#38 - Aaron Ramsey i półtusza wieprzowa, cz.1

|
Moi mili! Dziś w nastroju rocznicowym, gdyż rok temu (bez dwóch dni) Szalikowcy powstali z popiołów, by nieść swoim szanownym Czytelnikom, fanom sportu i gramatycznym nazistom jednocześnie (co nie zdarza się tak często), radość z analizowania tworów wyobraźni młodych dziewcząt. Z perspektywy założycielki bloga i głównej analizatorki muszę przyznać, że mało jest tak prostych w moim życiu, które wywarłyby na nie tak olbrzymi wpływ - poczynając od oczywistego faktu, że sama staranniej zwracam uwagę na jakość swoich tekstów, kończąc na wspaniałych znajomościach, które miałam okazję zawrzeć dzięki Szalikowcom. Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za to, że chce się Wam śledzić moje pajacowanie i mam nadzieję, że przynosi Wam choć część tej radości, co mnie.

Jeśli chodzi o najpopularniejsze analizy, zdecydowany prym wiodą te siatkarskie (co jest też pewną wskazówką, jeśli chodzi o przyszłe notki), zwłaszcza te tworzone z Autostradką oraz Migelem. Obiecuję, że wspólnych analiz i w następnym roku nie zabraknie ;).

A dziś? Dziś odwiedzimy Świat Trudnych Słów – nie łudźcie się jednak, że aŁtorka je rozumie. Sarkazmy leją się strumieniami, van Persie agituje z ręcznikiem, a to wszystko okraszone dobrze znanym klimatem rodem z Agrobiznesu. Nie zabraknie też znanego i lubianego wątku kanibalskiego i wulgarnej Marysi Zuzi.


Prolog 
A dziś nie potrafię spojrzeć sobie w twarz i mam wrażenie, że coś w moim życiu ominęło mnie bezpowrotnie. Cofnać czas to  za mało, przyznać się do błędu zbyt wiele kosztuje, zatrzasnąć drzwi od wspomnień za bardzo rani, dumą maskować ból jest zbyt ciężkie. A my wciąż ''staliśmy w tłumie krzyczących ludzi i głośno milczeliśmy.''

"To była najdłuższa zima bez ciebie.
Nie wiedziałam, dokąd skręcić.
Widzisz, jakoś nie mogę cię zapomnieć.
Po tym wszystkim, przez co przeszliśmy." *
LEONA LEWIS - BETTER IN TIME
Chyba ktoś tu nie uważał na polskim, więc służę Wikipedią.

OPIS POSTACI


Julia Rajewska.
Lat 21.
"Wciągnę Cię w mój świat, w którym nie znajdziesz drzwi.
Stąd nie ma powrotu.Zaryzykujesz?"
Zaczekaj chwilę.
*idzie po słownik; po drodze zastanawia się, czy wziąć też podręcznik embriologii, lecz ostatecznie rezygnuje*
Dobra, teraz jestem gotowa.


Wojciech Szczęsny.
Lat 21.
"Ludzie się zmieniają i obietnice się łamią."
Podobnie jak polszczyzna wielu.

Sandra Dorczyńska.
Lat 20.
"Pytasz skąd się wziął rozmazany tusz. Milczę."
Pytasz, czy makijaż był delikatny i niewidzialny. Analizuję.

`Czy znasz dźwięk rozsypujących się myśli?
Słyszałeś odgłos pękającego serca?
Widziałeś bezgłośny płacz?
Nie? To co Ty wiesz o miłości?
Czy widziałeś gro wędrujących przecinków?
Bezskutecznie szukałeś logiki w fabule?
Liczyłeś kiedyś samotne łzy?
Nie? To jesteś nieziemskim szczęściarzem.


Orzeczenie sądu okręgowego : Sąd ogłasza, że małżeństwo Julii Rajewskiej i Piotra Trachimowicza zawarte w dniu siedemnasty lipca dwutysięcznego dziesiątego roku w świetle prawa z dniem dzisiejszym zostaje rozwiązane bez orzekania o winę.
*gorzko płacze nad składnią sędziego*

Zamykam rozprawę. - Kilka zdań, które zburzyło wszystko co do tej pory budowali.
Całe życie sądzili, że orły Temidy potrafią się posługiwać językiem polskim. Często dość zawile, ale zrozumiale. A tu takie rozczarowanie.

Zdradzali siebie tej samej gorącej nocy w Paryżu.Ona z jego najlepszym przyjacielem, on z jej największą rywalką z czasów gimnazjum.
Brawa za synchronizację.

.Osobno choć razem opuścili budynek.Wiatr niespiesznie smagał jej twarz.
Pani budynkowej.

- To nie musi się tak skończyć.Gdybyśmy dali sobie jeszcze jedną szansę, gdybyśmy ratowali to co nas łączyło ...  - elokwentnie próbował dotrzeć do jej podświadomości.
Dwa wnioski:
1) Jednak nie wiem, czym jest elokwencja.
2) Mam wrażenie, że myk z przekazem podprogowym polega na powtórzeniu „gdybyśmy”, ale mogę się mylić. Macie inne pomysły?


- Dobrze prosperujesz czasem przeszłym, łączyło. 
”Twój czas przeszły bardzo prężnie się rozwija”.

- Mam kłamać? Nie będę nas oszukiwała, nie lubię karmić się zakłamaną nadzieją.
Jest gorsza niż najgorsza karma z Biedronki.

Tak, chciałam się z nim przespać. - wydukała niepewnie zatapiając się w jego niebieskich tęczówkach.
Akweny w oczach są ostatnio coś modne.

.Obserwował jej oddalającą się sylwetką i opadające kaskadą włosy na smukłe plecy.
*imaginuje sobie obserwacje sylwetką*

Otwarła przeszłość,zamknęła teraźniejszość.
Tonęła w niepoukładanych skrawkach wspomnień.
Bul, bul, bul...

Jego spojrzenie przeszywało ją na wylot, jego zapach paraliżował, jego usta odbierały zdolność myślenia.
A imię jego gaz pieprzowy.

Ich klatki unosiły się nierównomiernie, obojgu zaczynało brakować powietrza, pochłaniali się z każdym kolejnym pocałunkiem, jak gdyby miał to być ten ostatni.
Niczym jamochłony.

- Przestań do cholery! - wysyczała przez zaciśnięte zęby, gdy jego dłoń powędrowała pod jej krótką spódniczkę.
Uff, bo już myślałam, że potrzebny będzie czerwony kwadracik.

.Wyrwała się z uścisku bruneta mierząc go pernamętnym spojrzeniem.
Permanentnie namiętnym.

