Kiedy tylko zegarek pokazał godzinę szóstą, wstałam z łóżka, a o dziewiątej zjawiłam się już Urzędzie Miasta. Wdziękiem ze sztucznego uśmiechu i kilkoma obietnicami, wywalczyłam zamknięcie Parku Szczytnickiego(oprócz Ogrodu Japońskiego) na jedną noc. Potem skontaktowałam się technikami od efektów świetlnych przy fontannie. Wszystko szło wspaniale na idealny wieczór państwa Torresów.
*idzie na stronę, by się wyśmiać*
Seriously, aŁtorko? Mam uwierzyć, że Godlewska ma takie wtyki, że może sobie wynająć Szczytnicki (bez Ogrodu Japońskiego) i fontannę na Pergoli?
[Tu w grę wchodzi już gruuuba forsa].
W drodze powrotnej do hotelu zobaczyłam kwiaciarnię. Pod wpływem impulsu zatrzymałam się przy niej i przez godzinę wybierałam idealny wieniec pogrzebowy.
Też na idealny wieczór państwa Torresów?
Gdy w końcu wróciłam do Rialto, charakterystyczny autokar stał już przed budynkiem. Zaparkowałam samochód i przeszłam do środka, niosąc ciężki wianek.
A także baranka, motylka i zielony badylek.
W recepcji odebrałam swoją pocztę i zostałam obdarzona pełnym współczucia spojrzeniem przez każdą mijającą mnie osobą.
Przyszło wyjątkowo wiele próśb o dowody wdzięczności od wrocławskich urzędników.
[A już myślałam, że takie rzeczy tylko na Pomorzu].
Lecz kiedy znalazłam się w windzie i jej drzwi właśnie się zamykały, ktoś, kogo potrzebowałam, prześlizgnął się do środka.
Psychiatra?
[Hannibal?]
– Wiesz jak trudno cię złapać? – Powiedział Gerard z wyrzutem, wciskając przy tym przycisk na panelu i zatrzymaliśmy się.
Jaki tani chwyt, nie wierzę...
Poza tym – kontynuował. – Mam ci coś do oddania.
Gerard pokazał łańcuszek, który złożyłam na jego dłoni w klubie. Jednak to nie był to samo. Kilka przyczepionych do niego zawieszek migotało delikatnym światłem. Nie mogłam ukryć swojego zachwytu.
– Załóż – poprosiłam.
Przełożył łańcuszek przez moją szyję i zapiął go. Dotknęłam zawieszek, śmiejąc się pod nosem (depresja po stracie Oliwii przeszła jak ręką odjął – wystarczyło świecidełko).
– Dziewczynka, chłopiec, kwiatek, słońce, dom i oczywiście piłka – wymieniłam po kolei i poczułam jak opuszki palców Gerarda przejechały powoli po moim karku.
- Trochę szkoda, że się zgniotą, gdy będę musiała ich użyć na oblodzonej drodze.
Zadrżałam.
Ale musiałam to powstrzymać, więc odwróciłam się, stanęłam na palcach, by pocałować go w policzek.
– To urocze. Dziękuję – wyszeptałam i zorientowałam się, że Gerard przesunął nieznacznie głową i niespodziewanie dotknęłam swoimi wargami kącika jego ust. Moja ręka momentalnie powędrowała na panel windy, poczym (poczytnym?) nacisnęłam jakiś przycisk.
Czyżby ten z napisem „Natychmiastowa autodestrukcja – nie naciskać”?
[Godlewska i Pique leżą na łóżeczku – nie wiemy jednak, czy TO już było, czy dopiero będzie].
Zamknęłam oczy.
Poczułam jak kręci moimi włosami przy szyi.
Może chciał, by odleciała? Gerard, to działa tylko przy śmigle na recepturkę.
– Przestań – zaśmiałam się i wtedy usłyszałam ten śmiech.
Śmiech, za którym tak bardzo tęskniłam.
– Oliwia!
Wyrwałam dłoń z uścisku Gerarda i odwróciłam się do leżącej po mojej drugiej stronie dziewczyny.
Poligamia to jeszcze nic zdrożnego, ale nekrofilia?
Omiotłam spojrzeniem jej twarz i szczęśliwa przytuliłam ją, przywierając do niej całym ciałem.
...i homonekrofilia?
Znowu usłyszałam jej śmiech i przytuliłam Oliwię jeszcze mocniej, całując ją w szyję.
