Mesut Özil i kolonie nad morzem, cz.2

|
Myśleliście, że występ w fazie pucharowej Mistrzostw Europy pociąga za sobą konsekwencje w postaci bardziej wymagających treningów i dokładnego przygotowania do gry? Skąd! To najlepszy czas, by zorganizować sobie kolonijne zabawy (z podchodami na czele)! Co poza tym? Dowiecie się, jak hoduje się brukowce i przekonacie się, że przy Joachimie Löwie Rudolf Höß wygląda jak dobry wujek.

Kiedy zszedłem do restauracji i usiadłem przy stole z moimi kumplami od razu poczułem, że coś jest nie tak. 
Mianowicie w hotelu nie było stołówki.

Dwaj zawodnicy niemieckiej reprezentacji, Mario Gomez i Mesut Özil, chyba zapomnieli, gdzie się znaleźli i po co przyjechali do Polski. Zdaje się, że Mistrzostwa Europy mają dla nich drugorzędne znaczenie, bo bardziej zainteresowani są urodą polskich hotelarek.
Hotelarz – osoba prowadząca hotel, właściciel hotelu. Jak już właścicielki muszą sprzątać, to naprawdę jest źle.

Dwójka piłkarzy została przyłapana przez fotoreporterów na romantycznych randkach już jeden dzień po zwycięskim meczu z Czechami…
Powinni odczekać chociaż trzy dni.

- Trener jest wściekły – przerwał Bastian. – Chyba będziecie mieli dzisiaj pogadankę.
- Nic nie zrobiłem. To nie była randka. Mieliśmy czas wolny, więc go wykorzystałem na zwiedzanie miasta.
Ale Jogi chciał zrobić podchody!

Chwilę po naszej rozmowie, w restauracji pojawił się Hans – prawa ręka trenera i zaprosił mnie oraz Gomeza do gabinetu Joachima. Miałem pietra, nie ukrywam. Dyscyplina jest bardzo ważna, a każdy występek jest srogo karany.
Chłosta to najmniejszy wymiar kary.

Jogi wskazał nam fotele naprzeciwko siebie. Był zdenerwowany, co tylko potwierdzał jego wzrok i malutkie zmarszczki w kącikach oczu.
To jak wściekły musiał być tutaj?

- Słucham… - powiedział i spojrzał na mnie.
- Trenerze, to nie tak jak trener myśli. To nie była randka.
”To nie tak, jak myślisz, kotku”.

Panowie, nie podobało mi się to, bo wydelegowaliście się z hotelu bez wiedzy przełożonych.
Jeszcze któryś by się zgubił i co Jogi by powiedział rodzicom?

Takie zachowanie jest kategorycznie zabronione i zapamiętajcie to na przyszłość. Mimo wszystko, muszę was ukarać, bo tego wymaga ode mnie Niemiecka Federacja. 
Wolfgang Niersbach zaleca co najmniej pięć razów dziennie profilaktycznie, w przypadku wybryków kary się zaostrzają.

Niestety mecz z Chorwacją obejrzycie w hotelowych telewizorach. Nie jedziecie z drużyną do Wrocławia.
Londyn tuż przed rozpoczęciem igrzysk stracił godność miasta-gospodarza względem Wrocławia. Nie wiem dlaczego, pewnie MKOl-owi podobało się zoo.

- Postanowiłem. Trenujecie normalnie z całą drużyną, ale na mecz nie jedziecie. Możecie odejść. Przygotujcie się do zajęć.
Czyżby okazało się, że to jednak obóz matematyczny?

 Jednak jesteśmy tu w pracy, przyjechałem wygrać złoto, więc powinienem przede wszystkim myśleć o drużynie.
Mesut Özil, syn Thraina, a wnuk Throra, Króla spod Góry.

I tak też zrobię. Moje kontakty z Wolą muszą zostać ograniczone.
”Od dzisiaj rozmawiam tylko z Pragą i Żoliborzem”.

Na treningu byłem nie do zatrzymania. Takiej determinacji nikt we mnie nie widział. Musiałem udowodnić trenerowi, że mi zależy.
”Siekłem gobliny jak natchniony”.

Drużyna wyjechała do Wrocławia z samego rana.
*spogląda nieufnie na kopiec za osiedlem* Samotna Góra?

 Ja i Gomez zostaliśmy w Dworku razem z jednym z trenerów
Zawsze musi zostać jakiś opiekun.

 musieliśmy wykonać przydzieloną nam pracę: godzinkę na siłowni i pół godziny na indywidualnych zajęciach z trenerem, a później już laba.
A karne szorowanie sedesów?

Od tej nieszczęsnej afery nie widziałem Wioli. Pytałem o nią Patrycję, która powiedziała mi, że dziewczyna pracuje, ale teraz znacznie częściej jest „na pokojach” Turków.
Aha, to tak się bawią...

 Jakoś mnie to nie dziwi, bo pewnie szefostwo hotelu też nie było zadowolone z poczynań swoich pracownic.
Jasne. Zwłaszcza, że to one prowadziły hotel.
[Może same się ukarały?]


Wieczorem hotel udostępnił wszystkim salę kinową, w której puścili mecz Niemcy – Chorwacja. Przyłączyłem się do chłopaków z reprezentacji Turcji i wspólnie dopingowaliśmy Niemców. 
Bo wszyscy Turcy kochają Niemców. Zwłaszcza, gdy dostają zasiłek.

 I właśnie wtedy zobaczyłem Wiolę.(...) Była zagubiona i zdezorientowana, ale po krótkim czasie posłała mi swój uśmiech, który momentalnie sprawił, że nad moją głową zaświeciło słońce, a na ekranie, drużyna w biało – czarnych strojach zaczęła cieszyć się ze zdobytego gola.
Ach, ta moc Mary Sue.

Wiem, że to moja wina. Nie powinnam była narażać cię na takie ryzyko. Czuję się okropnie, że przeze mnie nie pojechałeś do Wrocławia.
Nie martw się, Mesut, pokażę ci kiedyś zoo.

Rozmowa z Wiolą mnie załamała. Sam nie wiem, dlaczego. Z jednej strony byłem zawzięty, by ograniczyć kontakt i skupić się na drużynie, ale z drugiej strony, kiedy ona sama mi o tym powiedziała to coś mnie zakuło pod sercem.
Osobista śródpiersiowa kuźnia specjalnie dla Mesuta Dębowej Tarczy.

Skupiłem się na przygotowaniach do kolejnego meczu. Tym razem z Portugalią. Było to nasze być albo nie być w turnieju, ponieważ mieliśmy na koncie jedno zwycięstwo i jedną porażkę.
Niesamowite rzeczy się na tej Olimpiadzie we Wrocławiu dzieją.

Wiecie co… Jak dzisiaj wygramy to schleję się jak świnia – śmiał się Bastian.
Łapiecie dowcip? To mówi Schweinsteiger! Ha, ha, ha...

