#29 - Gimbarcelona i Real Dramadryt, czyli piłkarska linia zaufania, cz.1

|

Bzzzz... Prosimy nie regulować... Bzzzz! Odbiorników ani... Bzzzz! Monitorów! To tylko ja, migelito, dorwałem się do Szalikowców, żeby usprawiedliwić Tuśkę i nieco poprawić Wam humory ("alejaktoanalizywewtoreknieemaaaaa..."). Tuśka cierpi obecnie na zwykłą przypadłość studencką, jaką jest męcząca przeprowadzka przed rokiem akademickim i nie mogła w tym tygodniu poświęcić wystarczającej ilości czasu na analizę przygód siatkarzy, dlatego poczułem się w obowiązku ją poratować. Dziś na ruszt weźmiemy przygody pewnej młodej piłkarki z Barcelony i jej przyjaciół z La Furia Roja (http://przyjaciel-pilkarz-na-zawsze.blog.onet.pl/), którzy inteligencją i słownictwem niewiele się różnią od przeciętnych polskich gimnazjalistów... Jeśli wszystko pójdzie dobrze, już za tydzień powrócimy do Bełchatowa, na razie witamy w stolicy Katalonii, where amazing (stupidity) happens!

(Doskonale wiem o tym, że ten szablon posta ma się tak do poprzednich jak Obraniak do kadry, ale lepiej nie umiem. To moją pierwsza "wrzuta" i liczę na Waszą wyrozumiałość. Aha, czy wspominałem o tym, że Tuśka zaproponowała mi współpracę i już niedługo utworzymy stały duet Szalikowych analizatorów? To tak po cichu wspomnę)

Kilka słów o aŁtoreczce:

Kiedy jesteś w małopolsce, wpadnij do mnie. Poznasz mnie po znoszonych dżinsach, trampkach na nogach, włosach w kucyku [i znowu te małe poniacze...], dresowej bluzie i godłem [deklinacja śmiszna prawa] Barcy na piersi.
Zwłaszcza trampki i dżinsy odróżniają mnie od milionów pozostałych dziewcząt pasujących do opisu.

Nie pokazuję smutku, by nie ranić tych, którym na mnie zależy, a jest ich naprawdę nie wielu.
Nie wielu, lecz trochu. Jest ich.

W szkole jestem pośrodku między kujonami i tukami (pisownia oryginalna).
Hmm... co zrobić najpierw: tuknąc głód (podług zaleceń reklamy) czy aŁtorkę za próby humoru językowego?

Imię: Justyna

Nazwisko:... no comment
Działaj, twórz, rozwijaj się ku chwale prastarego, dzielnego rodu No Commentów!

Najlepszy tekst: 'Co się tak gapisz, jakbym ci piłkę z podpisem Ronaldo obiecała??!!'
Cóż...

Prolog

(pamiętajmy, że pierwsza notka została opublikowana w grudniu 2010, pół roku po mundialu w RPA)

Ułożył piłkę na ziemi. Stał chwilę prosząc w duszy, by futbolówka wylądowała w bramce. Gwizdek. Wziął krótki rozbieg i uderzył najmocniej, jak potrafił. Posłał piłkę prosto do siatki. Kibice na stadionie poderwali się z krzykiem do góry [na trybunach było sporo górali, tęskniących za swoją ojcowizną]. Po raz pierwszy Hiszpania w finale mundialu! Po raz pierwszy mają szansę zostać" campeones del mundo". Podbiegł do linii bocznej, gdzie wykonał swój dziki taniec szczęścia, zanim rzucili się na niego koledzy z drużyny.
 I w tym momencie przypomniała mu się jedna osoba. Osoba, która zawsze była przy nim. Osoba, która zawsze dzieliła z nim radości, która niosła mu pociechę i ukojenie w trudnych chwilach. Osoba, na którą zawsze mógł liczyć. Uśmiechnął się. Na pewno go teraz ogląda. Jak tylko wróci do domu, musi jej powiedzieć, co czuł tutaj, strzelając decydującą bramkę. Dwie bramki.
Pamiętacie datę powstania notki? A teraz przypomnijmy sobie opisywany mecz Niemcy - Hiszpania, półfinał MŚ z 2010 roku. Hiszpanie zwyciężyli różnicą jednej bramki, strzelonej głową przez Carlosa Puyola. Bohater wyimka, David Villa, kąsał brameczkami w zgoła innych spotkaniach tego turnieju. Nieźle, nieźle, zapowiada się intrygujący świat alternatywny!

(zmiana narratora)

Oglądałam TV. Byłam zmęczona i chora. Tak, przeziębiłam się w lecie xD
I wracamy do smutnych rozważań nad bogactwem językowym literatury, ekhm, młodzieżowo-obrazkowej.

Trafiłam na mecz. Postanowiłam obejrzeć, mimo, iż to były już końcowe minuty. Zobaczyłam moich przyjaciół. Davida, Likiera, Tlenka i Piqusia.
<patrzy ze zgrozą> Yikes! Ktoś zamienił hiszpańskich piłkarzy w gromadę szczeniaków!

Moich czterech wariatów. Resztę lubiłam już mniej, ale jednak zawsze coś :)
“Na przykład taki Pepe Reina ze swoją łysiną nie był już tak miękki i puszysty w dotyku jak moje piesiaczki”.

Hmm... David strzela karnego. Tak!!! Strzelił!!! Po raz pierwszy w historii Hiszpania będzie w finale mistrzostw świata! Uśmiechnęłam się. W chwilę później Hiszpania prowadziła już2:0 po kolejnym golu Davida.
Czyli albo (w rzeczywistości opka, bo gdzieżby indziej) Villa strzelił obydwa gole z karnych, albo coś mu się w rozmyślaniach pomieszało. Być może miał na to wpływ dziki taniec radości i kilogramy kolegów przyciskających do murawy.

Mecz się skończył. Zadzwoniłam do Davida.
-Halo?-usłyszałam jego głos w słuchawce.
- Kochanie, jak Ty dobrze wiesz, że wolę rozmawiać z Tobą przez telefon, zamiast świętować z kolegami tuż po awansie do finału! Co prawda przez to nie mam życia ani poważania w drużynie, ale co tam!

-Hej stary, widziałam wasz mecz. Po prostu genialny. Zwłaszcza te twoje 2 gole.
-Bella! Cieszę się, że dzwonisz-ucieszył się.-Awansowaliśmy do finału!
- Informuję Cię o tym, bo wiem, że jesteś niemal tak bezbrzeżnie durna jak ja. Kto to widział biegać z komórką w kieszeni podczas meczu...

-Tak! Też się cieszę! Szkoda, że nie mogę tam z wami być...
-Mnie też przykro... Muszę iść bo trzeba oblać zwycięstwo.
Ostatnia działająca komórka mózgowa spełniła swoje zadanie! Uff!

Uśmiechnęłam się. Należy stwarzać pozory. Tak na prawdę to będę na meczu finałowym. Mam już wykupiony bilet. Muszę się tylko wyleczyć.
A bilet kupiłam tuż przed chwilą, w końcu finał mistrzostw nigdy nie był specjalnie obleganym eventem.

Spakowałam się i ruszyłam na lotnisko. Lot odchodził [bo miał lotne nóżki] o 15 więc miałam jeszcze trochę czasu. Postanowiłam poszukać jakiejś gazety w sklepie, żebym miała co czytać podczas lotu. Potem wsiadłam do samolotu i już byłam w drodze do RPA. Cieszyłam się bardzo.
Zanotujcie, drodzy czytelnicy: oto klasyczny przykład Braku Stylu, prowadzącego do ciężkiej nudy, opadania powiek i narastającej depresji czytelniczej.

(boChaterka ląduje w Kapsztadzie i dekuje się w hotelu)
Obudziłam się o 9.00. Nie chciałam wychodzić z hotelu, by nie zauważył mnie któryś z tych narwańców.
BoChaterka ma chyba na myśli lokalnych złodziejaszków, którzy podczas mundialu w RPA przetrzebili niemal wszystkie hotelowe pokoje zajmowane przez piłkarzy i dziennikarzy. Dobry ruch.
[Chwila, jakim cudem nikt w RPA nie zakłócał posażnej cudzoziemce drogi do hotelu? Mary Sue odstraszy każdego złodzieja i rabusia).

O 20.00 ubrałam się i przygotowałam legitymację, żeby mnie wpuścili na ławkę trenerską.
<ciężki szok>
Co, jak, czemu, po co, jak to, chyba komuś Rasiak przywalił konarem...

Musiałam po prostu udowodnić, że kiedyś grałam.
… jakim cudem, czemu ma to służyć, jaki to bezsens, jakie to...

Stara legitka powinna wystarczyć. Wyszłam z pokoju i oddałam klucz recepcjonistce.
STOP! Kochana, jeżeli nie jesteś członkiem sztabu szkoleniowego, medycznego lub po prostu piłkarzem La Furia Roja, to nawet Albus Dumbledore nie może sprawić, żebyś znalazła się tuż obok trenera podczas finału mundialu. Po prostu nie.

 Wzięłam taksówkę i pojechałam na stadion. Niestety, pojazd utknął w korku. Czasu było coraz mniej. Wiedziałam już, że nie zdążę na pierwszą połowę.
Dzięki Bogu, niedorzeczny plan tej kobiety nie dojdzie do skut...

 Na stadion weszłam równo z gwizdkiem sędziego na rozpoczęcie drugiej połowy. Pokazałam ochroniarzowi legitkę i usiadłam obok pana del Bosque.

Kuuurrrr...
[A w międzyczasie wszystkie telewizje świata skupiły się na kobiecie, która przekupiła połowę działaczy FIFA, by spełnić swoje marzenie]

Fernando zaraz do mnie podszedł.
-Ana! Przyjechałaś! Tak się cieszę!
-Ja też się cieszę. Przecież muszę zobaczyć, jak wygrywacie.
  Piegus nic nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął.