– Nie zapominaj o mnie – odezwał się Gerard, poczym chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie.
Porn Alert to za mało! Ewakuacja, szybko!
Odwróciłam się, by ją zobaczyć.
– Chodź ze mną. Jak zawsze. Nie opuść mnie tym razem – powiedziała, stojąc na parapecie przy otwartym oknie. – Chodź ze mną albo skoczę.
Ale „chodź ze mną” za to okno, tak? Czyli skoczy tak czy (N)ovak.
Nieznacznie się poruszyłam, gotowa do niej podejść. Chciałam ostatni raz poczuć ciepło Gerarda, ale moja szukająca go ręka, napotkała pustkę.
– Chodź ze mną albo skoczę – zagroził, stojąc w tej samej pozie, co Oliwia. W oknie, będącym odbiciem lustrzanym pierwszego.
– Proszę, nie! – Wykrzyknęłam, patrząc na niego z przerażeniem.
– Musisz wybrać – przemówiła Oliwia.
– Wybierz nowe życie – powiedział twardo Gerard.
– Napraw, to co zniszczyłaś i odzyskaj, co miałaś – wygłosiła Oliwia.
No to masz, bejbe, dylemat życia – wybrać Tró Loff czy zmarłą przyjaciółkę.
Spojrzałam po kolei na każde z nich, nie wiedząc, co zrobić. Po moich policzkach spłynęły łzy bezsilności i niemocy, a serce zakuło z bólu.
Wykuło z tej boleści piękny miecz obosieczny.
Ale gdy wpatrzyłam się ponownie w błękit oczu mężczyzny, już wiedziałam.
– Tu nie ma tego okna – powiedziałam dobitnie, a Gerard uśmiechnął się tak jak zawsze, gdy go widziałam.
Wtedy się obudziłam.
Słaby ten reality check, skoro po check wracasz od razu do reality.
Moje myśli wirowały wokół wydarzeń ostatnich dni: począwszy od surrealistycznych spotkań z Gerardem Piqué do śmierci byłej przyjaciółki.
Pierwsze spotkanie boChaterki z Pique wyglądało mniej więcej tak:
Cudem wytrwałam do dwunastej, a kiedy zjeżdżałam windą na pierwsze piętro, do swojego biura, do środka weszli Ramos i Alonso. Obydwoje nagle zamilkli na mój widok,
I tu powstaje pytanie: kto w tym związku jest kobietą.
Nie minęła chwila, gdy do środka wszedł Fernando Torres.
– Wypoczęty? – Powitałam go, zważając na jego wczorajsze małe zapomnienie.
– Strasznie przepraszam, że wczoraj nie przyszedłem, ale wypadło mi to z głowy – przyjął zasmucony wyraz twarzy i wskazał na swoją piszczel. – Musiałem nawet wytatuować datę pierwszej randki z Olallą.
Prawie jak numer obozowy.
– A data ślubu i urodziny dzieci? – Zaśmiałam się.
– O rocznicy ślubu mam tygodniowe przypomnienie w telefonie, a o urodzinach moich małych nigdy nie zapomnę – odpowiedział szczerze.
Tygodniowe, powiadasz... „Dziś mija 235. tydzień od zawarcia związku małżeńskiego. Idź kupić 234. pierścionek z brylantem”.
Nie było chyba potrzeby, bym powtarzała, że Torres to mój ulubiony sportowiec?
Nie ma chyba potrzeby, bym powtarzała, że to nie ze względu na jego umiejętności sportowe?
– Pokażę panu w takim razie, co przygotowałam.
Odwróciłam w jego stronę monitor komputera i włączyłam nagranie z otwarcia odnowionej fontanny przy Hali Stulecia. Efekt połączenia nowych możliwości wodotrysku oraz wymyślnych świateł był oszałamiający. Zobaczyliśmy jak prezydent miasta przeszedł tymczasową platformą po tafli wody, co przypominało biblijne wydarzenia.
Rafał Dutkiewicz – the new Jesus.
Kiedy stanął po środku, woda zaczęła tryskać wokół niego, a nad halą stulecia rozbłysły sztucznie ognie.
Nie sądziłam, że prezydent Wrocławia ma aż tak wybujałe ego.
Zobaczyłam błysk w oku Torresa.
– Niesamowite – powiedział w końcu. – Tak samo będzie we wtorek?