- Od niespełna dwóch godzin jestem rozwódką.Chcąc odreagować idę na zakupy.Nie widzieliśmy się od ponad trzech miesięcy, by w pierwszym lepszym sklepie w Galerii Dominikańskiej wpaść na siebie właśnie dzisiaj, a pierwszą rzeczą na jaką mamy ochotę to seks.  - rzuciła Julia oskarżycielskim tonem, opierając się bezradnie o lodowate kafelki w jednej z toalet.
Jeśli byliście kiedyś w Galerii Dominikańskiej, to wiecie, jak ciężko jest tam znaleźć toaletę. Ja podziwiam.

- A Lena? Co z nią? - dziewczyna uniosła do góry jedną brew zakładając ręce na krzyż.
Natychmiast podbiegł do niej Szymon z Cyreny, oferując swą pomoc.

Najpierw puknął Rozalinę w wersji Lena, później Julię, żonę swojego najlepszego kumpla i zaś jesteśmy w ciemnej d**** !
A niech to d****r ś*****e!

Szekspir miał chyba lepszą wizję i nie co inny przegląd sytuacji.
W dodatku znał imiona bohaterów swoich dramatów, a i angielszczyzną posługiwał się dość wprawnie.

- Nienawidzę was.- wyrzuciła z siebie złość, mrużąc czekoladowe oczy. - Ciebie, Piotrka, waszego pieprzonego Vegas i Paryża! I Wrocławia też!
A Wrocław ciebie.

Waldek spojrzał w jej oczy, zachłannie czytając z nich jak z otwartej księgi.
Niestety, przeczytał jedynie blogaska.

Widział w nich tylko pustkę i obojętność.
To pierwsze kupuję bez zbędnych pytań.

- Zmarnowaliście mi ponad rok mojego życia.Na więcej nie mam najmniejszej ochoty.Skończmy ten popieprzony trójkąt raz na zawsze.
- Ech, no dobra... - odparł Waldek i chwycił ekierkę.

Mimo hardości, jej głos zdawal się łamać i przypominać jękiliwy szept.
Hardy, jękliwy szept, boru!

- Tak samo jak tego, że Szczęsny to mój kuzyn. - Rajewska wywróciła teatralnie oczami.Uwielbiała wspominać, że ta pyskata, arogancka, dobrze broniąca mordka to jej rodzina.
*z wściekłością* Kto przeszczepił Wojciechowi geny Mary Sue?
[Od kiedy Szczęsny broni twarzą?]


Widzisz to wszystko przez brudne szyby autobusów.
I kasujesz bilet życia nie tą stroną.
*sprawdza*
Rzeczywiście, dzięki! Kanary by mnie zabiły!


Resztkami sił upychała do przepełnionej, czarnej walizki dżinsową parę spodni.
Zwróćcie uwagę, że to para była dżinsowa, nie spodnie.

To tutaj bawiła się małymi, szmacianymi lalkami, to tutaj zamykała się na cztery spusty i łkając do pomarańczowej poduszki przeżywała pierwszy miłosny zawód, to tutaj kuła do matury z biologii.
Polski oblała.

- Jeden telefon i jestem z powrotem. - zamknęła ręce matki w uścisku swoich śnieżnobiałych dłoni.
A to co? Krew jest zbyt mainstreamowa?

I wybuchnę Ci śmiechem w twarz
gdy jeszcze raz wspomnisz o miłości.
Ja to uczynię, gdy jeszcze raz zobaczę podobną wstawkę w środku rozdziału.

Dziewczyna stała przed lustrem.W jego odbiciu ujrzała brązowooką szatynkę z pustką w sercu i żalem w oczach.
Co było w jej głowie, pozostaje w domyśle czytelników.

.Bezradna oparła się dłońmi o umywalkę spuszczając głowę w dół.Myśli ciążyły bardziej niż wczorajsze wino.
*wyje* Truuudno taaak raaazem byyć nam ze sobą!

.Przeczesała włosy ręką przymykając powieki i przygryzając ze zdenerwowania dolną wargę.
Przygryzanie ręką *ok*

.Dlaczego pamięć nie ma przycisku "delete"? 
Dlatego, że blogaski też nie mają.

Dlaczego nie można uciec od przeszłości, wspomnień i zapachów
Bo by się pierwszy nerw czaszkowy obraził.

Wszystkie jej ubrania przesiąknięte były wonią jego perfum.Tylko ta niebieska sukienka z Paryża pachniała namiętnym romansem.
Namiętny Romans – nowy zapach od Davida Beckhama.

- Cholera! - zaklęła siarczyście rzucając w taflę lustra pojemnikiem na mydło w płynie.
*kwiczy*

Kryształ pokryła wielka pajęczyna niekształtnych odłamków.
Mydło w płynie ma moc! Chyba go nie doceniałam.

Westchnęła głośno opuszczając pomieszczenie.
Wstaw przecinek w dowolnie wybrane miejsce.

.Wybrała numer z zamiarem naciśnięcia zielonej słuchawki, jednak w ostatniej chwili rozmyśliła się i wystukała odpowiedni szyk cyferek, tym razem bez oporu zainicjowała połączenie.
Że co?

Słysząc jednak kolejne puste sygnały rozłączyła się.Pięknie, nawet własna matka ma ją gdzieś!
Brawa dla mamy!

! Chociaż czy stosowne było dzwonienie dopiero tydzień po przylocie do Londynu.Za pewne nie.
Ale nie uznajemy tego za pewnik.

.Dziewczyna usłyszała jak ktoś naciska chaotycznie na dzwonek w umówiony sposób.
Chaotyczne naciskanie. LOL!

- Wejdź! - donośny głos rozległ się po całym mieszkaniu.
Taki?

Już po chwili zza drewnanych pokojowych drzwi wyłoniła się niska, zielonooka dziewczyna z nonszalanckim uśmieszkiem, który błąskał się w jej kącikach malinowych ust.
Błyskał jak gąska.

To jest Londyn. - jej głos zdawał się być ro raz bardziej podekscytowany. - Tu jest wszystko. Libacje, narkotyki, kluby, gwałty, bójki, nielegalne wyścigi, burdele, sklepy i piłka.
Idealne miejsce do rozgrywania opka.

- Ten cały Big Ben i London Eye to przereklamowana sprawa
O Elżbiecie nie wspominając.

- Przyjdę o dwudziestej. - brązowowłosa obkręcając pasek od torebki puściła w stronę Julii perskie oko i pewnie wycofała się z pokoju.
Perskie oko... Ktoś tu znowu odgrywa Indianę Jonesa?

słyszysz?
- nie 
- ja też..
- a kiedyś biło..
*kwiczy*
Czy tylko mnie to przypomina jakiś dowcip?


Nad stolikami w  jednym z najpopularniejszych londyńskich klubów unosiły się rozmaite opary alkoholowe i papierosowy dym.
I istny smog absurdu.

