Aaron Ramsey i półtusza wieprzowa, cz.2

|
Tuż-po-sesyjnie pragnę Was zaprosić na drugą część ironicznych przygód sarkastycznej boChaterki. AŁtorka nadal używa słów, których znaczenia nie rozumie, pojawia się była Ramseya, wątek sponsoringu przybiera na sile a twu wuv is in da haus the air.
Porzuciłam to opko jakieś 4 rozdziały przed końcem, ale dehydrogenaza pirogronianowa ze swoim pirofosforanem tiaminy nie zaprząta mi od dzisiaj już głowy, więc jeśli będziecie chcieli, to przemęczę się przez tę składnię do końca. Stoi?


Matt Wilson, angielski biznesmen skinął głową z aprobatą i trzymając w jednej dłoni szklankę whiski, drugą dłonią klepnął ją z jędrny pośladek okryty obcisłym materiałem.Przełknęła głośno ślinę i powstrzymując napływające do oczy łzy upokorzenia opuściła stolik.Matt przez dłuższą chwilę przyglądał się oddalającej dziewczynie z diabelskim uśmiechem pożądania.Julia Rajewska była skrępowana rzucanymi w jej stronę ukradkowymi, osądzającymi i przepełnionymi wstrętem spojrzeniami.
Nie wierzę w to, co czytam.

Każde z nich było pernamętne, zawistne i obrzydzające.
Znów wkradła się w nie permanentna namiętność.

Max Morley i Matt Wilson późnym, letnim wieczorem przechadzali się uliczkami Londynu niedaleko London Eye w towarzystwie dwóch polek.
Żadne z nich nie przekraczało powierzchnią hektara.

Czuła na sobie spojrzenia ludzi, więc dyskretnie zaczęła się rozglądać dookoła, natrafiając na znajomą jej sylwetkę.
W Londynie, naturalnie, każdy naszą Marysię zna.

Kiedy jej wzrok spotkał się z rozczarowanym spojrzeniem Aarona, odrętwiała.
Zwrot akcji dał mi w twarz.

Stał wraz ze swoimi znajomymi, których kompletnie nie znała i wciągnął z paczki jednego papierosa, nonszalanckim ruchem wkładając go do ust.
A potem trzeba chorować na astmę, żeby móc trenować jak człowiek.

Potrzepał aktorsko po kieszeniach, jednak po chwili zwrócił się z prośbą do pięknej, rudowłosej dziewczyny.Ta ceremonialnym gestem zapaliła swoją popielniczkę 
Chciała spalić popiół na jeszcze popielejszy popiół.

.Kochamy, tracimy, pragniemy, żałujemy, wracamy, tęsknimy, zakochujemy, nienawidzimy, lubimy, przyzwyczajamy, uzależniamy, upajamy,  śmiejemy, płaczemy, dotykamy, przytulamy, całujemy, krzywdzimy, naprawiamy, niszczymy, rozmawiamy, krzyczymy, nie zgadzamy, sprzeciwiamy, śnimy, przebywamy, wychodzimy, zamykamy, znikamy. to tyle.
*gratuluje aŁtorce opanowania fleksji czasowników w pierwszej osobie liczby mnogiej czasu teraźniejszego*

Przeanalizowała jeszcze raz wszystkie za i przeciw, ale było już za późno na wycofanie się.
Dokładnie. Przeszłam już przez osiem rozdziałów, teraz już muszę skończyć.

Przyszedł mój marnotrawny syn ? - zaśmiał się tubalnie kręcąc głową.
Zwinął głowę w tubę.

Całkiem Cie pojebało? - otworzyła szerzej oczy. - Dać dzieciom dostęp do twittera wyzywają się od gwałcicieli, dać alkohol bawią się w słoneczka, ale jak rozdawali rozum nie chcieli brać.
*kontynuuje tok myślowy* Dać Internet, powstają blogaski...

Arsenal to siedlisko jednego wielkiego bromancu, ale spokojnie, jestem hetero. - zapewnił zakładając spodnie, które zgarnął z krzesła.
Chyba się nie doczekam piłkarskiego yaoi *chlip*

Właśnie, ty nic nie wiesz. - wytknął jej, przymróżając oczy.
Nawet tego, że pisze się „mrużyć”.

Przechadzała się po jednym z londyńskich parków, kiedy słońce skończywszy swą wędrówkę na widnokręgiem, powoli zachodziło mieniąc swoją żółć na tafli różowego, fioletowego i pomarańczowego tła.
To Słońce szaleje bardziej niż w Fatimie.

Słucham? - odezwała się do telefonu, przystając na środku ścieżki.
- Widzę Cię. - usłyszała znajomy, męski śmiech i holendersko-niemiecki zaciąg.
To idzie fala, fala, fala!

Brawo. - usłyszała w jego rozbawionym głosie odrobinę sarkazmu i złośliwości.
- Tylko bez tej ironii proszę. - skomentowała teatralnym zdegustowaniem.
Też bym chciała, ale pojawia się co drugi akapit.

W czekoladowych tęczówkach wirowały promienne iskierki i rozżarzone węgliki.
Czekolada się przypaliła.

.Na pewno nie spodziewała się stojącego w progu Ramsey'a, który szybko zlustrował jej długie i nagie nogi.Kiedy Rajewska odchrząknęła znacząco, szatyn podniósł głowę i już ani razu nie otaksował jej nie okrytego ciała z pożądaniem, co w niewielkim stopniu ją rozczarowało.
Poczekaj... *podchodzi z miną znawcy* Niezły schab, ale mówiłam, że powyżej 4,50 nie dam.

To błąd. - stwierdziła oschle, przeczesując dłonią włosy, których końcówki były mokre od wody.
Jak to? Nie od skroplonego siarkowodoru?

Rozczarować też się lubisz ? - prychnęła sarkastycznie, zakładając ręce  na krzyż i posyłając mu ironiczny uśmiech.
Cały blogasek ujęty zgrabnie w jedno zdanie.

- Może na Tlafargar Square miałaś racje. - zaczął trwożnie z porażającym bólem w oczach.
W bitwie pod Tlafargarem wielkie zwycięstwo odniósł admirał Selnon.

- Tylko jest jednym, mały problem, wiesz? - jego głos się złamał, a w kącikach jej oczu pojawiły się srebrne łzy.
Nie jest to kryształ, ale zawsze coś.

Oparłszy się o zimną ścianę, splotła palce i przyłożyła je do piersi.Zjechała po niej w dół, pozwalając kroplom łez spłynąć samoistnie po policzkach.
*zbiera srebro z podłogi*

Woda - pierwiastek, który tak na prawdę nic nie wie o naszych uczuciach.
Nie wie również tego, że nie jest pierwiastkiem.

Zabrała dzieci i wyjechała. - stwierdził rozbawiony, konstatując, że wciąż ma lekko bełkotliwy głos.
Stwierdził, stwierdzając. Uaa, uaa, uaaaa...

Rajewska natychmiast wyrwała z jego rąk trunek.
- Tobie już z pewnością wystarczy. - oznajmiła ironicznie, przechylając szkło do swoich ust, pijąc duszkiem ciesz.
Bo to był przyjazny duszek.

Popatrzył na nią przepraszająco, czym zbił ją z pantałyku i zamknąwszy powieki, złapał ją w talii przyciągając do siebie władczo, zaskakując składaniem na jej porcelanowych wargach aseptycznych pocałunków.
Musiał odkazić porcelanę.

Jestem na siebie wściekły.Czuję się jak zdrajca. - pacnął się ekscentrycznie w czoło.
Czyli jak, dajmy na to, Cejrowski?

Mam ochotę coś roznieść. - uderzył pięściami w sofę, rozglądając się dookoła, szukając ofiary swojego przypływu agresji.
Robin miażdżyć!

Kocham Bouchrę. - wyszeptał refleksyjnie i subtelnie, z czułością w głosie.Tak jakby odkrył oczywistość.
- Więc posprzątaj ten bajzer - tu dziewczyna wskazała na podłogę.
Bajzel, który pozostawił Zygmunt Chajzer.

Brązowowłosa jeszcze raz spojrzała na bałagan panujący w salonie i wstając z teatralnym westchnięciem, zaczęła podnosić z podłogi porozrzucane rzeczy.Książki, płyty, ubrania, pilot, figurki i obramowane zdjęcia.
Van Persie chyba oglądał ”The Room”.

