#22 - Gerard Pique i opony zimowe, cz.1

|
Mamy już astronomiczne lato, ale to wcale nie oznacza, że nie możemy pomyśleć o zabezpieczeniu samochodu na trudne, zimowe czasy. Środkowy obrońca reprezentacji Hiszpanii doskonale o tym wie, dlatego pomoże nam w doborze najlepszych łańcuchów na nadchodzącą śnieżną zimę. Ponadto w tym opku czekają nas niespotykane momenty, kucyki i kucharze lubiący przekąsić czasem ludzinę.
Indżojcie, póki Euro trwa!

PLUS GRATIS: Na trójmiejskich przystankach pojawiły się ogłoszenia dotyczące korepetycji z seksu.
Fabregas...




 – … I zapewniam was, że jeżeli nie pokażecie pełnego profesjonalizmu i dowiem się, że któreś z was poszło do łóżka z piłkarzem, od razu dostanie wymówienie – powiedziałam z groźbą w głosie. 
Oho. Ktoś tu dobrze zna opka.
[Myślę, że nie będzie to wielkim spoilerem, jeśli napiszę, że powinna wręczyć wymówienie sama sobie?]


            Rozejrzałam się po załodze mojego hotelu (ahoj!) i zauważyłam, że nasz kierowca Igor uniósł rękę.
Wyjątkowo szybko przechodzimy dziś do zagadki dla czytelników.
„Nasz kierowca Igor” w rzeczywistości jest kierowcą:
a) hotelu?
b) załogi (ahoj!)?
c) szalikowców-radarowców?
d) boChaterki mówiącej o sobie w pluralis maiestatis?
Nagroda główna za prawidłową odpowiedź to tygodniowy pobyt w hotelu Godlewskiej z Pique!


– Tak, Igor? – spytałam, zdając sobie sprawę z tego, iż nie ma on zamiaru powiedzieć niczego poważnego.
            – Tak tylko hipotetycznie – uśmiechnął się – jeżeli nie pójdzie się do łóżka, a po prostu…
            – Możecie wracać do pracy, dziękuję – ucięłam chłopakowi, unosząc przy tym dłoń w odpychającym geście.
Możemy tylko snuć przypuszczenia, cóż to mógł być za gest.

Odwróciłam się na obcasie z zamiarem udania się do swojego biura i ostatecznego sprawdzenia wszystkich spraw związanych z przyjazdem kadry hiszpańskiej, która miała zawitać w Rialto późnym popołudniem. Zawodnicy oraz ich przełożeni zaplanowali długi, bo aż dwutygodniowy pobyt we Wrocławiu.
Pozazdrościli Niemcom kolonii, a że z Wrocławia najbliżej w góry...

 A wszystko to, by odpowiednio się przygotować i godnie rozpocząć Mistrzostwa Europy.
Jest taka niepisana zasada – nie możesz grać na Euro, jeśli wcześniej nie przejechałeś tramwajem koło Hali Ludowej. True story.

Nie byłam z tego powodu zadowolona. Od innych właścicieli wiedziałam do czego zdolni byli Hiszpanie, szczególnie po ich wygranej w RPA.
Johannesburg do tej pory nie otrząsnął się po „tańczymy labada” w wykonaniu Puyola i del Bosque.

Jednak menadżer, Alicja, przekonała mnie, iż możliwość bycia hotelem dla drużyn UEFA, było idealną promocją. 
BoChaterko, jeśli hiszpańscy piłkarze składają u ciebie, ekhm, wizytę, to nie oznacza jeszcze, że jesteś dla nich hotelem. Choć przyznam szczerze, że eufemizm dość zgrabny.

Szczególnie, że Rialto nie miał jeszcze tak dobrej reklamy, a we konkurencja we Wrocławiu nie spała. W związku z Euro wybudowano między innymi dwa Hiltony oraz Platinum Palace – miasto przeżywało swój czas rozwoju.
Dwa Hiltony, siedem salonów Ferrari, a sklepów Chanel jest tam już więcej niż Biedronek. Tylko tego Dworca Głównego coś skończyć nie mogli...

– Masz jeszcze jakieś inne ważne pytanie? –  zwróciłam się do Igora, gdy ten zrównał się ze mną, a następnie zawadiacko uśmiechnął i przeczesał dłonią włosy.
            – Tylko dbałem o dobro Kubusia – wytłumaczył.
            – A ja już się bałam, że tobie też udzieliła się ta atmosfera i zaczęły ci się podobać nagie torsy…
            – Karolina, przecież wiesz, że wolę twoje…
”Twoje torsy są takie umięśnione...”

 Spojrzałam na zegarek. Była w pół do pierwszej (godzina taka była), a piłkarze mieli planowany przylot o szesnastej. Igor na pewno nie musiał nikim się zajmować, a ja mogłam się wyrwać na godzinę.
To wygląda jak zadanie matematyczne z pierwszej klasy podstawówki. ”Ile godzin zostanie Karolinie od lunchu z zakochanym w niej podwładnym do pierwszego spotkania z Tró Loff na lotnisku?”

