Bartosz Kurek i najlepsze opko świata, cz.4

|
Dziś kończymy spotkanie z córką macedońskiego prezydenta - a kończymy je z dużym, głośnym, słyszalnym nawet w Londynie przytupem.

Analizują: Migelito, Tuśka

Spojrzałam niepewnie na Miśka i opanowało mnie niemiłe uczucie.
-Michaś...
-Tak?
-Mogę iść jutro z tobą na trening?
-Ale po co? - Nie za bardzo wiedział o co mi chodzi.
Dobre pytanie. Po co Justyna miałaby się spotykać oko w oko z gwałcicielem?

-Po prostu boję się zostać sama. - szepnęłam i szybko poszłam tą samą drogą co Dagmara
Co innego spotkanie z napalonym Czechem, który pozbawił mnie godności.

Następnego dnia obudził mnie zapach jajecznicy na bekonie. Dość gwałtownie poruszyłam się na łóżku i wtedy usłyszałam:
-Ej, spokojnie.
Otworzyłam oczy i przed sobą ujrzałam uśmiechniętą twarz Winiarskiego, a na kolanach poczułam coś ciężkiego.
AAAAAAAAAA! ALERT! JUŻ, ZARAZ, TERAZ!

Przede mną leżała biała tacka, a na niej wcześniej wymieniona potrawa, sok pomarańczowy, dwie kromki chleba i żółty wazonik z żonkilem.
Śniadanie weszło na boChaterkę!
Uff... (Jajecznica to potrawa? Chyba tak samo jak Tamagochi jest zwierzątkiem domowym)


Uśmiechnęłam się i rzekłam:
-Dziękuję ale ja tego nie zjem.
-Co nie zjesz. Dasz radę. Musisz być w pełni sił na spotkanie z tymi wariatami.
-Czy to znaczy, że...
-No, a co myślałaś, że cię zostawię?
-No tak jakby.
A Tarantino już podpatruje sztukę dialogu w opku i cierpliwie notuje.

[BoChaterka idzie na trening, gdzie jak gdyby nigdy nic obserwuje sobie Novotnego i wspomina wydarzenia poprzedniego wieczoru. Próby opisania ran na psychice trafił szlag].

Po niecałej godzinie siedziałam sobie spokojnie na trybunach i nie pokazywałam po sobie, że coś się stało.
Nagle zdałam sobie sprawę, że przecież on tutaj jest. Trenuje, więc na pewno go dzisiaj spotkam.
Czyżby dedukcja Sherlocka z Macedonii tym razem pojawiła się nie w czas? :O

Spojrzałam również na mojego przyjaciela. Stawiał krok za krokiem, ale nie wyglądał na zbytnio zaciekawionego rozmową. Widać było po jego minie, że coś go trapi.
Kurek, świeżo po lekturze dzieł Karola Marksa, rozważał dylemat: miłość a różnice klasowe.

Po moich policzkach kolejny raz, w tak krótkim odstępie czasu popłynęły łzy. Nie chciałam, by inni na to patrzyli, więc jak najprędzej wybiegłam z hali. Po drodze jednak uderzyłam którego siatkarza w ramię i usłyszałam krzyk:
-Justyna!
Tak to nawet Gołota nie robił podczas ucieczek z ringu.

Biegłam przed siebie nie zważając na to, że ktoś za mną goni. Po chwili znalazłam się w jednej z pustych szatni. Usiadłam na zimnej posadzce i schowałam głowę między nogi.
No tak, po co uciekać z hali, skoro można skryć się w pustej i dostępnej dla każdego siatkarza szatni. Novotny tam Cię nie znajdzie, skąąąądże.

Wnet poczułam jak ktoś podnosi mnie mocno do góry i przytula do siebie z całych sił.
W pierwszej chwili myślałam, że to Bartek, ale poczułam znajomy zapach perfum Michała.
Opisy kolejnych załamań psychicznych i podnoszeń na duchu zaczynają przypominać sinusoidę.

-Justyś, moim zdaniem powinnaś powiedzieć o tym Kurkowi.
-Michał nie mogę Jak on na mnie będzie wtedy patrzeć?
Pięknymi, zjawiskowymi tęczówkami koloru macedoński lazur.

-Przecież nic się nie zmieni. Bartek taki nie jest.
-Wiem. Ale..
Jestem w stanie zrozumieć mentalny mętlik w głowie Justyny, ale na Boga! Taka ambiwalencja podchodzi już pod Skalską!

Energicznie podniosłam głowę.
-Nic mu nie powiesz Winiarski! - rzekłam groźnym tonem.
-Cholera Justyna, on musi wiedzieć, że Novotny cię zgwałcił!
Coś jak „Nie możesz się dowiedzieć, że organizujemy ci przyjęcie-niespodziankę”?
Powtórzcie sobie ostatnie zdanie trzy razy na głos. No jasne, tak łatwo w to uwierzyć. Czeski siatkarz tak po prostu spotyka i gwałci dziewczynę. *happy pills w natarciu* Yyyy... Czekam, aż Siurak zrobi z Novotnego mokrą plamę na parkiecie. To będzie epokowa scena.


Podniósł ton głosu. Już chciałam coś odpowiedzieć, gdy usłyszałam głośny trzask zamykanych drzwi.
Niedobly siatkarzunio! Ładnie to tak podsłuchiwać cudze rozmowy na uboczu?

Obydwoje spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i równo ruszyliśmy za niechcianym gościem. Miałam wielką nadzieję, żeby to nie był Bartek.
A niby kto inny chciałby dołączyć do tej bełchatowskiej telenoweli?

