Olek, Ola, to i hola!, cz.3

|
Tak, moich kochani, Wasza cierpliwość zostaje nagrodzona! Oto kolejna, wyczekiwana długie miesiące część analizy historii o socjopatce współlokatorce serbskich siatkarzy. I możecie mi ufać - jeszcze długo to opko będzie nam towarzyszyć.
Gotowi na dalszą część przygody?


Analizują: highwaytohell, Tuśka

-Dlaczego Aleks jest taki… dziwny? – zapytałam, przerywając to milczenie. Wreszcie miałam okazję się czegoś dowiedzieć. Przysięgłam sobie, że teraz Konstancji nie odpuszczę. Powie mi wszystko. Jeśli nie po dobroci, to zastosuję tortury. Nie będzie żadnego zmiłuj.
Tortury? Każesz mu czytać to opko na głos, czy poprzestaniesz na standardowym zestawie wybijania palców?
Myślę, że sama jej obecność to największa tortura dla Cupka.

-Dziwny? Nic mi na ten temat nie wiadomo – Cupković wpakował sobie trzy frytki na raz do buzi. – To normalny dwudziestolatek przecież.
Wniosek z tego, że to z tobą, boChaterko jest coś nie tak :D Konstantin przecież wie, co mówi, wszak miał kiedyś dwadzieścia lat.
Ja też... *wspomina z nostalgią i ociera samotną łzę*


-Przez jakiś czas mnie unikał. Nie chciał ze mną rozmawiać, nawet na mnie nie patrzył. To ze mną coś nie tak?
- Tak.
- Wszystko z tobą w porządku – Konstantin pokręcił energicznie głową. – Tutaj nie chodzi o ciebie, tylko o Aleksa…
Nie chodzi o Aleksa, ale chodzi o Aleksa, bo gdyby jednak o Aleksa nie chodziło, to musiało by być coś z drogą Mary Sue, a na to nie można pozwolić.

-Dobra, chodźmy na te zakupy. Karta kredytowa zaczyna mi już powoli ciążyć – uśmiechnęłam się szeroko.
Od tych kokosów zarabianych na nie wiadomo czym.
Ostatnio produkuje się serię modnych kart kredytowych z ununoctium.

Nie mogę przecież wypalić tak prosto z mostu: Hej Aleks. Podobno dręczysz się przeszłością. Może powiesz mi o co chodzi, a ja tobie pomogę? Pewnie znów zacząłby mnie unikać. Lepiej żeby było, jak jest teraz.
Lepiej, bo istnieje ewentualność, że powiedziałby, o co chodzi i cała wartka akcja straciłaby na walorach.


    W ciągu godziny wydałam połowę swojej pensji. No, ale przecież nie musiałam martwić się opłatami za mieszkanie oraz inne rachunki. Wszystkim zajmował się pan prezes.
Nie wiedziałam, że Piechocki ma taki gest.
*tworzy ogłoszenie o treści: „Młoda, obiecująca studentka weterynarii szuka fraj spons mecenasa. Obiecuje dwa rysunki kucyków MLP na tydzień”*

-Niebieska, czy zielona? – drzwi przebieralni otworzyły się, a blondyn prezentował mi na wieszakach dwie koszule.
- A mogę najpierw ciebie w nich zobaczyć?
Żadnego podniecania się klatą? Ej, ej.

    Skinął głową, a następnie znów zamknął za sobą drzwi od przymierzalni. Oparłam się o ścianę. Z tym facetem gorzej robiło się zakupy, niż z Moniką. Ona zawsze szybko wybierała co chce przymierzyć, a co bierze od razu. W każdym sklepie spędzałyśmy średnio dziesięć minut.
- I jak? – Konstantin zaprezentował mi się w niebieskiej koszuli. Od razu stwierdziłam, że wygląda całkiem apetycznie.
Konstantin... Cupković... Apetycznie... Aajuwshjalss, moje dzieciństwo zostało zniszczone.
Nie jest to może Purple Shirt of Sex, ale od biedy...

Spojrzałam na tą (a ja na tę) zieloną, której jeszcze nie przymierzał.
- Na sto procent ta – wydałam osąd. – Tej drugiej nie masz nawet co przymierzać. Już widać, że niebieski to twój kolor.
Powiedziała Mary Versace Skrue.

-Dorabiasz sobie czasem, jako stylistka? (nie, jako nadprogramowy przecinek, nieźle płacą) – blondyn roześmiał się, a ja zdzieliłam go apaszką, którą właśnie trzymałam w ręce. Zrobił oburzoną minę. Nim się obejrzałam, wylądowałam z nim w przymierzalni. Ściskał mnie tak mocno, że byłam pewna, iż za chwilę mnie udusi.
Szit got ril. Z Konstantina wychodzą stare nawyki z pchaniem się z językiem na pierwszej randce, i takie tam.

-Konstancja, nie przeginaj – mruknęłam, próbując się od niego odsunąć. Niestety był dla mnie stanowczo za silny. – Bo zacznę piszczeć.
    Podziałało! Znów mogłam swobodnie oddychać.
„Będę piszczeć” to w ustach dziewczyny większa groźba niż odpowiedź „Nic” na pytanie „Co się stało?”.
Nadal słabsza niż „Porozmawiajmy o nas”.

Zadarłam głowę, bo nawet w tych wysokich szpilkach byłam o dwadzieścia pięć centymetrów niższa od niego.
To ile ona miała wzrostu? Metr czterdzieści?
Chciałam coś napisać, ale nie będę obrażać hobbitów.

-Już się na coś zdecydowałeś? Bo wiesz, dochodzi godzina piętnasta, a na siedemnastą zaplanowany został trening.
Życie z zegarkiem w ręku, opko style:
„O dziewiętnastej zaś zjecie kolację z prezesem, a o dwudziestej minut piętnaście wrócicie do domu.”

-Ale jak to? Przecież niedawno była jeszcze dwunasta.
W Serbii nie dość, że piszą cyrylicą, to jeszcze czas płynie inaczej.
Wibbly-wobbly, timey-wimey... po raz kolejny.

-Tak, dwie godziny temu – zauważyłam mądrze, wychodząc z przebieralni.
I to była jedyna mądra uwaga boChaterki w tym opku.
Taką mądrość opanowałam już w przedszkolu.

    Do domu wróciliśmy na dziesięć minut przed rozpoczęciem treningu.
Dziesięć minut i ile sekund? Beznadziejna ignorantka, nie podchodzi poważnie do blogaskowych praw.

Wpadłam do swojego pokoju, by się przebrać. Danger wyprowadził się już wczoraj. Wracał na Kubę. Nie udało mu się podpisać kontraktu ze Skrą. Nie rozumiem dlaczego, bo jest zajebisty!
Zajebistą to ja mam w tym momencie ochotę, żeby strzelić sobie w łeb.
Naprawdę nie wiem, dlaczego Messi nie chce przejść do Bayernu, przecież jest zajebisty!

No, ale nie będę wchodzić w umysł trenera oraz reszty sztabu.
Jeszcze by się okazało, że mają na to jakieś inne określenia.

    Z szafy wyciągnęłam swoje dresy.
Mogła równie dobrze wyciągnąć dresy Atanasijevicia albo Cupko, dlatego doceńmy ten zaimek dzierżawczy.
I doceńmy, że nie byli to panowie dresowie.

Kilka godzin w takich butach, to nie jest najlepszy pomysł.
Co innego przecinek w nieodpowiednim miejscu – to jest pomysł idealny!
.
- No tak, trening – wychrypiał. – Już idę.
- Czekaj, czekaj – zmrużyłam oczy, przykładając dłoń do czoła siatkarza. – Matko z ojcem, ty jesteś rozpalony! To przez te (TOOOOOO) wasze chodzenie po deszczu…
Wielka, romantyczna scena pielęgnowania Atanasijevicia nadchodzi. Poproszę o muzyczkę ze „Szczęk”.
Fluttershy mode: on.

-Trzydzieści osiem i siedem. No pięknie – westchnęłam po polsku. Aleks jeszcze nie kumał zbyt wiele, więc musiałam mu przetłumaczyć, że nie jest dobrze.
W wieku dwudziestu lat nie wie, jak działa termometr?! Jeżu...
Nie rozpoznał cyfr na wyświetlaczu/nie umiał odczytać wysokości słupa rtęci? W Serbii piszą też cyferki cyrylicą?

-Ja pójdę na halę, pogadam z Nawrockim i wrócę z lekarzem.
Musi zapytać Nawrockiego o zgodę na wizytę lekarza?
Btw, nie miałam wizyty domowej od czasu, gdy skończyłam jakieś 10 lat.