Pomimo, że blondyn miał za sobą nieciekawą przeszłość, w tym nieskończone studia i narkotyki, mogłam mu zaufać. Bo ludzie się zmieniają. Poza tym był cholernie przystojny i dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie.
Myślę, że tajemnica zaufania kończy się na „był przystojny”.

Westchnęłam, poczym założyłam na oczy okulary przeciwsłoneczne i zaczekałam, aż Igor otworzy mi drzwi pasażera.
”Dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie”, ale swoje miejsce musi znać! Nie ma spoufalania!

Chwilę później staliśmy już w oczywistych, wrocławskich korkach.
Były bardziej oczywiste czy bardziej wrocławskie?

Jestem strasznie zmęczona – jęknęłam, rozkładając nogi na materacu w Osyako.
O nie, a Migelito zabrał swój Porn Alert!

– Nie widać tego po tobie – powiedział ze szczerością w głosie. – W hotelu każdego obdarzasz uśmiechem.
            – To moja praca – mruknęłam.
”Po czym zdjęłam różową perukę i czerwony nos i zaczęłam zmywać makijaż klauna”.

– Szkoda, bo teraz nie odpoczniesz – rzekł, siadając na materacu.
            Oparł się o ścianę i przełożył sobie moje nogi przez jego, poczym (drugi raz – to nie literówka) zdjął niebotycznie wysokie obcasy, które nosiłam tego dnia i zaczął masować me stopy.
*naprędce wycina czerwony kwadracik*

Całe szczęście, że jest Alicja i trzyma wszystko w ryzach. To najlepszy menadżer, jakiego poznałam.



Tak. Miałam dwadzieścia osiem lat, hotel w spadku po ojcu (który przedwcześnie podzielił majątek [tzn. zanim umarł? To chyba normalne]), żadnego mieszkania, ani nawet samochodu i rodziny.
O matko! Nawet samochodu! Wstydź się!

 Znów zamknęłam oczy, ale poczułam, iż Igor zaprzestał masażu, więc otworzyłam je. Spojrzałam na niego pytająco.
Zły niewolnik, nie dostać kiełbasa!

Wyciągnął w moją stronę swoją rękę, a kiedy ją chwyciłam, przyciągnął mnie do siebie. Przełożyłam przez niego jedną nogę i spojrzałam mu prosto w oczy.
Zaczyna się - blogaskowa kamasutra. *przykleja starannie kwadracik na ekran*

Uśmiechnął się, a ja chwyciłam jego twarz w swoje dłonie i delikatnie go pocałowałam.
            – Wróć na studia, pomogę ci – szepnęłam.
”Zrobię ci ściągi”.

            Nawet nie zauważyliśmy, kiedy kelnerka przyniosła nasze dania.
Kelnerka z pewnością dokładnie zapamiętała pozycję Karoliny i Igora – na coś takiego nawet Fabregas by nie wpadł.

 Spóźnieni o niecałą godzinę wyszliśmy na uliczny skwar. Cała Świdnicka była zakorkowana i zwątpiliśmy, czy zdążymy na przywitanie piłkarzy. Stanęliśmy przy samochodzie, patrząc z niesmakiem na sznurek samochodów stojących w miejscu. 
Dobra, ja wiem, że Wrocław ze względu na budowę głównych arterii jest wiecznie zakorkowany – ale u licha, działają tam przecież światła, jest jakiś ruch! To jest centrum miasta, na bora!

– Coś nie tak? – zapytał Igor, widząc moją nietęgą minę.
            – Mój znajomy, który pracuje na lotnisku, napisał mi właśnie, że przylecieli wcześniej i wsiedli już do autobusu.
Godlewska ma wtyki w całym Wrocku. Uważaj, Pique, na twoim miejscu rozejrzałabym się dokładnie po łazience, zanim weszłabym pod prysznic.

Oparłam łokcie o samochód i jeszcze raz omiotłam wzrokiem korek. Wtedy moje spojrzenie napotkało nadjeżdżający tramwaj.
*włącza romantyczną muzyczkę*

W ostatnim momencie wskoczyłam do drugiego wagonu i łupem szczęścia znalazłam w portfelu bilet.
Ciekawe, komu to szczęście ukradła.

Po kilku minutach byłam już przy hali targowej, z której szybkim krokiem przeszłam na bulwar Włostowica.
Topografia stolicy Dolnego Śląska dla zielonych.

Kiedy znalazłam się przy katedrze, mogłam już zauważyć dwa wielkie autokary i stojących przy nich mężczyzn, ubranych w eleganckie, jednakowe garnitury. 
Aaa, wycieczka z Niemiec (kto był przy wrocławskiej Katedrze, ten wie, o czym mówię)! Tylko dlaczego mają garnitury, a nie kurtki turystyczne i wielkie plecaki?

Wchodzili już do środka wielkiego holu, kiedy się z nimi zrównałam.
Skoro byli przy Katedrze, to raczej do nawy głównej wchodzili. Chyba, że ich arcybiskup na mszalne zaprosił.

 I wtedy go zobaczyłam. Jedno spojrzenie w głąb niesamowitych, niebieskich oczu. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś takiego. W moich uszach zapanowała błoga cisza, a budynki wokół mnie rozmyły się, tworząc swobodne wzory.
I tu powstaje pytanie: czego dosypała jej kelnerka do obiadu?

