Inżynier Gregor Karwowski, czyli 40 lat minęło, cz.4

|
Nareszcie! Schlieri w roli podtatusiałego byłego sportowca, z wiszącym brzuchem i postępującą łysiną!
Nie uwierzyliście w to, prawda?


Gregor stał oparty o umywalkę. Płakał…teraz robił to bardzo często.
Naprawdę, Gregor teraz płacze przez pół opka. Nie mam czego analizować.

-Mario? Co ty tu robisz?
-Przyszedłem cię odwiedzić. Arthur wspomniał, że nie radzisz sobie z tym dobrze- Rozejrzał się po pomieszczeniu gdzie było pełno wody.
Niewiele brakowało, a łzy Gregora podniosłyby poziom wody w Inn do stanu alarmowego.

Wiedział, że musiał robić za obydwojga rodziców, gdyż jego ukochana czuwa nad nimi i doskonale wie, co dzieje się na dole. 
Ma zainstalowane kamery, ale stać ją było tylko na monitoring parteru.

-Gregor! HEJ GREGOR!
Odwrócił się na pięcie. Przed nim we własnej osobie ujrzał…
-Hej!- Przywitał go Gieorgij.
-Gieorgij? A co ty tu robisz?
O nie, naprawdę? Teraz pozostaje mi tylko czekać na Piotrka.

Gdy Sylvia już spała sam udał się do ogrodu. Wygodnie usadowił się na huśtawce i spojrzał w niebo. Ona gdzieś tam była i miał nadzieję, a raczej to były jego marzenia, że teraz patrzy na niego z uśmiechem na ustach…
- Mam go dość, trzeba chyba poprosić jakąś kometę, by mu sypnęła meteorytem – mruknęła Wenus do Jowisza.

Uświadomiłem sobie, że nie mogę ciągle płakać za tobą…twoja starta naprawdę bardzo mnie zabolała, ale wiesz, co?
”Nauczyłem się sam robić bułkę tartą. Fajnie, nie?”

[Tu następuje bełkotliwy monolog Gregora]
Dziś zdałem sobie sprawę z tego, że będę silny i nie będę się tak łatwo poddawał. Mam, dla kogo żyć i dla kogo się starać. Odbiję się od dna i zobaczysz, będzie lepiej. Daję ci moje słowo. A teraz Patrycja…idę spać. Wiesz, strasznie zmęczony jestem. Dobrych snów ukochana- Wstał z huśtawki i udał się do domu. Nie uronił ani jednej łzy.
*owacje na stojąco*

Stałem na balkonie w środku nocy. Usłyszałem głośny grzmot pioruna, którego blask przeszył całe niebo. Po chwili ciężkie krople spadały z góry, zalewając całe miasto swoją obecnością.
Miasto tonęło przytłoczone bytem.

-A cóż tam się mogło stać?- Spojrzał w górę.
Schlieri, a słyszałeś kiedyś o frontach atmosferycznych?

Zaniosłem ją do swojego łóżka i delikatnie ją na nim położyłem. Po krótkiej chwili sam zasnąłem odpływając gdzieś daleko.
Oby za Styks.

Miesiąc minął bardzo szybko. W nim wydarzyło się bardzo wiele, oświadczyny Mario i planowany ślub.
Niby w kim?

Młoda para pałała szczęściem.
A ja żądzą mordu.

Świadkiem miał być Gregor, który zaczął po woli dochodzić do normalnego stanu.
Przez Wolę do Stanów – i wizy nie są potrzebne.

Zdenerwowana podobnie jak jej przyszły mąż, nerwowym krokiem szła przez Kościół prowadzona przez swojego tatę.
Papież pozdrawiał wszystkich Polaków.

-Co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela!- Zagrzmiał ksiądz.
I piorun trzasnął w ambonę.

Możesz pocałować pannę młodą- Słowa skierował do omotanego szczęściem blondyna. Ten lekko nachylił się nad swoją żoną i złożył na jej ustach najdelikatniejszy pocałunek. W tym samym momencie Kasper i Sylvia wydali z siebie jakieś dźwięki.
Rozdzieranego papieru i bulgoczącej lawy.

Dwoje dzieci uśmiechało się do nich. To przypieczętowało im szczęściu.
I pogrzebało składnię.

