Blaski, cienie i Śródziemie, cz.2

|
W zeszły weekend sezon narciarski oficjalnie się skończył, ale to nie przeszkadza nam w towarzyszeniu Austriakom w ich podróży po Europie.
Co tym razem nas czeka? Pośpiewamy kolędy, Małysz nadal będzie napalony, Morgi odnajdzie swą prawdziwą tożsamość, a odkrycie faktu, że jest bohaterem blogaska, popchnie go do tragicznych czynów.

Otworzyłąm oczy. Zorientowałam się, że jestem obłożona kotami…
Dostała śniadanie do łóżka. Tylko jak tu teraz na nie zejść?

Może mi ktoś wytłumaczyć co to znaczy? – wyjrzałam na niby korytarzyk.
Skręcając nibyszyjkę.

Zauważyłam że Morgi ma lekko sine oko…
- Biłeś się z kimś?
- Tak, z prawdą – oznajmił sucho.
Upoetycznienie Morgensterna postępuje z zawrotną prędkością.

- O co? – byłam coraz bardziej ciekawa.
- O moralność.
*upada na podłogę* I sprawiedliwość!

- Nie przesadzaj. Chodzi o naszą rozmowę o moich kolorowych oczkach?
- Mhm – skruszony Morgi pokiwał głową.
Morgi uznał, że zmienianie barwy tęczówki jest niemoralne i dostał w twarz od aŁtoreczki.

- Tylko kto tu wzywał Polaków???
Ludzie w potrzebie! Wyświetlili na niebie orła w koronie, a że akurat wszyscy Polacy byli zajęci ratowaniem świata poza Stochem...

- Śniadankooooooooooo! – wrzasnął wchodzący Mario.
- O żesz!!! Chyba śnię! Pizza?! – krzyknęłam i spadłam na podłogę.
A co z kotami? Nie wolno wyrzucać jedzenia! Morgi wie, że to niemoralne.

Już jedząc zaczęłam swoją filozofię…
- Ile jeszcze mamy tu koczować?
Filozoficzne spojrzenie na ludy nomadyczne.

- Noo – Morgi zapchał się kawałkiem pizzy. Sara zaczęła arię z opery własnego pomysłu.
Wkrótce dołączył do niej duet oraz chór.

Kociak ziewnął uroczo i przeciągnął się.
- Coś pod to – wpatrzyłam się w ślepe kociątko.
„Jakaś zakąska na przykład”.

- He He – zaśmiałam się sztucznie – widzisz tu gdzieś sale? – rozejrzałam się dookoła. Niebiesko- pomarańczowy wystrój dodawał pewności siebie.
Zaś zielono-fioletowy dodawał +10 do zmiany koloru tęczówek.

- Mamy załatwiony hotel – wesolutki jak skowronek Toni wbiegł do autokaru.
„Ma wspaniałą stołówkę!”

- Jest tylko jeden malutki problemik – Toni wskazał na autokar – Kierowca się zatruł.
Kot był nieświeży.

- czyli? – Mario chyba wiedział co to znaczy.
- Piechotka – Alex usiadł na schodkach wejściowych.
Coś jak salmonelloza, ale wywoływana przez wiroidy przenoszone przez koty. Są nieszkodliwe, jeśli się kota dobrze przypiecze.

 Idąc chodnikiem wyglądaliśmy prawdopodobnie jak wyrośnięta wycieczka szkolna. Ludzie prychali lub dla odmiany pukali się palcami w czoła. 
- Może nie powinniśmy zakładać tornistrów i brać worka na buty? - zapytał Kofler.
- Nie marudź, tylko łap mnie za rękę – odparł Gregor.

Do Schlierego podleciała jakaś wytapetowana nastolatka ( wyglądająca na jakieś 13 lat) i poprosiła o autograf. Speszony Schliere uśmiechnął się tylko.
I spróbował odkleić tapetę.

- Idźmy już – syknął Wolfgang. - Jeszcze mi wstydu nie narobiliście?
„Naprawdę, nie pamiętam takiej hańby, odkąd w 1782 król Staszek odmówił mi zaproszenia na obiady czwartkowe, bo uznał, że jako 150-latek zawyżam mu średnią wiekową gości i to robi mu nie najlepszy PR”.