W drugiej połowie dogrywki rozmawiałam z panem trenerem.
- Panie del Bosque, ale mecz...
- Cicho! Nie przeszkadzaj mi delektować się wyszukaną konwersacją!

Nagle usłyszałam ogłuszający krzyk. Kibice powstawali z krzeseł. Andres Iniesta strzelił gola! Hiszpania-Holandia:1:0.
Dziwne, w tym miejscu świat alternatywny jakoś zgadza się z naszym. Chyba maczał w tym swój śrubokręt pewien Doktor...

Teraz jeszcze nie stracić piłki przez 15 minut i jesteśmy mistrzami.



Taaak!!!! Mecz się skończył! Wygraliśmy! Wybiegłam na murawę do moich świrów.
W finale Mistrzostw Wariatkowa Tworki wygrały po dogrywce z Lublińcem! Brawa!

Kiedy ktoś szarpnął mnie do tyłu [jak hamulec ręczny]. Zobaczyłam Davida. Jego piękne czekoladowe oczy. Wpatrywał się we mnie, a ja w niego. Jego usta wyszeptały
-Wygraliśmy! Po raz pierwszy wygraliśmy!
Szept zakończony wykrzyknikiem - specjalność blogaskowej kuchni.

  Nasze wargi się zbliżały. Były już milimetry od siebie. Złączyliśmy się w pocałunku. Jego usta były takie ciepłe i delikatne.
Awwww - jęknęły trybuny oraz  2 miliardy ludzi oglądających finał MŚ na żywo.

Speszona odsunęłam się od niego.
-Przepraszam-powiedział cicho-naprawdę bardzo przepraszam...
“... ale trzeci z ośmiu kamerzystów, dzięki którym nasze kiziu-miziu widzi połowa świata, podchodzi stanowczo za blisko”.

Wartka akcja:

Siedziałam na łóżku i myślałam o dawnych czasach, kiedy jeszcze grałam w nogę. Wszystko przeminęło. Moje marzenia, kontrakty, nadzieje zostały przekreślone jedną głupią kontuzją.
Aż boję się spytać, jaka to straszliwy uraz zablokował młodej, zdrowej dziewczynie karierę w futbolu... Jedno jest pewne: nie obejdzie się bez sceny szpitalnej.

Był to półfinał mistrzostw świata kobiet do lat 19.
I odhaczamy po kolei:
Mary Sue piłkareczka - cyk.
Grająca na najwyższym poziomie - cyk.
W kategorii wiekowej aŁtorki - cyk.
Poważne zawirowania ze zdrowiem - cyk.
No to jeszcze gdyby łaskawie pokuśtykała schodami w dół na śniadanie...

Biegłam z piłką, już miałam strzelać, kiedy poczułam, że upadam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Ból w głowie narastał z każdą sekundą. Do tego nie mogłam ruszyć prawą nogą. Czułam ją, bo bolała, ale nie mogłam nią ruszyć. Straciłam przytomność. Obudziłam się w szpitalu.
Cyk!

. Wszedł lekarz.
- Dzień dobry. Już się pani obudziła?
- Nie, praktykuję lucid dream, a zamiast pana miał się pojawić roznegliżowany Bill Kaulitz.

-Niech pan mi powie, kiedy stąd wyjdę i za ile mogę wznowić treningi.-powiedziałam
-Mam dla pani smutną wiadomość. Podczas upadku złamała pani nogę w trzech miejscach.
To jeszcze nie jest tak źle, taki Ronaldo z zerwanymi więzadłami miał dużo gorzej...

Potrzebna była operacja. Doznała pani wstrząsu mózgu.
Doznała go podczas operacji? Spadła na podłogę po wypiciu głupiego jasia?

Operacja była trudna i długa. Gdyby pani przemęczyła nogę, mogłaby pani mieć powikłania. Nie zagra pani już więcej.
<parsk><parsk><brecht bertold><parsk>
Och, tak, śruby z adamantium nie zostały przyjęte przez organizm i przez to noga może się na powrót złamać w trzech miejscach po byle joggingu. AŁtorko! Nie dało się wymyślić bardziej realistycznego scenariusza? Biografie sportowców służą przykładami kontuzji kończących dobrze zapowiadające się kariery. Byle Wasilewski wykaraskałby się z takiego blogaskowego złamania.

Wspomnienia bolą. Wtedy zanim jeszcze pojechałyśmy na mistrzostwa, nieraz tłukłam się z moimi czterema wariatami po boiskach.
Dopóki nie przychodził pan psychiatra i nie oznajmiał, że musimy wracać do ośrodka, bo pielęgniarki się niepokoją.

Byłam już umiejętnościami na równi z nimi.
<parsk> Nawet “Podkręć jak Beckham” miało trochę więcej realizmu niż to zdanie.

Obiecałam sobie, że i tak kiedyś jeszcze zagram. Chłopaki bardzo się przyczynili do tego, że teraz chodzę i biegam i nic mnie nie boli. Nie chcę jednak jeszcze ryzykować z bieganiem za piłką przez 90 minut.
“Nie daj Boże moja noga skruszy się na piasek. A mogłam pić mleko i być wielka”.

Weszłam na stadion [przekupując wszystkich ochroniarzy po drodze]. Chłopaki zaczęli trening.
Natomiast mężczyźni stali obok i dziwili się, czemu młodzieżówka z La Masii zajęła im boisko treningowe.

Podeszłam do Pepa Guardioli.
-Dzień dobry szanowny trenerze-zaczęłam z uśmiechem
-Cześć Ana-ucieszył się na mój widok.
A już było tak dobrze, a już było tak pięknie... I znów bawimy się z “postaw przecinek w wolne miejsce”.

-Oooo przyszła Anusia-usłyszałam szyderczy głos jednego z piłkarzy.
-Xavi czy mam tam podejść i nauczyć cię oddychać złamanym nosem?-spytałam odwracając się w jego stronę.
- W zamian mogę Cię nauczyć grać w piłkę ze “złamaną” nogą - odgryzł się piłkarz, któremu udzielił się dobry humor analizatora.

-Dość- wkurzyłam się, chwyciłam piłkę i rzuciłam w niego. Trafiłam w głowę xD.
Emotka ma obrazować piłkę (D) trafiającą w głowę Xaviego (x)?

Odwrócił się ciągle biegnąc i przewrócił się o własne nogi.
Chryste, wychowanek La Masii i taka koordynacja ruchowa...

Wzięłam drugą piłkę w ręce i podeszłam do niego.
-Nie!! Ratunku!! Litości!! Nie bij mnie!!!-krzyczał zasłaniając twarz rękami.
Poważny, profesjonalny piłkarz zachowujący się jak dzieciak z podstawówki - cyk!

-Taaak? Teraz litości? Dobrze-upuściłam piłkę na jego twarz.
  No cóż nie upuściłam tylko rzuciłam. Taki drobny szczegół.
Krwawa Mary (Sue) nie zna, co to litość. I interpunkcja.

-Auuuu!-zawył
Zaraz, dziewczyna rzuciła w Xaviego piłką Polsportu (zwaną także “kamieniem”), że ten tak gwałtownie zareagował?

-Było zaczynać? Mówiłam, żebyś tak do mnie nie mówił, to nie, bo po co mnie słuchać. Jeszcze raz a będzie gorzej.
-Przepraszam-powiedział z udawaną skruchą-Anusiu.
-Czy tobie się naprawdę znudziło oddychać prostym nosem?
-Tak!- znowu zaczął uciekać.
- Panie trenerze! Ta laska przeprowadza regularną falę na starszym od siebie człowieku!
- Ćśśścho! Ona może.
- Jakim prawem?!
- Prawem Imperatywu Siły.
- Aha...

Chciałam go gonić, ale ktoś z tyłu złapał mnie w pasie.
-Puszczaj mnie- zaczęłam się wykręcać na różne strony.
Odwróciłam się w miarę możliwości i zobaczyłam te czekoladowe oczy.
Kiedyś doczekam się tekstu, w którym sportowcy nie będa składali się wyłącznie z oczu. Lazurowych, czekoladowych, łorewer.

David?-szepnęłam
-Co?-również mówił szeptem.
-Możesz mnie puścić???!!!-krzyknęłam jak najgłośniej potrafiłam
- Panie trenerze! Ona przeszkadza nam w treningu!
- Ćśśśścho! Nie zakłócaj narodzin potężnego uczucia... <patrzy cielęcym wzrokiem na urocza parkę>

-Ale cemu? Co ja ci takiego zrobiłam?-zrobiłam oczka Kota ze Shreka
Oczy Kota ze Shreka - cyk. Trafiliśmy na potężne złoża kanoniczności.

-Chcesz pobić Xaviego. Bella, obiecałaś, że będziesz trochę bardziej dla niego wyrozumiała.
Tym bardziej, że przekonałaś się, że na potrzeby opka profesor T.Alent cofnął go w rozwoju do poziomu kolonisty z Kołobrzegu.

Ok po pierwsze: puść mnie. Po drugie: niech sobie flajer do mnie nie zaczyna.
<śpiewa> Come on, baby, light my flajer!

David uśmiechnął się. Nie wiem dlaczego, ale poczułam w brzuchu przyjemne ciepło.
- Bul, bul, bul - bulgotał trawiony przez żołądek piłkareczki obiadek.

Weszłam do domu i od razu zaczął dzwonić telefon. Co oni serca nie mają? Nie mam natchnienia gadać.
“Ale kocówa za pomocą piłki to już mój żywioł”.

Popatrzyłam na komórkę "Likier dzwoni"
Właśnie znaleźliśmy się w marzeniach sennych Leny Skalskiej...
<ba dum tsss!>

-Halo.
-Ana, słuchaj mam problem.
-Nie wątpię w to. Możesz sprecyzować?
-Gran Derbi.
“Gram od 1999 w pierwszym składzie Realu i ciągle nie jestem pewien, czy w tych derbach gramy z Barceloną, czy z Wandą Kraków”.
Jezus Maria, jaki Casillas może mieć problem?!