– Może bez fajerwerków, to by było chyba zbyt kiczowate. Ale z tego, co uzgodniłam z technikami będzie mniej więcej tak samo.
”Dodatkowo pan Dutkiewicz zgodził się przejąć na jeden wieczór rolę chippendalesa, specjalnie dla pańskiej małżonki”.
– Jest perfekcyjnie. Nawet nie pomyślałem o czymś takim. To musiało być naprawdę trudne do zorganizowania – Fernando spojrzał na mnie z uznaniem.
– I drogie – mruknęłam pod nosem.
Ale za to wrocławscy urzędnicy jeżdżą teraz nowymi autami.
– To będzie niesamowite. Możemy tam pojechać i obejrzeć to miejsce?
– Myślałam, że może już zwiedzaliście park i ogród – zdziwiłam się.
- Niestety – Torres zwiesił głowę – del Bosque powiedział, że dopóki nie zrobimy porządku w pokojach, to możemy zapomnieć o zwiedzaniu. Ominęła nas w ten sposób wycieczka do zoo i parku linowego...
[Pogrzeb i stypa – ucinam]
Kiedy tylko wkroczyłam do hotelu nieco chwiejnym krokiem, odzyskałam panowanie nad sobą. Trzeźwienie na zawołanie? Załatwione.
Czyli na wykładach kłamali, że wątroba jest unerwiona autonomicznie!
Zauważyłam, że przy całym w skowronkach Kubie, stał Cesc Fabregas. I obydwoje byli wyraźnie z czegoś zadowoleni.
Kuba pod naciskiem Mistrza Podrywu zdecydował się przejąć w związku rolę kobiety.
Gerard usiadł na skraju mojego łóżka, a ja na fotelu naprzeciwko niego. Spojrzał na mój naszyjnik i się uśmiechnął.
– Robi furorę wśród twoich kolegów z drużyny.
– Pajace – powiedział, śmiejąc się.
– Naprawdę schlebiłeś mi tym, że walczyłeś z automatem.
- Ach, to żaden problem – Pique machnął nonszalancko ręką. - Tylko ten Optimus Prime się trochę stawiał.
– Ostatnio źle sypiam – przyznał, poczym spojrzał na mnie ostrożnie. – Ty chyba też nie masz najlepszych nocy?
– Trzy godziny na dwie doby – wzięłam łyk napoju. – Dzisiaj pewnie będzie to samo.
Dzisiaj się rozłoży na dwie doby.
Ja dostałam hotel i można powiedzieć, że w wieku dwudziestu siedem lat miałam już wszystko. Czegoś brakowało, więc zrobiłam listę celi do osiągnięcia. Na jej szczycie było odnowienie przyjaźni z Oliwką. A od kiedy dowiedziałam się o jej śmierci, nawet nie zapłakałam.
I wtedy jak na zawołanie moje oczy wypełniły się słonym płynem.
Ach, ta solanka, nawet do oczu ją wstrzykują.
Nagle łzy zaczęły spływać po mych policzkach, niosąc ze sobą cały ból.
Powyrywały jej nerwy!
Odsunęłam się, starając się znów do niego nie przylgnąć. Prawdą było, że dzięki niemu wszystko stawało się łatwiejsze.
– Rozumiem cię – powiedział. – Myślisz, że się pogubiłaś, ale wszystko, co musisz zrobić, to dokonać wyboru. A to jest proste. Wybierz nowe życie.
Sen.
AŁtorka.
– Pani Karolino, ktoś na panią czeka w lobby – usłyszałam głos recepcjonistki, na który od razu się rozbudziłam.
Torres.
– Zejdę za dziesięć minut – rzuciłam do słuchawki.
W tym czasie wzięłam najszybszy prysznic świata, podtapirowałam włosy i ubrałam się w szorty oraz przewiewną tunikę. Z naszyjnika od Gerarda zrobiłam natomiast śliczną bransoletkę.
Czas goni, ale opis porannych czynności być musi!
Pomimo, że było zaledwie kilka minut po szóstej, za oknem już mocno świeciło słońce.
Astronomiczne lato tak ma.
Jak najprędzej wyszłam z pokoju i dopiero w windzie przypomniałam sobie o wczorajszej wizycie Gerarda. Ten mężczyzna był dla kogoś prawdziwym skarbem. Jednak wolałam nie dociekać, czy to prawda i inwigilować go w internecie.