W jej wyglądzie było coś dziwnego. Nie była jak zawsze. Z twarzy zniknął jej śliczny uśmiech, chochliki w tęczówkach przestały tańczyć… 
Każdy się kiedyś zmęczy.

Od razu poczułem, że coś jest nie tak. A na dodatek te zaczerwienione oczy. Płakała. Wykorzystałem to, że w lobby panowało ogólne poruszenie oraz tłok i poszedłem za nią.
Coroczny zjazd lobbystów. Biedny rząd, nie ma ani chwili spokoju, każdy czegoś chce.

Wiola… Kurczę… Porozmawiamy na ten temat, ale teraz muszę iść. Wrócę dzisiaj w nocy.
*wyje* Eeeemiiigrowaałeem! Z objęć twych nad ranem!

Portugalia była trudnym przeciwnikiem i wiedziałem to już kilka minut po pierwszym gwizdku sędziego.
Większość ludzi wie to nawet przed gwizdkiem.

Mieli świetnych zawodników w obronie, których znam z klubu: Pepe, Carvalho, Coentrao… Nigdy nie chciałem stanąć naprzeciwko takiej defensywie. A jednak!
Ciekawe, kto losował grupy na igrzyska.

 I musiałem jakoś przez nich przejść.
Łatwiej byłoby obok.

Niby miałem łatwiej, bo znałem ich sposób gry, ale oni mieli równie łatwo, bo znali moje zagrania.
Czyli wszyscy mieli łatwo. I po co ten stres?

 Dzięki mojej szybkości i zwinności, kilka razy udało mi się wyrwać spod skrzydeł obrońców, ale jak na złość Gomez musiał mieć dzisiaj słabszy dzień i rozregulowany celownik.
Muszka mu się nie schodziła ze szczerbinką.

Ciężko to widziałem. Bo jak wiadomo, drużyna to jedenastu piłkarzy.
Kto usiadł na ławce? Obstawiam Bifura, Bofura i Bombura.

Jak to mówią komentatorzy i spece od piłki nożnej: „Mesut Özil to człowiek, który zawsze zachowuje zimną krew, ma wycięte nerwy”. 
*parsk* Chyba Gmoch tak uważa.

Chyba powinnam coś powiedzieć – zrobiła pauzę i zajęła miejsce naprzeciwko mnie. – Będę szczera. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, ale… zakochałam się.
Po jednej randce rundce po mieście.

Nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Przecież czułem to samo, ale nie wiem, czy powinna o tym wiedzieć. W końcu Mistrzostwa się kiedyś skończą, może już za cztery dni, a może za dwa tygodnie.
Platini ciągle się wahał, ile ma potrwać cała impreza.

Tej nocy już nie wyszedłem z jej pokoju. Zostałem i kochałem się z nią jak oszalały. Zupełnie jakbym robił to pierwszy raz od dziesięciu lat!
Zwłaszcza, że masz lat 24.

Wiola była niesamowita. Gorąca, namiętna i taka… dzika! Po prostu ognista kobieta!
Nie ma opisu seksu? Słabe to opko.

Teraz wiedziałem już na sto procent, że to, co mówił mi Gomez, kiedy wyszliśmy z gabinetu Jogiego, jest szczerą prawdą. Trener nie miał prawa mówić mi z kim i kiedy mam się spotykać!
Mesut wchodzi w okres buntu. Dziesięć lat za późno.

Obudziły mnie promienie słońca, które wpadały do pokoju przez duże okno. 
Rozciągały może mięśnie czworogłowe uda na twoim policzku?

– Kiedy się zobaczymy?
- Jak najszybciej. Szkoda, że tu wszędzie są kamery.
Jogi wszedł w rolę Wielkiego Brata.

Nie wszędzie. W ogrodzie jest takie miejsce, gdzie nikt nas nie znajdzie. Kojarzysz to miejsce, gdzie rośnie ta wielka wierzba?
*z nadzieją* Bijąca?

Po obiedzie od razu ruszyłem w miejsce wyznaczone przez Wiolę. Poprosiłem kolegów o krycie.
Hodowcy zwierząt z całego świata są z niego dumni.

Po drodze zerwałem jeszcze czerwonego tulipana i wręczyłem go mojej Polce, kiedy tylko stawiła się na spotkaniu.
”Moja Polka” - brzmi jak określenie dla sprzątaczki w krajach zachodnich.

 Pogoda była piękna. Wokół otaczało nas (dookoła i naokoło) mnóstwo fantastycznych zwierząt – ptaki, kaczki i łabędzie.
Kaczki i łabędzie to gady.

Hm… Wychowałam się z Gdańsku.
To taki Rumun.

 Mieszkam w tym hotelu, pracuję, a moją jedyną rodziną została Patrycja i Szymon.
- No właśnie… Kim on dla ciebie jest?
- To kolega z pracy, ale znamy się dłużej. Kiedyś kręciliśmy ze sobą, ale nic nie wyszło, bo zdał sobie sprawę, że woli facetów.
Czyli równie bezpieczny jak brat. Ale zakład i tak przegrałam.

 – Patrycja mi sporo mówiła o tym… Gomezie? Podobno go nie lubicie.
To nie tak, po prostu on jest… specyficzny. Jest starszy od większości chłopaków i to normalne, że nie może znaleźć z nimi wspólnego języka.
Gomez jest już sędziwym starszym panem, młodzicy tacy jak Lahm, Klose czy Schweinsteiger strasznie działają mu na nerwy.

Był późny wieczór, większość chłopaków szykowała się już do spania, a ja nie mogłem usiedzieć z podekscytowania. Byłem bardzo ciekawy, co tym razem wymyśliła moja szalona głowa.
Aha, czyli głowa sobie, a Mesut sobie. To wiele tłumaczy.

Śmialiśmy się w niebogłosy (to coś pokrewne gogłosom Koflera?), ale w pewnej chwili nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku i wówczas do naszych uszu doszły niepokojące odgłosy.
- Nie, panie Löw, nie widziałam żadnego niemieckiego piłkarza, ale zapewniam pana, że tutaj nikogo nie ma – mówił kobiecy głos.
Spojrzeliśmy z Wiolą na siebie z przerażeniem w oczach.
- To Patrycja – wyszeptała.
- I Joachim.
Jogi wyruszył na obchód – wspominałam, że cisza nocna to świętość.

W przeciągu jednej sekundy zebraliśmy wszystkie swoje rzeczy, które porozrzucane były wokół basenu i schowaliśmy się za filarem. 
Joachim się na pewno nie zorientuje, że woda jest wzburzona i dookoła basenu jest mokro.

- Widzi pan – kontynuowała Patrycja. – Cicho i głucho. Mówiłam, że tu nikogo nie ma.
- A czemu ta woda się kołysze?
*zachwycona* Jogi, ty myślisz!