Ty masz leżeć pod kołdrą. Możesz wstać jedynie do toalety.
Jej troska sprawia, że sama mam ochotę udać się do toalety. Puścić pawia.

Kiedy przyszłam na halę, zostałam radośnie powitana przez Kurka. Albo mi się wydawało, albo stał się jeszcze silniejszy niż był przed tym wyjazdem.
Hardkorowy Kurkoksu jeszcze nieraz nas zaskoczy.

Nagle znalazłam się w powietrzu, a cały świat zaczął wirować.
Kłamiesz. Chyba, że akcja dzieje się na początku powstania Układu Słonecznego, a ty jesteś Słońcem.

-O tym chciałam porozmawiać z Nawrockim. Widziałeś go?
    Kurek wskazał mi głową pomieszczenie, w którym chowany był cały sprzęt potrzebny do treningu.
Nawrocki wiedział, co się święci, więc ukrył się między piłkami przed swoją „przypadkową” pracownicą. Mądry facet.
-Trenerze, Atanasijević nie pojawi się na dzisiejszym treningu i potrzebny mu lekarz – oznajmiłam, wchodząc do owego schowka. Nawrocki zbladł jak ściana.
„O nie! Znalazła mnie!”

No tak, zabrzmiało to trochę dramatycznie. – Aleksa chyba rozkłada grypa. Termometr wskazał prawie trzydzieści dziewięć stopni. Wrócę do niego i zajmę się, jak trzeba.
TO dopiero zabrzmiało dramatycznie. Już ja widzę, jak ona się nim będzie zajmować... ekhm, ekhm.

Dobrze by było, żeby lekarz jednak przepisał mu jakieś lekarstwa.
YOU DON'T SAY. A myślałam, że mam farmakologię na studiach po to, by poszerzyć słownictwo do gry w scrabble.

Przecież sezon zaczyna się za tydzień. Aleks może jednak się przydać. Zdrowy.
Bez niego kwadrat wydawałby się jakiś pusty.

-Długo szykowałaś to przemówienie? Ja już po zdaniu ‘Aleksa rozkłada grypa’ postanowiłem dać tobie dziś wolne od pomocy przy treningu.
Za każdym razem, kiedy myślę sobie, że już nic mnie nie dobije, jeśli chodzi o to opko, aŁtorka wyjeżdża z czymś takim. Jestem zdegustowana.
Coraz słabiej rozumiem, czym boCHaterka ma się zajmować w tej swojej przypadkowej robocie...

    Wybiegłam z pomieszczenia i natychmiast zaczęłam nawoływać Wojciecha. On zawsze się przede mną chował. Uważał, że jestem niezrównoważona ze skłonnościami masochistycznymi oraz sadystycznymi.
Wojtek nie był głupi. Poza tym, skoro lekarz tak uważał, to może powinnaś się nad tym zastanowić, boChaterko? Hint-hint?

Jej, a ja przecież tylko raz przewaliłam na niego ten słupek od siatki. Nabił sobie tylko guza na głowie. Po co robić z tego taki problem?
Jak to mawiała moja pani od polskiego w gimnazjum, jak mawiał jej wykładowca: spuśćmy zasłonę milczenia na ten fragment. A najlepiej żelazną kurtynę.
Albo i gilotynę.

-Wołałaś mnie? – wzdrygnęłam się, kiedy za plecami usłyszałam nagle jego głos – Jacek już mi powiedział, że Aleks ma problem.
Ten „problem” właśnie stoi przed tobą, panie doktorze.

-To ja biegam po całym obiekcie, a ty sobie z Nawrockim pogawędki ucinasz?!
- Sport to zdrowie, a tobie się przyda – zmierzył mnie wrednym spojrzeniem.
Riposta wzięta od czapy. Chyba że mój laicyzm sportowy znowu daje o sobie znać i przegapiłam moment, w którym pogawędki z Nawrockim stały się dyscypliną sportową.

    W aptece otrzymałam wszystkie, potrzebne lekarstwa.
Valium, Trileptal, Prozac...
...Morbital. I coś na zbędne przecinki.

Pani farmaceutka dobrze mnie znała, bo dość często do niej przychodziłam po maści rozgrzewające (dla koni), tabletki przeciwbólowe oraz witaminy. Aleksa i Konstancji nie miała jeszcze okazji poznać. Była wielce zaskoczona, że Kubuś wyjechał, a Kurek się przeprowadził. Droga pani, nic przecież nie trwa wiecznie.
Ostatnie zdanie będzie niczym płomyk nadziei rozświetlać mi mroki tego opka.

Aleks usilnie próbował mi wmówić, że nic mu nie jest. Co z tego, że jego całym ciałem wstrząsały dreszcze.
Jesteś pewna, że to były dreszcze, a nie nerwowe kiwanie się w przód i w tył?
To się nazywa mechanizm walki lub ucieczki.

Przykryłam go dwoma kołdrami (i jednym puchowym pierzynem), a do tego kocem. W dalszym ciągu jednak trząsł się, jak osika (to przez ten przecinkowiec opkownicy *robi szybki posiew*). Gorączka nie spadała. Robiłam mu zimne okłady. Z każdym nowym, próbował mnie zabić (*odrzuca szalkę Petriego* to na bank opkownica). Mówił, że jest mu już wystarczająco zimno. Nie potrzebnie go katuję. Próbowałam być głucha na te uwagi.
To był najbardziej dramatyczny opis grypy, jaki widziałam. Po dwóch przecinkach w miejscach, w których nie powinno być zrobiło się groźnie, ale dopiero „nie potrzebnie” doprowadziło do tragedii.

-Słuchaj, Wojtek dał tobie [celowo już tego nie komentuję] zwolnienie na trzy dni z treningów. Jeśli będę musiała zatrzymać ciebie (tego też?) w tym mieszkaniu siłą, to uwierz, że jestem zdolna to zrobić – wyciągnęłam w stronę siatkarza kubek z wodą, a następnie podałam mu leki.
Uwierzył. Winiarski opowiadał mu o swojej skręconej kostce. Doktor Wojtek też coś tam napomknął o słupku i głowie.

Niechętnie spojrzał na tych pięć tabletek. – No już. Łykaj to przy mnie, bo coś mi się ta twoja mina nie podoba.
On się po prostu zastanawia, czy nie podstawiasz mu tabletki gwałtu.

    Posłusznie wykonał moje polecenie. Grzeczny chłopiec.
„Chłopiec” w tym momencie powinien zamerdać ogonkiem i wywalić jęzor jak na dobrego psa chłopca przystało.

Później pomogłam mu przenieść się przed telewizor. W ogóle się nie zdziwiłam, kiedy włączył sobie kreskówki na Cartoon Network. Prawie nic z tego nie rozumiał, ale podobno to był właśnie jego sposób na naukę polskiego. Okej. Nie wnikam.
Szczerze? Ja też nie. Ale od teraz już nic, co się będzie działo w bełchatowskim kwadracie mnie nie zdziwi. Złożę to na karb przedawkowania „Atomówek” albo „Laboratorium Dextera”.
Adventure Time, come on, grab your friend...

    Konstantin wrócił z treningu wraz z Bartoszem. Musiałam im obu tłumaczyć, że Aleks jest chory, ale jego życiu nic nie zagraża.
Jaka to była grypa, przepraszam bardzo? Świńska?
Albo komuś z Atlanty taki jeden Poxvirus uciekł.

Obaj mieli chwilę zwątpienia widząc, co leci właśnie w telewizji. Poprosiłam o opiekę nad dwudziestoletnim dzieciakiem Konstancję, a sama zamknęłam się w pokoju z Kurkiem.
Yyy... Pierwszy stopień?
UUUUIIIIIIIUUUUUIIIIIIUUUUUIIIIIIII!

-Nie boisz się, być ze mną w jednym pokoju? – zapytał, siadając na łóżku, obok mnie. Przewróciłam oczami. Mieszkałam przecież z tym kretynem przez rok. Bardzo często wpadał do mojego pokoju bez pytania, siadał obok mnie na łóżku i zagadywał na śmierć.
Skwituję to dialogiem z „Kasi i Tomka”.
-Popełniłam dziewięć prób samobójczych.
-Jak to? I wszystkie nieudane?

Niejednokrotnie musiałam też udzielać mu porad. Nie, nie było to dla mnie miłe, ani przyjemne. Przecież nienawidziłam tego patafiana. Teraz niewiele się zmieniło. Może trochę mniej go nienawidziłam.
Nienawidzi go, ale to jego poprosiła, żeby udawał jej chłopaka. Okej.
No bo takie ciacho...