- AaAaAaAa! – David potknął się o dośc nierówny chodnik i wyrżnął tuż przed nami.
Ojciec Mateusz wyciągnął rower ze schowka.

Nagle Koffler pisnął tylko:
 - Gliny 
I kapłan na rowerze.

- Czy on na nas dziwnie patrzą? – szepnął Manuel.
- A dziwisz się? – syknął Wolfi wyprowadzony z równowagi – ciągle błaznujecie!
„A zaręczam, że niejednego błazna już w życiu widziałem, a Stańczyk to kumpel mojego starszego brata!”

 Koffler się drze, Zauner się drze, koty Wrzeszczą jakby im mewy nalot robiły! A my idziemy jak pijaki – całym chodnikiem. Ale oczywiście to nie na nas się dziwnie patrzą. Może jakąś starowinkę porwało UFO!
Od razu – starowinkę. Przypomnieć ci, jak ty miałeś 120 lat?

- Tak, tak – Koch powiódł wzrokiem po naszej bandzie. – Koledzy trochę gorzej się czują.
- Taki upał i wgl. – uśmiechnęłam się.
Taki upał, że aż samogłoski topnieją.

Wcześniej gdy doszliśmy do „Kolii” okazało się, że musimy sobie sami gotować.
Stołówka była zamknięta. Na szczęście naprzeciwko znaleźli bar mleczny.

Gregor specjalizujący się w tej dziedzinie zażądał jagód, mąki, jajek itp.
Z tego wynika, że podstawowym składnikiem diety Schlieriego są jagody. Czyżby leśny człowiek?

 Wysłani po produkty niezbędne do przygotowania jedzonka okazali Się ciamajdami jakich świat nie widział. Rozwalili jajka i rozsypali mąkę.
A co z jagodami?!

 Jagody dotarły w całkiem dobrym stanie.
Uff, całe szczęście, że zapewnili sobie chociaż minimum egzystencjalne.

- Zaraz kichnę – ostrzegł Koffi.
- Możesz nas nie informować co się dzieje w twoim zakochanym organizmie ? – warknął Wolfgang
„W XVII wieku za takie rzeczy dostawało się parę razów batogiem”.

- Nie wariujcie! – Martin odwracając się strącił miskę z jagodami. Owoce rozbiegły się po caaaaałej kuchni.
I co teraz będziecie jeść? Marsz polować na koty!

- Idioci! Bałwany! – pieklił się Wolfgang ( drugie określenie bezbłędnie tyczyło się Białego Moriego)
Bo Moria też chciała mieć swoich Magów Wielu Barw.

Thomas był dwukolorowy( z góry obsypany mąką, na dole wymoczony sokiem jagodowym) 
Thomas Biały, Thomas Szary, Thomas Fioletowy...

 Gregor pilnował zdradzieckich pierożków które już pluskały się w wodzie. 
Usiłując wymknąć się z garnka.

Zauner idący ze szklanką mleka zbił naczynko i robotę trzeba było zaczynać od nowa.
Poszedł krwotok wewnętrzny.

Mianowicie nalał wody do garnków i zaczął poilewać obiekt zniszczeń czym podpadł Martinowi, który był bezczelnie podtapiany.
W dodatku zmarnował kupę oleju.

Lećże po białą farbę do sklepu – polecił Morgi siłujący się z (nierównymi jak się okazało) nóżkami taboretu.
Thomas, użyj magii, od czego masz tę laskę?

- A dokładnie 136 pierożków. Po… 11 dla każdego – wyjaśnili Manuel i Wolfgang…
„Jakie szczęście, że jest nas dokładnie 12,(36) osoby!”

Zadowolony Koffi wyszedł na korytarzyk. Za nim wybiegł rozentuzjazmowany Arthur.
- Będzie burza! – śpiewał skacząc dookoła Alexa.
- A trening? – burknął Pointner.
- A Otello? - mruknęła Tuśka.

 Zajęci tym Thomas i David ( czytaj: słynny duet) nie umilali czasu swoimi ariami.
Nawet i słynni dwaj tenorzy muszą kiedyś odpocząć.