__________Towarzyski mecz o honor, po zakończeniu ligowych rozgrywek, na kilkanaście dni przed Igrzyskami Olimpijskimi z Chelsea Londyn.
1. Finezyjny akapit – ja jednak lubię używać tabulatora.
2. Chelsea jako współorganizator olimpiady – Abramowicz stawia jednak na dobry PR.
3. Olimpiada w maju czy sezon trwający do lipca?


.Ignorujesz mnie, wymijasz z obojętnością, starasz się nie spotkać z moim stęsknionym spojrzeniem.Tak idealnie udajesz, udajesz na miarę Oscara.
*robi do lustra minę niczym Rudolf Valentino* Zawsze wiedziałam, że jestem dobrą aktorką.

Moją klatkę piersiową wypełnia przeszywający ból, kiedy rozmawiasz ze stojącym obok mnie Robinem, traktując mnie jak przerzedzone powietrze.
Kurczowo łapiąc oddech, by dostarczyć do krwi każdą ilość tlenu?

Mam ochotę krzyczeć.Wewnętrzny wrzask rozdziera moją dusze od środka.Długie ostre sztylety są wbijane z premedytacją w moje ciało.
*chowa broń za plecami* Nie musicie dziękować.

Podwójny, przeciągnięty dźwięk gwizdka i arbiter gestykulujący koniec dziewięćdziesięcio minutowego towarzyskiego spotkania.
Arbiter co?

.Brązowowłosa dziewczyna z opadającymi na jej smukłe plecy lśniącymi, kasztanowymi włosami (e?) przechodziła długim korytarzem, mijając szatnie kanonierów, prawdopodobnie po raz ostatni.Okręciła się dookoła własnej osi obdarowując każdy milimetr sześcienny sentymentalnym spojrzeniem.
*szuka komentarza*
*nie znajduje*


- Kochasz, wszystkich brytyjskich facetów?To niebezpieczne. - zakpił z groźną miną Wojtek, szczerząc się jak głupi do sera.
- Masz rację powinnam była dopisać "I love only one British boy.He name is Aaron Ramsey, please you kill me!" 
Google Translator to dobra rzecz.

- To do dwudziestej, stary. - rzucił za szatynem podnosząc głos.Ten obrócił się niechętnie w ich stronę, manifestując to wyrazem twarzy.
- Nie mogę przyjść, bawcie się dobrze. - rzucił pragmatycznie.
*pragmatycznie rzuca w aŁtorkę słownikiem języka polskiego*

Sama do końca nie wiedząc, czego się spodziewała?Być może powinna być Walijczykowi wdzięczna, że do tej pory nic nikomu nie powiedział, a tym bardziej Wojciechowi, którego reakcji bałaby się najbardziej.Boli ją kiedy jest oschły i permanentny.
Mam pewną wizję, jak aŁtorka może pisać to opko:
1. Przychodzi jej na myśl słowo, które wedle jej standardów jest zbyt oklepane i brzmi mało yntelygętnie (np. „stały”).
2. Wklepuje je jako hasło/wyszukuje w słowniku wyrazów bliskoznacznych i wybiera najbardziej oryginalne słówko, nie patrząc na jego faktyczne znaczenie.
I potem mamy takie kwiatuszki.


Wtedy kiedy najgłośniej krzyczała pierdolić miłość, pojawił się on.
Kiedy Tuśka krzyczała ukatrupić aŁtorki, nie pojawił się nikt :(.

To tak jak zakochać się w samochodzie pędzącym
wprost na Ciebie - i tak wiesz, że Cię potrąci.
Idealny opis roboty analizatora.

- Van Persie. - zawołała Rajewska na parkingu przed Emirates, kiedy dostrzegła bruneta otwierającego drzwiczki swojego auta, po czym podążyła w jego kierunku tanecznym krokiem.
Kankanem czy fokstrotem?

- Nie mów tak na mnie! - natychmiast spiorunowała go spojrzeniem. - I ściągnij te okropne okulary, bo twoja publicznie rozpoznawalna osoba wygląda w nich co najmniej tragicznie. - szatynka wystawiła wścibsko język.
Strach zapytać, gdzie go wściubiła.

Poczuła jak kolana odmawiają jej posłuszeństwa, więc oparła się o holendra.Głośne westchnięcie, przerodziło się w długi samotny jęk.
Kolega samotnych łez.

Odwróciwszy się gwałtownie za siebie z zamiarem wykonania kilku kroków w przód brązowowłosa zderzyła się z jakąś sylwetką, która ciągle stałą w tym samym miejscu niewzruszenie.
Określanie boChaterki po kolorze włosów i zderzenie z Tró Loff w jednym zdaniu – wypaśność do kwadratu.

Podniosła wzrok na mężczyzna, który wsunął dłonie do kieszeni spodni dość nonszalancko.
Mężczyźni walczą o równouprawnienie! Nie mają zamiaru dłużej posługiwać się żeńską końcówką w ich samczej nazwie.

- Nigdy tak o tobie nie powiedziałem. - przybrał ton niesprawiedliwie oskarżonego, a w jego oczach pojawiło się jakieś dziwne nienazwanie uczucie.
*spogląda w lustro* Mam to samo. To chyba rozpacz.

- Nie wiesz co o Tobie myślę. - zarzucił zdegustowany.
- Wiem, myślisz, że jestem pozbawioną moralności, rozchwianą emocjonalnie dziewczyną, która zarabia sobie za życie nieco chamskim sposobem. - powiedział trwożnym, przepełnionym bólem głosem. - Z resztą, brytyjskie burdele są pełne Polek.
- Rozczaruję Cię. 
”Nie tylko Polek”.

Głośna muzyka zanikała wraz z przebywanymi przez nią krokami.
*wznosi wzrok ku niebu* O co tu chodzi?!

Przekroczyła próg gościnnego, w którym dookoła stołu żerowała grupa kanonierów.
Żołnierze obsługujący działa w środowisku naturalnym.

Na kanapie w przeciwległym kącie mniej znana jej para obściskiwała się permanentnie na oczach wszystkich, bez najmniejszej krępacji.
AŁtorka bez krępacji, permanentnie i na oczach wszystkich kaleczy język polski.

Obejmował w pasie wysoką blondynkę o długich i smukłych nogach, na których nosiła wysokie szpilki.Miała duże wcięcie w talii, idealnie zaokrąglone biodra, duży, jędrny tyłek, którym kręciła na prawo i lewo.Jej wręcz obfite piersi wylewały się z ciemnoróżowej sukienki, bez ramiączek.Na swojej pięknej buźce miała nałożoną grubą warstwę pudru, a duże, niebieskie oczy, obtaczała paleta gęstych i wydłużonych rzęs.Kiedy zebrani w pokoju panowie, zdążyli pozbierać swoje szczęki z podłogi, zaczęli wyglądać jakby chcieli ją ordynarnie klepnąć w tyłek.
*nuci* Nie, nie boję się...

Był tak blisko, obejmował ją i błądził dłońmi wzdłuż linii bioder.
Aaron, łap linka.

Czuła jak każdą komórkę jej ciała przechodzi dreszcz.
Limfocyt B aż się wzdrygnął z przejęcia.

Chwyciła jego dłoń i przygryzając z niezdecydowania dolną wargę w końcu uniosła ją na wysokość swojej klatki piersiowej. - Czujesz? - spytała z błogim uśmiechem, przyciskając jego dłoń do swojego ciała.Z trudem powstrzymywała się, by czasem nie jęknąć z rozkoszy jego dotyku, tego, po którym w tym samym momencie przechodził przyjemny dreszcz. - Gdybym jutro stąd wyjechała, nie biłoby tak szaleńczo.Pękło by na pół i cholernie bolało.
To co, spakować ci walizki?

- Zamknij oczy. - wyszeptała dotykając palcami jego warg.Kiedy Walijczyk zasłonił tęczówki powiekami (KWIK), szatynka powstrzymując śmiech, spojrzała na jego spodnie i mocno klepnęła go w pośladek.
One lubią to, jak się je złapie za tyłek!

- Wiesz ile razy miałem ochotę klepnąć cię w pupę? - spytał roznamiętnionym tonem.
Wiesz, jak często brakuje mi słów podczas lektury tego opka?

- To nie fair. - oburzył się, uśmiechając nieśmiało.
- Życie, jest nie fair. - oświadczyła z oczywistością. 
Brak poszanowania dla interpunkcji też jest nie fair.