Dwóch mężczyzn siedziało właśnie przy barze popijając kolejne drinki.Byli sarkastycznie rozbawieni
Rzucali na prawo i lewo cytatami z „Doktora House'a”.
[A Tuśka rzuca w aŁtorkę Słownikiem Języka Polskiego].


- Życie jest całkowicie do dupy! - rzekł szatyn przekrzykując barowy gwar i odsuwając chaotycznym ruchem szklankę.
Kręcił nią piruety i wykonywał potrójne tulupy.

.Tak, że zatrzymała się na skraju blatu, cudem nie spadając na podłogę.


.Holender przez dłuższą chwilę zaczął się zastanawiać, czy to możliwe, żeby na zdrowym, normalnym, wolnym od przeszło miesiąca facecie, kobiety z dużym biustem, jędrnymi pośladkami, idealnym wcięciem i nieskazitelną cerą mogły nie robić najmniejszego wrażenia? 
To zależy, gdzie mają to wcięcie.

- Młody, jaki ty jeszcze dziecinny jesteś. - westchnął Robin wywracając oczami. - Seks bez zobowiązań jeszcze nikogo nie zmusił do angażowanie się emocjonalnie.
*wręcza van Persiemu Order Captaina Obviousa*

- Zrobię sobię przerwę z kobietami. - oświadczył nie mogąc uwierzyć w swoje postanowienie.Jakgdyby miłość, pytała się czy może teraz zarzucić swoje sieci.
Nie wiem, jak miłość, ale język polski pyta, czy jest dla niego jeszcze miejsce w tym opku.

Stary, Jesteś piłkarzem, masz kasę, duży dom i auto.Każda na to poleci.
W dodatku występujecie w fanfiku, tu skuteczność będzie stuprocentowa!

Twój niepohamowany pociąg seksualny zaczyna mnie powoli przerażać.Mam nadzieję, że nie jesteś bi - mówił żartobliwie, ostrożnie odsuwając się od napastnika.
W tym kontekście określenie „napastnik” jest wyjątkowo niezręczne.

Ten popwatrzył na niego z politowaniem.Objął dłońmi swoją szklankę.
Przygotowując się na podwójny axel.

- Wiesz ile bym dał, żeby jeszcze raz mieć dwadzieścia lat i prowadzić beztroskie życie? - wyszeptał holender patrząc się tempo przed siebie.
Na chusteczki marki Tempo.

Robin nie chciał mu mówić o swoich problemach małżeńskich. Papiery rozwodowe w każdej chwili mogły leżeć na stole.
Mogły, ale nie musiały. To był papiery Schrӧdingera.

Miłość? 
Chiński wyrób o nietrwałej jakości.
W dodatku sprzedawany przez Ruskich na polskim targowisku.

.Samochód wypełniała mieszanina różnych trunków, w tle dało się słyszeć pierwsze ściszone takty znanej powszechnie melodii popularnej piosenki.
A byłam pewna, że w cieczy dźwięk rozchodzi się lepiej.

Wiązka promieni ze samochodowych świateł rzuciła swe blade odbicie na zamroczoną dziewczynę stojącą na środku jezdni.
AŁtorka chodziła na jakiś kurs zagmatwanego pisania?

Spanikowawszy odbił chaotycznie kierownicą w przeciwną stronę
Zwiększając tym samym entropię.

Podbiegł i pochylił się nad brunetką, która nieudolnie i niezgrabnie próbowała pozbierać się z jezdni.Na jej beżowej sukience było widać liczne zabrudzenia z krwi
Myślałam, że krew była dla niej zbyt mainstreamowa?

- Mogłem Cię zabić! - rzekł poirytowany szatyn pomagając wstać brązowookiej.
Czerwonoskóry napiął w tym czasie łuk.

- Nic Ci nie jest? - spytał łagodząc ton swojego głosu, nadal trzymając w swoich ramionach jej kruche i bezwładne ciało.
*skanduje* Do-szpi-tala! Do-szpi-tala!

Po za tym, że prawie umarłam to nic. - wyszeptała sarkastycznie, przyciskając swą śnieżnobiałą dłoń do skroni.
Może to tylko dłoń jest wykrwawiona? Słabo się w takim układzie skrwawia, nierównomiernie.

- Zapach krwi, i twoje perfumy .... - jęknęła z przedłużeniem.
Boję się zapytać, co przedłużyła.

- Zawieźć Cię do szpitala? - spytał chłopak kompletnie zdezorientowany.
Jeszcze się pytasz?! To opko!

Jesteś piany! - zarzuciła, śmiejąc się przez nos.
Nie wiem, co gorsze – śmiech przez nos czy Ramsey w roli Afrodyty.

- Zawiozę Cię do domu. - zaoferował sięgając automatycznie do kieszenie po kluczyki.
Stanowczo odradzam.

- Po moim trupie. - burknęła.
Nie mówiłam? Szpital musi być.

.Sięgnęła po telefon i wybrała często używany w Londynie numer.
Gugiel ma wiele teorii na ten temat.
[Tabaka?]


Chciałabym zamówić taksówkę na drugie skrzyżowanie przy ulicy Ferston. 
Och, jak w Nju Jorku! „Na róg szóstej i obernastej!”

Nie miała perfekcyjnego, rodowitego angielskiego akcentu, a urodę ... urodę typowo słowiańską.
Stawiam stówę, że przy tym typowo merysujską.

Zmierzył ją namiętnym wzrokiem z góry na dół i z dołu do góry.
Miara krawiecka uaktywniała mu się we wzroku jedynie przy trybie „namiętny”.

Spoiler :
- Słyszałeś proszę? - wysyczała impertynencko Julia z miną seryjnego zabójcy.
- Nie.A ty pukanie? - Wojtek poruszył energicznie brwiami. - Jeden do zera. - zarechotał ukazując rząd w jego mniemaniu śnieżnobiałych zębów.Jakby kiedykolwiek brał udział w reklamie z blend-a-med.
- Szczęsny wyjdź, bo za siebie nie ręczę! - z rozmachem rzuciła niebieską poduszką w swojego kuzna.
- Wstawaj! - szatyn chwycił za kołdrę i zwalił ją na podłogę.
Chyba znam nieco inną definicję słowa „spoiler”.
[Chyba, że ten Element Komiczny miał mnie odstraszyć od dalszego czytania].


Tempo wpatrzona w sufit była pewna, że po wczorajszej libacji nic nie będzie w stanie jej posklejać.
A już na pewno nie chusteczki higieniczne.

Na litość boską, ileż można pić, dzień w dzień przez pierwszy tydzień pobytu w Londynie?Tak, wiem.Dużo.Też mi pytanie.
Zmiana narratora – jest.

- Jesteś potworem! - wycedziła przez zęby z ironią.


- Life is brutal i czasami kopas w dupas.Understand me?
*ociera łzę* Się uśmiałam!

bramkarz podniósł wyniośle do góry jedną brew założył ręce na krzyż.
"Eloi, Eloi, lema sabachthani".