Snując się od okna do drzwi boleśnie obijałam się o ściany. Łazienka maltretowana w ten niecodzienny sposób rzucała mi kłody pod nogi.
Brzmi jak scena z gry komputerowej.

Tylko dwudziestoletnia twarz z rozmazanym makijażem. Czerwone oczy jak u królika i … nic poza tym. 
Czyli zmianę barwy tęczówek na czerwoną mogę już odhaczyć?

Czy przyszedł czas po użalać się nad swoją urodą której tak naprawdę nigdzie tu nie widać? Stanowczo nie!
„Wszak jestem Marysia Zuzanna!”

Nienawidzę picia wrzątku, ale mogłam się wcześniej zastanowić co robię. Nieproszony, mądry Wolfi przybywa z dobrą radą…
Ktoś tu musi odegrać rolę starego mędrca.

W dłoni trzyma szklankę a w niej piętrzą się jagody które ocalały.
Stare, praprababcine sposoby.

 Z korytarzyka dobiegają stłumione dźwięki. Z tego co słysze Thomas chce wyskoczyć przez okno. „ Samobójstwo w wyniku doznania szoku słonecznego? „ – przebiega mi przez myśl.
Ewentualnie dowiedział się, że występuje w blogasku, i to w roli rozpoetyzowanego maga.

Podnoszę się z podłogi i czołgam do pokoju 27 gdzie Morgenstern coś wymyśla. Nawet na wpół żywa mage tam trafić
To magia Thomasa Białego tak działa.

W końcu otwieram drzwi i spostrzegam Moriego wychylonego przez okno. Dookoła zebrani są wszyscy członkowie kadry.
- Ja cie błagam ty się opamiętaj! – jęczy David. Niemalże klęka pod parapetem. Niewzruszony Morgi nawet nie drga.
*trzyma kciuki za Morgiego* Nareszcie ktoś wykazuje choć elementy zdrowego rozsądku.

- Nie to już postanowione – mówi Thomas nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem .
- Że taki skoczek jak ty ma umrzec w tak beznadziejny sposób? – prowokuje i w końcu widzę rekację.
Oczy Thomasa błyskają wściekle.
- To moja sprawa jak zginę. Nie interesuj się.-  odcina się.
„I daj mi dokończyć mowę pożegnalną! Nie mogę znaleźć rymu do 'blogaski przeklęte'.”

Ale to już przereklamowane – prycham ironicznie – Postarałbyś się bardziej – kątem oka dostrzegam karcące spojrzenie od Alexa. 
Nadziej się na przykład przypadkiem na nóż. I tak 7 razy.

. Thomas wzdycha głośno i wciąż patrząc w dół przerzuca nogi na druga stronę ( czyli do pokoju)
Dzięki, aŁtorko, już myślałam, że zakładał je na futrynę.

- Myślisz że bym nie skoczył? – zaczepia Morgi.
- Wiem, że jesteś na tyle bezmyślny, że odważyłbyś się to zrobić – prycham sarkastycznie i odchodzę czując że dolegliwości po zjedzeniu niezbyt skomponowanego zestawu zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Albo dwumetrowej laski. Morgi mógłby ją zacząć lepiej wykorzystywać i, przykładowo, przyłożyć boChaterce.

 Tymczasem większość osób przebywających na terenie „ Kolii” zgromadziła się w kuchni ażeby odetchnąć chłodnym powietrzem z lodówki.
*wyobraża sobie tłumy zgromadzone przed otwartą lodówką rozkoszujące się chłodnym powiewem* LOL.

- A czym jedziemy? – zapytałam tępo
- Samochodami – rzucił Alex. Toni gdzieś dzwonił.
- Aaaa – westchnęłam głośno – Jakimi?
- Moją Hondą i Toyotą Toniego – wyjaśnił cierpliwie Alex.
( dla uściślenia :
   - Honda FR-V 2.2i – CTDi Komfort
   - Toyota Hilux )
Bo bez tej informacji byśmy nie przeżyli.

- A tak wgl. To co my mamy zwiedzać? – zwróciłam się do skoczków.
- Naturę – uśmiechnął się Andreas
- A dokładniej?
- Wywożą nas gdzieś na zieloną trawkę – wyjaśnił Mario
- Ahawa – mruknęłam
Po japońsku.