-No mecz jak mecz.
-Czuję, że przegramy.
I to by było na tyle, jeżeli chodzi o motywację kapitana drużyny przed najważniejszym meczem w sezonie. Postawa godna Macieja Iwańskiego. Tego od oponki na brzuchu.

Chodzi o moją drużynę. Oni nie umieją przegrywać. Zwłaszcza Ronaldo i Ramos.
Mam na to dobrą radę. Załóż ryzykowną hipotezę, że wygracie Gran Derbi.

Jesteś kapitanem, tak?
-Tak.
-Powiedz, że mają grać do końca, a nie się wściekać, płakać, cieszyć mordę czy w ogóle udawać gwiazdeczki. Gra toczy się do ostatniej sekundy.
-Dzięki :)
Kącik z cyklu “Marysia uczy, radzi, przestrzega (wszak jej wszechwiedza jest niepodważalna)” - cyk!
[Jose trochę się obruszył na samą myśl, że kapitan zespołu zwraca się o poradę nie do niega, a znajomej gówniary trzymającej sztamę z Guardiolą, ale przypomniał sobie o Imperatywie i tylko pokiwał głową z uznaniem].

Po treningu wyszłam ze stadionu w towarzystwie Davida.
-David?-zagadnęłam
-Słucham.
-Stresujesz się przed Gran Derbi?
-Trochę. To mój pierwszy taki mecz. Nie chcę nawalić...-posmutniał.
“Nie przejmuj się, wczoraj dzwonił do mnie Casillas i mówił, że nie wierzy w wygraną. Macie ich na widelcu dzięki mnie, podwójnej agentce”.

Położyłam mu rękę na ramieniu.
-Nie nawalisz. Jestem pewna, że strzelisz kilka bramek.
 Popatrzył na mnie tymi wielkimi, ciągle smutnymi oczami.
-Tak myślisz?
Nie mogę wyjśc z podziwu: Villa i Casillas są w tym opku tak żałośnie bezjajeczni, że powinni grać w kobiecym zespole U-19. Razem z... ach, no tak, najgorsze złamanie świata.

 Lobo uśmiechnął się i przytulił mnie do siebie. Przyjemne dreszcze przeszły po moim ciele.
Szkoła Bartka Elektrokurka poszła w świat!

-Wiesz co zauważyłam?
-Co takiego?
-Nasza paczka powoli się rozpada. No wiesz... My we trójkę tutaj, Iker w Madrycie, Fer w Liverpoolu. Nie ma czasu na spotkania.
No może poza zgrupowaniami reprezentacji, których Hiszpanie mają wcale a wcale. Ogarnij się, chłopie, bądź profesjonalistą.

-Co ty taki smutny jesteś?-spytałam ostrożnie- Czym się martwisz?
-Co? Nie, niczym- odwrócił wzrok.
  Ok, nie chce to niech nie mówi.
-Bello?-spytał cicho
-Tak?
-Co byś zrobiła, gdybyś kogoś kochała, a nie miała pewności czy ten ktoś coś czuje do ciebie?
-Pewnie starałabym się dowiedzieć... tego co ten ktoś do mnie czuje...
Poza agenturalną przeszością Anabella pracowała także jako psycholog-amator. Specjalizowała się w piłkarzach o psychice 14-latka.

Weszliśmy do cukierni, gdzie zamówiliśmy sobie po gofrze z bitą śmietaną. Po zjedzeniu smakołyków, postanowiłam go trochę rozerwać [za pomocą granatu wepchniętego Villi siłą do przełyku], więc wzięłam go na spacer. Po gofrach zawsze mam głupawkę.
Nie wiem, co jest tajnym, narkotycznym składnikiem hiszpańskich gofrów, ale chyba mam ochotę to sprawdzić.

Szliśmy sobie, jak gdyby nigdy nic, kiedy nagle udałam, że mnie boli noga i usiadłam na trawie.
-Co się stało?- spytał z wyraźną troską. Już mi go szkoda xD.
Tutaj znak graficzny na kończy zdania służy zwizualizowaniu zmartwionego, nieco przytytego Villi (D) stojącego nad klęczącą boCHaterką (x).

-Noga mnie zabolała, ale już jest ok. Pomożesz mi?- wyciągnęłam rękę do niego. David ją chwycił i no cóż... wylądował na ziemi.
-Złośliwe stworzenie- zaśmiał się.
-Wiem, wiem...- próbowałam wstać. Próbowałam. Skubany mi to uniemożliwił.
  Postanowiłam usiąść na trawie. Dobra [zupka z bobra]. David wstał i chciał pomóc mi wstać. I znowu się zacznie. Pociągnęłam go za rękę, i klapnął tak, że jego twarz była tylko kilka centymetrów od mojej.
Blogaskowa kamasutra dziś prezentuje “końskie zaloty niepełnosprytnych piłkarzy”.

-Bella...-wyszeptał- Nie masz nic lepszego do roboty?
-Nie...- powiedziałam.
“Furda szkoła, dom, praca, najważniejsze jest znęcanie się nad Xavim i kącik samotnych serc z Villą”

Powoli zbliżał usta do moich. Dzieliły nas milimetry. Mogłam poczuć jego przyspieszony oddech. No i oczywiście... Zadzwonił telefon. Mój telefon ^^
Na wyświetlaczu pojawił się napis “To najmniej oryginalny zwrot akcji od czasów, kiedy mój pradziadek ważył tyle co pełny neseser”.

Chyba muszę wyłączyć dźwięki na przyszłość. Popatrzyłam " Tlenek dzwoni".
A za niedługo zadzwonią Reksio, Tinky Winky i, kur*a, sama Apple Pie.

Nosz do kurwy nędzy. Likier, Tlenek. Za chwilę Pique będzie się dobijał, gdzie jestem.
Przy okazji będzie błagał o to, byś zapisała go jakoś po ludzku na liście kontaktów w telefonie.

Ana... Miło cię słyszeć.
-Dobra co chcesz?
-Skąd wiesz, że czegoś chcę?
-No nie powiesz mi, że dzwonisz po to, żeby mnie poinformować, że przylatujesz do Barcelony i robimy imprezę.
-No dobra... ?Mam problem...
Tutaj każdy piłkarz ma egzystencjalny problem, z którym musi lecieć do psiapsióły.

-Tak. A problem znaczy...
-Rocznica... Co kupić Olalli?
-Weź ją na romantyczną kolację, potem do domu, wyznaj jej miłość i sprawa z dyńki [halloweenowej] na rok.
Anabella - doradztwo logistyczno-finansowe. Dzięki niej nie wydasz na żonę ani eurocenta!

-Villa, czy dowiem się, co cię tak bawi?-spytał Fer
-Nom [om nom nom]-odpowiedział Lobo- mam głupawkę xD.
A w tym wypadku emotka to stan mojego umysłu (x) przytłaczany przez debilną kreację postaci (D).

-Aha >.<- Fernando został zbity z tropu-
Tuśka, zaraz po opracowaniu blogaskowej teorii wszystkiego konieczne trzeba wziąć na warsztat przełożenie emotek na język mówiony. Inaczej dostaniemy opkokwiku.

(ałtorka leży na łóżku i smęci)

Mimowoli [de la Gramatico Dramatto] przypomniałam sobie, jak na mundialu mnie pocałował. Natychmiast odgoniłam od siebie te myśli. Nie mogę się w nim zakochać. Nie chcę niszczyć tego, co jest między nami. Pięknej przyjaźni. Odkąd pamiętam, zawsze był przy mnie. Pomagał, rozśmieszał. Nie powiem mu tego.
Jak tak można? Friendzonować Trulowera?! Tylko po to, by mieć jakikolwiek pretekst do ciągnięcia tej słabizny?

Zadzwonił telefon. Jak zwykle. A to dziwne, nie? "Gerard dzwoni"
Uff, już myślałem, że zapisała go w kontaktach jako Piquetonik lub Tupac Shakir.

-Halo?
-Ana, słuchaj. Co kupić dziewczynie na pierwszą randkę?
-Hmm... Kwiaty zwykle bywają skuteczne.
-Ok dzięki pa
-Pa.
Tu Anabella, konsultantka Linii Zaufania dla Piłkarskich Eunuchów. W czym moge pomóc?

Wyszłam na podwórko z zamiarem przejścia się po Barcelonie. Szłam powoli, delektując się pogodą, która tego dnia była wprost piękna. Hmm... Chłopaki powinni teraz mieć trening. Odwiedzę ich, a co.
Racja, nie wszyscy piłkarze korzystają z usług systemu edukacji, ale młoda damo! Co byś powiedziała na okazjonalną wizytę w szkole, miejscu pracy i jakąkolwiek aktywnośc poza uprzykrzaniem życia znajomym? Luźna sugestia.

Weszłam na stadion i wzięłam piłkę.
Sam Zbigniew Herbert zachwyciłby się oszczędnością przekazu.
[Chyba mamy piłkarski ekwiwalent “schodzenia na śniadanie”]

Wykorzystałam nieuwagę Valdesa i strzeliłam mu gola ^^.
W międzyczasie trener Juan Carlos Unzué dostał ku*wicy, gdy spostrzegł, kto po raz n-ty zakłóca mu zajęcia z bramkarzami.

-Coś wychodzisz z formy- zaśmiałam się, gdy zorientował się, kto strzelił bramkę.
-Skąd ty się tu wzięłaś?
- Wiesz, zawsze, gdy wchodzę na boisko treningowe, ochrona obiektu gra w pici polo i zapomina o Bożym świecie i pracy.

-Z małego miasteczka zwanego Móstoles.
-A skąd się wzięłaś na treningu?
-Z domu.
-Aha. Wiem wszystko.
Na temat bladego jak cera Iniesty humoru w tym opeczku.