Zorientowałam się, iż on również musi to przeżywać.
”To polskie żarcie nigdy mi nie służyło”, pomyślał Pique.

Omiotłam wzrokiem jego twarz, szlachetną z kilkudniowym zarostem. 
Gerard Pique herbu Boenisch.

Mężczyzna nagle wyciągnął lewą rękę w szarmanckim geście, by mnie przepuścić. Zwróciłam swoje oczy na buty i zrobiłam jeden krok, poczym znów na niego spojrzałam. Rzuciłam wdzięczne gracias.
I przepraszające perdón.

Kiedy weszłam do ogromnego holu, w środku było już kilku piłkarzy. Większość z nich siedziała na kanapach, zadowoleni z brylujących wokół nich kelnerek z przekąskami.
Kelnerki podawały przekąski w tak zachwycający sposób, że lada moment czeka je transfer do Gesslerów.

– Karolina Godlewska, jestem właścicielką tego hotelu – przedstawiłam się po hiszpańsku.
            Całe szczęście, że spędziłam roczną wymianę w Hiszpanii, a dokładniej w Madrycie, kiedy jeszcze studiowałam.
            – Vicente del Bosque – odpowiedział i potrząsnął moją dłonią.  – Jak to dobrze, że mówi pani po hiszpańsku.
            – I zapewne wychwala teraz nowy dialekt angielski, który wymyślił – mruknęła pod nosem Alicja w ojczystym języku.
Co?! Czy ktoś może mi wyjaśnić sens tego wtrącenia? Mam wrażenie, że aŁtorce przypadkowo wcisnął się Ctrl + V.

Kiedy czekaliśmy na windę, trener obrócił się i pogroził komuś palcem. Podążając za jego wzrokiem zobaczyłam, że del Bousque wymieniał spojrzenie z tym piłkarzem, z którym chwilę wcześniej przeżyłam niespotykany moment .
Pique powinien zakładać klapki na oczy, skoro pierwsza lepsza kobieta, na którą spojrzał, przeżywa z nim „niespotykane momenty”.

 Mężczyzna szeroko się uśmiechał, pokazując przy tym idealny rząd górnych zębów (dolny stanowił koszmar ortodonty), trzymając niższego piłkarza za szyję. Ten po sekundzie uwolnił się z jego uścisku, poczym (czym?) go odepchnął i odbiegł.
            Dzieciaki.
            – Kiedy razem się dobiorą… – westchnął del Bosque, na co jedynie sztucznie się uśmiechnęłam.
- ...do boChaterki jakiegoś opka – kontynuował trener – to święte zBoże nie pomoże. Ciągle te niespotykane momenty.

 – Mam nadzieję, że podróż minęła bez problemów – zaczęłam rozmowę.
            – Tak, zebraliśmy się szybciej niż się spodziewaliśmy – pokiwał głową. – Do tego policja eskortowała nasze autobusy przez miasto i w dwadzieścia minut byliśmy na miejscu.
            Otworzyłam oczy ze zdziwienia. Eskortująca piłkarzy policja? Tylko w Polsce.
Policja eskortowała nie piłkarzy, a Pique – gdy dziewczyny się dowiedziały, jakie momenty można przeżyć, gdy on na nie spojrzy, rzuciły się jak analizator na blogaska.
[Tylko w Polsce? 0:42, nie dziękujcie].


Na pewno już pan zauważył, że hotel jest do waszej dyspozycji przez cały, dwutygodniowy okres pobytu. Przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Czyli mają lepsze warunki niż Niemcy, którzy musieli wracać przed dwudziestą drugą, bo zaczynała się cisza nocna w obozie.

Czy oprócz wytycznych, co do jadłospisu i rozkładu dnia piłkarzy ma pan jakieś zalecenia, prośby?
            – Tak. Żadnych kobiet do towarzystwa – rzekł twardo.
A co z mężczyznami?

  – Może pokaże pani drużynie hotel? Zanim wyjdziemy zwiedzać? – poprosił.
”Chłopcy bardzo chcieliby zobaczyć Panoramę Racławicką. Jutro pojedziemy do aquaparku, ucieszą się”.

Zeszliśmy znów do holu, mijając po drodze rozgaszczających się piłkarzy. Każdemu z nich trener nakazywał zejść na dół, a oni wbrew (słownikowi) mojemu zdziwieniu robili to bez najmniejszego mrugnięcia okiem lub zawahania.
- Xavi, myślisz, że zobaczymy zoo?
- Chciałbym, Andres, mają tu podobną całą rodzinkę niedźwiedzi!
- Łaaał!


Stanęłam obok Kuby, który wdzięcznie uśmiechał się do piłkarzy. Chwycił mnie za ramię i mruknął pod nosem „dzięki”. Chwilę później stanął przede mną ten sam mężczyzna, którego wcześniej trzymał niebieskooki.
...ciemnowłosy, bladolicy...

– Witamy w hotelu Rialto – uśmiechnęłam się promiennie.
            – Buenos dias – odpowiedział, również zaszczycając mnie uśmiechem.
Zaraz! Godlewska mu powiedziała po polsku, a on zrozumiał lub nie i zaczął nadawać po hiszpańsku? AŁtorko, motasz się.