Yy… To pewnie sprawka filtru.
”Niech pan spojrzy, jak tu narozlewał! Zrobił nawet ślady stóp prowadzące prosto za tamten filar. Trzeba będzie go wymienić na jakiś amerykański model”.

Kiedy wróciłem do swojego pokoju Młody jeszcze nie spał. Chodził zdenerwowany po pokoju niczym tygrys z klatce ogrodu zoologicznego. Spojrzałem na niego pytająco, a zaraz potem rzuciło mi się w oczy moje łóżko, które było nienaturalne wypukłe.
- A to co? – zapytałem. Mario zdecydowanym ruchem podniósł kołdrę. – Poduszki? – zaśmiałam się.
- Jogi chodzi i sprawdza, czy wszyscy są u siebie. Przez ciebie przechodzę przez jakiś koszmar!
*brecht* Jeździłam na różne obozy i kolonie, ale Löw bije wszystkich opiekunów na głowę.

- Ale poduszki? Dzieciuch z ciebie.
Jakbyś nie zauważył, to ja jestem jeszcze dzieckiem! – odparł naburmuszony. – Chyba coś mi się należy za te wszystkie podchody!
Nikt nie odnajdywał strzałek na drzewach lepiej niż Götze.

Wybraliśmy się w podróż na kolejne starcie. Tym razem czekała na nas Anglia. I nie był to łatwy przeciwnik. Jednak uparcie wierzyłem, że i z tą ekipą damy sobie radę. Ostatnio na Mistrzostwach Świata pokonaliśmy ich aż 4:1, więc śmiem przypuszczać, że tym razem będzie podobnie. Czwórka już wielokrotnie udowodniła, że jest naszą szczęśliwą liczbą, więc może i tym razem błyśnie swym geniuszem.
Czwórka ostatnio nie jest w formie, liczyłabym bardziej na jedynkę, ewentualnie można postawić na siódemkę.

 Sama droga upłynęła nam pod znakiem głupich żartów, dowcipów i kawałów, których głównym autorem był oczywiście Bastian. Z niezmordowaną energią nabierał kolejnych kolegów na słynny już numer z telefonem. I że oni nadal dawali się w to wkręcić!
Jaki to numer z telefonem, pozostaje w sferze domysłów.

Tuż przed meczem zagadał do mnie Schweni. Był bardzo tajemniczy i małomówny.
Ktoś mu zamordował niezmordowaną energię?

- Kojarzysz tą malutką brunetkę z naszego hotelu…
- Patrycję?
- Tak. Kurczę, podoba mi się.
- Co? Stary, nie wygłupiaj się. Gomez za nią lata. Będą jaja!
Mario już się zgłosił do wysiadywania.

Pierwszy gwizdek sędziego był proroczy.
Wygwizdywał przyszłość.

- A widzieliście minę Lamparda jak Miro strzelił pierwszą bramę?
- Bezcenna!
- Miał niezłego zonka!
- Drogi Franku, czas podjąć decyzję: bramka numer jeden, numer dwa czy numer trzy?
- Wybieram bramkę numer... numer...
[Tłum skanduje „Idź na całość”].
- Numer trzy!



O tak! Jego miny są bezkonkurencyjne! Powinno się stworzyć specjalny portal internetowy pt: „Lampard i jego biczfejsy”!
Taki portal już istnieje.

Komary! Ciachały niesamowicie i miałem wrażenie, że pożrą nas żywcem, dlatego zdecydowaliśmy się wrócić do hotelu i położyć się spać. Staraliśmy się zachować cicho, aby nie obudzić trenerów, lekarzy i pozostałych chłopaków.
Hans-Wilhelm Müller-Wohlfahrt chłopakiem?!

Następnego ranka zostałem obudzony przez potworne walenie do drzwi do mojej sypialni. Spojrzeliśmy na siebie z Młodym pytająco. Zagarniając z twarzy włosy wstałem i otworzyłem. Przede mną stał zdenerwowany asystent trenera i kazał nam natychmiast zejść do sali konferencyjnej.
Lobby chce pogadać.

Na biurku, tuż koło dużej, białej tablicy, siedział Joachim ze wściekłą miną. Nerwowo kręcił ustami przez co w kącikach pojawiały mu się nieprzyjemne zmarszczki.
Przepraszam, co robił Joachim z ustami?!

Kiedy już wszyscy piłkarze zajęli miejsca, Joachim wziął z biurka mały magnez i przyczepił go do tablicy.
Potem doczepił jeszcze potas i sód, a na końcu całą tablicę Mendelejewa.

[Jak można się domyślić, Jogi dowiedział się, że grupa piłkarzy naruszyła regulamin kolonii i popijała w nocy alkohol]


Brak mi słów. Myślałem, że mam do czynienia z dorosłymi ludźmi, a wy tymczasem zachowujecie się jak gówniarze – podniósł głos, dokładnie akcentując każde słowo.
Bardzo dbał o czystość niemczyzny.

Ludzie na was patrzą, jesteście wzorem dla dzieci, a tymczasem co… Dostarczacie pożywki dla brukowców!
Brukowce najlepiej hoduje się na pożywce agarowej.

[Joachim wypytuje Khedirę, kto dokładnie brał udział w imprezie – ten odmawia zeznań i trener każe mu wracać do domu]

 Ten chłopak wykazał się niesamowitą odwagą i podziwiałem go za to. Udowodnił, że jest prawdziwym przyjacielem, a dobro drużyny liczy się dla niego najbardziej. Wielokrotnie mu dziękowałem, ale słowo„dziękuję” nie odzwierciedlało wszystkiego, co chciałem mu powiedzieć. Słowa grzęzły mi w suchym gardle.
No to chlup!

od aŁtorki: Czy to opowiadanie podoba Wam się tak bardzo jak mnie? Hahaha ;-) Uwielbiam je! 
*dyplomatycznie milczy*

Odkąd Sami wyjechał atmosfera w drużynie była grobowa. Ustały nasze śmiechy, które zawsze rozchodziły się po najdalszych zakamarkach tego hotelu, Bastian przestał opowiadać kawały, a w dodatku mieliśmy podwójny nadzór – zupełnie jak dzieci.
Jogi robił naloty kilka razy dziennie i stawiał smutne buźki za bałagan w pokoju.

Wszelkie spóźnienia były srogo karane, wychodzenie dalej niż na taras w ogrodzie było zabronione, cisza nocna obowiązywała nas już od dwudziestej pierwszej.
Jej. Naprawdę miałam więcej swobody na koloniach w podstawówce.

 Ciężko jest wytłumaczyć alkoholowe libacje piłkarzy. Nie jedna (bo dwie) dobrze zapowiadająca się kariera piłkarska legła w gruzach po „rewelacjach” prasy.
Szczerze? Nie przypominam sobie ani jednego przykładu.