Mario zaczął gadac coś o kotach które już miały otworzone oczka.
Jeszcze trochę i będzie można je wsadzić do pieca.

Słyszałam wrzaski dobiegające z wnętrza samochodu… Nagle cos się stało….
                                                           …….
                                               …….
                                          ……
„Zaatakowała nas armia klonów znaków interpunkcyjnych”.

Samochód Alexa wykonał dziwny manewr.
Gwałtownie skręcił w prawo i wjechał na sąsiedni pas…
Został potrącony z dwóch stron.
Biedny samochód. Swoją drogą, czy motyw z próbą samobójczą Morgiego jest już nieistotny?

Alex miał nieco rozciętą wargę i kilka zadrapań na rękach, Thomas ranę na skroni. Z samochodu był wyciągany Gregor – z nim jednak było najgorzej. Potłuczona prawa ręka, przecięty łuk brwiowy… 
Ale przecież to samochód został potrącony!

Z Hondy o własnych siłach wyszli jeszcze Martin z
                              Manuelem…
                                                  ……
                                                 …….
Za nimi armia kropek wziętych jako zakładnicy.

Czym teraz będziemy jeździć??? – wszystkich to zastanowiło.
Yeah, but... what about Boomer?

- Nie nie nie moi drodzy! Zostajemy przy mojej Hondzie. Przynajmniej do października – ogłosił Alex – A z resztą… autorka niedługo nam podstawią
Właśnie, aŁtorka zaraz wam załatwi jakieś super wypasione auto.

Do października coś znajdziemy – Andreas puścił oczko do Thomasa, który omal się nie zadławił Red Bullem…
Morgi naprawdę źle znosi fakt, że jest bohaterem opka...

 Zza rogu wyszła ładna blondynka. Ubrana w jasne jeansowe szorty i biały top podkreślający brzoskwiniową opaleniznę. Nogi do nieba, włosy do pasa – tak zwykłam określać wszystkie wymodelowane lalki… 
Dodaj, że była głupia, nie możemy pozwolić, by ktoś odebrał Marysi prawo do budzenia powszechnego zachwytu.

Pomimo swojej zniewalającej urody ta kobieta zmierzała w naszym kierunku.
Każda inna ładna kobieta na widok Mary Sue ucieka, gdzie pieprz rośnie. Nazywamy to instynktem samozachowawczym.

Poznajcie Paulinę – Mario wyciągnął rękę do dziewczyny. Arthur ukradkiem przetarł oczy jakby nie wierząc że takie cudo chodzi, a nie fruwa nad ziemią. – Paulina jest Polką i pochodzi z Łeby.
W Austrii coś częstawo wzywają Polaków na pomoc.

Okazało się, że dwie „ nowe” mają towarzyszyć skoczkom i mi podczas podróży…
Alex chyba chce przekazać geny swoich podopiecznych dalej.

Marta nawet przypadła mi do gustu, natomiast zapatrzona w siebie Paulina – wcale.
Coś czułam, że jej celem jest zrobienie biura matrymonialnego z kadry.
Akurat ona jest środkiem do tego celu.

Marta okazała się znawczynią kociąt ; ) jej ojciec był bowiem weterynarzem z upodobania 
Po co ja się męczę na uniwerku, skoro mogę zostać weterynarzem z upodobania?

- Hej! Hej! Moi drodzy co to za porządki? – Alex rozejrzał się. Umilkliśmy wszyscy.
- Chyba musimy znaleźć wam jakieś pożyteczne zajęcie. 
- Po lewej znajdują się sypialnie. Bierzcie się do roboty – zakomenderował Alex.

Paulinka zaczęła piszczeć…
- Pewnie jej krostka na nosie wyskoczyła – zachichotał David.
- Jak na wiedźmę przystało – dodał ubawiony Thomas. 
Thomas odnalazł swoją bratnią duszę, razem będą zgłębiać arkana magii.

Marta tymczasem zaglądała w każdy kąt szukając swojego ręcznika który w nieznany sposób dostał się w ręce Davida i został wysłany w przestrzeń kosmiczną.
Jako dowód, że na Ziemi istnieją nie tylko inteligentne formy życia.