Nagle zapanowała dziwna cisza, ponieważ wciąż czekałam, aż brunet poda swoje nazwisko.
Naczytała się opek o Szmalu...

Piłka nożna naprawdę mnie nie interesowała. Wciąż się uśmiechając obróciłam nieco głowę, na znak, że go słucham. On zrobił to samo i jeszcze zmarszczył czoło.
– Wszyscy oczekują, że znasz ich nazwiska – szepnął do mnie niezauważalnie Kuba.
            Oczywiście.
            – Pańska godność – rzekłam jak najmilszym tonem.
            – Fabregas. Francesc.
- Ach, czytałam pańską książkę! Mogę prosić o autograf na pierwszej stronie? Najlepiej z dedykacją!

  – Co powiedział recepcjonista?
            – Że jest pana wielkim fanem, panie Fabregas – wyjaśniłam, powstrzymując się od śmiechu.
            – Dżienkujej – zwrócił się do Kuby Hiszpan, wywołując u niego głębokie westchnięcie.
            Kuba był już cały do jego dyspozycji.
A to wszystko przez to, że del Bosque nie wspomniał o mężczyznach do towarzystwa...

 Zapamiętałam jeszcze kilka nazwisk w tym Pedro, Hernandez, Alonso i Torres. Wszyscy byli wyjątkowo mili i pozytywnie nastawieni. Na jakiś czas zupełnie zapomniałam o wszystkim, co o nich słyszałam.
Zaraz, jak to było... „Piłka nożna naprawdę mnie nie interesowała”.

– Cisza! W tym hotelu spędzimy najbliższe dwa tygodnie. Macie tu wypocząć, by w jak najlepszej formie rozpocząć Mistrzostwa i obronić tytuł. Właścicielka hotelu …
            – Karolina Godlewska – przedstawiłam się na, co kilku piłkarzy kiwnęło głową.
            – … oprowadzi nas po budynku, by żaden z was się nie zgubił, panowie.
A jeśli już się będzie gubił, to niech to będzie gubienie kontrolowane – w gabinecie właścicielki.

– Hotel jest naprawdę prostego rozmieszczenia, więc zgubienie się w nim jest awykonalne – wtrąciłam miękkim głosem.
            – Nie zna nas pani – powiedział szatyn z idealnym kucykiem.


Przed wejściem zatrzymałam grupę, by dopowiedzieć kilka słów.
            – Za tymi drzwiami…
            – Przepraszam – przerwał mi któryś z piłkarzy. – Trenerze, Piquénbauer (bitch, please) i Fabs się zgubili.
Szybcy i wściekli!

            – A nie mówiłem? – powiedział głośno szatyn z kucykiem i wszyscy parsknęli śmiechem.
Kucyk zarżał cicho z radości.

Kiwnęłam głową i spojrzałam ukradkiem na zegarek. Było już grubo po siedemnastej. Wyjrzałam przez szklaną ścianę na zewnątrz. Nieba wciąż nie pokrywała ani jedna chmura, a słońce powoli słabło na swej sile. 
- Już mam niewiele wodoru na składzie, dłużej nie wytrzymam! – zawyło żałośnie.

Przez myśl przeszedł mi Igor i jego niezadowolenie, kiedy usłyszałam, że wysłany Iker powrócił.
You've got one new Iker Casillas.

 – Wspaniale, że zaszczyciliście nas swoją obecnością – wtrącił del Bousqe
- Muszę koniecznie coś zrobić z tymi wędrującymi literami w moim nazwisku – dodał.

 – Jak zaczęłam, za tymi drzwiami znajdują się basen, siłownia, sala bilardowa, klubowa i biblioteka. Z każdego z tych pomieszczeń możecie korzystać o każdej porze dnia i nocy. Obsługa hotelu jest do waszej dyspozycji dwadzieścia cztery godziny na dobę. Myślę, że w środku poradzicie już sobie sami.
*dziękuje borowi, że nic nie piła w trakcie lektury* W środku tej obsługi?

Jakieś pytania?
            – Czy wszystkie piękne Polski mówią po hiszpańsku? – zapytał ów żartowniś w kucyku.
- Nie, tylko Małopolska – odpowiedziała Godlewska.
[Damn, aŁtorko, w kucyku?!]


Obawiam się, że nie – uśmiechnęłam się. – Ale jestem pewna, że będą wprost oczarowane angielskim z waszym hiszpańskim akcentem.
Ok, idiotas, say something nice or I will kill you!

komcio pod notką:
Kochana, jeszcze chwila a zostaniesz "miszczem" komizmu sytuacyjnego ;)
To był już Element CHÓmorystyczny? Nie mówcie, że to scena z Fabregasem...

Za oknem panowała wspaniała pogoda, a że było jeszcze wcześnie, spokojnie można było wyjść na zewnątrz.
Im później, tym niebezpieczniej wychodzić na świeże powietrze – wzrasta ryzyko zawału serca i potknięcia się o nierówności na chodniku.

Włożyłam więc dokumenty pod pachę i wzięłam w dłonie spodek z kawą.
Picie z filiżanki lub kubka to pełen mainstream, wszyscy ludzie tak robią. Co innego kawka prosto ze spodeczka.

