#10 - Przesadnie rozfilozofowana Barcelona w świecie naukowych dziwów

|
Ruszamy z kopyta (z gumową podkową) z kolejnym blogaskiem. Tym razem robi się romantycznie, trochę ponuro, lekko m(h)rocznie, a już z pewnością wyjątkowo tandetnie.
W tym odcinku poznacie takie fakty z dziedziny medycyny i fizjologii człowieka, anatomii konia i astronomii, o jakich się filozofom nie śniło. Samych filozofii (czy raczej wydumań) również jest tu sporo. Do tego dowiecie się, że Laporta naprawdę zadłużył Barcelonę na grube miliony, ponieważ miał na celu rozwój sektora energetycznego Hiszpanii.
Zapraszam.

"Wizerunek wart jest więcej od tysięcy słów, ale jedno zakochane spojrzenie mówi więcej od tysięcy miłosnych wierszy."
*intensywnie duma* Jak dla mnie jedno z drugim nie ma żadnego związku. A już na pewno nie logicznego.

Na niebie pojawiły się pierwsze oznaki zachodzącego słońca. Wiatr powiewał białymi firankami wpuszczając do pokoju świeże powietrze.
Jak dla mnie pierwszą (i ostatnią) oznaką zachodzącego Słońca jest zachodzące Słońce, ale co ja tam wiem...

Marzenia, o które tak bardzo starała się walczyć prysły jak bańka mydlana, pozostawiając po sobie tylko ból i cierpienie.
Pryskające bańki mydlane potrafią zranić bardziej niż tłuczone szkło, także uwaga.

Często myślami wracała do swojego dzieciństwa. Do tych chwil spędzonych z rodziną do marzeń.
Rodzina do marzeń to taki odpowiednik wyimaginowanych przyjaciół? Ciekawe, jak wyglądały jej święta.

Marzenia?
Czym one w ogóle są?
Czy marząc nie krzywdzimy samych siebie?
Blogaski?
Kto je w ogóle tworzy?
Czy czytając blogaski nie krzywdzimy swojej delikatnej psychiki?

 Jednym ruchem dłoni, zarzuciła na siebie swój koc, zamknęła oczy, a jej dusza przeniosła się w świat niespełnionych marzeń.   
A to wszystko jednym ruchem dłoni!

21-letnia piłkarka reprezentacji Hiszpanii w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Olaya ma złamaną nogę i dwa żebra.
Jeśli te żebra nie przebiły jej płuc, to nie widzę wskazań do określania jej stanu „ciężkim”.

Wciąż ma jednak nadzieje, że to jest tylko zły sen, z którego zaraz się obudzi. Niestety rzeczywistość okazuje się być inna i bardziej trudniejsza. 
W rzeczywistości trzeba umieć stopniować przymiotniki.

Może dlatego, że z wiekiem nie zmienia się tylko wygląd człowieka, zmienia się także jego wnętrze.
To niepodważalny fakt. Zanika grasica, chrząstki kostnieją, szpik z czerwonego zmienia się w żółty... Mam jeszcze wyliczać?

Często tracimy coś co dla nas jest bardzo ważne, ale z czasem 
uświadamiamy sobie, że los daje nam w zamian coś bardziej cenniejszego.
Niestety, nadal nie jest to umiejętność poprawnego stopniowania przymiotników.

 Życia bez smutku i łez, ale czy to możliwe. Gdy kończy się jakiś problem to zaraz pojawia się kolejny może teraz tez tak będzie.
Takie życie, człowiek ledwo nauczy się stopniować przymiotniki, a już nie pamięta, gdzie stawiać przecinek.

Często ludzie nie potrafią uporać się ze swoimi problemami i wybierają najprostszą drogę - śmierć nie zważając na skutki tego czynu.
Niektórzy jednak, mimo przeciwności, opanowują trudną sztukę interpunkcji.

Nigdy nie była w takiej sytuacji. Zresztą nigdy nie umiała pocieszać ludzi. Nidy nie umiała im doradzić. Wybrała najprostszą drogę.
Czyli, jak sama przed chwilą wspomniała, śmierć. Jupi!