. Bo gdyby on to usłyszał to z pewnością, znając charakter Bartka, podbiegłby teraz do Kuby, nie zważając uwagi na trenerów i cały sztab i wymierzył mu solidnego prawego sierpowego.
- Bartek! Gdzie mu wyjeżdżasz z sierpowym! Lewa prosta w korpus! Trzymaj gardę!

Michał przepuścił mnie w drzwiach, a ja mijając go przetarłam szybko swoje policzki, by chłopacy nie zauważyli że płakałam.
A rozmazany makijaż na twarzy? To pewnie jakaś moda prosto ze Skopje.

Gdy byliśmy już na prostej drodze na halę zauważyłam znikającą, wysoką postać. Z daleka zauważyłam odbijającą się od całego, ciemnego stroju, białą siódemkę.
Zawisza Czarny dołączył do Skierki? Teraz nawet Resovia im nie podoła.

A że był oddalony ode mnie o jakieś 5 metrów to jak najprędzej podbiegłam do niego, złapałam go za ramię i szybko odwróciłam go w swoją stronę. Zadarłam głowę by spojrzeć mu w oczy. To co w nich zauważyłam przeraziło mnie.
Jurand! Nieeee!

Jego oczy, które zawsze były takie lazurowe i roześmiane teraz były przygaszone, a intensywność koloru diametralnie się zmieniła.
- Rozwód! Wnoszę o rozwód! Jak człowiek z takimi oczami może kochać? Jak on może żyć?!

Z jego spojrzenia można był wyczytać, że jest wkurzony na maksa.
”Wkurzony na maksa” zniszczyłoby dramaturgię tej sceny – oczywiście, gdyby takowa istniała.

Jego mięśnie były napięte, a koszulka mocno opinała się na jego umięśnionych ciele.
Kurek w wolnych chwilach zajmuje się hodowlą cieląt na mięso. Nikt nie rozumie, dlaczego zakłada im koszulki.

Każdy jego ruch był nerwowy. Widziałam po jego twarzy, że nie odpuści Kubie. Nie on.
Odpuściła z pewnością policja i prokuratura, niepowiadomiona o całym zajściu. Bo i po co...

- Bartuś proszę cię. – szepnęłam a do moich oczu ponownie wpłynęły łzy. Ten widząc je chyba minimalnie się uspokoił, bo przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Ja gdy tylko poczułam jego ciepłe ciało, przylgnęłam do niego z całej siły. Nie zważałam na to, że chłopaki z drużyny patrzą na nas jak na kosmitów.
Czy ja wiem, ten widok nie jest aż tak kosmiczny jak na przykład... wątek gwałtu. A nie, przepraszam. To jest po prostu z dupy wzięte.

Pociągnęłam cicho nosem, lecz nagle poczułam jak kogoś silne dłonie przyciągnęły mnie do siebie. Pierwszą osoba o jakiej pomyślałam to Novotny, ale po chwili do moich nozdrzy dostał się dobrze mi znany zapach Miśka.
BoChaterka po raz trzeci w tym opku poznaje Winiarskiego po zapachu. Albo ten chłop perfumuje się tak, że czuć go w Łodzi, albo macedońskie dziewczyny mają wspaniale wykształcone powonienie.
*wychodzi na podwórko*
*niuch, niuch*
Aaa, czyli to był cały czas zapach Winiarskiego!


Ty jeszcze masz czelność się o to pytać?? Ty pierdolony skurwielu?! – Podniósł głos Kurek, a ja odwróciłam się tak, by zobaczyć co się dzieje.
Obawiam się, że Czech mógł nie zrozumieć tego przytyku, wzorem innego opka trzeba było poprzestać na swojskim „pojebało Cię?!”.

Teraz dopiero zdałam sobie sprawę, że to Bartek oddał mnie w ręce Michała W. by móc w spokoju rozprawić się z atakującym.
To nie Michał zasługuje na utajnienie danych osobowych przez sąd...
Myślę, że to przez to, że pozbawił tylu mieszkańców tego województwa zmysłu powonienia.

- Po pierwsze, nie daruję ci tego. To jest za Justynę. – powiedział spokojnie i mocno przyłożył Kubie prosto w nos. Ten lekko się zachwiał i odruchowo złapał za bolące miejsce. Po nie małej chwili jego ręka zrobiła się czerwona a na pomarańczową płytę boiska zaczęła skapywać szkarłatna ciecz.
To pewnie czeska wiśniówka.
Niemało tu epitetów na określenie barwy burgundu.

– Po drugie, nie waż się jej tknąć nawet małym placem. To za mnie – i po raz kolejny twarz siatkarza została uderzona przez młodego przyjmującego
Koledzy z drużyny i trener w tym czasie robili zakłady.

I po trzecie, ale chwila nie ma punktu trzeciego.
*parsk* Jakie to wspaniałe widzieć nieuzbrojonym okiem moment, kiedy aŁtorce kończą się pomysły na uatrakcyjnienie kluczowej sceny.

A to tak „o”, byś zapamiętał te reguły do końca swego pieprzonego życia. – Tym razem pięść Bartka uderzyła w brzuch swojego starszego kolegi.
Twarda szkoła życia od samogłosek... Czuję się jak na Ulicy Sezamkowej.

