#25 - Ville Larinto i nawóz naturalny

|
Dziś analiza z serii "awaryjne". Podróże na sam kraniec Rzeczpospolitej w celu bratania się z Marokańczykami skutecznie odciągają mnie od literackich blogaskowych potworków. A ponieważ lato w pełni w ostatniej kwadrze, dziś pora na bardzo zimową analizę.

Wiecie, co jest równie złe, jak opka z nagromadzeniem wszelkiego rodzaju błędów? Opka, które próbują być w jakiś sposób lepsze, bardziej oryginalne, a wychodzą po prostu mONdre. Przyszła kolej, by się z takim rozprawić.


PRZEDSTAWIENIE POSTACI:

Salomone Inkaionen
Wg Google Translate nazwisko pochodzi z niemieckiego i oznacza "Inca jonowy". Salomone jest potomkinią inkaskich chemików?

'Dlaczego zeszłam na złą drogę? Nie wiem. Wiem jedynie, że to nie moja wina. Wszystkie problemy doprowadziły mnie do stanu krytycznego.
*zaciera ręce na myśl o scenach szpitalnych*

Ville Larinto

'Ja na życie znalazłem sposób: serce wkładaj tylko do tego, co wiesz, że ci wyjdzie,
Na przykład do worka osierdziowego.


AŁTORKA O SOBIE:

Aśś - osoba X.
lubię swoją wyobraźnię. uwielbiam, gdy wymyślam coś okropnego.
A ja uwielbiam te okropności analizować.

kocham, gdy przez pisanie zemszczę się na szczęściu, którego nie mam.
Mam nadzieję, że zemsta nie obejmuje też zasad języka polskiego.

WARTKA AKCJA

Nazywam się Salomone Inkaionen, w czerwcu skończyłam siedemnaście lat, a w szkole jestem rok do tyłu.
Ciekawe, czy uwalili ją na polskim.

Mój biologiczny ojciec gdy tylko dowiedział się, że moja matka jest w ciąży spakował walizki i prysnął, jak taki zwykły, śmierdzący tchórz.
Nie, to skunksy tak pryskają!

Jeżeli chodzi o tego kibla w szkole… Można całą winę zwalić na złe towarzystwo, w które wpadłam
U mnie w szkole też była spora grupa dziewczyn, które całe przerwy spędzały w toaletach.

Nigdy nie byłam żadną kujonką, prymuską, nic z tych rzeczy
"W końcu jestem zbuntowaną Mary Sue, czyż nie?"

ale udawało mi się wyciągnąć na czwórkę z matematyki, trójkę z przyrody, a nawet piątkę z fińskiego.
Który ma bardziej pokomplikowaną gramatykę od polskiej? Śmiem wątpić.

W tamtym okresie moim ulubionym zajęciem było włóczenie się po ulicach do północy, przesiadywanie w śmierdzących piwnicach oraz nielegalne picie alkoholu
Legalnie alkohol można pić tylko w eleganckich restauracjach i w wysublimowanym towarzystwie.

W wieku czternastu lat byłam z nimi tak zaprzyjaźniona, że pozwalali mi na picie wódki, co u nich świadczy, że jestem w pełni zaakceptowana.
W wieku lat szesnastu dokonali natomiast rytuału braterstwa krwi.
[Albo po prostu wypili brudzia].


Od razu wpadł mi w oko dwudziestoletni wówczas Harri Olli, jak się dowiedziałam potem, obiecujący skoczek narciarski.
Olli na nielegalnych popijawach w piwnicach? Kupuję to bez zbędnych pytań.

I w ten sposób młoda, głupia, zakochana, straciłam rok później z nim dziewictwo.
*zastanawia się, w jaki sposób*

Na jednym z naszych spotkań siedziałam podłamana, a że, [wtedy rzucam przecinki, gdzie popadnie...] byłam już zaufanym członkiem grupy, podszedł do mnie najstarszy z nas, nadziany [truskawkami] Anglik, John, który trafił do Finlandii tylko dlatego, że parę lat temu jego ojca ścigali listem gończym na całych Wyspach Brytyjskich.
A ze Zjednoczonym Królestwem, jak dobrze wiemy z historii, Finlandia jest skonfliktowana od wieków, więc nikt nie miał zamiaru go wydać.

Więc podszedł, poklepał po plecach, o nic nie pytał, tylko dał mi jedną działkę, a ja czułam się jak w raju.
Snuła wielkie plany budowy skromnej willi z basenem.

Potem często kłóciłam się z ‘wujkiem’ oraz matką, miałam problemy w szkole, tak też powoli zaczęłam się uzależniać.
Od kłótni czy od problemów?

Pomimo tego, że Olli mnie zranił niewyobrażalnie, to odczuwałam wewnętrzną potrzebę wybaczenia mu.
Marysia miłosierna - wersja druga, ulepszona.

Zimą zazwyczaj wyjeżdżał na te swoje konkursy, a każdy konkurs traktowaliśmy jako powód do świętowania, bądź też w wypadku kiepskiego wyniku Harriego, do zatopienia smutku w alkoholu.
Dziwi mnie, że nie mamy w Polsce powiedzenia o Finach-bratankach.

Czemu o nim mówię? Ponieważ dzięki niemu poznałam Ville Larinto.
Było to gdzieś w okolicach końca lutego, początku marca roku pańskiego 2008.
Zrobiło się religijnie. Duch Szmala czuwa nad nami.

Harri miał akurat nam załatwić hasz, tabakę i czystą.
Hasz i tabaka mogły mieć zabrudzenia.

Minęło piętnaście minut, trzydzieści, aż w końcu usłyszeliśmy czyjeś kroki po godzinie.
A czasoprzestrzeń ułożyła się w spiralę.

Tak jak większość z nas pomyślałam, że to jakiś nowy, którego nie zdążyłam jeszcze poznać, ale on stanął i nie wyglądał na początkującego.
Larinto był już nieźle zaprawiony w bojach, rodzice dawali mu "Finlandię" zamiast butelki z mlekiem.

- Nie przyjdzie, bo nie może – przerwał tamtemu blondyn.
– Bo co? Żeni się? – odparł sarkastycznie John.
– Fiński Związek Narciarski go zawiesił za picie.
Ciężko się chodzi, będąc zawieszonym.

– No, dobra… Wiara! Kto idzie do ‘Biedronki’ po parę butelek?
Biedronki opanowują świat, oby za granicą nie puszczali tych mózgotrzepiących reklam...

[Ville zagaduje Inkę jonową, powołując się na znajomość z Ollim]

– Tak, mówił, że jesteś kiepska w łóżku i że nie poleca cię na przyszłość – odparł. Nie wiedziałam, czy żartuje, czy mówi serio, ale czułam jak robi mi się gorąco.
– Serio?
– Yhy, serio, serio.
I wtedy dostał w pysk.
Don't fuck with Mary Sue. A już pod żadnym pozorem nie podważaj jej łóżkowych umiejętności.

– Za co? – wystękał, trzymając się za policzek.
– Do mnie nie mówi się w ten sposób – i odeszłam.
Ville, dam ci radę. Zaczynaj od "wasza wysokość".

Jeżeli nawet mówił prawdę, z tym, jak mnie Olli publicznie nazwał, ale nie powinien tego mówić w TEN sposób. Lekceważąco, że poczułam się naprawdę jak dziwka.
Nie było mowy o tym, by ktokolwiek tu płacił!

Generalnie rzecz ujmując
Nie ograniczaj się, aŁtorko, tu masz więcej propozycji.

mój problem z Ville Larinto od początku polegał na tym, że nie wiedziałam, czy go lubię i cenię, czy też go nienawidzę i pogardzam nim.
Wg mojej wiedzy odnośnie merysujek, powinnaś czuć to drugie. Wobec całego świata.

Bo też on sprawiał dwojakie wrażenie – w jednej chwili wydawał się być normalny, żeby nie powiedzieć, zainteresowany moją osobą, a w drugiej, że uważa mnie za idiotkę, ćpunkę, alkoholiczkę i, co najgorsze, za dziwkę.
No przecież nikt nic nie mówił o zapłacie!

Pomimo tego, był także nieludzko intrygujący.
Przypominał kosmitę?

Nawet wtedy, gdy nienawidziłam go z całego serca pragnęłam by spostrzegł, że nie jestem aż taka zła i zepsuta. Że jak na moje, wówczas jeszcze nieskończone, siedemnaście lat jestem bardzo dojrzała.
Szczególnie na piwnicznych popijawach.

Wracając do rzeczy: z drugiej strony jednak pragnęłam jak najszybciej zakończyć znajomość z tym czubkiem.
Na razie ta znajomość ogranicza się do bicia po twarzy, ale w porządku.

Gwałtownie się odwróciłam, zrobiłam dwa kroki do przodu, zupełnie nie patrząc przed siebie, zamroczona wściekłością, nienawiścią, wkroczyłabym na jezdnię tuż przed rozpędzony samochód. Wkroczyłabym, gdyby nie to, że ktoś chwycił mnie za ramię i ryknął do ucha: „Zwariowałaś?!”.
Ville, trochę się pospieszyłeś, w ten sposób ominęliśmy ważną scenę szpitalną!

– Nie, bo widzę, że nic ci nie jest. Oprócz tego, że jesteś w szoku.
– I co z tego?
– No, na przykład, jeżeli przechodziłby się tutaj jakiś pedofil, zboczeniec bądź też napaleniec, mógłby zrobić z tobą na co miałaby ochotę.
Mam dziwne wrażenie, że aŁtorce czegoś brak. I nie jest to magnez.