- Aaron. - zagaiła pociągając go za rękę i zmuszając do zatrzymania się przed drzwiami.Kiedy odwrócił się do niej z nieco frasobliwym wyrazem twarzy  dodała. - Chcę tańczyć na środku Londynu, liczyć gwiazdy i bluźnić.
*zalicza bliskie spotkanie czoła z blatem biurka*

powiedziała zafascynowana jego dołkami, które uwidaczniały się co raz bardziej, wraz z rozszerzającym się na twarzy uśmiechem, pojawiającym się z każdym jej kolejnym słowem.
*dopiero co uniesiona głowa znów opada z łoskotem*

- Bluźnić do utraty tchu. - dodał, szepcząc czule do jej ucha.
*nie podnosi już głowy*

Ciepłe promienie słoneczne, pieściły jej twarz z dozowana czułością niczym najczulszy kochanek, szepczący słodkie słowa.
Dobrze znany nam schemat promieni słonecznych dokonujących różnych czynności na twarzy boChaterki.

Odchyliła głowę do tyłu, pozwalając by ciepłe letnie podmuchy smagały jej twarz w rytmie porywanych soczystych, zielonych liści.
*patrzy głupio w monitor* Gdzie jest sens?

Czuła jak wiatr przemyka między źdźbłami trawy, jej palcami i włosami.
Aha, czyli jej palce i włosy = źdźbła trawy! W takim układzie boChaterka jest bardziej paszą niż półtuszą.

- Cholera jasna! - zaklęła siarczyście Sandra, mamrocząc pod nosem kolejną wiązankę przekleństw, równolegle z dźwiękiem odbijającej się od jej głowy piłki.
- Ej ty, oddaj mi ją! - zażądał nieskładnie, chudy blondynek, umorusany czarną ziemią, na okrąglutkiej buźce, który nagle wyrósł spod ziemi.
- A może jakieś przepraszam i proszę ? Ze świniami w oborze się chowałeś ?
Świnie w oborze – chyba na obchodzie w „Folwarku zwierzęcym”.

skrzywiła się zielonooka i rzuciła futbolówką w chłopaka, który machnął na nią ręką, nachmurzony i zaczerwieniony burknął spierdalaj i obróciwszy się na pięcie, powędrował z powrotem do grupki swoich równolatków.
Kto zrozumie to zdanie za pierwszym razem, dostanie cukierka.

- Czy ja już mówiłam, jak bardzo kocham brytyjskie srajtki?!
Strajki? Chyba rzeźników.

[Blablabla, boChaterka spaceruje z Ramseyem, prowadząc pełną ironii i sarkazmu rozmowę].
Nagle przystanęli przed wąskimi drzwiami żółtego budynku, znajdującego się na końcu ulicy. - Mówiłaś wczoraj, że chciałabyś zrobić coś pożytecznego a zarazem społecznego? - spytał kiedy przekraczali próg.W odpowiedzi brązowooka potwierdziła skinięciem głowy. - To ośrodek, dla dzieci z chorobami genetycznymi i mutacjami.
Z mutacjami, powiadasz? Czyli w tym ośrodku znajduje się jakieś 7 miliardów ludzi?

Przekroczywszy próg znajdowała się w wielkim pomieszczeniu, którego ściany pomalowane były finezyjnie na pomarańczowo.Na całej długości i szerokości pokoju walało się masę zabawek, instrumentów, gier dydaktycznych, kredek, kartek i pluszaków, a dwie kobiety skrzętnie próbowały zapanować nad harmidrem, które rzewnie rozpętały dzieci.
*rzewnie opłakuje szczątki poprawności językowej pozostałe po tym opku*

Dzień dobry Kim. - szatyn przywitał się z rudowłosą kobietą, w kwiecistej bluzce, która właśnie do nich podeszła.
*wyrywa się z marazmu* Chodząca bluzka!

W tej samej chwili podbiegł do nich mały, kilkuletni chłopiec, który był chory na hemofilię.Rozweselony zatrzymał się tuż, przed Aaronem, a czarne loczki opadły mu na ramiona.
- Cześć, no w końcu. - krzyknął entuzjastycznie, z odrobiną niecierpliwości.
- Siema, jak się masz co? - Walijczyk schylił się by przybić z nim piątkę.
- Och, przepraszam, zahaczyłem cię paznokciem! – przestraszył się Aaron.
[Błagam, dzieci chore na hemofilię nie są opóźnione w rozwoju, by mieszkać w specjalnym ośrodku...]


Byłeś moją każdą myślą. Tą, gdy wstawałam. Tą, gdy myłam zęby. Tą, gdy tuszowałam rzęsy. Tą, gdy ćwiczyłam. Tą, gdy rozmawiałam z przyjaciółką. Tą, gdy pisałam sms'a. Tą, gdy kładłam się spać. Tą, gdy śniłam.
Czy to jest głupie?
Tak, to jest głupie.
[E tam, po prostu ćwiczymy odmianę zaimka „ta” przez piąty przypadek].


- Raz w tygodniu. Nie chcę przychodzić częściej, za bardzo by się przyzwyczaiły, z resztą (i bez reszty) ja też.A później wszyscy moglibyśmy się rozczarować. - wyjaśnił troskliwie.
- Masz z nimi na (pod) prawdę dobry kontakt, lubią cię. - zauważyła uśmiechając się nieśmiało.Spoglądając na nią odpowiedział tym samym.Obydwoje na dłuższą chwilę zapominając się, zatonęli w toni swoich oczu.
Bul, bul, bul once again...

Błądził dłońmi, wzdłuż linii jej bioder, kiedy ona wplatała palce w jego nażelowane włosy.Kiedy dotykał jej miękkich warg, czuła się bezsilna i zapominała o oddychaniu.
Ciężko się oddycha, gdy chwilę wcześniej się zatonęło.
[Btw, w takim razie oszukują mnie na fizjologii, że ośrodek oddechowy w pniu mózgu jest niezależny od woli człowieka].


Całował zachłannie i długo, słodko i łagodnie, namiętnie i zarazem czule, przechylając głowę na przemian w prawą i lewa stronę.
*brechta się*

Każdy z nas nosi w swojej duszy i sercu jakieś zranienia, które są tym głębsze im bliższy był nam ten, kto nam je zadał.Zwykle to nona nigdy nie równoważy krzywdy, tylko przebaczenie przynosi ulgę.
Zrozumiałam tyle, że sok z noni nie przynosi ulgi. Kłamią w tych reklamach...

To był kolejny, zwykły, upalny lipcowy dzień.To samo słońce
Całe szczęście, ostatnio miałam wrażenie, że jego miejsce zajął Deneb.

Zacisnęła ręce na około jego szyi i kopnęła, wewnętrzną stroną buta w jego boki, dokładnie tak jak pobudza się konia kasztanowej maści do pędu.
Konie inne niż kasztanowe są na tyle krnąbrne, że nie reagują na takie zagrywki jeźdźca.

- Zmniejsz dawkę, zmniejsz. - poradził z ciszonym (i nagłaśnianym), uspokajającym tonem niczym zawodowy psychiatra, z rozświetlającym jego twarz kpiarskim uśmieszkiem.
- I co się cieszysz wieśniaku jak murzyn z blachą?
Gimnazjalne riposty są dobre na wszystko.

- Nie myśl tyle bo się spocisz. - rzuciła z ironią szatynka, mamrocząc niewyraźnie pod nosem, jednak na tyle głośno by nie umknęło to uwadze szatynowi.
- Powtórz, bo nie równo się oplułaś. - skwitował niebieskooki impertynencko, wsuwając ręce do kieszeni swoich spodni dość nonszalancko.
*sprawdza, ile jej jeszcze zostało do przeczytania* Za co?!

- Nie chcę żebyś cierpiała. - wyjaśnił lakonicznie, patrząc trwożnie przed siebie. - Faceci to świnie, wiem coś o tym. - zaśmiał się pod nosem. - Jestem nim.
*zaciera ręce na myśl o praktykach w rzeźni*

Szczęsny spojrzał na nią z powątpiewaniem, po czym pocałował bratersko w czubek czoła.
*z rozdziawionymi ustami kartkuje podręcznik do anatomii* Może tu chodzi o róg jednorożca?

- Z nas dwoje to ty przekroczyłaś wszelkie granice, już nie pamiętasz? - podniósł do góry brwi, wypowiadając się w sarkastycznym tonie.
- Ty jej oczywiście nie przekroczyłeś, wyzywając mnie od szmat, dziwek i innych suk i upokarzając w tak bezpretensjonalny  i ostentacyjny sposób?! - zagrzmiała, z pojawiającymi się w kącikach oczu srebrnymi łzami.
Gdzie było to wiadereczko na łzy?