 Zeskoczyłam z krzesła, by przejść do ogrodu, gdy nagle się z kimś zderzyłam.
Blogaskowe wojny – Imperatyw kontratakuje.

– Najmocniej cię przepraszam – usłyszałam, kiedy przyklęknęłam, by zebrać mokry papier.
            Spojrzałam przed siebie i poczułam nagły przypływ gorąca. Już znałam jego nazwisko – Gerard Piqué.
Upersonifikowane zimno nazywa się Kimi Räikkönen.

– To ja nie uważałam – odrzekłam, poczym (foczym?) zwróciłam się do Antka. – Daj mi jakąś ścierkę, szybko to wytrę.
            Gerard zmarszczył czoło, kiedy chwyciłam w dłoń kawałek materiału.
            – Właścicielka hotelu myje podłogę?
A dwóch facetów stoi obok i sobie rozmyśla na ten temat. Szkoda, że nie zawołali jeszcze kolegów.

 – Wyciera – poprawiłam go. – Rozlałam, to sprzątnę – wytłumaczyłam z uśmiechem, jak małemu dziecku.
            – W takim razie – przykucnął – muszę ci pomóc, bo stało się to przeze mnie.
Już jutro w nowym wydaniu Faktu: „Gerard Pique ze szmatą – oboje trzymają ścierki!”

– Co za wstyd… – wyszeptałam zgorszona w ojczystym języku.
            – Proszę?
            – Mój gość wyciera podłogę – odpowiedziałam mu.
            – Nie gość, tylko Gerard – uśmiechnął się szeroko. – Gerard Piqué.
            – Karolina Godlewska – odwzajemniłam uśmiech i miałam mu podać rękę, lecz kiedy na nią spojrzałam, zobaczyłam, że była pokryta kawą. – Mam brudne dłonie – zawstydziłam się lekko.
            – Więc zrobimy to po hiszpańsku.
Matko borska, Gerard, opanuj dzikie żądze do sceny zagubienia w gabinecie! Muszę przecież pożyczyć Porn Alert!

  Gerard przysunął się do mnie, położył ciepłą dłoń na mojej talii i delikatnie pocałował mnie w policzek. Moje serce lekko podskoczyło.
I wykonało przewrót przez łuk aorty.

 – Miło mi cię poznać – wydusiłam z siebie i nagle przypomniałam sobie o swojej roli. – A czy jest coś potrzebujesz? W końcu tu przyszedłeś…
            – Ach tak! – Przyłożył palec do ust, jakby dopiero się zastanawiał, co powiedzieć, aż w końcu ponownie zabrał głos. – Dostaliśmy dzisiaj wolny wieczór i chciałem się zapytać, gdzie można wyjść nocą.
Mam nadzieję, że Niemcy tego nie czytają, bo z zazdrości odnaleźliby w drzewie genealogicznym hiszpańskich przodków...

Do klubu, tak? Mogę ci zapisać adresy najlepszych w mieście. Coś do pisania… Podasz mi swój telefon? – zapytałam, a potem wyczyściłam dłonie w jego ręcznik.
- Przepraszam, gdzie jest najbliższa apteka?
- Skręci tu pani w lewo, przejdzie dwieście metrów... Da mi pani numer telefonu?


 – Jasne – uśmiechnął się przepraszająco i podał mi urządzenie.
            Cicho parsknęłam, po czym pokazałam mu swój identyczny telefon.
            – Kocham go, ale strasznie mnie wkurza – wyznałam.
            – Najgorsze jest to, że jest najlepszy na rynku – Gerard wprost wyczytał mi w myślach.
            – Nie ma to jak niewolnicy Apple
Nie ma to jak fanbojskie akcenty na blogasku.
[Zaraz, skoro Pique ma ajfona, to co za problem wyszukać „najlepsze kluby w mieście”?]


W przejściu do restauracji stał Iker Casillas, ubrany tak samo jak Gerard w sportowy dres drużyny.
            – Nie chcę przeszkadzać, ale trener tak. Zbieramy się.
            – Już idę, mamciu – wymamrotał. –  Do zobaczenia – rzucił do mnie na pożegnanie.
            Zgięłam rękę w łokciu i wykonałam gest, przypominający machanie. Iker również uśmiechnął się do mnie
Nie chcę sobie wyobrażać tego uśmiechu, skoro przypominał on machanie.

[Okazuje się, że zalane kawą dokumenty był formularzami, które boChaterka musiała wypełnić, by otrzymać odszkodowanie za straty spowodowane powodzią. Aby to wyprostować, musi lecieć do Warszawy – strach się zapytać, gdzie hotel Godlewskiej został ubezpieczony]

Pobyt w Warszawie, okazał się dla mnie jeszcze większą katorgą niż zwykle. 
Taaak? A próbowałaś analizować to opko?

Wiedziałam, że przejazd taksówką po tym mieście nie był dobrym pomysłem, ale nie znałam miasta i wolałam nie ryzykować zgubienia się w metrze.
Przy rozbudowanej sieci warszawskiego metra, komunikacja miejska w Tokio wygląda jak diagram Feynmana dla dwóch elektronów.