- Znowu o nas piszą… - rzekł Bastian przy restauracyjnym stole. Trzymał w dłoniach „Fakt” i oglądał nasze zdjęcia. – Jakbym dorwał tego bajkopisarza to bym mu nogi z dupy powyrywał! Bez kitu!
No bez kitu, ej.

- Lukas, przetłumacz nam to – poprosiłem.
Chłopak wziął do ręki gazetę i zaczął czytać.
- W obozie niemieckim nie dzieje się dobrze.
”Oficerowie SS skarżą się na słabe warunki higieniczne”.

- Nie tak to sobie wyobrażałam… Nie, nie chcę… Tak nie można! Ale mnie to obchodzi… Nie, nie możesz mi tego zrobić. Umawialiśmy się! Ok. Cześć! – powiedziała rzuciwszy słuchawką.
- Coś nie tak? – zapytałem nieśmiało do niej podchodząc.
- Nie… Mam problemy z… dostawcą. Jest niepunktualny i przywodzi niepełne zamówienia.
”Wolałam wasze pożywki, ale Löw się uparł, że macie już ich nie dostarczać”.

A jak już łaskawie się zjawia to daje mi produkty nie do zaakceptowania.
”Żaden porządny brukowiec na tym nie wyrośnie!”

Przygotowania do meczu Niemcy-Francja ruszyły pełną parą. Joachim nie pozwolił nam się nudzić i codziennie mieliśmy zaplanowane dwa treningi (siłowy i na boisku) oraz specjalną sesję terapeutyczną z masażami. Momentami zajęcia były tak wymagające, że po powrocie do hotelu padaliśmy jak muchy. 
Zwłaszcza te terapeutyczne masaże dawały im w kość.

Niektórzy z nas nie mieli nawet siły zejść na obiad czy kolację.
Na śniadanie za to schodzili wszyscy.

Francja – nasz kolejny rywal, była naprawdę silna.
AŁtoreczko, nie tak prędko. Albo odgraniczasz tekst dwoma myślnikami, albo dwoma przecinkami. Znaki interpunkcyjne nie tworzą heterozygot.

A tymczasem my mierzyliśmy się z nią w 1/4 finałów.
Mecz z Anglią im anulowali ze względu na udział jednego z brytyjskich zawodników w polskim programie rodem z lat dziewięćdziesiątych.

Trener zwracał ogromną uwagę na szczegóły i wiele razy powtarzał nam jakie są najsłabsze punkty tego teamu.
A konkretnie jeden: Zizou nie gra od 6 lat.

Wychodząc na murawę czułem ogromne podekscytowanie. Podobnie było podczas odsłuchania hymnu. Było to dla jak mocny kop, dzięki któremu mogłem naładować wszystkie swoje baterie. 
Następnym razem, gdy rozładuje mi się bateria w telefonie, po prostu puszczę Mazurka Dąbrowskiego.

[Piłkarze wracają do hotelu, a Bastian całuje się z Patrycją na oczach Gomeza]
Rozpętało się piekło. Chłopaki lali się po twarzach używając przy tym niecenzuralnych słów.
Bitwa na słowa!
[Rap Battle!]


- I tak cię dorwę – odgrażał się Gomez wyszarpując się z żelaznego uścisku Pera Mertesackera i Lukasa Podolskiego. – Zapłacisz mi za to, rozumiesz? I ty, suko, też!
Szczek, szczek!

Patrycja podbiegła z Schweniego i objęła go w pasie patrząc wyzywająco na Gomeza.
Wybiegła z Schweiniego niczym Atena z głowy Zeusa.

Potrzebowałem chwili, aby zrozumieć całą sytuację i poukładać to sobie w głowie. Emocje i adrenalina opadły i teraz na dziecińcu panowała grobowa cisza.
Już dawno stwierdziłam, że akcja wyszła poza ramy zachowań podstawówkowych i cofnęła się do przedszkola.

Co ty sobie wyobrażasz, co? – mówiłem wściekle, kierując się z Bastianem do zachodniego skrzydła Dworku Oliwskiego. – Wiesz jakiego bigosu narobiłeś?
Być na wakacjach i nie spróbować lokalnej kuchni to grzech!
[Róża czerwono, biało kwitnie bez!]


- Myślisz, że tylko tobie się coś od życia należy?! Też mam ochotę na ładną Polkę!
W sosie beszamelowym.

Nie możesz przekładać swoich zachcianek nad dobre imię tej ekipy.
- Powiedział ten, który myśli tylko o drużynie… Nie pamiętasz? Niedawno sam byłeś bohaterem afery romansowej.
Özil-gate.

Po szybkim prysznicu i krótkiej pogawędce z Młodym, zszedłem na śniadanie.
Nie potrafiłam się powstrzymać!

- A ty co – zwróciłem się do Bastiana. – Dzisiaj wyjątkowo nie ma słońca. Po co ci te okulary?
Wówczas Schweni ściągnął bryle, a ja ujrzałem ogromnego, śliwkowego siniaka pod jego okiem.
- Ludzie… To Gomez?
- No.
- Ostatnio był nieco mniej fioletowy. I większy.

W towarzystwie Młodego zszedłem na śniadanie. Po drodze żartowaliśmy sobie na temat programu, który oglądaliśmy wczoraj wieczorem. Był naprawdę zabawny!
”Zawodnicy wybierali jedną z trzech zasłoniętych bramek, za którą mogła kryć się nagroda lub kot w worku!”

[Gomez idzie na dywanik do Jogiego w związku z udzielonym „Faktowi” wywiadem, w którym narzeka na atmosferę w drużynie].

od aŁtorki: Zauważyliście, że wszystko to co złe, zaczyna się w restauracji podczas śniadania? Haha ;-)
Zauważyliście, że wszystko w opkach zaczyna się od śniadania? Hehe.

Nie mam pojęcia, co się tutaj dzieje – powiedziałem do Wioli, która leżała obok mnie wtulona w mój tors. Skorzystałem z drzemki poobiedniej, aby się z nią spotkać i porozmawiać.
Przedszkole pełną parą, już nawet leżakować muszą.

- Tak, ale nie wiem, czy do niego dotrwamy. Już drugi chłopak opuścił zgrupowanie.
- Trener odesłał Gomeza?
- Tak.
W tym tempie w meczu finałowym będzie musiał zagrać sam Jogi.

- Szkoda, że inni nie mają takiego podejścia do sprawy jak ty…
- Co masz na myśli?
- Widziałam twoich kolegów jak się dzisiaj zachowywali… Cieszyli się, że Gomez wyjechał i bawili się w najlepsze.
Już to widzę – ledwo Gomez spakował walizki, a koledzy zaczęli tańczyć, wznosić toasty szampanem i obsypywać się konfetti.

- Kocham cię, głuptasie.
Jej słowa docierały do mnie niczym echo, coraz ciszej i ciszej, ale wciąż dźwięczały mi w uszach.
Mesut, bez urazy, ale echo to raczej tylko w pustym...