Na chwilę przymknął oczy, ale wkrótce pożałował tego. Patrycja, koła samochodu…pisak opon...
*umiera na zakwik*

Dziewczynka słodko spała w swoim wózku. Miała już miesiąc. Była prześlicznym bobasem. Szczęśliwa mama pchała pojazd (tira?), a równie szczęśliwy tata uśmiechał się od ucha do ucha.
Mrucząc coś pod nosem, że same chciały równouprawnienia.

-Wiesz, co Gregor? Jestem taka szczęśliwa. Zostałam mamą, jestem żoną tak wspaniałego mężczyzny.
-Czuję dokładnie to samo Patrycja.
”Bardzo się spełniam w roli żony i matki”.

-Kocham cię- Dwa magiczne słowa zabrzmiały w jej uchu jako szept.
Zdecydujcie sami: „Ich liebe”, „liebe dich” czy „ich dich”.

Teraz to, Gregor pchał wózek ze ich pociechą.
Jak na miesięczne niemowlę, miała niezłą krzepę.

Dziewczyna odwróciła głowę, w tym samym momencie poczuła jak upada na ziemię. Rozpędzona ciężarówka wjechała wprost na chodnik, uderzając w Patrycję.
Popchnęła tego tira za daleko.

Bezbronnie leżała na chodniku, obok niej było pełno krwi. Sama była dziwnie zgięta.
Automatycznie ułożyła się w pozycji bocznej ustalonej.

-Opiekuj się Sylvią…-Zamknęła oczy. Odpłynęła gdzieś. 
Z Charonem, już mówiłam.

Wakacje 2006

Pewna 16-letnia dziewczyna siedziała w swoim pokoju i uparcie wpatrywała się w zdjęcie, które stało na biurku.
Postanowiła, że do września opanuję telekinezę.

Przedstawiała ją i jej chłopaka, którego kochała ponad życie.
Od kiedy zdjęcie jest rodzaju żeńskiego?
[Nie znasz się, to była focia].


Była bardzo młoda, chodziła do pierwszej klasy liceum.
Naturalnie, fotograficznego.

Głowę miała pełną marzeń, niektóre z nich wydawałyby się wręcz nie dopełnienia.
Ani przydawki.

Patrycja, bo tak miała na imię dziewczyna była kuzynką Arthura Pauli, który był skoczkiem narciarskim. Mimo polskiego pochodzenia, razem ze swoją rodziną mieszka w Austrii. Również skacze w tych samych barwach.
Arthur i Patrycja zawsze dobierali kombinezony pod ten sam kolor.

Jego siostra- Justyna była jej drugą najlepszą przyjaciółką, drugą, bo pierwszą była Asia, która tak samo jak ona mieszkała w Warszawie.
Warsz... miasto będące siedzibą polskiego parlamentu zaocznie przeniesiono do Austrii.

Tak bardzo by chciała kiedyś na wakacje pojechać właśnie do Austrii, aby przeżyć tam niezapomniane chwile. Jednak w Polsce żyło jej się świetnie.
Jak to? Z całego poprzedniego akapitu wynika, że Patrycja jest skoczkinią i mieszka w Austrii.

Patrycja była jedynaczką, jednak nie przejmowała się tym.
Bycie jedynakiem jest powodem do rozpaczy?

Cudowne chwile spędzała z tym, którego kochała. Pierwsze nieśmiałe spojrzenia w stosunku (och!) do siebie (aha... i tak niegramatycznie), pierwsze wspólne spotkanie, pierwszy wspólny pocałunek. Od tego wydarzenia wybuchło między nimi naprawdę prawdziwe uczucie.
Wybuch(ł)o im ucho.

Wakacje 2007

Ta sama dziewczyna tyle, że teraz już jako siedemnastolatka siedziała na parapecie w swoim pokoju.
Nadal trenując telekinezę.

Łzy skapywały po jej policzkach…teraz płakała bardzo często. Straciła Piotrka…zostawił ją, bo na horyzoncie pojawiła się ona.
Jakiś słynny statek o żeńskim imieniu?
[MS Jolanta].


Właśnie ona, która zniszczyła wszystko…ich wspaniałe uczucie.
Jolanta służyła jako okręt wojenny.