-Głupi jesteś – stwierdziłam, opierając głowę o jego ramię (znak nienawiści jak się patrzy). – Możemy przejść do naszej poważnej rozmowy?
- A co? W ciąży jesteś?
- Jakiś ty dowcipny.
Dobrze, że dodała tę ripostę, bo byłam gotowa wziąć to na poważnie.

Obyś nie był taki przy moich rodzicach – bawiłam się frędzlami od kocyka na moim łóżku. – Masz być, jak chodzący ideał. Piękny, mądry, dobrze zarabiający.
Jak Johnny z The Room.
I wrzucający przecinki gdzie popadnie.

-Nie ma sprawy. Piękny i mądry jestem. Na moje zarobki też nie narzekam.
-Dodaj do tego trochę skromności, a będzie wyśmienicie.
Skromność jest potrzebna, gdy brakuje innych zalet, a już ustaliliśmy, że BARTEK KUREK jest chodzącym ideałem, (Przepraszam za Capsa, musiałam to sobie powiedzieć dobitnie, żeby do mnie dotarło.)

    Następnie przedstawiłam mu sylwetki moich rodziców. Mama, to Bożena Fiałkowska. Ukończyła studia budowlane. Tam też poznała mojego ojca – Dominika Fiałkowskiego. Dziedzica (Slytherina) prężnie rozwijającej się firmy budowlanej.
Firmy krzak.

Nie wiem, czy poślubiła go z miłości, czy dla pieniędzy.
Jeżeli to matka wpoiła ci ideał „piękny, mądry, dobrze zarabiający”, to mogę cię oświecić.

Mój brat, Antek, był dzieckiem planowanym, a nawet wyczekiwanym. Chcieli mieć kolejnego dziedzica firmy. Niestety później pojawiłam się ja. Córka, wpadka, dziecko niechciane… Jak zwał, tak zwał.
Powiało filozofią z czasów Henryka VIII. „Nie mam dzieci.” „Panie, przecież masz córkę.” „Ale nie syna.”
Mało postępowa ta rodzina. Ciekawe, jakiego rodzaju projekty realizują. Zamki z ciosanego kamienia otoczone fosą?

Dorastałam właśnie z taką świadomością. Pewnie dlatego nigdy nie dostawałam tego, co chciałam. No i nic dziwnego, że rodzice za mną jakoś specjalnie nie tęsknili. Nie spełniałam ich oczekiwań, bo nawet nie miałam takiego zamiaru. Zbuntowałam się w czwartej klasie podstawówki i tak już pozostało.
Bunt dziesięciolatki, LÓL. Zaczęła sobie robić tatuaże z Monte w roku szkolnym i nie była zębów przed snem?
I siedziała przed telewizorem do 21.

Przestałam zdobywać nagrody na konkursach. Porzuciłam lekcje gry na skrzypcach (such a rebel). Zaczęłam robić to, na co miałam ochotę. Na te obozy wakacyjne wysyłali mnie do Anglii tylko dlatego, żeby nie przysparzać im wstydu.
I żebyś mogła wspomnieć o tym w jednym z pierwszym rozdziałów, powalając nas swoim perfekt inglisz.

-Oluś, nie mów tak – Kurek otarł samotną łzę, która spływała po moim policzku.
OH YES!
Samotna łza! Wiedziałam, że czegoś mi brakowało.

-Twoi rodzice z całą pewnością ciebie kochają. Może nie potrafią tego okazywać?
W tym momencie Kurek brzmi jak moja szkolna psycholog, i to mnie przeraża :O

-Ależ oczywiście, że potrafią! – zerwałam się z łóżka i zaczęłam krążyć po swoim pokoju. Nie było zbyt wiele miejsca, więc szybko zaczęło mi się kręcić w głowie.
xD
To chyba było kręcenie się po pokoju w tempie Usaina Bolta, w takim razie.
Albo pokój o powierzchni metra kwadratowego.

A teraz dla kontrastu – jak to źli rodzice rozpieszczali braciszka:

-Mój brat dostawał co miesiąc dwieście złotych na swoje własne wydatki. Ja ledwo mogłam doprosić się o dychę. Antek zdał prawo jazdy, od razu dostał nowy samochód. Kasę na bilety miesięczne musiałam pożyczać od znajomych. Mój braciszek stwierdził, że chciałby mieć kota. Ojciec mu kupił (tygrysa) takiego norweskiego leśnego. Do tanich nie należą. Kiedy okazało się, że mam alergię na futrzaka, nikt nawet nie zareagował. Musiałam z tym żyć, co nie było łatwe. Omal nie nabawiłam się astmy. Na całe szczęście zwierzak uciekł po dwóch latach. Zgadnij, które z nas było kochane przez rodziców!
    Oparłam się o ścianę, ciężko dysząc. Nikomu nie opowiedziałam jeszcze swojej historii. Nawet Monika nie miała o niczym pojęcia. Podobnie, jak moje przyjaciółki z gimnazjum, czy szkoły średniej. Wstydziłam się tego, jaką mam rodzinę.
Bogaci budowlańcy – w istocie, jest się czego wstydzić. Zgadzam się, że ta drobna wpadka z kotem, od którego o mało boChaterka nie zeszła na astmę, była nieco wstydliwa, ale tak...
Wiem, wiem, jestem nieczuła. Po prostu jako osoba z takim a nie innym dzieciństwem, jestem koszmarnie przewrażliwiona na punkcie opisów takich rodzinnych „tragedii”. Ja bym tej dziewczynie chętnie wytłumaczyła, na czym polega bycie niekochanym, ale obawiam się, że mogłaby tego nie ogarnąć.
To aŁtorka musiała znaleźć sposób, byśmy choć trochę polubili jej boCHaterkę. Albo przynajmniej jej współczuli. Tylko że nie.

..
    Poczułam, jak czyjeś silne ramiona mnie oplatają. Nie potrzebowałam tego. Nie chciałam litości. Byłam przecież niezależną kobietą, która potrafi poradzić sobie z najróżniejszymi problemami.
Na przykład z chorym na ospę prawdziwą świńską grypę serbskim atakującym, oglądającym kreskówki w jej salonie.

    Podniosłam głowę i spojrzałam w niebieskie (LAZUROWE!) tęczówki Kurka. Wiele dziewczyn miało na jego punkcie obsesję. To, co zrobiłam chwilę później nie miało z tym nic wspólnego.
Ehe.
Oho!

To była naturalna reakcja zagubionej dziewczynki. Ujęłam jego twarz w dłonie. Pod opuszkami palców poczułam dwudniowy zarost.
Dwudniowy, nie trzy, podkreślmy to. To bardzo istotna informacja.

-Jeśli mamy być wiarygodną udawaną parą, to chyba powinniśmy… - ostatnie słowa wyszeptałam mu w usta. Z początku całował niepewnie.
Naturalna reakcja zagubionej dziewczynki, powiadasz? Czyli tylko ja jako dziewczynka nie obcałowywałam przypadkowych siatkarzy?
-Hej, dziecko, co się stało?
-Zgubiłam się.
-To straszne, może ci hmfhmfhhmhf....
Może to wyjaśnia, dlaczego jeszcze nie miałam chłopaka.
To dlatego tyle czasu byłam sama?! Trzeba było wcześniej się za lekturę opek zabrać.


Pewnie obawiał się, że mu przywalę. Z resztą nie pierwszy raz.
Bez reszty zresztą też. W końcu tłukła ludzi jak popadło.
Metoda antykoncepcji na miarę słynnej „szklanki wody zamiast” - jeśli czujesz, że się zapędzasz ze swoim partnerem, przywal mu z dyńki, to uspokoi waszą chuć.

Po chwili wplótł palce w moje włosy. Smakowałam jego wargi (om nom nom, grillowane żeberka), zatracając się w tej chwili coraz bardziej. Chwila opamiętania nie przychodziła, chociaż powinna. To było logiczne, że ktoś inny będzie musiał to przerwać.
Równie logiczne było, że będzie to Atanasijević, który w tym opku miał wiele ważnych fochów do odegrania i kiedyś w końcu musiał zacząć.
To imperatywne, drogi Watsonie.

-Ola, Konstantin wyszedł… - rozległ się głos Aleksa. Po chwili jednak umilkł. Odsunęłam się od Kurka. Serb wyglądał na zaskoczonego, a następnie na zażenowanego tym, co widzi.
Ja byłam zażenowana samym czytaniem, nie dziwię mu się.