Jak na złość nigdzie go nie było.
Właśnie śmigał przez pas Kuipera.

 Niepocieszona Matuleńka poszła po pomoc do Andiego Kofflera
- Jezus malusieńki, leży wśród stajenki - zanuciła.

 Ręcznik odnalazł się… Wisiał przywiązany do niby barierki.
Oznaczającej granicę Układu Słonecznego.

Przed ćwiczeniami: ( zmiana punktu widzenia : NARRATOR os.3)
Dobrze, że Prus w „Lalce” robił to subtelniej...

- Jestem Jarvis – przedstawił się ciemnooki brunet – Przyjechałem z Birmingham.
- Ooo! Na zamku mieszkasz? – ucieszył się Manuel.
Dobrze, że nie jest z Oświęcimia.

- To ty jesteś THOMAS MORGENSTERN?!!! – krzyknął Jarvis.
- Do tej pory tak mi się wydawało, ale teraz nie jestem tego taki pewny – odparł zszokowany, ale dumny Morgi.
- Odkąd jacyś dziwni ludzie zaczęli mnie nazywać Białym Czarodziejem – dodał po chwili.

Po drodze Gregor otrzymał tajemniczego sms’a. Wybuchnął dzikim śmiechem i szepnąwszy Thomasowi nowinkę zaczął tańczyć z nim jakąś polkę.
Gregor dowiedział się, że wygrał casting do Drużyny Pierścienia.

 A tak serio… Chodziło o to, że…
- Kamil Stoch ma ślub w sobotę! – zaśmiała się Marti.
A Gregor jest jego tak bliskim kumplem, że z radości się prawie posikał.

Oczywiście obiekt na którym miały odbyć się zawody był nieustannie najeżdżany i oblegany przez najrozmaitsze kadry. Gdzies w tłumie migał słynny wąsik Adama Małysza... 
Adam się nie poddaje!

 Przy skoczni zbierały się watachy dziennikarzy, a także wierni fani i mniej wierne fanki ( przynajmniej niektóre).
Ciekawe, czy niektóre bardziej wierne fanki mają dostęp do słownika.

- Uwielbiam cyrk - jęknąła Sandra czytająca " Neue Post" 
I „Washington Zeitung”.

Po długich pięciu godzinach spędzonych " na mieście" dziewczyny stały sie posiadaczkami pary fatałaszków za to Gregor  i Mario wrócili z kilkaom siniakami.
Pobiły ich likaony.

- Trochę dużo ale ja tego nie będę jadła - zaśmiała się Sandra i resztkami sił powlokła sie w kierunku domku POLAND. Drzwi otworzył A. Małysz.
- Oo Sandra.
Uśmiechnął się niedwuznacznie.

 Tak. Dzień Dobry wieczór - przywitała się.
- Widzę że masz coś dla nas 
- 2x pizza, 2x zestaw sałatkowy i herbatki - zdechnięta Pointnerówna podała pudełka i buteleczki Mistrzowi Polski.
-Nie o to mi chodziło - odpowiedział, a perwersyjny uśmiech nie schodził mu z ust.

Od aŁtorki: *Ten rozdział miał być dodany wczoraj ale burza pokrzyżowała mi polany.
Wymieszała je wszystkie i biedne zajączki i inne sarenki nie mogą znaleźć swojego żerowiska.

Drugi skok Morgiego był znacznie lepszy… Może 103 m to nie szczyt marzeń ale na pewno przyzwoita odległość.
Chyba, że skaczesz w Planicy.

[tu aŁtorka plecie jakieś fantasmagorie o poprawinach u Stocha i psach zmieniających się w barany. Doznałam takiego mindfucka, że dochodziłam do siebie pół dnia]

W końcu autokar ruszył...
" Najpierw Warszawa( Lotnisko) potem Łeba. A na końcu obieramy kierunek Courchevel"
Rozumiem, że w Łebie będą się relaksowali? Pewnie, co roku tylko te Seszele i Malediwy, pora w końcu wyskoczyć na jakąś egzotyczną wyprawę.