– Ty, Larinto, a za mądry to ty nie jesteś?
– No, może do najwybitniejszych uczniów nie należę, ale na pewno nie mam kibla.
W Finlandii nadal co drugie gospodarstwo domowe korzysta z wychodka.

Z zachowaniem też nie mam problemów, nie ćpam, nie piję… Znaczy piję okazyjnie…
Wtedy dostał w pysk drugi raz.
- Twoim obywatelskim obowiązkiem jest regularne upijanie się! Zrozumiano?!

– Mika Kauhanen, nie kojarzysz? – odparł, jakby czytał w moich myślach. Zaczynałam go powoli za to nie znosić. Za to, że tak łatwo czytał w moich myślach
Larinto pobierał prywatne lekcje legilimencji u Voldemorta.

nie wspominając o pogardzie, która brzmiała w jego głosie.
Przy okazji przejął parę zachowań od swego nauczyciela.

A sama miałam ryj wykrzywiony tak, że wyglądałam tępiej niż Larinto. Chociaż…
"Nie, to niemożliwe, w końcu jestem Mary Sue!"

Mówię tak tylko dlatego, że wówczas go nie znosiłam. Bo tak naprawdę wiedziałam, że jest zabójczo inteligentny.
Gdyby Larinto tylko chciał, to odkryłby szczepionkę na AIDS, wynalazł perpetuum mobile, opisał, co jest pod horyzontem zdarzeń czarnej dziury i zdobył tytuł arcymistrza szachowego w parę minut. Ale mu się nie chce.

– Trenowaliśmy kiedyś razem… Opowiadał o tobie wiele rzeczy… W końcu kochał się w tobie chłopak te pięć lat.
– We mnie? Pięć lat?
Tylko?

– Szkoda, że jesteś taka arogancka – poczułam, jakby mi wbijał coś w plecy. Był świnią.
I wbijał jej w plecy tarczę ryjową.

Nigdy nie spotkałam takiego człowieka, który by mnie zmuszał do myślenia
Wierzę.

– Przepraszam – wydukałam – Nie powinnam być taka impulsywna.
– Nic się nie stało.
– A ty mnie nie przeprosisz?
– Nie. Mój słownik nie ma takiego słowa.
W opkach nie ma czegoś takiego jak słownik.

Ja jednak uzależniona nie byłam. Oczywiście, parę razy w życiu sobie trochę hery walnęłam, ale tylko takie niuchanie! (jak to się nazywa tych sferach) – bo ładować, to nie ja.
Droga Salomone!
Czy mogłabyś zaprzestać operowania slangiem, którego nie rozumieją kulturalni ludzie czytający opko?
Yours sincerely,
Tuśka i jej szale


[BoChaterka wspomina swoją przyjaciółkę z dzieciństwa, Astrid]

Rzecz jasna, nigdy nie byłam orłem, więc nie dostałam sie do tej samej szkoły, więc przeszłam do rejonówki. Potem był ten słynny kibel – a nasza znajomość ograniczyła się do ‘cześć’, ‘co tam?’ , ‘a wszystko w porzo’
Oto jak toalety potrafią poróżnić ludzi.

Zazdrościłam moim koleżankom, które siedząc razem w ławce, wciąż chichotały i przegadywały jedna drugą najnowszymi doniesieniami o własnych życiach.
Dzieliły się doświadczeniami z gry w Simsy.
[Albo były kotami].


Zapatrzona w Astrid, dostałam nagle w łeb kubłem zimnej wody.
Nie wiem, kto na to wpadł, ale gratuluję pomysłu uderzenia Salomone kubłem zamiast zwykłego wylania wody na nią.

Jedyną osobą, którą kochałam, była moja matka. Ale ta nie miała czasu na rozmowy ze mną. Nie miała stałej pracy, dorabiała to tu, to tam.
*milczy znacząco*

[A babcia...]


Nie lubiłyśmy się, od kiedy na jednej z Wigilii głośno krytykowała jedzenie przyrządzone przez moją mamę.
– McDonald jest chyba otwarty. Może pani się tam dokuśtyka i zje coś znacznie lepszego, ale prawda jest taka, że masz, babuniu, za dobrze w dupie. – i koniec przyjaźni.
Ciekawe, dlaczego...

Larinto…? Larinto był debilem.
Debilem o wysokim ilorazie inteligencji, o ile pamiętam.

Bałam się spotkania z nim, a jednocześnie chciałam wiele rzeczy z nim wyjaśnić,
"Ville, wytłumaczyłbyś mi splątanie kwantowe?"

Nie należałam do osób tak wartościowych jak Astrid. Nie przejawiałam szczególnego talentu. Nazywałam się po prostu Salomone Inkaionen.
"I to już wystarczyło, by budzić powszechny zachwyt".

Wszystko jednak zaczęło się kiedy indziej.
Na przykład na początku.

Oczywiście babka, tudzież szanowna pani Tiia Hallopsen, lat chyba z dwieście, stara bezdzietna panna, cierpiąca od lat na idiotyzm, uwielbiająca cebulę/ smalec/ czosnek, wzięła mnie do odpowiedzi.
Preferencje kulinarne Finów upewniają mnie o ich bliskim pokrewieństwie z Polakami.
[Czy tylko mnie nazwisko nauczycielki kojarzy się z nazwą leku?]


Odtechnęłam nawet z ulgą
"...że to nie zajęcia z technologii informacyjnej".

bo wiedziałam, że nie dostanę kolejnego lacza.
Problem z łączem? Czyli jednak TI.

I, jak babcię kocham, odpowiedziałam na wszystkie pytania!
Rozdział wcześniej mieliśmy przykład twej ogromnej miłości do babci.

Wkurzyłam się, bo to, że nazywam się Salomone Inkaionen, która miała kibla, nie oznacza, że od razu można mnie przekreślać.
W jej żyłach płynie krew starożytnych południowoamerykańskich chemików, a jej toaleta jest słynna na całą Skandynawię!

Biologii nie warto się uczyć z Hallopsen!
Warto natomiast wypróbować Nootropil.

– A ty dokąd, Salomone?
– Moja sprawa, wujaszek.
– Gdzie ziemniaki? Pytam, gdzie ziemniaki?!
- Zapomniałam.
– No, nie! Nic nie potrafisz, Salomone. Nawet przejść klasy z dostatecznymi ocenami. Nic…
Ziemniaki to takie określenie na dobre oceny. Po dobrze zaliczonym kolokwium zawsze dzwonię do rodziców i oświadczam, że "tym razem będzie puree".

Zazwyczaj chłopacy, których poznawałam, którzy mnie intrygowali, tak to powinnam ująć – zapraszali mnie do kina, na lody, bądź też na najzwyklejszy spacer, po dwóch dniach znajomości.
Larinto natomiast zaprosił ją do wspólnej nauki poprawnej polszczyzny.

Tak też, gdy mnie zobaczył oraz przeszył wzrokiem, miałam wrażenie, że myśli sobie o mnie jak o narkomance, dziwce, alkoholiczce w jednym
Sprawę pobierania opłat już chyba wyjaśniliśmy?

Mieliście kiedyś uczucie, że coś w waszych sercach rwie po prostu do innej osoby?
Nie, wszystkie elementy anatomiczne mojego serca dobrze się czują w moim śródpiersiu. Ale podejrzewam, że wiem, po kim mogłaś odziedziczyć to wyrywanie serca.

– Prawdaż… Jak się masz?
- Pochyło. – nie wiedziałam co na to odpowiedzieć
To znaczy, że ma pod górkę czy że się stacza?

Trzecia osoba mogłaby to skomentować jako fatalne zauroczenie świętym panem Larinto
Zawsze mogłaś trafić na boskiego Sławomira Szmala.

Staliśmy tak oboje, patrząc na psa Ville załatwiającego swoje potrzeby fizjologiczne.
Trzeba mu było użyczyć słynnego wucetu.

Srał w nieskończoność, a my milczeliśmy.
Pies Larinto wysyłał swoje ekskrementy aż na kraniec Wszechświata.

Pieprzony gnój. Myśli, że nazywa się Ville Larinto, wykopał mojego boskiego Olliego z reprezentacji, pofarbował się na platynkę, to jest lepszy ode mnie?!
Nie śmiałby. Po prostu też chce mieć metalowe włosy jak Malfoy.

Ja natomiast walczyłam z cisnącymi się łzami złości, upokorzenia i nienawiści.
I, przejmującej wręcz, samotności.

– Sądzisz, że jesteś lepszy ode mnie, tak? Bo jesteś jakimś z dupy wyjętym skoczkiem?!
"I dziecko wychodzi przez pupę"?

Bo wszyscy wierzą w cudownego pana Larinto, a w Salomone Inkaionen nie wierzy już nikt?
Kult świętych w Finlandii kwitnie.

3 - Żeby kogoś pokochać, musisz go najpierw znienawidzić.
Czyli prosta odpowiedź na to, skąd znaczący wzrost liczby rozwodów: zbyt mało się nienawidzicie!

Wykonałam telefon do Johna, a po minucie zbiegałam na dół po schodach.
Czyżby pora śniadania?

– Hola, młoda panno, dokąd się wybierasz? – wydarł się mój słodki wujek, ale ja go nie słuchałam. Jego też miałam w dupie.
Już widać główkę!

Niemal biegiem przebyłam drogę na najbliższy przystanek autobusowy.
Nieraz trzeba pokonać długą drogę, by dostać wreszcie wymarzone śniadanie.

Oczami wyobraźni widziałam cudowną flaszkę piwa, kielicha wódki oraz paczkę najmocniejszych z mocnych papierosów.
Bo śniadanie to najważniejszy posiłek dnia!