-Zerwałam się na równe nogi. Ciemnowłosy zrobił w tył zwrot i wyszedł, trzaskając drzwiami.
- Aleks! Zaczekaj… - wybiegłam za nim. Odnalazłam go w kuchni. Stał oparty o lodówkę i popijał zimne kakao. – Chcesz się rozchorować jeszcze bardziej?
- To moja sprawa – mruknął, poprzedzając tą wypowiedź jakimiś serbskimi słowami.
Atanasijević postanowił popełnić samobójstwo z miłości, doprawiając się zimnym kakaem. Romantyzm na miarę dwudziestego pierwszego wieku. Wujcio Szekspir w tym momencie wstał z grobu, żeby spalić wszystkie egzemplarze „Romea i Julii”, bo przy tym ich historia wydała mu się bezwartościowym gniotem.
Poznajcie Aleksa z opka o siaktarzach. Aleks właśnie chce się nabawić bólu gardła, pijąc zimne kakao z rozpaczy nad utraconą miłością. Mógłby jednak uniknąć tej sytuacji, gdyby miał pyskatego przyjaciela-geja.

-Wracaj lepiej do swojego chłopaka.
- Ale Kurek nie jest… - zamilkłam. Co innego miał sobie pomyśleć? Widział przecież, jak całowałam Bartka. Problem w tym, że to przecież nic nie znaczyło.
„Jako Mary Sue obcałuję jeszcze paru bełchatowskich siatkarzy, a co mi tam.”

-Czułam, że to może mi pomóc. Dzięki temu miałam poczuć się lepiej, a namieszałam jeszcze bardziej.
A psychologowie naiwnie wierzą, że to w rozmowie moc. A figę!

-Skoro Bartek nie jest twoim chłopakiem, to co znaczyło to coś przed chwilą? – Aleks świdrował mnie tymi pięknymi oczkami.
Nic. Myślałam, że już ci to wyjaśniłam.
*dzwoni do ojca i proponuje mu zatrudnienie Atanasijevicia*

-Był na mnie wściekły, ale sama nie wiem dlaczego.
Bo był twoim tró lowem, a tró lowowie mają w kontraktach zapis, że muszą być chorobliwie zazdrośni. Proste.

Nigdy nie słyszałam by powiedział, że mu się podobam. Zachowywał się jedynie, jak bardzo dobry przyjaciel. Chyba, że to ja nie umiem odczytywać znaków…
No nie bardzo, zgadzam się. Zwłaszcza interpunkcyjnych. Odczytywać, wstawiać...
Here's the point.

-Gdybym ci powiedziała, to pewnie i tak byś nie zrozumiał – westchnęłam, spuszczając głowę.
Zrozumiesz za kolejne iks rozdziałów, które będę musiała przemielić, bo przecież opko nie może być przewidywalne.

Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do swojego pokoju, gdzie czekał na mnie Kurek.
Kurek, Atanasijević... Ja się niedziwię, że Cupko wyszedł. Sama powoli duszę się od stężenia testosteronu na tych paru stronach.

-Olka, wszystko w porządku?
- Czemu nie – wzruszyłam ramionami, siadając na łóżku. – Mam nadzieję, że chociaż ty rozumiesz, iż ten pocałunek nic nie znaczył?
    Cisza, jaka zapadła po tym pytaniu była przytłaczająca. Zagryzłam dolną wargę.
Zagryziona warga w świecie blogasków jest gestem zastępującym większość emocji. Proszę o wskazówkę, co oznacza tym razem.
Pewnie padła i nie wstanie.

Namieszałam bardziej, niż mi się jeszcze przed chwilą zdawało. Spojrzałam błagalnie na Bartosza. On tylko pokręcił głową z niedowierzaniem, wstał i wyszedł. Nie miałam siły już za nim biec.
„Tak mnie wycieńczył ten bieg przez moje wielkie mieszkanie tylko po to, żeby powiedzieć Alkowi, że i tak nic nie zrozumie.”

Nie mogłam pojąć, dlaczego on to wszystko potraktował tak na serio.
„Przecież tylko się pocałowaliśmy, wszyscy tak robią w opkach!”

    W zaistniałych okolicznościach nie było mowy, abym mogła ściągnąć rodziców do Bełchatowa. Próbowałam jeszcze dodzwonić się do Kurka, ale odrzucał wszystkie połączenia.
Te, Kuraś, od fochów to mamy tu Atanasijevicia.
- I gdzie ten twój chłopiec, córeczko?
- Obraził się, bo się pocałowaliśmy...
Sounds legit.


Wieczorem musiałam podjąć jakąś decyzję. Skontaktowałam się z mamą. Wymyśliłam kolejną historyjkę, dlaczego to nie mogą przyjechać. Obiecałam jednak, że wezmę w pracy kilka dni wolnego i sama do nich przyjadę.
Jak widzę, Olce w pracy przysługuje nieograniczona ilość urlopu.
I tak nic tam nie robi.

Mój brat akurat przebywał w Łodzi. Pojawiła się szansa, że do Szczecina zabiorę się z nim samochodem. Musiałam porozmawiać jeszcze tylko z Nawrockim. Rano zadzwoniłam do Moniki. Jej ojciec siedział akurat w domu nad jakimiś papierzyskami.
-Tato, co to za papiery?
-Nic takiego, córeczko, piszę wypowiedzenie dla tej całej Fiałkowskiej.
I liczy straty powstałe ze stworzenia tak durnego miejsca pracy.

Przy okazji poprosiłam, by znalazła dla mnie chwilę. Chciałam sobie z nią wszystko wyjaśnić.
- Dzień dobry trenerze – wślizgnęłam się do gabinetu Nawrockiego. – Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam kolejny problem.
- Coś z Aleksem?
- Teraz to o mnie chodzi. Potrzebuję kilka dni wolnego. Sprawy rodzinne.
- Akurat przed rozpoczęciem nowego sezonu?
”Znowu ci babcia umarła? Który to raz w tym miesiącu?”
W sezonie Olka była niezbędna. Zastępowała Falascę na pozycji w razie, gdyby nie mógł grać. Tak przypuszczam. W końcu zajmowała się wszystkim po trochu w tej „przypadkowej” pracy.

-No chyba lepiej, że teraz, a nie w połowie – odezwała się Monika, która stała za moimi plecami.
W połowie sezonu Falasca bardzo często wypadał z gry.

Byłam jej wdzięczna, że się za mną wstawia. Poprzedni dzień był dla mnie już wystarczająco dołujący. Straciłam dotychczasową pewność siebie.
O nie! Ty, „przebojowa dziewczyna”. *wykręca numer do Skalskiej* Lena, masz jeszcze tę swoją piersiówkę? … Jak to „Winiarski zabrał”? Nosz kur...

Gdyby Nawrocki mi zabronił wyjazdu z Bełchatowa, to tylko bym spuściła głowę i powiedziała, że to przecież on jest moim pracodawcą, więc muszę go słuchać.
A my mielibyśmy wreszcie coś realistycznego w tym opku.

Tydzień wolnego starczy?
- W zupełności.
    Rozmowa z Moniką sprawiła, że zaczęłam patrzeć na swoje życie z jeszcze innej perspektywy.
*rozgląda się niepewnie* I gdzie ta rozmowa?

Stwierdziła, że nie powinnam mówić rodzicom prawdy.
W końcu to tylko rodzice, po co im wiedzieć cokolwiek?

Ojciec siłą zatrzyma mnie w Szczecinie i już nigdy nie wrócę do Bełchatowa.
Do tego raju na Ziemi.

-Dziewczyno, rozmawiasz z Moniką Nawrocką – zielonooka roześmiała się, otaczając mnie ramieniem. – W Łodzi mam takie znajomości, że wystarczy jeden telefon i jesteś już fikcyjnie studentką budownictwa na politechnice.
Jak ma takie znajomości, to nie mogła po prostu załatwić jej miejsca na początku semestru?

    Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Czy naprawdę dzieci osób znanych mają w życiu aż tak łatwo? Trudno powiedzieć. Ja byłam przecież tym gorszym dzieckiem, którym można było pomiatać. Westchnęłam ciężko.
Oj, biedna ty.
Proszę zabrać ode mnie wszystko, co może posłużyć jako narzędzie zbrodni.

    Cała Monika. Zmienia chłopaków, jak rękawiczki i nie widzi w tym nic złego.
Odezwała się ta, co całuje faceta, a potem stwierdza, że to nic nie znaczy. No naprawdę.

    Fajnie było zobaczyć swojego brata po raz pierwszy od roku. W ogóle się nie zmienił. Wysoki, niesamowicie przystojny, z zadziornym uśmieszkiem.
No tak – bycie bratem Mary Sue zobowiązuje.