- A co do tego drugiego to niebył bym tego taki pewny.
Ja niebyłam. Niebyłuję. Niejestem.

- A już myślałam, że przejawiasz jakieś wyższe ludzkie uczucia. - zarzuciła z przekąsem, wymijając kuzyna w progu i snując bosymi stópkami ku pomieszczeniu, z którego dochodził aromat kawy.
Po naszemu: zeszła na śniadanie.

Usidła przy stole i bezradnie wpatrywała się w jedzenia na talerzu.
Jedzenia ją usidliły.

- A teraz, skoro jesteś już w stanie, może raczyłabyś mi powiedzieć komu zajumałaś kurtkę i dlaczego miałaś zakrwawione łokcie i kolana?A najlepiej ile wczoraj wypiłaś. - piłkarz wymachiwał przed zdezorientowaną Julią męską skórą.Ta kiwała głową nie mogąc sobie nic przypomnieć.
A ja tam mogę. Doktor Lecter też mnie na tę kolację zaprosił.

- Odczep się.To moje życie, jestem już dużą dziewczynką i to moja sprawa ile wypije i z kim! - odrzekła hardo zbuntowanym głosem piętnastolatki.
”A ludzina jest smaczna!”

- No dobrze, atrakcyjna kobieta po rozwodzie z sieczką szesnastolatki w głowie.
W głowie? Przełknij to, idiotko!

- Nie jestem już głodna.Sam sobie zeżryj to śniadanie! - rzuciła poirytowana szatynka wyrzucając zawartość talerza na koszulkę Szczęsnego.
Ludzina syci na długo.

- Mówiłem Ci, żebyś nie wsiadał za kierownice, kretynie. - zrugał go protekcjonalnym tonem.
Ciężko rugać tonem poddańczym.

- Brytyjka? - dopytywał holender.
- Nie.
- Niemka?
- Nie powiedziałem, że prawie przejechałbym krowę. - rzekł zniesmaczony pomocnik.
Za uleganie stereotypom aŁtoreczka dostanie ode mnie słownikiem w łeb.

- Miała słowiański akcent i ... - urwał uśmiechając się zalotnie. - I zaitrygowała mnie. Po mimo tego, że była w tym wszystkim taka arogancka i wyrafinowana.
Odkryto nowe cząstki materii. Merysujony.


- Gdzie jest Aaron? - spytał zdziwiony Wojtek widząc w progu jedynie bruneta.Spodziewał się, że Walijczyk tym razem dotrzyma słowa.Męski wieczór przed telewizorem przynajmniej trzy razy w miesiącu był u nich tak regularny jak u kobiety cykl miesiączkowy.
Boru, takiego cyklu chyba nawet szczury nie mają.

- Mieliśmy oglądać boks z piwkiem w ręku i wielką paczką chipsów.Co mu strzeliło do tego durnego łba? - Wojtek odebrał od kolegi siatki z butelkami trunku, po czym wskazał ręką na przedpokój prowadzący do salonu.
- Bawi się w Sherlocka Holmesa. - zaśmiał się Robin podążając do pomieszczenia za bramkarzem.
- Szuka szczęścia? 
Sherlock Holmes! Najsłynniejszy na świecie poszukiwacz szczęścia!

Nerwowo obciągnęła krótką spódniczkę, gdyż czuła jak czyiś wzrok bruneta dosłownie ją rozbiera.
Wzrok czyjegoś bruneta. Szczęsny ma niewolnika, krótko mówiąc.

Holender dokładnie otaksował ją swoimi brązowymi oczami, w których przed chwilą pojawiły się roztańczone iskierki.
Wycenił ją na 4,50 zł za kilogram. Nie więcej, zbyt słabo się skrwawia.

- No, stary, nie chwaliłeś się, że wyrwałeś nową dupę. - wymamrotał rozweselony Robin.
Szczęsnego było stać tylko na szynkę i ogonek.

- Ach. - zmieszał się van Persie. - No tak. - zdezorientowany podrapał się po głowie.Swój niepewny wzrok skierował na szatynkę, która mierzyła go bazyliszym spojrzeniem.
Bazylisz – bazyliszek w świńskiej skórze.

- Julia. - dziewczyna odwzajemniła gest. - Nie jestem jego kolejną dziwką. - mówiła z odrazą i przyklejonym do twarzy sarkastycznym uśmieszkiem.
- Jestem jego kolacją – wyjaśniła wszelkie wątpliwości.

- Wypraszam sobie, ja nigdy nie sprowadzam tutaj żadnych prostytutek! - zaoponował nieco desperacko szatyn.
Co jak co, ale Wojtek lubi nieeksploatowane mięso.

Meczowa koszulka z pięknym autografem i specjalną dedykacją i jestem przekupiona. - westchnęła uśmiechając się przyjaźnie i ukazując swoją słabość do przystojnych mężczyzn z szelmowskim uśmiechem i przepraszającym spojrzeniem, przez które łamią się kolana.
Ilekroć czytam opka, tylekroć dowiaduję się czegoś nowego – tym razem padło na złamanie kolana.

- A ty przypadkiem miałaś już nie iść? - spytał niegrzecznie bramkarz, patrząc na Julię sceptycznie.
Nie dowierzał, że jego kolacja właśnie poprosiła o autograf.

- Wyobraź sobie, że zawsze chciałam wypić piwo z Robinem van Persie. - puściła do holendra oczko stukając się butelkami.
Chciała sprawdzić stan jamy ciała przed zaszlachtowaniem.

-  Tak, to takie przyziemne, ale widzisz marzenia się spełniają, więc nie martw się może jeszcze kiedyś zmądrzejesz, wyprzystojniejesz i urośnie Ci większy .... - rzuciła z sarkastyczną nadzieją w stronę kuzyna. 
Boru! Odebrałeś mi nawet sarkastyczną nadzieję, że aŁtorka umie się posługiwać słownikiem!

- Zawsze czułeś się taki mniej męski i bawiłeś się moim lalkami! - wspomniała podnosząc butelkę do ust i upijając złota ciecz, kompromitując go przy tym.
Nie jestem pewna, czy tylko jego.

Szczęsny zaśmiał się tylko z politowaniem.
*trzyma ze Szczęsnym*

-Opowiedz mi coś o sobie. -Mam na imię Miłość, moją matką jest Pomyłka, ojcem Przypadek. Urodziłam się w sercu i tam obecnie mieszkam, razem z siostrą Nadzieją.
”Jednak robak sercowy Dirofilaria immitis zajmuje najwygodniejsze lokacje i my mamy dla siebie tylko lewy przedsionek oraz zatokę wieńcową”

Codzienne kłótnie z kuzynką Nienawiścią sprawiają, że tracę wiarę w siebie, ale dzięki niej staję się też silniejsza.
Nienawiść pomieszkuje w lewym płacie wątroby, Miłość wpada do niej czasem żyłą wrotną na pogaduszki.