- To była diametrlanie inna sytuacja.
Średnica lania. Znam się na tym.

Zielonooka szybko zamknęła powieki by nie uronić ani jednej łzy.
*zawiedziona macha wiaderkiem* No ej, weź się podziel!

Chciał ją całować, całować tak jak wczoraj, całować zachłannie, czule, namiętnie, delikatnie [przechylając głowę na prawo i lewo], dotykać, czuć jej słodkie miękkie usta, upajać się jej cudownym zapachem skóry, objąć ramieniem,by poczuła się przy nim bezpiecznie.
AŁtorka uczyła się warsztatu aŁtorkowego na jakimś tanim harlequinie.

[Pojawia się była dziewczyna Aarona, a aŁtorka zaszczyca nas z tej okazji opisem wyglądu i uczuć na trzy czwarte strony. Pozwólcie, że sobie to daruję.
Do Ramseya podczas wizyty dzwoni boChaterka, jego eks to słyszy].


- Jeszcze tu wrócę, obiecuję Ci.Z nikim nie będziesz tak szczęśliwy jak ze mną, Aaron. - zacisnęła mocno wargi. - Z nikim. - powtórzyła jak bezdźwięczne echo.
*błyskawica, bachowska Toccata i Fuga na organach, śmiech szaleńca*

- Polska dziwka, suka jebana, szmata pierdolona! 
Czyli propozycja kolejnej piosenki dla kibiców na temat PZPN.

- Myślałaś, że możesz ode mnie tak łatwo odejść? Co ty sobie myślisz?! - wrzeszczał uderzając skuloną w kącie szatynkę.
*niuch, niuch* Wyczuwam gwałt na horyzoncie.

- Nie ładnie tak odchodzić bez pożegnania, nie sądzisz? - spojrzał na nią lekceważąco. - Ale skoro tak bardzo chcesz to musisz mi oddać to co w ciebie zainwestowałem. - oznajmił, konstatując, że ma lekko bełkotliwy głos. - Wiązałem z naszą współpracą dalekosiężne plany, kupiłem parę drogich rzeczy, ubrań, perfum, zarezerwowałem drogi apartament w Barcelonie.
- Weź sobie wszystko, ty cholerny sukinsynu! - wysyczała impertynencko, wycierając łzy ociekające po jej poczerwieniałych licach [*nie znajduje słów, by określić siłę swojego śmiechu*].
- To byłoby zbyt proste, nie uważasz? - zaśmiał się gorzko, lekko zataczając. - Oddasz mi dwadzieścia tysięcy funtów.
Co? Nie ma gwałtu? Gwałtu, rety!

- Nie mam tyle! - stwierdziła w panicznym odruchu.
- Albo umilisz mi noc. - wymamrotał, zsuwając swoją dłoń do jej piersi, ordynarnie je ściskając.
No! I tego się trzymamy. Hehe.

- Ja zawsze dostaję to czego chcę.Więc jeśli wciąż będziesz dla mnie taka miła - zamaszystym ruchem złapał się na krocze.
Przyimki pożyteczna rzecz, warto jednak używać ich poprawnie.

- To wbrew twojej woli tej nocy twoje ciało będzie należało do mnie, kotku.A jak się nie postarasz, to tą kasę oddasz mi trzy razy większą, rozumiesz dziwko? Ja jestem Wilson słońce, mogę wszystko, rozumiesz?
*kwiczy* Wilson-Słońce, dziwko!

- Masz szczęście, że mam dzisiaj dobry humor, złotko. - wyszczerzył się do niej kpiarsko. - Wypierdalaj mi z tego mieszkania w tym momencie, a jutro wieczorem chcę widzieć na swoim koncie dwadzieścia tysięcy funtów więcej aniżeli mam dzisiaj, rozumiesz?
Gwałciciel bardziej łasy na kasę niż na stosunek. Opko łamie wszelkie standardy.

- Takich dup jak ty mam mnóstwo, laleczko.
”Zbieram pośladki z całego świata, mam już sporą kolekcję”.

Więc stul pysk i nikomu ani słowa o naszej dzisiejszej pogawędce, bo to się źle skończy.Dla Ciebie, twojego kuzyna i tego pieprzonego lowelasa z którym się zadajesz.Rozumiesz? No już spieprzaj mi stąd!  - krzyknął zatrzaskując szczelnie drzwi.
Aby mieć pewność, że boChaterka czasem nie wróci, zdecydowana na opcję z gwałtem.

od aŁtorki: Czyli kwiecień mamy z głowy.W piątek po egzaminach zaczynam pisać z powrotem. Wesołych Świąt Wielkanocnych
*sprawdza daty tegorocznych egzaminów gimnazjalnych* Wychodzi, że jednak test szóstoklasisty...

Jeszcze raz potrząsnął ożywiająco głową i leniwie przetarł dłońmi po swojej zmęczonej, trudami wczorajszej nocy, twarzy.
Potrząsanie głową jako akt nekromancji – ktoś chętny, by wypróbować?

[Ramsey i Gibbs cierpią na kaca i wspominają poprzednią noc, nic ciekawego]

Widzę, że to Cię bardzo bawi. - zironizował z grymasem, opierając się o lodówkę i przykładając sobie do czoła, schłodzony napój.
- Nie coś ty. - Anglik stłumił w sobie atak śmiechu. - Dopiero później było zabawnie. - zaśmiał się tubalnie, po czym gestykulował zbereźnie moment wejścia w kobietę. 
Gestykulowany moment wejścia w kobietę faktycznie zbereźny. Co powiesz na gestykulację momentu zaszlachtowania świni?

Siedząc na przedostatnim stopniu sterylnych schodów [można by operację na nich przeprowadzić. A już na pewno świnię ubić], w jednym z najbardziej zadbanych budynków mieszkalnych w Londynie, w pewnym momencie całkowicie traciła poczucie upływającego czasu, [chusteczki] tempo wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt, zawieszona w próżni, powstrzymywała szklące się w kącikach czekoladowych oczu łzy, tłumiła w sobie bezgłośny płacz i wewnętrzny ból.
Zdania pojedyncze są zbyt mainstreamowe.

Spróbujcie to przeczytać i nie parsknąć śmiechem:
Samotna łza spłynęła po jej licu, oblewając swą goryczą jej zranione, aż do krwi wargi.
I co? Ciężko, prawda?

Walijczyk przykucnął przed nią, subtelnie gładząc wierzchem dłoni jej mokry policzek.W tej bezdźwięcznej rozmowie, zdążyli powiedzieć sobie wszystko.
Ciekawe, co oznacza w języku migowym gładzenie wierzchem dłoni mokrego policzka. „Wymień olej we frytkownicy”?

Delikatnym ruchem ściągnął z jej nosa parę szkieł w oprawie i z zatrważającą refleksją doszedł bezbłędnie do wysnutego wniosku.
*łapie się za głowę* Ałtorko, spróbuj mi uwierzyć – przekombinowanie zdania we wszystkie możliwe strony nie sprawia, że wygląda ono na upoetycznione. Wygląda na głupie.

.Męska pięść naznaczona była między jej lewym  policzkiem a prawym okiem, z którego toni biło echo obawy.
Po naszemu: miała rozkwaszony ryjek nos.

Zacisnął mocno szczękę, powstrzymując się przez zbyt gwałtowną reakcją, z której Rajewska z pewnością nie byłaby zadowolona.
A to heca, jak można zacisnąć szczękę? Bo u mnie jest skostniała na amen.

[BoChaterka wyznaje, kto ją tak urządził, Ramsey poprzysięga wróżdę rodową]


Nie wiem o czym mówisz, ale nie podoba mi się to. - rzekł sceptycznie i pokiwał głową z powątpiewaniem.
- A może mam iść na policję? - zironizowała. - To wykluczone.
Jeszcze nie daj borze pomogą i całe intryga, na której oparte jest opko, obróci się w perzynę.

Dla mnie to bajońska suma, a Wojtek nie może się o niczym dowiedzieć.Mam czas do dwudziestej i numer jego konta.Aaron ... oddam ci wszystko, kiedy tylko będę mogła.
Chwilę mi zajęło, zanim zrozumiałam, że wszystko = cała suma pożyczki.

Dam Ci tyle ile będziesz potrzebowała. - wyjaśnił po dłuższej chwili, w której bił się ze swoimi myślami.
Zawsze jest dobra pora na porachunki z myślami.