Blond włosy ułożone były w artystycznym nieładzie [w moim towarzystwie to się nazywa „hipsterska fryzura”], a lazurowe tęczówki (Bartek Kurek właśnie dzwoni do Winiarskiego po poradę w sprawie praw autorskich) skrywał za ciemnymi okularami przeciwsłonecznymi. Chociaż Antek był zawsze oczkiem w głowie rodziców, to nigdy mu tego nie zazdrościłam.
Wcale a wcale. Najlepszym tego przykładem jest przemowa o tragicznym dzieciństwie parę akapitów wcześniej.

A przynajmniej bardzo się starałam nie zazdrościć… Był moim kochanym braciszkiem. Nic tego nie zmieni. Nawet ten głupi kot nas nie poróżnił.
Kot największym złem świata. Zapamiętajcie to dobrze.
Przecież wiadomo, kto włada tą planetą.

-Olka, a gdzie ten twój słynny, pogodny uśmiech? – zapytał, przytulając mnie mocno. Miałam ochotę od razu mu opowiedzieć o Bełchatowie, mojej pracy oraz studiach, które porzuciłam już przed rokiem. Niestety w tej kwestii stanąłby po stronie rodziców. – Chłopak cię rzucił?
Nie, tylko strzelił focha, bo całowała się z innym. Tak trudno być Mary Sue...
Ej, w końcu który to jej chłopak?

-Bardzo śmieszne – przewróciłam oczami, wrzucając przy okazji swoją torbę do bagażnika czarnego Lexusa.
Czy przytoczenie nazwy samochodu miało na celu zawstydzenie całego świata? Na mnie to tam nie robi wrażenia, chodzę do szkoły dla snobów, nie takie rzeczy widziałam i słyszałam. Włączając w to pełen jadu komentarz mojej koleżanki z klasy z gimnazjum, która mówiła, że ktoś stuningował swojego Mustanga tak, że teraz wygląda jak „jakaś Skoda Octavia”. Soł, aŁtorko, zadziw mnie, aj der ju.
*czyta powyższy komentarz z przerażeniem* Zaczęłam się cieszyć, że u mnie w szkole wyznacznikiem fajności była umiejętność zademonstrowania paru tricków z piłką do koszykówki.

Możemy już jechać do domu? Chcę mieć to wszystko za sobą.
- Dalej jesteś nastoletnią buntowniczką?
- Nic się w tej kwestii nie zmieniło – zatrzepotałam niewinnie rzęsami. – A jak tam twoja dziewczyna?
    Antek już od dwóch lat umawiał się z panną, którą poznał na studiach. Była to zarozumiała jędza i mówiąc delikatnie, to za nią nie przepadałam. Nie pasowała do mojego brata.
Owszem, była ładna. Jakieś sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, długie blond włosy oraz ciemne jak noc oczy. Charakter jednak miała iście wiedźmowaty. Nasz ojciec był nią zachwycony. Hm, zastanówmy się dlaczego? Może powodem był fakt, iż dziewczyna była córką najbardziej wpływowego polityka w Szczecinie? Tak, chyba trafiłam w dziesiątkę.
A może po prostu przypominała mu jego jędzowatą córkę? Hint-hint.

-Zerwałem z nią przed dwoma miesiącami – Antek nie wyglądał na przygnębionego. – Okazało się, że za moimi plecami spotykała się z jeszcze dwoma chłopakami. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, iż byli to moi najlepsi przyjaciele.
To znaczy, że gdyby spotykała się nawet z trzema, których w ogóle byś nie znał, to wszystko byłoby w porządku? Biedna, naiwna ofiaro blogaskowego świata!
Oj, może Antoś lubi czworokąty, ale niekoniecznie ze swoimi kumplami, bo głupio iść potem na piwo i obgadywać jedną dziewczynę...

-Mariusz z Tomkiem?! No wolne żarty! – wykrzyknęłam z oburzeniem
Dokładnie to Mariusz z Tomkiem i „panną”.

-Jak przyjaciele mogli zrobić coś takiego?
- To był nóż w plecy – odpowiedział bezbarwnym tonem. – Teraz przynajmniej mogę skupić się na pracy.
Nic tak nie motywuje jak nóż w plecach xD Też mi się najlepiej uczyło, jak dostałam kosza.

 – Dobra, ty skupiaj się na drodze, a ja trochę się prześpię i przemyślę parę spraw związanych z moim życiem.
W trakcie snu. Muszę kiedyś spróbować.

Od aŁotrki:
Niestety wena jak nie chciała, tak nie chce wrócić. A przynajmniej nie w przypadku tego opowiadania. Wszystko przez studia, kolokwia oraz nudne ćwiczenia z geodezji, na które nie chcę chodzić!
Studentki piszą jeszcze opka? Jeżu kolczasty, moje pokolenie jest zepsute.

(7) dom rodzinny i kolejne kłamstwa
Równie dobrze można by to nazwać „Piernik i wiatrak”.

Dom rodzinny. Jakiś wielki poeta napisał kiedyś, że łza mu się w oku kręci na wspomnienie tych radosnych chwil z dzieciństwa.
To chyba był jej kolega z ławki.
Jeżeli chciałaś zabłysnąć znajomością literatury... move on, jak to powiedział kiedyś inny wielki poeta, Migelito o pisaniu pamiętników do twojej koleżanki po fachu.

W takim razie mogę temu poecie zazdrościć.
Tak ja te... a, ty o tym innym poecie. Okej.
O tym poecie, który wzorował się na innym poecie. Rozumiesz.

Ja na widok tego domu czułam jedynie odrazę. Wiele koleżanek mówiło, jak bardzo chciałoby się ze mną zamienić. Bardzo proszę, ja nie mam nic przeciwko!
    Wnętrze naszego domu przypominało muzeum. Wszędzie pełno pamiątek rodzinnych. Ściany wyłożone drewnianą boazerią, a na podłodze parkiet, który już niemiłosiernie skrzypiał. W przedpokoju straszyły portrety, zmarłych przed drugą wojną jeszcze, członków rodziny (borzeee *zakrywa oczy podręcznikiem interpunkcji*). Ktoś pewnie przypomni mi za chwilę, że Szczecin należał do Niemców, aż do końca drugiej Wojny Światowej. Zgadza się (ale ta interpunkcja nawet niemieckiej nie przypomina, także wiesz). Moja rodzina ze strony ojca jakimś cudem przetrwała ten okres wysiedleń. Zostali w mieście i… Generalnie ta historia jest bardzo długa i to chyba nie miejsce, by przynudzać oraz przywoływać jakieś ckliwe opowiastki.
Akurat jak zrobiło się względnie ciekawie...
Pewnie, lepiej dołóż kolejne pół strony opisu domu. To w ogóle nie jest nudne.

Co najważniejsze: w moich żyłach płynie niemiecka krew, a to nie jest powód do dumy. Nie dla mnie.
A na pewno nie dla Niemców.
Cenzuruję ze względu na znamiona rasizmu.

    Wspięłam się po drewnianych schodach na piętro. Tutaj można było odetchnąć, gdyż ze ścian nie straszyły już żadne obrazy. Wszystko urządzone zostało w nowoczesnym stylu, czyli tak, jak powinno być.
Czyli aŁtorce nie chciało się dalej pisać.

Swoje kroki skierowałam na sam koniec korytarza. Tam właśnie mieścił się mój pokój. Moja samotnia.
A to nie komórka pod schodami?
Znalazła się pustelniczka...

Pokój nie był wiele większy od tego, jaki zajmowałam w Bełchatowie. A jeśli już o tym mowa… Zadzwonił do mnie zatroskany Winiar.
Jego firma nie mogła realizować zlecenia, kiedy obiektu nie było na miejscu.

Moja nieobecność na treningu wzbudziła sensację.
To wszystko jest bardzo grubą igłą szyte. Już wiem skąd „kolejne kłamstwa” w tytule.

Nawrocki nie chciał powiedzieć, co się ze mną stało. Postanowił zrobić tajemnicę z tego, że wzięłam urlop.
Jeszcze inni pracownicy zaczęliby się buntować, że Olce wolno wszystko, a oni mają określoną ilość dni urlopowych, muszą słuchać pracodawcy i nie dostają klubowych mieszkań. Dość rozsądnie z jego strony.

On też musi mieć jakąś przyjemność z faktu, iż użera się każdego dnia z tymi pokręconymi ludźmi.
...OKEJ.