Potem mi uśmiech mi trochę zszedł, bo facet na mnie spojrzał i zapytał, czy to możliwe, że jestem tą Salomone.
Sława Marysi (i jej toalety) nie ma końca.

Chcesz, to ci powiem, co sądzę o tym gnoju Larinto. Chcesz…? Ty…
- Sami…
- No… Sami – salami, ha ha.
Uwielbiam blogaskowy humor.

Otóż, myślę, że Ville Larinto jest idiotą w każdym calu, a jego mózg został kompletnie zeżarty przez takie malutkie robaczki, które nazywają się villos kretynos, to na jego cześć
Patrz wyżej.
[Od kiedy pasożyty nazywa się z greki?]


Wkurzyło mnie to, że gdzie nie wejdę, tam spotykam chociaż trochę Ville Larinto.
A to rękę, a to nogę.

Oczywiście, fakt, że gdy go zobaczyłam po południu, to miałam nieziemskie przyciąganie do pana Larinto, wytnie się i wyrzuci.
Ville grawitacją dorównuje Jowiszowi.

Idąc po zaśnieżonych ulicach Lahti ośmieliłam się stwierdzić, że ów przyciąganie [aż mnie oczy zapiekły, brr!] było wynikiem nieprzespanej nocy i dziwnego urojenia,
A fizycy szukają tych grawitonów jak głupi...

W dość refleksyjnym nastroju dotarłam do umówionego miejsca spotkania moich, jak to się okazuje, jednych przyjaciół.
Drudzy spotykali się w piwnicy, zaś trzeci w toalecie.

Nazywał się bodajże… Kimmo. Tak, Kimmo.
Reikkunen.

Chciałam się z nim związać jedynie za namową Olliego, który mówił, że później będziemy mieli za darmo kokę, której amatorem był właśnie Harri.
I wtedy moglibyśmy mówić o swoistym rodzaju prostytucji.

Co u niego teraz słychać – nie wiem - mówiąc szczerze, gówno mnie to obchodzi.
Zastanawia mnie, czy aŁtorka nie jest czasem proktologiem.

Najważniejsze było to, że jego brat, o dumnym imieniu Veli
Palatini.

urządza imprezę, na której miałam pełne prawo się schlać w trupa
Prawie jak licencja na zabijanie.

gdyż zostałam źle potraktowana przez jednego z tych tak zwanych skoczków.
Choć w rzeczywistości Larinto był wieżą.

Na mój widok pewna grupka osób, w tym John, Jarkko, Ismo, Pirjo, Saima i ku mojej uciesze, Harri Olli, wstali oraz zaczęli klaskać.
Harri znalazł w Internecie instrukcję postępowania z merysujką.

– Witaj, córko marnotrawna – rzekł John składając dwa pocałunki na moich policzkach.
W nim również odezwała się inkaska przeszłość.

Początek był dokładnie taki, jak myślałam – toast bez popitki, a potem browarze, siemano, kumplu jedyny.
Nie przypominam sobie, byśmy się zakumplowały.

Harri, nad czym bardzo ubolewałam, wolał zajmować się Pirjo, która, no, niestety, ale wyładniała przez ten miesiąc czasu. Coś zrobiła z włosami, trochę inaczej się malowała, szpanowała podkradnięciem matce perfum od Channel.
Konkretniej Disney Channel.

Zaczynałam drugą flaszkę piwa, kiedy zauważyłam, jak ten stary gnój Olli całuje tą [lalala, nie] starą jędzę Pirjo, którą do tej minuty lubiłam.
Fascynacja odbytem i nawozem... Co to może być?

Nie dane jednak mi to było, bo nie dłużej jak dziesięć minut później usłyszałam nad swoich uchem radosne ‘hej’.
– Można? Dużo o tobie słyszałam, Salomone.
– Czy w Lahti zna mnie każdy? – zapytałam retorycznie
Komentarz jest chyba zbędny.

- Wkurzył mnie taki jeden dupek, potem taka zdzira, a na końcu jeszcze większy gnój. A tego ostatniego to nawet zaczynałam lubić…
Był lepszy niż azofoska.

Chciałam iść na pomoc do Johna, jednak ten leżał prawie jak zabity.
Teraz jeszcze tylko wyrwać serce i bogowie obłaskawieni.

Z jednej strony, pomyślałam, że to dobry pomysł – dostanie gnój w chacie, ale się nią dobrze zaopiekują. Z drugiej strony… Właśnie: dostanie gnój.
Cały zapas łajna najwyższej jakości.

Włosy miał w nieładzie i pamiętam, że stwierdziłam, że to dodaje mu uroku.
Platynowe pręty sterczały każdy w inną stronę.

Myślałam, że mi strzeli po pysku.
Bo w tym opku to przecież normalne.

Ville, ku mojemu zdumieniu, nie zapomniał o moim istnieniu. Przeczesał dłonią włosy, co spowodowało, że jeszcze bardziej je rozczochrał.
A potem umył zęby, co sprawiło, że były jeszcze bardziej brudne.

Larinto postawił przede mną kubek z gorącą herbatą, sam sobie zrobił taką samą. Potwornie mi się to spodobało, ponieważ tak zawsze wyobrażałam sobie wizyty u babci, której nigdy nie miałam.
Larinto krzątał się po kuchni w grubym szlafroku i z wałkami na głowie, mrucząc pod nosem, że boChaterka coś zmizerniała.

– Nie uważam, że imprezy są złe – odezwał się nagle Ville, co mnie zdziwiło, bo tak szczerej nuty w jego głosie nigdy nie słyszałam –
- Ja za swoich czasów też się wybawiłem.

Niby najpierw będzie tylko piła, a potem ją wciągnie te swoje gówniaste prochy.
Zacznie handlować sproszkowanym obornikiem.

Pokłóciłabym się z nim, to na bank, ale Tuija wyszła z kibla, ledwo do nas doszła i walnęła mi się na kolana.
Oddała jej zasłużony pokłon i zaczęła się rozpływać nad cudownością jej toalety.

– Słuchaj, Ville, nie przedstawiłam tobie mojej nowej przyjaciółki.
– Znam już twoją nową przyjaciółkę.
– Jak to?
– Dzięki twojemu bóstwu, Olliemu.
Sławek ostatnio rozdał sporo wejściówek na Olimp.

Ville Larinto był dla mnie mieszaniną uczuć
Jako potomkini starożytnych chemików, postanowiła je rozdzielić. Na początek oddestylować.

– Fakt. Moja była też poleciała w ten sposób na mnie, ale za późno się zorientowałem. –(...)
– A co w niej lubiłeś? – zapytałam, podpierając się brodę na ręce.
– Miała mnóstwo pieprzyków i pochodziła z Norwegii.
Czyli poznajmy fetysze Larinto.

od aŁtorki: Odcinek dla Dni, których jeszcze nie znamy. ;*
Grechuta się właśnie przewrócił w grobie.

Pewnie myślicie, że potem poszło jak z górki: wielkie pogodzenie, wielka przyjaźń, wielka walka o powrót do normalności, wielka miłość, wielkie zakończenie szkoły, wielkie zaręczyny, wielki ślub, wielkie narodzenie dzieci, wielka starość, a na końcu wielka śmierć.
Na całe szczęście po wielkim pogodzeniu nadeszła od razu wielka śmierć.

Oczywiście, tak się nie stało.
Oczywiście.

Osobiście nadal miałam mieszane uczucia co do Ville.
Destylacja nie podziałała, więc boChaterka zabrała się za rozdział chromatograficzny.

Może właśnie to zawsze było naszym problemem: odpychaliśmy się od siebie jak tylko mogliśmy, a magia przypadku łączyła nas.
To nie magia, to fizyka. Konkretniej magnetyzm opkowy.

Jedna plotkara przechodziła przez osiedle Ville, wówczas, gdy mu strzeliłam w pysk. Oczywiście, na następny dzień podchodzi ze swoimi przyjaciółkami, między innymi z jedną z sióstr Jarkko, Liisą.
Przepis na fińskie imię: dubluj litery do oporu.

Wyszłam z domu. Pamiętam, że chciałam iść do apteki po wapno, bo zbliżał się maj, a w maju miałam zwyczaj chorować.
Materiały budowlane znacząco poprawiają odporność.

Moja sytuacja w szkole nie pozwalała mi na chorobę, a nic jak wapno nie pomaga mojemu zdrowiu.
Krwinki budują wały obronne przeciwko drobnoustrojom.

Chociaż miało się robić coraz cieplej, ostatnie dni czwartego miesiąca roku nie promieniowały słońcem.
*szuka słońca na układzie okresowym* Chyba Larinto wziął się wreszcie za odkrycia.

Weszłam do apteki. Kupiłam wapno, a mój wzrok zauważył valium.
Sprzedawane na pewno bez recepty. Przy okazji dokupiła też morfinę.

Bez zastanowienia kupiłam sobie opakowanie. Babka nawet nie zauważyła, że to na receptę.
Farmację ukończyła dzięki paru grubym kopertom.

Chciałam odlecieć. Polecieć jak najdalej się da.
*trzyma kciuki za osiągnięcie przez boChaterkę drugiej prędkości kosmicznej*

Zasnęłam, ale śniły mi się koszmary. Śniła mi się moja śmierć. Potem stanęłam twarzą w twarz z katem
Borze, po wcześniejszych przygodach z nawozami przeczytałam "z kałem".

Na końcu widziałam własny pogrzeb, na który przyszedł tylko ten skunks Larinto.
A co z tchórzo-skunkso-ojczymem?