- Do jasnej Anielki, co tutaj się stało?! – tę chwilę przerwał nam trener Nawrocki, który wszedł do hali z prędkością światła i po chwili już kucał przy leżącym na parkiecie atakującym.
- To niemożliwe, postawiłem na Novotnego stówę!
Nie wiedziałem, że Nawrocki dorabia jako Flash Gordon. Do tego jaką kulturę języka prezentuje!


– Paweł biegnij po lekarza – powiedział do rozgrywającego, a ten pędem ruszył do gabinetu wyżej wymienionego specjalisty.
Wyżej wymieniony – czuję się, jakbym czytała pismo z urzędu miejskiego.
Specjalisty? Z tak „dokładnego” opisu wynika, że na dobrą sprawę to mógłby być i weterynarz... Tuśka, szykuj się! Potrzebują Cię!


- Dowiem się co tutaj się stało? – spytał po raz kolejny i po raz kolejny nie usłyszał odpowiedzi. Spoglądnęłam na siatkarzy. Każdy siedział z inną miną, ale jedno w swoim wyrazie twarzy mieli takie samo. A dokładniej mówiąc było to przerażenie, które emanowało im z oczu.
„To Mariusz już nie odpocznie sobie w zagrodzie? Jak zareagują na to jego kolana?!”

Nikt nie wiedział o co dokładnie chodziło, mogli się tylko domyślać, lecz tego nie chcieli.
Nie chcieli wymyślać historii, które po chwili mogą wydać się niedorzeczne.
Szkoda, że aŁtoreczka nie wzięła z nich przykładu...

- Kurek, za co go uderzyłeś? – mówił spokojnie Jacek, jednak ja widziałam jak jego gesty stają się ostrzejsze.
Jednym „fakulcem” mógł pokroić chleb.

Za to Bartek milczał.
Michał milczał.
Ja milczałam.
Milczała i Tuśka. I Szalik też milczał.
I tu, na zgodnym milczeniu każdego z bohaterów tej niedorzecznej historii, powinno zakończyć się całe opko. No ale niestety...


Za to Bartek stał do mnie przytulony, a dokładniej to on tulił mnie do siebie.
A jeszcze dokładniej Bartek tulił się do przytulone przez siebie Justyny, tulącej tulącego ją, który tuliwszy...

Głowę miał opartą o moją, tylko że ustami był przywarty do moich włosów.
Keratyna am am am!

Raz po raz delikatnie całował mnie w głowę, przez co po moim ciele przechodziły ciarki.
Uspokojony Bartek obniżył swoje napięcie do 120 V.

- Bartek, przykro mi to mówić, ale dopóki nie dowiem się co się tutaj dokładnie stało, to zostajesz zawieszony. Jak wszystko będę wiedział to wtedy pogadamy.
Z tego wynika, że trener nie chce rozmawiać z Kurkiem, póki nie dowie się prawdy od kogoś innego. WTF?
- O NIE! Zawieszony?! Nie będę mógł przyjść na trening i założyć koszulki Skry?! Już wolę wleczenie końmi i wyłupienie lazurowych oczu!!!


Tak jak pomyślałam tak też było. Nie minęła chwila a usłyszałam trzask zamykanych ze wściekłości drzwi od szatni, a ja zostałam sama z siatkarzami na parkiecie.
A także z wijącym się z bólu Novotnym, o którym aŁtorka już tak ochoczo nie wspomina...
Już swoje zrobił - wzmocnił lazurową Tró Loff!

- Panie Nawrocki! Niech pan zaczeka! – krzyknęłam gdy byłam prawie przy jego gabinecie. On odwrócił się w moją stronę i posłał szczery uśmiech.
- Co cię do mnie sprowadza?
*zaszokowany* Jestem pełen podziwu dla spokoju tej wersji Nawrockiego. Szkoda tylko, że oryginalny mister coach nie czyta opków i nie wie, jak zachowywać się np. po złej decyzji sędziego w finale ligi.

- A co ty masz z tym wspólnego? – zapytał zdziwiony.
- Oj, więcej niż się panu wydaje. – rzekłam stanowczo i chwile później siedziałam już naprzeciw jego biurka w dość mały pomieszczeniu. Wszędzie walały się papiery, lecz cóż się dziwić. To w końcu gabinet trenera Mistrza Polski – Skry Bełchatów. Oni to mają tyle roboty, że to koszmar.
Trenerzy sportowi mają na głowię większą papierologię niż niejedna sekretarka olbrzymich koncernów.
Szkoda, że Mistrz Polski nie zatrudnia żadnych Statystyków, Fizjoterapeutów, Skautów, Kucharzek, Szatniarzy... Sam jeden Trener musi ogarniać tę kuwetę.


Przymknęłam oczy, a spod powiek już powoli spływały mi pierwsze łzy.
- Chodzi o to, że Bartek mnie bronił. – rzekłam cicho, lecz na tyle głośno, żeby mnie trener usłyszał.
- Jak to? – Nie widziałam jego twarzy, lecz po tonie jego głosu zrozumiałam, że jest zaskoczony i zdziwiony zarazem.
- Ja…Kuba…On…On mnie zgwałcił… - wyszeptałam, lecz z trudem te ostatnie słowo przeszło mi przez gardło.
Mnie też żadne sensowne słowa nie chcą już przechodzić przez klawiaturę. Miejmy za sobą ten wątek i przejdźmy po prostu do szczęśliwego finału, where amazing happens.

Nadal nie otwierałam oczu. Bałam się że kiedy spojrzę na niego ten zacznie się śmiać, czy też wytknie mnie palcem.
Próby opisania psychiki powoli wstają z popiołów.
- Ho, ho, ho! To jest taki wasz macedoński Prima Aprilis? Bardzo zabawne!


Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam głośno powietrze.
Teraz tylko czekać na wyrok.
Słabe opko, wstrętne gwałty, płaskie postacie. Zamiast rozstrzelania – nakaz lektury porządnych książek 4 godziny dziennie, codziennie.

Podniosłam powoli głowę i spojrzałam na trenera, który był w niemałym szoku. Przełknęłam głośno ślinę i po chwili usłyszałam głos pana Jacka:
- Justyna… Tak mi przykro… Sam nie wiem co mam ci teraz powiedzieć…
O Boru, człowiek, który wykłóca się o każdy punkt i krzyczy głośniej od własnej teściowej, tak łatwo łyka taką wersję zdarzeń...
Czy wszyscy jak na zawołanie zapomnieli o takim numerze jak 997?

-Niech pan nic nie mówi, tylko niech pan cofnie Bartkowi zawieszenie, bo on nic takiego nie zrobił…
-Dobrze. Niech będzie, ale do końca tygodnia niech Bartek nie pojawia się na treningu. Widać po nim, ze to strasznie przeżywa.
Za to obiecuję mu miejsce w składzie meczowym, trzy bidony z energetykami i specjalnego niewolnika do wachlowania liściem palmy.

Justyna, to dobry chłopak, lecz gdy już coś na niego spadnie to nie może być z tym sam. Pomóż mu przez to wszystko przejść, a on Tobie pomoże
By Paulo „Mistrz Polski” Coelho?

- Ale Justyno, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Bartek nie jest zawieszony, ale kara go nie ominie. Od następnego tygodnia będzie miał dodatkowy trening siłowy.
A ja myślałem, że tylko w śp. Polonii Warszawa karało się treningami za niesubordynację...

A teraz przepraszam cię, ale mam jeszcze kupę roboty.
”Muszę zaznaczyć w ewidencji ten gwałt, tyle z tym będzie pracy...”

– Aha i nie przejmuj się Kubą. Nie zobaczysz go tu już nigdy więcej. Nasz klub nie zamierza przymykać oka na takie zachowanie.
”Zgwałcenie dziewczyny kolegi z drużyny obniży nieco jego cenę rynkową, ale za to aŁtorki opek będą mogły się o tym rozpisywać”.
„A media sportowe? Spokojnie, w tym kraju nikt nie interesuje się takimi błahostkami jak gwałty popełniane przez siatkarzy”.


-Jeszcze raz panu dziękuję. – rzekłam, przytuliłam pana Jacka po przyjacielsku i po chwili już szłam w stronę szatni.
Dobra, rozumiem, że mogła szukać pocieszenia u swojego lowera – ale z jakiej okazji przytula obcych facetów, dzień po gwałcie?!

Nie wiedziałam jak mam się zachować w obecności Bartka.
Nadal miałam przerażające wizję.
Widziałam Bartka jak wyrzucał mnie z mieszkania, gdyż nie chciał mieć pod domem „nie czystej”.
Kurek zaocznie przeszedł na skrajny islamizm.
Nie czysta, a lekko przybrudzona? (I od kiedy Kuras kieruje się w życiu Księgą Powtórzonego Prawa?)


Przełknęłam głośno ślinę, i gdy stanęłam przed drzwiami szatni cicho zapukałam w nie. Nie usłyszałam „proszę”, więc nie wiedziałam czy mam wejść czy też nie, ale zaryzykowałam.
No risk, no fun!

Nagle zauważyłam Bartka, który siedział na jednej z ławek i głowę miał opartą o swoje dłonie.
Po cichu podeszłam do niego i delikatnie dotknęłam jego ramienia. Poczułam jak wzdrygnął się nieznacznie i podniósł głowę. Świdrował mnie tym swoich błękitnym spojrzeniem
Dzięki Bogu, lazur wrócił na swoje miejsce, inaczej całe to opko nie miałoby żadnego sensu.

Dlaczego? – szepnął – dlaczego nie chciałaś mi o tym powiedzieć?
- Bałam się…
- Niby czego? – Widać było po nim, że jest zdezorientowany.
- Tego, że mnie odtrącisz... Bałam się, że będziesz na mnie inaczej patrzeć… Że mnie nie będziesz chcieć… - Ostatnie słowa powiedziałam tak cicho, że sama nie wiedziałam, czy Kurek mnie usłyszał.
- Czy ty siebie słyszysz? – podniósł głos.
- Chyba nie, mówię jednak trochę za cicho...

- Co? – Teraz to ja nie wiedziałam o co mu biega.
Nie o co, tylko na ile. 400 metrów przez płotki.

- Czy ty myślisz, że jestem jakimś bezdusznym draniem, który zostawi dziewczynę po takim wydarzeniu? Ok, wtedy, tamtego dnia wyszedłem na balkon, bo musiałem. Tak już mam.
”On mnie wzywał, rozumiesz? Nagła potrzeba”.

Najpierw robię, a dopiero później myślę.
Sz-szalony! Niedługo ten wariat najpierw wejdzie do kuchni, a dopiero potem przypomni sobie, że wcale nie jest głodny!

Cholera, gdybym przyszedł chwilę wcześniej, albo gdybym w ogóle nie wychodził to Tobie nic by się nie stało. To moja wina. Cholera. – mruknął i uderzył pięścią w drzwi.
Z tej rozpaczy Kurasiowi powoli odpada kora mózgowa...