Załatwienie spraw w firmie ubezpieczeniowej przebiegło bez problemów, choć oczywiście nie obyło się bez zmyślenia jakiejkolwiek historyjki o stracie dokumentów. Tak, czy inaczej wolałam nie rozpowiadać na prawo i lewo, że w moim hotelu mieszka cała kadra hiszpańska.
- Proszę pana, dokumenty zjadł mi pies.
- Niech się pani nie wygłupia, proszę powiedzieć szczerze, co się wydarzyło.
- No, dobrze... Gerard Pique zalał mi je kawą.
- Co ja mówiłem o wygłupach?!


Po spotkaniu zjadłam lunch z dobrą znajomą ze studiów, a kiedy miałam już zbierać się na lotnisko, zadzwonił do mnie menadżer Hiltona, który dowiedział się o mojej wizycie w mieście. Chciał przy kieliszku wina dowiedzieć się czegoś więcej o goszczeniu reprezentacji piłkarskich.
Sam, jako menadżer podrzędnego hoteliku, nie miał żadnego doświadczenia w goszczeniu ludzi sławniejszych niż pan Edzio spod sklepu.

 Położyłam się obok Igora, a głowę oparłam na jego ramieniu, którym chwilę później mnie objął. Przełączył  na Szkołę Przetrwania na Discovery i jak zawsze wpatrzył się jak zahipnotyzowany w Beara Gryllsa. Sama wciągnęłam się w program do czasu, kiedy nie zjadł wielkiej larwy, która rozprysła się po jego brodzie.
            – O Boże! – Wzdrygnęłam się.
            – Białko! Jemu smakowało. – Zaśmiał się z uwielbieniem.
Hohoho, dowcipne... Poza faktem, że proteiny same w sobie nie są żadnymi delicjami i dlatego zawsze towarzyszy im tłuszcz i/lub cukry, by w ogóle zwierzęta chciały je konsumować.

Kiedy byłam już gotowana na pokazanie się w hotelu, wyszłam z łazienki. Widok śpiącego Igora całkowicie mnie rozczulił.
Igor przez sen wyczuł aromat lekko podgrzanego mięsiwa.

  Tam dało się usłyszeć, że panująca cisza i spokój została przerwana powrotem piłkarzy z treningu. Kiedy zasiedli do obiadu, zapach potraw sprawił, że sama poczułam głód, więc udałam się do mojego pokoju, by obudzić Igora.
Czy słynna polska gościnność zakłada spożywanie gospodarza?

Ale kiedy znalazłam się w lobby, chłopak właśnie wychodził z windy.
            Ramię w ramię z Geradem Piqué.
            – Czemu mnie nie zbudziłaś? – Zapytał Igor z bolącą miną. – Jestem strasznie głodny.
            – Nie śmiem zaprzeczać – odpowiedziałam, patrząc na Gerarda.
Pique też podgrzali? Czy szef kuchni nie miał przypadkiem tytułu doktora psychiatrii?

 Kiwnął do mnie głową na przywitanie i szeroko uśmiechnął. Po chwili zniknął w restauracji, a ja zorientowałam się, że Igor zarzucił mi na ramię rękę i powoli wyprowadzał z hotelu.
...na zaplecze, gdzie dr Lecter ostrzył nóż.

 Po lunchu w rynku (na straganie w dzień targowy), poszliśmy do Renomy, gdzie uzupełniliśmy swoje garderoby (uzupełnili manę) – głównie z myślą o wyjeździe na festiwal. Gdy już wychodziliśmy z galerii, Igor nagle zapragnął kupić nową grę do PSP na podróż. Gdyby nie fakt, że kiedyś dał mi się pobawić tym urządzeniem, uznałabym to za totalną dziecinadę. W rezultacie sama ją kupiłam. 
Rozbierzmy ten akapit na czynniki pierwsze: Igor postanowił kupić Godlewskiej grę na konsolę, którą traktowałaby jako dziecinadę, gdyby nie spróbowała na niej zagrać, a ostatecznie Karolina kupiła ją sobie sama. Zasponsorowała sobie prezent. Łał.

Gdy wróciłam już sama do hotelu, brak fotoreporterów i cisza, wskazywały, że piłkarzy znowu nie było. Zjadłam w restauracji kolację i udałam się do swojego pokoju. Tam przebrałam się w brązowy, jedwabny t– shirt i obcisłe, białe spodnie, a na szyję założyłam masywne łańcuchy.


Chwila potrwała kilka godzin i zbudził mnie dopiero telefon  Igora. Obiecałam mu, że już wychodzę i poprosiłam, żeby za dwadzieścia minut wyszedł po mnie przed klub. I dobrze zrobiłam, bo z tego co zobaczyłam na miejscu, każdy chciał tam być.
            Igor, stempel na nadgarstku, kilka policzków, cosmopolitan i muzyka.
To chyba wiem, skąd ten Igor pochodził.
[Wiecie, że ta aŁtorka zaznacza akapit spacjami?]