Były ostatnie dni kwietnia, a jest to data śmierci moich dziadków.
Umierali kilka dni.

Chciałam wyjechać z Lahti, tam, gdzie zmartwienia by mnie nie dosięgały. Gdzieś, gdzie dla mnie kończyłyby się drogi świata.
*szuka w ofertach biur podróży długoterminowych wakacji w kołchozie*

Doszłam do wniosku, że to koniec końca tej przygody.
Czy mogę zatem odtrąbić koniec końca blogaska?

– Aha – mruknęłam, a potem przeszliśmy obok siebie. Niechcący otarliśmy się o siebie, a ja nawet przez sweter poczułam ciepło bijące od Larinto.
Ville pracował właśnie nad alternatywnymi źródłami energii.

Na szczęście w aptece była ta sama sprzedawczyni, co wczoraj, której było wszystko jedno, czy sprzedaje calcium, apap, valium czy acodin.
Właściwie była przekonana, że pracuje w sklepie ze słodyczami o finezyjnych nazwach.

Jak już chyba wspominałam, John jest Anglikiem, którego ojciec od pięciu lat ukrywa się przed brytyjską policją.
Tak, wiemy, Finlandia odmawia ekstradycji ze względu na prastary konflikt z UK.

Laskom imponował, ponieważ miał dwadzieścia cztery lata i nie wyglądał na Fina.
A Jennifer miała lat szesnaście i zeszła na śniadanie.

Miał ciemną karnację, trzy razy w tygodniu pakował na siłowni, a do utraty zmysłów doprowadzał przedłużaniem samogłosek.
Przedłużone samogłoski wydrapywały oczy i przekłuwały bębenki.

Poszliśmy z Johnem do baru mlecznego, gdzie kupiliśmy dwie kawy zbożowe o dumnej nazwie ‘Anatol’.
Sprowadzane prosto z Polski do sieci fińskich Biedronek.

Niestety, w momencie, kiedy to piszę, Johna nie ma już z nami na świecie. Doigrał się facet.
Samogłoski obróciły się przeciwko niemu.

Siedzieliśmy w barze mlecznym, chyba jedynym w całym Lahti, które pozostało, ponieważ resztę wyburzono.
Bary mleczne jednoznacznie kojarzyły się władzom z brytyjską konspiracją.

Nie pamiętam dokładnie, o czym rozmawialiśmy. Była to nieznacząca rozmowa, tak zwana potocznie: ‘rozmowa o niczym i o wszystkim’.
Pojawiająca się w każdym opku, gdy aŁtorka nie ma pomysłu na dialogi.

Lekki wiatr uderzał mnie w twarz, ale bardzo mi się to spodobało.
Wiatr z radością wziął większy rozmach.

– Słuchaj, Larinto… - zaczęłam.
– No?
– Mam chyba dość takich stosunków między nami.
Przez chwilę myślałam... Nie, stanowczo za dużo opek.

8 – Mam na imię Ville.
Czyli sławkowy duch nadal gdzieś tu krąży.

Był koniec maja… A właściwie połowa, mniej więcej dwudziestego drugiego.
Po 31 czerwca z opka o Schweinsteigerze czterdziestoczterodniowy maj mnie nie zaskakuje.

W dodatku moje marzenia zostały spełnione – oto wielki, potężny, tudzież abstynent Larinto
*macha aŁtorce słownikiem języka polskiego*

Gdzie się podział Larinto? Pan, władca, myśliciel?
Może właśnie odbiera Nobla?

Wielki skoczek narciarski?
Wielki łapacz kontuzji, chciałaś powiedzieć.

– Pomogę ci, Larinto! – powiedziałam. Spojrzałam na swoją dłoń, która trzymała jego rękę. Poczułam w sercu coś, czego nie znałam.
Oby to był zawał.

Larinto natomiast pochylił się ku mnie i konspiracyjnym szeptem powiedział do ucha:
- Mam na imię Ville…
"I jestem na usługach Jej Królewskiej Mości".

nie zdawał sobie z tego sprawy, ale naprawdę zaczynała mnie oblewać fala gorąca.
Kolejny wywołuje natychmiastowe przekwitanie.

Do cudów świata należy zaliczyć to, że nie rozlałam niesionej przeze mnie herbaty z cukrem, miodem i cytryną.
Piramida w Gizie cicho załkała.

Leżał na kanapie wpatrzony w telewizor. Grzywka zaczynała mu przeszkadzać, miał ją za długą, prawie wchodziła mu na oczy.
A nie mógł jej przyciąć, bo nikt w okolicy nie miał piły do metalu.

Jak to możliwe, że niedawno tak go nienawidziłam, a zaraz potem sprawiałam wrażenie zakochanej?
Występujesz w opku, to tłumaczy wszystko.

Tak, wiem, byłam głupia, ale człowiek może zrozumieć życie, tylko patrząc do tyłu.
A filozofowie się męczą...

Teraz wiem, że w miłości nie ma logiki
Podobnie jak w blogaskach.

- Koniec z tym szajsem! - powiedziałam sama do siebie.
"Pora zacząć legalnie sprzedawać nawóz!"

Po krótkim śnie, który nawet nie był twardy, wstałam i idąc do łazienki zauważyłam, że Larinto jeszcze śpi. Oddychał spokojnie, co strasznie mi się spodobało, ponieważ uciszało moje serce.
*trzyma kciuki* Ville, oddychaj jeszcze trochę!

Zastanawiałam się, czy przygotować śniadanie. Próbowałam przypomnieć sobie, jak w takich sytuacjach zachowywali się bohaterowie książek
Nie wiem, jak w książkach, ale w opkach śniadanie musi być.

ze zdziwieniem odkryłam, że mój rozwój pod względem książkowym stoi w miejscu od ostatniej klasy szkoły podstawowej.
A ostatnią jej lekturą była "Lassie".

. Serce zabiło mi mocniej, kiedy Larinto przygryzł wargę i naiwnie przeczesał ręką swoje włosy
Damn, Ville, wracaj do spokojnego oddychania!

Byłam zaczarowana.
Ville całe wakacje trenował z Voldim.

Ville chciał coś powiedzieć, a wschodzące słońce świeciło prosto na jego twarz.
A co robiły promienie na jego policzku? Kręciły piruety?

Ville wydawał się w ogóle nie przejęty zaistniałą sytuacją, ale wujek przeszył go zimnym spojrzeniem. Przez chwilę wpatrywali się w siebie nieprzyjemnym spojrzeniem.
Gdzie nie spojrzeć, tam były spojrzenia.

- Ona ma dopiero szesnaście lat, młody, a ty - ile? Ukaram Salomone! Niewdzięczniczko
*parsk* Wyrodna córeczko!

Doczekałam się dnia, kiedy Ville Larinto stał się człowiekiem - pomyślałam.
Czyli jednak był kosmitą.

Mój ojczym ma siostrę, która czasem przyjeżdżała do naszego mieszkania. Miała małego synka, Jonatana,
Żadnych podwójnych samogłosek? Czuję się zawiedziona.

Pierwszy raz wydawał mi się zagubiony, jakby nie wiedział, czego tak naprawdę chce. Sprawiał wrażenie bijącego się z myślami
Moda prosto z Austrii.

– Nie odzywałeś się – powiedziałam z wyrzutem. Miałam oczy pełne łez złości.
Ich samotność bardzo je złościła.

– Hej, zaczekaj… - powiedział, przytrzymując mnie za łokieć. Poczułam coś dziwnego, takie przyjemne ukłucie w sercu, które spowodowało, że niemal zemdlałam.
Splot słoneczny przemieścił jej się do łokcia?

Wiecie, sportowiec ma wrażliwszą duszę od niejednego artysty.
A inteligencją bije niejednego profesora wyższej uczelni.

Artysta, którego dzieła zależą od jego nastroju, ma większy wpływ na swoją przyszłość. Natomiast sportowiec… Jeżeli jest szczęśliwy, to daje sobie radę, wszystko przychodzi mu łatwiej.
Co ewidentnie nie wskazuje na to, że jego sukcesy też zależą od jego nastroju.
[Tylko co to ma do wrażliwości duszy?]


Do lasu, o którym mówił Ville, często chodziłam z Astrid, czyli moją przyjaciółką sprzed lat, o której już wspominałam.
Tej od "Dzieci z Bullerbyn". Jedna z ostatnich książek przeczytanych przez boChaterkę.

Larinto, to pamiętam, chwycił mocniej smycz, którą przywiązany był jego pies, a potem spojrzał na mnie.
Ville uważa, że obroże z zapięciem są mało naturalne i sam wiąże psa na powrózku.

Był to początek czerwca, więc robiło się coraz cieplej. Pamiętam, że miałam na sobie spodnie typu „trzy – czwarte” oraz białą podkoszulkowatą bluzkę.
Ooo taaak...

Kiedy byliśmy na polanie, Larinto rzucał patyki swojemu psu, a on aportował. Rozmawialiśmy o nieistotnych rzeczach, które nie miały znaczenia.
Jak to nieistotne rzeczy miewają w zwyczaju.

Kiedy byliśmy blisko szosy, która prowadziła do wyjścia z Lahti
Do Lahti prowadzi brama, bardzo podobna do tej w Mordorze.

pochmurne niebo postanowiło wreszcie spełnić swój obowiązek i zaczęła padać mżawka.
Chciało w ten sposób przypomnieć, że ktoś tu jeszcze nie zszedł na śniadanie.

– Zaczyna padać – powiedzieliśmy równocześnie, a moment później z nieba lunęło jak z cebra, jakbyśmy wypowiedzieli zaklęcie.
Czarodziejom brakło już inwencji w tworzeniu łacińskich formuł i przerzucili się na polski.