Mimo to boję się, że kiedyś to ona wygra, ma przecież ze sobą Zazdrość, Ból, Kłamstwo, Zdradę, Cierpienie.
Obstawiają cały układ naczyniowy i większość węzłów chłonnych. Nikt nie przejdzie.

Szczęście czasem wpadnie do mnie przez okno, kiedy wszyscy już śpią.
Konkretniej przez naczynia włosowate okienkowate.

Zaufanie strasznie choruje, Czułość i Optymizm wyjechali na wakacje, nie planują powrotu.
Świetnie się bawią nad Zatoką Moczowo-Płciową.

Tak więc zostałam sama... Tylko ludzie czasem O mnie dbają, pielęgnują. Naprawdę się starają...
No nie wiem. Skądś się te choroby krążenia biorą.

Od razu polubiła Londyn, wielkie budynki i tłumy ludzi, którzy kompletnie nie zwracają na nią uwagi.
O, ja też ich polubiłam.

Dotąd była przekonana, że to duże polskie miasta były wylęgarnią patologi i seksizmu, jednak w porównaniu z stolicą Wielkiej Brytanii, polska rzeczywistość jest bardziej umoralniona.
Wielka Brytania słynie z uciemiężenia kobiet.

.Można cierpieć, byle tylko mieć do dyspozycji męskie ramię, na którym możemy zawisnąć.
*uczy się, jak wiązać stryczek*

Pchnęła z flustracją wielkie drzwi, które prowadziły do jednego z lepiej jej już znanych sklepów z ubraniami.
Szyldem sklepowym była ilustracja chora na grypę.

Przeglądała letnie sukienki, żadna nie wpadła jej w oko.Każda w jej mniemaniu miała jakiś defekt, który burzył całość.Chwyciła za metkę jednej z nich, a jej czekoladowe oczy sięgnęły rozmiaru Jowisza.
Nie wyobrażaj sobie tego, nie wyobrażaj!
Za późno...
[Ziemia nie powinna się rozwalić pod wpływem grawitacji tych oczu?]


Nie do końca. - rzuciła Sandra dość tajemniczo, uśmiechając się przy tym zadziornie. - Znam takie elitarne towarzystwo, które płaci za odpowiedni wygląd i obecność przy różnych spotkaniach i kolacjach biznesowych.Wystarczy, że się ładnie pomalujesz i ubierzesz, trochę się pouśmiechasz, wspomnisz czasami o kilku męskich cechach swojego kompana przy jego kolegach.Nie chcą seksu, a płacą niezłą sumę.
Opko o sponsoringu. Świat się kończy.

- Po prostu nie mam najlepszych wspomnień. - uśmiechnęła się smutno, a na jej twarzy wymalowała się gorycz smutku, jednocześnie nie podjęła tematu.
Smutnego.

Wzgardzonym wzrokiem wpatrywała się w niebo, pozwalając wszystkim troskom na upust.
Co na upust? Narobić?

Witaj w prawdziwym świecie. Jest paskudny. Spodoba ci się.
Na pewno nie gorszy od tego blogaska.

Drobna szatynka naparła na klamkę swoich frontowych drzwi.W progu strał postawny mężczyzna z przyklejonym uśmiechem do twarzy.
Klejem Uhu.

- Uprzejma jak zawsze. - warknął sarkastycznie.
Jak sarkastyczny pies.

- Nie. To byłoby zbyt proste.Musisz poczuć smak zarabiania własnych pieniędzy.Znalazłem coś w sam raz dla ciebie i jest o wiele lepszą alternatywą niż zmywak. - mówił powoli i przekonująco, choć z obawą. 
Nie mógł znaleźć eufemizmu dla „ekskluzywna prostytutka”.

- Będziesz młodszym asystentem, asystenta fizjoterapeuty Davida Walesa.
Naiwna jestem – myślałam, że aby pracować jako fizjoterapeuta, trzeba ukończyć studia. Ale boChaterki opek zostałyby nawet sędzią trybunału bez wykształcenia, w końcu mają znajomych sportowców.

- Jesteś po bio-chemie, studiujesz, więc masz ogromną szanse na wykazanie się. 
Tak sobie myślę... Właściwie dlaczego ja nie pracuję w jakiejś klinice chirurgicznej? Spełniam powyższe warunki!

Ludzie wybierają to co jest przyjemniejsze. 
Dlatego piją kawę z mlekiem, wódkę z sokiem i kochają ciałem,
a nie sercem.
Serce to nie ciało. To podroby.

.Przez poprzednie dni zrobiła postęp w odtwarzaniu chronologicznie wydarzeń z feralnej nocy.Ostatnie co pamięta to oślepiające ją światła samochodowych reflektorów, bolesny upadek na asfalt i głośny pisk opon.Później nieznany jej głos mężczyzny i niewyraźne rysy jego twarzy.
A także nie do końca zrozumiałą dla niej kwestię: „Za chuda jak na ubój, weźmiemy ją najpierw na tucz”.

Wyciągnęła z niej pęk różnorodnych kluczy z charakterystycznym breloczkiem.
- Zabawne Szczęsny ma prawie identyczny, tylko, że na drugiej stronie ma swoją marną podobiznę z imieniem, nazwiskiem i tym pechowym numerem z koszulki. - wymamrotała pod nosem, mówiąc sama do siebie.Obróciła plastikowy przedmiot, po czym zamarła, a jej oczy sięgnęły rozmiarów pięciozłotówki.
Ziemianie mogą odetchnąć z ulgą, pole grawitacyjne pięciozłotówki krzywdy raczej nie zrobi.

Stała przed The Emirates Stadium rozważając dwie opcje, a wiatr niespiesznie smagał jej twarz, porywając pojedyncze pasma kasztanowych włosów.Wejść albo odwrócić się i pójść na zakupy.
Prawdziwy blogaskowy dylemat: podryw piłkarzy czy opis stroju?

- Boisz się wejść? Bez obaw my nie gryziemy, połykamy w całości. - rzucił błyskotliwie Wojtek zachodząc od tyłu swoją kuzynkę.
- Ty się potrafisz teleportować czy jak? - parsknęła odwracając się w jego stronę.
- Nie, użyłem świstoklika.

.Westchnęła cicho, po czym zatrzymała swój wzrok na Ramseyu.Przyglądnęła mu się dokładnie.Wysoki brunet, z czekoladowymi oczami, nienaganną sylwetką i wysportowanym ciałem, z uśmiechem, którego mógłby mu zazdrości sam Leonardo Di Caprio!
A czekolady w oczach sam Wedel!