Twarz dziewczyny promieniowała ze szczęścia.
Bo szczęście to dość rzadki pierwiastek promieniotwórczy.

Zaczęła z zaciekawieniem podziwiać krajobraz rozciągający się za szklaną szybą.
Po ćwiczeniach rozciągających krajobraz zabrał się za robienie pompek.

  Takich ludzi nie spotyka się codziennie, niektórym z nas nigdy nie będzie dane kogoś takiego poznać. Nie sztuką jest wyciąganie wniosków ze straconych chwil, sztuką jest nie dopuszczanie do ich utraty.
Te wynurzenia o niczym w środku akapitu zaczynają mnie denerwować. Mam nie dopuścić do utraty wniosków ze straconych chwil, o jeżu, to zbyt wiele jak na moją małą główkę.

- Olaya - usłyszała cichy głos, który rozniósł się po pustym mieszkaniu.
- Tu jestem - odpowiedziała.
Ruszyła w stronę pokoju, w którym znajdowała się dziewczyna.
Pokój był poza mieszkaniem. Nowatorskie rozwiązanie architektoniczne dla byłych-niedoszłych piłkarek reprezentacji Hiszpanii, służy lepszemu przewiewowi pseudofilozoficznych rozmyślań.

Przychodzę do Ciebie w ważniej sprawie - dodała po krótkiej ciszy. 
„Koniecznie musisz mnie nauczyć stopniowania części mowy”.

Chciała w końcu zacząć żyć normalnie, ale nie miała ochoty na spotkanie z dziennikarzami. To za wcześnie. Nie była na to gotowa.
Tam będą reporterzy i w ogóle.
Pal licho reporterów, ale w ogóli też bym spotkać nie chciała.

 Twój uśmiech twoje spojrzenia działa na mnie jak magnez.
Umożliwia funkcjonowanie polimerazy DNA. I przeciwdziała skurczom.

Położyła torby zakupowe na podłodze i ruszyła w stronę kuchni. Napełniła szklankę pomarańczowym płynem i powoli zaczęła go sączyć.
Wpiszcie „pomarańczowy płyn” w Google i spróbujcie się nie zaśmiać.

Oparła się o blat szafki rozglądając się po swoim mieszkaniu. 
Było puste.
Poza pokojem znajdującym się na zewnątrz. Ten był pełen.

 Ściany każdego pomieszczenia były białe.
I miękkie. A okna i drzwi nie miały klamek.

 Ściany miały kolor beżowy, który idealnie współgrały z różowy dywanem.
Ściany wespół z różowym dywanem grały na suzafonie.

 Może dlatego, że coś pozornie tak prostego kryje w sobie sens całego wszechświata. ?
O nie, kolejna z osobliwością w kostce?

Serce uspokajało się, biło w jednym rytmie powoli i spokojnie.
Moje serce najchętniej bije w czterech rytmach, ale czasem zadowala się dwoma.

Może mi się przewidziało - pomyślała.
Przewidziało co? Data końca świata?

[boChaterka i jej przyjaciółka spotykają się z piłkarzami Barcelony. Valdes idzie tańcować, natomiast Pique z boChaterką siadają przy stoliku, zaczynają rozmawiać i...]

Dawno się nie widzieliśmy - dodała po chwili spoglądając w jego oczy.
Zamyślił się. 
- Może ty nie widziałaś mnie. Ja widzę cię codziennie w moich snach - ujął delikatnie jej dłoń. 
*pada rażona tandetą*

Jej oczy zaszkliły się. Nie mogła pozwolić na to, by wszystkie dawne uczucia odrodziły się z popiołów.
Bo uczucia, zwłaszcza te dawne, należą do rodziny feniksów.

Spaliła ten most dawno temu, kiedy w końcu uświadomiła sobie, że za tą miłość zapłaciła za wysoką cenę.
Ałtoreczko, nie żałuj sobie. Dorzuć jeszcze z 50 związków frazeologicznych.