- Sto lat, sto lat niech żyją, żyją nam... Nieeech żyyyyją naaam - wyćwiczona do perfekcji piosenka zagłuszyła rozmowy wokół skoczni HS 132 w Courchevel.
Skocznia była wzruszona, że ktoś pamięta o jej święcie, choć nie ma konta na Facebooku.

Sandra wypełniwszy swój "obowiązek" rozejrzała się ze smutkiem. Małysz którego kibicka była od lat ruszył w towarzystwie polskich skoczków do domków. Gdyby była zdeterminowana pobiegłaby za nimi...
Myślę, że za taką determinację mistrz byłby wdzięczny.

Siostrzenica trenera była strasznie zdezorientowana... Jakby trochę ogłupiona tymi 125 m Adama...
Adam w locie rozpylał gaz ogłupiający. Żeby mieć później łatwiejszy dostęp do ofiar.

 Ze smutkiem pokiwała głową i ruszyła niezauważona w stronę domków gdzie nie czekał na nią nikt. A przecież mogło być zupełnie inaczej...
Deweloperzy mogli sprzedawać mieszkania jak ciepłe bułeczki. Niestety, nastał kryzys...

Andreas niby to od niechcenia przerzucał zdjęcia z aparatu na laptop zaśmiewając się do łez z poszczególnych
Laptopów.

Wolfgang pojmawszy piszczącego Teuera próbował zagłaskać rozrabiakę na śmierć.
W pewnym wieku już nie kontroluje się siły nacisku.

- Możemy dla rozrywki wyskoczyć nad jezioro
- Albo do lasu – uśmiechnął się Schlierenzauer.
- I to jest bardzo dobra myśl – zauważył wspaniałomyślnie Toni Innauer.
- Ale nad jakie jezioro? – zainteresował się Koffi.
- Takie na Wyżynie Lubelskiej może? – mruknęła Sandra.
Przecież Lubelszczyzna to kraina tysiąca jezior...

- Daleko to?
- Drugi koniec Polski, ale..
- Bez gadania – Jedziemy – zadecydował Wolfgang będący w wyśmienitym humorze.
- Jesteśmy w środku sezonu, ale zawsze marzyłem, by zobaczyć słynne jeziora Wyżyny Lubelskiej – rozmarzył się Wolfi.

Niestety telepatia nie była mocną stroną Alexa tak więc musiał wrócić do bardziej przyziemnych spraw takich jak uspokajanie Manuela który walnął Zaunera w łeb z byle powodu
Widzę, że zadawanie się z boChaterką rzuciło się na głowę co poniektórym.

Przeszczęśliwy Koffi piastujący w dłoniach aparat
„I Józef Święty, i Józef Święty ono pielęgnuje!”

Zwariowac można – westchnął ciężko Morgi i wyręczając Mario Innauera ( który udawał nieprzytomnego) zgarnął po drodze wszystkie koty i poszedł po mleko.
Ktoś musi dbać o wyżywienie na wycieczce.

Sandra postanowiła przynieść jedzenie reszcie  ( ratując całą szafkę herbatników przed Schlierenzauerem który miał ostatnio obsesję na punkcie tych kruchych ciasteczek) 
I anoreksję trafił szlag.

i potykając się o graty leżące na podłodze dotarła do niby kuchni. W pomieszczeniu jak zwykle bajzel , że nie było gdzie nogi postawic.
Nie mówiąc już o nibynóżkach.

 Mam problem, wielki problem… - Gregor poparzył się herbatą i zlękniony spojrzał na skoczka siedzącego obok.
- Mogę ci jakos pomóc?
 
(...)
- Bo widzisz… - odezwał się Morgi po dłuższej chwili. Chłód i ból bijące z twarzy Thomasa poraziły Schlierego, który już się domyślał co jest przyczyną zachowania kolegi… A raczej kto…
Ja też już wiem. Choć notka się w tym miejscu urywa.

 Skoczkowie z zaciekawieniem rozejrzeli się dookoła. Nad jeziorem było pusto i chłodno. Trudno się dziwić o 5:00 rano.
Za to o szóstej przychodzi to z łatwością.

- Może się rozłożymy gdzieś? – zaproponowała Sandra.
6 stóp pod ziemią na przykład.