Przystanek ten stoi na obrzeżach miasta, więc władze nie są za niego odpowiedzialne.
Wolą wyburzać bary mleczne.

Chociaż w Lahti wszystkie przystanki wyremontowano, wstawiono szyby, ten przypominał taki w starym stylu.
Wokół wisiały lampy gazowe i co jakiś podjeżdżała tam dorożka.

– Byłem na zgrupowaniu.
– A gdzie?
– W Austrii – Austria… Niewiele wiedziałam na temat tego kraju.
"Widziałeś może kangury?"

A wiesz co to jest marzenie? To coś, czego pragniesz, ale jednocześnie zdajesz sobie sprawę, że nigdy tego nie dostaniesz. Możesz zaprzeczyć, powiedzieć, że twoje marzenie się spełniło, ale to inna rzecz. Ty nazywasz się Ville Larinto i twoje marzenia należą do innego działu.
Marzenia są gromadzone w Wielkim Archiwum Marzeń, Larinto przechowuje swoje w Dziale Wiecznie Spełnionych.

Pamiętam, że mówiąc o marzeniach nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Może gdybym to zrobiła, zrozumiałabym szybciej, że on też ma marzenia, które wydają się bić nierealne.
Ville szczuje nierealne marzenia tymi spełnionymi i ma spokój.

Marzyłam o podróżowaniu, a teraz wiem, że to się nie spełni… No, chyba, że jakoś na czarno, jako dziwka stopem.
Naprawdę, nie łapię tej fascynacji prostytucją i wydalinami.

– Wiem, co to jest marzenie – odezwał się Ville po chwili.
"Mogę ci podać nawet definicję tego słowa".

Usiadłam koło Larinto, który w tamtej chwili wyglądał, jakby kogoś potrzebował, a ja wiedziałam, że tą osobą jestem ja i nikt nie może zaprzeczyć.
Nawet nie śmiem.

Każdy może dawać nam kazania, rozmawiać z nami, a my możemy czytać książki o miłości. Prawdziwą definicję tego uczucia poznamy dopiero wtedy, kiedy przeżyjemy ją sami.
By Salomone Coelho.

Nie chciałem podróżować, ale chciałem skakać, a jedno wiąże się z drugim
Skakanie na skoczni mamuciej można w pewnym sensie przyrównać do podróży. Szkoda, że polscy skoczkowie w większości preferują krótkie wypady za miasto...

Oblizał zeschnięte usta, a ja bałam się poruszyć, żeby nie zburzyć tej magii, która nas otaczała.
To oblizanie zburzyło ją w wystarczającym stopniu.

Był czerwiec, a ja rzadko siedzę w domu, dlatego miałam ciemniejszą skórę od Larinto, który był Finem z krwi i kości.
Salomone wyglądała mniej więcej tak.

Ja i Larinto nigdy nie moglibyśmy być przyjaciółmi, bo los nas połączył w innym celu.
Czysto prokreacyjnym.

Milczeliśmy. Czułam, jak Larinto wypełnia całą przestrzeń, która mnie otaczała.
Po kontuzji przybrał nieco na wadze.

Chciałam, żeby miał to samo wrażenie
"...więc zaczęłam się obżerać".

Nie rozmawialiśmy już na błahe tematy.
Teraz dyskutowali wyłącznie o polityce nuklearnej Iranu.

Larinto pochylił się, bo jest ode mnie wyższy o głowę, a potem zbliżyliśmy się na taką bliskość, której granicy jeszcze nigdy nie przekroczyliśmy.
Co znaczy, że przybliżyli się naprawdę blisko.

Nie byliśmy przygotowani na coś bliższego, a Ville dokładnie wyczuł to, czego nam potrzeba.
I był w tej bliskości odpowiednio blisko.

To nie był nawet pocałunek, to było krótkie zetknięcie naszych ust, które trwało może ze cztery sekundy.
"Dla pewności uruchomiłam stoper".

Pamiętam, że czerwiec był nad zwyczaj ciepły, bo w naszym kraju panuje zimny klimat.
Hm... To ma sens!...?

Lahti, czyli miejsce, które znam jak własną kieszeń, jest piękne. Mnóstwo w nim zieleni, mam jezioro
Swoje własne. W sumie w Finlandii więcej jezior niż Finów.

Szczególnie latem, kiedy było ciepło, ja siadałam na brzegu, a delikatny wiatr, wiejący od wody, uderzał mnie w twarz. To wspaniałe uczucie.
Każdy lubi czasem obić sobie mordę.

Dzieci nie znają czegoś takiego jak nienawiść, podział na grupy czy zło.
Dopiero potem idą do szkoły i dowiadują się, że od okna grupa A, od ściany grupa B...
[A to rodzi zło i nienawiść, bo nie można ściągać od sąsiada].


Nasze matki się lubiły, a my chodziliśmy tam się bawić.
Wchodzili z powrotem w swoje matki niczym torbacze.

Tam było lepiej niż na najwspanialszym placu zabaw!
Mieli specjalny kącik zabaw w bańce jajowodu.

Tyle wylałam tam łez, że nic dziwnego, że jezioro jeszcze nie wyschło.
O Jeziorze Samotnym słyszałam, ale Jezioro Samotnych Łez?

Postanowiłam, że przyprowadzę tu Larinto, gdy on w końcu zrozumie, że mnie kocha. Może to wydać się głupie, ale wiedziałam, że tak jest, ale on jeszcze nie do końca.
Pewnie. Ja lepiej wiem od Bawarczyków, że oni wszyscy mnie kochają.

Wróciłam do domu, a mama płakała. Siedziała w kuchni i obierała ziemniaki, a równocześnie po policzkach spływały jej łzy.
To były modyfikowane genetycznie ziemniaki połączone z cebulą.

– Coś się stało, Salomone, ale ty nie będziesz potrafiła nam pomóc! – krzyknął wujek. (...)
- Cicho siedź, Janne.
*zrywa się nagle* Ahonen?!

Starałam się nie myśleć o niczym. To mi zawsze pomagało
"...dlatego robiłam to 24/7".

Wtedy uświadomiłam sobie, że bez względu na wszystko, matka będzie cię kochać najbardziej, a ty musisz nauczyć ją szanować, inaczej daleko nie zajdziesz.
Dobra, tylko dlaczego boChaterka zwraca się do mnie?

Podpięłam wsuwką włosy, a potem spojrzałam na Larinto, którego oczy do mnie się uśmiechały, chociaż usta tworzyły prostą linię.
Po czym wzięły cyrkiel i zaczęły rysować półokręgi.

Podobno przeciwieństwa się przyciągają, na co my możemy być oczywiście, przykładem, ale jednak mieliśmy też wiele wspólnych cech. Na przykład właśnie to, że nie potrafiliśmy zadawać pytań.
*wzdycha* Wszystko zaczyna się od odpowiedniej partykuły...

– Jestem beznadziejna, nie potrafię żyć, wszystko potrafię spierdolić, ale nic zdobyć, krowa na pastwisku i śmierdząca świnia potrafi więcej ode mnie… - zaczęłam narzekać.
Jako samozwańczy rzeczoznawca - potwierdzam.

Nic bardziej nie boli, jeżeli osoba, która jest dla nas ważna, nie ma do nas zaufania albo mówi do nas z żalem.
Nas? *kładzie na jednej szalce wagi Golluma, a na drugiej komunizm*

Chwyciłam kamień, który leżał pod moimi stopami. Poczułam nagłą złość, że cokolwiek miałoby się udać, zaraz okazuje się błędnym złudzeniem. Cisnęłam kamieniem w ziemię, a on od siły uderzenia podskoczył parę razy.
A Ziemia zmieniła swoją orbitę.

Ze złości nie zauważyłam, że kamień jest strasznie ostry, dopiero kiedy otworzyłam dłoń zauważyłam, jak strużka krwi płynie po mojej ręce. Nie czułam bólu, bez emocji patrzyłam na lecącą czerwoną strużkę krwi.
Emo!

Mieliśmy z Johnem wspólną cechę: nie lubiliśmy słów, chociaż ich pragnęliśmy.
Słowniki to ich guilty pleasure.

Usiadłyśmy w kuchni, a Tuija zaczęła szykować dla nas herbatę. W tej rodzinie to najbardziej mi się podobało: jeżeli do nich przychodzisz, zawsze cię częstują herbatą, nie żadną colą, piwem, kawą, zawsze herbatą.
Podobnie jak w 90% innych gospodarstw domowych, przy czym zwykle należy się zapytać, co gość preferuje.

Dopiero wtedy zauważyłam, jak oni są do siebie podobni; oboje dobrze wiedzieli, gdzie szukać szklanek do herbaty, gdzie są łyżeczki, a gdzie sama herbata.
To się zdarza, gdy mieszkasz w danym domu.

– Salomone, nie wiem… - zaczał, ale ja mu przerwałam.
– Ależ dobrze wiesz. Nazywasz się Ville Larinto, masz osiemnaście lat i mieszkasz w Lahti.
To na wypadek, gdybyś zapomniał.

– Słucham? Przestań pierdolić jakieś głupoty… - zaczął tracić cierpliwość.
Oho, chyba już zapomniał.

Teraz wiem, że on po prostu nie wiedział, czy mnie kocha.
Ale ona już to wiedziała.

Wtedy wrócił do mnie ten obrazek, jak jako jedenastolatka wracam ze szkoły, a ukochany wujek zdradza moją matką z kobietą, której nie znałam.
Zdradza matką... *odpycha brudne myśli*

– Nic nie powiedziałeś, gnoju zasrany…
Masło maślane.