 Usiadłam na ławce rezerwowych, żeby zawiązać buta [najwidoczniej Guardiola nie miał siły przeganiać intruza i pozwalał jej na wszystko dla świętego spokoju], kiedy usłyszałam kawałek rozmowy Davida i Andresa.

-No i co z tobą stary?-pytał Iniesta
-Nie wiem. Ciągle o niej myślę. Chcę jej powiedzieć, co do niej czuję, ale to nie jest takie łatwe.
-Musisz się odważyć. Przynajmniej spróbuj. Jeśli przyjaźnicie się już szmat czasu, a uważasz tą przyjaźń za niezniszczalną, będziesz miał okazję sprawdzić, jaka ona naprawdę jest.
-Andres... Ale ja nie dam rady. A jeśli ona mnie wyśmieje?
-To wtedy udowodni, że nie jest ciebie warta.
-Ja już nie wiem, co mam robić...
Potnij się kantem Jabulani. Eunuchu.

Odeszłam. Nie chciałam słuchać tej rozmowy. Podszedł do mnie Pedro.
-Ana...
-Co?
-Założyłem się z Valdesem.
-O co.
-O flaszkę. Jest tak: ja mówię, że jeśli zagrasz z nami to wygramy, a Victor, że przegramy.
- Trener nie ma nic przeciwko?
- A skąd! Właśnie teraz pisze pracę doktorską na temat uleganiu mocy Imperatywu nr 763: Mary Sue Bierze Udział w Treningu.

-Z wami, czyli z kim?
-Ja, ty, Leo, Gerard, Dani, Xavi i Iniesta. A Victor, Puyol, David, Busquets i jakieś sieroty [czyli wiemy, w którym momencie kończy się aŁtoreczkowa znajomość składu Barcy, hohoho] to przeciwnicy... Pomożesz?
- Tym bardziej, że nie mamy bramkarza. Zawsze ssaliśmy pałąki w ustalaniu składów.

-Ok, ale nie ręczę za to, że mi się nic nie stanie...
-Spoko. Ważne, żebyś zagrała ^^
Kiedy Pedro mówił te słowa, nad boiskim przelatywały dwie rybitwy (^^).

Stanęliśmy na boisku na naszej połowie. Ktoś był tak łaskawy, że zagwizdał na rozpoczęcie.
Sam Bóg w niebiesiech zadął w swój Gwizdek Sprawiedliwości.

Przejęłam piłkę i szybko pomknęłam pod pole karne. Zatrzymałam piłkę, rozglądnęłam się. David się zbliżał. Zdecydowałam się na drybling. Jeden zwód, drugi zwód i jesteśmy w domu.
Piłkarzeczka górująca umiejętnościami nad zawodowym piłkarzem światowej klasy - cyk.

Podałam do Andresa, który wybiegał niezauważony przez resztę.
Został dołączony do składu tuż przed podaniem Anabelli. Ach, te formalności treningowe.

Piękne dośrodkowanie i gol Andresa z woleja ^^ [czyżby przełożenie bramkostrzelnych stóp Iniesty na język piktogramów?]. Chwilę potem, po ładnej interwencji Messiego i posłaniu piłki pod nogi Gerarda, wygrywaliśmy już 2:0. Mecz skończył się takim wynikiem :).
-O tak! O tak! Wygrałem, wygrałem!-Pedro śpiewał i tańczył jakiś dziki taniec( chyba salsobodobny).
Jeżeli Pedro tak cieszy się się po wygranej gierce treningowej, to boję się go wpuszczać na finał Ligi Mistrzów. A nuż rozpirzy trubyny.
[Tańcem w body a la salsa, cokolwiek to jest]

-Dobra, dobra. Flaszkę ci dam po treningu i się ucisz- mruknął wkurzony Valdes.
-Bum sialala bum dźg bum sialala bum dźg bum*- Pedro chyba dzisiaj nie wziął psychotropów... No cóż... Smutna prawda o piłce nożnej >.< [mózg aŁtorko broniony ostrymi szpikulcami przd zdrowym rozsądkiem]. Nie wnikam. Nie chcę wiedzieć.
______________________________________________________
*- wynik głupawki z Kiki :)


Najpierw ucięte jajca, teraz okrojone mózgowia.

Postanowiłam pójść z Davidem i Piqechu na lody, czy coś.
BUUUUUUUUUURN! Czy coś.

Zadzwoniłam do nich. David zgodził się bez wahania, jednak Gerard wykręcał się wizytą Leo i Antonelli. No cóż... Jeśli nie chce to nie. Jak to mój telefon ma w zwyczaju, zaczął dzwonić.
- Moi ziomkowie są mocno przywiązani do tradycji dzwonienia w Dzień Głupiej Ksywki - wytłumaczył telefon Anabelli.

[następny fragment na własną odpowiedzialność. Będzie to dramat. Prawdziwy dramat. Wklejam w całości:]

- "Likier dzwoni" (akt I, scena I, podejście I)
I... Akcja!
-Halo.
-Ana. Miło cię słyszeć.
-Co chcesz?
-Hmm... A.... Bu!
-Dobra... Jeszcze coś?
-Tak.
-A mianowicie?
-A... Bu!
  Piiip, piiip, piiip
"Likier dzwoni" (akt I, scena I, podejście II)]
I... Akcja!
-Halo?
-A... Bu!
-Coś oprócz?
-Dobra... Dźg!
-Co?
-No.. dźg!
Piip, piip, piip
"Likier dzwoni" (akt I, scena I podejście III)
I... Akcja!
-Halo?
-Ana! Miło cię słyszeć.
-Co chcesz?
-Radę.
-Jaką?
-Umówiłem się na randkę!
-No... i?
-Co mam jej kupić?
-Zwykle działają kwiaty...
-Ok... to pa.
-Pa.

Iker na czasy ma niezłe odchyły. To był na przykład jeden z nich.


(nie musiałem nawet przerabiać obrazka!)

Ubrałam się w bluzkę, krótkie spodenki i trampki i poszłam na umówione z Davidem miejsce.
Przyszedł punktualnie.
-Hej- przytuliłam go na powitanie.
-Cześć, Bello- odwzajemnił uścisk. Znowu te dreszcze.
- Bzzzzt - pewien siatkarz z dalekiego kraju cieszył się z pojętnego ucznia.

(Villa organizuje domówkę dla kolegów z pracy, zaś jego upierdliwa koleżanka przestaje być na chwilę konsultantką)

Zadzwoniłam do Gerarda. Po prostu muszę z kimś pogadać, a nie mam z kim. Iker nie ma czasu, Fer z tą swoją żonką.
-Halo?- Ger odebrał po 3 sygnałach.
-Muszę z kimś pogadać.
-Już idę.
Po 10 minutach dzwonił do moich drzwi.
Czego to człowiek nie zrobi, by zaoszczędzić na rachunku telefonicznym...

(blablabla, w każdym razie oboje udają się - a jakże - na Camp Nou)

Nieco zdziwiona weszłam za nim do budynku i skierowaliśmy się na murawę. Tam zobaczyłam całą drużynę.
-O co tu chodzi?
Pewnie za chwilę Xavi i jego koledzy spuszczą jej manto za ten numer z biciem piłką po twarzy <przygotowuje popcorn>.

Chwila...-powiedział Gerard i poszedł do nich. Wziął coś od Iniesty i podszedł do mnie. Zaprezentował mi koszulkę w barwach Barcy z numerem 20 i... moim nazwiskiem.
Ibrahim Allefay łkał cichutko w trykot Puyola, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, że na potrzeby opka musiał oddać swoję dwudziechę.

W oczach stanęły mi łzy radości.
-To dla ciebie-uśmiechnął się Pique i podał mi koszulkę.
  Natychmaist ją ubrałam, a co. Chłopaki zaczęli śpiewać. Hmm... Nie wiem, co to było, ale chyba hymn klubu.
My jesteśmy eunuchy, hopsasa!
Przy kobietach ciepłe kluchy, hopsasa!
Anabello nasza słodka,
Kolejne prawidło opka:
Choć to sensu wcale ni ma,
Koszulkę klubową trzymaj,
Reprezentuj FC Barcę,

Kontynuujemy farsę.
Hopsasa!

-Dziękuję chłopaki- powiedziałam-kochani jesteście.
-A teraz balanga- wrzasnął Xavi i zaczął wywijać tyłkiem przy muzyce puszczonej z telefonu-Anusia została piłkarzem FC Barcelony.
W sumie... czy to powinno mnie dziwić? Do pełni pie**olnika brakuje jeszcze imprezy na płycie boiska i muzyki ze stadionowych głośników, słyszalnej na przedmieściach miasta.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nawet mnie ta "Anusia" nie wkurzyła. No i zaczęła się impreza. Na stadionie przy radiu [prawie!]. Nie wiadomo skąd, Bojan, przywlekł kilka flaszek.
I zbędny przecinek.
[Fajna domówka, zarząd stadionu z pewnością się ucieszy z nalotu paparazzich z Marci].

Pique nawalony w trzy dupy, próbował się oświadczyć w miarę trzeźwemu Valdesowi.
No pasaran! Ibrahimović będzie zazdrosny!

Kiedy ten odrzucił jego zaloty, poszedł upić się bardziej z Bojanem. Puyol i Messi tańczyli makarenę. Nawet im to wychodziło. Xavi, Iniesta i Jefren bawili się na trybunach w berka. Alves wlazł na poprzeczkę bramki i tańczył na niej salsę.
Ale nazajutrz wszyscy spakowali tornistry i grzecznie udali się do szkółki na majmę.

Wyszło na to, że spadł na Pepa Guardiolę, który właśnie wszedł na boisko i próbował go nakłonić, żeby zszedł [kierownik kolonii musi panowac nad największym bordlem]. No i Pepeowi coś zaczęło strzelać i przeskakiwać w kręgach.
I wydała się tajemnica dymisji! Od tamtej pory Villanova uwaznie patrzy, czy ktoś przypadkiem nie wygłupia się na bramkach.