Ale nie masz prawa nawet próbować mi tego później oddać, rozumiesz? - 
Jeżu z borem, powiedzcie mi, że on żartuje!

- Chodź, ale to ty zrobisz ten przelew z mojego konta, ja się mu odwdzięczę w inny sposób. - dodał zaciskając pięści w przypływie złości.
- Aaron, nie. - zaoponowała gwałtownie.
Bić po mordzie kolesia, który ją też obił po mordzie – nie, ale przyjąć kasę – żaden problem.

Kochasz mnie? - wyszeptała nieśmiało.
- A masz jakieś wątpliwości? - zreflektował się, podnosząc do góry zawadiacko jedną brew.
- Szczerze? Nie mogę uwierzyć. Ucieleśnienie wymarzonego faceta, który mając dwadzieścia jeden lat powinien jak każdy piłkarz w Premier League obracać najpiękniejsze kobiety [trening u Skrzaków czyni mistrza], który może mieć każdą, czuje coś do  dziwnej, nieobliczalnej, niezdecydowanej, rozwiedzionej, szukającej zarobku w niedalekiej przyszłości w łóżku nadzianych facetów, zagubionej, całkowicie pozbawionej kobiecego biustu i wyjątkowej słowiańskiej urody pięknych blondynek, kompletnie nudnej i całkowicie przeciętnej ...
- No ale wiesz, występujemy w opku, tu spełniają się mokre sny aŁtorki i nie ma miejsca na logikę.

Czasami mam Cię dość. - wszedł jej w słowo, po czym przyciskając ją do zimnej ściany, wsunął język między jej rozdziawione ze zdziwienia usta, całując namiętnie i bezpardonowo
Raczej dokonując stomatoskopii językowo.

[Szczęsny dowiaduje się o długu i profesji kuzynki, oskarża o to jej przyjaciółeczkę]


Kochałem Cię, a ty dawałaś się pieprzyć bogatym, obleśnym facetom za pieniądze i wiedzieli o tym wszyscy, nawet moim kumple i śmiali się ze mnie za moimi plecami, a ja o niczym nie wiedziałem. - rzucał oskarżeniami, zmuszając się do stłumienia bólu.
- Nigdy tego nie zrozumiesz. - spojrzała na niego pełnym bólu wzrokiem.Gdy uspokoił swój rozbiegany wzrok, bez chwili zastanowienia, bezpardonowo wpił się w jej wargi, całując zachłannie jej miękkie usta.
Nie wiem, jakie filmy ogląda aŁtorka, że wymyśla takie bzdury. Tego się nawet skomentować nie da.

od aŁtorki: Ulalala, co za beznadzieja. -.- Się liżą wszyscy, bleee.
A jednak się da! Brawo, aŁtoreczko, brawo za samokrytykę!

Kochamy, tracimy, żałujemy, wracamy, tęsknimy, całujemy, krzywdzimy, naprawiamy, niszczymy, przebywamy, wychodzimy, zamykamy, aż w końcu znikamy.
Myślałam, że formy fleksyjne czasowników czasu teraźniejszego w pierwszej osobie liczby mnogiej już opanowaliśmy. Cóż, praktyka czyni mistrza.

Najpierw nawrzeszczałeś na Sandrę, bo inaczej tego nazwać nie można, namiętnie pocałowałeś, powiedziałeś bezdźwięczne przepraszam i wyszedłeś, właściwie wybiegłeś z mieszkania w wielkim stylu. Barwo.
Od jakiegoś czasu usiłuję przetłumaczyć aŁtorce, że jej pomysły są bez sensu. Kolorze.

[Pojawia się tajemnicza Annie, boChaterka nurkuje w swoich wspominkach – nadal nic ciekawego]


Błagam, Szczęsny miej jaja i wyduś to z siebie. - rzuciła pragmatycznie [*wzdycha praktycznie*]. - To ona tak? Jego była? - dopytywała beznamiętnym tonem.W odpowiedzi jedynie flegmatycznie przytaknął.
W całym tym opku jest tyle życia, że flegmatycznie przytakujący Szczęsny wygląda jak dziecko z ADHD na ecstasy.

Myślisz, że mnie to rusza? - prychnęła, spoglądając górnolotnie na blondynkę siedzącą przy barze. - Jest brzydka, nie ma za grosz gustu i ... widzisz te odrosty?! Okropność! - rozczulona, pokiwała głową z politowaniem.
Byłe dziewczyny blogaskowych lowerów nie mogą być ładne albo chociaż przeciętne. Muszą koniecznie być albo potwornie brzydkie, albo puste, różowe i wytapetowane.

Pani Moor, jeszcze nie wróciła do gry.Ma nad tobą tylko tą przewagę, że za każdym jej "pamiętasz jak" do twojego Don Juana, wracają tkliwie wspomnienia, których ni jak się wyzbyć. - dodał niepocieszenie, wzdychając.
Chyba, że są to hasła z serii „a ty to”.

Shut up! Jeszcze jedno słowo i będziesz seplenił jeszcze bardziej niż teraz! - zmrużyła czekoladowe tęczówki, w nagłym przypływie złości.
Zmrużone tęczówki – ROTFL!

Nie pluj tyle, bo Ci wody zabraknie. - zreflektował się, prychając z sarkazmem i uśmiechając kpiarsko.Ewidentnie się z niej naigrywał, w skutek czego miała ochotę zdeformować jego twarz, by w jakimś stopniu przypominała tłuczek do mięsa.
Przyda się, kiedy wreszcie dokonamy uboju.

Gorący, refleksyjny, letni wieczór [w słonecznym cieniu na miękkim kamieniu siedziała młoda staruszka]  i ochładzający, lekki powiew wiatru przemykający między zielonymi źdźbłami trawy, wśród tylu stup, posuwających ociężale po prywatnej posesji Wojciecha Szczęsnego.
Wojtek ma już typowe zachcianki burżuja – po co mu ruchome świątynie buddyjskie na podwórku?

Zaiste!
Tako było!

Omiotła wzrokiem stos paczek chipsów i ciasteczek, bez których z pewnością Szczęsny nie wytrzymał by ani minuty.Wódka, kiełbaski na grill, wódka, befsztyk, wódka, puddding, sałatka owocowa, wódka, devolay, wódka, shepherd's pier, wódka i kilka czteropaków.
Od tej ilości wódki puddingowi rozmnożyły się spółgłoski w nazwie, a de volaille się zakamuflował, przebierając angielsko brzmiący tytuł.

[Na dżamprezie pojawia się ta brzydka Annie]


Co ta szmata tutaj robi?! - spytała z pogardą, daremnie próbując stwarzać pozory, spokojnej, wyrachowanej i zdystansowanej.
- Annie przeszła ostatnio jeden z najtrudniejszych momentów w swoim życiu.Pewnie chciała odwiedzić starych znajomych, odświeżyć dawne kontakty i znajomości, Wojtek Cię nie uprzedzał? - spytał ostrożnie, starając się, dobierać rozważnie każde słowo.
- Ale jakaś różnica między byciem tutaj, a przypierdalaniem się do Aarona, to chyba kurwa jest, nie?!
To tak samo, jak jest różnica między fantazjowaniem o romansie z piłkarzem a pisaniem o tym opka i publikowaniem na blogasku.

Zostaw tak, ładniej Ci z uśmiechem. - zauważył niskim pociągającym głosem. - A nimi się nie przejmuj. - skinął głową w stronę Rameseya i Moore. - Najwyżej do siebie wrócą.Tego kwiatu, pół światu, a jeszcze tyle do skosztowania. - zaśmiał się tubalnie.
- Morda w kubeł Wilshere i nie bulgotaj!
Dobra, ile gimnazjalnych ripost planujesz jeszcze wykorzystać, aŁtoreczko? Przydałby się jakiś licznik, żebym wiedziała, ile mam sobie zostawić tabletek uspokajających.

- Jak nie spróbujesz czegoś nowego to się nie przekonasz. - zasugerował, energicznie podnosząc brwi.
- Zapomnij. - ucięła krótko, wyzbywając go ostatnich złudzeń i z jawną permanentnością dmuchnęła mu dymem prosto w twarz.
Możesz zamontować też taki pokazujący liczbę trudnych słów, których znaczenia nie znasz, ew. nie rozumiesz. Przygotuję wtedy podwójną dawkę.