Woda jest extra – ryknął Mario i zanurkował.
„Uwielbiam jej wspaniałe właściwości kohezji i adhezji oraz napięcie powierzchniowe”.

Nastepnym punktem był wymodlony przez Gregora las. 
Bóg dokonał aktu ekspresowej kreacji, ponieważ był fanem Schlierenzauera.

Zachwycony Schliere niemal lewitował.
- Gloria in excelsis Deo! - krzyknął ku niebiosom.

Alex zabrał głos:
- Te! Ale tylko mi się tu pogubicie to z ochotą poddam się radosnej twórczości i na własne oczęta zobaczycie jesień średniowiecza 
Pointner fascynował się malarstwem średniowiecznym.

 Toni pokręcił głową i mruknąwszy „ co się tym młodym z głowami robi” popędził syna
Na pastwisko.

Mario wlazł w jeżyny, a raczej wpadł. Podrapany i zmęczony wyciągnął z krzaczorów dwa duże prawdziwki z duma prezentując je pozostałym.
Zaraz, to jaką mamy porę roku, bo się pogubiłam? Może to Pointner wymodlił jesień, bo koniecznie chciał ją namalować?

Zbiry były imponujące.
Dwa metry wzrostu, szeroka klata, żelazne bicepsy...

 Zachwyceni lasem Austriacy segregowali grzyby : 26 prawdziwków, kilkanaście kurek i calą masę innych gatunków grzybów jadalnych.
*patrzy z nadzieją* A ile niejadalnych?

Marta i Arthur szeptali sobie w najlepsze. Margi przebudzony w międzyczasie cos tam gadał do Gregora. 
Marta i Arthur z pewnością zastanawiali się, skąd wzięła się u nich w autobusie Margi Clarke i dlaczego zmieniła płeć.

- Sandra ? – na dźwięk swojego imienia dziewczyna zacisnęła oczy.
Normalna reakcja. Zwłaszcza, jeśli wywołanie imienia zapowiada odpytkę przy nauczycielskim biurku.

Sandra… Ja przepraszam… - szepnął Gregor i usiadł na swoim łóżku. Dziewczynie zrobiło się żal. Strasznie żal, ale postanowiła nie reagować… Przemyśleć…
Mnie też jest żal Gregora, skoro przeprasza, a nie wiadomo, z jakiego powodu.

Nagły Huk miażdżonej suszarki poderwał Sandrę na nogi. To Koffler spadł z łóżka… Akurat na suszarkę Sandry.
Prędzej zrzucona z wysokości łóżka suszarka zmiażdżyłaby statystycznego skoczka narciarskiego...

Dla wszystkich śpiących huk był dźwiękiem rozpoczynającym nowy dzień…
Zawsze czekam, aż ktoś znajomy spadnie na suszarkę w mojej obecności. W przeciwnym razie nie wstaję z łóżka.

Tylko nieliczni mieli świadomość że akurat w czwartek odbędą się kwalifikacje .
Utrzymywali to w tajemnicy, by zwiększyć swoje szanse na zajęcie lepszej pozycji startowej.

Ludzie, jest jeszcze Jakuba – przypomniała Sandra
A co tam robi słynny Yakuba Bamba?

przypomniała Sandra i zniknęła w tłumie w celu złożenia gratulacji na ręce własne Kamila Stocha.
Który, z nieznanego powodu, przyjął jako pseudonim imię piłkarza grającego w azerskiej lidze piłkarskiej.

- No… Mamy tu jak w kinie – zaśmiał się Martin.
- Albo w cyrku – zachichotał David.
- Co tam chłopaki? – na słowo „ cuyrk” wtargnął Alex 
Gdyż bardzo lubił język... turecki?

Skoczkowie będący w hotelu zbierali się zeświadomością, że pobyt w Polsce dobiega końca. Sandry wciąż jednak nie było.Gregor wrócił sam i od tamtej pory nie pokazał się nikomu na oczy.
- Odjeżdżamy! Szybko! - zarządził Pointner.

Racja. Może czegoś się dowiesz – szepnąłKohler zazdrośnie patrząc na sreberko na którym lezała jeszcze kosteczka.
Miejsce Sandry jako dodatkowego i nie wiadomo skąd wziętego pasażera austriackiego autobusu zajął były prezydent Niemiec.