Usiadłam na trybunach. Patrzyłam na tych wariatów.
Zakład na krakowskiej Krowodrzy zazdrości “wychowanków”.

Oni mnie zawsze rozśmieszą. Zastanawia mnie tylko, jak Puyol przeżywa zdradę Bojana z Pique...
Kłaki do góry, przeciez zawsze można zadzwonić do pocieszycielki piłkarskich serc!

David się przysiadł.
-Bella, czemu nie imprezujesz?
-Myślę sobie.
-A o czym?
-O wszystkim i o niczym.
  Uśmiechnął się.
- Ale z niej szutnik, wiadomo, że tylko o niczym - pomyślał.

Czas do południa zleciał mi szybko. Po 2 postanowiłam pójść do Villi, żeby mu trochę pomóc poprzestawiać meble do pokoju, w którym chłopaki mu ich nie zdewastują.
Nie wiedziałem, że Barca w 2010 kupiła Balotellego i Radka Majdana...

 *** o godzinie 17.30***
  ** w Hiszpanii **
   * durne te gwiazdki*
  Poprzestawialiśmy co trzeba, i ja poszłam do domu się przebrać w ciuchy wygrzebane rano. O 18 przyszłam znowu pod dom Davida i słysząc śmiechy weszłam.
Znajome weszłamy uwielbiały zabawy z piłkarzami.

Podeszłam do chłopaków i usiadłam pomiędzy Pique i Puyolem.
-Ana- ucieszył się Gerard- ładna kiecka.
-To bluzka, tylko dłuższa, sierotko- uświadomiłam go.
-Aha... Nigdy nie zrozumiem mody- mruknął i pogrążył się w rozmowie z Bojanem, który właśnie przebył. Czy ja o czymś nie wiem? No dobra... Wnikać nie będę
Nie wnikasz? A Porn Alert bezczynnie leży w kącie pokoju, smutno piszczy... :(

[domówka u El Guaje, zapnijcie pasy]

Po godzinie wszyscy się już zleźli i zaczęła się biba. Cały czas z kimś tańczyłam. Najpierw poprosił mnie Pedro. Chwilę później odbijany z Messim. Za moment Bojan i Pique na zmiany. DJ, czyli Jeffren, puścił przytulańca.
- Nie obawiajcie się, przytulaniec był wczoraj szczepiony! - zapewniał piłkarz.

[dziewczyna tańczy z Villą, śmoje boje, po czym piłkarz pyta ją o uczucia wobec niego]

Byłam pewna, że moja twarz już od dawna jest koloru dojrzałej wiśni.Poczułam, że rumieńce jeszcze bardziej wstępują mi na twarz. W tym momencie chyba nie było koloru, którym można określić kolor mojej twarzy.
Jest. Przed chwilą sama powiedziałaś, że była koloru dojrzałej wiśni
[Chodzi chyba o taki odcień:]


-Ja... ja...- kocham cię, krzyczały moje myśli- ja... cię bardzo bardzo lubię. A ty co do mnie czujesz? -Ja... ja ciebie też bardzo, bardzo lubię. Tfu, co ja gadam, Bello. Chodź ze mną, muszę ci coś powiedzieć.Wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą. Weszliśmy po schodach na górę do jego sypialni.
Alercik! Szykuj się, będziesz miał zajęcie!

-Proszę, usiądź sobie.
  Byłam przestraszona, ale spełniłam jego prośbę.
-David?-spytałam ostrożnie- co się stało?
-Bello, nic się nie stało, ale chyba musisz coś wiedzieć.
-Tak?
-Nigdy cię nie zastanowiło, czemu nie mówię do ciebie Ana, tylko Bella?
Wybiórcza pamięć? Sentyment do bajek Disneya? Pretensjonalny podryw?

 Pokręciłam głową. Ksywka to ksywka. Nic nadzwyczajnego.
-Uczyłaś się kiedyś włoskiego, prawda?
-Tak...,ale nie rozumiem po co ci to?
-To mi powiedz, co znaczy po włosku bella?
-Bella... to piękna.
-Właśnie... Piękna...- usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach- ty jesteś piękna dla mnie...
Większością głosów wygrała ostatnia opcja.

Po moim ciele przeszły dreszcze. Jeszcze nigdy nikt mi czegoś takiego nie powiedział. Nie spodziewałam się tych słów od najlepszego przyjaciela.
Nie wierzę! Najpiękniejsza, najmądrzejsza, najzabawniejsza laska w Katalonii, która zaskarbiła sobie przyjaźń połowy piłkarskiej kadry Hiszpanii, nigdy nie usłyszała takiego komplementu? AŁtorka nie potrafi nawet zbudować wiarygodnego schematu Marii Susany. Ole.

-Naprawdę?
  Popatrzył na mnie swoimi smutnymi oczami i pokiwał głową.
-Ale ciebie to i tak pewnie nie obchodzi.
-Tego nie wiesz...
-A dowiem się?
ZACZNIJCIE SIĘ PIEPRZYĆ JAK NORMALNI LUDZIE!

Nie odpowiedziałam, tylko przysunęłam się do niego i go pocałowałam. Odwzajemnił pocałunek.  
<klaszcze w dłonie> Alercik! Jesteś potrzebny!

W moim brzuchu zaczęły fruwać motylki.
Strach pomyśleć, co stanie się, gdy przebiją się one przez żołądek i zaczną składać jaja w mózgu.

Pocałował mnie. Odwzajemniłam pocałunek. Jego ręce błądziły pod moją bluzką. W chwilę później ją ściągnął. Zajęłam się jego podkoszulkiem.
Włączyła pralkę, nastawiła program, przygotowała proszek do koloru...

(impreza na dole)

Jefren, nawalony w 3 dupy, zapuszczał "Kanikuły" [do pasa mu urosły]. Ibi, nawalony w 4 dupy, śpiewał "Kanikuły".
Analizator, nawalony po lekturze opka w osiem dób, zachodził w głowę, kiedy poczciwe “Kanikuły” stały się tak popularne w Katalonii.

Nagle usłyszeli huk i trzask. To Iniesta na spółkę z Xavim postanowili otworzyć słynny barek Villi, w którym miał kilka rodzajów wyśmienitych trunków. W tym kilka flaszek wódki prosto z Polski. I to nie byle jakiej. Ale "żołądkowej gorzkiej"( dop. Autorki: nie udało im się otworzyć. Villa ma przy sobie klucz. On ich zna ^^).
Kolejny kamień milowy w budowie utworu epickiego: autorska analiza-spoiler własnego utworu, dokonana w trakcie pisania rozdziału. Niemal tak zabawna jak Likier i Piquechu.

(wracamy do sekszenia)
Leżałam na łóżku. David leżał na mnie i całował mnie w usta. Pieścił moje piersi. Wodziłam palcami po jego torsie, plecach. Zszedł z pocałunkami na moją szyję. Popatrzył mi w oczy. Wiedziałam, że jest gotowy. Kiwnęłam nieznacznie głową.  W chwilę później poczułam go w sobie.  
Spodnie! Zapomniałeś zdjąć SPODNIE!

Zaczął się poruszać powoli. Podporządkowałam się jego rytmowi. Poruszał się coraz szybciej, a ja razem z nim. W końcu poczułam w dole brzucha falę przyjemnego ciepła. David opadł na poduszkę obok mnie.
<patrzy na stoper>
<krzywi się z niesmakiem>
Davidzie, akurat w tej dyscyplinie nie wygrywają najszybsi.

Przytuliłam się do niego i zasnęłam. Nie obchodziły mnie hałasy na dole, ani reszta świata. Byłam tylko ja i on. David również wydawał się pogrążony we własnym świecie, bo nie zszedł na dół rozgonić towarzystwa.
I nie rozebrał się do aktu miłosnego.

(Bohaterowie następnego ranka schodzą na dół i odkrywają, że imprezowicze rozpirzyli Villi cały parter. Świetny gospodarz imprezy, kurna, wszystkiego przypilnował jak należy. Frajerom śmierć!)

W kuchni były porozwalane talerze, potłuczone kieliszki(chyba Xaviego), butelki po wódce walające się po podłodze i kilka niezidentyfikowanych przeze mnie odłamków szkła. W holu były głównie butelki. Za to w salonie był burdel na kółkach i z Alfonsem...
Alfons X umywa ręce, nigdy nie bywał w prywatnych mieszkaniach poddanych.

Meble, które z Davidem poprzesuwaliśmy, były na swoich miejscach, ale w stanie takim, że lepiej nie mówić,
Perfekcyjna Pani Domu świetnie zabezpieczyła meble przed uszkodzeniami, doprawdy.

Na kanapie walały się:
-puszki po piwie
-butelka po wódce
-kilka nakrętek
-jakieś jedzenie
-płyty
-Jeffren
- mleko 3,2%
- sałatka colesław
- pól kilo kur... przepraszam, to była lista zakupów.

David, który właśnie tu wszedł, mało nie dostał zawału. Podszedł do Jeffrena i potrząsnął nim.
-Jeff, możesz się obudzić?
-Co? Jeszcze 5 minut, mamusiu- wydukał budzony.
  David powziął drastyczne środki. Poszedł do kuchni, nalał wody do szklanki, wrócił i opróżnił szklankę na Jeffrena
Fuuuuuuu! Fuuuuuuuu! Fuuuuuuuuu!

który wrzasnął i skoczył na równe nogi. Niestety zaraz tego pożałował.
-Co się dzieje? Pali się?! Auuu moja głowa...
Też bym panikował, gdyby ktoś opróżnił się na mój łeb.

-Nie, ale wyjaśnisz mi, co robisz w moim domu?
-Hmm... nie pamiętam.
-Jak to nie pamiętasz?!
-Człowieku, nie drzyj się! Ja tu słyszę co Valdes 3 ulice dalej mówi!
-Au... Faktycznie niezły kac...-wtrąciłam.
Dlaczego u mnie kac nie wyzwala paranormalnego wyostrzenia zmysłów?!