Pojawiła się w szkole i od razu płeć przeciwna zaczęła wydawać z siebie okrzyki pełne zachwytu, jednak ona wybrała właśnie jego,…czemu?
Miał bardzo ponętne... żagle?

Ze swoim tatą siedziała przed telewizorem na kanapie. Obydwoje oglądali transmisję Mistrzostw Świata w lotach narciarskich. Zarówno ona jak i jej tata kochali ten sport. Patrycja zaraziła się tą miłością od swojego taty, gdy była dzieckiem.
- Panie doktorze, od jakiegoś czasu kaszlę, mam wysoką gorączkę i czytam fanfiki o Schlierenzauerze. Co to może być?
- To najprawdopodobniej zakaźna forma miłości do skoków narciarskich. W tej sytuacji zalecane jest analizowanie dużej ilości opek.
I tak właśnie powstało Szalikowe Bajanie.


Od tego czasu żaden inny sport jej nie interesował. Jak powiedziała cały jej świat kręcił się wokół skoków.
Kopernik się pomylił, planety krążą wokół galaktycznej skoczni!

Patrycja razem ze swoją przyjaciółką siedziały w pokoju Pati i gadały o wszystkim. Przede wszystkim o skokach. 
Snuły hipotezy dotyczące pochodzenia gigantycznej skoczni w centrum Układu Słonecznego.

Kuzynka Paulich wpatrywała się w plakaty, które wisiały na ścianie. Głównie przedstawiały one jej idola…miała ich naprawdę bardzo sporo.
Od Justina Biebera po Roberta Pattisona.

Razem siedzieli w pokoju Gregora wspominając. Dziewczyna wspomniała, że jej miłość do Gieorgija się wypala…Patrycja zrozumiała, kogo kocha. Dłużej nie mogła się bronić przed tym uczuciem. Bo ukrywać miłość to coś okropnego.
*konsternacja* Ja to już czytałam!

Wspomnienia wciąż w nas żyją. I nie ważne jest to czy są one radosne, czy smutne. One po prostu żyją.
Mają nawet własną cywilizację. One po prostu żyją.

Zawsze znajdą miejsca w naszych sercach.
Mówiłam – budują sercowe miasta i wsie. One po prostu żyją.

W życiu pewnego chłopaka na zawsze w pamięci pozostanie obraz tylko jednej dziewczyny. 
Schlieri cenił sobie Mona Lisę nade wszystkie inne portrety.

Na zawsze tylko jej pozostanie wierny. Tylko jej i żadnej innej. Wiedział, że ma mnóstwo fanek. Wiedział to, że niejedna chciałaby się z nim umówić. Ale on pokochał tylko raz.
Gregor-jednorazówka.

W jego wspomnieniach ona żyła. W rzeczywistości nie. To bolało. Straszliwie. Nic nie boli bardziej niż strata ukochanej. Nic.
Oparzenie już nawet nie próbuje konkurować.

-Sylvia…to właśnie jest twoja mama. Naczy…ona już umarła.
Naczyona – bardziej eleganckie określenie truposza.

-Wiesz, po co cię tu zabrałem? Po to abyś wiedziała, gdzie spoczywa twoja mama.
”Zwłaszcza, że masz rok i nie masz prawa tej informacji zapamiętać”.

Tam leży jej ciało, natomiast dusza powędrowała do nieba. Takiego niebieskiego tam u góry.
Nie mylić z różowym z boku.

Głowa małej natychmiast uniosła się w górę. Co zdołała zobaczyć? Błękitne niebo z nielicznymi chmurkami.
I... aj! Oślepiające Słońce.

Patrycja chciała obudzić męża, ale widok, w jakim go zastała…zrobiła bardzo dziwaczną minę. Z trudem powstrzymała wybuchnięcie śmiechem. Gregor smacznie spał, całując namiętnie…poduszkę. Powalający widok.
(...)
-Yyy…ja całowałem poduszkę? A właściwie skąd ty się tu wzięłaś?! Ty żyjesz do cholery…? Nie…ktoś sobie ze mnie żarty stroi.
-Dobrze się czujesz kochanie? Przecież ja nigdy nie umarłam…i bynajmniej nie mam zamiaru tego robić.
Nie wierzę. Nie wierzę, że aŁtorka poczęstowała nas tanim chwytem rodem z filmów akcji klasy B, a ja przez kilkanaście odcinków czytałam sen Gregora.