Masz problem. - skwitował lekceważącym głosem. - Podejdź tam, wpij się zachłannie w jego usta na powitanie, to od razu taj flądrze zagotują się tipsy ze złości. - dodał rozbawiony, głaszcząc ją po  włosach.
- Nie, nie, nie! Nie będę się zachowywała jak zrozpaczona i zdesperowana dziewczynka, rzucająca się swojemu chłopakowi na szyję przed jego byłą dziewczyną.
”Będę się za to zachowywała jak zrozpaczona i zdesperowana boChaterka opka, która na widok ex-dziewczyny swojego chłopaka będzie rzucać wszetecznicami na lewo i prawo!” Wybaczcie mi, idę po końską dawkę.

Wilshere wrócił ze schłodzoną flaszką najlepszej angielskiej wódki [Sobieskiego] i szybko rozlał ją do dwóch kieliszków. - Dasz radę bez popity? - spytał wyczekująco, no co Julia zachichotała nerwowo, patrząc na niego litościwie.
- W końcu urodziłam się w Polsce, nie?
”W końcu jestem alter ego zbuntowanej aŁtorki, nie?”

Kochanie, wszędzie Cię szukałem. - nagle dopadł ją cichy melodyjny szept tuż na uchem, który rozpoznała bez trudu. (...)
- W cyckach Annie też? - spytała ironicznie, konstatując, że ma lekko bełkotliwy głos. 
- Jako żywo, zrewidowałem jej mlekowe gruczoły, jednakże nie znalazłem tam twego konterfektu, więc odczuwając paralelnie ambiwalentne emocje, postanowiłem przyambulować do ciebie.

Skarbie. - zaczął szepcząc czule, chcąc ją pocałować, delikatnie ujął jej twarz w swoje ciepłe dłonie.
- Spierdalaj. - odepchnęła go od siebie z bólem przeszywającym ją w skoś.
A nawet w zetnij.

Siedziała przy kuchennym stole swojego mieszkania.Blade światło księżyca rozświetlało jej śniadą twarz.
Śnieżnobiałe ręce przy śniadej twarzy – czyżby pracowała na budowie w rękawicach?

Brawo Pani Moor.Pierwsza runda dla pani.Udało Ci się szmato, nic nie robiąc, nieco nas poróżnić, ale nic więcej Ci się nie uda, a wiesz dlaczego? Bo go kocham, a on kocha mnie, wiem to.
Dlatego kazała mu spier*alać. Ałtorko, gdzie zostawiłaś zdolność logicznego myślenia?

Obłąkanym wzorkiem popatrzyła na tarcze zegarową i z uderzającą refleksją, doszła do wniosku, że tam nie znajdzie wskazówek do życia.
Możecie mi wierzyć albo nie – jak to przeczytałam, turlałam się po podłodze dobre pięć minut. To opko staje się swoją własną parodią.

od aŁtorki: Tego powyżej nie skomentuję.Chcę to jak najszybciej skończyć, o tak! Ciągle cieszę się, że Poldi w następnym sezonie będzie grał z armatką na piersi <3 Biedny Podol, znowu będzie grał główne role w opkach.

od aŁtorki: Nie ma lipy, jest moc - jest w kadrze Wolski ( mój przyszły mąż i ojciec moich dzieci xd )
*szeptem do Rafała* Mogę ci zapewnić azyl polit... antyaŁtorkowy w komórce pod schodami, chcesz?

Rozdział 16 - "Nie wierzyłam, że akurat Ty, mnie zranisz."
Nie wierzyłam, że akurat w takim miejscu można wstawić przecinek.

Ja znam tylko jeden, jakże skuteczny sposób, klin klinem. - zielonooka uśmiechnęła się szeroko, ukazują rząd śnieżnobiałych, prostych zębów, po czym poruszyła energicznie brwiami.
- To się wtedy nazywa alkoholizm. - skwitowała z grymasem na ustach i bezwładnie opadła na skórzaną sofę, z rezygnacją chowając twarz w dłoniach.
- Ulalala widzę, że humorek dopisuje. - zarzuciła  Sandra z ironią wylewającą się na jej usta.
Wreszcie ktoś zauważył, że ironia się w tym opku wylewa zewsząd, gratuluję!

.Założywszy nogę na nogę i obejmując splecionymi dłońmi swoje kolana dodała po chwili.
Ależ gimnastyki myślowej wymaga wyobrażenie sobie zakładania nogę na nogę dłońmi splecionymi na kolanie!

- Wyglądasz jakby Cię ktoś co najmniej przeżuł i wypluł.
- Dowcip subtelny jak armia radziecka.
A aŁtorce się należy za te dowcipaski wywózka na Sybir.

Mój [problem] jest kobietą, ma duże cycki, tlenioną blondem [blond jako silny utleniacz – chemicy, pisać inżyniera!] główkę i mam nadzieję, że w niedługim czasie zostanie wciągnięta w jakąś czarną dziurę!
Jeśli ona zostanie wciągnięta, to najpewniej także i ty, i ja, i Aaron Ramsey, i Wojtuś Szczęsny też. I nasz Układ Słoneczny przy okazji.

A gdybym powiedziała Ci, że nieubłaganie mój kalendarzyk w ostatnim miesiącu powinien mieć zakreślone w kółeczko siedem dni, a rzeczywistość ukazuje zgoła co innego? 
*radośnie* To znaczy, że już po sesji! Co, nie?

Oczywiście nie pomijając faktu, że mój ostatni stosunek odbyłam nie cały [a tylko do połowy] miesiąc temu. - Sandra przełknęła głośno ślinę, patrząc na Julię, przepełnionymi strachem zielonymi tęczówkami.
Bzdur mnie uczą – zawsze myślałam, że tęczówki są wypełnione komórkami.

Zniecierpliwiona czekała na jej reakcję, nerwowo bawiąc się skrawkiem materiału, swojego szarego topu.
Materiał o nazwie „mój szary top” był ostatnio, hm, na topie.

Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Będziesz miała takie, malutkie, maluśkie, maciupeńkie dziecko.
Taką słodką małą zygotkę, któż by nie chciał!

Przestań, każde dziecko to błogosławieństwo.To jest życie, jak każde inne. - strofowała z patosem, marszcząc brwi w dwa, małe półksiężyce.
Aha... Czyli znamy ojca.
[A miał się przemienić w księcia!]


Błagam Cię, nie wyjeżdżaj mi tutaj z moralnością i etyką kościelną!
Łoboru, a to trzeba być od razu Bojownikiem Nathanka, by być przeciwnym aborcji?
[Nie, przeciwnym stosunkom z płazami].


Stojąca przed drzwiami mieszkania jednego z kanonierów, szatynka nerwowo odgarnęła opadające na oczy włosy za plecy i westchnęła głęboko.
A było to westchnięcie z żalu nad połamaną interpunkcją powyższego zdania.

Milczał, milczał nawet wtedy, kiedy z oddali było słychać kobiecy głos, później co raz głośniejszy zbliżał się do nich. Annie szykując się do wyjścia przystanęła raptownie, widząc stojącą w progu polkę.
I odtańczyła oberka.

Wyjdziesz sama, czy Ci pomóc? - spytała z aktorko, beznamiętnym tonem, wykazując najwięcej zainteresowania swoim starannie, pomalowanym paznokciom, które zaczęła czyścić.
AŁTORKO, BŁAGAM! Już nawet nie proszę, ja błagam w pozycji underdoga. Zanim cokolwiek opublikujesz, przeczytaj to jeszcze raz i upewnij się, czy wszystko jest zrozumiałe. W przeciwnym razie ludzie z rozwiniętą wyobraźnią wybuchną śmiechem nie wtedy, gdy sobie tego życzysz.

Co ona tu do kurwy nędzy robiła?! - wrzasnęła Julia, z górującym przekonaniem, że poprzedniego wieczora to jednak ona miała rację.
- A jednak. - wyszeptał sam do siebie zrezygnowany. - Co robiła? - powtórzył po szatynce jak echo. - Zabrałem ją do siebie po imprezie, a później całą noc się pieprzyliśmy. - wyrzucił z siebie mijając Julię odwrócony plecami.
Ponawiam błagania! Widok Ramseya chodzącego jak krab to nie jest to, o czym marzę.

Ale ... nie, żartujesz sobie prawda?! - wyjąkała z dziwnym uczuciem zawiązującej się w około jej szyi pętli.
Ups, hehe. Następnym razem spróbuję delikatniej, może nie zauważy.