-Serio, nic mi nie jest – zapewniałam go już po raz setny. – Za tydzień znów mnie zobaczysz na treningu. Całą i zdrową.
- A przywieziesz mi ze Szczecina jakąś pamiątkę? Dawno nie byłem nad morzem…
- Szczecin nie leży nad morzem, kretynie – mruknęłam. – Nie kupię ci pamiątki. Sam sobie możesz tutaj przyjechać. Stać ciebie na to.
- Ranisz mnie.
Co ty wiesz o ranieniu, nie czytałeś tego opka?
Ale muszę przyznać, że boCHaterka mówi jak rasowa szczecinianka. Zaliczyłaby plus, gdyby nie była boCHaterką.

    Rzuciłam się na moje wygodne łóżko, które składało się wyłącznie z grubego materaca. To był mój autorski pomysł.
AŁtorski chyba.
Czasami sypiam tylko pod kocem, bo nie chce mi się wyciągać pościeli z tapczanu. Ludzie nazywają to lenistwem, a tu okazuje się, że to po prostu autorski pomysł.

Nieustannie musiałam się w jakiś sposób wyróżniać i udowadniać rodzicom, że mam swoje zdanie na każdy temat.
To jest ten bunt? Spanie na materacu? O bicz plis.
Następna będzie rezygnacja z żelu pod prysznic na rzecz szarego mydła.

Kiedy spojrzałam na sufit, nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Wymalowane miałam nocne niebo, które po zgaszeniu światła delikatnie fosforyzowało i wyglądało magicznie.
No kurde Hogwart.
Wszyscy, którzy spodziewali się anarchistycznych napisów w stylu „Wolność ma wielkie cycki”, „Nie da ci ojciec, nie da ci matka, tego co da ci...” - co wy wiecie o buncie?!

.
- Cześć – rzuciłam chłodno, zajmując miejsce naprzeciwko mojej rodzicielki. – Coś zjemy, czy to wszystko tylko dla ozdoby?
- Dobry wieczór, córeczko – jak zwykle mamusia udawała, że nie usłyszała mojej ironicznej uwagi. – Dlaczego tak nagle zmieniłaś zdanie i postanowiłaś przyjechać do Szczecina? Trochę nas tym zaniepokoiłaś.
„Mieliśmy nadzieję, że ominie nas wystąpienie w opku w roli wyrodnych rodziców, a to pokrzyżowało nam plany.”

    Spojrzałam na ojca, który nawijał wąsa na palec wskazujący.
Musiał mieć lepszego wąsa niż mój ulubiony holenderski sędzia FIVB z Igrzysk, na Twitterze znany bliżej jako „Mongoł”.

Świdrował mnie tymi lazurowymi oczkami. Czemu to miało służyć?
Tata Olki spędził wakacje na tym samym kursie leglimencji z Voldemortem, co Ville Larinto.
I na tych samych wakacjach udało mu się chyba spłodzić Kurka.

-Mój chłopak się rozchorował i nie chciałam go zbytnio przemęczać – odpowiedziałam uprzejmie. – W końcu za kilka dni rozpoczyna się sezon ligowy.
- A który to z siatkarzy jest w kręgu twoich zainteresowań? – zdziwiłam się, kiedy ojciec przemówił.
- Od kiedy masz jakiekolwiek pojęcie o siatkarzach, czy siatkówce?
- Zainteresowałem się Skrą Bełchatów, skoro tam gra twój chłopak – ojciec uśmiechnął się do mnie
serdecznie. Pierwszy raz od… Od niepamiętnych czasów. – Postanowiłem wesprzeć drużynę finansowo, a przy okazji przejrzałem karty wszystkich zawodników. Więc, który to?
Przepraszam, ale... HAHAHAHAHAHAHAHAHA.
Muszę poprosić moją przyjaciółkę, która ostatnio wyprowadzała dla Szalikowców wzór na prawo Siuraka, żeby obliczyła mi prawdopodobieństwo TEGO.

    Otworzyłam szeroko oczy. Ojciec dosłownie mnie zadziwił. Spodziewałam się po nim wszystkiego, ale nie tego, że zacznie interesować się moim chłopakiem. Którego przecież w ogóle nie było. Musiałam jednak coś powiedzieć.
- To Aleks – mruknęłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. – Aleksandar Atanasijević. Pewnie nie słyszałeś o nim zbyt wiele.
Tuśka, czy powinnam się czuć zaskoczona? Bo jakoś nie mogę.
*załamuje ręce* Rety, jakie to było słabe.

Kretynko, dlaczego powiedziałaś, że to Aleks! Chyba do reszty cię pogięło – ochrzaniałam siebie w myślach przez cały czas trwania kolacji.
Cóż...

Trzeba było trzymać się pierwotnej wersji. Z tłumaczeniem wszystkiego Bartkowi nie miałabym aż takiego problemu.
Dlaczego odnoszę wrażenie, że boChaterka zupełnie nie bierze pod uwagi ewentualności, że Atanasijević nie będzie chciał udawać jej chłopaka?
Bo ona wierzy w potęgę Imperatywu.

Teraz musiałam odpowiedzieć na liczne pytania ojca. Gdzie poznałam Aleksa, jak długo z nim mieszkam i tak dalej. Musiałam przyznać się, iż pracuję w Skrze, jako pomoc przy treningach.
FANFARY! Po siedmiu rozdziałach wreszcie określiła swoją pracę.

Nie wspomniałam już, że chodzi o latanie z ręcznikami, zbieranie piłek po treningu, czy rozdawanie butelek.
To co twoi rodzice rozumieli przy „pomoc przy treningach”?
Buziaczek w policzek dla każdego siatkarza w nagrodę za wykonywanie poleceń trenera.

-Ten Aleks, to planuje w Polsce na dłużej zostać? – do rozmowy wtrąciła się mama – Bo w końcu siatkarze dość często zmieniają kluby.
Brawo, Sherlocku.
Już wiemy po kim Olka odziedziczyła umiejętności oratorskie.

-Nie wiem – wzruszyłam ramionami, pakując do buzi kawałek pieczeni. – Nie planujemy przyszłości.
Nie planują jej do tego stopnia, że Olka nie kłopotała się poinformowaniem Atanasijevicia, że na dniach zostaną parą. Carpe diem, czy jak mówi dzisiejsza młodzież: YOLO.

-A od dawna jesteście razem?
- Skoro przyjechał do Polski zaledwie miesiąc temu, to możesz trochę pokalkulować – mruknęłam.
Od jakiegoś za tydzień czy kiedy tam boChaterka ze Szczecina wraca.
Związek o mocnych podstawach z przyjaźni, zaufania i takich tam, zaiste.

Nie miałam ochoty na kontynuowanie tego tematu.
To zupełnie tak jak ja.

Nogi same mnie prowadziły. Zwracałam tylko uwagę na to, by zatrzymać się przed przejściem dla pieszych.
Opko musi propagować wzorce. Coś jak „Na zielonym dajesz przykład dzieciom”.

Kiedy ocknęłam się z tego zamyślenia zorientowałam się, że stoję na szczycie schodów, z których rozciągał się wspaniały widok na Odrę. Westchnęłam głęboko. Mimo wszystko tęskniłam za tym miastem. Znałam tutaj każdą uliczkę. Wiedziałam, gdzie można iść wieczorem, by dobrze się zabawić. Miałam pod nosem dwa centra handlowe. Tego wszystkiego brakowało mi w Bełchatowie.
Zwłaszcza tych centrów handlowych.
E tam, jak może czegoś brakować w centrum Wszechświata?

Nie patrząc na to, kto dzwoni, odebrałam połączenie.
O ile zakład, że to Atanasijević?

-Cześć Ola.
- Aleks? – kolejne zaskoczenie tego dnia – Stało się coś, że do mnie dzwonisz?
- Nie. Tak! A właściwie, to… Sam już nie wiem – pociągnął nosem. Grypa w dalszym ciągu go męczyła.
Sądząc po powyższej wypowiedzi miał taką gorączkę, że zaczął majaczyć. Nie wspominając już o tym, że zadzwonił do sadystycznej Mary Sue.
Czarna ospa rozpacz go męczyła.

Miałam nadzieję, że przez tą wizytę na treningu nie pochoruje się jeszcze bardziej. Wlazły miał ostatnio jakieś dziwne wahania formy. Atanasijević był jego wspaniałym zmiennikiem. – Ola, przepraszam – odezwał się po polsku. Zabrzmiało to uroczo nieporadnie.
Bardziej nieporadnie niż po jego angielsku? NO WAY!

Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. – Ja nie chciałem, żeby tak wyszło. A ty teraz wyjechałaś i…
Co ty, facet, myślisz, że ona już nie wróci? Wolne żarty!
Ech, tak bezlitośnie pozbawiłaś go nadziei...