-To był sen?! Kochanie,…czyli była podróż poślubna?! Ale nie było twojego wypadku, tak? I nie leżałaś rok w śpiączce…nie umarłaś?!
-Nie głuptasku.
-Ale ten sen był realistyczny…wylewałem tony łez, opiekowałem się Sylvią…
I trzeba będzie znaleźć inne wytłumaczenie dla niepokojąco wysokiego poziomu wody w Inn. Ale topniejące masy śniegu nie są tak wzruszające jak łzy Gregora wylane po stracie ukochanej.

I nawet sen Gregora, który ukazywał śmierć Patrycji w całej rodzinie został przyjęty radością. 
Wszyscy rozmyślali, skąd wziąć ciężarówkę i kierowcę-kamikadze.

-Wiesz, że cię kocham?- Usłyszała głos Gregora.
-Zawsze mnie kochaj- Odpowiedziała szczęśliwa. Zatonęli w uścisku miłości.
I ta ociekająca lukrem scena kończy serię trzecią – my natomiast przechodzimy do finału historii.

-Cześć Kasper- Usłyszał za sobą tak dobrze znany głos.
-Hej Sylvia. Ale to miała być niespodzianka!- Odwrócił się. W jej oczach zobaczył smutek.
-Wiesz dobrze, że nie lubię przyjęć- niespodzianek. Owszem lubiłam, gdy byłam dzieckiem, ale dziś wkraczam w pełnoletność.
BoChaterka opka gardzi imprezami-niespodziankami, bo wkracza w dorosłość?
*upada pod naporem powiewu świeżości*


-No tak…ale nie gadajmy o tym. Ech, Kasper. Pomogę ci, co?- Po jej policzku spłynęła jedna jedyna łza.


W oka mgnieniu obydwoje udekorowali salę najlepiej jak potrafili. W końcu to był waży dzień.
Tak zwany Dzień Ważnej Wazy.

-Padam z nóg- Usiadła na podłodze.
O. Dosłownie.

Odruchowo podniósł jej podbródek do góry, tak, że teraz patrzyli sobie głęboko w oczy. Tak jak jeszcze nigdy na siebie nie patrzyli. Dziewczyna z niewiadomych przyczyn nie chciała tego przerwać. Tego kontaktu wzrokowego. Dlaczego w brzuchu poczuła tysiące motyli? I dlaczego mózg podpowiadał jej, że chłopak w tej chwili czuje dokładnie to samo?
Pewnie dlatego, że dzień wcześniej lokalny sanepid podał informację o epidemii motylicy.

Przybliżyła się do niego na zbyt niebezpieczną odległość. Kasper już chyba wiedział, co ma zamiar zrobić, dlatego zrobił to samo. Stykali się czołami.
*ze wzruszeniem* Jakie to romantyczne!

Wszedł cicho do swojego pokoju. Usiadł na parapecie i wpatrywał się w okno przed sobą. Miał nadzieję ujrzeć w nim Sylvię.
Która opanowała jezusową moc pojawiania się w dziwnych miejscach.

-Sylvia! Podejdź tu kochanie.
-Tak mamo? Spieszę się trochę. Chcę tam być wcześniej…
Dopiero teraz Patrycja dostrzegła jak ślicznie wygląda jej córka. Niby nie wyróżniała się strojem, ale miała ten dziewczęcy urok.
Marysuizm przekazywany w genach.

-Powiedz mi szczerze. Jest inny chłopak, tak?
-Tak jest!- Krzyknęła zdenerwowana. Dopiero po chwili zorientowała się, jakie słowa wypowiedziała…
- Pani generał! - dodała, starając się zatuszować jawny brak szacunku wobec przełożonej.

-Mamo nie mam na to siły. Porozmawiamy później. Pa- Czym prędzej ubrała kurtkę i wybiegła z domu. Tata już na nią czekał.
-Wsiadaj solenizantko!
Urodziny i imieniny jednego dnia = więcej prezentów, ale tylko raz do roku.