Kiedy zobaczyłam mojego znajomego z liceum, przegadałam z nim dobre pół godziny, choć w szkole nie zamieniliśmy nigdy więcej niż pięć słów.
To taka gra – kto powie więcej niż pięć słów, przegrywa. Kobiety zwykle nie chcą w to grać.

Przerwał nam dopiero Igor, najwyraźniej znudzony kolejną nowopoznaną dziewczyną. 
Dziewczyna, która pochodziła z Nowego Poznania – jednej z miejscowości w Stanach Zjednoczonych.

Ruszyłam więc w kierunku kręconych, metalowych schodów na pierwsze piętro lokalu, prowadzona wzrokiem piłkarza. Ubrany w biały t– Shirt, szare spodnie oraz kapelusz i ze szklanką brandy lub whisky, nonszalancko opierał się o balustradę.
            – Witam ponownie – przywitał mnie, całując w policzek.
            Zaśmiałam się wciąż otumaniona alkoholem.
            – Który to już raz na siebie wpadamy?
            – Minimum trzeci
Dobra statystyka, jeszcze tylko blogaskowa joga i osiągniecie szczyt wypaśności.

Spojrzałam na niego i zobaczyłam Cesca Fabregasa z Carlosem Puyolem rozmawiających z jakimiś dziewczynami przy stoliku.
Jak myślicie – Pique jest przezroczysty czy raczej działa jak lustro?

– Mimo wszystko, to kolejny, duży zbieg okoliczności.
            – Pierwszy – poprawił mnie, a widząc moje pytające spojrzenie, wyjaśnił. – Wczoraj przy barze nie sądziłem, że masz takie energiczne ruchy.
            – Nawet nie chcę wiedzieć, co cię tam powiodło– rzekłam, śmiejąc się.
            – Przyznaję, że sam dokładnie nie wiedziałem, co robiłem. Ale chyba zadziałało.
To takie dziwne, gdy boChaterowie opka rozmawiają o Imperatywie Blogaskowym...

 – Możecie tak szaleć? Pić i Bóg wie co jeszcze, teraz kiedy macie obronić tytuł? – Zdziwiłam się.
            – Nie szalejemy. Uwierz mi – a kiedy spojrzał na szklankę, westchnął. – Tę brandy męczę już godzinę.
Upija po kropelce na minutę, zanim alkohol zadziała, Gerard już zdąży wytrzeźwieć.

 Dwoma łykami opróżniłam swoją szklankę, poczym chwyciłam go za rękę i zeszliśmy na parter. Przez chwilę znowu byłam pełna sił, lecz po pewnym czasie po prostu oparłam czoło o jego ramię. Zaciągnęłam się jego zapachem i przejechałam nosem po szyi Gerarda. Kiedy nieznacznie się odsunęłam, delikatnie chwycił mój podbródek.
I mamy jogę.

Wtedy poczułam wibracje mojej komórki.
Jajowej?

Spuściłam głowę i wyciągnęłam telefon z kieszeni, przypominając sobie o alarmie.
Migelito ustawił jej Porn Alert w telefonie!

  – Muszę już iść – przeprosiłam go, krzycząc do ucha.
            Spojrzał na mnie zawiedzionymi oczami.
            – Nigdy więcej nie udawaj Kopciuszka.
            Zdjęłam z szyi jeden z łańcuchów, chwyciłam jego rękę i złożyłam go na niej.
            – Taka formalność– rzuciłam na pożegnanie.
”To na wypadek, gdyby nagle spadł śnieg. Wiesz, Polska leży na dalekiej Północy i nawet w czerwcu zaglądają do nas niedźwiedzie polarne”.

 Potem już Igor niósł mnie na barana przez Dworzec Główny i ciągnął za sobą walizkę.
W kontekście zainteresowań kulinarnych szefa hotelowej kuchni, niósł ją raczej na milczenie owiec.

 Igor miał rację. Wolałam nie rozkładać na czynniki pierwsze zachowania mojego, ani Gerarda.
A ja muszę...

[Do gabinetu Godlewskiej zagląda Torres i prosi ją o dyspensę na seks spotkanie z żoną, z którą ostatnio mu „się nie układa”]


– Rozumiem, że chodzi o romantyczny i niezapomniany wieczór?
            – Tak – uśmiechnął się w końcu. – Jesteśmy już razem jedenaście lat i niejedne takie chwile przeżyliśmy, ale chcę by wiedziała, że nic się nie zmieniło – że dalej ją kocham.
            Jego słowa sprawiły, że na moment przestałam myśleć o czymkolwiek. Nie sądzę, by ktokolwiek, kiedykolwiek mnie tak zszokował, jednocześnie powodując tak ogromny przypływ sympatii do niego.
            Fernando Torres stał się moim ulubionym sportowcem.
Bo chce zaprosić żonę na kolację przy świecach? Rozumiem, że fakt, jakim Torres jest piłkarzem, nie ma tu żadnego znaczenia?

 – Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by panu pomóc. Mam już kilka pomysłów, co prawda trzeba będzie trochę ponaginać… – mówiłam, gdy zadzwonił niespodziewanie mój telefon.
...stal. Klienci życzą sobie coraz bardziej fikuśnych nóg od stołów.

