wydechów Gerarda. 
Z reguły wychodzi po równo.

Przez moment zastanawiałam się nad tym, co nas łączyło. To nie mógł być tylko seks. 
Po tygodniu? Tró Loff!

Nie pamiętałam momentu, w którym nasze pocałunku stały się dla mnie rzeczą naturalną, normalną. Prawowitą częścią każdego dnia. 
Nie wiem – może przedwczoraj?

A ty co dzisiaj robisz? – Zapytałam go, ignorując jego słowa i wyciągając z szafy ubranie.
– Jestem cały dzień w hotelu. Trener zapowiedział, że obejrzymy całą drużyną skróty wszystkich meczy waszej reprezentacji. A potem siłownia. Chciałem spędzić z tobą trochę czasu, ale skoro wybierasz jego ponad mnie…
Przed meczem z Polską Hiszpania nawet się nie trudzi treningiem, mogą za to pomiziać się z właścicielką hotelu.

[Godlewska jedzie do Igora „ratować przyjaźń”]

Klepnęłam go w uda i wstałam z klęczek.
– Zapraszam cię na śniadanie. Zwykłe śniadanie.
Śniadanie jest dobre na wszystko
Śniadanie na schody za śliskie
Śniadanie na spotkania bliskie
Śniadanie z l'amoÓr vrai.


Po chwili wahania Igor zgodził się na moją propozycję. Udaliśmy się od małej kawiarenki w rynku, gdzie zjedliśmy najlepsze w mieście naleśniki. Po raz pierwszy od kilku dni, rozmawialiśmy jak dawniej. O muzyce, polityce i po prostu o niczym.
Rozmowy o próżni są zawsze pochłaniające.

Nie wiedziałam kiedy to się stało, ale cały dzień spędziłam z Igorem. Najpierw graliśmy dość nieudolnie w tenisa, potem zjedliśmy obiad, a następnie poszliśmy do kina na całkiem dobry film akcji. Na koniec naszego spotkania podziękowałam Igorowi za jego starania. I przypomniałam mu o biletach na Open’era, które czekały na dnie sejfu w moim gabinecie.
Wspominane niedawno diamenty walały się z kolei w szufladzie biurka.
[Mówiłam, żeby nie dawać ich Godlewskiej!]


Nawet nie wiesz jaka to ulga, że doszłaś do porozumienia z Gerim – powitała mnie takimi słowami Carlota w windzie.
Tak. Ta dziewucha stanowczo nie ma własnego życia.
[Może pomaga w ten sposób bratu zbierać dane do nowej książki?]


– Tak… Doszłam do wniosku, że koniec końców nie jest taki zły – wzruszyłam ramionami.
– Och, uwierz mi jest – skrzywiła się Carlota.
– Chwila. Kilka dni temu zachwalałaś mi go pod niebiosa i chwaliłaś ile tylko się dało, a teraz mi mówisz, że jest „zły”?
– Źle mnie zrozumiałaś. To figlarz, jeszcze go poznasz z tej strony. Na pewno – zaśmiała się Carlota i wysiadła na piętrze, gdzie mieszkał jej brat.
– Powiedz coś więcej – wybiegłam za nią. – Zaciekawiłaś mnie.
– Musiałabyś przeczytać jego książkę, kilka rzeczy tam opisał.
– Wydał książkę? – Spytałam, przezwyciężając swoje oniemienie.
On też?!

[Okazuje się, że Pique usunął z listy kontaktów Karoliny Igora, w ramach zemsty Karolina usuwa swój numer z telefonu Pique, blablabla, gimnazjum]

Pod wpływem słów Carloty, w środku nocy przeczytałam książkę Hiszpana. Już wiedziałam, że on taki po prostu był. Dbał o rodzinę, przyjaciół.
To coś nowego. Fabregas pisze o technikach uwodzenia, natomiast Pique o relacjach międzyludzkich i psychologii. Valdes pewnie wydał książkę kucharską.

Jedyną rzeczą, którą musiałam zrobić tamtego niedzielnego popołudnia stało się pogodzenie z Gerardem. (...)  Kiedy tylko spojrzałam na Piqué, ten podniósł swój wzrok i wbił go we mnie. Zauważyła to Carlota i z rozczarowaniem pokręciła głową.
Jej już i tak puste życie właśnie osiągnęło poziom termosu, bo Godlewska nie jest z Pique. So sad.

Zignorowałam ją, poczym przywołałam na twarz promienny uśmiech oraz obdarzyłam nim każdego, kto tylko zwrócił na mnie swoją uwagę.
Och, czyli jakieś siedem miliardów ludzi?

[Godlewska wysyła Gerardowi tajny liścik przez kelnerkę]


Gdy się odezwał, po moim ciele przeszła fala dreszczy. Tęskniłam za tym głosem.
– Znowu mnie wywabiłaś.
– Chciałam przeprosić za wczoraj – powiedziałam, spoglądając na niego spod przymrużonych oczu.
Czyli że co? Kośćmi jarzmowymi na niego spojrzała?

Objęłam wzrokiem jego wygięte, jakby w grymasie, usta i zapragnęłam je natychmiast pocałować, lecz usłyszałam za sobą śmiech jakiegoś dziecka. Obejrzałam się za siebie i dostrzegłam Villę, zabawiającego gromadkę maluchów.
A tak jęczeli w mediach, że kontuzja – po prostu zaczął karierę baby-sittera!