-Czyś ty zwariował? – złapałam go delikatnie za jego dłoń. Przyjrzałam się jej uważnie. Na szczęście nic się nie stało. Ani jednego zadrapania.
Alek Anastasijević udowodnił już wcześniej, że na siatkarzy trzeba dmuchać, bo co chwila robią sobie krzywdę.

- To nie jest Twoja wina. Tylko moja. Bo gdybym nie wychodziła z mieszkanie to nic by się nie stało. Mogłam poczekać chwilę. Ale było minęło. Nic już z tym nie zrobimy. Tylko proszę Cię o jedną rzecz.
A gdyby babcia miała wąsy, byłaby najprzystojniejszym chłopem w wiosce.

- Zachowuj się wobec mnie normalnie. Pomóż mi o tym zapomnieć. Proszę.
O to samo poprosiłem psychologa podczas rozmowy na temat tego opka.

(Szczęśliwi i radośni prawie-narzeczeni jada do swojego mieszkania [w którym przed chwila przecież byli, ale mniejsza o logikę], gdy wtem!)


Gdy podeszliśmy do drzwi od mieszkania i siatkarz chciał je otworzyć, poprzez przekręcenie klucza w zamku zauważyliśmy, że drzwi są otwarte.
Patrzenie przez dziurkę od klucza – ok, ale przez jego przekręcenie? To wykracza poza moje zdolności.
Niektórzy zauważają rzeczy oczami, niektórzy kluczami. Niewielka różnica.


Przestraszyłam się. Nie widać, było śladów włamania, więc ktoś musiał mieć klucze. Ale kto?
Bartek złapał mnie za rękę i pociągnął w głąb mieszkania, lecz szedł dwa kroki przede mną. Weszliśmy do salonu i zauważyłam tam…
… policję, Interpol i wszystkie inne służby zainteresowane odnalezieniem zaginionej córki prezydenta Macedonii.
Ja obstawiam nagły powrót taty i próbę przekonywania, że małżeństwo boChaterki z Novotnym świetnie wpłynie na sondażowe wyniki jego partii.

Weszliśmy do salonu i zauważyłam tam kobietę o krótkich, ciemnych włosach. Jej rysy twarzy pozwalały przypuszczać, że była po czterdziestce. Miała delikatną twarz, jednak gdzieniegdzie ukazały się już pierwsze oznaki dojrzałości czyli zmarszczki, kurze łapki itp.
Bo kurze łapki to nie zmarszczki. Po prostu w pewnym wieku z kącików oczu zaczynają kobietom wyrastać ptasie pazury – ile się trzeba natrudzić, by je co rano usuwać!

Miała na sobie czarną spódnicę a’la ołówek i białą koszulę, z pewnością z krótkim rękawkiem, gdyż swe najprawdopodobniej gołe ramiona okryła ciemnym żakietem.
Bo tak trudno napisać „mamę Bartosza”...

Domyśliłam się kto to jest, ale z pewnością nie spodziewałam się jej dnia dzisiejszego i to jeszcze niezapowiedzianie.
Powiem więcej! Zawsze, kiedy się czegoś nie spodziewam, to niezapowiedzianych rzeczy! Tak działa... świat!

Spojrzałam na Bartosza. Jego wzrok sam mówił za siebie.
- Jestem niewinny! To nie moja wina, że lazurowe tęczówki omotają każda Mary Skrue!

Owa kobieta nagle spojrzała na nasze wciąż splecione dłonie i widać było na jej twarzy zaskoczenie.
Ou, to jakaś nowa młodzieżowa moda?

Pociągnął mnie tylko delikatnie w swoją stronę, a dokładniej to w stronę jasnej kanapy, na której usiedliśmy.
A jeszcze dokładniej w kierunku centrum pola grawitacyjnego Ziemi.

- Mamo, co ty tutaj robisz? – spytał delikatnie mój przyjaciel.
- Miałam kilka spraw do załatwienia w Łodzi, więc pomyślałam, że wpadnę do ciebie. Tak dawno się nie widzieliśmy. – odpowiedziała pewnie, lecz cały czas spoglądała na nasze dłonie.
„Ach, te szaleństwa młodych”.

Bartek jakby widząc to samo co ja, splótł nasze palce, co widocznie oderwało panią Kurek od zamyślenia.
Przestała rozmyślać, bo musiała pomóc synowi rozpleść palce. Tak to jest, Kuraś, jak się jadło za mało wapnia w dzieciństwie.

Moje serce łomotało na tyle głośno, że przeraziłam się, że może Bartek je usłyszeć, więc puściłam jego dłoń.
Tja, bo chłopak nie przeżył ostatnio niczego straszniejszego niż tętno 180 na minutę...

- Przepraszam, a może chciałaby pani coś do picia? Kawy, herbaty, coś zimnego? – zapytałam i po woli wstałam z kanapy.
- Oh (baby, baby), bardzo chętnie. Poproszę kawę rozpuszczalną z łyżeczki, do tego dwie łyżeczki cukru i łyżeczkę śmietanki dwunasto procentowej. – uśmiechnęła się szeroko i po chwili spojrzała na swojego syna.
- Mam nadzieję, że masz aż tyle łyżeczek – dodała.
Zawsze tak odpowiadam babci, gdy mnie pyta, co wypiję do ciasta. A potem bije mnie po głowie i mówi, żebym mówił jak człowiek.


-A ty Bartek coś chcesz? – zwróciłam się do jedynego mężczyzny w tym pomieszczeniu.
Tylko Bartek nosi w swoim mieszkaniu spodnie!