-Nie prowokuj mnie....-wyjąkał Jeff.
-Bo co?
-Bo nie ręczę za swoje czyny...
-Ja również. Jak chcesz, możemy iść na solo.
-Dobra. Chodźmy.


Po uporządkowaniu domu Davida i bardzo grzecznym wyproszeniu Jeffrena(słowa"kurwa","cholera" i "wypierdalaj"),
Hiszpańscy piłkarze, a maniery jak u ortalionów na moim osiedlu.

W głowie ciągle mi siedziała ta noc z Davidem. Zresztą, komu by nie siedziała?
<nieśmiało podnosi rękę>

To była chyba najszczęśliwsza doba w moim życiu [zaraz tam doba, 23 sekundy, liczyłem...].  Chciałam wykrzyczeć całemu światu, co czuję. Moje marzenie się spełniło w najmniej oczekiwanym momencie.
Skoro nasze gołąbeczki mają za sobą stosunki wyższego rzędu, teraz zgodnie z prawem Siuraka czas na sceny zazdrości i zerwanie. Nie musicie mi dziękować.

Leżał na łóżku myślami będąc daleko stąd. Nie mógł uwierzyć, że ona odwzajemniła jego uczucia... Chciał być z nią na zawsze... Z zamyślenia wyrwał go dźwięk nadchodzącego połączenia. Popatrzył na wyświetlacz "numer zastrzeżony".
-Halo?
-Witaj, kochanie...-głos najbardziej znienawidzonej przez niego osoby zadźwięczał w słuchawce.
-Czego chcesz?
-Jutro przyjeżdżam! Mam nadzieję, że się spotkamy. Musisz w końcu zobaczyć Zaidę. Jest taka śliczna. W końcu to twoja córka...
-Nie jest moją córką!- podniósł głos- Nie rozumiesz tego?! Wiesz, dlaczego od ciebie odszedłem? Zdradziłaś mnie! Wmówiłaś mi dziecko!
Kiedy czujesz, że fabule brakuje dalszej motywacji do istnienia, zażyj Eks z Dzieckiem na Ręku!
[z kamieniem w ręku... <śpiewa>]

(wracamy do Anabelli)

Siedziałam przy stole w kuchni i piłam herbatę. Nagle do pomieszczenia wparował Iker. Nie powiem, zdziwiło mnie to...
- A trening, mecz, rodzina?
- Niczem jest to dla mię, gdy piękno Twoję chcę adorować, seniorita!

-A to już nie łaska zadzwonić, że przyjeżdżasz?
-Nie. Chciałem ci zrobić niespodziewankę.
-Aha... A jaki jest konkretny cel twojej wizyty?
-Ratunku!! Ja nie wytrzymuję nerwowo... Krysia płacze na każdym treningu, Pepe razem z nim, Kaka marudzi, że za dużo roboty...
I ten Bezjajcew nosi opaskę kapitana. Żal patrzeć.

A potem jak przegrywamy to wszystko idzie na bramkarza... Nawet się tak do Dudka nie przypierdalają, tylko do mnie...
A o co mają się przypier*alać? Że garbi się, siedząc na ławie?

A wielki Mou co? Kurwa nic! Jeszcze ich faworyzuje. Daje mi wycisk za wszystkich!- wyrzucił z siebie na jednym tchu.
Tak według pewnego nieprzeciętnego umysłu “zachowuje się” legenda Realu Madryt i wzór kapitana. Może piłkarze nie są w większości okazami inteligencji, ale nie wszyscy, na Boga, prezentują poziom Wojtka Pawłowskiego!

-Hej, hej, hej... zluzuj! Człowieku! Wypij herbaty miętowej, uspokój się i posłuchaj.
  Zaparzyłam mu mięty i zaczęłam...
-Dobra... Jak Krysia płacze, to mu stwórz powód do płaczu np: przypierdol.
Co momentalnie poprawi atmosferę w drużynie i pozycję Ikera. Rozpływam się przed geniuszem psychologicznym aŁtorki.

Jak Pepe płacze z nim to patrz pkt 1. Kace czy Kakowi nie wiem jak to się odmienia, powiedz, że zawsze może być gorzej.
Faktycznie, w języku hiszpańskim, jakim posługują się bohaterowie opka, odmiana słowa “Kaka” nastręcza kolosalnych trudności.

A wielkiemu Mou po prostu wygarnij.
-Ok... Tak zrobię. To ja lecę. Mam samolot za godzinę.
  -.-'' no cóż...
-Dobra, to leć papa.
Kolejny, który chce zaoszczędzić na rachunkach za telefon zaufania?
[Koszta biletów w dwie strony na pewno mu się zwrócą]

Szłam sobie alejką w parku, kiedy podeszła do mnie pewna kobieta. Zdawało mi się, że ją znam, ale nie mogłam sobie przypomnieć, skąd.
-Ana, witaj!-krzyknęła i podeszła do mnie.
-Przepraszam, ale my się znamy?
-Jak to?-wydawała się zdziwiona- nie pamiętasz mnie? To ja, Patricia.
-Pati? Jezu, ale się zmieniłaś! Nie poznałam cię- ucieszyłam się na widok starej przyjaciółki.
Tak starej, że wrzuconej do lamusa pamięci.

Co tam u ciebie? Jak ci się żyje?
-Bardzo dobrze. Chodzę czasem na treningi na Camp Nou.
CZASEM! <pusty śmiech>

A jak ty żyjesz? I co cię tak nagle sprowadza w te strony?- ze względu na to, że Pati była kiedyś z Davidem, postanowiłam nic na ten temat nie mówić. Przynajmniej jak na razie. Nie chcę sprawić jej bólu. Ciągle pamiętam, jak przeżywała to, że zerwali...
-A, wiesz... Postanowiłam wyjaśnić stare sprawy między Davidem i mną... W szczególności chodzi o Zaidę. To jego córka, ale on mi nie wierzy... Postanowiłam coś z tym zrobić, żeby mała miała pełną rodzinę...
-Taak. Rozumiem cię.
Naprawdę nie widzisz tego, że Eks z Dzieckiem na Ręku chce odebrać Ci świeżo odpieczętowanego chłopaka?!

-A co tam u Ikera, Gerarda i Fernanda?
-Iker ostatnio się żalił, że się wszyscy na nim wyżywają. U Geriego stara bieda... Fernando przeszedł do Chelsea, co muszę z nim dokładnie omówić...
-Masz na myśli opierdolenie go?
-Tak. Dokładnie.
Spokojnie, londyńscy kibice zrobią to za Ciebie po pierwszym sezonie Torresa w Anglii.

-Chyba muszę już spadać... Muszę wynająć pokój w hotelu...
-Nie musisz. Mam duży dom, pomieścimy się we trzy. Nawet jeszcze jest pokój Zaidy, ale stoi pusty od 2 lat... A ja tak nie lubię mieszkać sama...
Najlepiej zapakuj Davida w pudełko do prezentów i wręcz go Eks przed kolejnym meczem. Naiwna istoto.

Patricia ma się dzisiaj wprowadzić. Cieszy mnie to, bo w końcu nie będę sama.
SAMA?! Otaczasz się wianuszkiem zgimnaziałych piłkarzy i jesteś SAMA?!

Usłyszałam dźwięk mojej komórki, więc poszłam odebrać.
-Halo?
-Bella, musimy się spotkać...
-O co chodzi?
-Musimy pogadać- rozłączył się.
Nie znam się na sieciach telefonicznych w Hiszpanii, ale muszą strasznie drzeć kabonę z abonentów...

Nie ma to jednak jak inteligencja tego człowieka. Spotkać się. Tylko gdzie, kiedy, o której, ile nam to zajmie i inne takie. A chuja. Pójdę na Camp Nou to go spotkam.
Prosta implikacja: piłkarz => przebywa 24h na dobę na stadionie.

Wzięłam korki, koszulkę, spodenki, zostawiłam Pati na lodówce kartkę, że wrócę o 13 i przepraszam, ale jestem na treningu.
Każdy pretekst jest dobry, by iść z chłopakami pod prysznic.

Już trzeci talerz pofrunął w stronę ściany, na której się rozbił.

Zaraz, talerz rozbił się na ścianie, zanim do niej dofrunął?

-Pieprzony idiota!-krzyknął brunet do siebie- nie mogłeś jej powiedzieć, że przyjeżdża!
  David był lekko wkurzony. Po telefonie od Patricii tylko wyklinał i tłukł wszystko co popadło mu w ręce. Dlaczego go tak zdenerwowała? Co by było, gdyby nie zrozumiał, że Zaida to nie jego córka? Pewnie teraz by ją niańczył...
Straszne mecyje, opiekować się dzieckiem.



Weszłam do szatni i ubrałam korki. Wzięłam jedną z piłek i wyszłam na boisko. Złapałam jakiegoś cholernego doła.
Może dlatego, że zapomniała założyć kompletnego stroju i popylała za piłkę w zbyt ciasnych spodniach. Ewentualnie ochrona stadionu zarządziła obławę na dziewczynę notorycznie naruszającą regulaminy obowiązujące na Camp Nou. To może być dołogenne.

Cały czas martwiłam się, że David może wrócić do Pati. Nie wiem co bym wtedy zrobiła.
O, obudziło się Boże stworzenie...

Powstrzymałam się jednak od tego. Nie chciałam, by chłopaki zobaczyli, że ich Anusia płakała. Zwłaszcza Xavi. Nie dałby mi spokoju do końca życia.
Też wyobraziliście sobie Xaviego ścigającego Anabellę po uliczkach miasta, krzyczącego “Beksa lala, hahaha!”?

(miłosne blablabla)

Zaczęliśmy robić przysiady, brzuszki, pompki, okrążenia i tym podobne.
Trening Barcy nie różni się od zajęć w-fu w mojej dawnej szkole! Powiem panu magistrowi, żeby aplikował na asystenta Villanovy!