Morgi zniknął w pokoju. Po kilku minutachwyszedł.
- Już wiem, a właściwie nie wiem – oznajmiłwygodnie rozsiadając się na parapecie.
To samo odczuwam, gdy czytam to dzieUo.

- Dobrze – Morgi odchrząknął i z wahaniemspojrzał na ciekawych członków kadry. – Na pewno chcecie to wiedziec?
- Mów!!!
- Rozmawiali ale krótko i od rzeczy. Z tego cowiem, jeszcze się nie pogodzili. 
Ja natomiast chyba ominęłam fragment, w którym się pokłócili. Czemu aŁtorka każe nam czytać między wierszami, skoro nawet wiersze są tutaj ledwo czytelne?

Potem Sandra poszłą z gratulacjami do Małyszai praktycznie a raczej moralnie tu trop się urywa.
Od Małysza, co mnie szczególnie nie dziwi, ślady są już niemoralne.

A co ty byś chciał? – wnerwił się Wolfgang (który nawiązał nić porozumienia z Sandrą czyli jego zdaniem jedną z tychnormalniejszych osob w całym tym hotelu)
Zastanawiam się, ile Wolfgangowi pozostało szarych komórek po tych stuleciach żywota. Zdaje mi się, że niewiele.

- Jakiegoś rozwinięcia, zwrotu akcji – burknąłFettner.
Pobożne życzenia czytelników blogasków...

- Czekaj, czekaj – zaniepokoił się Martin –Praktycznie a raczej moralnie?
- Tak, bo Sandra rzeczywiście poszła do Adamaale po chwili wyszła i ruszyła w stronę parku gdzie…
- Gregor ją śledził?! – nie wytrzymała Marta.
Adam na nią czekał.

Niee – zmieszał się Morgi tracąc wątek – Poprostu na nią czekał ale ona o tym nie wiedziała
Bo Schlieri spiknął się z Małyszem, by pomóc mu załatwić swoje... sprawy.

Sandra siedziała tyłem do łóżka na którym z kolei Gregor leżał w poprzek.
Dość ciekawe... To Kamasutra?

Teraz drażnili siebie nawzajem i wydurniali jak wcześniej. No może tylko Gregor był bardziej zamyślony, Wolfgang zdziecinniał…
Na starość tak bywa.

- Słuchajcie. Mam informację – zaczął niepewnie trener. Czternaście par oczu skierowało się na niego.
Zmutowany, heptaploidalny pająk?

- Przecież… - zaczął David.
- Zdania nie zaczyna się od przecież – poprawił odruchowo Alex.
Bo zaczynanie zdania od „przecież” jest jawnym gwałtem na języku polskim. Więc zapamiętajcie dzieci: uczcie się głupich regułek i jednocześnie omijajcie szerokim łukiem słowniki wszelakie, a zostaniecie Miodkami swojego pokolenia.

- Kara? – oczy Koffiego powiększyły się niemal dwukrotnie.
- A tak. Kara… Niedawno rozmawiałem z Miką Kojonkoskim… Jego zdaniem odrobina musztry wam nie zaszkodzi. 
Szeregowy Hilde nieraz musiał czyścić latrynę szczoteczką do zębów. Własną.

- A teraz zapraszam na karny trening do wieczora – syknął trener wyprowadzony z równowagi.
- Oddacie tyle skoków, ile macie lat - zarządził, a Wolfgang jęknął przeciągle.

„ Jemu tylko te koty w głowie” pomyślał ze wściekłością Morgi 
Tylko by jadł i jadł, a skakać nie ma komu!

 Jak na złość David odbębniał jeszcze karny trening a Mario pokłócił się z Andreasem.
Wolfgang nie zbliżył się w liczbie skoków nawet do 1/10 swojego wieku.

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

22 year-old Environmental Specialist Stacee Viollet, hailing from Schomberg enjoys watching movies like "Whisperers, The" and Lacemaking. Took a trip to Yin Xu and drives a Ferrari 250 LWB California Spider. anonimowy

Prześlij komentarz