Mała podpowiedź: waka waka.
Na miejscu natomiast panowała pustka, jakiej nigdy wcześniej nie widziałam. Plac wokół Hali oraz fontanny świecił pustkami, a jedyną osobą poza mną oraz Torresem był mężczyzna w budce z kawą i donatami.
Wyprosili wszystkich ze Szczytnickiego i Pergoli, a taki szczegół im umknął?
Podczas gdy mój kompan podziwiał widoki parku, podeszłam do owego straganu.
– Małe latte, sok pomarańczowy i dwa pączki. Żółty i czerwony
Ach tak, pan w budce musiał się do czegoś przydać.
Mężczyzna, zaczął realizować zamówienie, kiedy podszedł do niego najwyraźniej jego znajomy.
– O czternastej możesz już zamykać. Jest zagrożenie trzeciego stopnia, mają być straszne burze i wichury – powiedział do niego, na co mina z pewnością mi zrzedła.
Jak to, Godlewska nie załatwiła Torresowi pogody?
Wolałam nawet nie myśleć, co wiatr może zrobić z pięknymi drzewami wokół parku lub mojego hotelu.
W innych miejscach drzewa już nie są piękne.
W międzyczasie odebrałam swoje napoje i przekąskę, poczym (poniczym) wróciłam do Fernando, który zachwycał się parkiem. Dziwiło mnie to, ponieważ byłam pewna, że widział wspanialsze miejsca. Mimo wszystko jego entuzjazm wzmocnił tylko moją sympatię względem jego osoby.
Przynajmniej nie wspomniała o tym, że był jej ulubionym sportowcem.
– Jesteś wspaniała. Naprawdę.
– Panie Torres, proszę przestać, bo się rumienię – powiedziałam cienkim głosikiem, przysłaniając policzki jak każda prawdziwa bohaterka romansu z epoki.
Romansu z epoki blogasków.
Kolejne pół godziny spędziliśmy na spacerze już po Ogrodzie Japońskim. Znalazłam z nim wspólny język (przypuszczam, że japoński), a nawet dowiedziałam się, że jeżeli Hiszpania wyjdzie z grupy, zagra w ćwierćfinale, który odbędzie się w Gdańsku. A data wypadnie w sam środek Open’era.
Specjalnie dla Hiszpanów zrobili ćwierćfinał Euro już po Euro.
Kilka minut pod siódmej opuściliśmy już Park Szczytnicki i dzięki korkom, tuż przed ósmą, Fernando zdążył wyjść z windy, jadącej z parkingu pod hotelem.
Próbuję rozgryźć to zdanie ładnych parę minut, ale naprawdę nie mogę. Faktycznie surrealistyczne są te spotkania z Hiszpanami.
Będąc już w swoim gabinecie przejrzałam wszystkie portale pogodowe, również zagraniczne i powiadomiłam odpowiednie osoby o zbliżającej się burzy.
Z bazy wojskowej w Łasku i Poznaniu wyruszyły myśliwce F-16, które miały na celu rozpędzenie chmur.
Na obiad wybrałam się z Alicją i jej mężem do rynku, który przyniósł ze sobą tabelę z meczami drużyn Euro.
Niósł je pod płytą chodnikową.
Potrzebował kobiecej intuicji przy obstawieniu wyników na ten tydzień.
I dlatego wszystkie kobiety grają u bukmachera. Nie, czekaj...
Dopiero wtedy zorientowałam się, że Mistrzostwa się już zaczęły.
W sumie racja, Hiszpanie robią wszystko, tylko nie trenują, więc ciężko zauważyć, że lada moment będą rozgrywać swoje mecze.
Karol z niedowierzaniem poinformował mnie, że wczorajszego dnia miała miejsce ceremonia otwarcia w Warszawie. Z tego wynikało, że Hiszpanie mieli grać swój pierwszy mecz już w czwartek i kolejny, również we Wrocławiu, w niedzielę
Interesujący grafik – Platini chyba przewidział, że Hiszpanie będą prowadzili bujne życie rozrywkowe, skoro pierwszy mecz rozgrywają tydzień po otwarciu.
Gdy wróciłyśmy z Alicją do hotelu, zauważyłam malutką córkę jednej z pokojówek, która trzymała w swoich rączkach uroczego pieska. Pomachałam do niej, na co szeroko się uśmiechnęła. Sprawdziłam, czy wszystkie stoliki wraz z krzesłami zostały zabrane z tarasu i wróciłam do siebie.