Chciałby pokazać Wioli mój dom, z pięknym ogrodem i basenem, chciałbym zabrać ją na Santiago Bernabeu i obejrzeć z nią zachód słońca w jednej z uroczych, madryckich kawiarenek na Placu Cibeles. Idealnie pasowałaby do mojego spokojnego, poukładanego życia.
Świetnie współgrałaby z kolorem kanapy.

- Oj Basti… Jestem taki zakochany… - powiedziałem spoglądając w niebo z maślanymi oczyma i rozmarzonym wzrokiem.
*potrząsa Mesutem*

Wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że mógłbym sięgnąć gwiazd! - krzyknąłem i przeskoczyłem z nogi na nogę wyciągając ręce do góry.
*spogląda badawczo* Niewiele brakowało, a złapałbyś Proxima Centauri.

PGE Arena w Gdańsku oszalała, kiedy Manuel Neuer obronił rzut karny w ostatnich minutach meczu Niemcy-Włochy.
Trzeba było ją jak najszybciej zabrać do najbliższego stadionowego psychiatry.

Prowadziliśmy 2-1 po golach Lukasa Podolskiego i moim. Swoją bramkę zadedykowałem Wioli, wykonując w stronę trybuny na której siedziała, charakterystyczny gest.


- Muszę z tobą poważnie porozmawiać – powiedziała nagle.
- O czym? Stało się coś?
- Muszę ci coś powiedzieć. Ale załatwimy to jutro. Teraz idź świętować z kolegami. Zobaczymy się w hotelu.
- Wiolu, ale co się stało? Martwię się. Masz taką poważną minę…
(...)
od aŁtorki:
Jak myślicie, o co może chodzić Wioli w końcówce?
Hm, no nie wiem, pewnie nie może jechać z Mesutem do Madrytu?

 Po raz kolejny los postawił ich na naszej drodze do zwycięstwa i miałem nadzieję, że tym razem przerwiemy tą hegemonię. Bardzo tego chciałem. Przede wszystkim utarłbym nosa moim kolegom z Realu – Ikerowi, Alvaro, Sergio, Xabiemu… Przez ostatnie dwa lata, które spędziłem w Madrycie nie mogłem odczepić się od ich żartobliwych kawałów i chamskich docinek na temat mojej niemieckiej drużyny i jej ciągłego polegania w pojedynkach z La Furia Roja.
Nieznana prawda – mobbing w Realu Madryt.

 Dzisiaj jest spokojnie, ale ludzie już zamawiają noclegi na wakacje.
- No tak… Podczas Euro nie mieliście tu wielkiego ruchu…
- Bo był zabroniony.
Przed hotelem postawili znak B-1.

W sierpniu ma nas odwiedzić sam prezydent.
Rezydencja w Juracie już mu się przejadła.

– A właśnie! Chciałaś ze mną porozmawiać o czymś ważnym.
- Ja?
- No tak. Mówiłaś mi o tym pod stadionem.
- A… Rzeczywiście. Wiesz… Nie, to nie jest miejsce na taką rozmowę. Może spotkamy się podczas poobiedniego leżakowania?
- Możemy spróbować, ale pani przedszkolanka nie pozwala na rozmowy, bo po obiadku trzeba spać!

Mesut… bo ja… zdecydowałam się pojechać z tobą do Hiszpanii – powiedziała jednym tchem.
Och, co za szok!

- Nie ma co, umiesz robić niespodzianki – powiedziałem i objąłem ją czule.
Poczułem jak mój biały podkoszulek nagle moknie od jej łez.
Mister mokrego podkoszulka.

Obiecuję, że nie będziesz żałować – powiedziałem. – Hiszpania jest piękna, a zwłaszcza Madryt. Poznasz moich kolegów, którzy są naprawdę świetni.
Parę akapitów temu czytaliśmy, że ciągle mu dogryzają, hm...

Hiszpania nie była łatwym przeciwnikiem. Już dwa razy przegrywaliśmy z nią na wielkich turniejach i czułem, że teraz jest ten czas, kiedy hiszpańska hegemonia się skończy.
Tak jest, obalić tyrana! Uwolnić piłkarski świat z iberyjskiego jarzma!

Właśnie cała drużyna kończyła jeść śniadanie, kiedy trener ogłosił, że za pół godziny jest zbiórka (w dwuszeregu), bo wyruszamy na lotnisko, skąd wyjedziemy do Kijowa na finał.
A to co? Ostrzyca nagle się przebudziła, pokryła całą Polskę pyłem i samoloty nie kursują?

[Okazuje się, że Wiola pracowała od początku dla „Faktu”. Mesut jest zUy].

- O czym on mówił? Pracujesz w tej gazecie? Piszesz te bzdury?
- Mesut…
- Mów!
- Tak, ale ja musiałam. Zrozum. Muszę jakoś zarabiać na życie, to było moje jedyne wyjście. Ignacy mnie szantażował i nie mogłam zrezygnować. Chciałam, ale nie mogłam.
”Obsmarujesz Niemców w artykule albo twój uroczy króliczek-albinos pożegna się z tym światem! Mwahahaha!”

Nie chcę cię znać – krzyknąłem i odszedłem od niej. Pobiegłem do swojego pokoju. Miałem ochotę krzyczeć i zrobiłem to, kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi do sypialni.
Poprzedni krzyk był niekrzykiem.

Zawładną mną ogromny szał, który sprawiał, że myślałem i działałem irracjonalnie. Każdy przedmiot, który akurat miałem pod ręką ciskałem przed siebie demolując cały pokój.
”Why, why, Lisa, why?!”

Wiesz co… Zawołam Bastiana. Zaczekaj tu. – Młody wybiegł z pokoju, a ja zostałem sam. Nie ruszyłem się ani o milimetr. Miałem ochotę umrzeć.
*nabiera Morbital do strzykawki*

 Bo jak człowiek taki jak Wiola – piękny, uśmiechnięty, dobroduszny, w jednej chwili może stać się zakłamanym, obłudnym i fałszywym potworem?
Właściwie to ona cały czas była tym „zakłamanym, obłudnym i fałszywym potworem”, tylko ty o tym nie wiedziałeś *uśmiech od ucha do ucha*

 Nie mieściło mi się to w głowie. Miałem wrażenie, że cały mój świat runął. A właściwie przebiegunował się.
Od tego momentu Özil chodził na rękach.

Ta dwójka ludzi zrujnowała moją drużynę i pewną część mojego życia. Zachwiali moją wiarą w to, że team jest jak rodzina, że nikt i nic nie jest w stanie go podzielić. A tymczasem dwoje z nas pojechało do domów, przez pewien czas byliśmy ze sobą skłóceni i obrzucaliśmy się wzajemnie pretensjami. Takie rzeczy nie powinny dziać się w takim miejscu, jakim jest europejski Mundial.
Słowo „mundial” etymologicznie pochodzi od hiszpańskiego „el mundo”, czyli „świat”. Kiedy, do licha ciężkiego, Europa zyskała miano odrębnego świata?