- Julka, jesteś taka głupia! - wykrzyknął to z przekonaniem, jak gdyby było to klarowną oczywistością.Nagle szatyn pochylił się do przodu i kurczowo łapiąc za jej nogi przerzucił sobie przez ramię.
- Robisz sobie ze mnie żarty, a w dodatku traktujesz przedmiotowo, jak jakiś stary worek kartofli! - skierowała się do niego rozżalona, ze zwisającą w dół głową.


No coś ty. - w jego głosie słychać było barwiącą [jajka na Wielkanoc] ironię.Oczami wyobraźni widziała na jego twarzy połączenie lekko kpiącego i szelmowskiego uśmieszku.
Lekko kpiący to, jak rozumiem, kolega po fachu Lekko Stronniczych, który lubi sobie się zmiksować z szelmowksim uśmieszkiem.

- Pewnie, że sobie żartuje, jak mogłaś pomyśleć inaczej? W ogóle jak mogłaś pomyśleć coś takiego o czym pomyślałaś? - spytał lekko rozdrażniony prowadząc do swojego pokoju i zrzucając na swoje zaścielone łóżko.
Następnie wziął nóż rzeźnicki i tasak i zaczął oddzielać co smakowitsze kawałki.

Idealne miejsce do pertraktacji. - zauważyła rezolutnie Julia, rozglądając się dookoła, jednocześnie gładząc materiał kołdry.
- Mhm – przyznał Aaron. - Wolisz lodówkę czy zamrażarkę?

- Nie ufasz mi.To boli najbardziej.Jesteś przekonana, że z Annie wciąż mnie coś łączy i przy najbliższej okazji się z nią prześpię. - zarzucił, nie ukrywając w swym tonie nieposkromionej złości.
- Za dużo przebywałam z piłkarzami z Wrocławia, a w szczególności z Gikiewiczem, żeby nie wiedzieć jak intensywne życie prowadzi piłkarz.
Oj, raz na 35 lat udaje im się wygrać ligę, mogłabyś już im to „Gdzie twoje berło, gdzie korona...” darować.

Nie oszukując się, w tym wypadku marny mierniak. A co dopiero tacy jak wy.
Zawodowe mierniaki.

- Pocałuj mnie w końcu kretynie.
- Nie mów tak do mnie! - ostrzegł ostrym tonem, łapiąc za jej nadgarstki i przewracając się tak skutecznie by mógł nad nią górować.
- Auu. - wytknęła jękliwie. -  Hmm, w sumie to lubię dominujących mężczyzn.
”Ale po co ci ten tasaAAA!”

przyznała, kiedy beztrosko błądził swymi dłońmi wzdłuż linii jej bioder, a jego usta zatonęły gdzieś w głębi jej dekoltu.
Jaka z tego nauka? Nie błądźcie, bo się utopicie.

A więc poddaje się. - westchnęła rozkosznie, wplatając swe dłonie na jego karku i przyciągając go do siebie władczo.
- Dobra, ja też, ale weź wyplącz swoje ręce z mojego mięśnia czworobocznego, co?

Wiesz, że zabieram Cię na wakacje. - nagle onieśmielił ją aksamitnym głosem, świdrując swoimi czekoladowymi tęczówkami.
I zawsze, gdy myślisz, że opka nie mogą być bardziej absurdalne, niż są, pojawia się coś takiego, jak czekoladowe świdry w oczach.

Późnym wieczorem, kiedy mrok ogarniał cały Londyn, Sandra Dorczyńska siedziała na obskrobanej już z zielonej farby parkowej ławce i chaotycznie ocierała mokre od gorzkich łez policzki i resztki czarnego tuszu pod spuchniętymi oczami.Jej wagi były pogryzione ze zdenerwowania, a dłonie całe drżały ze strachu.
Co tam dłonie – ratujmy wagi!

[Sandra wyznaje Wojciechowi, że jest w ciąży]


O nie! - rzucił ostro, zaciskając ze złości pięści. - Nie wrobisz mnie w żadne dziecko! Puszczałaś się z jakimiś kolesiami dla kasy i pewnie już nawet nie wiesz który to z nich Ci to zrobił, więc szukasz sobie kozła ofiarnego z którego będzie można wyciągnąć alimenty.
Jak by nie spojrzeć – ma chłopak sporo racji.

Próżną ciszę przeszył nagle jej spazmatyczny płacz i krzyk, głuchy krzykwołający o pomoc, kilka pustych nic nieznaczących słów, że nie robiłam tego, nie sypiałam z nikim, że oni Cię okłamali, że to jest twoje dziecko, że tak bardzo Cię nienawidzę, jednocześnie tak bardzo kochając.Że skoro tego chcesz to pozbędę się tego niewygodnego problemu.
O jakie to głEMbokie. Niech tylko aŁtorka spróbuje pouczać w kwestiach aborcji...

od aŁtorki: Po pierwsze przepraszam piłkarzy Śląska i Gikiewicza  za tą porównanie, no ale nie mogłam tego nie napisać, po usłyszeniu jego rozmowy z moim kolegom :D 
Piłkarze Śląska ci tego nie darujOM.

od aŁtorki: Mieć piłkarza za męża czy chłopaka to prawdziwa udręka.
”Miałam już tylu mężów piłkarzy, że jestem na skraju wytrzymałości”.

Stała tuż nad brzegiem morza, pozwalając by nieskazitelnie czysta i ciepła woda obmywała jej bose stopy obsypane gorącym piaskiem.Była tutaj dopiero trzeci dzień, a Ibiza wciąż intensywnie smakowała, śródziemnomorskim klimatem, winogronami, oliwkami, cytrusami, migdałami, a przede wszystkim jego namiętnymi pocałunkami z równie roznamiętnionymi rzucanymi jej przelotnie spojrzeniami i czułym dotykiem, przyprawiającym zawroty w głowie.
*walczy dzielnie z zawrotami we własnej głowie* A teraz mi wytłumaczcie, jak smakuje klimat. Jak krem nugatowy czy raczej paluszki rybne?

W jego ramionach czuła się jak morze, które znalazło swój brzeg.
Albo jak wygląda morze bez brzegu. Nie, to jest naprawdę za dużo jak na mój ułomny umysł.

Czuła, że utknęła w jakimś dziwnym punkcie zawieszenia, uczestniczy w wymyślonym przez szalonego reżysera spektaklu, grając rolę życia.
Pozwól, że ci to wytłumaczę: grasz rolę boChaterki w opku wymyślonym przez szaloną aŁtorkę. Tak właśnie jest. Przykro mi.

Rolą życia to być bohaterem tragicznym.
Z tragiczną składnią, chciałaś powiedzieć.

Lekkie uderzenie plażową piłką do siatkówki wyrwało ją z tego błędnego letargu.Zachwiała się lekko, próbując skoordynować swoje ruchy, po czym obróciła się do tyłu z rozwścieczonym i permanentnym spojrzeniem, obdarowując nim stojącego przed nią dobrze zbudowanego i przystojnego bruneta.
Hello. My name is Inigo Montoya. You use words inappropriately. Prepare to die.

Za swym przepraszającym uśmiechem nieznajomy chował filuterny uśmieszek.
Haha, mistrz kamuflażu z tego uśmieszku.

Mężczyzna grzecznie przeprosił zachowując w takt powalającej nonszalancji.
Kurdepojakiemutojestnapisane?

.Stwarzał pozory, wyrachowanego, kontaktowego, otwartego i bezpośredniego człowieka znającego swoją bezapelacyjną atrakcyjność budzącą u płci przeciwnej i skrzętnie ten fakt wykorzystywał.
- Może miałabyś ochotę z nami zagrać, ewentualnie pooglądać nas w akcji? 
(...)
Taaa. Miło było poznać. - zarzuciła od niechcenia, spuszczając głowę i ignorując ewidentną próbę nawiązania konwersacji.
- Jestem Afellay. Ibrahim Afellay. 
Och, więcej kochanków, by móc obdarzać ironicznie permanentnym spojrzeniem? Jupi.

Podryw na Bonda całkowicie wypadł z obiegu. - dodała ze współczuciem, przerzucając wzrok na rozciągającą się lazurowa wodę.
Daję głowę, że 100 metrów dalej Bartosz Kurek ratował z Justynką małego chłopca.