Czy piesek, pokojówka lub jej córka wniosą coś do opowiadania? Czy w ogóle jeszcze się pojawią? Czy ich obecność wpłynie jakoś na fabułę?
– Wiesz może, gdzie są nasi piłkarze? – Zapytałam, ponieważ nie słyszałam ich obecności.
– Podobno na dole na siłowni ze swoimi lekarzami. Ostatnie badania przed meczami.
Najlepiej pobiera się krew, wyciskając trzy kilo na triceps.
– Kalinka, co się stało? Czekasz na mamę? – Zapytałam, kucając przy niej.
Mała otarła łzy z policzków i pokręciła główką.
– Dino uciekł, a pan Antoś zamknął drzwi. I Dino jest tam teraz sam
*przeciera oczy ze zdumienia* Czyli tamta scena nie była zupełnie bezcelowa? Powiew świeżości zdzielił mnie w twarz.
Dziewczyna miała rację. Dostrzegłam małą, brązową kuleczkę pod jedną z ławek. Odwróciłam się, lecz Antek nagle zniknął. A ja nie mogłam zostawić tam tego psiaka na pastwę losu.
– Zaraz przyprowadzę tu Dina. Nie martw się – powiedziałam do niej i pocałowałam w czółko.
”Następnie włożyłam kostium Supermana i zamontowałam lasery w gałkach ocznych”.
[BoChaterka boChatersko ratuje szczeniaka, przy okazji rani ją gałąź. Tró Loff przybywa z odsieczą]
– Potrzebujemy małej pomocy – Gerard zwrócił się do kilku osób, które nadzorowały wcześniej bieg bramkarza.
– Paskudnie to wygląda – orzekł jeden z nich, podszedłszy do mnie. – Chodź. Połóż się tu – wskazał na łóżko polowe. – Jakoś to opatrzymy.
Lekarz wstrzyknął mi znieczulenie, ale i tak następne kilkanaście minut było zdecydowanie jednymi z gorszych w moim życiu. Wyjmowanie drzazg i przemywanie skóry okazało się prawdziwą mordęgą.
Chyba dla lekarza, skoro zostałaś znieczulona.
– Nie chcę zakładać szwów… Zadrapanie nie jest aż tak głębokie. Poza tym szkoda takiej ładnej buzi – powiedział rozweselającym tonem lekarz. – Dużo maści i opatrunek. Ale musisz się jeszcze udać na wszelki wypadek do szpitala, jasne?
Tak sobie właśnie myślałam, że dawno w opkach szpitalnych scen nie było.
Kolejnego ranka, kiedy już miałam pewność, że piłkarzy nie ma w hotelu, wyszłam do ogrodu. Niestety, biorąc prysznic zorientowałam się, iż na moim nadgarstku nie było już łańcuszka z zawieszkami, który dostałam od Gerarda. Niemalże popłakałam się w łazience, gdy odkryłam ten fakt. Musiałam przyznać, że bardziej przejęłam się zgubieniem podarunku niż zranionym policzkiem.
Przepraszam, ja bardziej przejęłam się tym, że masz łazienkę w ogrodzie.
Ogród był w makabrycznym stanie. Wszędzie powierały się gałęzie (za takie gwałcenie języka polskiego można aŁtoreczkę znawidzić), a w jednym miejscu znalazłam nawet dachówkę, która musiała spaść z pobliskiej Katedry. Wolałam sobie nie wyobrażać, co mogło dziać się w Parku Szczytnickim, więc od razu wykonałam telefon w odpowiednie miejsce.
”Wtedy ty... dzwoń, dzwoń, dzwoń! Jeden, jeden i dwa!”
Na szczęście dowiedziałam się, iż już w nocy rozpoczęto sprzątać teren, a fontanna miała być gotowa na jutrzejszy wieczór.
Dla Godlewskiej wszystko.
Spokojna, mogłam wrócić do poszukiwań łańcuszka. Przeszłam dokładnie tą samą drogą, co wczorajszego popołudnia, a potem dokładnie obejrzałam okolice nieszczęsnej ławki. Jednak nigdzie nie było śladu po naszyjniku.
No i jak tu jeździć zimą bez łańcuchów? Będzie na drodze wielkie bum!