Czułam, że przyjazd Pati krępuje Davida. Nie wątpię. W końcu go oszukała... Mam nadzieję, że w końcu to sobie wyjaśnią.
Nie padło jeszcze wyrażenie “testy ciążowe”, ale boChatereczka już wie, że Villa nie jest ojcem dziecka swojej eks. Te hiszpańskie dziewczyny mają coś w sobie...

-Davidku! Przyszłyśmy cię odwiedzić!- po stadionie roznosił się głos tak dobrze mi i Davidowi znany.
-Pati, co ty tu robisz?- podbiegłam do niej. Trzymała za rękę Zaidę, która chowała się za spódnicą matki
(inspirowane Sineirą z NAKW-y)
Po stadionie matka z córką
bez sensu się pląta
Dość, że parkę zdzierżyć trudno -
Trzecia do trójkąta?!

-Pati, David jest zdenerwowany, bo nie wiadomo, czy zagra z Arsenalem. Nie chce z nikim rozmawiać...-kłamałam jak z nut-
W Pro Evolution Soccer da się tworzyć takie mieszane ligi najlepszych drużyn na świecie. Może opkowy Villa gra w jednej z nich?

-Dobrze, Ana. Wiesz, wspaniała z ciebie przyjaciółka. Nie będziesz mnie musiała mieć długo na głowie. Za tydzień wyjeżdżam...
-Ojej... To szkoda... Przepraszam cię, ale mnie wołają. Porozmawiamy w domu.
-Dobrze- odwróciła się na pięcie i razem z dzieckiem wyszła.
Wszyscy włażą na to Camp Nou gdzie, jak i kiedy chcą. Gorzej niż w tramwaju.

Pobiegłam do chłopaków. Właśnie wybierali składy. Ja byłam w drużynie razem z Bojanem, Andresem, Victorem, Xavim, Jeffem, Ibim, Ericem, Gerardem, Puyim i Sergiem. Reszta była oddzielną drużynę, która była całkowicie niepodległa.
Viva Catalunya!... Zaraz, w takim razie co robi 7 Katalończyków w “podległej” ekipie boChaterki?

Kolejny odcinek sama autorka opisuje tak:

To jest krótkie(jak wszystkie) ale wyjątkowo bez sensu >.<''
Ucinamy, co się będziemy pastwić. Kolejna źle opisana impreza z udziałem katalońskiej gimbazy.

Słońce zaczęło wychylać się powoli zza czarnych chmur i nieśmiało rzucało promienie na mokre ulice, budynki i ludzi. Wysoka Hiszpanka z dzieckiem przemierzała jedną z bocznych uliczek. Podeszła do wysokiego mężczyzny w czerni.
-Masz- zapytała z nadzieją w głosie.
-Tak- wręczył jej fiolkę z niebieskim płynem, a ona mu zwitek banknotów.
Jak dobrze wiedzieć, że dilerzy poszerzyli swoją ofertę o Viagrę w płynie. A może to tylko zmodyfikowane curacao?

 Szybko, stukając obcasami o mokry asfalt odeszła z tego miejsca, z planem w głowie. Dziecko niczego nie rozumiejąc odezwało się cicho.
-Mamusiu? A po co ci to coś?
-Wrócimy do tatusia i będziemy szczęśliwi.
<myśli nad intrygą uknutą przez kobietę>
<domyśla się>
<zanosi się histerycznym śmiechem>
<przepona zaczyna żyć własnym życiem>
<o jeżusiu, brakuje mi tlenu>
<arghhhhh>


10 komentarze:

Anonimowy pisze...

Już, już, już komentuję!
Mogę być z lekka rozstrojona, bo oglądałam ostatni odcinek Sherlocka.
"Gimbarcelona"? Hurra, wreszcie sobie poużywam na tych dzieciach, co teraz przyszły do mojej szkoły i są takie irytujące, bo stoją stadami na środku wąskich korytarzy, schodzą całą szerokością schodów i jeszcze mnie potrącają. Mnie! Drugoklasistkę z liceum!
Co to są tuki? Pierwsze słyszę.
"
Najlepszy tekst: 'Co się tak gapisz, jakbym ci piłkę z podpisem Ronaldo obiecała??!!'" - Jak to jest jej najlepszy tekst...
"Stał chwilę prosząc w duszy, by futbolówka wylądowała w bramce." - Phi! Ja zawsze proszę, żeby piła nie trafiła w siatkę, i co? I nico. Mikasa swoje wie.
" I w tym momencie przypomniała mu się jedna osoba. Osoba, która zawsze była przy nim. Osoba, która zawsze dzieliła z nim radości, która niosła mu pociechę i ukojenie w trudnych chwilach. Osoba, na którą zawsze mógł liczyć." - Mama?
"Hiszpanie zwyciężyli różnicą jednej bramki, strzelonej głową przez Carlosa Puyola." - Pamiętam to, bo po tym strzale zaczęłam jakoś tak bardziej interesować się piłką nożną, a Puyol był pierwszym piłkarzem, którego rozpoznawałam. Nie, żeby to było szczególnie trudne, no ale. Zawsze coś.
"Davida, Likiera, Tlenka i Piqusia." - Zaczynałam to czytać w środę w szkole na przerwie. Przy tym fragmencie dzwonek na matematykę brzmiał dla mnie jak pienie anielskie w drodze do wybawienia. (Przypominam, że jestem humanem.)
"-Mnie też przykro... Muszę iść bo trzeba oblać zwycięstwo.
Ostatnia działająca komórka mózgowa spełniła swoje zadanie! Uff!" - Popijawa zawsze znajdzie drogę do serc i umysłów, nawet Imperatyw jest wobec niej bezsilny :P

Anonimowy pisze...

"Postanowiłam poszukać jakiejś gazety w sklepie, żebym miała co czytać podczas lotu." - Kto uważa, że kupiła "Bravo" szalik w górę!
"Zanotujcie, drodzy czytelnicy: oto klasyczny przykład Braku Stylu, prowadzącego do ciężkiej nudy, opadania powiek i narastającej depresji czytelniczej." - Zanotowałam, mnie się przyda :3
"STOP! Kochana, jeżeli nie jesteś członkiem sztabu szkoleniowego, medycznego lub po prostu piłkarzem La Furia Roja, to nawet Albus Dumbledore nie może sprawić, żebyś znalazła się tuż obok trenera podczas finału mundialu. Po prostu nie." - Hahahaha <3 (Ale mimo wszystko się nie zgadzam. Ja, dziecko pokolenia Harry'ego Pottera uważam, że Albus Dumbledore może wszystko.)
Uśmiechnięty Piegus śni mi się teraz po nocach. Nie wspominając o tym, że nigdy już nie kupię "Piegusków", bo widziałabym na nich...
"W finale Mistrzostw Wariatkowa Tworki wygrały po dogrywce z Lublińcem! Brawa!" - *klaszcze entuzjastycznie*
Migelito, za szybko odhaczasz, nie nadążam z odnajdywaniem punktów na liście. Muszę to sobie jakoś ułożyć, alfabetycznie czy jak.
"-Mam dla pani smutną wiadomość. Podczas upadku złamała pani nogę w trzech miejscach." - Co ona upadając wpadła do kanionu Kolorado? Grali na polskich boiskach? Nie no, ja nie mogę.

Anonimowy pisze...

"Gdyby pani przemęczyła nogę, mogłaby pani mieć powikłania. Nie zagra pani już więcej.
" - Dołączam się. Jak tak czytam te wszystkie wielkie blogaskowe sceny szpitalne, dochodzę do wniosku, że po zeszłotygodniowym treningu powinnam do dzisiaj leżeć na OIOM-ie.
"Wspomnienia bolą." - Wspomnienia złamania w trzech miejscach szczególnie, he he he... No tak, suchar, ja wiem.
"Weszłam na stadion [przekupując wszystkich ochroniarzy po drodze]" - Gdyby człowiek wiedział, że to się da załatwić w taki sposób, to byłabym na każdym meczu, ech.
"Natomiast mężczyźni stali obok i dziwili się, czemu młodzieżówka z La Masii zajęła im boisko treningowe." - Poważnie rozważam założenie pliku z najlepszymi ripostami z Szalikowców.
"-Nie!! Ratunku!! Litości!! Nie bij mnie!!!-krzyczał zasłaniając twarz rękami." - *wizualizuje sobie Xaviego w takiej sytuacji* AHA, DOBRA.
"-Było zaczynać? Mówiłam, żebyś tak do mnie nie mówił, to nie, bo po co mnie słuchać." - No w sumie z tym słuchaniem to racja.
"Kiedyś doczekam się tekstu, w którym sportowcy nie będa składali się wyłącznie z oczu. Lazurowych, czekoladowych, łorewer." - Tylko nie jestem pewna, czy poddasz go analizie. Możesz spróbować z którymś moim, w gruncie rzeczy Imperatyw tam obowiązuje, więc by się dało.
" Popatrzyłam na komórkę "Likier dzwoni" - Jeżeli dzwoni do Ciebie alkohol to wiedz, że coś się dzieje.
Właśnie znaleźliśmy się w marzeniach sennych Leny Skalskiej...
" - Skalska się powoli staje blogaskowym archetypem, nie mam racji?
"“Gram od 1999 w pierwszym składzie Realu i ciągle nie jestem pewien, czy w tych derbach gramy z Barceloną, czy z Wandą Kraków”. - *odchodzi na stronę, żeby się wyśmiać*
"Mam na to dobrą radę. Załóż ryzykowną hipotezę, że wygracie Gran Derbi. " - Z Wandą Kraków? Nigdy!
"Szkoła Bartka Elektrokurka poszła w świat!" - A z tego z kolei robi nam się powoli topos.
"-Nasza paczka powoli się rozpada. No wiesz... My we trójkę tutaj, Iker w Madrycie, Fer w Liverpoolu. Nie ma czasu na spotkania" - Straciłam parę cennych sekund, zastanawiając się, co ma żelazo do Liverpoolu i paczki znajomych boChaterki. (Nigdy więcej czytania Szalikowców po chemii.)