Stał obok wejścia i przyglądał się jej z zaciekawieniem. Była taka smutna, że i jemu zrobiło się smutno. Nie wiedział co jest tego przyczyną, ale postanowił się tego dowiedzieć.
Nie wiem... Znowu efekt ojca Wirgiliusza?

Smak ust Kaspra czuła do tej pory. Uśmiechnęła się pod nosem na samo wspomnienie tego pocałunku. Kątem oka odnalazła go. Tańczył na środku parkietu z jakąś dziewczyną.
Towarzyski ten pocałunek.

Blondynką, na wysokich obcasach, w bardzo skąpych ciuchach. Patrzył na nią bardzo pożądliwym wzrokiem, zresztą ona tak samo.
Na imię jej było Narcyza.

Można było by powiedzieć, że tonęli w swoich objęciach…w pewnym momencie Sylvia nie wiedziała co ma robić.
Włożyć pomarańczowy kostium i wskoczyć do wody?

Kochałam cię, ale teraz już sama nie wiem, co czuję. Na twój widok nie czuję, już tego, co dawniej, moje serce nie bije w przyspieszonym tempie…dajmy temu spokój.
Jak jej wyjaśnić, że miłość nie ma większego związku z migotaniem komór?

Nie wiedzieli, co nimi kieruje. Emocje? Złość? Miłość? Młodość?
AŁtorka?

Wiedzieli tylko, że teraz obydwoje siedzą w samochodzie Nicolasa, który jedzie do jego domu.
W końcu to samochód.

Byli ze sobą już bardzo długo, jednak nigdy nie przekroczyli bariery namiętnego pocałunku.
Ani nawet Granicy Zbereźnego Miziania.

Usta Nicolasa odnalazły dekolt dziewczyny.
- Nareszcie! - wykrzyknęła warga dolna. - Po tylu miesiącach żmudnych poszukiwań!

Rozchylił delikatnie jej uda, po czym przejechał językiem po jej wewnętrznej stronie.
Wylizał ją od otrzewnej.

Poczuła jak wchodzi w nią jednym, mocnym pchnięciem. Wydobyła z siebie jęk rozkoszy. Poruszał się w niej wolno, ale stanowczo.
Niczym premier podczas exposé.

Przyspieszył swoje tępo, wskutek czego dziewczyna wbiła paznokcie w jego plecy.
Zdecydowanie nietępe.

Jej spojrzenie padło na chłopaka, który leżał obok niej. Też już nie spał. Coś zakuło ją w sercu, poczuła nagłe wyrzuty sumienia.
Wykuwane w kamieniu.

Samochód, Nicolasa zaparkował przed domem.
Gdzie można taki kupić?

[Kasper] Gdyby tylko nie tańczył z tą dziewczyną nic złego by się nie wydarzyło. Kto wie. Może to on byłby tym chłopakiem, z którym przeżyła swój pierwszy raz. 
Uwielbiam sposób, w jaki aŁtorka zwala winę na facetów za postępowanie kobiet.

Minął miesiąc.
Czekam na poranne mdłości.

-Obiad!- Usłyszała z dołu głos swojego taty.
-Idę!- Odkrzyknęła.

Szybko zjadła swoją porcję, ale była bardzo głodna.
-Można prosić o dokładkę?
Wiele się nie pomyliłam.

-Sylvia…może być w ciąży,…ale nie chce pójść do lekarza i tego sprawdzić.
Istnieją testy ciążowe. Naprawdę.
[Prezerwatywy swoją drogą także].


Może powinna udać się do ginekologa i sprawdzić…z jednej strony nie chciała zostać mamą w wieku 18 lat.
Ach, bo to działa na zasadzie: dopóki nie potwierdzisz u ginekologa, to nie jesteś w ciąży. Dobrze wiedzieć!

Sylvia, co chwila znikała do łazienki. Ludzie rzucali im ukradkowe spojrzenia, tylko, dlatego, że rozpoznali w niej TĄ (TĘ) Sylvię. Córkę TEGO Gregora Schlierenzauera. 
Nie mylić z tamtymi Gregorami Schlierenzauerami. Z pozostałych opek.

Zaczął smarować jej brzuch czymś oślizgłym.
Wężem.