[Kliknij raz, kliknij raz, potem jeszcze kliknij dwa!]
Gerard miał wyjechać już za tydzień, a ja nie miałam już niczego, co przypominałoby mi o jego obecności.
Poproś o autograf.
– Igor! – Krzyknęłam radośnie, widząc zmierzającego ku mnie chłopaka, ubranego w służbowy garnitur. – Jak było w Berlinie?
– W porównaniu z tym, że słyszałem jak ratowałaś psa podczas huraganu, to – zaśmiał się, klękając przy moich kolanach. – Tak bardzo chciałaś się poczuć jak amerykańskie pogodynki?
– Nie – skrzywiłam się. – Raczej jak amerykański superbohater.
– Superwoman – podłapał, pokazując przy tym całe uzębienie.
No to nie amerykański, tylko kryptoński.
– Nie masz przypadkiem czegoś do sprawdzenia przy samochodzie?
– Oprócz tego, że ktoś zdarł opony i trzeba je wymienić, to wszystko w porządku.
Ech, Godlewska... Na łańcuchach tylko po śniegu!
– Jestem pewny, że jak w końcu kupisz sobie samochód, poprawisz się!
– Ale ja już mam dwa BMW, a poza tym wolę korzystać z komunikacji miejskiej, która jest bardziej przyjazna środowisku – rzekłam dobitnie.
Zwłaszcza te stare Jelcze.
– Właśnie! Słyszałem od dziewczyn, że w tym tygodniu było u ciebie sporo dramatu… Żałoba?
Pokiwałam głową w milczeniu, ale po chwili dodałam z uśmiechem:
– Ale ktoś mi pomógł przez nią przejść.
Co tam samobójstwo przyjaciółki, skoro można flirtować z Gerardem!
Po kulturalnym lunchu z Igorem wróciłam do hotelu, by w końcu popracować w biurze. Jednak, kiedy wsiadłam do windy, która jechała z podziemi, zastałam w niej blondwłosego Canalesa w ubraniu z treningu.
Bez butów.
Wojciech Cejrowski ma fanów na całym świecie.
– Koledzy z drużyny zabrali ci buty? – Zapytałam i uniosłam brwi, ku górze.
Buty, torbę z ubraniami i klucz do pokoju – wysyczał. – Ale byli tak wspaniałomyślni, że zostawili mi kartkę ze wskazówkami, gdzie mogę je znaleźć.
Pozazdrościli Niemcom podchodów.
Chwytałam już klamkę drzwi, kiedy zatrzymałam chłopaka.
– Poczekaj! – Krzyknęłam, na co się odwrócił i spojrzał na mnie zdezorientowany. – Wiesz, w którym pokoju mieszka Gerard Piqué?
Oho, pocieszania ciąg dalszy.
[W innych opkach informacje o pokojach i ich mieszkańcach dostają ludzie z ulicy, a tu właścicielka nie może sprawdzić?]
– Trzymam cię za słowo – odwzajemniłam uśmiech. – Ale jestem tutaj w innej sprawie. Szukam sportowej torby, butów i klucza do jednego z pokoi mojego hotelu.
Gerard oparł się o framugę drzwi i zaśmiał się, patrząc w swoje buty.
– Nie wiem o niczym takim.
– Och, szkoda – zagryzłam policzek i westchnęłam ciężko.
*próbuje* Czy ona ma uzębienie pionowo?
[Czas na odwiedziny familii zawodników. Okazuje się, że w alternatywnej rzeczywistości Shakira nie istnieje i do Pique nie przyjeżdża żona, dziewczyna ani w ogóle żadna rodzina. Co to oznacza?]
Uśmiechnęłam się i weszłam do środka, a Gerard za mną.
– Właśnie, kiedy biegałeś po hotelu uświadomiłam sobie, że należy ci się więcej nagród.
– Zainteresowałaś mnie.
– Chodzi o to, że jedna należy ci się za rzeczy Sergia, druga za wczorajsze zaprowadzenie mnie do waszego lekarza, a trzecia za pocieszenie mnie kilka dni temu – wyliczyłam. – Jeśli o czymś zapomniałam, popraw mnie.
Jeszcze więcej seksualnych aluzji! Hip, hip, hura!
Oparłam się o ścianę i spojrzałam na niego tak, że musiał wiedzieć, co chciałam zrobić.