Anonimowy pisze...

"
-Co ty taki smutny jesteś?-spytałam ostrożnie- Czym się martwisz?" - Też bym nie skakała z radości, gdyby mnie ktoś umieścił w opku.
"Nie wiem, co jest tajnym, narkotycznym składnikiem hiszpańskich gofrów, ale chyba mam ochotę to sprawdzić." - No co Ty, nigdy nie miałeś głupawki po gofrach? :O Ach, Wy, studenci...
"Dobra [zupka z bobra]." - Ale z wieprza lepsza :D
"A za niedługo zadzwonią Reksio, Tinky Winky i, kur*a, sama Apple Pie." - A po nich jeszcze Bójka, Bajka i Barwurka, żeby Migelito nie był już w stanie nawet tego słowa na ka wygwiazdkować ;P
"-Aha >.<- Fernando został zbity z tropu" - Dlaczego Fernando zmienił się w Azjatę? Przez telefon?!
"Wykorzystałam nieuwagę Valdesa i strzeliłam mu gola ^^. " - No dobra, ja też średnio ufam umiejętnością Valdesa i gdy piłka jest w polu karnym Barcelony wolę nie patrzeć albo dmucham na ekran, jakby to mogło w czymś pomóc, ewentualnie drę się "ZABIERZCIE JĄ STĄD!", ale mimo wszystko.. boChaterka? Valdesowi? To bardziej surrealistyczne od powiedzenia, że udał mi się atak na piątkowej siatkówce.
"Na temat bladego jak cera Iniesty humoru w tym opeczku." - Iniesta ostatnio się ostro zjarał... jak na niego. No nieważne. To był komentarz bez sensu i znaczenia.
"Kiedy Pedro mówił te słowa, nad boiskim przelatywały dwie rybitwy (^^)." - Mam nadzieję, że narobiły boChaterce na głowę.
" Postanowiłam pójść z Davidem i Piqechu na lody, czy coś. " - Piquechu? Wyobrażasz sobie, jak on wchodził na boisko? Guardiola krzyczał "Piquechu, wybieram Cię"? :O
"Iker nie ma czasu, Fer z tą swoją żonką." - Żelazo się ohajtało? To nawet tłumaczenie reguły Markownikowa przez moją panią "wodór idzie tu, bo tu ma więcej znajomych" wysiada. Czym jest szczęśliwa wybranka? Cyną?
"Pewnie za chwilę Xavi i jego koledzy spuszczą jej manto za ten numer z biciem piłką po twarzy . " - Tia, pomarzyć można.
"Nie wiadomo skąd, Bojan, przywlekł kilka flaszek." - Jak to skąd? Z Milanu! Bo skąd niby wzięli Bojana?

Anonimowy pisze...

"Zastanawia mnie tylko, jak Puyol przeżywa zdradę Bojana z Pique... " - Hapszt! To ciężka próba dla mojego dissowego Ja. Nie nabijałam się z Bojana od dwóch tygodni!
"Podeszłam do chłopaków i usiadłam pomiędzy Pique i Puyolem." - A gdzie Bojan?
"-Ana- ucieszył się Gerard- ładna kiecka.
-To bluzka, tylko dłuższa, sierotko- uświadomiłam go." - Lata w samej bluzce? Mother of fashion...
"-Aha... Nigdy nie zrozumiem mody- mruknął i pogrążył się w rozmowie z Bojanem [^^- i nie, Migelito, to nie są dwie rybitwy], który właśnie przebył. Czy ja o czymś nie wiem?" - No właśnie. Co przebył Bojan? Tyfus? Szkarlatynę? Ospę wietrzną?
"Nie wnikasz? A Porn Alert bezczynnie leży w kącie pokoju, smutno piszczy... :(" - Niech się cieszy, bo niedługo będzie musiał wrócić do Bełchatowa, a tam...
"[domówka u El Guaje, zapnijcie pasy]" - Może lepiej od razu włożyć kaftan bezpieczeństwa?
"Najpierw poprosił mnie Pedro." - Pewnie tańczyli body salsę.
"Po moim ciele przeszły dreszcze. Jeszcze nigdy nikt mi czegoś takiego nie powiedział." - CIEKAWE DLACZEGO
"Davidzie, akurat w tej dyscyplinie nie wygrywają najszybsi." - Grubo. Patrzę przez palce.
"A potem jak przegrywamy to wszystko idzie na bramkarza... Nawet się tak do Dudka nie przypierdalają, tylko do mnie...
A o co mają się przypier*alać? Że garbi się, siedząc na ławie?" - Teraz nawet nie ma co odchodzić na stronę, bo bym wróciła dopiero na Igrzyska w Rio.
"
-Hej, hej, hej... zluzuj! Człowieku! Wypij herbaty miętowej, uspokój się i posłuchaj.
Zaparzyłam mu mięty i zaczęłam.." - Ja tam zawsze myślałam, że miętę się parzy na ból brzucha, a na uspokojenie to bardziej melisa. Ale co ja, człowiek z problemami nerwicowymi i około depresyjnymi o tym wiem.
"A wielkiemu Mou po prostu wygarnij.
-Ok... Tak zrobię. To ja lecę. Mam samolot za godzinę. " - Samolot... Wygarnianie Mourihno... Już to ktoś kiedyś zrobił i nie skończyło się to za fajnie.

Anonimowy pisze...

"Szłam sobie alejką w parku, kiedy podeszła do mnie pewna kobieta. Zdawało mi się, że ją znam, ale nie mogłam sobie przypomnieć, skąd.
-Ana, witaj!-krzyknęła i podeszła do mnie.
-Przepraszam, ale my się znamy?
-Jak to?-wydawała się zdziwiona- nie pamiętasz mnie? To ja, Patricia." - JEŻU, JAKA SCHIZA. Podejrzewałam, że to będzie jej matka.
"Tak starej, że wrzuconej do lamusa pamięci." - Gdzieś trzeba było pomieścić tych wszystkich hiszpańskich piłkarzy.
"Spokojnie, londyńscy kibice zrobią to za Ciebie po pierwszym sezonie Torresa w Anglii." - Jak ja lubię dissy na Torresie. Prawie tak bardzo jak te na Bojanie. Skąd mi się to bierze?
"SAMA?! Otaczasz się wianuszkiem zgimnaziałych piłkarzy i jesteś SAMA?!" - Gimbaza nie liczy się jako towarzystwo.
"Tylko gdzie, kiedy, o której, ile nam to zajmie i inne takie. A chuja. Pójdę na Camp Nou to go spotkam. " - Ten ..uj, to jednak wszędzie się zmieści :O
"Wzięłam korki,..." - z języka polskiego. A, nie takie. Sorki.
" David był lekko wkurzony. Po telefonie od Patricii tylko wyklinał i tłukł wszystko co popadło mu w ręce." - Lekko wkurzony. Gdy był bardzo wkurzony zapewne ciskał telewizorem, wieżą, kinem domowym...
"Może dlatego, że zapomniała założyć kompletnego stroju i popylała za piłkę w zbyt ciasnych spodniach." - W życiu większości dziewczyn przychodzi taki moment, kiedy wszystkie spodnie są za ciasne. I owszem, to jest dołogenne.
"Też wyobraziliście sobie Xaviego ścigającego Anabellę po uliczkach miasta, krzyczącego “Beksa lala, hahaha!”?" - TERAZ JUŻ TAK. I nie wiem, czy tego chciałam. Wystarczająco traumatycznym doznaniem jest dla mnie to, że Xavi jest podobny do mojego lektora z francuskiego.
"W Pro Evolution Soccer da się tworzyć takie mieszane ligi najlepszych drużyn na świecie. Może opkowy Villa gra w jednej z nich?" - Kuzyni mojej przyjaciółki grali kiedyś Barcelona kontra Hiszpania.
"Jak dobrze wiedzieć, że dilerzy poszerzyli swoją ofertę o Viagrę w płynie." - O matko, Viagra w płynie. Czy to ma jakiś związek z niebieskim Poweradem? Bo nie wiem, czy powinnam się czegoś obawiać.
Czy ona kupiła Amortencję?
Szkoda, że bez Tuśki, bo stanowicie zabójczy tandem, tandem-monstertruck, rozjeżdżający opka, ale uwielbiam Twój dowcip i fajnie się coś takiego czyta po długim, męczącym tygodniu. Z niebieską czcionką bardziej Ci do twarzy. Czerwona źle mi się kojarzy, if you know what I mean.

migelito pisze...

Przecież landrynka była różowa... No dobrze, przemyślę zmianę koloru :)

Bibliopatka pisze...

Nieźle się uśmiałam w czasie czytania tej analizy - i w czasie czytania poprzednich, których nie komentowałam. Korzystając z okazji, dziękuję za dobrą zabawę, jaką mnie "Szalikowcy" raczą :)

Anonimowy pisze...

Ojojoj. Ojojoj. W trakcie czytania tej analizy moja przepona dołączyła do twojej i razem turlają się ze śmiechu, plotkując przy okazji o zgonie pewnej boCHaterki (poprzedzonym przedawkowaniem viagry w płynie). Żeby nie było zbyt różowo: ''londyńscy kibice zrobią to za Ciebie po pierwszym sezonie Torresa w Anglii.''. Kiedy Liverpool odłączył się od reszty kraju i stworzył Niezależne Księstwo Scouserskie z miłościwie im panującym Carragherem i pierwszą damą Gerrardem, hę? No, whatever. Jest dobrze!

migelito pisze...

Przepraszam, zamiast "Anglii" miało być "Chelsea", najwidoczniej jakiś ałtoreczkowy chochlik chciał mi dokuczyć. Dziekuję za uważną lekturę :)

Prześlij komentarz