- Nie dziękuję. – odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
Brak przecinka sprawia, że nawet najwięksi myśliciele mieliby problem z rozgryzieniem właściwych intencji Kurka.

Gdy tylko usłyszałam jego odpowiedź, udałam się do kuchni, gdzie wsypałam do filiżanki odpowiednią ilość kawy rozpuszczalnej i cukru. Czekając na zagotowanie się wody rozejrzałam się wokoło.
W pewnym momencie moim oczom ukazał się ogromny bukiet białych róż. Stały w wazonie, na środku stołu, tuż przy oknie.
Podeszłam do stołu i pochyliłam się delikatnie nad kwiatami. Wciągnęłam po cichu powietrze, aż do moich nozdrzy dostał się przepiękny aromat róż. Miały one specyficzny zapach, który za każdym razem budził we mnie te same emocje. Tylko skąd Bartek wiedział, że to są moje ulubione kwiaty?
Jeśli oczywiście to on przyniósł te kwiaty. Ale byłoby to dziwne, gdyby okazało się, że to jednak jego mama przywiozła ze sobą ten bukiet.
Nagle usłyszałam jak czajnik zaczął gwizdać, więc podeszłam do blatu i zalałam kawę.
Idę o zakład, że ledwo nakreślony wątek róż jest tylko zapychaczem fabuły. Stawiam lazurowe szkła kontaktowe przeciw zgniłym orzechom.

Odłożyłam czajnik i podeszłam do lodówki. Na szczęście Bartek zrobił wczoraj zakupy, więc nie było problemu ze znalezieniem dwunasto procentowej śmietany.
I uświadomieniem sobie, że ktoś tu nie ma chyba nawet pięćdziesięcio procentowej znajomości zasad polszczyzny.
”Dwunasto” brzmi trochę jak wołacz utworzony od „dwunasta”. Ciekawy sposób – zamiast się męczyć i szukać po lodówce, wystarczy dany produkt zawołać.

Dolałam odpowiednia ilość białego płynu do filiżanki i ruszyłam do salonu.
Czy tylko mnie w tym momencie przypomniała się seria American Pie?

Mamo, mogłabyś już przestać? Justyna jest dla mnie bardzo ważna i na pewno jej nie zostawię. – głos Bartka był na tyle wyraźny, że nie miałam problemu z tym, by zauważyć, że był zdenerwowany. Oczywiście nie tak jak w hali, ale wiedziałam, że jeśli za chwilę tam nie przyjdę to Bartek będzie żałować swoich słów, które z pewnością by za chwile wypowiedział.
Sherlock zgodził się z tą tezą, aczkolwiek lekko ubodły go braki znaków diakrytycznych i przecinków.

- Ja to rozumiem, ale czy nie możesz zrozumieć tego, że Marta wróciła i chce znowu z Tobą być? – Bartoszowa mama mówiła stanowczym tonem.
Mama Bartosza była jednocześnie żoną innego Bartosza, że mówią na nią „Bartoszowa”?
Mieliśmy już tatę-psychopatę, czas na mamę Bartoszową! (Poza tym: jaka znowu Marta? Kolejna postać wzięta z... otchłani organizmu?)


- Nie obchodzi mnie Marta! Już od jakiegoś roku nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
- Ależ Bartek. Ona Cię kocha. I ty ją też kochasz. Bądź z dziewczyną, którą darzysz tym wspaniałym uczuciem.– Gdy tylko to usłyszałam przystanęłam na chwilę i przełknęłam głośno ślinę.
ŚLURP!
Za chwilę znowu przeczytam o tym, jaka to Marta jest bogata, wspaniała, wysportowana i jak to będzie utrzymywała Bartka, gdy ten „zejdzie ze swojego stanowiska”.


- Masz rację. – Moje oczy zaszkliły się. – Będę z dziewczyną, do której coś czuję, ale to z pewnością nie będzie Marta. Mamo zrozum to, że ona mnie zdradzała. Co noc miała innego.
Z kim można zdradzić posiadacza najwspanialszych oczu na kuli ziemskiej?! Chyba tylko z człowiekiem, który ma do zaoferowania coś więcej niż oczy.

Nie mam ochoty jej więcej widzieć. – powiedział stanowczo Bartek, a mi momentalnie na twarz wpełzł szeroki uśmiech.
Tuśka, Ty znasz się na zwierzętach: od kiedy uśmiechy wpełzają niczym węże lub ślimaki?
Nie wiem, ale jak sobie to wyobraziłam, to odechciało mi się jeść.

- Nie waż nie tak mówić o mojej Martusi. Ona nigdy tego nie zrobiła. To ty ją zdradzałeś, ale rozmawiałam z nią i powiedziała, że ci wybacza i możecie być razem.
Próba zrobienia z potencjalnej teściowej hetery – robisz to źle.
Kto tu kogo zdradzał... who gives a damn? Wszyscy wiemy, dokąd to zmierza.


Przysiadłam na oparciu kanapy i przyglądałam się przyjmującemu. Ten wyglądał jakby nic sobie z tego nie robił, ale jego dłonie natychmiast zacisnęły się w pięści. Musiałam natychmiast działać, więc położyłam swoją dłoń, na jego ręce, która już była zaciśnięta i delikatnie głaskałam jego skórę swoim kciukiem.
Skóra była mocno podrażniona przez niepotrzebne przecinki.

Skoro wierzysz jej, a nie własnemu synowi, to co ty tu jeszcze robisz? Dobrze wiesz, że nigdy już z nią nie będę. Moje serce jest już zajęte.
Przez złogi cholesterolu.