– Chodzi o to, że nie mam wielu przyjaciół, chyba nigdy nie miałam. Nie takich prawdziwych, od serca. I najpierw widziałeś mnie po śmierci Oliwii, a potem po tym wszystkim z Igorem… Sprawa z Oliwką tak naprawdę została zamknięta z dobrych dziesięć lat temu, ale Igor… Wczoraj spędziłam z nim dzień, bo wiem, że on zostanie w moim życiu. A ty? Co to jest? Ta rzecz między nami?
- Chyba mieszanina azotu, tlenu i paru innych gazów, ale ja się nie znam.

Wyjęłam swoją rękę spod dłoni Gerarda i wstałam z ławki. Przeszłam kilka kroków, poczym łamiącym się głosem zapytałam:
– Czy mogę cię znowu wywabić?
- Jasne! Patrz, pobrudziłem tu koszulę buraczkami...

Gdy znalazłam się znów w restauracji, przemknęłam przez nią jak najszybciej, a później windą razem z Sarą Casillas (coś mnie ominęło?), przyjechałam na piąte piętro. Kobieta w międzyczasie zapytała mnie, czy menadżer hotelu poinformowała mnie o wydanej zgodzie na filmowanie. Nie miałam czasu na wywlekanie swojego niezadowolenia z Alicji, która nic mi o tym nie wspomniała i jedynie kiwnęłam głową, że o wszystkim wiem. Kobieta powiedziała coś o krótkim reportażu na temat pobytu La Roja we Wrocławiu. Jedyne, co robiłam to przytakiwałam na co drugie słowo, które wypadało z jej ust.
- I zrobimy...
- Tak.
- ...krótki materiał...
- Tak.
- ...o wspólnym...
- Tak.
- ...wypadzie Torresa...
- Tak.
- Wiesz, że...
- Tak.
- ...to jest...
- Tak.
- ...cholernie deprymujące...
- Tak.
- ...gdy tak (Tak.) ciągle przytakujesz?


Tego razu było inaczej. Jego komórka cały czas wibrowała i w powietrzu czuć było paniczny pośpiech.
I to nie jedna komórka, podejrzewam.

Głęboko westchnęłam i pociągnęłam go za rękę do środka. Zanim zdążyłam choćby otworzyć szafę, by wyjąć z niej ubranie, Wojtek już leżał w moim łóżku, oglądając telewizję.
– To takie dziwne, leżeć w tym łóżku, skoro nawet widać, co tu się przed chwilą działo – wzdrygnął się.
– Oglądaj już tą telewizję…
–Żebyś wiedziała. Muszę zająć moje myśli czymś normalnym!
Na przykład deklinacją zaimka „ta”.

– Jesteście uroczy – podsumowałam ich i oparłam brodę o swoje splecione dłonie.
– Oczywiście, że jesteśmy – uśmiechnął się Sergio, obejmując swoją narzeczoną i delikatnie ją całując.
Przez chwilę patrzyli na siebie, zupełnie jakby wokół świat zamarł i byli na nim zupełnie sami. Tak było książkowe zakochanie i cholernie im tego zazdrościłam.
Przeczytała o tym w książce... sami wiecie czyjego autorstwa.

– Jak oceni pani pobyt La Roja z punktu widzenia właścicielki hotelu? – Zapytała dziennikarka, ignorując Piqué.
– Byli bardzo grzeczni i całe dnie spędzali na treningach, ciężko pracując – uśmiechnęłam się, a Sara wystrzeliła z kolejnym pytaniem.
- Czy wieczorami byli równie grzeczni?

– Tak zachowują się Campeones na kilka godzin przed meczem na Mistrzostwach Europy – skwitowała zachowanie piłkarzy Sara, zamknęła kamerę i wróciła do środka hotelu.
Kamerzysta nadal patrzył z mieszaniną zafascynowania i przerażenia na zamkniętą kamerę.

Obdarzyłam Gerarda przepraszającym spojrzeniem i odebrałam telefon. Monika przekazała mi, że trener del Bosque oczekuje na mnie w moim gabinecie. (...)  Jednak, gdy znalazłam się w jednym pomieszczeniu razem z trenerem reprezentacji, jego wzrok wcale nie wróżył niczego dobrego.
Powiedział tylko jedno.
– Już wiem.
Po czym wyskoczył nagusieńki z wanny i biegał po Syrakuzach jak oszalały.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Już trzecia część? Chyba zaraz się zarumienię ;>

ironlemon pisze...

I co tu dodawać... Eureka!

Anonimowy pisze...

Rozumiem, że śmierć babuni w mieszkaniu była tak silnym Porn Alertem, że nie trzeba było wyciągać tego standardowego.
Nagusieńki del Bosque? Syrakuzy ciężko to przeżyły, o ile w ogóle.
Myślałam, że po książce Fabregasa nic mnie już nie zaskoczy. Ale książka Pique o relacjach interpersonalnych? Myślisz, że dostanę w empiku? Zamówiłabym od razu, jak już siedzę przy komputerze. I z niecierpliwością czekam na książkę kucharską Valdesa. Ciekawe, na co tam będą przepisy?... Albo nie, nie chcę wiedzieć.

Prześlij komentarz