– Myślę, że trzy nagrody to i tak bardzo dużo – rzekł, przybliżając się do mnie.
– Mam już pomysł na pierwszą.
A korzystałaś z książki Francesca?
[Nagły zwrot akcji – pojawia się nieślubna córa ojca Godlewskiej!]
– Wiem, wiem, co znaczy nada, nada – ucieszył się Kuba i obydwoje na niego spojrzeliśmy. – Właśnie się okazało, że pani Karolina ma przyrodnią siostrę – powiedział do Gerarda po angielsku.
– Naprawdę?
– Nie – odpowiedziałam mu, lekceważącym tonem.
– Tak – powiedział, zaś Kuba.
...skończył nagle zdanie.
– Więc twierdzisz, że jesteś moją siostrą?
– Tak.
– A masz na to jakiś dowód?
Kiwnęła głową z dziwnym uśmiechem na twarzy i wyjęła jakiś papierek z torebki. Ale kiedy miała mi już go podać, zawahała się.
– O niczym nie wiedziałam, dopóki matka nie znalazła sposobu, bym nie wyjeżdżała na studia za granicę – powiedziała z powagą.
- Mamo, wyjeżdżam do Hiszpanii
- Godlewski jest twoim ojcem!
- Och! Eee... A to w czymś przeszkadza?
- Wręcz przeciwnie! Możesz
- Dzięki, mamo! Jesteś najlepsza!
[Godlewska dzwoni do ojca, który w tym czasie byczy się na Majorce]
– Potwierdził? – Bardziej powiedziała, niż zapytała, z wrednym uśmiechem na ustach.
– Powiedział, że nie jesteś z Wrocławia – zignorowałam jej pytanie. – Poprosił mnie, żebym znalazła ci jakiś nocleg.
– Myślałam, że będę mogła zostać tutaj – powiedziała, patrząc w stronę stolika piłkarzy.
Podoba mi się to, że nawet nie ukrywa, jak bardzo chce poszerzyć swoje horyzonty.
Bez słowa odwróciłam się na pięcie i odeszłam do swojego gabinetu. Od razu zadzwoniłam do Aleksandry, mojej starszej siostry, by opowiedzieć jej o wszystkim. Nie mogła się doczekać, żeby poznać Igę i zapowiedziała swoją wizytę. Po telefonie do Oli, wykręciłam numer mojej mamy, która obecnie mieszkała w Moskwie i prowadziła tam małą galerię sztuki. Jej reakcja na wiadomość o pojawieniu się Igi była identyczna jak mojej siostry. Chwilę po tym jak skończyłam z nią rozmawiać, ojciec dał mi znać, że jest już na lotnisku. Do pełni szczęścia brakowało jeszcze tylko mojego młodszego brata Wojtka, który raczej udawał, że studiuje na Politechnice.
W jednym akapicie poznajemy całą boChaterkową rodzinę, o której wcześniej nie było ani słowa. Zabieg rodem z jakiegoś „M jak miłość” - potrzebny bohater? Walnijmy go w środku akcji bez zbędnego tłumaczenia!
Nieślubna córka, która pojawia się całkowicie znienacka? Czułam się jak bohaterka taniej telenoweli, bo to było niemożliwe, żeby takie rzeczy działy się w prawdziwym świecie.
O tym właśnie mówię. Zresztą, można by się pokusić o zestawienie opek z tanimi telenowelami, ale mam zbyt wiele szacunku dla swojego mózgu, by czytać blogaski i oglądać „Zbuntowanego anioła” jednocześnie.
Chciałam z kimś o tym porozmawiać lub pomilczeć.
Spróbuj z kotem Schrödingera.
I choć zawsze w takich chwilach miałam Igora, na którym mogłam polegać w stu procentach, pragnęłam kogoś innego. Kogoś, przy kim zapominałam o wszystkim.
Dobra, dobra, koniec gadaniny – wskakujże wreszcie do tego łóżka z Pique i miejmy to za sobą.
[Przybywa boChaterkowa rodzina, toczy się bezsensowna rozmowa o pupie Maryni – ucinam]
– Przebywałam w jej obecności jakieś dwadzieścia minut i wiem, że dzięki niej nic dobrego nas nie spotka.
– Ciekawe, co może nam zrobić zagubiona dziewiętnastolatka? O, idziemy do restauracji! – w końcu się uśmiechnęła. – Wina! Wina!