Znali przecież każdy swój włosek, każdy możliwy zapach, smak skóry tej suchej i tej wilgotnej. 
A także tej średnio wysyconej wodą.

dawno uwierzyli we wszystkie wyznania. Niektóre nawet powielali.
Na masową skalę. I po tajniacku wprowadzali do obiegu.

Należeli do siebie jak scenariusz do reżysera
I jak krzesło do kozy.

Należeli do siebie jak scenariusz do reżysera - nie patrzy na treść, po prostu realizuje to co ma.
Jak boChaterka realizowała Pique i na odwrót? Czy mogę pójść do banku i kazać się zrealizować? Jak czek?

"Nie wolno mylić seksu z miłością. Miłość między dwojgiem ludzi jest cudownym zrządzeniem losu." 
Zaś seks to smutny obowiązek wymyślony przez kapitalistów, by jeszcze bardziej nas obciążyć.

Twój tata ciągle powtarza, że ma wielkie szczęście, że ma ciebie.
„Dostarczasz mu tyle szczęścia, że powoli zaczyna rozważać budowę elektrowni atomowej”.

[reakcja na Davida Villę]

Krew zaczęła pulsować.
Erytrocyty dzielnie wypompowywały hemoglobinę na zewnątrz, natomiast wszystkie białe krwinki wpadły w rezonans.

Nadstawiła ucho. Słyszała jego kroki. Był coraz bliżej. Pociągnęła delikatnie nosem. W powietrzu unosił się zapach jego perfum. Był blisko. Czuła jego bliskość.
Z wrażenia boChaterka aż zapomniała, jak budować zdania złożone.

Umieściła swoją delikatną dłoń w jego uścisku, którą on musnął ustami, tym samym nie odrywając od niej wzroku.
Borze. Po jakiemu jest to zdanie? Jeśli po polsku, dlaczego go nie rozumiem?

Objął ją w tali, przyciągając ją mocno do siebie.
Tala, czymkolwiek lub kimkolwiek jest, zdecydowanie zaprotestowała.

Czuła żar jego dłoni przez jedwab.
Chciałabym nie wspominać, jak bardzo jest to kiczowate, ale nie mogę.
Poza tym, kto rozżarzył dłonie Villi? Musiało go boleć.

No właśnie - syknęła. - Teraz mnie puść. Nie chciałam z tobą tańczyć. Nigdy nie chciałam. 
„Całe życie marzyłam tylko o tym, by nie zatańczyć z Davidem Villą i patrzcie, jak mnie przewrotny los pokarał!”

David przybrał obojętny wyraz twarzy. Cofną ręce, jakby go parzyła.
Zaraz, to kto w końcu ma ten żar w dłoniach?

Wszyła z kręgu tańczących dookoła ludzi, nie odwracając się za siebie.
Nie dość, że wszyła ludzi (zagadka dnia: w co ich wszyła?), to jeszcze nawet nie raczyła się przy tym odwrócić! Cóż za impertynencja!

Powiem ci czego wtedy wyjechałem - złapał ją za rękę i pociągnął w stronę czarnego mustanga. 
Rozumiem, że rumak Villi stał zaparkowany gdzieś pomiędzy nowiutkim Porsche a zabytkowym Rolls-Roycem?

Otworzył jej drzwi, a sam zajął miejsce przeznaczone dla kierowcy.
Gdzie konie mają drzwi? *zastanawia się, jak mogła zaliczyć anatomię, nie znając tak istotnego szczegółu*

Chwilę potem ruszyli z piskiem opon, wzbudzając przy tym zainteresowanie przechodniów.
Też by mnie to zainteresowało, gdybym zobaczyła konia z drzwiami, w dodatku ruszającego z piskiem opon. Villa założył mu gumowe podkowy z bieżnikiem?

Zapadła cisza. Być może, nie wiedzieli jak zacząć ten temat. Być może, żadne z nich nie miało na tyle odwagi by go rozpocząć.
Być może aŁtorka nadal nie ma pojęcia, gdzie stawia się pewne znaki przestankowe.