Bartek podniósł swoją dużą dłoń i przyłożył mi ją do mej twarzy.
- Milcz, kobieto, kiedy ja mówię!
- Hfmfnmfnhmn!


Gdy jego zimna ręka spotkała się z moich gorącym policzkiem po moim ciele przeszły dreszcze, a serce zabiło mocniej.
Przynajmniej jedna Kurkoprądnica nie zawodzi w tym opku.

– Jest tam miejsce tylko dla Justyny. To ją kocham i to z nią chcę spędzić resztę swego życia. – Jego błękitne oczy spoglądały na moją twarz, na której pojawiły się dwa, szkarłatne rumieńce.
I jeden, zupełnie, zbędny, przecinek.
Zagadka: były bardziej dwa czy bardziej szkarłatne?

- Bartoszu Kamilu Kurek, co ty wygadujesz?!
- A jak mnie jeszcze raz zdenerwujesz, to użyję Twojego imienia z bierzmowania!

krzyknęła i jak najszybciej wstała ze swojego miejsca rozlewający przy tym gorący napój na bartkowy dywan.
Rozlewające miejsce o męskim rodzaju. Jak to możliwe?
Ciekawe, jaki to jest dywan bartkowy... A, racja. W kolorze lazur.


- Nie! Co ty wygadujesz? Mamo, chyba już na ciebie pora. – rzekł przyjmujący i również wstał.
- Jak ty się odzywasz do matki?!
- Do widzenia mamo. – Spokojny głos Bartosza obiegł całe mieszkanie i po chwili nie widziałam ani jego, ani jego mamy.
Oboje teleportowali się na swoje planety.

Szybko poszłam do kuchni po vanisha oraz specjalną ścierkę do czyszczenia dywanów [są takie? Naprawdę? I co, mam jeszcze uwierzyć, że samotnie mieszkający mężczyzna ma w arsenale coś takiego?] i po chwili już siedziałam w salonie i próbowałam sprać ową plamę, którą zrobiła pani Kurek.
Agresywna kryptoreklama rrrrraz!
Bartosz stwierdził, że trzeba rozpropagować modę na sprzątaczki z Bałkanów.


Wtem do salonu wszedł Bartek. Jego wyraz twarzy nie wskazywał na to, że jest zły. A wręcz przeciwnie. Jego twarz rozjaśniał szeroki uśmiech, a oczy mu się świeciły niesamowicie.
”Dobra, tania, nie narzeka”.
Wiele narkotyków mogło spowodować taki stan organizmu... A może to ta kawa ze śmietankę dwunasto procentową?


Chciałbym z Tobą porozmawiać. – powiedział i pociągnął mnie za rękę w stronę kuchni. Gdy tylko się tam znaleźliśmy Bartek posadził mnie na jednym z krzeseł, usiadł przede mną i złapał mnie za rękę.
- Justyna posłuchaj. Nigdy nie byłem w tym dobry, ale powiem to prosto z mego serca.
- Ale Bartek, o co chodzi? – spytałam, choć domyślałam się co się za chwilę stanie. Tylko to co usłyszałam przerosło moje najśmielsze marzenia.
Moje przerosło. Wasze też przerośnie. Zapnijcie pasy, czeka Was Najbardziej Sztampowe, Wtórne i Nieprzekonujące Wyznanie Miłości Roku.
Szykujcie chusteczki!

Moja dusza płonie miłością czystą i szczerą do Ciebie. Ognia wiecznej miłości we mnie nic i nikt nigdy nie zgasi.
Uwaga! Alarm! Tandeta najwyższego stopnia! Kryć się!
Ale przedtem się ubezpieczcie na życie.

Serce moje zaś już zawsze zostanie przy Tobie.
Płuca będą zawiedzione.
A oczy?! Jezus Maria, przecież bez nich całe opko jest tylko marnotrawstwem bitów i bajtów!

Bo Ty je ożywiłaś i dla Ciebie teraz bije i do Ciebie należy. Kocham Cię całym sobą, każdą moją komórką i atomem.
Ehe. A najbardziej komórkami Leydiga.

Kocham Cię taką jak jesteś, możesz mówić, co chcesz. I tak Jesteś Moim Aniołem i zawsze nim będziesz.
A aniołowie są pozbawieni znamion płci, więc sobie komórki Leydiga nie poszaleją.

Na jawie i we śnie, zawsze będę Cię kochać. Jesteś źródłem mego szczęścia i radości. Jesteś sensem mego życia. Jesteś Moją brakującą połówką. Jesteś Tym czego zawsze szukałem. Jesteś moją miłość.
”Jesteś moją ułomna fleksja”.
Zastanawiam się, czy ten fikcyjny Siurak ułożył sobie te śmoje boje w przerwach między wyjazdami do Macedonii a włażeniem bez powodu na balkon.

Kocham Cię tu i teraz i zawsze będę Cię kochać. Kocham Cię sercem i duszą i całym sobą. Kocham Cię o każdej porze i o każdym czasie.
Błąd interpunkcyjny i tautologia.
Tuśka chciała napisać przez to, że to po prostu ch**owy tekst, ale to ja w tym duecie jestem prostakiem i muszę wypełniać swoje obowiązki.


Kocham Cię czy jesteś zła, smutna czy radosna czy wesoła.
Tylko jeden przecinek jest na swoim miejscu.