-I miała pani rację. Proszę spojrzeć na monitor- Zwrócił się do młodszej. Niechętnie odwróciła głowę w tamtą stronę. Zobaczyła na niej mały punkt, który się poruszał. 
*ziew* Nie sądziłam, że ta organogeneza wymaga takiego nakładu ruchu.

-Panie doktorze…tam są chyba jakieś dwa punkty…
-O! Młoda damo. Dziękuję ci bardzo…przy okazji przepraszam.
”Na LEP-ie ściągałem”.

-Co to znaczy?
-Bliźniaki. Tak, bliźniaki- Powiedział i uśmiechnął się miło.
”Albo zaśniad groniasty. Nie pamiętam, dawno temu to zdawałem”.

Siedziała w swoim pokoju. W jej oczach ponownie błysnęły łzy. A więc zostanie mamą. Za 9 miesięcy zostanie mamą bliźniaków.
Kolejna ma ciążę niczym rasowa kobyła. Nikt mi nie powiedział, że będę analizowała fanfic na podstawie My little pony.

A ojcem zostanie chłopak, do którego już nic nie czuje. Ma dwie opcje do wyboru. Albo mu powiedzieć, albo nie.


„Nie gorączkuj się tak Sylvia…już wsiadam w samochód. Nie bój się. Na pewno Cię nie znienawidzę. Ja nadal kocham…”
Po tej wiadomości już nic mu nie napisała. On nadal ją kocha…
A nie nadinterpretujesz sobie tego, skarbie? On napisał tylko, że kocha. Mogło mu chodzić zarówno o ciebie, jak i o „Gwiezdne wojny”.

Dziewczyna unikała kontaktów z Kasprem. Nie pomogły nawet interwencje rodziców rodziców jej i jego.
*wyobraża sobie Gregora i Mario zmuszających dzieci do kontaktów* Yuk!

Cieszyła się tym, że Nicolas przyjął tą wiadomość pozytywnie. Gdyby było inaczej nie zniosłaby tego. Ale on tym samym udowodnił, że nadal naprawdę ją kocha i nie porzucił w takiej chwili. Inni, na pewno by tak zrobili.
Zachodziła już z tyloma chłopakami w ciążę, że znała ich reakcje na pamięć.

Słyszała już bardzo dużo na ten temat. Przykładem mogła być jej koleżanka, która zaszła w ciążę w wieku 16 lat a gdy powiedziała o tym chłopakowi po prostu się wyprowadził. 
Przykro mi, ale zdanie już można sobie wyrobić na podstawie tego, że szesnastolatka mieszkała z chłopakiem.

Rozmyślała bardzo długo, aż poczuła się senna.
Ach, to myślenie, takie męczące!

-Ta rozmowa nie ma sensu. Ty masz dziewczynę, ja jestem w ciąży.
-Jaką dziewczynę?
-Kasper nie udawaj! Cały czas odwozi cię pod dom i ja widzę te wasze czułe pożegnania.
Wyraźnie nie wiedział, co ma powiedzieć. Miała rację.
- Skąd wiesz o moim związku z Renault Megane z wbudowanym autopilotem?

Na moje to jesteś dziwką, która najpierw całuje się z jednym i wyznaje mu miłość, a potem uprawia seks z innym i dowiaduje się, że jest w ciąży.
*dłubie w nosie* A gdzie opłata?

-Wyjdź stąd ty ośle!
Urwipołciu!

Wypierdalaj z tego pokoju i z mojego życia raz na zawsze!
Niezły kontrast w porównaniu do osła.

No, na co czekasz? Ach tak. Pewnie myślisz jak mnie nazwać? Kasper…spierdalaj.
Miło mi, a ja Tuśka.

W zawrotnym tempie minęły dwa miesiące.
Miesiące na speedzie.

Wiele zmieniło się w życiu dziewczyny. Ciąża rozwijała się prawidłowo. 
To rzeczywiście nowość. Poprzednie opkowe ciąże były wybitnie patologiczne.

Była już w czwartym miesiącu ciąży. Niewątpliwie teraz ten stan bardzo dobrze jej służył.
Jej grzywa nigdy nie była tak lśniąca, a kopyta dudniły wesoło przy najlżejszym ruchu.