Do oczu napłynęły gorzkie łzy, które zaczęły spływać po jej bladych policzkach.
Z pełnym przekonaniem mogę uznać, że były samotne. Skoro były zgorzkniałe, to niby jak miały nawiązać między sobą kontakt?

Znów poczuła smak jego ust, ale wiedziała, że źle robią. Był ktoś jeszcze. Ktoś kto stał pośrodku ich szczęścia.
Był to tatuś i jego plany na zapewnienie stabilizacji energetycznej Hiszpanii.

Nie możemy - odsunęła go od siebie.
Nie możemy - powtórzyła w myślach i uciekła.
„Nie możemy” - dodała dla pewności i zaczęła robić fikołki.

Wiedział, że odchodząc dzisiaj może już nigdy więcej nie znaleźć klucza do jej serca.
Pewnie pulsujące krwinki wyrzuciły klucz razem z hemoglobiną.

Cierpiał, bo po raz kolejny los udowodnił mu, jak kruche bywa szczęście.
Czas półtrwania wynosi tylko 5 ms.

Łza cicho spłynęła po jego policzku, uderzając o zimną posadzkę przed jej domem. 
Niezłą chatę musiała mieć łza Villi, skoro ma przed domem posadzkę. Ostatecznie, nazwisko zobowiązuje.

Bądź szczęśliwa - wyszeptał na pożegnanie i ruszył przed siebie.
„Nawzajem!” - odpowiedziała łza i ruszyła na rekonesans po swoich nowych włościach.

Tak było i teraz. Pośrodku ich szczęścia stała jego narzeczona.
Razem z ojcem boChaterki postanowiła utworzyć spółkę i zawładnąć rynkiem energetyki. Ja bym się cieszyła, z takim zapasem reaktywnych pierwiastków Hiszpania stanie się gospodarczą potęgą.

"Prawdziwa miłość jest tak piękna i krucha jak płatek róży. Uważajmy by jej nie stracić."
Ja ciebie również, aŁtoreczko, pozdrawiam. I wybieram się na poszukiwanie kruchych płatków róży, może też mają jakiś potencjał do wytwarzania energii.

Wyobrażała sobie, że znów jest małą dziewczynką, do której uśmiecha się słońce, a księżyc śpiewa kołysankę.
Rodzice musieli jej dawać niezłe dragi.
A na poważnie. O „śpiewie” Słońca i Jowisza słyszałam, naukowcy jakoś przekonwertowali wysyłane przez te ciała niebieskie fale elektromagnetyczne na dźwiękowe i uzyskali coś na kształt mruczenia. Ale Księżyc ma chyba jednak za słabe pole na takie wygłupy.

Uwielbiała razem z tatą i Gerardem biegać po boisku i grać w piłkę. Była najmłodsza, dlatego zawsze starali się by była szczęśliwa.
Tatuś już wtedy wyczuwał niezły interes.

Bo gdy ona była wesoła oni też tacy byli. 
Również bym była, gdybym miała w domu żyłę złota.

Piłka nożna była i zawsze będzie czymś więcej niż tylko sportem. Ona jest jej pasją, jej narkotykiem, od którego się uzależniła.
A potem Księżyc śpiewa, Orion tańczy, a Kastor z Polluksem grają na bandżo.

 Dzięki niemu poznała smak miłości, ale także sam bólu i cierpienia. Poznała sam prawdziwego życia. 
Sam Bólu i Cierpienia oraz Sam Prawdziwego Życia byli amerykańskimi farmerami o polskich korzeniach.

Po raz ostatni spojrzała na gwieździste niebo, zamknęła oczy, z których popłynęły lśniące w blasku księżyca łzy
Były gorzkie, samotne czy może miały prywatną hacjendę? Albo wszystko naraz?

Była ciepła noc. Szum fal pieścił jej ucho.
Zaś ziarna piasku bezwstydnie wdały się w igraszki z palcami u stóp.