 Torres kiwnął przyzwalająco głową i odebrałam telefon.
            – Anka, zawsze dzwonisz do mnie raz na kilka lat, ze złymi wiadomościami, ale teraz nie mam na nie czasu. Spotkajmy się…
            – Oliwka nie żyje. Popełniła…
O BORZE, Oliwka nie żyje! Ta Oliwka, o której nie było mowy przez pięć rozdziałów i nagle dowiadujemy się, że popełniła! Tak nam przykro, Oliwko, nieistotna postaci epizodyczna, jest nam wszystkim strasznie żal.

            Zamknęłam za nim drzwi, o które od razu oparłam się plecami. Po chwili zorientowałam się, że siedzę na podłodze, a ktoś puka do drzwi. Zignorowałam to, wciąż zastanawiając się czy to, co powiedziała mi Anka przez telefon było prawdą. Musiałam to sprawdzić.
Czy Godlewska ma wgląd w dokumenty prosektoryjne wszystkich wrocławskich szpitali?
[Gdzieś trzeba składać zamówienia na zapasy do kuchni].


Przemknęłam szybko przez hotel, nie reagując na nic po drodze. Dopiero w recepcji zapytałam się, czy kierowca jest gdzieś w pobliżu. Okazało się, że siedział w samochodzie przed budynkiem. 
Igor pojechał do Berlina – ilu kierowców zatrudnia ten hotel? I po co?

 Na skrzyżowaniu dogoniłam autokar, który zazwyczaj widziałam pod Rialto. Stanęłam do niego równolegle na światłach. Doznałam dziwnego uczucia bycia obserwowanym, ale gdy tylko czerwień zmieniła się na pomarańcz, nacisnęłam na gaz. 
Przyznaję – sygnalizacja świetlna we Wrocławiu bywa dziwna. Ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam.

[Godlewska jedzie do mieszkania Oliwki, gdzie spotyka się z jej matką i przyjaciółką]


– Co się wydarzyło? – Zapytałam, ale kobieta nie zareagowała na moje słowa.
            – Oliwia zawsze siedziała w tym fotelu, a ty na skraju łóżka. Przynosiłam wam kawy albo kolację i jadłyście obok siebie przy biurku. Włączałyście muzykę, żeby zagłuszyć wasze rozmowy. Ale czasem i tak dało się słyszeć perlisty śmiech lub smutny szloch jednej z was…
- Dobrze, a czy mogłaby się pani streszczać? Czeka na mnie gorący hiszpański obrońca, sama pani rozumie.

            – Pojechała do Londynu na staż i wyskoczyła z okna swojego mieszkania.
O. I to jest odpowiedź.

 Spojrzałam na Patrycję, która opierała się o framugę drzwi. Nie mogłam uwierzyć, że pomimo wypowiedzianych przez siebie słów, wciąż zachowywała stoicki spokój.
            – Nigdy ci nie powiedziała o tych obrazach w jej głowie, gdzie przekłada nogi przez okno, siada na parapecie, a potem swobodnie spada?
To się nazywa wizualizacja - sportowcy to stosują przed zawodami. Jak widać, działa bez zarzutu.

 – Nie wiedziałaś?! Dopiero co przechwalałaś się jak to długo byłyście przyjaciółkami, a nawet nie zauważyłaś, że miała depresję. Gratuluję.
            – Myślisz, że możesz tu tak przychodzić i rozstawiać wszystkich po kątach?! – Wybuchła.
Niczym ta bomba, którą podrzuciłam aŁtorce, gdy ta odmówiła przyjęcia w podarku słownika języka polskiego.

– Nie miałaś z nią najmniejszego kontaktu od kilku lat i nagle chcesz uchodzić za jedyną, która znała naprawdę Oliwię i jej problemy.
            Przybliżyłam się na bliższą odległość do Patrycji, poczym spojrzałam jej głęboko w oczy i wysyczałam:
            – Przynajmniej moja ignorancja jej nie zabiła.
Nie wiem, kim była Oliwia dla Karoliny – aŁtorka nie raczy tego wyjaśnić, ale podejrzewam, że co najmniej bliską koleżanką. W takim układzie ona też wykazała się ignorancją. Prawdopodobnie o równie morderczych skłonnościach.

Poczułam piekący ból na policzku i usłyszałam ostry głos pani Gabrieli.
            – Dość! Patrycja opanuj się – powiedziała do niej, poczym zwróciła się do mnie. – Widzimy się pojutrze o trzynastej na cmentarzu.
”Załatwimy to jak prawdziwi mężczyźni”.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

O nie, nie było sceny z pocieszającym ją Pique, któremu zwierzy się z całego życia, sama nie wiedząc czemu! Moje życie jest niepełne.
Chciałam pokazać, jak reaguję na nową analizę za pomocą gifa, ale transfer mi się kończy i gif nie chce się zalinkować. Przepraszam. Sypię głowę popiołem i już nic więcej nie mówię.

PS. Dobrze, że z tą komórką to był porn alert od Migelita, bo przez chwilę obawiałam się, że to aplikacja "Menstrual Calendar" z przypomnieniem "Take a pill".

migelito pisze...

Tuśka, pożyczam Ci Porn Alert na wieczne oddanie. Lub do następnej wspólnej analizy :)

Prześlij komentarz