Obciągnęła białą bluzkę, tak by nikt nie miał wątpliwości, że jej dekolt jest za mały, następnie odgarnęła letni żakiecik i otrzepała wyimaginowaną warstwę kurzu na krótkich szortach.
Cóż za dynamiczny opis ubioru!

Płaszczyć się przed nimi? Nigdy w życiu! Przecież ma do zaoferowania coś więcej niż jędrny biust!
Całe jędrne, marysiowe ciało.
[I najlepszą golonkę w mieście].


.Odchrząknęła na tyle głośno by stojący tam kanonierzy skierowali na chwilę na nią swoją uwagę.
Ewentualnie lufę armaty.

Przy okazji wymyśloną historią nadszarpnęła Wojtkowi reputację, co ewidentnie poprawiło jej chumor.
*odwraca się w stronę Szczęsnego* Proszę, oto słownik ortograficzny. Wiesz, co robić.

Na nic też zdało się posyłanie przez samego Wengera przyjaznych uśmieszków, jeśli zbuntowana i zniesmaczona szatynka, bynajmniej w jej mienianiu, pełniła funkcję dziewczynki na posyłki, przynieś to, odnieś tamto, wyciągnij owo, spakuj ów rzecz, odklej plaster, rzuć ręcznik!
...otwórz słownik.

.Po zakończonym treningu Kanonierzy właśnie podążali do szatni, w kilku zwartych grupkach.
Pseudonim zobowiązuje.
[Pewnie ciągnęli za sobą armaty].


- Daj spokój, chodź. Co jest lepsze od spędzenia wieczora z pięcioma... - urwał, spoglądając na Szczęsnego.- Hm ... czteroma przystojnymi ....
- Utalentowanymi, czarującymi ... - wtrącił Jack.
- Inteligentnymi facetami. - agitował van Persie, zarzucając na kark ręcznik.
Postulował wolność dla higroskopijnych materiałów.

- Mój niedoszły oprawca też tam będzie? - spytała ostentacyjnie, kiedy szatyn przystanął obok Jacka.
- Jeśli tak bardzo tego chcesz? - spytał sam zainteresowany niskim pociągającym głosem.
- Kiedy jesteś obok mnie wzrasta prawdopodobieństwo mojej śmierci, więc bezpieczniej będę czuła się w swoim małym, przytulnym mieszkanku. - wyjaśniła ironicznie.
*obmyśla plan, jak doczepić Ramseya do boChaterki na stałe*

Wszyscy rzucili Aaronowi wymowne spojrzenie, lecz ten wzruszył ramionami z obojętnością.Ktoś odchrząknął znacząco, a Walijczyk wywrócił oczami.
Oczy-wandale.

- Uroku osobistego. - powtórzył rozluźniony, patrząc na nią z politowaniem, tak jakby spodziewał się takiej reakcji.
- Jesteś pewien, że go posiadasz? - wymruczała dystyngowanie.
XVIII-wieczne damy porozumiewały się ze sobą wyłącznie przez pomruki.

- Bynajmniej tak twierdziłaś. - jego oczy rozbłysły.
Moje oczy szukają partykuły „nie”.

.A nowoczesne wnętrze urządzone w typowo londyńskim stylu, sprzyjało publicznemu szerzeniu się przypływów namiętności.
Wenecja Londynem Południa.

Nawet łysawy czterdziestoparoletni facet nie omieszkał klepnąć w tyłek szesnastolatki, która na pewno nie wyglądała na niepełnoletnią gówniarę.Ta dała mu policzek, po czym powędrowała do grupy swoich przyjaciół, którzy ustawiali bile na stole bilardowym.
Czterdziestoparoletni facet zaczął się zastanawiać, co zrobić z podarowanym policzkiem.
[Usmażyć!]


.Z powrotem przerzuciła wzrok na kanonierów, którzy zdołali już oswobodzić się z towarzystwa słodkich i różowych dziewczynek, trzepotających zalotnie rzęsami.
Strzelali do nich z moździerzy.

.Tak, to właśnie dlatego wróciła do stolika, nikt nawet tego nie zauważył, nie bo po co.
Słucham?

Szczęsny z cwaniakowatym wyrazem twarzy, który tak bardzo irytował Julię, chwycił kulę i rzucił ją z pełną siłą.Pech chciał, że wszystkie kręgle padły jak przed Bogiem.O ironio!
O borze! Czy da się jeszcze tę ironię bardzie wyeksploatować?

Julia niepostrzeżenie opuszczała lokal, zostawiając na stoliku jeszcze do połowy wypełnioną trunkiem szklankę.Ramsey szybko podążył tuż za nią, zachowując bezpieczną odległość, jednocześnie nie tracąc z oczy jej sylwetki.
Daruj sobie bezpieczne odległości! Nie pamiętasz, że twoja obecność zwiększa prawdopodobieństwo końca jej żywota?

.Szatynka stała przy balustradzie i opierając się o poręcz nostalgicznie, nieco tkliwie i melancholijnie patrzyła w niebo.
Nostalgiczne opieranie się o poręcz – tak w stylu Romea i Julii?

Delikatnie uścisnął jej dłoń, zachowując przy tym takt czułości.Patrzył na nią z ujmująca czułością, lecz dla niej jego oczy były nieprzeniknione.
Acz czułe.

Nazywasz się Aaron James Ramsey, urodziłeś się 26 grudnia 1990 roku w Caerphilly, jesteś, istniejesz, oddychasz i grasz w piłkę nożną.
Ramsey to jednak mało charakterystyczny chłopak.

Starasz się być dla mnie miły, czasem się uśmiechasz, wturujesz mi kiedy wyrażam dezaprobatę dla pięknych plastików, chociaż pewnie z trudem powstrzymujesz ślinotok.
Wobec słownika jest jednak bezŚli(l)ny.

Uwielbiasz jeść laverbread, cornish pasty, roast beef, treade pudding i truskawki ze śmietaną.
Strawberries with cream!

Uwielbiasz granatowy i przypadkiem moje paznokcie od kilku dni pokrywa ten kolor, ale ty tego nie zauważyłeś.
Męska natura.

Tak, jestem Julia Rajewska i nie chcę nigdy cierpieć.
Tak, jestem analizatorką i nie mam pojęcia, jak to zdanie łączy się z poprzednią treścią.

- Proszę, proszę. -  brązowooka szatynka powtarzała ciągle błagalnym, desperackim głosem.
Czerwonoskóremu białobrewemu.

- A dlaczego po prostu sama nie zrezygnujesz? - spytał z oczywistością, zakładając ręce na krzyż i  unosząc nonszalancko do góry jedną brew.
Jeszcze kilka fanfików i będę gotowa przysiąc, że brwi wynoszone pod niebiosa są symbolem biblijnym.

. - To jak, pomożesz mi czy nie ? - spojrzała na niego badawczo.
- A co dostanę w zamian? - spytał, uśmiechając się zawadiacko.
To. Jako broń.