W tunelu słyszałem i czułem jak cały stadion drży.
Kijowska arena była wielką fanką Mesuta.

W głośnika zaczęły wybiegać pierwsze takty niemieckiego hymnu. 
”Poproszę po jednej nutce”.

Gra nie była zbyt efektowna. Hiszpanie grali defensywnie, jednak od czasu do czasu udało im się przeprowadzić całkiem niezłą akcję ofensywną.
Zastanawiam się, czy aŁtorka widziała jakikolwiek mecz w wykonaniu hiszpańskiej reprezentacji.

Jednak w bramce mieliśmy prawdziwy skarb – Manula Neuera, bez którego ciężko widziałbym wygranie tego turnieju.
Manul był istnym świętym Graalem.

Pomyślałem sobie, że muszę się wziąć w garść. Trener w szatni powtarzał nam, że naszą najmocniejszą i najgroźniejszą bronią będą kontrataki.
Skoro Hiszpania gra defensywnie, a oni mają skupiać się na kontratakach, to kto tam w ogóle rozgrywa piłkę?
[Sędziowie liniowi].


 Szybko wymieniliśmy kilka piłek na jeden kontakt, zwinnie omijając Sergio Ramosa. Wtem dostrzegłem Thomasa Müllera wychodzącego sam na sam z bramkarzem.
”Chodź, Iker, nic tu po nas”.

 Posłałem mu szybką, długą, prostopadłą piłkę, którą on mocnym uderzeniem zamienił na bramkę.
Müller-cudotwórca.

Gol padł w trzydziestej minucie. Ludzie na stadionie oszaleli, podobnie jak cała nasza łatwa oraz zawodnicy na boisku.
Przepraszam, ale kim jest „nasza łatwa”?

 Wszędzie zrobiło się czarno-czerwono-żółto (złoto!), co mnie bardzo ucieszyło. Zaliczyłam świetną asystę, Thomas strzelił pięknego gola i teraz byliśmy o krok od zdobycia mistrzostwa.
Mesut grał tak wspaniale, że wręcz urywało jaja.

Do szatni schodziliśmy będąc na prowadzeniu. Hiszpanie dali nam popalić, ponieważ nie spuszczali z tonu ani na moment, narzucali szybkie tempo gry i wysoki pressing.
Cały czas grając defensywnie.

Najważniejsze to szybko strzelić drugiego gola i mamy zwycięstwo w kieszeni – mówił. – Mats i Benedikt, musicie być bardziej skupieni w obronie. Philipp, brakuje mi trochę twoich wypadów do ataku, ale rozumiem, że chcesz zabezpieczać tyły. Jednak, kiedy dostrzeżesz choć cień szansy to nie bój się i zaskocz ich udziałem w ofensywie. Środek pola mamy zdominowany, więcej grajcie lewym skrzydłem. Wszystko wygląda dla nas bardzo dobrze. Nie traćcie nadziei, nie okazujcie słabości i strachu oraz grajcie na maksimum swoich możliwości. Zmiany po siedemdziesiątej minucie. Do boju!
Boru, takiej przemowy to chyba nawet nauczyciele na wuefie by nie ułożyli.

Idąc za radą trenera, który co chwilę z ławki krzyczał: „kontra”, „kontra”, pobiegłem do przodu ile sił w nogach, nie zważając na to, że przede mną, ni stąd ni zowąd, wyrósł Gerard Pique.
Pique wyrastał z magicznych nasion Panoramiksa, których Numernabis użył do stworzenia ogrodu w pałacu Cezara.

 Zastosował się do zasady, że piłka może przejść, a zawodnik już nie, i mocnym wślizgiem zaatakował nie tyle futbolówkę, co mój piszczel! Runąłem na ziemię jak długi. Zwijałem się z bólu i całkiem straciłem orientację.
Bieguny wróciły na swoje miejsce?

Medycy przenieśli mnie na nosze i wynieśli za linię boczną boiska.
Złamana – stwierdzili po chwili i zasygnalizowali trenerowi zmianę.
Pique Żelazny But.

[Niemcy wygrywają z Hiszpanią 2:0, a noga Mesuta nadal jest złamana. A skąd wiem?]
Wszystko działo się tak szybko. I w dodatku moja kontuzja… Na szczęście okazało się, że diagnoza lekarza była zbyt lekkomyślna, bowiem mój piszczel był tylko pęknięty.
Bo nie ma takiego urazu jak „pęknięcie kości”. Lekarz może i lekkomyślny, ale na zajęciach uważał.

Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi i do sali weszła Wiola z Patrycją. Wszyscy na nie spojrzeli. Nikt jeszcze nie wiedział, dlaczego tutaj się zjawiły. Trener od razu powiedział, że musiały się pomylić, bo tutaj jest zebranie zamknięte.
Sam zamykał.

Nazywam się Wioletta Kubiak – powiedziała wreszcie łamiącym się głosem. – Pracę w hotelu podjęłam na kilka dni przez waszym przyjazdem. W dostaniu tego stanowiska pomogła mi przyjaciółka, Patrycja Oliwska.
*zastanawia się, czy da się pozwać kogoś z powództwa cywilnego o kumoterstwo*

 Wiola wskazała dłonią na dziewczynę stojącą obok. – To naprawdę złota osoba.
Córka Midasa.

Oszukiwałam wszystkich dookoła, ponieważ moim prawdziwym zajęciem jest dziennikarstwo. Piszę dla dziennika „Fakt”.
Nie wiem, czy słowo „dziennikarstwo” nie jest w tym przypadku nadużyciem.

- Mesut, możemy porozmawiać? – zapytała nieśmiało. Nie chciałem zostawać z nią sam na sam, bo wiem do czego zdolne są kobiety. Nieźle potrafią człowieka omamić.
Jak to powiedział mój wykładowca od historii weterynarii: „Niegdyś ludzie uważali, że kobieta ma o jedno żebro więcej niż człowiek”.

Wracam do swojego dużego, jasnego domu, do słonecznego Madrytu, do przyjaciół na których zawsze mogę liczyć. Zostałem Mistrzem Europy, wygrałem piękny puchar i złoty medal, zdobyłem nowe umiejętności oraz doświadczenie.
Mesut w Polsce przyexpił.

Ostatecznie Özil wraca do Hiszpanii bez Wioli, za to ze złamaną nogą. A my wracamy do łapania blogaskowych piratów.

10 komentarze:

ironlemon pisze...

Cóż, zachowanie Jogiego w opku nie dziwi mnie ani trochę. Jakby nagle się okazało, że 23 dorosłych facetów pozamieniało się na mózgi z II B z lokalnego gimnazjum, to na jego miejscu też bym ich trzymał pod kluczem i gasił światło o 21.