Jutro wybierała się z Nicolasem na badania. Postanowiła wziąć go ze sobą, bo dosłownie dostawał świra do głowy, odkąd się o tym dowiedział.
Chyba też muszę pójść na badania, bo podejrzewam, że od blogasków zagnieździły mi się w głowie gorsze rzeczy od świrów.

Pod dom naprzeciwko podjechało auto a z niego wysiadła dziewczyna, której Sylvia nienawidziła całym sercem.
Nigdy nie znosiła francuskiej motoryzacji.

Siedzieli posłusznie w swojej kolejce. Na całe szczęście nie było dużo osób. Dziewczyna nienawidziła tego czekania. Z nudów zaczęła przeglądać gazety, które leżały na stoliku. Jednak nic ciekawego w nich nie znalazła.
Było w nich za mało ilustracji.

Zaczął wykonywać różne rzeczy, jednak cały czas mogli obserwować dwa małe punkty na monitorze.
Lekarz robił fikołki, żonglował i deklamował Inwokację, mimo to dzielnie wykonywał badanie ultrasonograficzne.

-Panie doktorze można już ustalić płeć, prawda?
-Tak.
”A przynajmniej tak mi podpowiedział Steffen na praktycznym z diagnostyki”.

Spacerowali po parku trzymając się za ręce. Biło od nich niesamowite szczęścia i niesamowita energia.
- O tak, energia... - mruknął pod nosem Laporta i wyciągnął kalkulator, by obliczyć potencjalne zyski.

-Nicolas mi się oświadczył- Podeszła do rodziców i pokazała im pierścionek, który znajdował się na jej palcu.
-O kurczę!- Wyrwało się Patrycji.
-Co odpowiedziałaś?
-Że muszę się zastanowić…
Ale pierścionek wzięła, cwana...

Luty. Dziewiąty miesiąc. Dla dziewczyny to była jedna wielka masakra w postaci wielkiego brzucha. Miała ogromne problemy z poruszaniem.
Jej zakres chodów ograniczył się tylko do stępa.

-Cześć kochanie- Do jej pokoju wpadł Nicolas.
-Cześć tatuśku- Powiedziała z wielką trudnością.
-Jak się czujesz?
-Jak wielki balon.
Lekko?

Obudziła się z potwornym bólem. Bólem w brzuchu.
*przerwa na reklamy środków przeciwbólowych/leków na biegunkę*

-Bliźniaki? To ma pani ode mnie podwójne gratulację…
-Dziękuję…Ała!
-Skąd znam ten ból…
-Pani też miała bliźniaki?
-Trojaczki.
Strach się bać danych o przyroście naturalnym w Innsbrucku.

-Jeszcze jeden porządny wdech i wydech. Dasz radę, jesteś silna.
-Okej…jak jestem silna to proszę bardzo- Wzięła ten piekielny wdech.
Zaciągnęła się siarką.

-Zostanę twoją żoną- Spojrzała mu głęboko w oczy. Nie minęła chwila a ich usta złączy się w krótkim pocałunku, a uczucie, jakie temu towarzyszyło było takie samo jak wtedy, gdy pocałowali się po raz pierwszy. Na przypieczętowanie tego wszystkiego ich małe (młode) wydały z siebie różne piski.
I tym... dziwacznym akcentem kończymy naszą przygodę z My little pony 40-letnim Gregorem.

2 komentarze:

Silene pisze...

Przeczytałam i podziwiam. Cztery długaśne części, a ja ciągle nie wiem, kto jest kim, rozszyfrowanie tego opka wydaje się być trudniejsze od zadania z Kangura. Wiecie, tego za pięć punktów, ''Tata Maćka ma dwa razy więcej lat niż jego siostra, która ma brązowe włosy. Jak ma na imię jej mama?''. Poproszę o coś prostszego następnym razem, może z Fabregasem i Messim, to przynajmniej nazwiska będę kojarzyć...

Anonimowy pisze...

38 year old Tax Accountant Travus Hanna, hailing from Arborg enjoys watching movies like "Christmas Toy, The" and Electronics. Took a trip to Durham Castle and Cathedral and drives a Ford GT40. zawartosc strony

Prześlij komentarz