Wina dajcie!
A jak umrę, pochowajcie
w centrum Puszczy Białowieskiej
z daleka od K. Godlewskiej!
W lobby przez moment nie było nikogo, lecz gdy weszłam z małym do windy, spotkałam tam Casillasa w towarzystwie zjawiskowej brunetki, zajętej swoim telefonem. Uśmiechnęłam się do piłkarza, który zrobił śmieszną minkę do Jasia. W momencie, w którym Jaś uroczo się zaśmiał, brunetka wybuchła złością.
Rozumiem, że Sara to sex-bomba, ale od razu tak?
Miałam wrócić do rodzeństwa, aby przekazać im informację o przyjeździe ojca, gdy usłyszałam za sobą kilka słodkich głosów.
– A to kto? – wyszczerzył zęby do Janka Cesc i zaczął się bawić jego malutką rączką.
– No kto? – dodał uśmiechnięty od ucha do ucha Gerard, chwytając drugą rękę malca.
Śmiech mojego chrześniaka tylko mnie pogrążył.
– Ciebie się nie przegada?
Pokręcił głową uśmiechnięty.
– A nawet mam jeszcze coś w zanadrzu.
– Słucham cię – powiedziałam, niby z wielką niechęcią.
– Moje trzy nagrody.
Kiwnęłam głową. W końcu miał coś poważnego.
– Masz na nie jakiś pomysł?
- Ja nie, ale Cesc – pomachał energicznie egzemplarzem poradnika – owszem.
Dla pewności, żebyś była na tym ślubie, niech jedna nagroda będzie twoim przyjazdem do Hiszpanii i dniem spędzonym ze mną – powiedział już bez uśmiechu.
- A co z nocą?
Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, równie hipnotyzująco jak za pierwszym razem przed hotelem, lecz w pewien sposób inaczej. Coś między nami w ciągu tych kilku dni się zmieniło i nie mogłam przed sobą ukryć, iż niesamowicie ta zmiana przypadła mi do gustu.
I kolejny raz ktoś nam przerwał.
– Witaj skarbie.
Och, Smeagol, zawsze musisz się wtrącać w takim momencie?!
Znałam ten ochrypły głos, który zapewne matka Igi uznała za niesamowicie przystojny.
Ach, ta seksowna chrypka.
Nagle ojciec przeniósł spojrzenie ze mnie na Gerarda, a raczej na Jasia.
Gerard, czyli Jaś, czyli o co tu chodzi?
Czy widok Gerarda ze słodkim dzieckiem na rękach był przedsmakiem spełnienia marzeń? Możliwe, że tak. Jednak doskonale wiedziałam, żeby mimo jego licznych aluzji i zachowania, nie robić sobie nadziei. Mężczyźni, to mężczyźni, a sportowcy, to gracze.
A interpunkcja to dziedzina językoznawstwa, której za moich czasów uczyli jeszcze w szkołach.
Ale to szczere i radosne spojrzenie niebieskich oczu przysłaniało wszystkie minusy.
Dlatego wszyscy koledzy z klasy Pique oblewali zawsze matmę.
–Żadnej wódki! –Krzyknęłam od razu. – Tu jest dziecko! Macie się nim opiekować!
– I Gerard Piqué – podrapał się po brodzie mój brat i wbił wzrok w piłkarza, który na chwilę zamarł. – Urodzony 2 lutego 1987, 193 wzrostu, 83 kilogramów wagi, wychowanek Barcelony…
- Powiedzieć ci, co jeszcze wyczytałem na Wikipedii?
2 komentarze:
Jak zwykle można przyznać wiele wyróżnień, ale jedno przyćmiło absolutnie cały odcinek. Dutkiewicz jako chippendale będzie mi się śnił w najgorszych koszmarach. Może w kolejnych przygodach do Godlewskiej przybiegnie na czworaka sam Platini, do tego trzymając jabłuszko w zębach? Sugeruję również telefon do Avengersów - ci to dopiero zapewniliby atrakcje dla hotelowych gości.
59 yr old Analyst Programmer Ernesto Bicksteth, hailing from Langley enjoys watching movies like "Moment to Remember, A (Nae meorisokui jiwoogae)" and Magic. Took a trip to Sceilg Mhichíl and drives a Ferrari 250 SWB California Spider. dowiedziec sie wiecej
Prześlij komentarz