- Zdumiewające, kiedy mózg schodzi mężczyzną między nogi działają błyskawicznie, ale kiedy zostaje on na swoim miejscu i trzeba go użyć to nigdy im się nie śpieszy. 
Może mężczyzną się schodzi szybciej? Trzeba to wypróbować przy śniadaniu.

zadrwiła, uśmiechając się sztucznie i sarkastycznie.
Jeszcze raz zobaczę „sarkastycznie”, a aŁtorka zginie.

.Zaczęła się cofać z każdym kolejnym krokiem wykonanym wprzód przez Rasey`a.Aż w końcu napotkała na opór zimnej ściany, która pogrążyła ją jeszcze bardziej w zaistniałej sytuacji.
Pogrążyła ją w otchłani nicości.

- Kiedy mózg schodzi mężczyzną między nogi działają błyskawicznie. - zacytował jej słowa śmiejąc się cynicznie.
No tak, znaleźliśmy nowe słówko do powtarzania w kółko.

Wodziła wzrokiem za szybko poruszającą się, okrągłą piłką po boisku, która wędrowała od nogi do nogi, a każdym kopnięciem, jej koordynacja i płynność z jaką przemierzała boisko zdawała się być magiczna.
Koordynacja piłki... Chyba zgłoszę projekt ustawy zakazującej aŁtorkom używania zbyt skomplikowanych słów.

- Czy ty w ogóle używasz tego co masz w głowie?! - łysawy mężczyzna rozluźnił uścisk, a dziewczyna ponowiła próby wydostania się z krępującego objęcia.
- W przeciwieństwie do Pana, tak. - warknęła, marszcząc brwi.
Riposty Mary Sue z powodzeniem mogłyby zastąpić maczety.

- Jesteś kompletnie nieodpowiedzialna i pozbawiona jakiejkolwiek wiedzy na temat medycyny i wszystkiego co z nią związane! - twarz Johnego zmieniła kolor na purpurowy.
*ożywiona* Nie wierzę! Ktoś to w końcu odkrył?

- Kto Cię w ogóle do nas dopuścił.
*wskazuje palcem na aŁtorkę*

"Przywłaszczył sobie jej serce. 
Wbrew jej woli, skradł całą jej duszę. 
Bezuczuciowiec."
Prawie jak bezżuchwowiec.

- Nie ma za co. - odparł z oczywistością, wzruszając ramionami. - Johnego da się podejść łatwiej niż małe dziecko. - zaśmiał się puszczając w jej stronę perskie oko.
I talizman ze skarabeuszem.

Rajewska poczuła rosnącą gulę w gardle i to kijowe uczucie bezradności.
Sarkastyczne!

Panie Bożej jak mogłeś się tak pomylić i sprawić by wysportowany kawałek ciała mógł przyprawiać o takie palpitacje serca?
Pan Bożej nie wie, radzi zapytać Boga.

Czy to w ogóle jest zgodne z prawem?
Skąd, w niektórych krajach palpitacje serca są karane dożywotnim więzieniem.

Przez chwilę przestała kontaktować, błądząc ze swoją wyobraźnią w krainie wiecznych marzeń.
Szkoda, że nie wstąpiła przez przypadek do krainy wiecznych łowów.

- Umówiłam się z jakimś gościem, który zawodowo kopie piłkę na The Emirates. - oświadczyła przebiegle, udając rozczarowanie i stan obojętności. - Ale to tylko dlatego, że byłam winna mu  to winna.
Winna do kwadratu.
[Winna mu była krzew winny, skoro już przy biblijnych symbolach jesteśmy].


- Oczywiście. - odrzekł prześmiewczo, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
I już jasne, dlaczego boChaterka ma śnieżnobiałe dłonie – muszą pasować do zębów Ramseya!

Niebo już dawno zmieniło swoją barwę.Pojawiły się na nim najpierw liczne gwiazdy, a potem księżyc w pełnej swej okazałości.
Nie jest to możliwe, ponieważ Księżyc w pełni wschodzi w trakcie zachodu Słońca, a zatem zanim pojawią się gwiazdy, satelita jest już widoczny. Piszę to wyłącznie dla czytelników, gdyż edukowanie aŁtorek to raczej zadanie dla masochistów.

Niezobowiązujące spotkanie, brzmiało tak absurdalnie jak smak pierwszego płatka śniegu.
Bekonowy?

Usiedli na marmurowej ławeczce w zielonym labiryncie na Tlafargar Square.
Taki mały, cichy zaułek, przeciwieństwo wiecznie zatłoczonego Placu Trafalgar.

W barze rozmawiali o poglądach politycznych, w której mieli całkowicie odmienne poglądy
Różne poglądy w jednej poglądzie.

- Za lepszy czas? - jęknęła. - Nie! Nie wierzę, że powiedziałam to na głos! To takie banalne.
- Za lepszy czas, za każdy dzień, za tą chwilę, za złamane serca, puste obietnice to faktycznie trochę oklepane. - stwierdził z aprobatą.
- Za każde wspomnienie. - wzniośle unieśli do góry kieliszki, stykając się szkłem, rozległ się dźwięczny brzdęk.
To nie jest oklepane.
[Za zdrowie pań!]


- Chyba każdy ma takie. Spirala konsekwencji, złych wyborów. - zamyślił się na chwilę. - Ale nie żałuję tego, że wpadłaś mi pod koła.
”Żałuję, że cię nie rozjechałem”.

.Szumiało im w głowach, w skroniach pulsowało, a w żyłach krew płynęła co raz szybciej przez tłoczące ją serce.
*ostrzy tasak* Zrobimy to koszernie.
[Za szybki przepływ krwi w żyłach moja prowadząca z fizjologii wstawiłaby ci dwóję, aŁtorko].


- Nie czeka na ciebie,w ogromnym i pustym łóżku twoja dziewczyna, żona czy kochanka? Albo jakieś nieślubne, małe i cudowne dziecko? - spytała podejrzliwie.
Aaron, za to można pójść do paki.

- Niestety nie. - pokręcił głową zawiedziony, ciągle się śmiejąc.
*otwiera szeroko usta*
To nie jest zabawne.


Polubiłam Cię. - wyszeptała karcącym siebie głosem, nie patrząc mu w oczy. - A nie powinnam.Może to egoistyczne, ale dla mnie będzie lepiej jeśli będziesz mnie mijał na ulicy z obojętnością. - Analizował dokładnie jej słowa szukając w nich jakiejś logiki i analogi.
*spogląda na Aarona z miną starego wyjadacza* I co, nie takie łatwe, prawda?

Popołudniowe słońce wynurzyło się zza kłębiastych chmur (Cumulus czy cumulonimbus?), a promienie słoneczne wpadły przez uchylone okno do kuchni rozświetlając jej wnętrze.
Wyjątkowo dzisiaj nic nie robiły na policzku boChaterki.