-Czekaj, Aleks. Zacznijmy od tego, że nie masz mnie za co przepraszać. Powinnam była powiedzieć tobie całą prawdę, zamiast robić z tego tajemnicę – Serb przyznał mi rację. – Wiem, że przepraszasz szczerze i nie martw się. Nie wyjechałam na zawsze.
„Nie? W takim razie cofam wszystko, co powiedziałem. Cześć!”

-Nawrocki powiedział, że powód twojego wyjazdu objęty jest tajemnicą. Zaniepokoiłem się.
-Och, to nic poważnego. Musiałam tylko pojechać do rodziców, żeby wcisnąć im kit, że jesteśmy parą.
-Aha, to do...czekaj, CO?

    Zmrużyłam oczy.
Aleks na pewno to wyczuł przez łącza telefoniczne.

Tak na dobrą sprawę, to gdyby Aleks przeczytał karteczkę, którą zostawiłam Konstancji na lodówce, to przecież by się domyślił gdzie pojechałam. Ten wredny patafian mu jej nie pokazał. Hm. Chyba dobrze zrobił. Będę musiała mu za to podziękować.
Droga Mary Skrue! Po pierwsze: uprzejmie wnioskuję o nienazywanie Cupko „wrednym patafianem”. To określenie zarezerwowane dla Kurka i mylisz mi postacie. Po drugie: wyczuwam rozdwojenie jaźni. Zdecyduj się, na bór i gaik!

-Musiałam wpaść na kilka dni do rodzinnego miasta. Od roku nie widziałam przecież swoich rodziców – niebo przecięła błyskawica. – Ojej.
- Wszystko ok.?
- Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż cholernie boję się burzy… To nie do końca.
Podryw na burzę. Jakież to oklepane.
Ej, to ma sens, gdy obiekt westchnień jest tuż obok i można się wtulić w ramiona.

-Daj spokój. To są zwykłe wyładowania atmosferyczne. Nic wielkiego – Aleks się roześmiał, a ja poczułam, jak kamień spada mi z serca.
Wcześniej myślała, że burza to sprawka Thora, który chce ją ukarać za wszystkie popełnione błędy gramatyczne.
Jeśli kiedykolwiek stworzę The best of Szalikowcy, ten tekst będzie u szczytu listy :D.

-Zobaczymy się w Gdańsku? Twoja obecność podczas meczu bardzo by mi pomogła. W końcu to będzie mój debiut w polskiej lidze.
I potrzebujesz do tego wsparcia Mary Sue? Zaczynam zmieniać o tobie zdanie, Alek.
A podobno Wrocław to miasto spotkań.

-Zobaczę, co da się w tej sprawie zrobić, a teraz będę kończyć, bo jeszcze jakiś piorun mnie trafi.
*trzyma kciuki*
Nie rób nam nadziei.
:(

    Do domu wracałam biegiem. W pełnym deszczu, z błyskawicami śmigającymi nad głową.
Śmigu śmig.
Nie mogły wycelować w łepetynę Olki i bardzo je to drażniło.

-Dziecko, wszystko w porządku? – zapytała mama, kiedy wbiegłam do domu. Spojrzałam szybko na zegarek. Dochodziła godzina dwudziesta trzecia. Dlaczego ona jeszcze nie spała?
Yy... Bo nie miała trzynastu lat?
Komuś tu się role pomyliły.

Pociąg zatrzymał się z potwornym, drażniącym uszy piskiem na peronie. Chwyciłam swoją torbę z górnej półki, przerzuciłam ją przez ramię i zaczęłam pchać się do wyjścia z wagonu. Nie przypuszczałam nawet, że tyle ludzi będzie podróżować razem ze mną do Gdańska.
Każdy chciał zobaczyć Mary Sue na żywo.

Dosłownie wyskoczyłam z wagonu, nie oglądając się za siebie. Podróż polskimi kolejami to najgorsza rzecz, jaka może przytrafić się człowiekowi. Szczególnie w okresie, kiedy studenci wracają na uczelnie.
Oni przynajmniej robią coś z założenia pożytecznego, Pani Podawaczko Piłek.

    W Szczecinie spędziłam tylko trzy dni. Później zaczęło mi się tam nudzić. Zadzwoniłam do Nawrockiego, by powiadomić go, iż mam zamiar pojawić się w Gdańsku.
EWAKUOWAĆ MIASTO!
Królowa Maryśka postanowiła zaszczycić swą obecnością. Na kolana, plebsie! Tak, Nawrocki, to było do ciebie. Na kolana, mówię!

Powiedział, że nie ma problemu. Pomoc bardzo się przyda, bo beze mnie to jednak ciężko im idzie.
Nie ma kto im zmieniać ręczników, podawać butelek... Jak oni w ogóle przetrwali te trzy dni?!
O chlebie i wodzie. Albo i bez.

Jedyna kobieta w zespole i w dodatku niezastąpiona. Niesamowite, ale miło mi.
Niesamowite, ale mało prawdopodobne. Nie wierzę w to.

    Gdańsk powitał mnie chłodem i deszczem.
Nie dziwię mu się.
Polać mu.

To nic nadzwyczajnego, bo przecież całe lato mniej więcej tak wyglądało.
Lato skończyło się dobre parę tygodni temu, skoro zaczynaliśmy w połowie sierpnia, potem nagle zrobiły się trzy tygodnie dalej, a później... Ech, po co ja się w ogóle tak męczę?
Timey-wimey, resztę znacie.

    Miałam wyjątkowo dobry humor. Wierzyłam, że nikt tego nie zmieni. Nawet ta paskudna pogoda.
Pogoda była osobą. Szacun dla natury musi być.

Niech sobie pada. Nie poddam się jesiennej nostalgii.
A przed chwilą było jeszcze lato.
Tak mi się skojarzyło z sytuacją, gdy Matt Smith niósł ogień olimpijski. Dziennikarz poprosił go, by się podzielił wrażeniami, a ten stwierdził: "(...) it's really nice that weather is nice - well done, weather!"

Kiedy staliśmy w korku, miałam ochotę wysiąść z taksówki i zacząć tańczyć w deszczu.
Tak jak w High School Musical 3?
Dobre, może by ją coś rozjechało.

Zachowałabym się, jak kompletna wariatka, ale co z tego?
Racja. Po takiej ilości niepotrzebnych przecinków i tak ci już nie zaszkodzi.

Wreszcie będę mogła spotkać się z moimi przyjaciółmi. Z moją drugą rodziną.
BoChaterka właśnie „spokrewniła się” ze Skrą. Chyba czas zmienić upodobania klubowe.
Skoro można wyjść za Mur Berliński...

Z tymi wariatami, bez których każdy dzień to strata czasu.
Czasu, który jako merysujka odmierzała bardzo skrupulatnie, de facto.
I w bardzo pokręcony sposób.

Najbardziej jednak cieszyła mnie perspektywa szczerej rozmowy z Aleksem. Ustaliliśmy, że po meczu zamkniemy się w moim pokoju i pobawimy się [PORN ALERT TRZECIEGO STOPNIA! TERAZ!!!] w szczerość za szczerość [Może troszeczkę się pospieszyłam, przepraszam]. Żadnych kłamstw, czy zatajania informacji.
Jesteśmy na miejscu – oznajmił taksówkarz, spoglądając na mnie we wstecznym lusterku. Miał jakąś niewyraźną minę. Chyba mu nie pasowałam do takiego miejsca. To był prestiżowy, pięciogwiazdkowy hotel. Czego może tam szukać osoba, taka jak ja? Nie warto oceniać ludzi po pozorach.
Nie ma to jak wcisnąć na siłę parę wad (i przecinków).
To boCHaterka lata w starych ciuchach po bracie, że pasuje do ładnego hotelu jak pięść do nosa?

    Zapłaciłam, podziękowałam za transport i opuściłam ciepłe wnętrze taksówki. Nie zdążyłam jednak dojść do szklanych drzwi obrotowych, kiedy ktoś porwał mnie w ramiona.
- Oluś, masz dla mnie pamiątkę znad morza? – rozległ się głos Winiara.
Chyba juniora, sądząc po pytaniu. Silny ten syn Michała, żeby porwać w ramiona taki kawał baby...
Nie to, że Michał sam jest obecnie nad morzem i co mu szkodzi kupić bursztynek...

No bo przecież nikt inny nie mógł zareagować tak entuzjastycznie na mój widok.
Zgadzam się. Ale Winiarski przez te przejścia ze Skalską miał wypaczony gust w doborze znajomych. Wybaczamy mu.
Może Olka ma kolekcję fajnych gaci?