Bałą się po raz kolejny oddać swoje serce i po raz kolejny cierpieć.
Czyli nie dość, że jest źródłem pierwiastków promieniotwórczych, to jeszcze ma samoodnawialne serce? Jak rozumiem, tatuś zadbał o to, by regularnie oddawała je do przeszczepu.

Usiadła na przesiąkniętym od wody piasku i z zaciekawieniem zaczęła przyglądać się księżycowi. Był ogromny.
Pewnie dawno nic nie śpiewał i spuchł od nadmiaru niewyśpiewanych utworów.

Jego tarcza odbijała się w płaskiej tafli morza, a dookoła niego rozsypane były miliony gwiazd, które starały się lśnić bardziej niż on.
Rozumiem, to nie kwestia palenia wodoru, gwiazdy po prostu współzawodniczą między sobą o to, która zgarnie lepszy wynik w skali magnitudo. Muszą nienawidzić Syriusza.

Nagle usłyszała za sobą kroki. Wstała z miejsca odwracając się.
- Kto tam jest? - spytała niepewnie.
„Nie martw się, to tylko ja, pan gwałciciel”.

Osobą okazał się chłopak, który na przyjęciu nie odrywał od niej wzroku.
Musiał mnie śledzić - pomyślała. (…)
Czego ode mnie chcesz? - jej głos utonął w wietrze.
- Takiej okazji jak ta, nie można zmarnować - powiedział podchodząc bliżej niej.
Mówiłam, że pan gwałciciel! Przewidziało mi się!

Strach ścisnął ją za gardło. W pierwszej chwili mogła tylko oddychać. 
W drugiej potrafiła już przełykać ślinę, a w trzeciej wróciła jej większość odruchów bezwarunkowych.

Złapał ją za nadgarstek. Przeciwstawiła mu się całym ciężarem, ale on nie zwrócił na to uwagi. Próbowała zachować spokój, gdy rozluźnił uścisk.
Czyli to spokój chciał ją zgwałcić? A taki spokojny był, zawsze „dzień dobry” z daleka...

 Mężczyzna zanurzył się w wodzie, która pod zbyt wielkim ciężarem uniosła się do góry i wylądowała na ciele dziewczyny.
Był tak gruby, że podniósł poziom wód w oceanach? I po co ta afera z topniejącymi lodowcami?

Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie.
Pewnie ten fragment zawiśnie jako motto przed wejściem do elektrowni szanownego pana taty. Coś jak „Arbeit macht frei”.

 Deszcze delikatnie mżył, wiatr rozwiewał jej brązowe włosy, a słone łzy spływały po zarumienionych policzkach
Szukały jakiejś dogodnej działki do wybudowania willi z basenem, ale wszystkie najlepsze lokalizacje pozajmowane były przez łzy gorzkie.

Zimna woda omywała jej sine stopy, wywołując dreszcz. Opuszkiem palca rysowała jego twarz na mokrym piasku
Zaczynam się zastanawiać, czy dreszcz faktycznie nie jest osobą. Kolejna aŁtorka blogaska go upersonifikowała, to nie może być przypadek.
I czym jest ten „opuszek”?

Od aŁtorki:
Łał. Napisanie takiego badziewia zajęło mi, aż tyle czasu.
Samokrytyka godna podziwu, ale będę obstawać przy tym, że zmarnowany czas mogłaś poświęcić na naukę zasad interpunkcji.

A nawet jeśli tak jest, jeśli już go straciłam, zyskałam jeden dzień szczęścia.
Laporta już zaciera ręce.

Niebo usłane było milionami migoczących gwizd.
Wszystkie gwiazdy zaczęły wygwizdywać melodię Księżycowi. Saturn wystukiwał rytm na swoich pierścieniach.

Olaya siedziała na brzegu swojego łóżka, po raz kolejny obiecując sobie, że łzy, które właśnie ociera są jej ostatnimi. 
Nie miała już wystarczająco funduszy na budowanie im kolejnych luksusowych domów. Obecnie cierpiała na niedobór szczęścia.

 Przysięgam, że od dziś, od tej chwili będę szczęśliwa.
„Popieram, kochanie” - odparł Laporta i zaczął obliczać, ile mu to przyniesie zysku.