Jego matka patrzyła na nas. (...) Widziałam, jak prawdziwe łzy płyną po jej policzkach.
Prawdziwe! A nie jakieś tam sztuczne z kwasu poliakrylowego!

Najgorsze w miłości jest jej koniec.
Jest prawie tak okropny jak nieznajomość gramatyki.

W sumie, same nogi mnie zaniosły pod mieszkanie Johna. Jego ojciec jest nadzianym [toffi] Anglikiem, a że są ciągle narażeni na uciekanie przed policją, John ma w samym Lahti ze trzy mieszkania.
Władze traktują go lepiej niż świadka koronnego.

Oblizałam zaschnięte wargi.
Kolejny blogaskowy rytuał?

Pamiętam, że wtedy właśnie pomyślałam: „Ale bym sobie zakopciła fajkę”.
Pokoju. Z braćmi z Północy.

Od zawsze miałam coś nie tak z krążeniem albo brakowało mi jakieś witaminki, bo ręce niezależnie od pory roku miałam zawsze zimne.
Witaminki, błagam...

Nagle poczułam na moim ramieniu czyjąś ciepłą dłoń. Ten dotyk spowodował u mnie takie dziwne uczucia…
*zakłada się, że to Olli*

- Salomone? – zapytał głos, a ja poczułam mrowienie na całym ciele. W pewnym momencie zawahałam się, czy na pewno chcę zobaczyć tego, który stał za mną. Odwróciłam się, stanęłam twarzą w twarz z Harrim Ollim, który delikatnie się uśmiechał.
*żałuje, że założyła się tylko o przekonanie, w dodatku sama ze sobą*

Jak już parę razy powtarzałam, miał w sobie coś, poza wiarą w siebie, co przyciągało jak magnes dziewczyny, kobiety, babcie.
Te ostatnie przyciągała jego anorektyczna sylwetka.

Chociaż z Ollim zbliżyłam się najbliżej, jak tylko się da, nie mogłam powiedzieć, że tak naprawdę go znam.
Bo bliskość była nie za bliska, by widzieć w bliży.

Później chwycił moją twarz w dłonie, a płynące łzy po policzku delikatnie zaczął scałowywać


Nie pamiętam wielu rzeczy tamtej nocy, ale dokładnie zapisał się w mojej pamięci obraz, Olli rzuca mnie na swoje łóżko, a ja nie mam nic naprzeciwko.
Ani nawet vis-a-vis.

Cały miesiąc upałów, tylko raz padało. A ja uwielbiałam deszcz. Wydawało mi się kiedyś, że jest moim najlepszym przyjacielem, który mnie rozumie.
A co z jeziorem, wiatrem i innymi nieożywionymi przyjaciółmi?

Spuściłam wzrok, ponieważ Astrid, którą szanowałam ponad wszystko, okazała się naprawdę zwykłym człowiekiem.
A tak bardzo chciała mieć koleżankę pół-elfa, ćwierć-wampira i ćwierć-jednorożca.

Wyszłam z kawiarenki, kiedy było już po czwartej, to pamiętam, ponieważ Astrid śpieszyła się na spotkanie z jakimś jej znajomym chłopakiem – za pewne profesorem kulturoznawstwa bądź filozofii.
Miał pewnie coś koło 60 lat, ale to nie przeszkadzało, by nazywać go "chłopakiem".

Widziałam skupienie na jej twarzy, a wargę przygryzała w identyczny sposób, jak Larinto.
Oblizywała może zeschnięte usta?

– Dzień dobry? – powiedziałam, chociaż zabrzmiało to prędzej jak pytanie.
Mam jeszcze raz was nauczyć, jak się tworzy zdania pytające?

Zmienił się, strasznie się zmienił, jednocześnie pozostając takim samym Larinto, jakim był wcześniej.
Blogaskowa logika: zmienił się, ale się nie zmienił.

Zauważyłam od razu, że był u fryzjera, bo nie miał już za długiej grzywki
Fryzjer zainwestował w nożyce do cięcia drutu.

Jednocześnie w jego wzroku było coś przedziwnego; nie można było odczytać, co się dzieje w jego duszy.
Voldi dodał do wspólnych zajęć oklumencję.

Stał, przede mną, Ville, którego kochałam, ale Ville bijący się z myślami.
Nie chciał pod tym względem odstawać od Austriaków.

Chwilę przedtem widziałam, jak jego matka zaciska wargi i myśli, a w tamtym momencie on, zastanawiał się, co do mnie czuje.
I skąd wziąć kasę na więcej korków u Voldemorta.

Wieczorem mama z wujkiem wyszli do jakiś znajomych sprzed lat.
Znajomy rozmnożył się w trakcie jednego zdania.

Czasem przychodzi taki dzień, kiedy spada na ciebie wielki kubeł wody, który otwiera ci oczy.
*rozważa, jak przenieść spadające kubły na inne opka*

– Nic nie mów, okej? Saima – pokazałam mu głowę, o kogo chodzi – Ma jakieś pilne spotkanie z Johnem, ale nie możemy się do niego dostać.
– Co? To przecież niemożliwe, o tej porze jego mieszkanie jest otwarte
John otwiera mieszkanie od 8 do 16.

– Ej, stary, wstawaj – powiedział Olli. On też nie chciał uwierzyć, nie potrafił zrozumieć, że już nigdy nie porozmawia z Johnem, ani że się z nim nie pogodzi. Nie wiedzieliśmy, dlaczego zmarł i jak zmarł. Jedno było pewne: nie zmarł z władnej winy, to ktoś inny mu w tym pomógł.
Wiadomo, że to nie wina władzy - im zależało na tym, by mieć pretekst do podsycania konfliktu z Wielką Brytanią.

Od razu odeszłam od Johna, bo on lubił, kiedy był zajęty, a mu w czymś przeszkadzano.
Syndrom studenta w trakcie sesji.

Dalej następuje jeden wielki sentymentalny bełkot, boChaterka wreszcie się schodzi z Larinto, a ja z wielką ulgą kończę tę analizę.

8 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wiesz, Tuśka, wyjątkowo gówniane opko Ci się trafiło, że odwołam się do motywu przewodniego. W razie gdybyś potrzebowała otworzyć sobie oczy po tym pełnym gnoju i nawozu doświadczeniu, służę kubłem.

Zbuntowana Mary Sue! Świecie, dlaczego mnie tak nienawidzisz?
"Nazywam się Salomone Inkaionen, w czerwcu skończyłam siedemnaście lat, a w szkole jestem rok do tyłu.
Ciekawe, czy uwalili ją na polskim." - Z takim imieniem obstawiam religię.
"ale udawało mi się wyciągnąć na czwórkę z matematyki, trójkę z przyrody, a nawet piątkę z fińskiego.
Który ma bardziej pokomplikowaną gramatykę od polskiej? Śmiem wątpić." - Podobno nie jest taki trudny. Moja koleżanka ze szkolnej ławki się uczy. Dla mnie to wygląda przerażająco, jak wyciąga swój zeszyt, a tam jedno słowo zajmuje praktycznie całą linijkę i ma mnóstwo "m" w środku, ale ona mówi, że to się opiera głównie na łączeniu wyrazów. Że na przykład suszarka to połączenie "suszyć" i "włosy", czy jakoś tak. To mogłoby być innowacyjne rozwiązanie dla Twoich aŁtorek, które czasami łączą co popadnie, i takoż rozłączają.
...Chyba że to nie był fiński jednak. Nie, chyba był. Och, mniejsza.
"W tamtym okresie moim ulubionym zajęciem było włóczenie się po ulicach do północy, przesiadywanie w śmierdzących piwnicach oraz nielegalne picie alkoholu" - Przepraszam, ale muszę to powiedzieć: kocham podejście aŁtorek do pojęcia buntu. Alkohol, kiblowanie szkoły, fajki też się pojawią i łot e rebel.
"Olli na nielegalnych popijawach w piwnicach? Kupuję to bez zbędnych pytań." - Ja natomiast mam dzisiaj nastrój na rzucanie sucharami, więc nie ugryzę się w język. Lepiej przewiń ten fragment komentarza. TO DLATEGO GO TAK ZNOSIŁO, he, he.

"I w ten sposób młoda, głupia, zakochana, straciłam rok później z nim dziewictwo. " - *spada z krzesła*
*zastanawia się, w jaki sposób* - Ona pewnie też nie wie, dlatego napisała to tak oględnie.
"Na jednym z naszych spotkań siedziałam podłamana, a że, [wtedy rzucam przecinki, gdzie popadnie...] byłam już zaufanym członkiem grupy, podszedł do mnie najstarszy z nas, nadziany [truskawkami] Anglik, John, który trafił do Finlandii tylko dlatego, że parę lat temu jego ojca ścigali listem gończym na całych Wyspach Brytyjskich." - Dramatyzm tej sytuacji poraża mnie niemal tak samo jak scena zabójstwa Atticusa w tym serialu o Herkulesie na TVP, ale nie o tym chciałam... Tusiu droga, masz może oprócz swojej listy rejestr najpopularniejszych imion opkowych? Bo wszędzie są Johny. Jakby nie było innych angielskich imion. Nie. Musi być John.
"Więc podszedł, poklepał po plecach, o nic nie pytał, tylko dał mi jedną działkę, a ja czułam się jak w raju." - Widać, że aŁtorka wie, o czym pisze. "Pamiętnik narkomanki" można podłożyć pod za krótką nogę od stołu w tym momencie.
"Było to gdzieś w okolicach końca lutego, początku marca roku pańskiego 2008." - Mówiłam, że z takim imieniem...
"Minęło piętnaście minut, trzydzieści, aż w końcu usłyszeliśmy czyjeś kroki po godzinie.
A czasoprzestrzeń ułożyła się w spiralę." - Pętla czasu blogaskowego to zjawisko bardziej malownicze od zorzy polarnej. Można ją spotkać na większej powierzchni blogosfery... czytała Krystyna Czubówna.
"Larinto był już nieźle zaprawiony w bojach, rodzice dawali mu "Finlandię" zamiast butelki z mlekiem." - Drugi suchar na ten wieczór: wyobraziłam sobie Larinto stojącego z flaszką, i śpiewającego w pijańskim amoku "Gdybym nie kochał cię jak Finlandię".
"- Nie przyjdzie, bo nie może – przerwał tamtemu blondyn.
– Bo co? Żeni się? – odparł sarkastycznie John.
– Fiński Związek Narciarski go zawiesił za picie."
Hahahahahahaha... Przepraszam.
"– No, dobra… Wiara! Kto idzie do ‘Biedronki’ po parę butelek?" - Wiara? Nikt mi nie mówi, że Poznań leży w Finlandii. Wuchta wiary tej.