- Nie jest tajemnicą, że te wszystkie dziewczyny miewają większe piersi i ego niż iloraz inteligencji.Cóż boję się silnych, samowystarczalnych i seksownych kobiet.Powinienem Cię zatem unikać. - wytłumaczył z szelmowskim uśmiechem na ustach, czarując barwą głosu i mierzwiąc swoje czarne włosy.
- Wyglądam na silną i samowystarczalną? - szatynka uniosła do góry jedną brew, tłumiąc w sobie niepohamowany śmiech.
- I seksowną, przede wszystkim.
Ibrahim sięga po najcięższą broń z cescowego podręcznika: podryw na „nawet-nie-kryję-swoich-zamiarów”, znany również jako harknessizm.

dodał pociągającym głosem, lustrując jej ponętne i piękne ciało, odziane jedynie w skąpe bikini.
”Mmm, te żeberka”.

I zajętą Afellay, zajętą. - usłyszała za sobą głos Aarona, który za wszelką cenę próbował powiedzieć to w przyjaznym dla Holendra tonie, lecz wyszło mu zgoła co innego.

7 komentarze:

Silene pisze...

Przeczytałam i nie wiem, jak się nazywam. Palec pod budkę, kto chce eksterminacji aŁtoreczek... Nawiasem mówiąc, zmieniam zdanie co do ulubionych analiz - ta jest najlepsza! Tuśka w formie, widzę.

Aww pisze...

Tuśka, gratuluję bardzo udanej analizy. Jeszcze tak a propos jakże genialnego zdania "I love only one British boy.He name is Aaron Ramsey, please you kill me!" - nawet ja, kompletny idiota w kwestiach językowych i humanistycznych, wiem jak powinno to brzmieć.
Permanentny - odnoszę wrażenie, że droga aŁtorka wstawia to słowo zawsze, kiedy nie wie, co ma napisać. Przecież to takie yntelygentne!

Czy nadużyciem byłoby przysłanie drogiej redakcji kilku blogasków z równie interesującymi wynurzeniami?

Tuśka pisze...

@Aww - świeże mięsko zawsze mile widziane ^^

migelito pisze...

@Aww - śmiało! Dawno już niczego nie analizowałem, a myślę, że wspólne tworzenie z Tuśką w czasie posesyjnym jest bardzo wskazane dla zdrowia, urody i samopoczucia - naszego i Waszego :) Prawda, droga załozycielko bloga? :)

Anonimowy pisze...

@migelito - O, tak, tak! Mnie to szczególnie na ta urodę się przyda, dawajcie! ^^ Mój plik z "The best of Szalikowcy" będzie szczęśliwy.

Słucham? - odezwała się do telefonu, przystając na środku ścieżki.
- Widzę Cię.
- To jest tekst z Avatara! *wykręca numer Winiarskiego*.

Rajewska natychmiast wyrwała z jego rąk trunek.
- Tobie już z pewnością wystarczy. - oznajmiła ironicznie, przechylając szkło do swoich ust, pijąc duszkiem ciesz.
Bo to był przyjazny duszek.
- Casper w wersji dla pseudodorosłych?

1. Finezyjny akapit – ja jednak lubię używać tabulatora. - Lepiej używać opcji "Pierwszy wiersz", bo tabulatory mają skłonności do zmieniania wcięcia. Taka ciekawostka techniczna, sorki.

- Masz rację powinnam była dopisać "I love only one British boy.He name is Aaron Ramsey, please you kill me!" - Ktoś tu pobiera lekcje angielskiego od Cupkovica :|

- Nie mogę przyjść, bawcie się dobrze. - rzucił pragmatycznie. - Ómarłam.

2. Wklepuje je jako hasło/wyszukuje w słowniku wyrazów bliskoznacznych i wybiera najbardziej oryginalne słówko, nie patrząc na jego faktyczne znaczenie.
I potem mamy takie kwiatuszki.
- Do tego musiałaby wiedzieć o istnieniu słownika wyrazów bliskoznacznych, a osobiście śmiem w to wątpić.

Kiedy Tuśka krzyczała ukatrupić aŁtorki, nie pojawił się nikt :(. - Za cicho krzyczałaś, do Poznania nie dotarło :c

Miała duże wcięcie w talii, idealnie zaokrąglone biodra, duży, jędrny tyłek, którym kręciła na prawo i lewo - Klacz ci to, czy krowa?

*dopiero co uniesiona głowa znów opada z łoskotem* - *w trosce o bezpieczeństwo Tuśki podkłada poduszkę(specjalnie przestawiając trochę składnię)*

*patrzy głupio w monitor* Gdzie jest sens? - W opku? No wiesz, Tuśka, jak na tak doświadczonego analizatora, to nie było zbyt mądre pytanie :P

Kto zrozumie to zdanie za pierwszym razem, dostanie cukierka. - Jak to się człowiek musi namęczyć, żeby zaznać w życiu czegoś miłego...

[Blablabla, boChaterka spaceruje z Ramseyem, prowadząc pełną ironii i sarkazmu rozmowę]. - Permanentną, żeby nie było? :P

Przekroczywszy próg znajdowała się w wielkim pomieszczeniu, którego ściany pomalowane były finezyjnie na pomarańczowo. - Finezja jak nie wiem.

Byłeś moją każdą myślą. Tą, gdy wstawałam. Tą, gdy myłam zęby. Tą, gdy tuszowałam rzęsy. - Po raz kolejny umieram. Wszystkie koty z okolicy mogą czuć się zawstydzone.

Błądził dłońmi, wzdłuż linii jej bioder, kiedy ona wplatała palce w jego nażelowane włosy. - NAPRAWDĘ?

Całował zachłannie i długo, słodko i łagodnie, namiętnie i zarazem czule, przechylając głowę na przemian w prawą i lewa stronę. - Już widzę jej ręce, całe uklajstrowane w żelu, a fuj!

Anonimowy pisze...

*niuch, niuch* Wyczuwam gwałt na horyzoncie. - NOVOTNYYY, potrzebują Cię. Co powiesz na Premier Leauge?

- Ja zawsze dostaję to czego chcę.Więc jeśli wciąż będziesz dla mnie taka miła - zamaszystym ruchem złapał się na krocze. -TOO MUCH! *wpada pod stół*

Spróbujcie to przeczytać i nie parsknąć śmiechem:
Samotna łza spłynęła po jej licu, oblewając swą goryczą jej zranione, aż do krwi wargi.
I co? Ciężko, prawda?
- Dobrze, że po licu, a nie po jagodzie...

Ja znam tylko jeden, jakże skuteczny sposób, klin klinem. - zielonooka uśmiechnęła się szeroko, ukazują rząd śnieżnobiałych, prostych zębów, po czym poruszyła energicznie brwiami.
- To się wtedy nazywa alkoholizm.
-???
????????????????????????????????????????????????????????????????????????????

- Julka, jesteś taka głupia! - wykrzyknął to z przekonaniem, jak gdyby było to klarowną oczywistością - Pomijając oczywiście klarowny pleonazm językowy - a nie jest tak?

- Nie ufasz mi.To boli najbardziej.Jesteś przekonana, że z Annie wciąż mnie coś łączy i przy najbliższej okazji się z nią prześpię. - W nowych "Charakterach" jest artykuł wyjaśniający taką zazdrośniczą miłość, polecam.

Wiesz, że zabieram Cię na wakacje. - nagle onieśmielił ją aksamitnym głosem, świdrując swoimi czekoladowymi tęczówkami. - Do rzeźni.
*walczy dzielnie z zawrotami we własnej głowie* A teraz mi wytłumaczcie, jak smakuje klimat. Jak krem nugatowy czy raczej paluszki rybne? - Klimat nad polskim morzem to chyba bardziej jak paluszki rybne. Albo frytki z budki na plaży.

Długo, długo i prześmiesznie! Czyżby to sesja tak działała na odświeżenie ripost? o.O
Fajnie tak się odprężyć przy Szalikowcach po całym tygodniu licealnej harówki, układach równań z dwiema niewiadomymi, alkoholi mono- i polihdroksylowych (brr!), i "A droga cnoty śliska..." i jej metaforycznym znaczeniu.
Co do dalszej części tego... jestem rozdarta między tak, bo to Szalikowcy, a nie, bo to opko dobija prawie tak samo, jak powołanie boChaterki do kadry żeńskiej po dwóch miesiącach rekreacyjnego grania w tym opku, które ostatnio uważnie śledzę. Boję się po prostu, że mogę tego nie wytrzymać.

Wasza osobista nimfoskrzanka na zawsze (muszę sobie wymyślić taki skrót jak BFF)

PortElizabeth / Annalice pisze...

Hej!
Podobno uwielbiasz Bastiana, może chciałabyś zajrzeć do mnie?
http://zakochany-w-duszy.blogspot.com/
Pozdrawiam,
Lizzy

Prześlij komentarz