Nigdy więcej nie będę płakać przez kogoś kto nie jest mnie wart - łzy nieprzerwanie spływać po jej bladych policzkach.
Narzekając, że nie ma już dla nich wystarczająco dużo mieszkań.

Patricia González - pomyślała.
To właśnie ją obdarzył swą miłością. To przez nią go straciła.
- Muszę o nim zapomnieć. Muszę do zrobić dla siebie i dla niego - powiedziała do gwiazd. 
„Always look on the bright side of Moon” - zanuciły.

Witaj Olayo - usłyszała w słuchawce donośny głos swojego ojca.
- Tatuś - rzekła wesoło, a twarz od razu nabrała uśmiechu.
Gdyż marzyła o zaszczytnym tytule przodownika pracy.

Gerard - powiedziała ciacho, muskając oddechem jego usta.
Pique miał dość ciągłego przezywania go „ciachem” i postanowił zmienić płeć.

Usiadła na brzegu łóżka i z niecierpliwością zaczęła wystukiwać rytm obcasami butów.
Saturn ochoczo się dołączył.

Czego się napijecie? - zapytał Valdes, wołając gestem ręki kelnerkę.
- Piwo - powiedział Busquets.
- Ja też - dodał szybko piłkarz. 
Trafna obserwacja – Busquets to nie piłkarz. To bardzo utalentowany aktor.

Jego aksamitny głos uderzył w nią ze zdwojoną siłą, a oddech był bardziej przyśpieszony.
Był tak silny, że powodował dziwne potworki językowe.

Poczuła na swoim ramieniu delikatne muśnięcie ciepłej dłoni. Przekręciła lekko głowę w stronę chłopaka. Jego dotyk wywołał u niej żar pożądania, któremu zawsze się poddawała.
Villi znowu ktoś rozżarzył dłonie. To nie powinno być przypadkiem karalne?

odebrała zamówienie i z tacą pełną szklanek, wypełnionych różnym płynem udała się do stolika.  
Różny płyn to miejscowe określenie na drink?

 Będzie trudniej niż myślałem - pomyślał.
To jest durniejsze, niż mi się wydawało – zdało się Tuśce.

Każdy z osobna miał już na kącie (pewnie rozwartym) kilka szklanek piwa, prócz niego.
- Przyjechałem samochodem. Nie mogę - powtarzał.
Mustangi są bardzo agresywne, gdy dosiada ich człowiek pod wpływem alkoholu. Ciekawi mnie tylko, dlaczego nazwał konia „Samochód”.

Szybciej. Ruszasz się jak żółw.
- Trzeba było mnie nie podkuwać gumą – parsknął ze złością Samochód.

Co!? - krzyknęła wypluwając całą wodę z buzi na mężczyznę, siedzącego na wprost niej. - Jejku! Przepraszam. Nie chciałam - odstawiła szklankę po czym delikatnie wytarła twarz chłopaka. 
Opluła mężczyznę i przeprosiła chłopaka? To była jakaś woda wiecznej młodości?

Olaya! Zaczekaj! - krzyknął. - O kim ty mówisz? - chwycił ją za ramię i odkręcił w swoją stronę.
Aż wykręcił jej ramię ze stawu.

Kocham cię - wyszeptał i złożył na jej ustach pocałunek.
W ofierze.

 Tylko prawdziwa miłość i silne więzy pomogą nam przejść przez życiowe burze.
Pamiętajcie, moi mili – jak idzie burza, koniecznie się zwiążcie. I to silnie.

Zerwała się z łózka i po raz kolejny wciągu tygodnia, wylądowała nad toaletą. 
Hej, ja nie mam toalety koło łóżka! W sumie to całkiem praktyczne... *rozważa remont pokoju*

 Niektórzy jednak chowali się, by uniknąć promieni gorącego słońca.
Promienie gorącego Słońca są bardzo agresywne, w przeciwieństwie do promieni Słońca zimnego.