Anonimowy pisze...

"– Tak, mówił, że jesteś kiepska w łóżku i że nie poleca cię na przyszłość – odparł. Nie wiedziałam, czy żartuje, czy mówi serio, ale czułam jak robi mi się gorąco. " - Nie zrobiło mi się gorąco, ale czytając ten fragment, też zastanawiałam się, czy to jest naprawdę, czy ktoś sobie robi jaja w tak okrutny sposób.
"– Serio?
– Yhy, serio, serio.
I wtedy dostał w pysk." - Lotność tego dialogu zwaliła mnie z nóg, jakbym też dostała po mordzie.
"mój problem z Ville Larinto od początku polegał na tym, że nie wiedziałam, czy go lubię i cenię, czy też go nienawidzę i pogardzam nim." - Facet jej powiedział, że słyszał, że jest kiepska w łóżku, a ona ma rozterki z cyklu "Nie wiem, czy go lubię?" Co tu się... *wychodzi, trzaskając drzwiami*
"Nawet wtedy, gdy nienawidziłam go z całego serca pragnęłam by spostrzegł, że nie jestem aż taka zła i zepsuta. Że jak na moje, wówczas jeszcze nieskończone, siedemnaście lat jestem bardzo dojrzała." - O borku, gaiku, to tak wygląda dojrzałość w wieku siedemnastu lat? Chlanie, ćpanie, wciąganie i oddawanie ciała facetom za darmo? Jeżu. Jaka ja jestem infantylna ze swoim mieszkaniem w internacie, własną sprawą u Rzecznika Praw Dziecka, kawalerką na weekendy i pismami do sędziego. Szejm on mi.
"Na razie ta znajomość ogranicza się do bicia po twarzy, ale w porządku." - Tuśka, to ty nie wiesz, ile wielkich związków się tak zaczęło? :D
...No tak. Racja.
"– No, na przykład, jeżeli przechodziłby się tutaj jakiś pedofil, zboczeniec bądź też napaleniec, mógłby zrobić z tobą na co miałaby ochotę." - :O To chyba przekracza moje zdolności pojmowania świata. Jestem misiem o bardzo małym rozumku, czytając klasykę literatury dziecięcej (której notabene, ktoś chyba aŁtorce poskąpił w jej szczęśliwych latach). A może to mnie brak magnezu?
"– Ty, Larinto, a za mądry to ty nie jesteś?" - Takie pytanie w TAKIM utworze... To nie magnez jest mi potrzebny, tylko Prozac.
"Larinto pobierał prywatne lekcje legilimencji u Voldemorta.

nie wspominając o pogardzie, która brzmiała w jego głosie.
Przy okazji przejął parę zachowań od swego nauczyciela." - Błagam, powiedz, że nauczył się miotać Avadą i Cruciatusem.
"
A sama miałam ryj wykrzywiony tak, że wyglądałam tępiej niż Larinto." - Tępiej? Siriusli? Chociaż, w jej przypadku...
"– Szkoda, że jesteś taka arogancka – poczułam, jakby mi wbijał coś w plecy. Był świnią.
I wbijał jej w plecy tarczę ryjową." - Czym ona się przejmuje? Za mniejsze obelgi dawała mu po mordzie, skąd nagle te konwenanse, ja nie rozumiem.

Anonimowy pisze...

"Ja jednak uzależniona nie byłam. Oczywiście, parę razy w życiu sobie trochę hery walnęłam, ale tylko takie niuchanie! (jak to się nazywa tych sferach) – bo ładować, to nie ja." - Ponieważ zawodzą mnie własne słowa, posłużę cię cytatem z ulubieńców wszystkich, czyli komentatorów Polsatu Sport. Jej wiedza na temat opisywanego zagadnienia oscyluje w okolicach zera. Jakby na to nie patrzeć, to wszystko na minus. Koniec cytatu.
(Jeszcze parę takich komentarzy znawcy i zacznę cytować Szpakowskiego, a wtedy zrobi się groźnie.)
"[BoChaterka wspomina swoją przyjaciółkę z dzieciństwa, Astrid]" - Może jej się Pippi Langstrumpf (mniejsza o pisownię, wiadomo, o kogo chodzi) przypomni? "Kiedy niuchałyśmy razem herę, ja i mała Pippi..."
"Oto jak toalety potrafią poróżnić ludzi." - Jak to mawiają rodacy: jak nie urok to sraczka albo przemarsz wojsk.
"Nie wiem, kto na to wpadł, ale gratuluję pomysłu uderzenia Salomone kubłem zamiast zwykłego wylania wody na nią." - Żyjemy w świecie dzielącym się na mainstreamowców i hipsterów. Widocznie stare, dobre wylewanie wody jest zbyt mainstreamowe. Z drugiej strony, jeżeli kubeł był z tych solidniejszych, starodawnych, a tajemniczy ktoś dobrze wycelował, mógł ją zabić na miejscu.
Oj co, oj co. Pomarzyć chyba można?
"Jedyną osobą, którą kochałam, była moja matka. Ale ta nie miała czasu na rozmowy ze mną. Nie miała stałej pracy, dorabiała to tu, to tam." - Drogie dziecko, ciesz się, że matka sobie dorabia, żeby cię utrzymać. Moja stwierdziła, że nie będzie płacić na gówniarstwo alimentów.
"Debilem o wysokim ilorazie inteligencji, o ile pamiętam." - W postrzeganiu merysujek iloraz inteligencji jest gorszy od tyfusa, więc wiesz.
"Nie należałam do osób tak wartościowych jak Astrid. Nie przejawiałam szczególnego talentu." - Nie napisałam bestsellera literatury dziecięcej. Musiałam być dojrzałą, ćpającą siedemnastolatką.
[Czy tylko mnie nazwisko nauczycielki kojarzy się z nazwą leku?] - Mnie z Hallsami, biorąc pod uwagę następne zdanie i to, że przydałby mi się głęboki oddech. Takie stężenie zbuntowanej Mary Sue odcina mi powoli dopływ tlenu do mózgu.

Anonimowy pisze...

"I, jak babcię kocham, odpowiedziałam na wszystkie pytania!
Rozdział wcześniej mieliśmy przykład twej ogromnej miłości do babci." - Tuśka, let mi low ju xD
"Ziemniaki to takie określenie na dobre oceny. Po dobrze zaliczonym kolokwium zawsze dzwonię do rodziców i oświadczam, że "tym razem będzie puree" - Ja w tym roku oznajmiłam, że znowu zapomniałam posolić, bo oberwała mi się najgorsza średnia w życiu.
"Zazwyczaj chłopacy, których poznawałam, którzy mnie intrygowali, tak to powinnam ująć – zapraszali mnie do kina, na lody, bądź też na najzwyklejszy spacer, po dwóch dniach znajomości. " - Kino? Lody? A gdzie się podziało "niuchanie"? Gdzie zatęchłe piwnice i chlanie? Poza tym, moi siedemnastoletni (i starsi) koledzy nie zapraszają na lody. Chyba że chodzi im... o coś innego.
"Mieliście kiedyś uczucie, że coś w waszych sercach rwie po prostu do innej osoby?" - Po pierwsze, mam tylko jedno serce. Zawsze byłam wybrakowana. Po drugie, coś i owszem, rwie się we mnie. Każe mi uciekać jak najdalej od opek.
"– Prawdaż… Jak się masz?
- Pochyło. – nie wiedziałam co na to odpowiedzieć
To znaczy, że ma pod górkę czy że się stacza?" - A może to po górolsku, hej?
"Staliśmy tak oboje, patrząc na psa Ville załatwiającego swoje potrzeby fizjologiczne." - Co tam kino, kiedy twój tró low ma psa, na którego można popatrzeć gdy sra! (eDarling może mi zapłacić za nowy slogan). Swoją drogą, miałam kiedyś psa. Podobno się na nie wtedy nie patrzy, bo się stresują i nie chcą załatwić.