Jako najjaśniejsze punkty dzisiejszego odcinka wymieniam czternastoletniego demona seksu Mesuta, gwizdek Nostradamusa i wirujące wargi Joachima (to ostatnie brzmi jak niezły tytuł XXX). A powiedzonko, że "świat się przebiegunował" (pewnie przez ten magnez na tablicy) jest urocze, chyba sam go zacznę używać!

Anonimowy pisze...

*patrzy na scenariusz, który musi opanować na jutro, potem na szalikowców. I znowu na scenariusz. I znowu na szalikowców. Scenariusz, szalikowcy. Szalikowcy, scenariusz. Scena... A mniejsza z tym, noc jest jeszcze młoda, przedstawienie na 5 godzinie, scenariusz nie zając, nie ucieknie"

Jak się tak głębiej zastanowić, to też bym nie chciała znać kogoś, kto pisze dla "Faktu". Trochę godności!
Tu niby blogaski, niby ha ha ha, ale to już bodajże drugi, w którym są odwołania do klasyki literatury fantastycznej. Wcześniej było o Kace i Mourihno, który miał coś z Goluma, tu Mesut Dębowa Tarcza... Tolkiena znać rzecz pożądana, jakby nie było.
Okej, "charakterystyczny" gest po golu to jednak za dużo jak dla mnie... (chwila na dziki śmiech)... Już.
Hej, to ja już wiem, dlaczego jestem taka wysoka! Z tym mlekiem to ściema była, naprawdę wyhodowali mnie z magicznych ziaren Panoramiksa! Uaaau.

nen pisze...

Ómarłam! Opko samo w sobie całkiem kwikaśne, ale rozbiór na części pierwsze to dopiero mistrzostwo świata! Cóż, przypuszczam, że za chwilę mogę spodziewać się wizyt wściekłych sąsiadów, których obudziły w środku nocy moje dzikie kwiki połączone z rechotaniem, chociaż nie wiem czy będę w stanie doczołgać się do drzwi...
Perełki mogę wymieniać długo, wystarczy Jogi jako srogi kierownik kolonii, charakterystyczny gest, znak B-1 i ogólnie Mesut jako idealna ofiara dla mrocznych, przebiegłych, pracujących dla złych tabloidów Mary Sue! Akurat zdobył nowe umiejętności i doświadczenie, więc ma okazję wrzucić parę punktów w inteligencję albo ja wiem... coś w stylu dojrzałości?
Tak w ogóle, to trafiłam tu przypadkowo, a już widzę tyle innych smakowitych tagów:) Ach, będzie uczta (tylko może poczekam do jakiejś normalniejszej godziny..) Weny życzę do dalszych analiz!

Ozilla pisze...

No, no... widzę się tutaj dzieje... Wyśmiewasz się, obrażasz i ironizujesz nie mając zielonego pojęcia czym jest prowadzenie bloga i pisanie opowiadań. Myślę, że jakbyś bardziej się temu przyjrzała, to wiedziałabyś, że opowiadanie to jest wytworem mojej wyobraźni, dlatego tak wiele rzeczy jest tam niezgodnych z prawdą. Poza tym pisałam je na długo przed Euro, więc wiele faktów jest tam po prostu zmyślonych. Mimo wszystko doceniam fakt, że chciało Ci się przeczytać praktycznie całe to opowiadanie i przepisywać jego fragmenty do siebie. Musiało Ci się naprawdę bardzo nudzić, skoro miałaś czas na to wszystko. No i te Twoje niezwykle cięte i "inteligentne" komentarze... Nie ma co!
Najważniejsze, że mam jakąś pasję, nie nabijam się z innych i szanuję pracę oraz czas innych autorów opowiadań. Skoro się tym nie interesujesz, to zostaw świat blogów w spokoju i zajmij się swoim - niezwykle poczytnym - "blogiem".
Każdy ma w życiu jakąś pasję, moją jest pisanie. Nie robię tego dla innych, tylko dla siebie. Sprawia mi to radość i nikt nie ma prawa mnie za to oceniać. Twoje głupie komentarze są nie na miejscu, bo ja się napracowałam nad tym opowiadaniem i jest ono jednym z moich ulubionych.
Jak znudzi Ci się nabijanie z innych to napisz coś sama. Jestem ciekawa, czy wyjdzie Ci to tak dobrze jak mnie.
Pozdrawiam.
AUTORKA!

Tuśka pisze...

@ Ozilla
Nie trzeba się przyglądać, by wiedzieć, że opko jest wytworem Twojej wyobraźni (w końcu nikt nie sądzi, że to biografia Özila), ale nie oznacza to, że można hulać po świecie fantazji bez ograniczeń. Przede wszystkim chodzi mi tu o psychologię postaci - rozumiem, że mogłaś chcieć przedstawić Mesuta jako wrażliwego i skromnego chłopaka, ale przeginanie w stronę "kolonisty z podstawówki" sprawia, że jest on jako bohater kompletnie niewiarygodny. Tzn. pewnie byłby, gdyby miał lat 15, a nie 24.
Doceniam, że masz swoją pasję, jednocześnie muszę zaznaczyć, że wystawiając pracę na widok publiczny musisz się liczyć z krytyką. I nie ma, że "nikt nie ma prawa mnie za to oceniać" - każde dzieło może zostać poddane recenzji czy krytycznej analizie, tym bardziej, jeśli pojawia się w przestrzeni internetowej, gdzie zobaczyć, przeczytać i ocenić je może każdy. Tym bardziej, że ja na samym początku analizy pochwaliłam Cię za pomysł, który naprawdę mi się podobał! Pisz dalej, rozwijaj się, ale pamiętaj, że krytyka może Cię spotkać na każdym etapie twórczości. A między innymi od tego jest analizator - by podpowiadać, jak uchronić się od błędów, by je wytknąć nawet w złośliwy sposób. Nie jesteśmy wrogami, raczej surowymi przyjaciółmi :).
Jeśli chodzi o moją twórczość pisarską - sama pisałam opka, gdy byłam młodsza. Jedno (o swoich znajomych z klasy) nawet sama z koleżanką analizowałam, nie oszczędzając przy tym na szyderze. Zdarzyło mi się nawet popełnić fanfic piłkarski i kolejny jest w drodze. Masz rację, wyobraźnię trzeba wykorzystywać - ale pisanie to nie tylko talent, to także rzemiosło. I życzę Ci wielu sukcesów na tej drodze, bo zasady języka polskiego znasz, pomysłów Ci nie brakuje, więc to wyłącznie kwestia warsztatu.

Pozdrawiam!
Szalikowiec Tuśka

Ozilla pisze...