Ale pamiętaj Olayo. Nie wszystko się skończyło. To nadal siedzi w tobie. I uwierz mi, kiedyś się ujawni,... bo to nie minęło.
Prędzej czy później Obcy wyskoczy z jej jamy brzusznej.

Na buzi czuła promienie słońca,
Ale zimnego czy gorącego? Bo to dość istotne.

Powiedzmy, że trochę się zagalopowałam - spojrzała na chłopaka, odgarniając kosmyk włosów.
Zbyt dużo czasu spędziła na Samochodzie.

 Pójdę już - wstał z miejsce po czym złożył na policzku dziewczyny całusa.
To pewnie jakieś rytualne składanie ofiar bogu Słońcu. Tylko któremu?

 Olaya! Wstawaj! - dało się słyszeć krzyki Rocio.
- Co ty tu robisz? - zapytała z przymrużonych powiek.
Przymrużone powieki bardzo nie lubią, jak się na nie krzyczy.

Olaya Laporta i Gerard Pique znów razem, przeczytała w myślach.
- To jakaś bzdura. On mnie pocałował w policzek.
A konkretniej złożył tam całusa ku chwale boga Słońca!

Pocałował mnie w policzek.
- Masz mnie za jakiegoś debila!? - krzyknął.
„Ja dobrze wiem, że odprawiacie wspólnie pogańskie rytuały!”

Idiota, skarcił się w myślach. A po chwili usłyszał tylko dźwięk tłuczonego szkła.
O borze! Całe szczęście, że nie pękła żadna bańka mydlana!

"Szpital. Miejsce tak bardzo przygnębiające. Ściany pokryte białym kolorem farby
Zupełnie jakby w mieszkaniu boChaterki każda ściana była różowa w zielone groszki.

Ludzie bojący się o swoich bliskich, którzy mają poważną operację lub tylko rutynowe badania.
Mnie strasznie przerażają bliscy, którzy mają rutynowe badania. Wyglądają podejrzanie, gdy idą oddać mocz na posiew...

Przykro mi - spuścił lekko głowę, zaglądając w kartę pacjentki. - ale nie mam dobrych wieści. Wykryliśmy u pańskiej córki nowotwór kolana. 
Z przerzutami do pięty i przegrody nosowej.

Ale da się to jakoś wyleczyć? - spytała blondynka. 
- Niestety nie. W tak zaawansowanym stadium nie jesteśmy w stanie nic zrobić.
- Zaawansowanym stadium?
- Nastąpiły przeżuty na inne części ciała. 
Uff, jak dobrze, że nie przerzuty! Mimo wszystko, to przykre, że ktoś przeżuł jej inne części ciała.

A jeśli sobie poradzi i wytrzyma?
- Przykro mi, ale nawet wtedy jeśli się uda - zawiesił głos - dajemy jej dwa góra trzy miesiące życia.
Z nowotworami kolana nie ma żartów, płuca i mózg to pikuś przy istotności funkcji kolan dla zachowania człowieka przy życiu.

Niestety nie zdołaliśmy także uratować dziecka.
- Dziecka? - spytali jednocześnie. 
- Tak. Olaya była w czwartym miesiące ciąży. 
Ja bym się cieszyła, Ridley Scott już nam pokazał, co by się wyprawiało, gdyby takie „dziecko” jednak się „urodziło”.

Schował twarz w dłoniach po czym powoli zaczął osuwać się na ziemie.
Z tego wynika, że to reakcja lekarza. Biedny, nigdy nie widział tak poważnego nowotworu stawu kolanowego.

Łzy nieprzerwanie zaczęły spływać po bladych pliczkach.
Te policzki muszą być już bardziej zasiedlone niż Mexico City.

Mówiłem Olayo. Nie wszystko się skończyło. A teraz zaśniesz ze świadomością, że wypełniłem to co było mi dane. 
Bez zbędnego przedłużania – boChaterka po wyczerpującej walce z rakiem kolana umiera. O mój borze, to prawie tak smutne jak płacząca foka.

0 komentarze:

Prześlij komentarz