"Srał w nieskończoność, a my milczeliśmy." - Najbardziej romantyczna scena ever.
"Pieprzony gnój." - Jest różnica między gnojem, a kupą... A, to nie o to chodzi. Okej.
"Kult świętych w Finlandii kwitnie." - Strach się bać, jak u nich wyglądają relikwiarze.
"Otóż, myślę, że Ville Larinto jest idiotą w każdym calu, a jego mózg został kompletnie zeżarty przez takie malutkie robaczki, które nazywają się villos kretynos, to na jego cześć". - Chętnie dorzucę parę określeń na boChaterkę z łaciny. Podwórkowej.
"Prawie jak licencja na zabijanie." - Mnie by się teraz przydała.
"Fascynacja odbytem i nawozem... Co to może być?" - W moich stronach określa się to jako gówniarstwo chyba.
"Wkurzył mnie taki jeden dupek, potem taka zdzira, a na końcu jeszcze większy gnój." - Zrobił nam się dom publiczny w oborze.
"Z jednej strony, pomyślałam, że to dobry pomysł – dostanie gnój w chacie, ale się nią dobrze zaopiekują. Z drugiej strony… Właśnie: dostanie gnój. " - Nie wiem, czy oglądasz "Przygody Merlina", ale http://www.bbc.co.uk/apps/vision/gallery/assets/dyn/ucs_606/merlin/pictures/s02e06/index.shtml/s02e06_troll_01.1/the_troll.jpg
"Grechuta się właśnie przewrócił w grobie." - ...robiąc mi tym samym miejsce obok siebie (Wiem, wiem, zakrawa na samouwielbienie)

Anonimowy pisze...

"Wyszłam z domu. Pamiętam, że chciałam iść do apteki po wapno, bo zbliżał się maj, a w maju miałam zwyczaj chorować.
Materiały budowlane znacząco poprawiają odporność." - To tak jak z drzewami owocowymi? Jak posmarujesz wapnem, to... nie pamiętam, jak to było.
"Borze, po wcześniejszych przygodach z nawozami przeczytałam "z kałem"." - Kat, kał... co za różnica w tym wypadku? Laska kupiła valium bez recepty, niuchała sobie heroinę, ale nie była uzalezniona - równie dobrze, może ją zabić gie z toporem.
"
Na końcu widziałam własny pogrzeb, na który przyszedł tylko ten skunks Larinto" - Tylko on wpasował się w g...niany bukiet zapachów.
"
Na szczęście w aptece była ta sama sprzedawczyni, co wczoraj, której było wszystko jedno, czy sprzedaje calcium, apap, valium czy acodin. " - Vicodin. Zapomniałaś o vicodinie, dziecko.
"Poszliśmy z Johnem do baru mlecznego, gdzie kupiliśmy dwie kawy zbożowe o dumnej nazwie ‘Anatol’.
Sprowadzane prosto z Polski do sieci fińskich Biedronek." - Ćpuni i pijacy szanują zdrowie i nie obniżają sobie ciśnienia zwykłą czarną kawą.
"Po 31 czerwca z opka o Schweinsteigerze czterdziestoczterodniowy maj mnie nie zaskakuje." - Poczekaj aż dotrzesz do tego o Atanasijeviciu i jesiennej temperatury dwudziestu stopni.
"- Mam na imię Ville…
"I jestem na usługach Jej Królewskiej Mości". - "Złomek, zwykle to sam se mości."
"Do cudów świata należy zaliczyć to, że nie rozlałam niesionej przeze mnie herbaty z cukrem, miodem i cytryną." - Zapomniałaś o słodziku.
"
Mój ojczym ma siostrę, która czasem przyjeżdżała do naszego mieszkania. Miała małego synka, Jonatana,
Żadnych podwójnych samogłosek? Czuję się zawiedziona" - Nie martw się, pewnie mówią na niego "Jonn".
"Tej od "Dzieci z Bullerbyn". Jedna z ostatnich książek przeczytanych przez boChaterkę" - O, czyli miałam rację, to faktycznie ona?
"Rozmawialiśmy o nieistotnych rzeczach, które nie miały znaczenia. " - O g..nkach takich.
"Do Lahti prowadzi brama, bardzo podobna do tej w Mordorze." - To wiele wyjaśnia.

Anonimowy pisze...

Zauważyłaś, że Larinto też się załapał na to zdjęcie boChaterki? xD Takie blade, z długą szyją. Nie rzuca się w oczy.
"Nie rozmawialiśmy już na błahe tematy.
Teraz dyskutowali wyłącznie o polityce nuklearnej Iranu." - I wykorzystaniu w niej łajna.
"Szczególnie latem, kiedy było ciepło, ja siadałam na brzegu, a delikatny wiatr, wiejący od wody, uderzał mnie w twarz. To wspaniałe uczucie.
Każdy lubi czasem obić sobie mordę." - Ja tam się nie dziwię, że lubiła wiatr. Ile można znosić zapach obornika?
"Wróciłam do domu, a mama płakała. Siedziała w kuchni i obierała ziemniaki, a równocześnie po policzkach spływały jej łzy." - Wreszcie powrócił wątek ziemniaków, który zaintrygował mnie najbardziej w tym całym opku.
"- Cicho siedź, Janne.
*zrywa się nagle* Ahonen?!" - Janne Ahonen krzyczący do swej pasierbicy "A gdzie ziemniaki?" Ómarłam.
"– Jestem beznadziejna, nie potrafię żyć, wszystko potrafię spierdolić, ale nic zdobyć, krowa na pastwisku i śmierdząca świnia potrafi więcej ode mnie… - zaczęłam narzekać. " - Trafiłas w gówno, to znaczy, w sedno.
"Chwyciłam kamień, który leżał pod moimi stopami." - "Kto jest bez grzechu, niech rzuci pierwszy?" A myślałam, że wyczerpaliśmy limit nawiązań religijnych po "roku pańskim".
"Ze złości nie zauważyłam, że kamień jest strasznie ostry, dopiero kiedy otworzyłam dłoń zauważyłam, jak strużka krwi płynie po mojej ręce. Nie czułam bólu, bez emocji patrzyłam na lecącą czerwoną strużkę krwi. " - O sportach mówi się, że na swoim boisku to nawet ściany pomagają (wersja bułgarskiej siatkówki to sędziowie liniowi), a w opkach nawet kamienie się ostrzą, byleby tylko pojawił się wątek "strużki krwi".
"– Ależ dobrze wiesz. Nazywasz się Ville Larinto, masz osiemnaście lat i mieszkasz w Lahti.
To na wypadek, gdybyś zapomniał." - Jakby nie było, Szmal wciąż patrzy. Trzeba mieć się na łajności, to znaczy, na baczności.
"– Słucham? Przestań pierdolić jakieś głupoty… - zaczął tracić cierpliwość. " - ... jak Makłowicz (copyright Michał Kubiak Coelho)
"
– Nic nie powiedziałeś, gnoju zasrany… " - I jesteśmy u siebie. J
"Jak już parę razy powtarzałam, miał w sobie coś, poza wiarą w siebie, co przyciągało jak magnes dziewczyny, kobiety, babcie.
Te ostatnie przyciągała jego anorektyczna sylwetka" - Mając na uwadze poprzedni fragment obstawiam magnetyczny dotyk.
"Nie pamiętam wielu rzeczy tamtej nocy, ale dokładnie zapisał się w mojej pamięci obraz, Olli rzuca mnie na swoje łóżko, a ja nie mam nic naprzeciwko. " - A potem znowu będzie rozpowiadał przypadkowym sporto... łapaczom kontuzji, że jesteś beznadziejna w łóżku. Niech tym razem przynajmniej ci zapłaci, żebyśmy mogli spokojnie używać określenia "prostytutka".
"Cały miesiąc upałów, tylko raz padało. A ja uwielbiałam deszcz. Wydawało mi się kiedyś, że jest moim najlepszym przyjacielem, który mnie rozumie. " - Ale uświadomił sobie, że jesteś Mary Sue się zmył he, he... przepraszam, kolejny suchar. To przez porę nocy.
"Zauważyłam od razu, że był u fryzjera, bo nie miał już za długiej grzywki
Fryzjer zainwestował w nożyce do cięcia drutu." - Osobiście jestem bardzo ciekawa, co by było, jakby Larinto zafundował sobie trwałą.
"
Czasem przychodzi taki dzień, kiedy spada na ciebie wielki kubeł wody, który otwiera ci oczy." - Przy odpowiednio silnym uderzeniu może nawet wybić je z orbit.

Jak zwykle wpadłam w słowotok. Miłego bratania się z Marokańczykami, spytaj ich o ich przepis na nawóz, w najbliższych dniach może się przydać.
Pozdrawiam!

PS. Analiza się pisze, tylko że jako kompletny żółtodziób w tej materii przyswajam blogaskowe prawdy do pewnego momentu, a potem zaczynam powtarzać w kółko wierszyk Migelita z analizy ze Skalską ("Michał matole! Swatasz kolegę z kibolem!) i muszę zrobić sobie przerwę.
PS2. Pobiłam nowy rekord. Ostatnio zmieściłam się w trzech komentarzach.

migel pisze...

O Jeżu (jak byku), dłużej czytałem komentarze Autostradki niż analizę Tuuśki (podwójne samogłoski rox) :P Co ja mogę więcej dodać... Jak na wariant awaryjny bardzo dobra (choć ównem cuchnąca wszem i w poprzek) analiza, czekam na kobiecy duet na Szalikowcach.

PS. Drodzy czytelnicy! Już niedługo na tym blogu nastąpi rewolucyjna zmiana, która odmieni oblicze polskiego światka analizatorów...

ON NADEJDZIE...

... I NIE BĘDZIE MIAŁ LITOŚCI.

Soon. Stay tuned.

Anonimowy pisze...

To wszystko dlatego, że ja za dużo mówię. Wiecznie mam coś do powiedzenia. Nie umiem się ograniczać. Przepraszaaaaam ;(

Co do post scriptuna: gdzieś miałam odpowiedniego gifa na tę okazję, a antylopą i popcornem...

Prześlij komentarz