Rozumiem, co masz na myśli, ale żeby uczyć się na krytyce i coś z niej wynosić, to musi być ona konstruktywna. U Ciebie nie znalazłam nic takiego, co pomogłoby mi w rozwoju. Niektóre komentarze są po prostu nie na miejscu.
Wiadomo, że nie jest to "wielkie dzieło" na miarę Pilicera. Jak już sama nazwa wskazuje to opowiadanie piłkarskie, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. To nie Dostojewski, aby miał sens i głębię, aby uczył i niósł pouczającą puentę. Opowiadania, szczególnie takie, są po to, aby się pośmiać, aby choć na chwilę zatopić się w świecie nierealnym, niewiarygodnym, aby zapomnieć o szkole, pracy i obowiązkach. Piszę tak, aby sprawić radość innym i sobie.
A jeszcze z innej strony, to przed użyciem mojego tekstu mogłabyś zapytać o zgodę lub chociaż poinformować mnie o tym, że zamierzasz wykorzystać w ten sposób mój blog. To pewnego rodzaju łamanie praw autorskich, bowiem nie wyraziłam zgody na kopiowanie - między innymi dlatego ta opcja na Onecie jest u mnie wyłączona. Kulturalnie byłoby powiadomić mnie - i inne bloggerki - o tym, że zamierzasz w ten sposób wykorzystać nasze teksty.

Tuśka pisze...

Nikt nie oczekuje po opowiadaniach na blogach, że będą niosły ze sobą prawdę o życiu, istnieje też literatura czysto rozrywkowa, z której można się pośmiać i odmóżdżyć po męczącym dniu. Ale każdy utwór, nawet fantasy, w którym dzieją się rzeczy przeróżne, powinien być logiczny i kierowany przez pewne zasady. Można sobie wymyślić, że przestała działać grawitacja - trzeba to tylko umieć sensownie uzasadnić.
A co do praw autorskich - wiedziałam, że ten argument się pojawi, dlatego pozwolę sobie skopiować z Niezatapialnej Armady:
USTAWA
z dnia 4 lutego 1994 r.
o prawie autorskim i prawach pokrewnych

Art. 29.

1. Wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości.

Art. 34.
Można korzystać z utworów w granicach dozwolonego użytku pod warunkiem wymienienia imienia i nazwiska twórcy oraz źródła. Podanie twórcy i źródła powinno uwzględniać istniejące możliwości. Twórcy nie przysługuje prawo do wynagrodzenia,
chyba że ustawa stanowi inaczej.

Fragmenty wykorzystane do analizy - są, podane źródło - jest. Nie łamię praw autorskich, a pytanie o zgodę mija się z celem, nikt by takowej nie wyraził ;).

Pozdrawiam!

Ozilla pisze...

No właśnie, nikt by zgody nie wyraził, bo co innego prowadzić krytyczną analizę we wskazówkami i poradami dla bloggerów, a co innego ich obrażać i wyśmiewać. Wszystko w opowiadaniach jest zmyślone i jeśli miałabym ochotę napisać, że dany piłkarz jest czarodziejem lub wampirem, to zrobiłabym to, nie zważając na żadne sensowe uzasadnienia itp. rzeczy. To jest wytwór mojej wyobraźni, to moje opowiadanie i mój blog. Mam prawo robić na nim co mi się podoba. I jeśli mam ochotę przedstawić dorosłego mężczyznę jako piętnastolatka, to zrobię tak, bo widocznie taki mam kaprys. I nie jest to rzecz nierealna, bo i tacy ludzie się zdarzają. Nie znam Mesuta osobiście, więc rzeczą naturalną jest to, że przypisuje mu charakter wymyślony przeze mnie.
Przyjmuję pochwały i krytykę, ale konstruktywną i sensowną, dzięki której mogłabym być lepsza. A Twoje komentarze z taką krytyką nie mają nic wspólnego.
Mi i moim koleżankom, które również zostały tutaj przez Ciebie "opisane" nie podoba się to i wiedz, że podjęłyśmy już kroki w celu usunięta tego bloga. Bo nie krytykujesz, a jedynie bezczelnie naśmiewasz się z innych i bez powodu nas obrażasz.
Pozdrawiam.

Tuśka pisze...

Oho. Robi się aŁtoreczkowo.
Będę się teraz powtarzać, ale nie, w tworzeniu nie chodzi o to, by wyobraźnia sobie harcowała w dowolny sposób. Właśnie dlatego nie każdy może być dobrym pisarzem, bo nie każdy umie uzasadnić swoje pomysły. Uzasadnić, to znaczy wyjaśnić w trakcie akcji pewne wydarzenia lub zachowania. Czasem trzeba dokonać dogłębnego researchu, czasem przeanalizować parę spraw. Ale najłatwiej odpalić Worda i pisać, co na myśl przyjdzie, bez zastanowienia. Dobrze, że chociaż z autokorektą.
A co do kaprysów... Dlaczego ja nie mogę zanalizować blogaska, jeśli chcę? Hm?
Groźbami akurat nic nie wskórasz (-cie?), nie Ty jedna na to wpadłaś i nie Ty jedna się odgrażałaś - Niezatapialna Armada czy PLUS mają takich przygód na pęczki, a jakoś obie analizatornie nadal funkcjonują i mają się świetnie. Powtarzam, nie łamię prawa, nie obrażam bezpośrednio twórców blogów, jedynie wytykam w taki, a nie inny sposób błędy i nieścisłości w twórczości. Chyba, że ktoś sądzi, że "moje opko to ja" - ale wtedy to nie mój problem.
Niemniej jednak flejm koalicji godlewsko-piquo-mesutowo-kurkowo-jakiejkolwiek może być interesującym doświadczeniem.
Pozdro i szerokości.

Ozilla pisze...

Też się powtórzę. Nie jesteśmy pisarzami, a jedynie bloggerami i nasze opowiadania nie muszą być najwyższych lotów. Każdy ma swój styl i swoją własną wyobraźnię. Całe opowiadanie zależy tylko od nas. Daleko nam do Mickiewiczów, Sienkiewiczów i innych. Niektórzy w ogóle nie potrafią skleić zdania w całość, ale mimo wszystko piszą, bo to lubią i im się to podoba. Napisałaś, że wytykasz błędy. Przepraszam, w którym miejscu? Ja tego nie widzę. Nie znam innych blogów na wzór Twojego, ale znam przeróżne ocenialnie na Onecie, które mają jasne zasady, regulaminy i ich krytykę można uznać na sensowną, bo wytykają błędy ortograficzne, stylistyczne, oceniają szatę graficzną i inne szczegóły. W dodatku doradzają i oferują pomoc. Twój blog nie ma niczego sensowego na celu. Być może się realizujesz w ten sposób, ale mogłabyś to robić w sposób kulturalny. Ja wiem, że w świecie internetu można robić wszystko, bo jest się nieuchwytnym, anonimowym, ale trzeba zachować jakiś umiar.

Prześlij komentarz