-Szczecin NIE LEŻY nad morzem i przestań mnie denerwować – roześmiałam się. Michał spojrzał na mnie, jak na wariatkę. Normalnie pewnie bym próbowała wydrapać mu oczy, czy coś w tym stylu.
„Czy coś w tym stylu” - nabić jego głowę na pal, łamać kołem, kazać chodzić po rozżarzonych węglach, etc., etc.
Nadal nie rozumiem, w czym morze koło Gdańska jest gorsze od morza w okolicy Szczecina.

-Czy oni zrobili tobie pranie mózgu?
- Pranie czego? - zapytała kulturalnie highwaytohell, nie dowierzając sobie aż tak bardzo, że musiała to napisać.

    Postukałam Winiarskiego palcem w czoło. Pusto tam i głucho. Aż echem się odbiło.
Hehehe, spróbuj u siebie, mądralo.

Następnie weszliśmy do hotelowego lobby. Gdybym znalazła się tam sama, to przysięgam, że nie wiedziałabym gdzie szukać recepcji. Chyba lubią bawić się ze swoimi klientami w chowanego.
Hotel został po prostu przystosowany na przybycie Mary Sue. Przerobili go na bunkier.

Trzeba było przejść jeden korytarz, potem większe pomieszczenie, w którym znajdowały się windy, a następnie oczom ukazywała się recepcja. Pięć gwiazdek, ale zero pomyślunku przy rozplanowywaniu pomieszczeń.
Tako rzekła córka budowlańca, która nie dostała się na studia. Amen.
Pewnie dużo grała w Simsy, więc się zna.

    Młoda dziewczyna, która znajdowała się na recepcji, uśmiechnęła się szeroko do Miśka Winiarskiego. Kiedy zorientowała się, że otacza ramieniem mnie, skrzywiła się lekko.
Zdrowa reakcja na Marysię.
Ta... Wszystkie kobiety lecą na Winiarskiego, ale jego serce jest zarezerwowane w osiemdziesięciu procentach dla Mary Skrue, a pozostałe dwadzieścia dzieli pomiędzy żonę i syna, żeby blogasek zachował chociaż resztki dobrego smaku. Chyba mi niedobrze.

-Koleżanka ma zarezerwowany pokój. Możemy prosić o kartę?
- A pani godność?
Nigdy nie istniała. Dawaj pani tę kartę i jedźmy dalej, bo Prozac mi się kończy i mogę nie wytrzymać.

Och, pani to by od razu chciała wszystko wiedzieć – Winiar przewrócił swymi ślicznymi ślepkami.
Nie, że procedury, recepcjonistką szarga wścibskość. Ehe.

Koleżanka ma rezerwację z naszego klubu. Wczoraj przecież dziwiła się pani, że został jeszcze jeden wolny pokój. Teraz zagadka się wyjaśniła.
Ciekawe, czy robiła sobie jakieś nadzieje dotyczące owego pokoju.

    Bartosz w dalszym ciągu nie chciał ze mną rozmawiać. Każdego dnia próbowałam się z nim jakoś skontaktować. Zawsze odrzucał połączenie lub po prostu nie odbierał. Facet zapuścił focha, a ja musiałam się z tym pogodzić.
Borze, w jakim miejscu zapuszcza się fochy?
Może to działa jak spławik?

O nie! Nie należę do tych, na których można się obrażać. Z nim też będę musiała poważnie porozmawiać. Ale to w Bełchatowie. Na wyjazdach Kurek zawsze chodził podenerwowany i rzadko się uśmiechał.
Na własne oczy widziałam w Bydgoszczy. Zero uśmiechu. Parę razy go tylko szczękościsk dopadł.

-No, dziewczynko. Wbijaj do swojego pokoju, szykuj się i za dwie godziny lecimy grać mecz – Michał zmierzwił mi grzywkę, a następnie oddalił się w podskokach(?) w stronę swojego pokoju.
Dołączam się do tego ostatniego znaku zapytania. Dodałabym jeszcze parę wykrzykników, ale nie chcę wyjść na kogoś, kto ciągle się wydziera podczas poważnej analizy.
Michał „Pinkie Pie” Winiarski. To chyba za wiele jak na jeden raz... Kończymy na dziś z tą analizą.

9 komentarze:

Aleksandra pisze...

Ach, tęskniłam za tą analizą... Warto było czekać, trzyma poziom! Zawsze, kiedy mnie pytano, kim chcę zostać w przyszłości, długo się zastanawiałam nad odpowiedzią. Teraz już wiem: chcę zostać Mary Skrue. + Ciekawe, co Winiar doradził Kurkowi w sprawie zastrzeżenie "lazurowych oczu". Mam nadzieję, że Bartek szybko podejmie jakieś kroki, bo Olka zaczęła tymi lazurami rzucać we wszystkie strony...

Silene pisze...

Pomoc przy treningach. Niedługo na opkowe potrzeby powstanie zawód praczki skarpetek. Wlazły by się ucieszył, he he he. Btw, TUŚKA, GUARDIOLA W BAYERNIE! Alert trzeciego stopnia. Mam nadzieję, że nie porn.

Anonimowy pisze...

Rozwaliła mnie informacja, że Ałtorka to studentka...Hańba dla wszystkich studentów świata. Kiedy to przeczytałam, moja reakcja to mocny facepalm (do teraz boli mnie czoło) i szczęka na podłodze.
Wielbię Wasze rozkminy na temat boCHaterek, ich wymyślnych tru lofffów, oraz jeszcze bardziej wymyślnych miejsc pracy, tworzonych specjalnie pod Mary Sue. Powodzenia w wyszukiwaniu kolejnych takich perełek:)

Anonimowy pisze...

to opowiadanie wykończyło mnie psychicznie i fizycznie, nie wiem jak dotarliście z tym do końca, podziwiam :)
~ podkoudelka

Bibliopatka pisze...

Nie zawsze pamiętam albo mam siłę, by skomentować, ale czytam "Szalikowców" regularnie i świetnie się bawię :) Dzięki i za dzisiejszą zabawę!
Dobrze, że bohaterka nie dostała się na studia, bo albo wykładowcy by ją na dzień dobry ubili, albo też by przeszli pranie mózgu i musieli się z tą paskudą obcałowywać na konsultacjach... I oczywiście wykłady nie mogłyby się odbywać bez Mary Sue, no bo jak?
Nie mam zielonego pojęcia o siatkówce i siatkarzach, ale chyba ani nie grają tak koszmarnie, ani nie są takimi potworami na co dzień, by za karę występować w opku?

migelito pisze...

Bibliopatko, zależy którzy... :P Sęk w tym, że ci, którzy swoją grą zasłużyli na karę polegająca na występie w opku, nie zawsze grają w Skrze Bełchatów lub Asseco Resovii, które dla 80% "fanek" siatkówki są jedynymi wartymi uwagi klubami w naszym kraju :P

No co ja mogę napisać... dzieczyny, świetna robota, tym razem czytałem analizę na telefonie w autobusie w drodze do domu i musiałem mocno uważać, by nie wybuchnąć śmiechem przy masie współpasażerów :D Pewnie Autostradka (która ostatnio kryje się z tym, że staje się zaangażowaną nimfoskrzanką polującą na Anatasijevicia na Twitterze, sasasa :E) czeka na to, aż ją jakoś skrytykuję, ale tego nie zrobię, bo ten odcinek analizy był miodny w jej wykonaniu, zaś pare jej komentarzy zamierzam sobie wydrukować i oprawić w antyramkę ku pamięci :)

Anonimowy pisze...

I tak mnie skrytykowałeś :P
Z niczym się nie kryje i wcale nie poluję - jakieś resztki godności jeszcze mam. A na Twitterze przestanę pisać, bo fakt, rozpędziłam się. Ale spokojnie, wrócę do szkoły, nie będę miała czasu ani życia, więc już w ogóle się uspokoję.
O matko, będę w antyramce *.* (Pewnie komentarz o wielkim poecie Migelito?)

migelito pisze...

A właśnie: ja? wielki poeta? Za co? Kiedy? Cokolwiek rymowanego i godnego uwagi pisałem? :P

Anonimowy pisze...

Rymy może i były niedokładne, ale ja Waszą analizę o Skalskiej znam prawie na pamięć. Nawet ją miałam w PDF-ie na komputerze zapisaną, ale potem komputerek poszedł do formatowania, i... wiecie.
Matko, ja tak kocham Szalikowców od tamtej analizy *ociera łzę. samotną, oczywiście*

Prześlij komentarz