- Przeznaczenie nie istnieje. - stwierdziła zdegustowana.Czuła, że powoli popadają w opary absurdu.
Powoli? Zanurkowali w nie z impetem w pierwszym rozdziale.

- Spokojnie, panuję nad tym. - zapewniła uspokajając koleżanką ruchem dłoni.
- Nie byłabym tego taka pewna. - wymamrotała ironicznie z przekąsem.
I sarkastycznie na wskroś.

W końcu była tylko kobietą, słabą, kruchą istotą, która tak naprawdę potrzebowała uczucia, a jednak chowała to pod płaszczem swojej ambicji i strachu.
*wysyła powyższy fragment do Kazi Szczuki*

.Przystanęła na samym środku pamiętnej ulicy, na której wpadła wprost pod koła samochodu Aarona Ramseya.
Ażeby znowu ją ktoś potrącił.

Nocny wiatr potargał jej włosy w przestrzeni.
Kosmicznej.

Przecież w swoim życiu spotykała różnych, przystojnych lub mniej urodziwych mężczyzn, tych pływających w kasie, jak i tych zbawczo czekających do każdego 10, kolejnego miesiąca, brunetów, blondynów i rudych, dziedziców wielkiej fortuny, młodych biznesmenów, jak i też zwykłych pracowników w fabrykach i magazynach.Potrafiła się im oprzeć.
Każdy w swoim życiu spotyka się z przynajmniej jednym dziedzicem wielkiej fortuny, ja się umówiłam z dziećmi Gatesa.

- Nie. - warknęła, wyrywając swoje przedramię, z jego uścisku. - Czego ty ode mnie do cholery chcesz? Czy wczoraj nie wyraziłam się wystarczająco jasno ? - zagrzmiała, tocząc wewnętrzną walkę sama ze sobą.
Ciężko toczyć wewnętrzną walkę z kimś.
[Z tasiemcem się da].


- Ale kompletnie bez analogi. - wytknął zniesmaczony jej zachowaniem.
Cyfryzacja telewizji postępuje w szybkim tempie.

- Odpuść sobie, nie przelecisz mnie. - rzuciła mu gniewne spojrzenie.W odpowiedzi szatyn zaśmiał się gorzko, kręcą głową z niedowierzaniem. 
I tak wiemy, że tak to się skończy.

- Nie pasuję do twojego schematu, bo nie jestem blondynką.A wiem, że ty uwielbiasz blondynki! Mam mały biust, nie nosze na co dzień kilkunasto centymetrowych szpilek, rozdekoltowanych do pasa bluzek i sukienek, które nie zakrywają pośladków!
Mimo to jesteś Mary Sue i nie wykręcaj się!

- Myślisz, że pieprzę wszystkie laski na prawo i lewo?! -  podniósł głos, pytając z sarkazmem i pogardliwym niedowierzaniem, zaczął dramaturgicznie gestykulować.
- Zapomniałaś, że są jeszcze te z przodu i z tyłu! - dodał, kreśląc w powietrzu słowa dramatu.

Pojechaliśmy tam w piątkę, mieliśmy ratować nasze fikcyjne i nie istniejące już uczucie. Gdy było już po wszystkim, wytknął mi, że jestem dziwką i suką.Po czym uderzył niczym Mike Tyson.
Odgryzł jej ucho!

Słucham ? - usłyszała nieco zdezorientowany, cichy, aksamitny kobiecy głos, a w tle uliczny szum i zakłucenia.
SzÓmy i tSzaski.

.Ich małżeńskie łoże zaczyna przypominać chłodnię.
Trup ściele się gęsto.

Jeszcze raz zerknął na swoją żonę, która tylko wzruszyła ramionami z obojętnością i posłała mu górolotne spojrzenie.
Spojrzenie właśnie mijało K2.

2 komentarze:

migelito pisze...

(Skasował mi się pierwszy komentarz, spróbujmy raz jeszcze)

Czuję się niejako wywołany do tablicy, dlatego krótko i bez zbędnych emfaz. Przede wszystkim pragnę podziękować spiritus movens całego przedsięwzięcia, czyli Tuśce, za (po pierwsze i najważniejsze) wypełnienie niszy blogasków sportowych w światku analizatorskim, za wkład włożony w przedzieranie się w głąb niewyjaśnionych tajemnic umysłów młodych ałtoreczek i ich wytworów, za wiele chwil spędzonych przy okraszonej wybuchami śmiechu lekturze kolejnych analiz i opek, za zaakceptowanie mojej nieśmiałej prośby o pomoc w tworzeniu i wreszcie za stałe zaangażowanie mnie w prace nad Szalikowcami. Wykonujesz świetną robotę, mało tego, doskonale dobierasz sobie współpracowników :D Ale tak na poważnie: miałem okazję spotkać Tuśkę face to face w jej Breslau i nawet nie podejrzewacie, że ta zabawna, urocza i przemiła osoba znana Wam jako awatar w Internetach jest równie urocza, przemiła i zabawna w czasie i świecie rzeczywistym (no dobrze, wszyscy to wiemy, chciałem tylko trochę pokokietować). Dziękuję w swoim imieniu za wszystkie pozytywne głosy i uwagi czytelników i czytelniczek, a także - a jakże, przekornie - za internetowy "rajd", jaki spotkał mnie ze strony koleżanek autorki słynnego już opka o SKRZE! Bełchatów na odwyku. Przynajmniej nie jesteśmy nikomu obojętni :) Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się stworzyć coś dobrego w tym zakątku Internetu. To, że uda się to Tuśce, nie ulega najmniejszej wątpliwości :)

A teraz co do samej analizy: JEŻU SŁODKI! Oczywiście, komentarze jak zawsze trafne, złośliwe, zabawne i... ech, muszę to napisać... momentami SARKASTYCZNE. Może autorka powinna przeczytać tę analizę, by w końcu zrozumieć znaczenie tego słowa? Ponadto mam własną teorię, która wyjaśnia, czemu wszyscy bohaterowie tego literackiego bełta są albo cyniczni, albo ironiczni, albo w ogóle nie lubią ludzi.

To są wszystko hipsterzy!

A teraz wyobraźcie sobie Woyciecha Chesney'a z dwutygodniowym zarostem, ubranego we flanelową koszulkę, ściskającego w lewej ręcej kubek ze Starbucksa, a drugą dzubiącego na ekranie Iphone'a kolejnego twita: "Wpuściłem wczoraj dwa gole, ale tylko IRONICZNIE".

Już widzę ból Autostradki... :D

Anonimowy pisze...

40 year-old Librarian Esta Goodoune, hailing from Victoria enjoys watching movies like Radio Free Albemuth and Couponing. Took a trip to Redwood National and State Parks and drives a Tundra. mozesz sprobowac tego

Prześlij komentarz