Kocham Cię nie zależnie [ort.] od Twego nastroju. Kocham Cię w każdym miejscu na świecie. Kocham Twoją dusze. Kocham Twój Głos. Kocham Twój uśmiech. Kocham Twoje oczy. Kocham Twoje włosy. Kocham całą Ciebie.
Już koniec? A mógł jeszcze tyle wymienić!
[„Kocham Twój naskórek, kocham Twoje trzeszczki, Twój troczek prostowników, a także wyrostek robaczkowy darzę miłością swą”].



Bartosz mówił to z taką zaciętością, a zarazem ogromnym i ciepłym uczuciem w głosie, że po moich policzkach spłynęło kilka łez szczęścia.
Kilka! Już nie są samotne!

Sama nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Nigdy jeszcze nie usłyszałam czegoś takiego.
A my i owszem, w zbyt wielu tanich romansidłach.

Moje serce biło jak oszalałe. Nie wiedziałam co mam zrobić, a siatkarz spoglądał na mnie z wyczekiwaniem. Przełknęłam głośno ślinę i powiedziałam:
- Bartek, ja nie wiem co mam powiedzieć.
Słodkie.

- Nic nie musisz mówić. Ważne jest, że wydusiłem to z siebie. Odpowiesz mi na to, gdy tylko będziesz gotowa. – uśmiechnął się delikatnie, nachylił się nade mną i pocałował w czoło. Gdy tylko wykonał ten gest moim ciałem wstrząsnął dreszcze.
Mną też coś wstrząsa, kiedy aŁtorka gubi się w ustaleniu związku rządu.

- Powiedziałam, że Cię kocham. – rzekłam głośniej, a ten momentalnie się uśmiechnął.
Przeszyliśmy się wzajemnie uczuciem do głębi serca, aby dowiedzieć się i upewnić czy obydwoje jesteśmy na to gotowi i czy wyrażamy to samo w tym jednym najważniejszym dla siebie momencie.
”Przeszyliśmy się uczuciem” - kwik!
Krawieckie metafory erotyczne może nie są popularne, ale sporo punktują w kontaktach między płciami.

Po krótkiej rozmowie zdecydowaliśmy, że nie możemy ukrywać tego co zbudowało się samo przez tak długi czas, postanowiliśmy budować to dalej i czekać na rozwój sytuacji. Nie pozostawało nam nic innego jak całkowite zbliżenie.
O, będą momenty?

Pocałunek był dopełnieniem wszystkiego. Dopiero po fakcie spostrzegliśmy się jak bardzo tego pragnęliśmy i jak bardzo oboje chcemy być w tym stanie dalej. Przytulił mnie bez słów, bo słowa były tu mało istotne, wzrok i bicie serca wyjaśniło wszystko. Łapiąc się za ręce poszliśmy do jego sypialni, kładąc się do łóżka i przytulając się, zasnęliśmy… to był początek tego co będzie trwać wiecznie. 
Phi! A już myślałam, że będzie soczysty opis TEGO, jak to aŁtorki zwykły enigmatycznie określać.
- O, a teraz opiszę sobie, jak Kuraś i ja... to jest Jusia się bzyka...
- Marsz do kuchni! Zupa stygnie!
- Ech, sztuka się rodzi w bólach...


Na szczęście to już koniec i mogę spokojnie poświęcić się wakacyjnemu leniuchowaniu... Chyba że Tuśka znajdzie kolejny intrygujący blogasek do analizy :)

Tako będzie!

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Hmmm... Szkoda, że nie posiadam takich zdolności oratorskich jak Bartosz, bo brakuje mi słów, by skomentować to opko. W momencie, gdy dotarłam do wątku z ręką Jakuba na kolanie Justyny i do tego, co wydarzyło się dalej odłożyłam na chwilę laptopa i zaczęłam się zastanawiać (po raz kolejny, ale tym razem poważnie), czy w tej chwili nie zakończyć lektury, ale ostatecznie stwierdziłam, że skoro już zaczęłam, to muszę dotrwać.
No i potem żałowałam tej decyzji...
Chwała Bogu, że nie jestem córką prezydenta Macedonii. Ciężkie życie.

Anonimowy pisze...

"Czy tylko mnie w tym momencie przypomniała się seria American Pie?" - NIE.
Fucha sprzątaczki z Bałkan nie jest taka zła, podobno chcą po pięć tysięcy. Tak przynajmniej czytałam w liście tygodnia w "Wysokich obcasach".
"Moja dusza płonie miłością czystą i szczerą do Ciebie. Ognia wiecznej miłości we mnie nic i nikt nigdy nie zgasi." - A teraz muszę wrócić i uświadomić sobie, że mówi to - uwaga - Bartosz Kurek, jeden z bohaterów FIVB, MVP tegorocznej Ligii Światowej... Tandeta tandetą, ale... Wybaczcie na chwilę. *wali głową w stół* Okej.
Ośmielę się stwierdzić, że powiedzenie córce prezydenta "nieważne, jaka jesteś i tak cię będę kochać" nie jest zbytnim poświęceniem, ale co ja tam wiem.
Okeeeej, z tego wywodu miłosnego powiało Nicholasem Sparksem, a on sam w sobie już nie jest na moje nerwy.
Od dzisiaj nie mówię, że się zakochałam. Od dzisiaj mówię, że przeszyłam uczuciem.
Wiecie co? Ja to Wam muszę podziękować. Gdyby nie Wy, to już bym zapomniała, jak to jest ryczeć ze śmiechu. Teraz będzie trochę wazeliny, ale jesteście wspaniali, uwielbiam Was, zbiję Wam ołtarzyk i pięć razy dziennie będę się modlić z głową w stronę Łodzi.

Prześlij komentarz